Poprzednie częściDrezyna - rozdział 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Drezyna - rozdział 4 (ostatni)

W tym momencie urwał i otworzył drzwi prowadzące do wagonów. Syknęły hydrauliczne siłowniki.

- Serce Jezusa, Syna Ojca Przedwiecznego! – podjął ksiądz jeszcze głośniej i ruszył przez łącznik.

Piotr i Kasia wzięli głęboki wdech i odparli mu również głośno i pewnie

- Zmiłuj się nad nami!

- Serce Jezusa, w łonie Matki Dziewicy przez Ducha Świętego utworzone!

- Zmiłuj się nad nami!

Znaleźli się w przedsionku pierwszego wagonu. Ksiądz Krzysiek szedł pewnie, a oni kroczyli za nim ufając jego doświadczeniu. Pokropili toaletę. Następnie drzwi prowadzące do przedziałów. Następnie je minęli i pokropili korytarz. Mijali jeden przedział, drugi, trzeci. Nadal były otwarte. W progu każdego zatrzymywał się Krzysiek i kropił go nie przerywając recytacji.

- Serce Jezusa, gorejące ognisko miłości!

- Zmiłuj się nad nami!

Gdy weszli do składu, Piotrek miał serce w gardle. Jednak w miarę jak święcili kolejne przedziały i nie napotykali na nic niezwykłego, uspokajał się. Ta sytuacja, połączona ze spokojem jakim napawał go ksiądz Krzysiek i mówiona litania, sprawiła że pozwolił sobie na komentarz.

- Chyba przestraszyły się i uciekły.

Ksiądz odwrócił się nagle w jego stronę i wlepił weń swoje zimne oczy.

- Nie licz na to – odparł. – Sądzą że im bardziej teraz nam popuszczą, tym większe przerażenie wywołają w nas później. Ale się mylą! Serce Jezusa, cnót wszelkich bezdenna głębino!

- Zmiłuj się nad nami!

Szli do przodu święcąc coraz to nowe przedziały. Nic jednak się nie działo. Kiedy wyszli do kolejnego przedsionka, Piotrek był niemal pewien że w toalecie spotkają coś niezwykłego. Była jednak pusta. Nie czekając aż zamkną jej drzwi ksiądz Krzysiek otworzył drzwi łącznika i znów usłyszeli ogłuszającą mieszaninę huku kół i świstu wiatru.

Doleciało też ich zimno. Krzysiek zmoczył drzwi naprzeciwko po czym szybko je otworzył, ruszyli za nim. Kasia szła druga, Piotrek zaś trzeci. Pierwsze drzwi przedsionka zamknęły się z sykiem i już byłby na drugiej stronie, kiedy coś nagle złapało go za nogę.

Z zaskoczenia upadł na ziemię rozlewając święconą wodę. Odwrócił się i gdy ujrzał co go chwyciło począł krzyczeć z przerażenia. Niewątpliwie była to Elza, ale nie taka jaką widział do tej pory. Musiała tak wyglądać zaraz po katastrofie. Jej śnieżnobiała kokardka na głowie była rozdarta i ubrudzona. Włosy sklejone były od krwi, a twarz, cała nią zalana. Na ręce którą chwyciła architekta widniało otwarte złamanie. Dziewczynka w zupełnie nienaturalny sposób, wystawała ze szpary między przejściem, a ścianami łącznika. Ryczała przy tym niczym dziki zwierz, a oczy wyrażały żądzę mordu.

- Serce Jezusa, królu i zjednoczenie serc wszystkich! – powiedział z jeszcze większym naciskiem Krzysiek kropiąc upiora. Drzwi poczęły się zamykać. Dziewczynka zaryczała jeszcze głośniej, po czym zniknęła. Nacisk na nogę jednak nie zelżał.

- Serce Jezusa, w którym są wszystkie skarby mądrości i umiejętności! – recytował z pasją Ksiądz.

- Zmiłuj się nad nami! – krzyknęła wreszcie Kasia, złapała za kropidło i wykorzystując że było na nim jeszcze trochę wilgoci prześwięciła zjawę. Nacisk na nogę ustał. Ponownie otworzyli drzwi i wciągnęli ofiarę do środka.

- Jesteś cały? – spytał ksiądz.

- Chyba tak. – odparł architekt głośno dysząc.

- Noga? – zatroszczyła się Kasia – Możesz na niej stanąć.

- Chyba tak. – odpowiedział – Ścisnęła ją mocno, ale raczej nic mi nie złamała.

- Teraz się zacznie. – kontynuował ksiądz – Nie możemy się zatrzymywać, ani przerywać recytacji. Serce Jezusa, w którym mieszka cała pełnia Bóstwa!

- Zmiłuj się nad nami! – powiedzieli, podrywając do góry mężczyznę.

- Serce Jezusa, w którym sobie Ojciec bardzo upodobał!

- Zmiłuj się nad nami.

Ksiądz otworzył drzwi wychodka i pokropił go. Piotrek wyjął z jego plecaka wodę, dolał sobie w wiaderko i zaczął święcić wejścia.

- Serce Jezusa, z którego pełni wszyscyśmy otrzymali!

- Zmiłuj się nad nami!

Poszli korytarzem i znowu zaczęli święcić przedziały. Pozornie tu też nie było nikogo widać. Dopiero po chwili zdali sobie sprawę że zrobiło się jakby jaśniej.

- Nie patrzcie za okna! – nakazał ksiądz.

Oboje mimowolnie zerknęli i zaraz zdali sobie sprawę skąd bierze się dodatkowe światło. Wzdłuż torów, krzątało się mnóstwo ludzi z latarniami. W migotliwym blasku można było dostrzec że są ubrani w mundury. Co jakiś czas pojawiał się samochód, którego światła świeciły prosto w okna wagonu.

Ludzie ci krzątali się nad szpalerem nieruchomych, przykrytych białymi płótnami kształtów, które jasno świeciły w świetle latarek. Szpaler ciał zdawał się nie mieć końca. W ogóle cała sceneria przypominała odtwarzany w kółko film. Wszystkie elementy były te same, czasem tylko któryś człowiek zapalał papierosa, zaś któryś samochód stał pod innym kątem. To samo było też z drugiej strony składu.

Nie musieli się długo zastanawiać co ma przedstawiać ów makabryczny film. Było to miejsce katastrofy, sprzed 70ciu lat rozdmuchane do groteskowo wielkich rozmiarów.

- Nie patrzcie w okna! – powtórzył ksiądz – Oni chcą złamać waszego ducha! Serce Jezusa, hojne dla wszystkich którzy cię wzywają!

- Zmiłuj się nad nami!

- Serce Jezusa, źródło życia i świętości!

- Zmiłuj się nad nami.

Święcili coraz to nowe przedziały, zaś obraz za oknem zaczął się zmieniać. Szpaler ciał się skończył i na chwilę znowu zapadła ciemność. Następnie gdzieś na horyzoncie pojawiła się czerwona łuna i w niej znów zobaczyli kontury lasu. Był on jednak zmieniony. Zielone o tej porze roku drzewa zastąpiły suche pnie pełne powykręcanych chorych gałęzi. Nie minęło wiele czasu, gdy zobaczyli wiszące na tych gałęziach kształty.

- Serce Jezusa, dla nieprawości naszych starte!

- Zmiłuj się nad nami!

Na każdym drzewie wisiał przynajmniej jeden wisielec. Czasem dwóch, a nawet trzech. Cały las był nimi pokryty i to z obu stron. Wyraźnie było widać ich poszarzałe twarze, sine języki i wywrócone do góry oczy.

- Serce Jezusa, aż do śmierci posłuszne!

- Zmiłuj się nad nami.

Piotr szedł niemal po omacku starając się mieć oczy jak najdłużej zamknięte. Jednak gdy wychodził z jednego przedziału i nie mógł namacać drzwi drugiego, nieświadomie je otworzył. W tym momencie za oknem korytarza, mignęła mu bardzo blisko znajoma twarz. Była to jego twarz. Wisiał, powieszony na gałęzi i spokojnie patrzył na siebie przekrwionymi oczami.

- Jezu Chryste! – krzyknął Piotr i upadł na kolana.

- Piotrek! – krzyknęła Kasia.

- Oni chcą złamać twojego ducha! – krzyknął Krzysiek i podbiegł żeby poderwać go z ziemi – Nie pozwól im na to! Jeśli się poddasz, zabiją cię i będziesz się błąkał razem z nimi!

- Widziałem siebie powieszonego! – szlochał Piotr.

- Oni chcą żebyś to zrobił. Wtedy ułatwisz im zadanie!

- Nie wytrzymam! Nie dam rady!

- Pamiętasz co mówiłam o duszach potępionych? – spytała Kasia – Jeśli dasz się im zabić zostaniesz tutaj, w tym lesie i będziesz przez wieki dybał na swoich oprawców, ale nie znajdziesz ich, bo oni są już martwi. Nie możesz się poddać.

- Wstań synu! – podjął ksiądz – Jeśli teraz się poddasz, wszystkie nasze wysiłki na marne!

- Błagam was! Nie dam rady!

Kasia złapała jego głowę i naprowadziła wzrok na siebie.

- Spójrz na mnie! – niemal krzyknęła – Co ty sobie myślisz? Chcesz tutaj zostać i umrzeć?! A co stanie się wtedy z nami? Ksiądz Krzysiek cię potrzebuje! Ja cię potrzebuje! Jeśli wykończą ciebie, z nami poradzą sobie raz dwa! Chcesz naszej śmierci?

- Nie. – powiedział Piotrek, już jakby pewniejszym głosem.

- Poddając się zabijasz nas oboje! Tylko razem możemy stawić temu czoła! Masz pracę! Chcesz dostać zajebistą posadę!

- Sram na tą posadę! Chce mieć własną firmę!

- Chcesz mieć firmę! Wiesz jak będzie wyglądało twoje biuro?

- Tak! Będzie położone w starym budynku magazynowym! Metalowe drzwi! Wielkie okna! I mnóstwo najnowszej technologii! Będę miał gabinet z takim gigantycznym szklanym stołem!

- Właśnie! Oni chcą ci to zabrać! – krzyczała do niego dziewczyna – Wstawaj więc i idź dalej!

Piotrek poderwał się jak nowo narodzony. Ksiądz popatrzył na Kasię z uznaniem, ta zaś zrobiła niewinną minę.

- Serce Jezusa, włócznią przebite!

- Zmiłuj się nad nami!

Zostało jeszcze kilka przedziałów. Obraz za oknem znowu się zmienił. Nie było tam już lasu. Z ciemności, w bladej poświacie wyłonił się cmentarz. Stare zmurszałe nagrobki wiły się po horyzont, od którego punktowo biła biała łuna, niczym światło latarni w bezgwiezdną noc. Ten obraz się nie poruszał. Jedynie martwe morze nagrobków.

- Skoro nie mogą zmusić cię byś zwątpił we własne siły. – szepnął ksiądz – Chcą zabrać ci poczucie bezpieczeństwa. Będą cię straszyć że ten pociąg jedzie do samego piekła, abyś z niego wysiadł, bądź go zatrzymał.

Niczym na zamówienie księdza łuna cmentarza z białej stała się żółta, a potem czerwona, zrobiło się też jaśniej. Po tym dziwnym, nienaturalnym niebie zaczęły poruszać się ptaki, a przynajmniej początkowo tak się im wydawało. Potem zdali sobie sprawę że nie są to ptaki, ale skrzydlate potwory rodem z Sądu Ostatecznego Boscha, lub Memlinga. Straszydła poczęły zlatywać na ziemię, otwierać nagrobki i wyciągać z nich ciała. O dziwo, byli to żywi ludzie. Zupełnie jakby zbudzeni ze snu. Byli przerażeni widokiem straszydeł, chcieli uciekać, ale bestie nie dawały im żadnych szans. Rozdzierali ich szponami, zrywali skórę, przebijali brzuchy ciężarnych matek, wyłupywali oczy, urywali żuchwy i robili masę innych strasznych rzeczy, które trudno było nawet opisać.

- Serce Jezusa, życie i zmartwychwstanie nasze!

- Zmiłuj się nad nami.

Został ostatni przedział. Ksiądz szedł pierwszy, otworzył drzwi do niego i machinalnie skropił go wodą. Dopiero wtedy zrozumiał że ktoś w nim siedzi. Duchowny nie przerwał litanii, ale widać było że jest zaskoczony. Mężczyzna odwrócił się w jego stronę, krzyknął i zniknął. Następnie fala rozgrzanego powietrza przeleciała przedziałem i uderzyła duchownego w pierś przewracając go na ziemię.

Lecąc do tyłu, ksiądz wyrżnął głową o szybę. Piotr pomyślał o kartce w z litanią którą miał w kieszeni, ale wiedział że nie zdąży. Podobnie jak poprzednim razem czuł że niewidzialny kształt stoi tuż przed nim. Nie wiele myśląc chlusnął na niego wszystkim co miał w wiaderku. I zaczął odmawiać modlitwę do anioła stróża. Kształt najpierw się zatrzymał, a po chwili zniknął na dobre.

Oboje uklękli nad księdzem.

- Krzysiek! Nic ci nie jest?

Ksiądz oddychał ciężko. Kiedy Piotrek złapał go pod głowę, poczuł na palcach krew.

- Załatwili mnie. – sapnął ciężko – Został jeszcze jeden wagon… Zapędziliśmy je w kozi róg… Zaraz zemdleję… Musicie poświęcić skład… Inaczej nic z tego nie będzie… Jeśli staniecie z jakimś twarzą w twarz powiedzcie: Panie… Panie tchnieniem swoich ust… odpędź złe duchy: rozkaż im… aby się stąd wyniosły, bo przybliżyło się Twoje Królestwo… Powtórzcie.

- Panie tchnieniem swoich ust… - zaciął się Piotrek

- … odpędź złe cuchy - pomogła mu Kasia

- Rozkaż im ab się stąd wyniosły, bo przybliżyło się Twoje Królestwo! – powiedzieli razem

- Teraz mnie tu zostawcie. – powiedział Krzysiek

- Ja z tobą zostanę. – odparła Kasia

- Nie… - ksiądz był na skraju przytomności – Musisz… musisz pomóc Piotrkowi. Ja jestem nie ważny.

- Wrócimy po ciebie. – zapewnił Piotr

- Weź moje kropidło i plecak. – wysapał

Architekt delikatnie wysunął plecak spod księdza. Następnie ściągnął kurtkę i podłożył mu pod głowę.

- Zaraz zemdleję… - wycharczał ksiądz.

- Nie możemy go tak zostawić. – Kasia była bliska łez.

- Jeśli tu zostaniemy, oni zaraz tu przyjdą i z nas też nic nie zostanie. – odparł Piotr.

- A jeśli on umrze?

Spojrzał na nią bacznie.

- Jego Szef z pewnością się nim zajmie.

Dziewczyna spojrzała na księdza, potem na Piotra, potem znowu na księdza. Duchowny miał bladą twarz. Wyglądał jakby spał. Najpierw przestraszyła się że może już wyzionął ducha, ale potem zrozumiała że jego pierś się unosi.

- Zajmiemy się nim, gdy już oczyścimy pociąg. – powiedział Piotr wyciągając rękę do Kasi.

Chwyciła ją i wstała.

- Na czym skończył Krzysiek? – spytał wyciągając kartkę z Litanią.

- Chyba na „Serce Jezusa pokoju i pojednanie nasze”.

- Serce Jezusa, krwawa ofiaro grzeszników! – zaintonował Piotr i prześwięcił drzwi prowadzące do przedsionka.

- Zmiłuj się nad nami!

Gdy je minęli poświęcili wszystko wokół. Kasia metalowym kropidłem, Piotrek tradycyjnym. Stali przed drzwiami do ostatniego wagonu.

- Serce Jezusa, zbawienie ufających tobie!

- Zmiłuj się nad nami!

Piotrek już wyciągał rękę by otworzyć drzwi, kiedy nagle zadzwonił jego telefon.

- Cholera! Nie teraz! – syknął i zaczął oklepywać kieszenie w poszukiwaniu urządzenia.

Dopiero gdy napotkał przerażony wzrok Kasi uświadomił sobie że zostawił komórkę w lokomotywie, dwa wagony stąd. Włosy stanęły mu dęba. Przełknął ślinę i niemal krzyknął!

- Serce Jezusa, nadziejo w tobie umierających! – te słowa jednak zbytnio go nie pokrzepiły. Telefon dzwonił cały czas.

- Serce Jezusa, rozkoszy wszystkich świętych!

- Zmiłuj się nad nami!

- Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie!

Kasia dołączyła się do niego i oboje czytali z kartki.

- Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie! Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami!

Dopiero po tych ostatnich słowach dzwonienie komórki ustało. Stali przez chwilę starając się zebrać myśli. Następnie Piotr przetarł twarz. Złożył kartkę na pół, żeby pewniej trzymać ją w ręce i zaczął czytać.

- Wszechmogący, wieczny Boże, wejrzyj na serce najmilszego Syna swego i na chwałę i na zadość-uczynienie, jakie w imieniu grzeszników ci składa – to rzekłszy jeszcze raz prześwięcił drzwi, po czym je otworzył i bardzo dokładnie skropił przedsionek wodą. Następnie oboje szybko znaleźli się na drugiej stronie.

- Daj się przebłagać tym, którzy żebrzą Twego miłosierdzia i racz udzielić przebaczenia w imię tegoż Syna swego, Jezusa Chrystusa, który z tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

Poczęli sumiennie kropić przedsionek i toaletę.

- Do serca twego uciekamy się Jezu, Boski Zbawicielu – gdy dotarł do tego fragmentu jarzeniówki nad ich głowami mignęły raz i drugi.

- Naszymi grzechami racz się nie zrażać, o Panie Święty, ale od wszelkich złych czynów racz nas zawsze zachować Boże łaskawy i najlitościwszy.

Przedsionek był poświęcony. Ruszyli, więc w stronę korytarza i w tym właśnie momencie światło w pociągu przygasło na chwilę.

- O Jezu, o Jezu, o Jezu dobry, Zbawicielu słodki…

W tym momencie światło przygasło na chwilę, a gdy wróciło ujrzeli w dali przed sobą plecy wychodzącej z przedziału postaci. Były one pozbawione skóry. Postać skręciła w stronę drugiego końca wagonu. Następnie światło znowu na chwilę zgasło, a gdy wróciło wagon był pusty. Piotrek przełknął ślinę.

- Pośredniku Boski, jedyna ucieczko nasza! – niemal krzyknął Piotr i pchnął drzwi do korytarza. W tym momencie światło zgasło i już się nie zapaliło. Wokół było tak ciemno, że nie widzieli wyciągniętych rąk. Kasia kurczowo złapała Piotra za ramię. Kartka z litanią była bezużyteczna.

- Nie bój się. – powiedział Piotr – To tylko sztuczki. Chcą, żebyśmy się przestraszyli. Panie tchnieniem swoich ust – powiedział głośno - odpędź złe cuchy, rozkaż im aby się stąd wyniosły, bo przybliżyło się Twoje Królestwo! – i zaczął święcić na oślep wszystko na około.

Uścisk Kasi nie zelżał. Wręcz przeciwnie, był coraz silniejszy. Dziewczyna najpierw trzymała jego rękę, potem jednak objęła jego pierś, a następnie oba jego ramiona jak zapaśnik starający się obezwładnić sparingpartnera.

- Spokojnie Kasiu. – pocieszał ją – Już dobrze. To zaraz się skończy. Panie tchnieniem swoich ust…

Dziewczyna jednak ściskała coraz mocniej.

- Kasu! Udusisz mnie.

- Zdychaj polski skurwysynu! – usłyszał tuż przy uchu chrapliwy kobiecy głos.

- Kurwa mać! – szarpnął się raz i drugi, jednocześnie okładając kropidłem zjawę.

Usłyszał krzyk Kasi dochodzący z drugiej strony wagonu. Uścisk zjawy zelżał. Piotr upadł na kolana. Upuścił gdzieś kropidło. Bez przerwy mamrotał słowa egzorcyzmu których nauczył go ksiądz. Namacał ścianę i popełznął w stronę skąd dochodził go krzyk.

Po chwili jego oczom ukazała się łuna czerwonego światła. Nie wiadomo skąd dochodziło. Stawało się jaśniejsze, a w tym świetle zobaczył dwa czarne kształty. Jeden mały, zwinięty pod ścianą. Drugi wysoki, stał nad tym pierwszym. Zwiniętym kształtem, była Kasia, którą poznał po zmierzwionych krótkich włosach. Kształt, który nad nią stał należał do mężczyzny. W czerwonej poświacie powoli można było dostrzec zarys jego dziwnego ubrania. Miał na sobie czarny mundur i czapkę z daszkiem.

Piotr myślał początkowo, że to znany mu konduktor, ale nie mógł to być on, bo na ramieniu miał czerwoną opaskę, jakiej nie używali konduktorzy. Wtedy Piotrek rozpoznał ten czarny upiorny mundur. Oczy esesmana zdawały się być całe czerwone. Wyciągnął swój esesmański bagnet i wtedy dostrzegł Piotra. Rzucił mu przelotne spojrzenie i jego twarz się zmieniła. Pojawiła się na niej krwawa bruzda, a nos zamienił się w czerwoną jamę. Esesman spojrzał na Kasię, zamachnął się bagnetem i zniknął.

- Nie! - krzyknął Piotrek i rzucił się w stronę Kasi zasłaniając ją swoim własnym ciałem. Przywarł do niej niczym niemowlę do piersi matki. Napiął wszystkie mięśnie w oczekiwaniu na cios. Trwał tak całą wieczność. Kiedy przez dłuższy czas nic się nie stało, otworzył oczy.

W korytarzu paliło się światło. Po esesmanie i innych duchach, nie pozostał nawet ślad. Rozglądał się dookoła jakby pierwszy raz widział wagon kolejowy. Lekko potrząsnął Kasią. Ta otworzyła oczy i wzdrygnęła się widocznie spodziewając się widoku esesmana. Dopiero po dłuższej chwili zdali sobie sprawę, że pociąg zwolnił.

- Co się stało? – spytała Kasia.

- Już chyba po wszystkim.

- Jak to? Co się stało?

Piotr wstał i wyjrzał przez okno. Na zewnątrz świeciły miejskie latarnie. Potem ich oczom ukazał się peron, a na nim wielka tablica z napisem „Chojnice”.

- Udało się! – krzyknął z ulgą – Dojechaliśmy!

Kasia oparła się o ścianę jak zemdlona.

- Udało się! – powiedział Piotr i sam zsunął się po okiennej szybie.

- A co z Krzyśkiem? – spytała Kasia.

Wstali i biegiem ruszyli w stronę następnego wagonu.

 

Pociąg zatrzymał się na dworcu Głównym w Szczecinie. Wysiadło z niego niewielu pasażerów. Między innymi mężczyzna w średnim wieku i ciemnowłosa dziewczyna. Mężczyzna pomógł jej znieść walizkę na peron. Poszli w milczeniu w stronę głównego wejścia. Kiedy przed nim stanęli ich oczom ukazał się rząd taksówek. Był letni słoneczny dzień.

- To by było na tyle – powiedziała Kasia.

- Na to wygląda. – odparł Piotr.

- Co teraz zamierzasz?

Piotrek spojrzał gdzieś w bok. Na twarzy miał okulary przeciwsłoneczne.

- Powiem tym bubkom z HC-7 że dziękuje za ich propozycję. Noc spędzona w towarzystwie duchów zmusza człowieka do refleksji – dodał z uśmiechem – Człowiek zaczyna dostrzegać co jest w życiu ważne.

- Tak w ogóle to dziękuje za uratowanie życia. – dziewczyna pocałowała go w policzek.

- Nie ma za co. – odparł uśmiechając się – Gdybyś miała jeszcze problem z jakimś duchem, polecam się na przyszłość.

- Będę pamiętała. Mam nadzieję, że Krzysiek z tego wyjdzie.

- Rozmawiałem z ratownikiem, który po niego przyjechał. Twierdził, że to tylko wstrząśnienie mózgu. Kości ma całe. Tylko rozciął sobie skórę na głowie.

- W drodze powrotnej chyba do niego zajrzę.

- Ja pewnie też. – zrobił pauzę – Gdybyś była kiedyś w Gdańsku…

- Na pewno odwiedzę twoją firmę. – uśmiechnęła się.

- Polecam. Mam już upatrzone miejsce na Długich Ogrodach. Mam nadzieję, że właściciel jeszcze go nie sprzedał.

- Jak coś mam twój numer.

- Kiedy masz termin egzaminu?

Dziewczyna przewróciła oczami i popatrzyła gdzieś w bok.

- Wiesz, chyba mam już dosyć dusz potępionych.

- Przerwiesz habilitacje? – spytał Piotrek zaintrygowany.

- Całe życie chciałam malować, ale zawsze sądziłam, że nie mam talentu.

- No proszę.

- Jak to ująłeś noc spędzona w towarzystwie duchów zmusza człowieka do refleksji.

- To wspaniale. Mam nadzieję, że niedługo gdzieś zobaczę twoje prace.

Zapadło nerwowe milczenie.

- Idziesz na taksówkę? – spytał.

- Nie. Tutaj niedaleko jest autobus.

- Ja jadę taryfą.

Znowu cisza.

- No to – podjął – Szybkiego powrotu, bez nocnych niespodzianek.

- Teraz wybiorę dzienny kurs.

Uściskali się, złapali za walizki i ruszyli w różnych kierunkach. Po kilku krokach jeszcze do siebie pomachali, a potem on wsiadł w taksówkę, a ona zaczęła patrzeć na rozkład autobusów. Poczekała piętnaście minut. Przyjechał taki stary, ze stopniami. Jakiś facet w średnim wieku pomógł jej wciągnąć wnieść do środka walizkę. Usiadła przy oknie i smętnie wlepiła wzrok w widok za oknem. Wtem usłyszała refren „Set fire to the rain” Adele, który zwiastował nadejście sms’a. Odczytała wiadomość.

Piotrek: Którym pociągiem wracasz?

Uśmiechnęła się do siebie.

 

Koniec

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Kolejorz 8 miesięcy temu
    Fajne. Robi robotę. Ktoś kto to pisze musi mieć albo bardzo bogatą wyobraźnie albo bardzo zryty czerep. Obstawiam pierwsze. Polecam
  • Marcin Adamkiewicz 8 miesięcy temu
    Wielkie dzięki! Myślę, że po trochu pierwszego i drugiego;) Bardzo się cieszę, że się podobało :D
  • Kunegunda2000 8 miesięcy temu
    Dzięki za to opowiadanie; wciągnęłam je jak kryształ nosem :D

    Za 2 tygodnie jadę pociągiem do Szczecina...i mam nadzieję, że ta trasa nie będzie taka burzliwa ;)
    Pozdrowienia:)
  • Marcin Adamkiewicz 8 miesięcy temu
    Jeszcze czegoś takiego na temat mojej twórczości nie słyszałem😄 Wielkie dzięki. Życzę trasy wolnej od duchów😉
  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    Niezbyt mi wyszło z tym ,,wkrótce"... ale oto jestem.

    "Jednak w miarę jak święcili kolejne przedziały i nie napotykali na nic niezwykłego. Ta sytuacja, połączona ze spokojem jakim napawał go ksiądz Krzysiek i mówiona litania, sprawiła że pozwolił sobie na komentarz". - te dwa zdania są dziwne. Może coś w rodzaju: Jednak w miarę jak święcili kolejne przedziały i nie napotykali na nic niezwykłego, uspokajał się coraz bardziej. W połączeniu z obecnością księdza Krzyśka i mówioną litanią sprawiło to, że pozwolił sobie na komentarz.

    - "Nie licz na to. – odparł" - jeśli na końcu kwestii dialogowej jest kropka, to ,,odparł" powinno być z dużej litery.

    czasem tylko któryś człowiek zapalał papierosa, zaś któryś samochód stał pod innym kontem. - kątem, chyba, że chodziło Ci o konto bankowe ;-)

    Jedynie martwe może nagrobków. - morze

    Nie! - Krzyną Piotrek i rzucił się w stronę Kasi - krzyknął. No i scenę z protagonistą ratującym z poświęceniem damę w opresji mamy zaliczoną ;-)

    Dobra historia. Zastanawiałam się, czy wątek wątpliwości bohatera odnośnie pracy będzie miał jakieś głębsze znaczenie i oto miał. Mimo powagi sytuacji uśmiechałam się przy tej scenie :) Z doświadczenia wiem, że w ,,intensywnych" sytuacjach mocno się klaruje, czego człowiek naprawdę chce. (Znaczy, w AŻ TAK ekstremalnej sytuacji nigdy nie byłam...)

    I oto mamy happy end, wszyscy przeżyli :) trochę się spodziewałam, że na samym końcu okaże się, że jednak jest coś nie tak (np. z tym autobusem xD), ale to pewnie wpływ zbyt wielu przeczytanych w okresie liceum (i w większości strasznie kiczowatych) ,,strasznych historii" na necie😄 Dobry happy end nie jest zły.

    Całą serię oceniam na 4 gwiazdki - nadal uważam, że początek jest przeładowany informacjami, przez co niektórzy mogliby się zniechęcić na samym początku oraz ilość błędów stylistycznych sprawiają, że nie daję 5. Ale nie żałuję przeczytania, a zwykle od tego ,,strasznych historii" unikam, więc to o czymś świadczy.

    Pozdrawiam :)
  • Marcin Adamkiewicz 8 miesięcy temu
    Dziękuję za wszystko. Sam fakt, że tak uważnie przeczytałaś całość bardzo mi pochlebia😊

    Co do początku, może lepiej byłoby zacząć z wysokiego C, ale uznałem, że skoro to horror to napięcie musi wzrastać stopniowo i nie ma co epatować straszydłami od samego początku.

    Jeśli zaś chodzi o happy end, to osobiście uważam, że każda historia (nawet horror klasy B😉) powinna wnosić coś w życie czytającego. Nie muszą to być wielkie prawdy. Wystarczy że bohater lub bohaterowie w toku opowieści staną się lepsi, a czytelnik z pewnością uzna lekturę za wartościową i - kto wie - może jakoś się nią zainspiruje.

    Jeszcze raz serdecznie dziękuję i pozdrawiam😊
  • Aleks99 5 miesięcy temu
    No i koniec. Było fajnie, klimatycznie, ogólnie opowiadanie jest udane, ale trzeba by przysiąść i trochę zredagować i poprawić błędy żeby stało się kompletne. Niemniej lektura przyjemna, choć strachu nie uświadczyłem;)
  • Marcin Adamkiewicz 5 miesięcy temu
    Aleks99: Zdaję sobie sprawę, że raczej trudno mieć po tym koszmary:) No cóż. Czasem mamy po prostu frajdę z pisania i liczymy, że czytelnicy będą mieli frajdę z czytania;) Dzięki za Twoje komentarze i cieszę się, że się podobało:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania