Dzienniki demonów - Rozdział pierwszy - Jak to się zaczęło?

Działania Hejterusa na początku nie były zbyt groźne. Co prawda sprowadzał na mieszkańców Ziemi niezliczone katastrofy naturalne, śmiercionośne choroby, oraz klęski głodu, ale mimo to nie potrafił ich w żaden sposób złamać.

Za każdym razem, kiedy ktoś umierał, w innych miejscach rodziło się kilku jego następców. W miejsce zniszczonych domów stawiano nowe, o wiele trwalsze. Choroby tępiące gatunek ludzki, same były szybko tępione przez lekarstwa, jakie tworzył człowiek. Podsumowując, z każdą raną, jaką zadawał ludzkości, ta stawała się coraz potężniejsza.

Oczywiście gdyby Hejterus wykazał się choć odrobiną cierpliwości czy też rozwagi, wygrałby ten bój bez najmniejszych problemów, ale ponieważ ich nie posiadał, to frustracja oraz gniew jedynie rosły w siłę. Nie mógł się poddać, gdyż oznaczałoby to pogrzebanie pamięci o jego dzieciach już na zawsze. Właśnie dlatego nie spocznie, dopóki cała ta nędzna rasa nie zostanie wyrżnięta w pień.

Po wielu latach niepowodzeń, postanowił, że skoro raz już złamał zasady Kodeksu, to nic wielkiego się nie stanie, jeżeli zrobi to ponownie. Zszedł na Ziemię, odziany w potężną zbroję oraz ogromny miecz, po czym korzystając z mocy Spustoszenia powoli i bezlitośnie wypalał wszelkie życie na Ziemi.

Tylko dwie istoty na całym świecie miały dość wielką moc, aby móc go powstrzymać.

Pierwszą z nich był król bogów, będący jednocześnie ojcem Hejterusa, jednak zaślepiony miłością do syna, nie potrafił w żaden sposób go zatrzymać albo chociaż odwieść od zbrodniczych zamiarów. Zresztą, nawet kiedy próbował, to syn w ogóle go nie słuchał, zbywając go prostym zdaniem. “Gdyby ktoś zabił twoje dzieci, też pragnąłbyś zemsty”.

Mógł tego dokonać jeszcze Adminus, ale ten od setek tysięcy lat nie podjął żadnego działania w jakiejkolwiek sprawie, więc nikt nawet na niego nie liczył.

Wszyscy świadkowie tej sytuacji, byli przekonani o tym, że dla ludzkości nie ma już nawet najmniejszych szans na przetrwanie.

Jednak czasami zdarza się, że promyk nadziei przychodzi z najmniej spodziewanej strony. Demony nie mogąc znieść myśli o tym, że tysiące lat starań nad tym, aby ludzkość była jedynie ich niewolnikami, może odejść w niebyt przez gniew Upadłego Boga, postanowiły chociaż spróbować go powstrzymać.

Najprostsze wyjście, jakim było otwarte wysłanie armii, nie miało w ogóle sensu, gdyż nawet gdyby powołać pod broń cały naród, Hejterus po prostu wyrżnąłby wszystkich Spustoszeniem. Poza tym zostaje jeszcze kwestia tego, że ludzie nie mogli dowiedzieć się o istnieniu demonów, a przynajmniej nie teraz.

Dotarcie do ojca Braci też nie należało do zbyt dobrych pomysłów, gdyż nawet ustalenie tak podstawowych faktów jak to, gdzie aktualnie przebywa, było nie lada wyzwaniem.

Pozostała więc tylko jedna możliwość. Wyruszyć do samego serca krainy, a potem zmusić Adminusa do tego, aby sprzeciwił się bratu. To w jaki sposób zostanie to osiągnięte, nie miało absolutnie żadnego znaczenia dla nikogo, w przeciwieństwie do tego, kto ma wyruszyć na tę wyprawę. Właśnie w celu ustalenia drużyny, mającej wyruszyć z celem wypełnienia tego zadania, zwołano Radę Trzynastu.

Po prawdzie nie zasiadała w komplecie, gdyż Legion zdecydował się zaprosić jedynie władczynię dopiero niedawno zjednoczonego, japońskiego piekła, ale i tak decyzja miałabyć ważna. Malutka i zgrabna dziewczyna o wyglądzie uroczej nastolatki, siedziała niedbale na przygotowanym specjalnie dla niej fotelu, z nogami opartymi o stół. Właściwie nie dało się jej zauważyć pod nawałem złotych loków oraz kosztownych tkanin. Do rady dołączyła niedawno, ale i tak zdążyła się ustawić.

Oczywiście Legionowi, który uwielbiał mieć nad wszystkim kontrolę, nie podobało się to. Na jego nieszczęście, nie mógł tak po prostu jej zabić, gdyż była zbyt ważną osobistością, dlatego czekał cierpliwie na odpowiednią okazję. I w końcu takowa się nadarzyła, powrót z takiej wyprawy był właściwie niemożliwy, więc wysłanie jej tam powinno wystarczyć. Przy okazji to samo można zrobić z Sakalem, skoro jego plan z Przedwieczem zakończył się fiaskem. Właśnie z takimi myślami w głowie, rzekł do towarzyszki:

— Ichigo-chan, oboje wiemy, że trzeba się z tobą liczyć.

Dlatego kiedy zgromadzimy grupę, powinnaś nią dowodzić.

— Już się nie chwal tym, że umiesz rymować, bo marnie ci to idzie — odrzekła Ichigo, rozpoczynając lekturę kolejnego Yaoi.

Udawała, że problemy ludzi nic ją nie obchodzą, ale w rzeczywistości wszystko było boleśnie jasne. Jeśli Hejterus wygra, zakończy się egzystencja jej ukochanych Yaoi, właśnie dlatego była w stanie przystać na propozycję Legionu, lecz nie była przy tym głupia. Doskonale wiedziała, że ten z całą pewnością coś planował oraz, że z całą pewnością nie było to nic miłego.

— Wiesz przecież, że muszę.

A do dowodzenia ciebie zmuszę.

— Aksjomat, tak? — prychnęła dziewczyna. — Ichi żałuje ciebie, ale w sumie to nie jest przecież twoja wina. A co do tego zmuszania, jak niby chcesz tego dokonać? No bo wiesz, Ichi bywa uparta i to bardzo.

— On? On tego nie zrrrobi, nie to, co ja.

Ichigo przestała czytać i ze słodkim uśmiechem litości, spojrzała na Sakala. Wysoki, pokryty białym futrem demon, o siedmiu ogonach. Może się starać tak mocno, jak tylko chce, ale i tak nigdy nie stanie się tak kawai, jak ona.

— W takim razie, jak ty zamierzasz to zrobić, sługusie?

Sakal napiął na chwile mięśnie, pod wpływem gniewu, lecz wkrótce po tym uspokoił się, po czym rzekł złośliwie.

— Wiesz, ta twoja przyjaciółka… jak jej było? A tak, terrraz pamiętam. Efrrria… Wygląda całkiem niewinnie, wiesz?

Ichigo w pierwszej chwili pobladła ze strachu, a zaraz po tym wstała.

— Co jej zrobiliście?

— Na rrrazie nic, ale jeśli odmówisz, to nie rrręczę za siebie.

— Efria wyruszy razem z wami.

Kłopotów raczej nie sprawi.

— Jak to z nami? — zapytał wściekle Sakal, na co Ichigo roześmiała się głośno.

— Z tego co Ichi widzi, dosyć szybko dostało ci się za swoje. No dobrze, skoro tak nalegacie, to Ichi wyruszy na tę wyprawę, ale jak już wróci, to poznacie prawdziwe znaczenie słowa zemsta. Rozumiem, że na czas wyprawy sługus jest mój?

Nawet nie czekając na odpowiedź, wyszła na zewnątrz, gdzie właśnie kończyły się przygotowania do parady na ich cześć.

— Brawo Legionie. — mruknęła pod nosem. — Że też zawsze musisz mieć jakiegoś asa w rękawie.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Angela 17.10.2015
    Widzę że Masz fana który wstawił pałę. Dla równowagi wstawiam 5, bo tekst był wyborny : )
  • Slugalegionu 17.10.2015
    Dziękuję, że tak uważasz, ale ja nie jestem z niego zbyt zadowolony: /
  • Angela 17.10.2015
    Autor nigdy nie może być w pełni zadowolony, bo przestanie się rozwijać : )
  • alfonsyna 17.10.2015
    Może to Hejterus wstawił tę jedynkę, bo jest całkowicie niezasłużona :) Mnie się podobało, a zatem również Ci tą średnią nieco podniosę :)
  • Ichigo-chan 17.10.2015
    Właściwie nie dało się jej zauważyć pod nawałem złotych loków - tak, to ja :')
    5 bo dobre i dla wyrównania xD Hejterus i tu musiał zabłądzić xD
  • ausek 11.11.2015
    ''Wyruszyć do samego serca krainy, a potem zmusić Adminusa do tego, aby sprzeciwił się bratu. To w jaki sposób zostanie to osiągnięte, nie miało absolutnie żadnego znaczenia dla nikogo, w przeciwieństwie do tego, kto ma wyruszyć na tę wyprawę. Właśnie w celu ustalenia drużyny, mającej wyruszyć z celem wypełnienia tego zadania, zwołano Radę Trzynastu.''- powtórzenie wyrazu wyruszyć.

    '' Że też zawsze musisz mieć jakiś as w rękawie.'' chyba ''mieć jakiegoś asa w rękawie. Fajne, zostawiam :) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania