Poprzednie częściClaymore - Nowy świt - Prolog

Claymore - Rozdział IV

Od wizyty i rozmowy z Irene, minęły całe dwa dni. Pełne czterdzieści osiem godzin z grubą nadwyżką, które Clare nie wykorzystała do poruszenia rozmowy z Rakim na temat jego przeszłości. Co gorsza, była Claymore nie miała nawet jak sobie usprawiedliwić braku działań w tej kwestii. Gdyby chociaż, ciążyło nad nimi jakieś zagrożenie lub niesmak w relacji, wojowniczka czuła by się o wiele lepiej, ze świadomością, że się powstrzymuje od tej rozmowy. A tak to, pachniało to zwykłym tchórzostwem, który wedle mniemania samej Clare, do niej nie pasował. W końcu jak mogła bać się głupiego dialogu, skoro nie wykazała nawet cienia strachu w walce przeciw Priscilly, będąc gotowa nawet zatracić swe człowieczeństwo…

No właśnie. Priscilla. Ciągle jej życie krążyło wokół tego cholernego potwora, nawet kiedy jej ciało przeistoczyło się w pył. Raki miał z nią przeszłość. Znali się. I ten fakt, cholernie irytował wojowniczkę, choć ten gniew nie miał sensu i logiki.

Wzrok Clare wylądował na płomieniach ogniska, które swobodnie unosiły się do góry, zaraz znikając w powiewach wiatru. - Jak bardzo chciałaby by jej dylemat tak samo uleciał jak te języki ognia - Aczkolwiek, wojowniczka wiedziała, że niestety jest to niemożliwe w tej formie. W końcu była zbyt uparta by odpuścić, ale zarazem dziwnie sparaliżowana by się odezwać. Mimowolnie przez to czuła na sobie zdegustowany ciężar spojrzenia Teresy. Jak bardzo żałośnie ona musiała teraz wyglądać? Niczym jak podczas spotkania z nią, w umyśle, gdzie jako mała dziewczynka, zasmarkana i lepiąca się od łez, przytulała się w pierś kobiety.

Jedynym pozytywem była fakt, że Raki nie mógł dostrzec teraz jej wewnętrznej frustracji, która mimowolnie jednak na pewno ukazywała się na jej twarzy w obrazie ciężkiego grymasu na twarzy. Jej towarzysz był teraz nieopodal nad rzeką.

- Idę się odświeżyć! – rzucił do niej nim zniknął za pasmem zieleni gałęzi i drzew, nie przejmując się żadnym możliwym zagrożeniem.

Jak on mógł być taki beztroski? – Clare nie raz zastanawiała się nad tym faktem. Raki w końcu przeżył nie jeden zawód w swym życiu. Jego rodzina zginęła, został porzucony przez mieszkańców jego własnej wioski. Żył pośród potworów, żywiących się ludźmi, a mimo tego z jego twarzy nigdy nie zniknął ten uśmiech, który raził ją w głowie przez tyle lat. Cóż, nie kłamiąc, wojowniczka była świadoma, że to właśnie ta niedorzeczna cecha, sprawiła, że tak mocno się do niego przywiązała, ale zarazem, jej logiczna część umysłu, nadal szukała odpowiedzi.

Taka już Clare była. Wiecznie rozerwana między tym co podpowiadał jej rozum i lata szkoleń w Organizacji, a wolą jej uczuć oraz serca.

Cicho wzdychając, Claymore wstała z ziemi, dorzucając na szybko i drwa do płonącego ogniska, po czym bez skrupułów ruszyła przed siebie, w stronę gdzie ruszył mężczyzna. Bardzo szybko jej uszy dobiegł ten specyficzny dźwięk rwącej wody, rechot żab i plusk, który mógłby być dźwiękiem wyskakującej z wody ryby, lub opadającego głazu lub gałęzi w jej toń.

Jej krok był równy i pewny. Nie było w nim śladu zawahania i krępacji. W końcu dlaczego miała by się wstydzić? Faktu, że Raki pewnie kapie się w rzece nago? W Organizacji, szkolono ją by nie bała się prospektu nagości u ludzi. W końcu nie zawsze zabijanie yome, toczyło się na jakimś placu lub wolnej przestrzeni. Nie raz zabijała yomy, ukrywające się pod postacią ludzi, w ich domach. Jak na przykład kiedy zabiła nagą kobietę, tuż obok jej nieświadomego męża, który nie wiedział, że nim by zdążył z nią skończyć uprawiać seks, stracił by swoje wnętrzności. Do dziś, pamiętała jak potem żałośnie skulił się w progu domostwa, wciąż nagi i cały w krwi yomy, płacząc rzewnymi łzami nad martwym ciałem potwora który kiedyś był jego ukochaną.

Clare nigdy wtedy nawet nie próbowała zastanowić się, czy ten mężczyzna się pozbierał, czy też po takiej traumie zwariował. Teraz jednak od czasu do czasu, nawiedzały ją myśli o nim i wielu innych przypadkach, gdzie kobiety, mężczyźni i dzieci zostawali sami, po ataku yome. Czy ocalali, też byli wygnani z ich rodzinnych stron, przez panikujących sąsiadów?

To było bardziej niż prawdopodobne.

Wojowniczka nie pozwoliła sobie na zbyt długie gdybanie, nad przeszłością. Skupiając za to wzrok i myśli na wiszących na gałęzi ubraniach Rakiego. Były rzucone niedbale i krzywo. Widać było gołym okiem, że się śpieszył kiedy je zdejmował.

Cały Raki. Cieszący się z takich małych rzeczy jak kąpiel w rzece która dawała mu tonę radości.

Clare miała ochotę sapnąć i westchnąć, ale powstrzymała się, kiedy w toni wody ujrzała obiekt jej zamyślenia, w pełnej krasie, kiedy tylko wypłynął on na wierzch tafli wody, zaciągając kilka ciężkich wdechów powietrza.

Jego wiecznie roztrzepana na wszystkie strony czupryna, obecnie, widocznie irytująco lepiła mu się do całej twarzy, przez co Raki, musiał odgarnąć sporą garść jego włosów, by nie zasłaniała mu oczy. Jego Poliki nabrały lekkich rumieńców, kiedy to reszta aparycji wydawała się nienaturalnie blada. Mięśnie jego szyi były nienaturalnie napięte, a także po chwili Clare mogła dostrzec, że jego ciało lekko drga.

On trzęsie się. – rzuciła cicho sama do siebie, czując napływ frustracji. Ten głupek się wyziębia. Marznie. A mimo to zamiast wyjść z wody, to zaraz jego twarz znów zniknęła w jej toni.

Dureń. – Dodała w myślach, podchodząc bliżej. Czy on nie rozumie, że wyziębiając się, może zachorować? On nie jest Claymore. Nie może za pomocą yoki dowolnie manipulować temperaturą ciała, jak i cieszyć się immunitetem na większość chorób. Był tylko człowiekiem.

Na czole wojowniczki pojawiła się żyłka irytacji, a jej pięści zacisnęły się boleśnie na wysokości jej bioder.

Niczym w transie, prowadzona przez gniew, podeszła jeszcze bliżej, strumienia wody, przyglądając się, jak w jej toni, przemieszcza się rozmyta aparycja mężczyzny. Nie myśląc wiele, Clare, zdjęła swe buty i płaszcza, po czym bez chwili zawahania ruszyła w toń wody. Nie liczyło się dla niej że pomoczy jej strój. Liczyła się tylko potrzeba wyciągnięcia Rakiego z tej durnej wody i uchronienie go od możliwości wyziębienia organizmu.

Tylko tyle i aż tle.

Nim jednak zdołała dojść do rozmazanej plamy pod wodą, będącej jego osobą, Raki nagle się wynurzył, znów zaciągając kilka głębokich wdechów i uśmiechając się beztrosko.

- Hah! Wreszcie cię dopadłem! – rzucił w przestrzeń, choć Clare od razu zorientowała się, że Raki nie mówi do niej, a do siebie samego. W końcu nadal jej nie zauważył, zbyt zajęty w wpatrywanie się w trzymane w jego dłoniach stworzenie, które okazało się trzepoczącą rybą.

Clare przez moment miała dziwną chęć nie wtrącania się, wpatrując się, z boku w jego uśmiechniętą i pełną dumy aparycję, ale zaraz odrzuciła tą myśl na bok. Wracając do słania mu srogiego spojrzenia.

- Raki, przestań się bawić! Marzniesz! – krzyknęła w jego stronę, tak donośnie i ostro, że Raki aż się wzdrygnął, tracąc siłę w swych chwycie, co schwytana przez niego ryba od razu wykorzystała do wysunięcia się z jego uścisku i zniknięcia w tafli rzeki.

Jeśli mężczyzna, czuł frustracje z powodu utraty jego zdobyczy, to skrzętnie została ona ukryta w jego zaskoczonym spojrzeniu i wyrazie rozwartych ust i rosnącej czerwieni na polikach. Jednak ku frustracji Clare, Raki zamiast jej odpowiedzieć, lub też grzecznie wykonać polecenie, zatopił się w wodzie jeszcze raz, aż do ust, niezgranie zasłaniając się też dłońmi pod wodą.

- Clare!? Co ty tutaj robisz? – rzucił z głosem, który był dla Clare dziwnie nienaturalny. Był on wręcz piskliwy. Irytująco wysoki. Co wojowniczka szybko sobie wyjaśniła wyziębieniem organizmu.

- Chciałam zadać ci to samo pytanie – odparła na szybko podchodząc jeszcze bliżej, na co Raki w panice cofnął się do tyłu, na moment znikając twarzą w tafli rzeki. – Co ty robisz? Dlaczego uciekasz? I przestań, nurkować! Całe twoje ciało trzęsie się jak osika, a zamiast wyjść wyschnąć, dalej bawisz się w pływanie!

- Zaczekaj, nie podchodź! Nie widzisz, że jestem nagi! – krzyknął w jej stronę, z nutką czegoś na wzór pretensji, choć Clare zaraz odrzuciła taką możliwość. W końcu dlaczego miałby mieć do niej jakieś zastrzeżenia z tak trywialnego powodu? To chyba oczywiste, że kąpał się i pływał nago. Nie musi ją uświadamiać w tak prostych i klarownych faktach oraz rzeczach.

- No i? Nie rozumiem twej reakcji.

- Nie rozumiesz? Jak niby… Agh! Clare. Proszę, po prostu nie podchodź… I odwróć się, muszę się ubrać!

Te słowa zatrzymały Clare w bezruchu. Dlaczego Raki, aż tak bardzo nie chciał, by ona patrzyła na niego kiedy jest nagi? Po co każe się jej odwracać? Może nie jest świadomy, że dla Claymore nagość, to żadne tabu. Tak. To musiała być odpowiedź. W końcu nie powstrzymywał by jej z innego powodu. Jak na przykład brzydzenia się jej dotykiem? W końcu w każdej innej sytuacji, nie mieli z tym problemu. Aczkolwiek teraz, Raki reagował wręcz atakiem paniki na jej widok. Czyżby bał się jej ukazać swoje nagie ciało? Swoją męskość? Jak o tym pomyśleć, to strach i wstyd to było coś normalnego dla zwykłych ludzi. Zatem, może zachowała się ona nietaktownie? Albo też… Raki starał się coś ukryć…

Na przykład rany? Blizny? Stygmaty?

Możliwości było wiele. Za dużo, jak na upodobania Clare.

W końcu tego typu możliwości, oznaczały zagrożenie. To zatarte już w przeszłości, albo te obecne. Teraźniejsze. Doczesne.

- Clare, mówię serio! Odwróć się! – wtrącił się nagle głos Rakiego, który zdmuchnął przemyślenia Clare niczym powiew zimnego wiatru. Tym razem w jego barwie nie było śladu strachu i zaskoczenia. Była za to nutka irytacji i… Gniewu?

Mimowolnie Clare zachłysnęła się pod wpływem nierzeczywistego ciężaru, tego odkrycia.

Raki był rozgniewany. Zirytowany jej osobą.

I Clare nie mogła pojąć, jak to możliwe. Czy rzeczywiście, jej obecne zachowanie było aż tak karygodne? Od kiedy troska jest zła? Czy on nie rozumiał, że ona wlazła do tej wody, dla jego dobra? Czyżby przesadzała?

Irene, wspominała, że ona czasem wpatrywała się w Rakiego z takim natężeniem jakby chciała go zamknąć w złotej klatce. Aczkolwiek, to nie miało sensu. Przecież, Clare doceniała i szanowała jego zdanie. Raz za razem respektowała jego decyzje…

A teraz po prostu…

Wojowniczka ciężko sapnęła.

Nie rozumiała swej reakcji, ani tym bardziej Rakiego.

Nie potrafiła tego sklasyfikować. Nazwać. Nadać odpowiedni ton. Zamiast pozytywnego rezultatu, jej działań, dostała tylko fale frustracji w jej duszy i płomyk irytacji w spojrzeniu mężczyzny. A przecież nie tego chciała.

Rozgoryczona Clare cicho przytaknęła, zaraz się odwracając.

Raki nie marnował ani chwili, zaraz oddalając się na brzeg. Claymore była tego totalnie świadoma, przez fakt, dochodzenia do jej uszu, plusku jego ciała, zderzającego się z kolejnymi falami wody, a także… Widząc jego ciężki pochód kątem oka.

To nie tak, że chciała go podglądać, zaprzeczając jego prośbie. Po prostu upewniała się, że wszystko jest z nim w porządku. Poza tym, kazał jej się tylko odwrócić, a nie, nie patrzeć.

Jej srebrzyste oko, bacznie obserwowało wyłaniającą się z tafli wody, aparycje mężczyzny, kiedy wszedł on na brzeg. Tak jak się spodziewała blizna na jego ramieniu nadal była irytująco czerwona. Ran po cięciach Priscilli na jego torsie, nie mogła zobaczyć z tego kąta, ale za to dostrzegła parę innych szram i śladów po cięciach lub bacie na jego plecach.

Jedna z tych blizn ciągnęła się aż do skóry jego prawego pośladka. Z tego kąta i dystansu nie mogła być pewna, ale wyglądała ona na ranę ciętą, zadaną nożem lub krótkim ostrzem. Ten uraz, był delikatniejszy niż jego blizna na ramieniu. Była tylko lekko zaróżowiona, niemal już idealnie stapiając się z kolorem jego skóry.

Jej wzrok dostrzegł spazm jego mięśni na plecach i biodrach, kiedy niczym pies, Raki zaczął roztrzepywać z włosów krople wody, zaraz też sięgając po spodnie. Z jego gardła wydobył się przeciągły syk oraz urwany potok słów, który jednak dla Clare był zbyt cichy by wychwycić sens jego wypowiedzi.

Chwile później niedbale zarzucił na swoje ramiona koszulę, w końcu odwracając się w jej stronę.

- Dobra! Już możesz się odwrócić.

Clare nie zamierzała czekać dłużej w wodzie, zaraz już otwarcie odwracając swą twarz i ciało w jego stronę, bez skrupułów idąc w stronę mężczyzny.

Jej skórzana tunika była cała przemoczona. Irytująco zwiększając swój ciężar i przylegając do jej mokrego ciała. Aczkolwiek Clare nie przejmowała się, tym zbyt skupiona na postaci Rakiego, który teraz wpatrywał się w jej osobę z lekką czerwienią na polikach, co chwila uciekając wzrokiem w każdą inną stronę, byle tylko na nią nie patrzyć.

Teraz już totalnie nie wiedziała, co zrobiła źle…

- Raki, o co chodzi? Podejrzewam, że mogłam cię urazić swym zachowaniem, ale chyba nie musisz unikać mnie wzrokiem…

Mężczyzna sapnął, czerwieniąc się jeszcze bardziej.

- Nie to nie tak! Tylko… Po prostu… Ah! Pamiętasz naszą rozmowę z przed lat w Rabonie… O uśmiechu prostytutki?

Clare nie kłamiąc zatkało. Nie wiedziała, co ma do ich obecnej sytuacji, ich rozmowa na temat jej szkolenia, ale zamierzała się tego dowiedzieć.

- Pamiętam… Aczkolwiek co to ma do rzeczy?

Raki sapnął przeciągle, nagle spoglądając jej prosto w oczy. Wojowniczka pod ciężarem tego spojenia, poczuła się nieswojo. To nie był wzrok „jej Rakiego”. Było w nim coś obcego. Nieznanego. Niebezpiecznego. To nie było spojrzenie tak dobrze znanego przez nią chłopca.

- Clare, ja… Nie jestem chłopcem. – zaczął Raki, mimowolnie sprzedając Claymore, mentalnego pstryczka w nos. Tak. Wojowniczka wiedziała o tym. Aczkolwiek, wiedzieć, a przyjąć tą prawdę, to dla niej były dwa różne światy. W końcu czy nie jeszcze parę sekund temu sama w głowie nie nazwała go chłopcem?

Dlaczego relacje interpersonalne muszą być takie skomplikowane?

- Nie zrozum mnie źle. Doceniam i naprawdę cieszę się, że się tak przejmujesz moją osobą. Naprawdę, sprawia mi to ogromną radość… Ale Clare, zrozum, że ja nie jestem już tym bezużytecznym dzieckiem, który gotował ci obiady, których tak naprawdę nie potrzebowałaś. Jestem mężczyzną. Przeżyłem nie jedno w swym życiu. Doświadczyłem wielu rzeczy. W tym przykrych, bolesnych i po prostu okrutnych. Przetrwałem. Tak jak i ty przetrwałaś. Oboje się zmieniliśmy Clare i pewne kwestie… Już nie są takie same jak wcześniej.

- Na przykład? – zapytała Clare, widocznie skonsternowana, ale i… Ciekawa.

Raki drobnie się uśmiechnął, a jego spojrzenie znów stało się ciepłe i znajome.

- Na przykład, fakt, że nie jestem już totalnie bezradnym chłopcem, którego musisz wiecznie ratować z opresji.

W raz z ostatnim słowem, Raki już otwarcie się zaśmiał, rozczesując zarazem swe mokre włosy.

Clare przez chwile stała cicho, analizując jego słowa, aż po chwili postanowiła się odezwać.

- Wiem o tym. Aczkolwiek… Ja…

Słowa nagle utknęły w gardle wojowniczki. Bo w końcu co miała powiedzieć? Że się troszczy? Że nadal traktuje go jak dzieciaka? Że się boi?

Posmak goryczy, wypełnił jej ciało, które wręcz zatrzęsło się spazmatycznie, niczym gdyby obtoczyła ją aura chłodu.

Tchórz.

To jedno słowo opanowało jej umysł.

I nie spodobało się jej, że było ono tak trafne i prawdziwe.

- Clare… - wtrącił się ponownie Raki, podchodząc do niej i delikatnie chwytając jej dłoń. Był to tak subtelny gest, że wojowniczka dopiero po chwili poczuła, miękkość i ciepło jego ręki, na swej własnej.

- Ja żyje… Jestem cały i zdrowy, czas byś przyjęła tą prawdę.

Oczy Clare rozszerzyły się do granic możliwości, a oddech uciekł z jej ust.

Słowa Rakiego choć delikatne i czułe, uderzyły ją. Smagnęły jej duszą, niczym trzask bicza.

W jednej chwili chwyciła mocno jego dłoń. Zacisnęła swoje place na jego.

Tak.

Czuła to.

Jego ciepło skóry. Rytmiczny puls jego krwi. Widziała jego drobny uśmiech. Kropelki wody ociekające po jego twarzy i szyi. Unoszącą się i opadającą pod materiałem jego koszuli klatkę piersiową.

On żył.

To był oczywisty fakt. Niezaprzeczalna prawda.

Aczkolwiek dopiero teraz Clare pojęła że przez ten parę ostatnich tygodni, postrzegała Rakiego jak ducha. Wspomnienie które może dotknąć, ale nadal w głębi duszy, nie postrzegając tego jako czegoś rzeczywistego. Bo głęboko w jej jaźni, nadal tkwiły dawne wizje. Koszmary. Strach.

Raz go utraciła. I choć całym sercem wierzyła, że go odnajdzie, to jej wytresowany przez Organizacje rozum, odbierał jej nadzieje, dzień po dniu. Kruszył jej wiarę okruszek po okruszku, zastępując to rządzą zemsty na Priscilli. A teraz, kiedy wreszcie jej skruszone marzenie się spełniło… Ona nadal nie mogła w to uwierzyć. Dlatego reagowała paniką, na każdą możliwą wizje zagrożenia dla jego osoby.

Najzwyczajniej wewnętrznie bała się, że to tylko ułuda. Sen.

Coś, co można łatwo było jej odebrać, w ułamku sekundy…

Tak jak to było z Teresą.

Chwilę wcześniej była obok niej, z mieczem w ręku…

A potem jej dłonie pofrunęły na bok, a głowa potoczyła się po ziemi jak piłka…

Śmierć odnalazła ją w jednej sekundzie zawahania.

A przecież Teresa była największą Claymore swej generacji… A i pewnie w historii całej Organizacji.

A Raki był tylko człowiekiem.

Istotą, podatną na wszelkie zarazy, urazy i śmierć.

A do tego to go co spotkało. Jego przeszłość. Widok jego walki z Priscillą przetoczył się po umyśle Clare, niczym huragan. Wypalił w niej bliznę. Głęboką i bolesną.

- Clare… Mówiłem ci to już wiele razy… Aczkolwiek po prostu mi zaufaj. Nie chce byś tylko mnie postrzegała jako nieporadnego chłopca, który potykając się, może umrzeć. Jestem czymś więcej. Oboje jesteśmy. Zmieniliśmy się. I wybacz, ale nie pozwolę by z powodu twego strachu, miałbym się ograniczać. Bo ja pragnę, spędzić lata mego życia z uśmiechem i w pełni jego możliwości… Z tobą u boku… - kończąc Raki nabrał pełni czerwieni na twarzy. Jego poliki wręcz zdawały się wrzeć, a wzrok delikatnie uciekł na bok.

A Clare to wszystko pochłaniała, by po chwili jej druga wolna dłoń powędrowała na jego rozpalony polik.

- Ja też sobie tego życzę Raki. – odparła z dziwnie nienaturalną dla niej nutką w głosie, pobudzoną w rytmie jej serca, które zabiło na moment o parę tonów szybciej.

Zaraz jednak jej dłoń powędrowała wyżej na jego skroń.

- Aczkolwiek na pewno nic ci nie jest? Wydajesz się rozpalony.

Raki cicho sapnął pod nosem i się zaśmiał.

- Tak... Nic mi nie jest. Chodźmy.

I poszli. Razem, wciąż trzymając swe dłonie złączone w uścisku, choć tego nie planowali.

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Ok, wreszcie udało mi się coś sklecić. Mam nadzieje, że będzie się podobało!

 

Pozdrawiam!

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania