Poprzednie częściDalia w Krainie Rzeczywistości

Dalia w Krainie Rzeczywistości - Rozdział Dwudziesty pierwszy.

Hej!

Mam wam strasznie dużo do opowiedzenia, w tym o spotkaniu Nati z moim germanistą. (jeśli się wyrobię, jeśli nie to będzie w drugiej notce). Jednak na początek pochwalę się tym że ostatnio zaczęłam słuchać też polskiego post-punku. Piosenkę „Dekoder” zespołu Nowo Mowa katuję prawie cały czas.

Zacznę od przyjęcia urodzinowego Nelki. Przyjechałam tam na godzinę piętnastą. Prawą stronę podwórza zajmowała dmuchana zjeżdżalnia. Pilnował ją animator, ale chyba był bardziej zajęty przeglądaniem telefonu niż pilnowaniem małoletnich. Po lewej stronie posesji były rozstawione dobrze mi znane z poprzedniego grilla meble ogrodowe. Czuło się to pieruńskie gorąco. Tak jak myślałam siostry cioteczne wniosły na imprezę procenty, ale piło je głównie męskie towarzystwo co jest zrozumiałe skoro Sisi (czyli Sylwia, moja siostra cioteczna, ale nadałam jej ksywkę by odróżnić ją od żony brata) jest w ósmym miesiącu ciąży. Zanim związała się ze swoim obecnym mężem byłyśmy dość blisko, nawet często u niej nocowałam. Jeśli mam być szczera to wtedy niezbyt miałam prawo głosu bo ciągle gadała o swoich byłych bądź aktualnych chłopakach. Od kiedy związała się że swoim ślubnym to nagle urwał nam się kontakt, już nie zapraszała mnie na noc pomimo że mieli już swoje mieszkanie. I tu nie chodzi o to że Sisi tak dużo czasu spędzała ze swym lubym, bo on lwią część czasu zajmował się pracą za granicą... Na co dzień zbytnio o tym nie rozmyślam, ale kiedy twoja dawna bliska dusza siedzi obok ciebie i odpowiada na twoje pytania półsłówkami to naprawdę może zrobić się smutno. Poczułam też jakbym była z innego świata niż reszta kobiet z mojej rodziny. Ich jedynym tematem do rozmów były dzieci. W takich momentach uświadamiam sobie że życie sprawnych oraz niepełnosprawnych ludzi w tym samym mniej więcej wieku zazwyczaj wygląda zupełnie inaczej. Kiedyś myślałam że te całe gadanie o tym że niektóre matki gadają tylko o dzieciach to tylko wymysł przewrażliwionych internautek, a jednak miały rację. Dość szybko bo po godzinie urwałam się z imprezy. Jedyny plus ten eskapady to dobre jedzenie.

 

No ale przejdźmy do moich urodzin. W poniedziałek obudził mnie zapach świeżo pieczonego ciasta, okazało się że to był przekładaniec z masą czekoladową. Wesoło we trzy razem z mamą Natalii zjadłyśmy ciasto w ich klimatycznej, białej kuchni która atmosferą bardzo mi przypomina kuchnię babci Jedwabińskiej z książki „Dziecko piątku”. Stare, drewniane meble być może pamiętały jeszcze przedwojenne czasy a my jadłyśmy ciasto przy stole okrytym ceratą w biało-czerwoną kratę. Słodkości popijałyśmy inką z mlekiem dyskutując o ulubionych tureckich serialach Natalii i ulubionych japońskich moich. Jako prezent dostałam od nich małą różową różę w doniczce oraz zaproszenie na kolejne wakacje. Byłam wzruszona. Jeśli chodzi o domowników to dostałam życzenia tylko od mamy. Nawet Daniel mi ich nie złożył pomimo że ja mu składałam. Nikt z rodziny oprócz mamy i cioci nie przysłał mi życzeń. Było mi trochę przykro. Za to o siódmej rano jako pierwsi życzenia złożyli mi Paweł i Ada i życzyli mi wiele rzeczy w tym odwagi, fakt akurat to mi się może przydać.

Tośka i Elka złożyły mi za to życzenia wieczorem.

Następnego dnia miałam zajęcia z Antoniną. Na początek znowu złożyła mi życzenia. Miałyśmy jechać na sushi. Okazało się jednak że to miejsce jest otwarte dopiero od dwunastej a my o tej godzinie już kończymy zajęcia. Postanowiłyśmy pojechać w inne miejsce a dokładniej pochodzić po sklepie Carrefour, szczególnie że podobno niedługo ma zniknąć z polskiego rynku. Naszym celem było kupienie sushi i zjedzenie go sobie nad wodą. Niestety jedyne sushi jakie tam znalazłyśmy nie spełniało naszych oczekiwań. Kupiłyśmy więc pianki - te które amerykanie pieką na ognisku niczym my kiełbaski. Tośka zakupiła jeszcze małego kaktusika który okazał się być prezentem dla mnie.

Potem wstąpiłyśmy na lody do pobliskiej lodziarni. Smak słonego karmelu był wprost obłędny, zresztą ta lodziarnia ma bardzo dobrej jakości lody. Następnym razem kupię sobie lody o nazwie „Kinder jajo” jeśli oczywiście jeszcze będą je sprzedawać bo to już wrzesień.

Pojechałyśmy nad wodę. Było czuć że jest już po sezonie. I nie chodzi tylko o to że było poniżej dwudziestu stopni a liście już zaczęły żółcieć i brązowieć. Ludzi tam obecnych można było praktycznie policzyć na palcach jednej ręki, góra dwóch. Dyskutowałyśmy o tym z Tośką gdy szłyśmy w stronę huśtawki typu pajęcze gniazdo. Antonina nawet karmiła mnie piankami bo miałam obie ręce zajęte kulami i musiało to śmiesznie wyglądać! W końcu dotarłam na huśtawkę. Rozkoszowałam się wręcz klimatem nadchodzącej jesieni. Przez chwilę czułam wewnętrzny spokój gdy tak tam leżałam z przymkniętymi oczyma i chłonęłam zmieniającą się porę roku. Nogi przez ten nastrój rozluźniły mi się aż za bardzo bo szurały po piachu i to mnie zgubiło. W pewnym momencie prawa noga utknęła mi w piachu a huśtawka chciała iść dalej. Poczułam ból w całej łydce lecz wytrwałam do końca huśtania i dopiero potem przyznałam się do kontuzji. Okazało się że mogę iść, ale czułam przy tym ból. Szybko wróciłyśmy do gabinetu i Tośka obejrzała mi tą nogę. Według niej całkiem poważnie naciągnęłam mięsień oraz nerw więc noga może mnie poboleć nawet tydzień. Został naklejony mi na kostkę plaster stabilizujący.

Następnego dnia miałam zajęcia z Elką. Według niej noga była dodatkowo lekko opuchnięta, jednakże nic nie zmieniła w ustawieniu plastra.

Okazało się też że w ten weekend jedzie na imprezę do jednej z kandydatek na moją asystentkę i tam sobie z nią pogada. Z radości aż przybiłam Elce żółwika! Jednak po jakimś czasie powiedziała zdanie przez które wątpię że chce mi szczerze pomóc.

- Popatrz ile postępów zrobiłaś pomimo turnusów i covida!

Pomimo turnusów?! Chyba też dzięki nim! Wkurzyłam się, ale jak to ja - nic nie powiedziałam. Na koniec dostałam od niej paczkę Raffaello z okazji urodzin, to akurat było miłe.

 

Niestety noga dalej boli mnie przy chodzeniu. Wczoraj Tośka dokleiła mi jeszcze jeden plaster stabilizujący tym razem wzdłuż łydki. Mam nadzieję że do wtorku ból mi przejdzie bo chciałabym pójść na lody i do biblioteki...

 

Dobra, to teraz przejdźmy do spotkania mojego germanisty, pana Tomka z Natalią. Znalezienie mojego byłego nauczyciela okazało się łatwiejsze niż myślałam. Nie było też trzeba długo go przekonywać. Kiedy usłyszał frazę „Niepełnosprawna studentka germanistyki” sam zaproponował spotkanie.

Przyjaciółka była zachwycona tym że udało się załatwić tą sprawę. Po wczorajszym spotkaniu jej radość jednak znacznie się ulotniła. Pan Tomek przyjechał tuż po zakończeniu uroczystości rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Niby ubrany odświętnie bo w garnitur, lecz wciąż było widać że jego wesoła, chłopięca natura go nie opuściła. Na przywitanie mocno mnie przytulił co mnie zdziwiło, bo pomimo że zawsze był bardziej na luzie niż inni nauczyciele to nigdy nas nie przytulał, ale było to miłe.

Zamknęli się w pokoju Natalii na dobrą godzinę. Cały ten czas czekałyśmy z mamą Natalii w kuchni na ich wyjście.

I w końcu wyszli. Pan Tomek rozpromieniony znowu mnie uściskał a potem się pożegnał. Moja przyjaciółka za to nie podzielała jego entuzjazmu, była jak na nią zbyt poważna. Podjechała do stołu i poprosiła o herbatę po czym oświadczyła twardo.

- Zmieniam kierunek studiów.

- Dlaczego? - Zapytała jej rodzicielka zalewając herbatę.

- Kogo tyś mi poleciła? - Tu zwróciła się już do mnie. - Ten facet nie wie co to powaga, ciągle żartował! A jak gadał o niemieckim to nie dopuszczał mnie do głosu, nie mogłam zadać żadnego pytania!

- To dobry specjalista, jest po prostu zafiksowany na punkcie tego czego uczy.

- Mniejsza z tym! Mogłaś mi polecić kogoś normalniejszego...

- No to co teraz chcesz studiować? - Zmieniłam temat na bezpieczniejszy.

- Anglistykę. Najlepiej tutaj, na miejscowym PWSZ. Studia online były u mnie koniecznością, ale nie do końca się sprawdziły, chciałabym postudiować normalnie.

- A zdążysz się zapisać jeszcze na ten rok akademicki? - Mama Natalii znów zabrała głos.

- Na pewno spróbuję z drugim naborem, ewentualnie zrobię sobie rok przerwy.

Ja zaczęłam się śmiać jak opętana, nawet przytykanie obu dłoni do ust nie pomogło stłumić mojej reakcji.

- Czemu się śmiejesz? - Zapytała podejrzliwie Natalia.

- Bo pan Tomek uczy też angielskiego!

- Ale chyba nie każesz mi się znów się z nim konsultować? - Chyba zaraziłam ją moim nastrojem bo też się roześmiała.

Do końca dnia miałyśmy wyśmienite nastroje a ja obiecałam że już nie zaproszę pana Tomka.

No to chyba wszystko co chciałam wam dziś przekazać.

Trzymajcie się!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • rozwiazanie dwa lata temu
    To miło, że Ada i Paweł pamiętają o urodzinach Dalii. Piankę, którą wcinała Dalia, amerykanie dodają do gorzkiego gorącego kazała i jest wtedy pyszne. Pozdrawiam ?
  • Noico1 dwa lata temu
    A ja nie wiem co to jest ta pianka. Ostatni, na razie odcinek przygód Dalii, przeczytałem z zainteresowaniem. Pozdr.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania