Droga do Wolności – Część 1/5 – Moja droga do Ateizmu
Witam was wszystkich w mojej malutkiej serii tekstów odnoszących się do moich doświadczeń i obserwacji związanymi z wiarą. Jako że wielokrotnie byłem oskarżany i szkalowany za mój brak wiary, nie tylko na portalu, ale i w realnym świecie, postanowiłem stworzyć tę krótką serię opowiadań, w których przedstawię w podanej kolejności.
Część 1 – Moją drogę do Ateizmu
Część 2 – Analizę moralności religijnej i ateistycznej
Część 3 – Starcie wiary z nauką
Część 4 – Wpływy religii, sekt itd.
Część 5 – Wyzwolenie
Jesteśmy na części pierwszej, czyli to opowiadanie będzie zawierać moją drogę do ateizmu. Opisuję ją, ponieważ osoby wierzące w swoich dyskusjach ze mną, mają wiele założeń, które z zasady są błędne, choć nie zawsze, ponieważ – stety lub niestety, jestem dość stereotypowym przykładem ateisty.
Celem tej serii jest zapoznanie się osób wierzących z doświadczeniami ateistów. Jako że instytucje lubią dehumanizować osoby do nich nie należące, chcę więc zmienić wasze spojrzenie i pokazać wam, że ku zaskoczeniu wszystkich, również jestem człowiekiem.
Dobrze – bez dłuższego wstępu, zaczynajmy:
Urodziłem się w dość specyficznej rodzinie, gdzie osoby wierzące i niewierzące rozkładały się mniej więcej pół na pół. Po stronie osób niewierzących znajdował się mój ojciec oraz dziadkowie od strony matki, natomiast po stronie wierzących, moja matka, dziadkowie od strony ojca oraz pradziadkowie. Z ciotkami i wujkami, podobnie i różnorako, ale miałem mimo wszystko dość szerokie spojrzenie na całe spektrum wierzących, „pół-wierzących” * i ateistów. Moje najmłodsze lata minęły, kiedy byłem, praktycznie rzecz mówiąc „wierzącym ateistą”. Już tłumaczę to dziwaczne określenie. Kiedy byłem dzieckiem, nie miałem pełnego zrozumienia świata oraz trwających procesów. Koncept Boga, świętego mikołaja i dinozaurów, był na takim samym poziomie. Nie rozróżniałem wiary od nauki. Słów wypowiadanych przez księdza, od tych które wysłuchiwałem z programów naukowych. Dorośli byli autorytetem i ich się słuchałem, nie będąc jeszcze w pełni zdolny do aktywnego krytycznego myślenia i pełnej analizy. Dość szybko to się jednak zmieniło. Ponieważ dużo słuchałem i czytałem, rozwijała się też moja inteligencja, a wraz z nią – CIEKAWOŚĆ. To właśnie niej zawdzięczam moje pierwsze kroki do ateizmu. Ciekawość wymaga pytań, a wiara akceptacji i ich nie zadawania, a ja taki nie byłem.
Pamiętam mój pierwszy poważny krok w stronę ateizmu, miałem może… 5-6 lat, byłem naprawdę mały. Tego dnia byłem w muzeum, gdzie radowałem się widokiem wielkich dinozaurów – tych majestatycznych tytanów, które wydawały się o tyle większe w moim małym ciele. Po przeczytaniu informacji o meteorycie i fakcie, że wszystkie dinozaury wyginęły, odwróciłem się do mamy i zapytałem ją.
- Mamo? A co się stało z dinozaurami jak umarły? – (Tu musicie sobie wyobrazić piskliwy głosik sześcioletniego Kapelusznika)
Moja matka podała dość… wyjątkową odpowiedź.
- Poszły do nieba.
Nie wiem do końca, dlaczego odpowiedziała w taki sposób, pewnie, żeby mnie nie zasmucić. W tamtym momencie zaakceptowałem odpowiedź rodzica i rozpoczęliśmy podróż powrotną. W moim małym umyśle jednak odpowiedź mamy zaczęła rodzić problemy. Jak już napisałem, w tym wieku nie rozróżniałem jeszcze wiary, od faktów naukowych i wszystko zlewało się w jedną całość. Mój malutki umysł pracował bardzo mocno, by rozwiązać oczywisty problem. Po około godzinie, kiedy matka pędziła autostradą – miniaturowy Kapelusznik – Zrozumiał – i wrzasnął na cały głos.
- MAAAAAAAAAAAMOOOOOOOOOO!
Pisk hamulców, matka zjeżdża momentalnie na bok autostrady, odwraca się i przerażona, pyta:
- Co się stało?
A Ja, łkając – odpowiadam.
- Ale mamo! Skoro dinozaury poszły do nieba, to zjedzą one wszystkie aniołki!
…
Możecie się śmiać – mnie samego to wspomnienie zawsze bawi, ale taka prawda. Odpowiedzi dawane przez wiarę, nie pokrywały się z podawanymi faktami naukowymi.
Kiedy uczono mnie, że Bóg stworzył ludzi, zastanawiałem się, czy nie stworzył też dinozaurów, wokół których przez wiele lat miałem absolutną obsesję. Tę zawdzięczam genialnej serii filmów naukowych: „Wędrówki z dinozaurami”, które mimo wielu lat, naprawdę dobrze się trzymają i wam je serdecznie polecam. Podobnie w tym samym czasie oglądałem serial „Było sobie życie” opisujące działanie ludzkiego organizmu. Chodziłem zarówno do kościoła, jak i do muzeów. Fascynował mnie zarówno Jezus, jak i ewolucja z małpy do człowieka. Przez wszystkie moje młode lata, wiara ścierała się z nauką, a im bardziej słuchałem, im więcej pytań zadawałem, tym bardziej wiara zamieniała się, w to, czym jest naprawdę – bajką. Opowieścią, która powinna stać obok Tolkiena, a nie Encyklopedii.
Kolejnym elementem pchającym mnie od wiary były wpływy rodzinne. Dość ironicznie, mój ateistyczny ojciec, praktykował tradycje chrześcijańskie. Nie wierzył w Boga, ale przyzwyczajenia z czasów komuny, gdzie tradycja była formą oporu, została w jego krwi, więc dość późno zrozumiałem, że mój ojciec jest ateistą. Znacznie większy wpływ miał mój dziadek, od strony matki. Był to człowiek bardzo silny jak na swój wiek, stereotypowy „twardy gość”, klnący na lewo i prawo, który równie szybko się denerwował, co śmiał i umiał się mną opiekować. Dziadek mój nie tylko nauczył mnie łowienia ryb, żeglowania, czy nawet bicia się (bo oczywiście, że mnie tego uczył XD), ale też wprowadził w swoje, bardzo silne, nie tyle ateistyczne, co nawet antyteistyczne**, podejście do religii.
„Kościół, to najstarsza mafia na świecie – ponieważ sprzedaje produkt, którego nikt: nie dotknął, nie powąchał i nie posmakował przez całe swoje życie, a i po śmierci, nie masz żadnej gwarancji, że ci się uda”.
To powiedzenie było dla mojego młodego umysłu niczym uderzenie młota w taflę rzeczywistości. Zupełnie nie pokrywało się to ze światem, jaki znałem, a właściwie – myślałem, że znałem. Księża byli pasterzami, którzy strzegli społeczności. Lekcje Religii z katechetką były jednymi z moich ulubionych w szkole. Święta były okresem radości. Krzyż i Jezus były symbolem poświęcenia i miłości… przynajmniej do tego czasu.
Na domiar wszystko powiedzenie to pojawiło się przed tym, jak miałem pójść do komunii świętej.
Mógłby tu opowiadać o wielu sprawach i elementach, ale w wielkim skrócie. Po licznych rozmowach i pytaniach pozostawionych bez odpowiedzi. Po uciszeniach ze strony księży i sióstr, za podchwytliwe pytania w momencie komunii świętej – uznawałem się już za niewierzącego, choć nie dawałem tego po sobie poznać. Dużym faktorem wspierającym, była śmierć babci, od strony ojca, zaledwie miesiąc przed komunią. Pytanie: dlaczego Bóg nie pozwolił jej dożyć komunii własnego wnuczka? Pozostało bez odpowiedzi.
Na tym jednak moja droga się nie zakończyła.
Około lat dwunastu, doszło do dość szalonego rozwodu między moimi rodzicami – co raz jeszcze pchnęło mnie w ramiona wiary – jako że szukałem odpowiedzi na inny typ pytań.
W moim domu nie było alkoholizmu, bicia, czy zdrady – z boku wydawało się, że byliśmy idealną szczęśliwą rodziną, aż jednego dnia, moja matka postanowiła porzucić ojca, na rzecz kariery – mimo że nie było takiej potrzeby. Ojciec osiągnął już znaczący sukces, matka miała stabilną pracę i mieliśmy genialny dom – i nagle, wbrew wszelkiej logice – doszło do rozpadu, a po niej – do faktycznej wojny prawnej o mnie i moją siostrę, w sądzie.
Oto wersja skrótowa co się wydarzyło:
Moja wierząca matka przeklinała mego ojca, wyzywała go, oczerniała.
Mój ojciec ateista – pozostawał spokojny – siwiejąc z dnia na dzień.
Po przegranej matki w sądzie, gdzie to ojciec wygrał prawo opieki nad dziećmi, moja wierząca matka zaczęła oskarżać mnie o swą porażkę. Określenia jak: „zdrajca” i „szpieg” były na porządku dziennym.
(Więc to taki bonus do tych, którzy próbują mnie obrażać i prowokować – wyklęła mnie własna matka – więc zastanówcie się, czy anonimowy gość w necie, jest w stanie mnie zranić?)
Na domiar wszystkiego, moja wierząca matka w ciągu roku, mogła mieć i trzech partnerów i wymieniać ich jak rękawiczki, a mój ateistyczny ojciec, znalazł jedną pranerkę i wkrótce mają się szczęśliwie pobrać, po wieloletniej znajomości.
Cały ten czas zadawałem wiele pytań, chodziłem do kościoła, na terapię, modliłem się. Dramatyczne doświadczenia tej „wojny” doprowadziły mnie na skraj załamania nerwowego więcej niż jeden raz. Wielokrotnie zastanawiałem się nad samobójstwem i wzywałem Boga o pomoc, o wskazanie drogi.
I nagle – pewnego dnia – pstryknęło.
JESTEM SAM.
Nie ma Boga ani magii, by rozwiązać moje problemy. Jestem tylko JA i sam muszę się wszystkim zająć. Tam na górze, jest tylko bezkresna cisza kosmosu, a nie opiekuńczy, niewidzialny, ojczulek.
Stało się to mniej więcej w połowie walki, tuż przed bierzmowaniem, którego już nie przyjąłem. W dość krótkim okresie czasu, zdołałem rozwiązać większość moich problemów i znowu odetchnąć z ulgą – byłem wolny.
Wiara była łańcuchami, która na początku próbowała powstrzymać mą ciekawość, a później, próbowała przekonać mnie, że osoba dobra, jest wcieleniem diabła. Osoby wierzące okazały się bandą hipokrytów, które wspierały osobę złą zamiast dobrej – nie mówię, że nie pojawiały się wyjątki – jak babcia mojej matki, która wsparła mego ojca – ale była to jedna osoba na całą stronę wierzącej rodziny. Obok niej jedynie mój dziadek-ateista, który teraz miał raka, uszanował moją decyzję i nie poruszał spraw toczącej się wojny, kiedy byliśmy razem.
W moich doświadczeniach, ateiści, okazali się bardziej moralni, niż rodzina wierzących, twierdząca, że ma jakąś wyższość ponad nimi.
I tak w wieku jakiś 14 lat, wyleczyłem się całkowicie z wiary. Porzuciłem ją kompletnie. Z moich jednak doświadczeń i zdobywanych informacji, pojawiła się moja pogarda do hipokryzji kościoła jako instytucji i osób wierzących, jako nieświadomych niewolników tejże instytucji – a z tego narodziły się moje antyteistyczne przekonania.
Tak jak wielu uznaje Kościół, jako jakieś wybawienie, ja widzę to, tak, jak przedstawił mi ją, mój dziadek – jako parszywą mafię, która sprzedaje niewidzialny narkotyk, zniewalając miliony. Tym jest dla mnie religia – nie Bogiem i magią – SYSTEMEM – i to systemowi i bezpodstawnemu autorytetowi się tak mocno przeciwstawiam w moich licznych tekstach. Właśnie mój dziadek, stał się dla mnie wielkim przykładem, szczególnie po jego śmierci. Rak z przerzutami, już trzy, terapia chemiczna, zamieniła tego starego, ale umięśnionego i silnego człowieka, w zaledwie cień, tego, czym był dawniej. Śmierć naprawdę starała się go zabrać, a kiedy go zabrała, zabrała go jako ateistę. Dziadek do samego końca przeganiał księży, odrzucał, „ostatnie namaszczenie” informując dobitnie, że nie będzie zadawał się z mafią. W moich oczach, kiedy tak wielu, umierało, przyjmując, albo błogosławiąc kajdany wiary, mój dziadek umarł PRAWDZIWIE wolny. Jego życie należało do niego – nie do boga, czy jakiejś parszywej instytucji.
Czy próbowałem powrócić do wiary w późniejszym okresie?
Tak – określam siebie sceptykiem, podważam każdą pewność i sprawdzam wielokrotnie moje przekonania, a jeśli jest w nich dziura – zmieniam je, modyfikuję – Rozwijam.
Rozmawiałem z wieloma osobami, ale ich argumenty mnie nie przekonały.
Zwiedziłem znaczną część świata – ale krajobrazy przypisywałem Naturze, a nie magikowi w niebiosach.
Przeczytałem nawet całą Biblię, od pierwszej do ostatniej strony – i powiem szczerze – przeczytanie tej książki z odpowiednim poziomem uwagi, powinno wystarczyć, by każdą inteligentną osobę zamienić w ateistę. Ta, książka, jest naprawdę jednym z najlepszych lekarstw na wiarę, jakie udało mi się znaleźć, szczerze polecam – ilość sprzeczności i oczywistej hipokryzji, oszałamia.
…
Tak więc… to tyle. Oto moja droga do Ateizmu, zakończona w wieku 15 lat i umacniana z każdym rokiem mojego życia.
To zaledwie początek dyskusji, wprowadzenie do tego tajemniczego świata ateistów – mam nadzieję, że powyższe opowiadanie, wyjaśnia, przynajmniej częściowo, moje podejście.
Spodziewajcie się kolejnej części na początku przyszłego tygodnia.
* Nie będę używał określenia „agnostyk” – ponieważ jest ono błędnie używane. Jako że teizm – to wiara, a ateizm – to brak wiary, a gnostyk – to pewność wiedzy, a agnostyk – to brak wiedzy. Odnoszą się więc do dwóch różnych pojęć, pierwsze do wiary, a drugie do wiedzy, co jest znaczącą różnicą. Miał on, genialne powiedzenie, które wziąłem sobie do serca i po wielu przeprowadzonych testach – uważam za prawdziwe.
** Między ateizmem, a antyteizmem jest znacząca różnica. Ateista to osoba, która nie wierzy w Boga (w i istotę czy byt wyższy), antyteista to osoba, która jest negatywnie nastawiona do religii ogólnie.
Komentarze (135)
Niektórzy ludzie wolą błogosławią swoje kajdany - ty je chwalisz i w nich umrzesz
Ha.... a na ile prawdziwy jest twój świat stworzony ze szkła mój drogi Bogumile.
"Drobnego cwaniaczka"? - powiedział hipokryta
Jak zaznaczyłem - cały czas podważam i sprawdzam wszelkie informacje jakie posiadam
"Mimo wszystko życzę nawrotu rozumu" - jak możesz życzyć komuś czegoś, czego sam nie posiadasz, mój kochany Bogumile?
W złym świetle? Może - ale taka prawda.
Modlitwa/ magiczne zaklęcia w niczym nie pomogą kochanieńki.
Magia nie rozwiązuje problemów.
Ludzkie czyny i działania - tak
Kończę tę dyskusję zanim się rozpocznie na dobre - wyjątkowo nie mam ochoty rozmawiać z pyszałkowatym fanatykiem dzisiejszego wieczoru.
Pozdrawiam i miłych snów.
HA!
Co - czyżbyś obawiał się że twój wszechpotężny Bóg nie przetrzyma do 5 części?
Oto moja odpowiedź:
N I E
A pokazanie poglądów ateistów do osób wierzących, które mogą mieć błędne, lub przekłamane spojrzenie na sprawę.
Jeśli chcesz okazać mi szacunek - proszę - nie mów że "Bóg się pojawi", albo o "oświeceniu"
Może nieświadomie - ale traktujesz mnie jako osobę "chorą" która musi zostać uleczona - czy byłoby ci miło, gdybym nazwał twoją wiarę - "dzieciną chorobą" i że "kiedyś z niej wyrośniesz"...?
Nie neguję twoich dobrych chęci - ale nie tylko to co piszesz - ale JAK piszesz - jest istotne. Nie tyle co chcesz przekazać, ale jak twoje słowa zostają odebrane.
Pozdrawiam
Kogo jak kogo, ale ciebie nie podejrzewam o złe intencję
To była raczej koleżeńska rada - że powinieneś być ostrożny
Zwyczajnie pamiętaj pamiętaj - nadzieja z twojej strony może być odbierana jako łaska - nawet jeśli masz dobre intencję, wielu ateistów, jak ja - mamy swoją dumę, dumę z porzucenia wiary - słowa o "powrotu do boga" wielu może odebrać jako akt, nie brania naszego podejścia na poważnie, albo że się nad nami żalisz - co ateistów z zasady irytuje. Jako że nie żalimy się nad wierzącymi (z zasady) a wkurzamy na system jaki ich trzyma. :)
Również miłego wieczoru życzę
Ale tekst Kapelusznika to przedstawienie poglądów a nie próba usilnego przekonywania innych, więc nie wiem czemu piszesz o kłóceniu się, nawoływaniu i przekonywaniu, skoro nikt od ciebie nie wymaga takich reakcji.
Jestem na portalu od niedawna, więc przy okazji zapytam, czy opowi to dobre miejsce na zamieszczanie esejów czy raczej poszukać innego portalu a tu ograniczyć się do opowiadań?
Eseje...? hm...
Trudno powiedzieć - szczerze? - Widziałem tu tyle form i przykładów najróżniejszych tekstów, jeśli piszesz je umiejętnie i w dobrym stylu - wszystko możesz ty wystawić - nikt cię nie pilnuję - co uznaję za wielki plus.
Proponuję być sprawdziła i sama się przekonała, a co ważniejsze - nie ograniczaj się do jednego portalu.
Po krótce: rozumiem twój punkt widzenia. Bardzo wporzo, dobrze uagumentowany. Z kościołem mi nie po drodze, ale samej wiary całkowicie nie porzucam, inaczej niż ty. Nie z powodu rodziny, przymusu, czy czegoś tam, tylko uważam, że co niektóre rzeczy z chrześcijaństwa nie są takie złe. Powiedzmy, że jestem na podobnym etapie jak ty dawno temu - na granicy. Ale mi to pasuje. Nie afiszuję się z wiarą, nie jest dla mnie szczególnie ważna, ale nie chcę jeszcze schodzić z tej drogi. Jestem młody, nadal szukam, ty już znalazłeś, więc chętnie przeczytam kolejne części i poznam twój punkt widzenia.
Pozdro
Z Bogumiłem już skończyłem - nie mam ochoty już z nim dyskutować. Z wiary można się wyleczyć, ale fanatyzm trzeba usuwać operacyjnie.
Jestem ciekawy, czy kochany Bogumił rozumie, że jest on jednym z powodów czemu moje poglądy ateistyczne i antyteistyczne się umacniają...
Jeśli jesteś w podobnym momencie drogi - super. Mam nadzieję że moje teksty będą ciekawym dodatkiem dla twoich przemyśleń i pozwolą ci dokonać własnej decyzji.
Pozdrawiam.
Wiadomym jest, że trudna sytuacja życiowa spycha na wiele dróg. W drodze przypadku mogło się i zdarzyć, że stałbyś się super wierzącą osobą.
Najbardziej boli mnie twoje równanie:
Kościół=wiara
Dla mnie tak kompletnie nie jest. Jeśli chcesz mówić o mafii to faktycznie w niektórych aspektach kościół (instytucja, nie wiara) może działać na podobnych zasadach. Chociażby praktyczny brak możliwości usunięcia swoich danych z kościoła (instytucji).
Jednak, kościół to nie wiara. Sama wiara nie wyklucza się z nauką, nie zmusza do dawania na tacę i nie zmusza do przyjmowania sakramentów (choć powiedzmy, że komunia jeszcze jest w miarę ok) a jedynie wskazuje styl życia. Śmiało można powiedzieć, że to co dzisiaj uznajemy za moralne wynika bezpośrednio z religii wcale nie chrześcijańskiej, lecz z innej: pierwotnej, opierającej się wręcz na podobnych zasadach.
Personalnie, nie lubię kościoła jako INSTYTUCJI jednak uważam, że sama wiara jest jak najbardziej spoko a przestrzeganie jej zasad czyni lepszym człowiekiem.
W sumie to ty nie jesteś zły na religię a na okropne zachowanie osób ją "praktykujących" i tu cudzysłów jest jak najbardziej na miejscu.
Nie pokazałeś w sumie dlaczego według cb wiara jest zła, tylko jak zostałeś oszukany wierząc w ideały których nikt nie przestrzegał.
To tyle z moich przemyśleń ;)
Do tego też będę się odnosił w następnych odcinkach.
Jeśli pozwolisz w ostatniej części spróbuję odpowiedzieć na pytania które pozostały bez odpowiedzi
To też będę wyjaśniał
Cierpliwości
Uznaję wiarę za coś złego, nawet bez instytucji i w następnych częściach będę to tłumaczył
ps
współczuję sytuacji rodzinnej.
Mam nadzieję że przyszłe odcinki również będziesz odbierać pozytywnie
Przeczytałam z zaciekawieniem. Zdecydowanie historia z dinozaurami mnie urzekła, a rodziców zasmuciła.
Staram się nie uzewnętrzniać swoich przekonań, mało jest tematów bardziej drażliwych niż religia, ale niech się stanie:
Nie sądzisz, że antyteizm też jest swego rodzaju przekonaniem opartym na wierze? Bo wierzysz, że boga nie ma.
Chociaż piszę to, mając absolutnie gdzieś, co istnieje a co nie. Jeżeli nie zostało to w żaden sposób udowodnione, zakładam że jest modnym ostatnio kotem Schrodingera. Można powiedzieć, że od zawsze uważałam, że będę żyć tak, jak uważam za słuszne. Jeżeli boga nie ma, to przynajmniej żyłam w zgodzie ze sobą. A jeżeli jest i uzna, że postępowałam źle i się nie dogadamy (wiadomo, też popełniam błędy. Nawet dużo), lub potępi mnie za sam fakt, że go nie wielbilam - niech się stanie. Takiego boga nie chcę.
Resztę przykryje miła i ciepła kołderka milczenia, żeby nikogo nie urazić. Póki ktoś nie krzywdzi innych swoimi przekonaniami, to niech wierzy w co chce. Mnie nic do tego. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i koniec końców sami decydujemy jak się zachować. I świadczy to tylko i wyłącznie o nas samych.
P.S. ciekawe, że stawiamy zawsze ateizm kontra wiara katolicka. A co z innymi? Jest tyle wiar i przekonań, tyle odłamów. A jeszcze innym tematem jest sam kościół. Morze bez dna.
Z logicznego punktu widzenia nie da się udowodnić, że czegoś nie ma. Jedyna dziedzina nauki, w której da się dowieść że czegoś nie ma, to matematyka. W związku z tym obecność Boga jest tak samo niemożliwa do udowodnienia jak i niemożliwa do obalenia.
Ps, Zakład Pascala - bardziej opłaca się wierzyć w Boga bo kosztuje to parę wyrzeczeń życia codziennego a daje nieograniczone życie, niż nie wierzyć, bo wtedy się mniej traci
Tyle że zakład Pascala może odnosić się do wielu innych elementów - dlaczego więc nie wierzysz też w Allaha, albo Dżudżu na szczycie góry?
Tak samo jak nie możesz nie-udowodnić istnienia Boga, tak samo nie jesteś tego zrobić w odniesieniu do wróżek, skrzatów, duchów i niematerialnych smoków, czy duchów kosmitów i innych mniejszych lub większych głupot.
Kiedy 10 latek wierzy w świętego mikołaja - jest dzieckiem
Kiedy 50 latek wierzy w świętego mikołaja - wysyła się go do lekarza
Kiedy 10 latek wierzy w Boga - jest dzieckiem
Kiedy 50 latek wierzy w Boga - nadal ma prawo do głosowania
Zakład Pascala ma w sobie wiele dziur.
Co do Anty-teizmu - wiara musi być na coś oparta - jak wiara może być oparta na nie-wierze? Dodatkowo anty-teiści nie celują w niewidzialnego Boga, a instytucje i system które używają niewidzialnego człowieka jako argumentu
Sprawdź definicję "Religii" i spójrz na anty-teizm - jest znacząca rozbieżność między jednym, a drugim.
Co do twojego pytania o inne wiary - cóż - wyrosłem w kraju katolickim, osoby do których piszę są zwykle katolikami - więc i katolicyzmem i chrześcijaństwem najbardziej się zajmuję.
Ale rzucę coś na Allaha - nie martw się. Podobnie - jest bardzo dużo ateistów z terenów muzułmańskich - na Youtube i googlu znajdziesz w ciągu kilku minut
Pozdrawiam
Skąd założenie że krasnoludki nie stają się niewidzialne kiedy na nie patrzysz? Tego też nie jesteś w stanie nie-udowodnić.
A czy niewidzialny i niematerialny Bóg chrześcijan nie wpływa na świat fizyczny, mimo że nie ma fizycznej formy?
Jest wiele dziur w religii i wierze, a ja lubię na nie wskazywać
Tu akurat kapelusznik ma rację. Tak samo jak nie da się udowodnić, że Boga nie ma, tak samo nie da się udowodnić, że krasnoludków nie ma.
To jest tak, że nikt nie może mi udowodnić np. że na księżycu nie ma teraz ludzi, bo może są i się tylko dobrze chowają.
Widzisz tu się nie zgadzamy
Nie wierzę w magię
Jest tylko świat fizyczny i nic ponad to.
Po prostu - magia to bajka, iluzja itd.
Dopóki nie będzie można zwarzyć magii - nie uznam ją za prawdziwą.
Racja, zakład Pascala nie tyczy się tylko religii chrześcijańskiej, a jakiejkolwiek więc jednej z wielu do wyboru. Znowu mówię, że bardziej należałoby traktować wiarę jako 'styl życia' czyli coś co się samemu przyjmuje (wybiera np. z dostępnych opcji)
Masz chyba podobny problem w zrozumieniu mnie
Jeśli nie możesz czegoś udowodnić empirycznie/ naukowo
Z mojej perspektywy - nie istnieje.
Jaki błąd logiczny?
Jeśli czegoś nie można udowodnić naukowo - nie istnieje
Więc dopóki magia, bóg i świat duchów nie zostanie odkryty naukowo (a byłoby to największe osiągnięcie naukowe) istnieje to tylko w umyśle wierzącego i nigdzie indziej
Czemu?
Religia by przetrwała - ale nie byłoby już w niej elementu wiary.
Religia stałaby się kultem faktów.
Pytanie która religia, bo kto powiedział że naukowcy Jahve odnajdą?
Aczkolwiek uwierz mi (?), że widziałam osoby które "wierzą, że boga nie ma". To chyba takie infantylne podejście do tematu, jeszcze niedojrzałe. Możliwe, że i ten etap jest w pewnym momencie potrzebny, w trakcie szukania swojej drogi.
Uwagę o innych religiach dlatego dałam w P.S., bo domyślam się, że operujesz na tym, co znasz najlepiej. Niemniej umiarkowanie interesuje mnie fenomen, że kojarzę dwie religie, które są tak głośne. Pozostałe wydają się dużo mniej roszczeniowe (chociaż mogę się śmiertelnie mylić i po prostu nie spotkałam się z nimi na tyle).
Jestem ciekawa jakie wnioski przedstawisz w kolejnych częściach. Będę czytać.
No są "ateiści" którzy się nimi określają, ale nie dlatego że do tego doszli sami, a że popularne itd.
Inne religię też poruszę, ale niezbyt mocno, bo mam o nich wiedzę głównie historyczną, a nie doktrynalną.
Na razie leżakuję na hamaku i odpoczywam.
Przerwa od pisania, ale nie od was moi kochani!
Nie mam serca by was pożucić :D
Ps. Jak chcesz mogę rozwinąć moje zarzuty.
Co na mnie wpłynęło i przekonało do obrania takiej a nie innej drogi
Nie mówię że taka sama droga może przekonać ciebie
Faktyczne dyskusje pojawią się w następnych częściach.
Zresztą wiesz - dość trudno zmieścić jakieś 14-15 lat życia w kompaktowej formie.
Czy rozpamiętuję? Pewnie trochę tak - ale wolę sobie ten ciężar z serca zrzucić poprzez pióro i dyskusję, a nie topić się w szklance wódki. :D
Pozdrawiam
Co do mojego stosunku do tematu - z częścią się zgadzam, część widzę inaczej.
Miało być to wprowadzenie i zapoznanie z moimi okolicznościami by osoby zainteresowane nie rzucały bezpodstawnych założeń.
Polemika zacznie się w II części, a do tej muszę się przygotować.
1. Jesteś bardzo odważny, że dzielisz się takimi rzeczami nlw internecie. Jesteśmy tu anonimowo, to prawda (no jakoś tam względnie, zwykły śmiertelnik, np ja, nie wie kim jesteś kompletnie), ale pisząc to tu, to tak jakbyś przyznał się przed samym sobą, że to wszystko miało miejsce. Nie wspominam już, że zrobiłeś to naprawdę bardzo płynnie i w ogóle super się ten tekst czyta tak pod względem czysto literackim, jak jakaś opowieść, która - cóż, nie jest niestety. Także brawo Ci za to, że potrafisz iść dalej do przodu po takich przeżyciach, że je akceptujesz, że wzmocniło Cię to, a nie załamało.
2. Naprawdę uważam, że świetny z Ciebie pisarz-amator. Celnie przekazujesz to, co chcesz, emocje także (tutaj może niezamierzenie, nie wiem). I kompletnie pomijając Twoje stanowisko odnośnie wiary (wiem że o tym jest ten tekst, ale ja nie chcę się ustosunkowywać - mamy wolność, wierzymy w co chcemy bądź nie wierzymy i każdy powinien to szanować) chciałabym przyznać, że troszkę nie rozumiem, dlaczego, mając tak wybitne pióro, marnujesz czas i energię czasem na dyskusje i jakieś tam spory, skoro w tym czasie mógłbyś tworzyć świetna powieść, za którą zgarnalbys kase, zdobylbys grono czytelników, może spełnił marzenie, o ile to Cię na tyle jara. I nie zrozum mnie proszę źle. Nie atakuje Cię w żaden sposób, nic do Ciebie nie mam. Od jakiegoś czasu noszę w sobie to pytanie odnośnie Ciebie i uznałam, że skoro Ty otworzyłeś się w taki sposób, to ja wreszcie je zadam. No, pytanie, tudzież po prostu podzielę się tym, co myślę na Twój temat.
Pozdrowienia,
Kawa.
Co do pytania...
Hm...
Mam trudności odpowiedzieć.
Częściowo mnie to jara - dyskusja, rozmowa, konflikt ideologiczny - to rówierz bardzo istotny element mojej powieści. Można by powiedzieć, że wywołuję sztucznie sytuację, by się z nich uczyć i brać z nich przykład.
Z drugiej strony, temat uznaję za bardzo istotny i warty rozmowy. Musisz wybaczyć mi mą słabość, może to jakaś faza w mojej twórczości.
Z trzeciej natomiast - nie każdego dnia jestem w stanie pchać mą powieść, potrzebuję od niej przerwy, odpoczynku, momentu by przeanalizować zaplanowane sceny i odcinki. Podjąć decyzję co zostawić, a co wyciąć. A nie chcę nic nie robić. Piszę coś prawie każdego dnia, a nie zawsze na ten sam temat - między innymi dlatego prowadziłem zwykle po dwie serie opowiadań.
A powód Czwarty i ostatni - lubię obserwować reakcję ludzi. Jestem jak małe dziecko, bawiące się koło mrowiska i sprawdzające co wywoła jaką reakcję.
Tyle.
Może to nie jest odpowiedź jakiej się spodziewałaś, ale taki już jestem
Pozdrawiam
Moim zdaniem dopóki żyje jeszcze pokolenie 70/80/90 latków będzie tak jak jest, bo to oni są na razie tym rdzeniem kościoła, a do tego to oni namawiają swoich wnuków do ich wiary itd., choć już nie zawsze to działa.
Dla mnie osobiście, a nie jestem jakiś bardzo ani na tak, ani na nie kościół to dwie sprawy: pierwsza to księża, a druga to sama wiara w Boga. Mnie razi np. takie podejście, że jak człowiek nie chodzi do kościoła, a wierzy z Boga to żaden z niego katolik. To już pachnie fanatyzmem, a tego nie znoszę nigdzie, choć jak wiesz rozmowa z takimi ludźmi jest bezsensowna. Zobacz choćby takie Radio Maryja czy Trwam. Tam czasami nienawiść leje się rzeką, co powoduje, że wielbiciele najważniejszego Ojca w Polsce też są nastawieni fanatycznie i nie uznają żadnych argumentów. Dla nich tacy jak Ty, to w zasadzie coś ala opętani przez Diabła i kropka.
Co do księży to jak w każdej większej instytucji są dobrzy i źli, tacy z powołania, a także ludzie którzy nie wiedzieli co ze sobą zrobić i poszli do seminarium. Oczywiście są i tacy, dla których to prawdziwe wyzwanie. Niektórzy mówią, że ksiądz to zawód. Moim zdaniem to nie prawda, bo ich rolą powinno być prowadzenie trzódki według bożych słów i ewangelii, a do tego trzeba mieć natchnienie, przekonanie i odpowiednią charyzmę. Ilu to ma? Podejrzewam że może 10-20%, dla reszty to rzeczywiście praca jak każda inna, odklepać i do domu.
Kolejną rzeczą, która budziła i nadal budzi czasami skrajne uczucia jest bogactwo KK. Przykładem choćby taka megalityczna wręcz budowla przypominająca Watykan, czyli Licheń. Byłem tam kilka razy i nie powiem, żeby mi szczeka nie spadła. Podobno jej koszt przekroczył ponad 200 mln. Według jednych to miejsce magiczne, a inni nazywają je "sakralnym Disneylandem" bądź "katolickim Las Vegas". O sanktuarium w Licheniu znów zrobiło się głośno. Informacja o tym, że budowniczy bazyliki ksiądz Eugeniusz Makulski zhańbił się pedofilią, wstrząsnęła wszystkimi. Największy kościół w Polsce to dzieło jego życia. Moim skromnym zdaniem lepiej było taka wielką kasę przeznaczyć dla dla biednych, czy wszystkich tych, którym rzeczywiście potrzebna jest pomoc. Cóż oni woleli postawić pałac coś ala nowe Bizancjum. Zresztą wiadomo dlaczego. Kościół zawsze chciał pokazywać swoją moc i potęgę. Kiedyś na biednych ludzi szczególnie na wsiach takie coś robiło wrażenie, czuli się w środku jak mrówki, ale teraz to już nie działa tak, a raczej wywołuje złość, niestety tego hierarchowie KK nie rozumieją, choć powinni widząc co z kościołem dzieje się na zachodzie czy północy Europy.
Pedofilia to kolejna rzecz która jest poważnym problemem i nawet nie sam fakt że jest bo tacy "ludzie" są wszędzie, w każdej większej instytucji, ale np. Mnie wkurza lekceważenie tego i zamiatanie pod dywan. Jeśli to jest zwykły ksiądz to jeszcze kościół czasami reaguje, ale już od biskupa w górę to są święte krowy poza jakimkolwiek prawem.
Mógłbym tak pisać jeszcze długo, ale to komentarz a nie artykuł. Daje 5 gwiazdek za odwagę.
Fakt - sam jestem raczej młody i widzę odwrót kościoła na wszystkich frontach
Cieszę się że ci się spodobało
Podziały istnieją zawsze
Tekst właśnie dlatego nie ma celu przekonania, a pokazania, w tym przypadku zaledwie mojej drogi
Fanatycy będą pluli z boku, a osoby zaintrygowane wysłuchają argumentów drugiej strony.
Spójrz na znanego nam fanatyka - w stół tym razem także Ty uderzyłeś i spójrz co napisał
Pozdrawiam:)
A odpowiedź: "Nie wiemy - więc Bóg"
Nie jest przekonująca
Nie znanie odpowiedzi nie jest złe
Przekonywanie że się je, kiedy ich nie nasz - to po prostu kłamstwo
I jest więcej "autorytetów" wśród ateistów
Spójrz na np. Aron Ra czy ludzi w Atheist Experiance
I wielu innych
Bo oczywiście wszystko co subiektywne... jest subektywne - wiara i niewiara to kwestia świadomości.
I oczywiście masz rację: nieznanie odpowiedzi nie złe, powiem więcej, napędza nasz ludzki rozwój - konstruowanie odpowiedzi z różnych przesłanek.
Ej ja też nie wiem i spójrz co robię?
Piszę opowiadania na portalach zamiast siedzieć w laboratorium i odkrywać tajemnice świata.
Można je powtórzyć i zobaczyć na własne oczy
A Bóg czybdziewica mogą ci się nie objawić jeśli jesteś złym chłopcem
I daruj sobie tanie uszczypliwości, dźwignij argument o racjonalności wszechświata. Może być ona wpisana w rzeczywistość albo z przypadku. Prawda?
Nie chciałem być uszczypliwy - stwierdzam fakt
W magiczny sposób Bóg okazuje się tylko osobom wierzącym - zwykle w lesie albo w górach - gdzie nie ma nikogo innego.
Co do wszechświata
Raczej przypadku
Bo ktoś musiałby ją wpisać, albo co
A jak co/kto - to co/kto stworzyło czy zrodziło to coś - itd. Pętelka bez końca
Przypadek na razie jest bardziej uspokajający - ale o tym będę pisał w następnych częściach - cierpliwości :)
Porządek (życie na Ziemii) wynika z przypadku. Wszechściat jest tak ogromny, że statystycznie nie mogło nie powstać nigdzie. Życie z mechanizmem reprodukcji z krzyżowaniem i mutacjami musiało ewoluować, żeby nie zaprzeczyć logice.
De facto przypadku żadnego nie ma. Wszystko jest przecinaniem się zachodzących sytuacji. Każdy przypadek można wytłumaczyć, oprócz... przypadku powstania naszego wszechświata. Cofamy się z wyjasnieniem go do stałej Plancka... do pierwszej złamanej symetrii energii, ale skąd ona? Ta energia przed BB? Skąd prawa fizyczne?
Stefan... ta, najłatwiej, Maja i tyle :)
Chyba źle Cię początkowo zrozumiałem: że uzależniasz możliwość ewolucji świata od dodatkowej inteligencji cząstek. Według mnie podstawowe prawa i rozmiar świata wystarczają, żeby powstało tu "wszystko". Obawiam się też, że możemy nigdy nie wyjść z impasu: przypadek - projekt. Nauka nie jest w stanie potwierdzić ani zaprzeczyć istnieniu Boga, a wiara - nie jest w stanie udowodnić ale i nie musi z definicji.
Powatanie - nie Stworzenie
Trochę uczłowieczę obraz ateisty
Fragment:
Tak – określam siebie sceptykiem, podważam każdą pewność i sprawdzam wielokrotnie moje przekonania, a jeśli jest w nich dziura – zmieniam je, modyfikuję – Rozwijam.
to coś pod czym podpisuję się oburącz. Stawiam 5 i czekam na ciąg dalszy.
Mam nadzieję zobaczyć cię pod kolejnymi częściami.
Czekam na cdn.
Ps fajny dziadek ;)))
I przykro mi wiesz... życie.
Ostatnio syn strasznie płakał, bo małego kurczaczka coś dopadło, znalazł go zdechniętego. I chciałam go uspokoić, bo tak płakał że już go nie ma... i powiedziałam że kurczaczek jest już w niebie dla zwierząt. I spytał: - naprawdę mamo?
To odpowiedziałam, że tak naprawdę nikt nie wie jak po śmierci wygląda tamten świat. Ale tak pewnie jest w jakimś innym miejscu i jest już bezpieczny.
A nawet się nie starałem :D
Miło że tak to odebrałaś
Niech nie będzie ci przykro - cierpienie to część życia i się dzięki niemu rozwijasz
Dziadek miał swoje za uszami, ale dziadkiem był zajebistym
No i z twojś anegdotką podobnie jak u mnie :)
Wydaję mi się że chodziło jej bardziej:
Wiary - od instytucji
Można nie zgdzadzać się z przepychem kościoła i narzuconym autorytetem
Część ludzi woli Biblię od księdza i tyle
To jesteś DEISTKĄ
Jeśli dobrze pamiętam, ale cholera, kultularny Kapelusznik jest po kilku shotach i traci pewność nad światem.
Deista to osoba wierząca w:
Boga-zegarmistrza
Twórcę który stworzył świat, ale się już nie zajmuję
Wtedy jest wiara bez ludzkiej ingerencji.
Fatalnej, jeśli idzie o Polski kościół.
A przynajmniej taki jest ideał
Oooo...
Czyli ten typ wierzącego...
Żadko spotykany, ale nadal ciekaey
A nie którzy nie uznają widocznie żdanej religii, a wierzą w byt Wyższy...
...
Nie
Po prostu "Byt Wyższy"
I jeśli dobrze pamiętam Szatan/Lucyfer nie jest bytem równym Bogu
Chyba że o czymś nie wiem?
Ha!
Dobry punkt
Tischner mówił... najważniejsze by człowiek był wolny, a żeby był wolny musi być rozumny. I tutaj wiara nie była kajdanami.
Cóż moja droga... jestem aktualnie po 6 shocie wódki i mam trudności w prowadzeniu dyskusji teologicznych, ale w skrócie. Religia ogranicza rozwój i wolność, ponieważ wymaga podejścia posłusznego dziecka, a nie dorosłego.
Wiara to nadzieja, marzenie, wizja szansy, odpowiedź na strach przed śmiercią itd.
6 shotów wódki na litość niebios, a prowadzę dyskusję teologiczną - Ha!
Po wtóre nie bardzo wiem jak zareagować, na powyższy tekst, bo albo jest to próba literacka - to, proszę wybaczyć, wg mnie słaba jakościowo, albo jest to faktycznie fragment życia autora, to powstaje pytanie co to robi na portalu paraliterackim? Nie mniej doceniam odwagę płynięcia pod prąd i idę poczytać dalsze części tego niezidentyfikowanego dzieła. :)
Gnostyk to osoba posiadająca wiedzę - agnostyk to osoba nieposiadająca wiedzy na dany temat
teista to osoba wierząca w boga - ateista to osoba niewierząca w boga
To dość proste
Opowieść jest z mojego życia - jest to seria filozoficzna - która ma rzucić wyzwanie wierze i religii jako takiej - a jaki przykład wziąć - jak nie z życia - podałem też tą część mojego życiorysu - ponieważ instytucje religii lubią dehumanizować tych którzy są poza jej wpływami - więc napisałem by pokazać - hej! - też jestem człowiekiem
Co może tobie nie - ale wielu umyka
Pozdrawiam
Kapelusznik
Znaczy - nie tylko jednym
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania