Poprzednie częściDrezyna - rozdział 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Drezyna - rozdział 2

- Jezu Chryste! – krzyknął podrywając się na równe nogi. Szybkim ruchem zapalił światło w przedziale, lecz gdy z powrotem spojrzał przez okno nikogo tam już nie było. Kasia, którą obudził jego krzyk, patrzyła na niego wystraszona. Sam musiał wyglądać upiornie, gdyż przerażenie dziewczyny nie słabło.

- Co się stało? – zapytała przejęta.

Stał przez chwilę dysząc ciężko i nie wiedział co jej odpowiedzieć.

- Nic. – wydukał w końcu – Miałem zły sen. Przepraszam że cię obudziłem. Muszę się odświeżyć.

To rzekłszy wyszedł z przedziału i skierował się na skraj wagonu gdzie była toaleta. Wyszedł z części z przedziałami. Nacisnął klamkę toalety. Była otwarta. Wszedł, zamknął się i odkręcił kran. Opłukał twarz zimną wodą. Spojrzał w lustro.

Był tam tylko on, jednak wspomnienie dziewczynki, sprawiło że przeszył go dreszcz. Czy to ta sama którą widział na węźle za Stargardem? Czy zwariował? Jaki człowiek, mógłby utrzymać się na zewnątrz pędzącego pociągu? Dorosły zrobiłby to z trudem, a dziewczynka?! Nie, to na pewno halucynacje.

Czytał kiedyś że umysł ludzki w czasie wybudzania, bądź zapadania w sen nie odróżnia marzeń sennych od jawy i przez to można doświadczać halucynacji. Zobaczył na stacji normalną dziewczynkę, a teraz jego niewybudzony mózg zrobił z niej halucynację, którą zobaczył za oknem. Wszystko jest w porządku, pod kontrolą.

Poczuł ulgę.

Zrobił sobie osłonę z papieru i usiadł na sedesie. Nie miał specjalnej potrzeby do załatwienia, ale musiał chwilę odsapnąć. Siedział tak dłuższą chwilę nie myśląc o niczym konkretnym, aż znowu zaczęła ogarniać go senność. Uznał więc, że lepiej wróci do przedziału.

Wstał spuścił, wodę, zapiął spodnie i otworzył drzwi. Gdy tylko je uchylił zobaczył plecy jakiegoś człowieka w garniturze typu retro. Właśnie wchodził do jego wagonu. Piotrek wyszedł z toalety i skierował się w tą samą stronę, jednak... O zgrozo! Gdy znalazł się już na linii korytarza nie było tam nikogo. Nawet drzwi się nie poruszały. W pierwszej chwili chciał krzyknąć, ale zaraz uświadomił sobie, że mężczyzna mógł wejść do pierwszego przedziału po prawej. Musiałby być niebywale szybki, żeby to zrobić, uznał jednak że mogło mu się to udać, zaś chęć zajrzenia do owego przedziału stłumił w sobie poszanowaniem ludzkiej prywatności. Kiedy wrócił do swojego przedziału Kasia nie spała, za to leżała przy zapalonym świetle.

- Już w porządku? – spytała.

- Tak, jest ok. – odpowiedział – Chce zmienić przedział. W tym już na pewno nie usnę. Nie miałabyś nic przeciwko temu?

Dziewczyna popatrzyła na niego badawczo, ale spokojnie przystała na jego propozycję. Ściągnął jej walizkę, a potem swoją. Wychodząc zgasili światło. Przeciągnęli swoje za duże walizki korytarzem.

Kiedy otworzyli drzwi łącznika między wagonami, doszedł ich huk jakiego jeszcze nie słyszeli. Przetransportowanie dwóch dużych walizek przez ciasny przesmyk, nastręczało im pewnych trudności. Za to hydrauliczne drzwi co jakiś czas się zamykały przytrzaskując bądź walizkę, bądź jej właściciela, zupełnie jakby nie chciały wypuścić ich z tego wagonu.

Znaleźli sobie przedział w miarę na środku. Wrzucili walizki na górę, wyciągnęli poduszki i znowu ułożyli się do snu. Tym razem Piotr przezornie ułożył się głową do okna, podobnie jak Kasia. Leżąc wiercił się jak opętany. Chciało mu się spać, ale nie mógł zasnąć, zupełnie jakby bał się to zrobić.

W końcu stwierdził że musi zapalić. Ten wagon, był dla niepalących. Nie zmieniało to wiele, gdyż tak jak poprzednio wyszedł na korytarz. Palące się w nim jarzeniówki nieco go uspokoiły. Otworzył okno. Turkot kół i pęd powietrza mocno go otrzeźwiły. Zapalił niebieskiego Chesterfielda, zaciągnął się i odetchnął.

Stwierdził że to wszystko to tylko wybryki jego przemęczonego umysłu. W końcu w robocie siedział nierzadko po 12 godzin. Chłeptał wiadra kawy z jakiegoś pseudo-profesjonalnego ekspresu na drażetki, czy inne wkładki, jadał często chińczyka, a do tego regularnie uczęszczał na basen. Był po prostu przemęczony, a do tego stres związany z nową pracą.

Jednocześnie chciał jej i nie chciał. Kusiła go bajecznymi prowizjami, ale jednocześnie stała w sprzeczności z jego planami i marzeniami. Z pewnością bał się tej rozmowy. Nie tego że zostanie odrzucony, bo to właściwie było niemożliwe. Bał się raczej czegoś odwrotnego. Tego, że otrzyma fenomenalny angaż i nie stanie się nic, przez co będzie mógł go odrzucić. Wiedział że to głupie. Przez cały czas tłumaczył sobie że jego firma może poczekać i że z wypłatami z HC-7 będzie mógł ją założyć w dowolnej chwili. W środku jednak wcale mu się to nie podobało. Wypalił Chesterfielda, potem drugiego, potem jeszcze jednego i poczuł że teraz na pewno uśnie. Zwrócił się w stronę przedziału i zobaczył, że światło jest zapalone. Wszedł do niego i zobaczył Kasię siedzącą na swoim miejscu.

- Widziałeś tą staruszkę? – spytała gdy tylko wszedł.

- Jaką staruszkę? – spytał myślami będąc gdzieś indziej.

- Tą która szła korytarzem. Przechodząc spojrzała na mnie między zasłonami. Miała takie spojrzenie, jakby szła kogoś zabić. Chryste! Jeszcze teraz mnie ciarki przechodzą.

Usiadł i chwycił w dłonie poduszkę. Jej słowa docierały do niego powoli.

- Nikt nie szedł korytarzem. – stwierdził i dopiero po chwili spojrzał na nią bacznie.

Dziewczyna przyglądała się mu badawczo i wykrztusiła.

- No przecież ją widziałam. Szła od strony lokomotywy w twoją stronę.

Piotrek świdrował ją coraz baczniejszym wzrokiem.

- Nikt nie szedł z tamtego kierunku. Musiałbym mu przecież ustąpić miejsca, a nic takiego się nie stało. A poza tym nie słyszałem żeby skrzypnęły drzwi.

- Stałeś przy oknie, terkot kół ci zagłuszył.

- A ty je słyszałaś?

Dziewczyna zawahała się na chwilę.

- Nie, ale przecież ją widziałam. Myślisz że zwariowałam?

Przez chwilę patrzyli na siebie uważnie. Potem Piotrek wstał i zablokował drzwi. Następnie usiadł sapnął głośno i powiedział.

- Może uznasz mnie za wariata, ale odkąd wsiadłem do tego cholernego pociągu, przydarzają mi się same dziwne rzeczy.

W tym momencie opowiedział jej o dziewczynce na węźle oraz w oknie i mężczyźnie przy toalecie. Kasia słuchała w napięciu. Na koniec dodał.

- Starałem się sobie to wszystko wytłumaczyć, ale mordercza babcia widmo, to już za wiele.

Dziewczyna zadumała się na chwilę.

- Mówiłeś że jak była ubrana ta dziewczynka?

- W taką sukienkę, jak nasze babcie nosiły. Długa luźna sukienka i kokardka na włosach.

- A ten mężczyzna?

- Nie wiem widziałem tylko jego plecy. Szara marynarka, taki kolor sól z pieprzem, czy jak to tam zwą. Miał taki materiałowy pasek na biodrach i rozcięcie na plecach. Teraz przypominam sobie że jego włosy chyba lśniły od żelu. O czym to świadczy?

- Nie jestem pewna. – zadumała się na chwilę – Staruszka, którą widziałam też miała na sobie dziwne ubranie. Czarna koronkowa suknia i welon. Nie zdziwiło mnie to, bo babcie często chodzą w starych rzeczach, ale teraz stwierdziłam że te były chyba bardzo stare.

Piotr przełkną ślinę.

- I co z tego wynika?

- Moda dziewczynki i mężczyzny to jakieś lata czterdzieste pięćdziesiąte. Ubiór kobiety jest starszy, z początku zeszłego wieku.

Napięcie Piotrka sięgało zenitu. Ktoś jednak musiał to powiedzieć.

- Sądzisz że to jakieś pieprzone duchy?

Dziewczyna przełknęła ślinę, a potem dodała.

- A ten konduktor? Mówiłeś że ma mundur jak sprzed wojny.

Piotr wstał i wyjrzał nerwowo na korytarz. Potem zaczął kręcić się w miejscu. Byłby pewnie chodzi w tę i z powrotem, gdyby nie ciasnota przedziału pozwalająca tylko na dwa kroki.

- A pamiętasz co mówił ten stary siwy?

- Co? – spojrzał na nią obłędnym wzrokiem.

- Ten pierwszy konduktor. Powiedział że w razie gdyby było coś nie tak jest w lokomotywie.

- I co? Mam iść do motorniczego i powiedzieć „Panie ratuj! Widziałem ducha!”?

- Pytał się czy wszystko jest w porządku, zanim cokolwiek zaczęło się dziać. On musi coś o nich wiedzieć.

Piotrek sapnął, usiadł, potem wstał, potem znowu usiadł. Chciał wyjść z przedziału, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Widać było że walczy sam ze sobą. Wyznanie że wierzy w duchy obcej osobie, mogło mieć dla niego przykre konsekwencje. I nie chodziło tu tylko o chwilową konsternację wywołaną reakcją konduktora. Jako fachowiec międzynarodowej sławy obawiał się przede wszystkim kompromitacji. Gdyby wieść że mało nie narobił w gacie z powodu ducha doszła do jego klientów byłby skończony. A wiadomo że w dzisiejszych czasach plotka porusza się z prędkością błyskawicy.

- Dlaczego nie możemy po prostu iść spać? – spytał z żalem w głosie.

- Ja już nie zasnę. – powiedziała stanowczo Kasia.

Przeciągnął dłonią po twarzy.

- Prawdę mówiąc ja też nie.

Wstali. Kasia zaczęła ściągać z góry walizkę.

- Chcesz iść z walizkami przez dwa wagony, kiedy to coś może pojawić się w każdej chwili? – spytał.

Nic nie powiedziała i wsadziła bagaż na swoje miejsce. Wzięli więc podręczny bagaż i już mieli wyjść kiedy Piotr który stał bliżej drzwi zatrzymał się raptownie.

- A jeśli któregoś z nich spotkamy? – spytał odwracając się do dziewczyny.

- To co?

- No właśnie?! Jaka jest broń na ducha? Nie wyjdę stąd dopóki nie będę wiedział co robić.

Dziewczyna zadumała się na chwilę.

- Właściwie nie ma żadnej, poza modlitwą. Pomagają też symbole religijne.

- Modlitwą? – Piotrek wyglądał na bardzo skonsternowanego – Nie byłem w kościele od podstawówki. Nawet nie pamiętam jak to się robi.

- Ja coś pamiętam.

- Co?

- Ojcze nasz.

- Jak to idzie?

- Ojcze nasz, któryś jest w niebie. Święć się imię twoje…

- A! To ja też kojarzę. I mówisz, że to będzie skuteczne?

- Jestem historykiem sztuki, a nie egzorcystą. Skąd mam do cholery wiedzieć?

Milczał przez chwilę, ciężko oddychając.

- Dobra. Wychodzimy.

Otworzył drzwi wagonu, ale nie ruszył się z miejsca. Patrzył we wnękę tak jakby spodziewał się, że zaraz coś się w niej pojawi. W końcu dziewczyna trąciła go łokciem i wysunął głowę na korytarz.

Pusto.

Popatrzył w prawo i w lewo. Absolutnie normalny korytarz kolejowy. Słychać łoskot kół i szum wiatru dochodzący zza otwartych okien. W zamkniętych odbija się światło jarzeniówek. Długi szpaler ciemnych, pustych przedziałów i drzwi do przedsionka.

Ruszyli powoli w stronę elektrowozu. Piotrek idąc powoli, zaglądał po kolei do wszystkich przedziałów. Były puste. W niektórych zasłony były zaciągnięte, więc być może spali w nich ludzie. Myśl ta na tyle dodawała mu otuchy, by jej nie weryfikować.

Dotarli do drzwi przedsionka. Piotrek przypomniał sobie człowieka w garniturze i zrobiło mu się nieswojo. W końcu popchnął je i znaleźli się w małym pomieszczeniu z ciężkimi drzwiami wyjściowymi, oraz toaletą. Rzucił okiem na jej klamkę. Była otwarta.

Otworzyli drzwi do kolejnego wagonu. Hydrauliczne ciągniki syknęły głośno powodując u nich skurcz mięśni. Łoskot stał się ogłuszający. Migiem pokonali łącznik i znaleźli się w pierwszym od strony lokomotywy wagonie. Drzwi zamknęły się z głośnym sykiem i zrobiło się cicho. To znaczy huk stał się słabo słyszalny. Najwyraźniej w pobliżu nie było otwartych okien. Skierowali się do części z przedziałami. Kiedy Piotrek otworzył drzwi stanął jak wryty.

- O kurwa! – szepnął.

- Co się stało? – dziewczyna wychyliła się zza jego pleców. Po drugiej stronie składu przy drzwiach prowadzących do przedsionka siedziała babuleńka, na oko 80letnia. Na głowie miała chustkę, na piersi zgrzebną kapotę. Na nogach zaś spódnicę w kwiatki i stare, wyciągnięte pończochy. Siedziała chyba na jakimś kufrze i kolebiąc się to w przód to w tył śpiewała jakąś piosenkę.

- Myślisz że to jeden z nich? – spytała Kasia.

- Mam nadzieję że nie. Babciu! Czemu siedzisz na korytarzu?

Kobieta nie zareagowała. Zrobił krok do przodu i ponowił pytanie.

- Babciu! Wszystko w porządku?

Ponownie brak reakcji. Podeszli jeszcze dwa kroki.

- Babciu? – w tym momencie kobieta spojrzała na nich tak nagle i wzrokiem tak nienawistnym że nie mogli już mieć żadnych wątpliwości.

- Jezu! Kurwa! Chryste! – jęknął Piotrek i już brałby nogi za pas, gdyby nie Kasia, która go powstrzymała.

- Dokąd uciekniesz? Musimy dostać się do lokomotywy. Ojcze nasz, któryś jest w niebie… - zaintonowała – Święć się imię twoje…

Piotrek spojrzał z powrotem na zjawę. Babcia świdrowała ich oczami czarnymi niczym smoła.

- Przyjdź królestwo twoje… - powiedzieli już razem, a popchnięty przez Kasię Piotrek zrobił krok do przodu.

- Bądź wola twoja. Jako w niebie tak i na ziemi…

Babuleńka poderwała się z miejsca z prędkością sportowca. Nie spuszczając wzroku z przybyszów zaczęła piszczeć tak przeraźliwie że aż uszy bolały.

- Chleba naszego powszedniego… - powiedziała Kasia i zamilkła. Spojrzała pytająco na Piotra. Ten, jako że bardziej powtarzał słowa po niej, niż mówił je z pamięci, nie był w stanie jej pomóc. Zapomniała reszty modlitwy.

- Chleba naszego powszedniego… - powtarzała jakby chcąc oszukać czas – Chleba naszego powszedniego…

Zjawa postąpiła już krok w ich stronę, potem kolejny i znowu wydała z siebie przeraźliwy jazgot.

- Chleba naszego powszedniego… Chleba naszego powszedniego… - piszczała Kasia. Piotrek szykował się już na najgorsze. W przypływie odwagi, która często nawiedza tych którzy nie mają już wyjścia, zasłonił dokładnie Kasię swoim ciałem i zaczął rzucać bluzgi w stronę upiornej babci.

- No choć tu ty kurwo! Odeślę cię z powrotem do piekła!

- Chleba naszego powszedniego… Chleba naszego powszedniego… - jęczała coraz piskliwiej Kasia.

Wtem duch postąpił kolejny krok i zniknął niczym kamfora. Byli w korytarzu zupełnie sami. Piotrek patrzył przed siebie starając się znaleźć postać napastnika, ale nigdzie jej nie było. Wszystkie drzwi do przedziałów były zamknięte. Babuleńka rozpłynęła się jak… duch.

Spojrzeli po sobie i odetchnęli z ulgą.

- Chryste, to działa! – powiedział Piotrek z ulgą opierając się o ścianę.

Wtem z ogromnym łoskotem otworzyły się drzwi do wszystkich przedziałów. Jakaś niewidzialna siła cisnęła Kasią w głębie jednego z nich, tak, że dziewczyna z impetem wyrżnęła głową o ramę okienną. Następnie jakieś niewidzialne ramię poderwało w górę Piotra i z siłą prasy złomowej przycisnęło go do sufitu. Ledwie mógł złapać dech.

Patrzył przed siebie, ale nadal nie widział babuleńki. Tzn. nie widział jej kształtu, ani barw. Za to w jakiś dziwny sposób czuł jej obecność w tym samym miejscu w którym widział ją po raz ostatni. W ten sam niewytłumaczalny sposób zrozumiał że zjawa porusza się w jego kierunku. Nagle gdzieś z głębi jego podświadomości przyszły mu do głowy słowa, których dawno już nie pamiętał, a których kiedyś, dawno temu nauczyła go mama. Zaczął mówić.

- Aniele Boży, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój. Rano, wieczór, we dnie, w nocy, bądź mi zawsze ku pomocy. Strzeż duszy i ciała mego i zaprowadź mnie do żywota wiecznego. Aniele Boży, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój… - powtarzał w kółko.

Zjawa choć niewidzialna zbliżała się z każdym jego słowem. Wtem z jednego przedziałów wyszedł jakiś czarny kształt.

 

CDN...

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    "chęć zajrzenia do owego przedziału stłumił w sobie szanowaniem ludzkiej prywatności" - albo ,,szacunkiem dla ludzkiej prywatności" albo ,,poszanowaniem ludzkiej prywatności"

    - "Moda dziewczynki i mężczyzny to jakieś lata 40te 50te". - liczby w tekstach literackich zazwyczaj pisane są słownie, chyba, że to np. numery domów. Poza tym między tymi tu powinien być myślnik.

    "Tzn. nie widział jej kształtu, ani barw". - skrótów też się unika, chyba, że np. cytujemy wiadomości tekstowe

    "Za to w jakiś dziwny sposób czół jej obecność" - czuł

    "mordercza babcia widmo" 😆

    "Dziewczyna popatrzyła na niego badawczo, ale spokojnie przystała na jego propozycje". - propozycję
    "Przetransponowanie dwóch dużych walizek przez ciasny przesmyk" - przetransportowanie?
    "Nie zdziwiło mnie to, bo babcie często chodzą w starych rzeczach, ale teraz stwierdziłem że te były chyba bardzo stare". - stwierdziłam, ona to mówi

    I duuużo przecinków do poprawy.

    Innymi słowy, stylistycznie sporo do poprawy, ale treść w porządku. W swoim tempie idę dalej.

    Pozdrawiam
  • Marcin Adamkiewicz 8 miesięcy temu
    Wielkie dzięki za uwagi!
    Pozdrawiam
  • Aleks99 5 miesięcy temu
    Trochę mnie drażniło zwracanie się do kobiety per Babcia. Jakiś mi to zgrzyta. Poza tym od połowy styl trochę szwankuje. Niektóre zdania nie graja jakoś że sobą i też atmosfera rozmywa się. Po pierwszej części czułem niepokój, fajny dreszcz, tutaj pod koniec jakoś to ulecialo. Ale nie jest źle ;)
  • Marcin Adamkiewicz 5 miesięcy temu
    Aleks99: Z tego co wiem tytułowanie starszych ludzi per "Babcia", "Dziadek" jest jak najbardziej dopuszczalne. Może faktycznie dalej jest trochę bardziej hollywoodzko. Cieszę się, że mimo wszystko chcesz czytać dalej:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania