Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Drezyna - rozdział 1

TLK z Tczewa do Szczecina o 1:13 w nocy nie był zbyt uczęszczanym połączeniem. W tygodniu nie jeździło nim zwykle więcej niż kilkanaście osób. Dość mało, jak na 3 wagony, ale jakoś PKP to nie przeszkadzało.

Piotrek jednak był z tego powodu zadowolony. Zawsze lubił podróżować samotnie. Wynikało to nie tylko z wygody, jaką dawało posiadanie całego przedziału na własny użytek. Drażnili go inni podróżni, którzy chcąc nie chcąc wchodzili z butami w jego sferę prywatną.

Dzięki bogu, gdy byli to pojedynczy podróżni, którzy rozwiązywali krzyżówki, słuchali muzyki z iPhone’a, albo po prostu gapili się przez okno. Ale gdy podróżnych było przynajmniej dwóch, wtedy stawało się to udręką. A kiedy będziemy? A czy zabrałeś skarpetki? A Marian to się ostatnio spił. A myślisz że zdążymy? A z którego peronu odchodzi tamten pociąg? A czy to już Stargard? Nieustająca paplanina, której jako pasażer, rad nie rad musiał słuchać.

Dlatego też Piotrek, gdy tylko mógł poruszał się pociągiem w nietypowych porach. Jako architekt nie miał problemu z precyzyjnym zaplanowaniem podróży, tak, żeby nie przepłacić biletu, dotrzeć na czas i spędzić podróż w miarę znośnych warunkach. Tak też miało być i tym razem.

Jechał właśnie z Sopotu, gdzie pracował obecnie w jednym z większych biur architektonicznych trójmiasta ASD Architektura, w którym zajmował się głównie projektowaniem domów w stylu high-tech dla bajecznie bogatych Pomorzan i Szwedów. Pracował tam z sukcesami od ponad siedmiu lat i szybko zbliżał się do momentu w życiu każdego architekta, w którym musi zdecydować czy chce nabijać kabzę swoim szefom, czy samemu sobie. Obecnie zbudował już sobie markę i miał na tyle dużą grupę „zaprzyjaźnionych” armatorów, żeglarzy, deweloperów i rekinów finansjery, że do końca życia nie musiał martwić się o polecenia.

Jeszcze dwa miesiące temu spytany gdzie będzie za rok z dumą odpowiedziałby „W swoim biurze w siedzibie mojej firmy Piotr Gorczycki Biuro Architektoniczne”. Teraz, nie odpowiedziałby już tak pewnie.

Po zrealizowaniu zlecenia dla jednego kiełkowego giganta z Kopenhagi, jego pracami zainteresowała się firma HC-7 ze Szczecina. Zaproponowali mu pracę u siebie. Początkowo grzecznie podziękował, ale gdy w którymś z maili pojawiła się wzmianka o pięciozerowych honorariach, to stwierdził, że on Piotr Gorczycki - Biuro Architektoniczne może poczekać.

Teraz właśnie udawał się na rozmowę w sprawie tej pracy. Miała się ona odbyć w siedzibie HC-7 o 10.30. W mieście spodziewał się być ok. 5.00. Dojazd do hotelu, rozłożenie rzeczy – 6.00. Krótki sen, o 9.30 wyjazd taksówką z hotelu, o 10.00 jest na miejscu.

Pociąg zatrzymał się w Starogardzie Gdańskim. Szare perony, oświetlone tylko bladym światłem jarzeniówek, wyglądały jak dawno opuszczone przez ludzi. Nie dostrzegł na nich nikogo. Być może ktoś wysiadł z jednego z tylnych przedziałów. Nie interesowało go to. Pociąg po chwili ruszył, a Piotrek zanurzył się w lekturze „Forsy jak lodu” James’a Grippando.

Książkę polecił mu jego kolega z firmy, jako „fenomenalny thriller ekonomiczny”. Był nim… przez jedną trzecią. Dalej była to już tania sensacja i Piotrek obawiał się zakończenia z każdym czytanym akapitem. Po dłuższej chwili zorientował się, że pociąg znów stoi.

Rozglądał się po okolicy. Nie była to stacja. Pojedyncze światła od niedalekiej drogi i stróżówki pozwoliły stwierdzić, że stoją na podmiejskim węźle. Odłożył książkę i pomyślał o paleniu. Wstał, więc i wyciągnął z kieszeni paczkę niebieskich Chesterfield’ów.

Wyszedł z przedziału, mimo że wybrał miejsce dla palących, otworzył okno i zapalił papierosa. O, nie ma to jak porządny dymek - pomyślał. Jego wszyscy koledzy jeden po drugim kapitulowali przed e-gównem, jak zwykł nazywać papierosy doby cyfrowej.

Wprawdzie niedoświadczony obserwator jego życia mógłby przysiąc, że on też poddał się tej nowej zdrowo-modzie (zabawne podejście wobec czegoś, co nie zostało tak naprawdę zbadane pod kątem długofalowego wpływu na ludzi), było to jednak złudzenie. E-papierosy palił bowiem tylko i wyłącznie w biurze, i to tylko dlatego, że już nikt nie chodził „na dymka”, bo wszyscy zaciągali się parą wodną.

Musiał więc bądź palić sam, bądź przystąpić do klubu e-gówna. Jednak w chwilach, gdy i tak palił sam, to zawsze wybierał prawdziwe papierosy. Tak było i teraz, a, że jak wielu palaczy, lubił palić, nie lubił zaś smrodu fajek w mieszkaniu, podszedł do okna w korytarzu.

Oparł się łokciami o aluminiową ramę okna i myśląc o czekającym go spotkaniu, zaciągał się raz za razem. Pisał do niego niejaki Krzysztof Grimberg, zastępca dyrektora HC-7. Twierdził, że po zamówieniu dla tego Duńczyka zaczęli mu się przyglądać, że podobają im się jego prace, widzą w nim potencjał i tym podobny bełkot i chcieliby podjąć z nim współpracę. Wiedział że HC-7 to duża firma projektująca głównie dla bogatych Niemców i Duńczyków. Nieopatrznie wszedł na ich teren, więc postanowili działać.

Powodowany przebiegłością, bądź próżnością, poczekał kilka dni z odpowiedzią na maila. W uprzejmy sposób dziękował za ofertę i wyrażał umiarkowane zainteresowanie. Zupełnie jak człowiek który wybiera miedzy dwoma samochodami z najwyższej półki. Nie śpieszy się i jest spokojny.

W kolejnym mailu padła sugestia dotycząca inwestycji w okolicach Monachium, z prowizją dla architekta rzędu dwustu tysięcy. Stwierdził, że dosyć wodzenia za nos. Przy takim honorarium godność można sobie wsadzić w buty. Jego następny mail był już bardziej konkretny. Odpowiedzieli że chętnie widzieli by go w czwartek o 10.30. Wziął więc wolne…

- Co jest kurwa? – zaklął pod nosem i niemal nie wypuścił papierosa z ręki. U podnóża przesłaniającego mu widok nasypu, pod karłowatą sosenką stała samotna dziewczynka w białej sukience typu vintage. Na oko miała może 12 lat. W bladym świetle latarni jasne, przewiązane kokardą włosy, oraz jej twarz i ręce zdawały się być białe jak kreda. Wyglądała upiornie nie pasując ani do pory, ani do otoczenia. Pusta przestrzeń między dwoma nasypami kolejowymi. Wokół żywej duszy i tylko blade światło dalekich latarni.

Piotrek przyglądał się jej przez chwilę i szybko doszedł do wniosku, że musiała wymknąć się z któregoś z domów na przedmieściu i była to chyba jedna z jej pierwszych wypraw, gdyż patrzyła ciekawie na jego pociąg, jakby widziała coś takiego po raz pierwszy w życiu.

Zaciekawiony obserwował dziewczynkę przez kilka minut. Ze stanu skupienia wyrwało go skrzypienie drzwi w końcu korytarza. Jakaś kobieta taszczyła w jego stronę walizkę na kółkach. Niestety szerokość peerelowskiego korytarza nie pozwalała ich użyć.

Dopalił papierosa i cisnął go za okno. Kiedy je zamykał jeszcze raz spojrzał w kierunku gdzie stała dziewczynka. Tym razem nie dostrzegł nic. Zamknął okno i wsiadł do przedziału. Pomyślał że może uda mu się zdrzemnąć, sięgnął więc do podręcznego bagażu po poduszkę samochodową. W tym momencie usłyszał szuranie otwieranych drzwi.

- Dobry wieczór. Czy można się dosiąść? – kobieta z walizką na kółkach wlazła akurat do jego przedziału. W całym wagonie był to jedyny zajęty przedział, a ona wlazła właśnie do niego.

- Tak, proszę. – rzucił i pomógł jej zainstalować walizkę na półeczce.

Usiedli. Pociąg ruszył. On rezygnując z próby drzemki sięgnął z powrotem po książkę. Ona wyciągnęła z torby nieznaną mu gazetę zatytułowaną „Spotkania z zabytkami”. Teraz przypatrzył się podróżnej. Ku jego zadowoleniu stwierdził że jest całkiem ładna. Piotr nie należał do ludzi łatwo dających się oczarować płci przeciwnej, dla niego wiec określenie „całkiem ładna”, stanowiło wyżyny uznania. Miała ok. 25 lat. Kruczoczarne włosy obcięte miała „chłopczycę”. Jej bladoniebieskie oczy, wyraziste rysy i długie rzęsy jej wygląd famme fatale z lat 40-stych. Gdyby dopiąć jej włosy, zakręcić loki i wbić w czerwoną, lśniącą cekinami suknię z rozcięciem na udzie, z powodzeniem mogłaby uwodzić niemieckich szpiegów w paryskiej ambasadzie. Nie wiadomo czy to niewykorzystana poduszka, którą porzucił na kanapie, czy chęć ucięcia jego ukradkowych spojrzeń, niemniej dziewczyna wkrótce się odezwała.

- Pewnie wydaje się Panu dziwne że dosiadłam się właśnie do Pana, podczas gdy wokół jest tyle wolnych przedziałów.

- Nie musi się Pani usprawiedliwiać.

- Chodzi o to że nie lubię podróżować sama. Zwłaszcza w nocy. Bezpieczniej czuje się jeśli jest obok jakaś inna osoba.

- Zabawne – odparł Piotrek – Ludzie z reguły boją się właśnie nieznajomych. Pani zaś przysiada się do nieznajomego żeby czuć się przy nim bezpieczniej.

- Nie wygląda Pan na pociągowego kieszonkowca. – stwierdziła z uśmiechem.

- Na szczęście Pani też nie. Jestem Piotrek, jeśli wolno mi zaproponować bliższą zażyłość.

- Kasia. – odparła dziewczyna podając mu rękę – Jedziesz do Szczecina? – spytała.

- Tak. Rozmowa o pracę. Być może dostanę lepszy angaż.

- A czym się zajmujesz, jeśli wolno wiedzieć.

- Projektuje domy. – tutaj wyciągnął z kieszeni portfel, z którego wydobył wizytówkę i podał ją swojej rozmówczyni – Jeśli chciałabyś postawić sobie jakąś zgrabną chatkę, służę pomocą. Razem ustalimy, jak bardzo czerwona ma być dachówka i jak bardzo biały płotek.

- Dzięki. – odparła biorąc wizytówkę – Ale z moją pensją nie mogę na razie marzyć o czyś więcej niż dwa pokoje z kuchnią.

- Czym się trudnisz?

- Jestem historykiem sztuki na UMK w Toruniu. Właśnie staram się zrobić habilitacje i dlatego jutro muszę być w Szczecinie.

- Habilitacja! Czuje się onieśmielony. Rozmawiasz z prostym magistrem-inżynierem.

- Niepotrzebnie. – uśmiechnęła się ładnie – Podejrzewam że swoją wiedzą techniczną zmiótłbyś mnie z powierzchni ziemi.

- Jednak doktor to doktor, a nie prosty magazynier. A z czego piszesz? Jeśli tylko mój techniczny umysł jest w stanie to pojąć.

- Temat jest prosty: „Motyw duszy pokutującej w sztukach plastycznych gotyku, na Pomorzu”. W kościele Św. Jana Ewangelisty w Szczecinie znajduje się bardzo istotna dla mojej pracy polichromia, i dobrze by było zrobić jej kilka zdjęć. Mam szansę zrobić to tylko jutro.

- Wybrałaś więc sobie kiepską porę. We wcześniejszych pociągach jest więcej ludzi i jest jaśniej.

- Miałam jeszcze dzisiaj… tzn. wczoraj zajęcia i nie mogłam ich odwołać.

W tym momencie drzwi się otworzyły i z korytarza wpadł szum pędzącego powietrza i terkoczących kół. W drzwiach stał konduktor.

- Dobry wieczór. Poproszę bilety.

Był to zażywny chłop z siwymi, dosyć długimi włosami. Uśmiechał się przez cały czas. Oboje sięgnęli do swoich portfeli i portmonetek i podali konduktorowi żółte karteczki. Ten przypatrzył się im uważnie po czym oddał je właścicielom. Sądzili że mężczyzna zaraz się oddali, ale ten stał przez chwilę, po czym spytał nie przestając się uśmiechać.

- Wszystko w porządku?

- A co miałoby być nie w porządku? – spytał Piotr, którego to pytanie wyraźnie zaskoczyło.

- Nic. Gdyby mieli Państwo jakieś problemy jestem w elektrowozie. Z przodu składu. – odpowiedział jakby był kelnerem dopieszczającym gości i wyszedł.

- Dziwny typek. – podsumował Piotrek – O czym my to?

- Opowiadałam ci o swojej pracy.

- Ach tak! I na czym polega niezwykłość tej polichromii.

- Przedstawia bardzo rzadkie w średniowieczu przedstawienie duszy odbywającej pokutę, ale nie w piekle, ani czyśćcu.

- Więc gdzie?

- Tu, na ziemi. Przedstawiony jest tam szlachcic pomagający chłopu pchać pług. Napis w kartuszu nad nim brzmi: Obsequitur plebeius nobili iuvat usque ad diem iudicii.

- Znaczenie jakoś wypadło mi z głowy – odparł Piotrek z uśmiechem.

- To znaczy: Szlachcic pomaga chłopu do dnia Sądu Ostatecznego. W domyśle: robi to w ramach pokuty. Pewnie nie był dobrym panem.

- Gdybym był na miejscu chłopa, to wolałbym żeby pan-oprawca mi nie pomagał.

- Taki pokutnik nie mógł szkodzić osobie której pomagał, podobnie jak żaden potępieniec nie mógł uciec z piekła.

- Chyba widziałem kiedyś film o czymś takim.

Dziewczyna się roześmiała.

- To niestety wymysł Hollywood. Choć prawdą jest, że istniały też dusze, które pozostawały na ziemi w zupełnie odmiennym celu. Np. mszcząc się na swoich oprawcach. Wtedy raczej mało prawdopodobne jest, by robiły to na polecenie Boga, ale Pseudo-Dionizy Areopagita dopuszcza taką możliwość, nazywając to „zemstą sprawiedliwą”.

- I co wtedy się dzieje?

- Najczęściej dusze pozostają na miejscu swojej śmierci i starają się zabić swoich oprawców w sposób identyczny z tym w jaki same zginęły. Jeśli więc utonęły, wciągają ludzi pod wodę. Jeśli spłonęły, wywołują pożary etc. Oczywiście wykańczają często masę innych ludzi, zanim natrafią na swojego oprawcę, co tylko potęguje efekt. Wtedy dusze zabitych dołączają do swoich duchowych morderców i dybią, nie bardzo wiedzą na kogo. Tak też pojawiają się miejsca w których ludzie giną notorycznie.

- Coś jak czarne punkty na autostradach.

- Dokładnie tak. My dzisiaj stawiamy żółto-czarne tablice. W czasach pogańskich stawiano na takich miejscach kamienne stelle, zaś w średniowieczu, kapliczki, krzyże i kościoły.

- Chcesz przez to powiedzieć, że czarne punkty na autostradach to miejsca gdzie wędruje dużo duchów?

- Tego nie wiem. – roześmiała się pani doktor – Dla średniowiecznego mistyka, pewnie tak.

W tym momencie drzwi znowu się otworzyły, wpuszczając do środka terkot kół. Ponownie stanął w nich konduktor, tym razem niższy, szczuplejszy i ze śmiesznym staromodnym wąsikiem. Stanął w progu niemal na baczność, ukłonił się i powiedział oficjalnym tonem.

- Dobry wieczór Państwu. Proszę o przygotowanie biletów do kontroli.

- Ale my już mieliśmy sprawdzane bilety – powiedziała Kasia.

- Ach tak. A skąd Państwo jadą?

- Z Tczewa.

- Ze Stargardu.

- W takim razie dziękuję Państwu. Spokojnej podróży.

Na te słowa, zasalutował i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Piotrek nie umiał oprzeć się wrażeniu że z tym konduktorem coś było nie tak. Nie mógł jednak skonstatować czemu tak myśli. Dał więc tylko upust wątpliwościom, mówiąc.

- Dziwni jacyś ci kontrolerzy.

- Często jeździsz na tym odcinku?

- Po raz pierwszy.

- Ja też. To pewnie przez nocną zmianę. Są niewyspani i zachowują się dziwnie.

- Pewnie tak. Spójrz, od pewnego czasu za oknem jest ciemno jak w grobie. Gdzie my jesteśmy?

- To pewnie Bory Tucholskie.

- Acha. Nie wiem jak ty, ale ja bym się chętnie zdrzemnął.

Dziewczyna przyjęła propozycje z radością.

- Już wcześniej chciałam ci to zaproponować.

- Dobra. To ja zamykam drzwi. Było już dwóch kontrolerów, trzeci chyba nie przyjdzie.

Kasia ugniotła sobie kurtkę, podłożyła pod głowę i ułożyła się na kanapie. Piotrek zrobił to samo uprzednio gasząc światło. Spomiędzy zasłon przedziału i tak lało się światło z korytarza, więc nie było sensu zostawiać przytłumionego światła. Oparł głowę na poduszce. Z tej perspektywy dobrze widział zarówno dziewczynę, jak i to co było za oknem. Przy zgaszonym świetle nie było już tam morza czerni, a jedynie nieskończenie ciemny pas, nad którym świeciło niebo, niczym rozrzedzony atrament. Leżał tak w milczeniu nie myśląc o niczym konkretnym, aż do głowy przyszła mu niezwykła myśl. Chwilę się nad tym zastanawiał, aż w końcu nie wytrzymał i powiedział na głos.

- Miał przedwojenny mundur.

- Co takiego? – spytała dziewczyna, najwyraźniej jeszcze przytomna.

- Ten drugi konduktor. Miał mundur jakiego używano przed wojną.

- Skąd to wiesz?

- W Nowym Sączu jest pomnik kolejarza z międzywojnia. Ten miał dokładnie taki sam mundur, no i orzełka w starym stylu.

Dziewczyna milczała przez chwilę.

- Jak to możliwe? – wyszeptała w końcu – Może ten mundur tylko przypominał ten z pomnika. Może facet używa tylko jakiegoś starszego typu.

- Może. – odpowiedział, ale myśl o konduktorze nie dawała mu spokoju.

Leżeli tak dłuższą chwilę w milczeniu. Kasia usnęła wkrótce potem. Piotrek leżał zasłuchany w monotonne turkotanie kół. Nie był to sen, a stan między snem a jawą w którym nie odróżniamy tego co rzeczywiste od marzeń sennych. Myśli o konduktorze w przedziwny sposób splotły się z myślami o pracy oraz o jego ostatniej dziewczynie, Monice, która zostawiła go bo jej zdaniem poświęcał jej zbyt mało czasu (jak każdy chłop musiał czasem uciec spod ręki, która go głaszcze).

To była taka dziewczyna bluszcz, która wymagała by spędzał czas tylko z nią i najlepiej w domu. Piotrek siedząc całe dnie przed komputerem i nanosząc parametry lubił się rozerwać i wyszaleć na mieście. Z Moniką było to niemożliwe.

Koła turkotały, a on zagłębiał się w swoich myślach, dalej i dalej. Myślał o swoim dzieciństwie. O ojcu, prowincjonalnym nauczycielu plastyki który przed przemianą lat 90tych działał aktywnie w Solidarności. O dziadku, wojskowym armii PRL z którym ojciec żarł się przez całe życie. W głowie przebiegał te dawne chwile, pamiętane i zasłyszane, jakby robił rachunek sumienia i zdawał się do czegoś przygotowywać.

Nie wiedział ile spał i właściwie czy był to sen. Gdy się ocknął dookoła było równie ciemno jak wtedy gdy zasypiał. Mogły minąć 3 minuty, albo półtorej godziny. W głowie huczało mu jeszcze od wspomnień gdy zerknął w stronę okna i w jednej chwili rozbudził się na dobre. Zza szyby jadącego pociągu, zanurzona w ciemności patrzyła na niego twarz 12nastoletniej dziewczynki z włosami przewiązanymi kokardą.

- Jezu Chryste! – krzyknął podrywając się na równe nogi.

CDN...

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    ,,Jednak doktor to doktor, a nie prosty magazynier". - patrząc na kontekst, chyba miał być magister...?

    Pierwsze akapity wydają mi się przeładowane szczegółami, ale przeczytam całość, zanim wydam ostateczny werdykt - może to było potrzebne?
    Nie czyta się tego może z zapartym tchem, ale rozbudziło lekką ciekawość.

    Pozdrawiam.
  • Marcin Adamkiewicz 8 miesięcy temu
    Dzięki za komentarz:)
    Gwoli ścisłości miał być magazynier. Pisałem to 10 lat temu i wtedy mówiło się tak na magistra (od skrótu mgr i faktu, że ludzie po studiach nagminnie szli do pracy fizycznej).
    Jeśli jest ciekawość, to jest dobrze;)
    Pozdrawiam
  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    👍
  • Kolejorz 8 miesięcy temu
    Grube! I fajnie napisane. Jeszcze prawie się nic nie stało, ale zapowiada się, ze strach będzie czytać samemu po ciemku. Poproszę następne
  • Marcin Adamkiewicz 8 miesięcy temu
    Bardzo się cieszę!:) Liczę, że zakończenie będzie satysfakcjonujące.
  • Aleks99 5 miesięcy temu
    Początek trochę się ślimaczył, ale potem tempo naprawdę udane, całość zaciekawiła bardzo. Skojarzenie miałem z Pilipiukiem i jego dobrymi tekstami. Miał takich trochę;)
    Dobra robota
  • Marcin Adamkiewicz 5 miesięcy temu
    Aleks99: Dzięki. Bardzo miłe porównanie. Cieszę się, że się podobało:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania