fstyl /54/ - Panna na wydaniu - Aleks99 O!

w temacie: "Sympatia z internatowego forum" ❤️

 

Gdy wrócił do domu, zmierzchało. Za oknami rozciągała się panorama miasta, na której tle

znaczyły się purpurowe linie chmur oświetlane ostatnimi promieniami słońca. Stamtąd

przybiegł, a dokładniej to przejechał kilka kilometrów autobusem PKS, a potem ostatnie

dwieście metrów od przystanku do blokowiska pokonał truchtem, cały czas mając wyrytą w

pamięci sylwetkę dziewczyny.

Matka nie była zadowolona. Zresztą, kiedy ostatnio była? Pewnie gdy dziadek odstąpił znowu

część swojej emerytury i rozdał wnukom w nagrodę za dobre wyniki w nauce. Wtedy nawet

się uśmiechnęła, bo dzięki temu zaoszczędziła na kieszonkowym.

– Z ciebie to żadnego pożytku nie ma – powiedziała, nie podnosząc nawet wzroku znad

gazety, którą uważnie kartkowała. Jakieś tasiemcowe pisemko dla kobiet.

– Jeszcze widno – odparł chłopak i nie czekając na odpowiedź, poszedł do pokoju.

Kobieta zwróciła go bardzo szybko. Jej głos był oschły i zimny.

– Jeszcze nie skończyliśmy. Gdzie byłeś?

– U znajomego. U Arka.

Połknie haczyk?

– Mam uwierzyć, że nagle masz kolegów i odwiedzasz ich prawie codziennie? Gdzie byłeś?

Mierzyli się wzrokiem jak dwaj rewolwerowcy na placu przed saloonem w palące południe.

– No mówię przecież. Zadzwoń do niego, skoro mi nie wierzysz. Dam ci nawet numer.

– Nie chce żadnego zasranego numeru! Arek powie to, co kazałeś mu powiedzieć. Ciekawe

ile mu zapłaciłeś za to, bo na pewno darmo by nie robił z siebie głupka.

Chłopak miał na imię Filip i pierwszy raz od bardzo dawna naprawdę chciał wygarnąć matce,

co o niej myśli. Ojciec miał drugą zmianę, więc byli sami jeszcze przez kilka godzin.

– Zejdź mi z oczu. A jutro wrócisz po szkole od razu do domu, zrozumiano?

Przytaknął, choć wtedy było to dla niego ciężarem porównywalnym z wydaniem

współpracowników na przesłuchaniu przez Służbę Bezpieczeństwa.

***

Angelikę poznał na jednym z forów internetowych. Właściwie nie miał zamiaru szukać na

nim czegoś więcej oprócz tego co oferowało. Ściągli tam różni autorzy prozy i poezji,

publikowali swoje utwory, a potem z zaciśniętymi zębami czekali na werdykty. Tak, to było

forum literackie, zrzeszające pokaźną grupkę amatorów horrorów, wyrafinowanej poezji, czy

ckliwych, błahych romansideł.

Pisali ze sobą po kilka godzin dziennie. Tematy jakby same wysypywały się z rękawa. W

międzyczasie Filip zupełnie zapomniał, że przyszedł na forum, aby podzielić się swoimi

utworami, przekonać czy ma potencjał, czy może to tylko chwilowy błysk naiwnej nadziei,

zgaszony przez krytyków.

Ona zaproponowała spotkanie. Argumentowała to tradycjami tkwiącymi w jej rodzinie.

Uważała, że człowieka nie da się poznać przez Internet. Można go tam jedynie znaleźć, a

potem zaproponować przejścia do „realu”.

 

Filip miał obawy, owszem, ale kiedy Angelika napisała, że pochodzi z tego samego miasta co

on, wątpliwości jakby przestały istnieć.

To było dwa tygodnie temu. Ten pierwszy, wyjątkowo stresujący raz. Znaleźli się w parku

miejskim, przy głównej bramie i z uśmiechami przedstawili sobie. Była naprawdę ładna.

Blondynka o niebieskich oczach, ubraną w czerwoną bluzę z nadrukiem NASA. Filip nie był

zbyt wysoki, a ona prawie równała się z nim wzrostem.

Dzień był słoneczny, ale rześki. Niebo czyste, choć z zachodu ciągnęły pierwsze szare smugi

przyszłego deszczu. Rozmawiali trochę, potem pospacerowali, opowiedzieli o sobie. Nie za

dużo. Filip chciał od razu wyśpiewać jej całą swą autobiografię, ale zdał sobie sprawę, że

dziewczyna mądrze dawkuje informacje na jej swój temat. Postanowił to samo, przynajmniej

na razie.

– Chodzisz może do Staszica? – zapytała, gdy stali na drewnianej kładce, pod którą szumiał

sztucznie utworzony strumień.

Filip przełknął ślinę i z miejsca zdał sobie sprawę, że to może być koniec. Staszic był

najlepszym liceum w mieście. Chodzili tam ci, którzy wiedzieli, gdzie ulokować swą

przyszłość. Nie mieli złudzeń, ani żadnych sprośnych myśli o baletach i syndromie

pierwszego roku na studiach. Byli jak od linijki, większość, bo oczywiście i tam zdarzały się

przypadki szczególne. Te jednak kończyły zwykle biletem w jedną stronę ze Staszica do

szkoły Filipa – Zespołu Szkół Technicznych na ulicy Długiej, potocznie nazywanego

Długasem.

– Wiesz…

– No, nie rób mi tego. Nie lubię takiego napięcia.

– Długas.

Dziewczyna popatrzyła przez chwilę na Filipa, a potem przeniosła wzrok na płynące

strumieniem kaczki.

– Spoko, mam tam kilkoro znajomych. Mój kuzyn też tam chodził.

– Nie jest to Staszic…

– Całe szczęście. Staszic to kij w dupie, najdłuższy, jaki możesz sobie wyobrazić. Nienawidzę

tej szkoły. Dobrze, że został mi tylko rok.

Filip nie wierzył własnym uszom, ale udał kompletnie niezaskoczonego. Czuł, jak cały gotuje

się w środku z radości. Gdy wrócił do domu, o wiele później niż powinien, po prostu poszedł

do pokoju i gruchnął na łóżko. Leżał tak do drugiej w nocy, a potem zasnął z uśmiechem na

ustach.

***

– To dla mnie bardzo ważne. – Angela stała przed bramą swojego liceum i wzrokiem surowej

matki patrzyła na Filipa.

Chłopak nie czuł się dobrze na terenie liceum Staszica. Nie zapuszczał się tu prawie nigdy, a

na pewno nie zaraz po szkole. Ale Angela nalegała.

– Matka ma swoje humory. Opowiadałem ci, że jest… ciężka w relacjach.

 

– Na pewno chce dla ciebie dobrze, ale już umówiłam się z rodzinką. Chcą cię poznać.

Filip przytaknął. Nie miał zbyt wielu pół manewru. Gdyby się nie zgodził… nawet nie chciał

o tym myśleć. Po prostu tam pojedzie. Matką będzie przejmował się potem.

 

Autobus pojawił się z lekkim poślizgiem, ale nie na tyle dużym, aby Filip musiał pisać do

Angeliki, że się spóźni. Zajął miejsce przy oknie i przez całą drogę nieustannie myślał o

rozmowie, jaką przeprowadzi z obcą mu rodziną. Będzie musiał dobrze wypaść, ale jak to

zrobić? Nie wiedział o nich nic. No może poza tym, że rodzina Angeliki mieszkała na wiosce

i miała gospodarstwo rolne. Jej ojciec był rolnikiem z dziada pradziada. Jak to sama

powiedziała – wieczni włościanie, co zresztą, sądząc po tonie głosu, napawało ją dumą.

Autobus zatrzymał się na przystanku przy kościele, a stamtąd Filip miał jeszcze kawałek do

domu Angeliki. Wieś wyglądała na pustą, wręcz wymarłą. Chłopak nie miał pewności, z

czego to wynika. Jeszcze wczoraj o tej porze ludzi w centralnej części wioski była naprawdę

dużo. Sklep spożywczy tętnił życiem, podczas gdy teraz wyglądał jak dawno opuszczony

relikt przeszłych lat. Nawet ławki stojące obok niego wyglądały teraz, jakby były starsze o

dekadę.

Dziewczyna czekała na gościa u zbiegu drogi prowadzącej do gospodarstwa z drogą główną.

Machała i uśmiechała się serdecznie. Filip pomyślał, że chce go oswoić jak tylko może z tą

sytuacją. Na pewno wiedziała, że w środku chłopak jest zdenerwowany, jakby właśnie miał

wejść do pokoju gdzie zdawać będzie maturę ustną z angielskiego.

– Chodź, chodź, już czekają na ciebie! – krzyknęła. Klamka zapadła.

***

Cierpki uśmiech kobiety po pięćdziesiątce wydał się Filipowi bardziej przerażający niż

zachęcający, aby spędził z nimi czas. Ojciec Angeliki wraz z jej bratem siedzieli po drugiej

stronie stołu ustawionego na tarasie przed domem.

– Dla was jest miejsce tutaj – wskazała na zbitą z desek ławkę, ledwo stojącą pod ścianą obok

drzwi wejściowych.

Filip spojrzał na Angelikę. Jej matka od razu wychwyciła to i poczęła kontynuować

wyjaśnienia.

– Tak już jest u nas w rodzinie. Od dawna, od pokoleń. Nasza córa na wydaniu, więc i ławka

przed domem być musi, a wy na niej siądziecie i porozmawiacie.

Mówiła z dziwnym akcentem, czasami źle stawiając akcent i składając słowa nie tak jak

oczekiwał Filip. Zaczęła też tłumaczyć, jak to było z nią i jej mężem, a także z dziadkami

Angeliki. Wszystko to na jednym wydechu, szybko i bez większego ładu.

W końcu cała rodzinka poszła do środka, a Filip został z Angeliką sam.

– Mogło być gorzej, co nie? – zapytała, uśmiechając się przepraszająco.

– Nie było źle. Nie przepędzili mnie, a to już sukces.

– Moja mam zawsze taka jest. Tata to samo. On milczek, ona cały herszt rodziny.

 

– U mnie podobnie, wiem, jak to jest.

Angelika nagle spochmurniała. Zupełnie jakby chłopak powiedział coś nieodpowiedniego.

– Nie sądzę. Ty nie wiesz zupełnie, o czym ja mówię.

– No, nie znam twoich rodziców, ale…

– Nie, Filip! Nic nie wiesz, rozumiesz? Powiedz mi, że rozumiesz!

Nie mógł tego zrobić. Nie wiedział w zasadzie, co się stało. Dziewczyna patrzyła na niego

wzrokiem, jakim jeszcze nigdy go nie obdarzyła. Jakby stał się dla niej zupełnie obcy.

– Angela, ja…

– Co ty?! Powiedz mi, że rozumiesz, że nic nie wiesz o mojej rodzinie, o mojej matce!

Powiedz to do cholery!

– Jasne, nie wiem. Po prostu myślałem…

– Nie! Nic nie myślałeś!

Poderwała się z ławki i pobiegła przed siebie. Naprzeciwko domu, jakieś sto kroków od niego

stała drewniana stodoła kryta lśniącą w słońcu blachą. Obok niej znajdowała się pomalowana

na żółto furtka. Dziewczyna otworzyła ją i pobiegła na pola.

– Idź za nią, kretynie – usłyszał głos za plecami i aż go zmroziło. W jednej chwili wszystko

wywróciło się do góry nogami.

Ojciec dziewczyny stał nad Filipem z papierosem w ustach i pokazywał palcem w stronę pól.

– No już, biegnij, idioto. To twoja wina.

– Ale ja przecież…

– Gówno mnie obchodzi co ty. Zraniłeś ją i módl się teraz, aby ci wybaczyła. Inaczej

skończysz jak reszta.

***

Stała pod starą wierzbą, mogącą mieć ze sto lat. Rechot żab zagłuszał jej szloch, ale Filip

widział łzy cieknące po brodzie i policzkach. Gdy spostrzegła, że chłopak jest niedaleko,

ocknęła się z amoku żalu, w którym do tej pory trwała i pobiegła dalej, niczym spłoszona

sarna. Ruszył za nią. Biegli po łąkach, między trawą i koniczyną, powalonymi dawno

drzewami, gałęziami martwymi od lat. Filip kilka razy tylko cudem uniknął upadku. Nie

chciał jej stracić z oczu. Ewidentnie na to liczyła. Znała okolicę o wiele lepiej. Chłopak miał z

tyłu głowy słowa jej ojca – skończysz jak reszta. Jaka reszta? O co mu chodziło? Byli inni?

No pewnie, że tak matole. Atrakcyjna dziewczyna na pewno miała wielu adoratorów, ale z ust

ojca te słowa wybrzmiewały jak… wyrok.

Dogonił ją, gdy próbowała przejść po starym moście melioracyjnym. Złapał z ramię i

przyciągnął do siebie. Chciał jej powiedzieć, że przeprasza, ale ona odepchnęła go z taką siłą,

że przez moment myślał, że wyląduje na drugim końcu łąki. Obyło się na trzymetrowym

przelocie ponad ziemią i metą obok drzewa, tuż przy ostrych krawędziach starej gałęzi.

– Wiesz… miałam nadzieję, że to wyjdzie, ale nic z tego.

 

– O czym ty mówisz? – zapytał obolały. W porę zauważył duże krwawienie w okolicy

prawego nadgarstka. Zatamował je rękawem bluzy.

– O nas, Filip. To nie ma racji bytu. Wiesz, matka od zawsze wystawia tę przeklętą ławeczkę

przed nasz dom. Od zawsze jestem panną na wydaniu, ale zawsze kończy się wszystko tutaj.

Niebo przeciął klucz żurawi. Filip spojrzał w ich kierunku, a potem na Angelikę, której twarz

wyglądała, jakby należała do o wiele starszej kobiety.

– Przepraszam cię. Nie wiem, co zrobiłem źle…

– Wszystko, kretynie! Wszystko zrobiłeś źle! Dawałam ci szanse, za każdym razem, ale ileż

można?!

Wstał, choć sprawiło mu to wiele bólu. Sądził, że złamał rękę. Zrobił ledwie dwa kroki, kiedy

coś, jakby bariera, której nie można było zobaczyć, zablokowała dalszy marsz. Odbił się od

niej i wylądował tam gdzie wcześniej. Usłyszał trzask kości. Bielący się kikut rozerwał skórę

i bluzę. Sterczał teraz niczym pal wbity w ziemię, a spod niego sączyła się ciemnoczerwona

krew.

– Pochowałaś ich tu? – zapytał, choć nie miał pojęcia, skąd mu przyszło do głowy to pytanie,

tak irracjonalne, że aż śmieszne. Może to przez te horrory na VHS które swego czasu oglądał

aż do znudzenia, choć kasety były towarem wręcz wymarłym.

– Nie wszystkich. Kilku, może czterech. Reszta zmarła u siebie. Tata powiedział mi, że nie

można odbierać ludziom ich dzieci, że oni nie mają z tym nic wspólnego.

– Miło z jego strony.

– Ciebie nie odda. Nie pozwolę mu. Jesteś najgorszy z nich wszystkich. Pochowam cię na tej

łące.

Filip spojrzał w stronę którą wskazywała dziewczyna. Piękna okolica o tej porze roku.

– Adrenalina chyba nie pozwala mi się bać. Chyba ciągle wierzy, że stąd ucieknę.

To, co powiedziała do niego Angelika, pozostało jedynie w jej wiedzy. On zaś zsunął głowę

po twardej, chropowatej powierzchni pnia i powoli zamknął oczy.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • I kolejny śmiałek do odstrzału O!
  • Bettina rok temu
    Kuży murzdrzek?
  • Bettina rok temu
    Soplica Jacek
  • Jak widać, dobrze się bawisz nocą? hihihi
  • Bettina rok temu
    Ah, taka ze mnie złota rybka.
  • Rybko, a spełniasz życzenia? hihihi
  • Bettina rok temu
    Niepowtarzalny Styl z Opowi
    Weź się w
  • Bettina sama wlatujesz w i wylatujesz O!
  • Pasja rok temu
    Bardzo niespójnie opisana historia. Dużo przestawień i interpunkcja kuleje. Najpierw wirtualne znajomości, potem dobra wiadomość, że pochodzą z tego samego miasta, spotkanie i następne już na wsi. Mam wrażenie, ze to wciąż wirtualna opowieść w jakimś śnie.
    Poczekam na kolejne typowania, bo na razie nie mam koncepcji.

    Pozdrawiam
  • Oj, tam koncepcji brak hihihi Pasją O!
  • Pasja rok temu
    Po rozejrzeniu się na Opowi i pewne wyznaczniki wskazują na nowego awatara - Aleksa99

    Miłego!
  • Pasją możliw, że to Aleks, tylko czy na pewno?
  • Szpilka rok temu
    Horror! Wrrrr, nie przepadam, no to luuuuuuuuuuu w ? ??? Aleksa ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania