Felieton o ,,Listach starego diabła do młodego" C.S.Lewisa
Znalazłem. Oto felieton traktujący o książce, która była dla mnie inspiracją do napisania wiersza ,,Mój drogi Piołunie" (http://www.opowi.pl/moj-drogi-piolunie-a14722/).
Sto lat temu na korytarzach Oxfordu przecięły się ścieżki dwóch początkujących wówczas pisarzy: J. R. R. Tolkiena i C. S. Lewisa. Los chciał, że poznali się oni i zaprzyjaźnili, należąc do literackiej grupy Inklingów. Owocem tej znajomości (prócz nawrócenia Lewisa na chrześcijaństwo) były książki. Jedne lepsze, inne gorsze, ale wszystkie znane współczesnym czytelnikom. I choć sam jestem tolkienistą, to jednak znalazła się książka napisana przez Lewisa, która niezmiernie przypadła mi do gustu.
C. S. Lewis. Na sam dźwięk tego nazwiska przechodzą mnie dreszcze. Tak, nie lubię go. Nie lubię jego stylu pisania czy zamysłu ,,Opowieści z Narnii”. Jak dla mnie to jest książka dla dorosłych napisana językiem dla dzieci (i to nie tak subtelnie jak ,,Mały Książę”, oj nie). Dla mnie ów styl jest toporny i nieczytelny. W porównaniu do Tolkienowskiego ,,Władcy pierścieni”, Lewisowska saga wypada, w mojej opinii, bardzo słabo. Rzec bym chciał, parafrazując jednego z naszych rodzimych mistrzów: ,,Lewis beznadziejnym pisarzem był”, ale nie mogę. Ostatnio wpadła mi w ręce książka, która zmieniła mój punkt widzenia na tego twórcę.
Nie mówię tutaj o ,,O wierze i moralności chrześcijańskiej” ani o ,,Podziale ostatecznym”. Mówię o czymś, co wydane zostało wcześniej niż dwie wspomniane pozycje, a mianowicie o ,,Listach starego diabła do młodego”.
Książka ta wpadła mi w ręce przez przypadek. Kilka dni temu byłem w księgarni w poszukiwaniu okładek na zeszyty dla mojego rodzeństwa. Moje liceum mieści się w centrum Krakowa, więc to mnie przypadło to (wielce…) zaszczytne zadanie. Okładek oczywiście nie znalazłem, ale znalazłem coś innego. Niewielką, niepozorną książeczkę wciśniętą pomiędzy dwa opasłe tomiszcza (Biblię i którąś z rozpraw filozoficznych Schopenhauera).
Sporo czasu zajęło mi wydobycie jej z pomiędzy dwóch kolosów, jednak w końcu się udało i gdyby nie fakt, że na okładce prócz tytułu znajdował się tylko ,,autograficzny” podpis Lewisa, którego w pierwszej chwili nie odczytałem, zapewne wcisnąłbym ją z powrotem do papierowego więzienia.
Niemniej jednak stało się. Otworzyłem to małe dziełko na przypadkowej stronie i zacząłem czytać. Początkowo nie za bardzo odnalazłem się w treści, omylnie zakładając, że tytuł jest jedynie nic niesugerującym, mającym dobrze wyglądać na półkach księgarni chwytem marketingowym. Wiecie, jak to jest, kiedy wtrącacie się w dyskusję, która trwa już od godziny, nieprawdaż?
Chwilę później dopiero zorientowałem się, że ,,Listy starego diabła do młodego” rzeczywiście są listami (zapewne gdybym wcześniej zobaczył autora, przygotowany już na jego prostotę, nie wpadłbym w tę pułapkę). Ale zacznijmy od początku, tak jak powinniśmy, a nie od środka, jak ja w owej księgarni.
Książeczka jest zbiorem kilkudziesięciu listów, które pisze stary, doświadczony czart (określany jako ,,Jego Przepastna Wzniosłość Podsekretarz Krętacz”) do swojego siostrzeńca Piołuna.
W owej korespondencji mistrz zawiera liczne porady dotyczące kuszenia ,,pacjenta” (czyt. człowieka). Młody Piołun doskonale sobie radził, aż do momentu, kiedy będący pod jego wpływami młody mężczyzna nie postanowił zostać chrześcijaninem. Wtedy to interweniować musiał doświadczony kusiciel.
Czytając każdy kolejny list, zagłębiamy się coraz bardziej nie tylko w szatańskie plany, ale także w mechanizmy działania naszej psychiki. Przykładowo – Krętacz zabrania podopiecznemu na to, żeby jego pacjent myślał (myślenie jest niebezpieczne, co na szczęście doskonale wiedzą młode pokolenia i nie narażają się zbytnio na niedogodności z nim związane). Zamiast tego może na przykład podsuwać kuszonemu ideę (kto oglądał ,,Incepcję” Nolana, ten wie w czym rzecz), że czas na śniadanie, co odroczy procesy myślowe.
Kolejne listy pokazują nam walkę, którą toczy Szatan z Bogiem o naszą duszę. Kiedy człowiek przybliża się do Zbawienia, Krętacz wymyśla taktykę, jak go od Niego odwieść i tak w kółko. Przypomina to nieco zabawę w kotka i myszkę, której stawką jest nasza dusza. Autor, konstruując piekło, stworzył je na podobieństwo wielkiej korporacji, pełnej urzędników i działów, która świetnie sprawdza się w tym, co robi. W gubieniu (niczego przeważnie nie świadomych) dusz. Wspaniała perspektywa, czyż nie?
Jednak nie sam pomysł, wykonanie czy estetyka są czymś, co jest najważniejsze i najlepsze w tej książce. Jest ona przede wszystkim rozliczeniem ze złem i pokazaniem jego roli w naszym życiu. Lewis pokazuje nam, że ,,licho nie śpi”, a walka o nasz przyszły los trwa cały czas. Podszepty Szatana nie brzmią według niego tylko: ,,ukradnij mu to”. To nie takie proste. Tutaj każdy grzech, który ma być popełniony przez biednego śmiertelnika jest zbudowany na potężnym fundamencie gry cieni i niedomówień.
Ostatnią rzeczą, która moim skromnym zdaniem zdecydowanie przemawia za tą książką jest słownictwo i sposób wyrażania się Krętacza. Dla przykładu, Boga nazywa on ,,Nieprzyjacielem”, Szatana ,,Naszym Ojcem z Otchłani”.
Ponadto sam autor listów z każdym kolejnym przechodzi przemianę (w pewnym momencie zmienia się nawet w wielką stonogę). Ma coraz gorszy (a właściwie lepszy, gdyż cieszy go możliwość wykonania kary) stosunek do nieumiejętnie kuszącego siostrzeńca, co kończy się… zresztą nie będę nic zdradzał. Polecam, żebyście przeczytali sami.
No i na koniec zachowałem uwagę najbardziej osobistą (jeśli nie intymną!) ze wszystkich, które się do tej pory pojawiły. W napisanym dwadzieścia lat po wydaniu książki Postscriptum, autor stwierdził, że: ,,Świat, w który musiałem się przenieść, przemawiając przez Screwtape’a [Krętacza przyp. red.], był pełen pyłu, piasku, pragnienia i rozdrażnienia. Każdy ślad piękna, świeżości i łagodności musiał być z niego wykluczony. Zanim skończyłem pisanie, atmosfera ta omal mnie nie zadusiła*” . Tę ciężkość i beznadzieję, zawartą na kartach książki poczułem na własnej skórze. Od naprawdę dawna nie czytałem tak dobrej, a zarazem ciężkiej książki i prawdopodobnie szybko nie przeczytam.
Pozwólcie, że mój artykuł skończę słowami, którymi kończył się każdy z Krętaczowych listów.
Wasz kochający stryj
Szymon
* C. S. Lewis, Listy starego diabła do młodego., tłum. Stanisław Pietraszko, Media Rodzina, tekst na podstawie wyd. IW Pax, Warszawa 1990, s. 254.
Komentarze (29)
,,Sto lat temu, na korytarzach Oxfordu przecięły się ścieżki" - bez przecinka;
,,to jednak znalazła się książka, napisana przez Lewisa" - bez przecinka, bo tu fakt, że książka była napisana przez Lewisa, nie jest dopowiedzeniem, a na to by wskazywała obecna interpunkcja. To integralna część zdania;
,,Nie lubię jego stylu pisania, czy zamysłu" - przed ,,czy" stawia się przecinek, gdy wprowadza zdanie podrzędne, ale nie, gdy jest to spójnik zdania rozłącznego;
,,Jak dla mnie to jest książka dla dorosłych, napisana językiem dla dzieci" - bez przecinka, bo przed imiesłowami przymiotnikowymi z reguły się ich nie stawia, chyba że w przypadku wtrącenia;
,,parafrazując jednego z naszych, rodzimych mistrzów" - bez przecinka - to nie są jakieś dwa określenia, więc w tym miejscu taka interpunkcja jest nieuzasadniona;
,,która zmieniła mój punkt widzenia, na tego twórcę" - bez przecinka;
,,Nie mówię tutaj o ,,O wierze i moralności chrześcijańskiej”, ani o ,,Podziale ostatecznym”" - ,,ani" jest spójnikiem zdania rozłącznego, a więc o ile się go nie powtarza, nie stawia się przed nim przecinka (to pewnie wiesz);
,,wydane zostało wcześniej, niż dwie wspomniane pozycje" - przed ,,niż" stawia się przecinek tylko, jeśli wprowadza on zdanie podrzędne, a tu się tak nie dzieje;
,,Książka ta wpadła mi ona w ręce przez przypadek" - tu chyba nie miało być słowa ,,ona";
,,więc to mi przypadło to (wielce…) zaszczytne zadanie" - szczerze mówić, tak myślę o tym zdaniu i nad formą ,,mi". Niby obecnie ludzie w celowniku stosują właśnie tą odmianę, choć mnie uczono na polskim na przykład, że nie pisze się ,,mi się" (inna sprawa, że się do tego nie stosuję). To takie uproszczenie, dlatego może nie powinnam się czepiać, jednak osobiście doradziłabym zamienić to na ,,mnie". Pomijając już te zasady, na które teraz przymruża się oko, ,,mnie" jest po prostu formą akcentującą w przeciwieństwie do ,,mi" i w tym przypadku sądzę, że jest to bardziej adekwatne, bo właśnie ten zaimek w obecnej formie wyrażenia zwraca uwagę, podkreślasz to, że Tobie przypadło to zadanie;
,,niepozorną książeczkę, wciśniętą pomiędzy dwa opasłe tomiszcza" - bez przecinka;
,,że na okładce, prócz tytułu znajdował się tylko ,,autograficzny” podpis Lewisa" - przecinek przed ,,oprócz" miałby tu uzasadnienie tylko w przypadku, gdybyś dodał też przecinek przed ,,znajdował", wtedy powstało by wtrącenie, które choć jest niepotrzebne moim zdaniem, to błędem by nie było;
,,zapewne wcisnął bym ją z powrotem do papierowego więzienia" - ,,wcisnąłbym". Liczę, że to nieuwaga, bo jeszcze niedawno sam chciałeś mi wytknąć niepoprawną pisownię przyrostka -by (nie, żeby coś...);
,,Niemniej jednak, stało się" - ten przecinek jakoś średnio mi tu pasuje;
,,Wiecie (przecinek) jak to jest";
,,zapewne, gdybym wcześniej zobaczył autora, przygotowany już na jego prostotę, nie wpadłbym w tę pułapkę" - przecinek przed ,,gdybym" jest tu niepotrzebny, bo samego ,,zapewne" nie ma co oddzielać, i po ,,prostotę" też bez przecinka;
,,które pisze stary, doświadczony czart (...), do swojego siostrzeńca Piołuna" - ten nawias był bardziej rozbudowany, ale nie o to chodzi. Przecinek po tym nawiasie jest niepotrzebny, bo dotyczy od zdania na zewnątrz z pominięciem wyrażenia w nawiasie, więc nie ma uzasadnienia;
,,W owej korespondencji mistrz zawiera liczne porady, dotyczące kuszenia" - bez przecinka;
,,stworzył je na podobieństwo wielkiej korporacji, pełnej urzędników i działów" - tu przecinka też bym nie stawiała, chociaż na upartego można przyjąć, że po nim jest dopowiedzenie, ale to już podlega całkowicie Twojej ocenie;
,,W gubieniu (nic przeważnie nie świadomych) dusz" - ,,niczego";
,,Jednak nie sam pomysł, wykonanie, czy estetyka są czymś" - bez przecinka przed ,,czy" (o tym już pisałam wcześniej);
,,Ponadto sam autor listów, z każdym kolejnym, przechodzi przemianę" - tak na dobrą sprawę, to usunęłabym oba przecinki w tym zdaniu;
,,zresztą, nie będę nic zdradzał" - ten przecinek również nie ma dla mnie uzasadnienia, zmienia on lekko wydźwięk, no ale to już również Twoja rzecz, jak sobie to zaplanowałeś;
,,Tą ciężkość i beznadzieję, zawartą na kartach książki poczułem na własnej skórze" - ,,tę" (któryś raz to piszę, częściowo się stosujesz, bo w innym przypadku, gdy wyraz następny kończył się na -ę, napisałeś dobrą formę, nie wiem, z czego to wynika). 5:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania