fstyl /54/ - Samotny pozna samotną, a skończy na szydełkach - Aleks99 O!
w temacie: "Sympatia z internatowego forum" ❤️
Poznałem dziewczynę – piękna. O takich mówią, że spadają z nieba, bo gdzieżby taka
urodziwa niewiasta poczęta była z jakiejś ziemskiej istoty. To było forum internetowe –
samotnematki.pl. Przypuszczałem, że większość tamtejszych użytkowniczek to naprawdę
pozbawione drugiej połówki, jurne czterdziestki, chcące zasmakować w ognistym romansie z
jakimś prosto ułożonym studenciakiem, który zaoferuje im świeże doznania i duże…
zaskoczenie.
Któregoś wieczoru napisała mi, że to już czas, że wyślemy sobie nawzajem swoje zdjęcia.
Zapytałem, czy mają być to nagie zdjęcia? Odparła, że nie ma takiej potrzeby, ale jeśli mam
życzenie, ona je uszanuje. Wysłałem jakieś stare z wakacji na Mazurach. Byłem na nim o
kilka lat młodszy, ładniejszy i miałem jeszcze pozostałości czteropaku z czasów, kiedy
chodziłem regularnie na siłownię. Była zachwycona, zarówno mną, jak i widokami. Sama
przysłała fotkę, na której twarz grała rolę drugorzędną, a pierwszy plan zajmowały jej
soczyste piersi, młode, z kilkoma piegami rozsianymi to tu, to tam. Potem pisaliśmy jeszcze
kilka godzin, opowiadaliśmy sobie żarty o teściowych (bardzo je polubiła i musiałem ostro się
napocić, kopiując je z różnych stron internetowych). Tamtej nocy odbyliśmy ostatnią
konwersację. Pożegnałem się na dobranoc, a następnego dnia otrzymałem informacje, że
moja luba zablokowała moje konto na swoim profilu. Nie wiedziałem, o co chodzi. W
zasadzie byłem totalnie załamany. Chciałem z tym pójść do wujka Edka – starego babskiego
wyjadacza, ale potem przypomniałem sobie, że ten poczciwy pies na kobitki od dwóch lat
robi pod siebie w szpitalnym łożu.
Postanowiłem iść na spacer. Wziąłem wolne w robocie na dwa dni, aby poukładać wszystko.
Gdy chodziłem ulicami miasta, naprawdę dobrze mi się myślało. Teraz nie było inaczej.
Przechodząc obok kościoła, zauważyłem kobietę, która wieszała nekrolog na tablicy
ogłoszeń. Wyglądała na zdruzgotaną. Ręce całe jej się trzęsły. W końcu kartka wyślizgnęła się
z dłoni i przyleciała z wiatrem pod moje stopy. Podniosłem ją i wręczyłem kobiecie, która
widząc mą osobę, zareagowała doprawdy intrygująco. Na początku podskoczyła jak królik,
potem nazwała mnie diabłem, aż w końcu wyrwała nekrolog i pobiegła w stronę plebanii.
Pomyślałem, że kobiecina zwariowała. Idący niedaleko facet, który widział wszystko,
podszedł do mnie.
– Dzień dobry! Jak miło pana spotkać!
Nie przedstawił się, a ja nie znałem go.
– Nie wiem, czy jestem osobą, za którą mnie pan bierze.
– Ależ tak! Aleksander Turron! Przez dwa „t” oczywiście!
Przytaknąłem. A więc facet znał mnie, ale ja jego ani trochę.
– No cóż, zgadza się, jednak nie kojarzę pana, panie…
– Gabriel, jestem Gabriel.
– To nazwisko, czy imię?
– Ciężko powiedzieć! W zasadzie chyba imię. Chodź zwykle mówią o mnie, archanioł
Gabriel. To wtedy wychodzi, że nazwisko. Wie pan… niech to diabli, za przeproszeniem
oczywiście!
– Nie ma problemu. Tak się jednak złożyło, że muszę już iść, więc może…
– Jasne, choć pierwszy raz widzę kogoś, komu się tam śpieszy.
– Nie rozumiem.
– No, to oczywiste. Tylko żartowałem. Wystraszył pan tę biedną kobietę, a ona tu tylko
sprząta i wywiesza nekrologi potępionych dusz.
– Aha, i co w związku z tym? Nie jestem katolikiem, nie za bardzo mam styczność z
jakąkolwiek religią.
Tamten przytaknął z wyraźnym smutkiem. Nie wiedziałem, o co chodzi. Czułem się jak w
ukrytej kamerze. Polski odpowiednik Ale żart!
– To oczywiste. Otóż panie Aleksandrze. Ona wieszała pański nekrolog. Nagrabił pan sobie i
to mocno. Straszna sprawa, oj tak. Nic nie można poradzić. Szkoda, wielka szkoda.
Gadał tak jeszcze dwie minuty, że szkoda, że ojej, że tragedia straszna, a ja chciałem już iść i
szukać ukojenia w spacerze. I wtedy, jakby świat przestał istnieć takim, jakim go widziałem.
Poczułem niemożliwe do zniesienia ciepło. Mężczyzna zniknął. Jedynie gdzieś w oddali
słyszałem jego głos:
– Kobiety, ach, kobiety, czasami zwodzą was tak łatwo.
Potem była już tylko cisza i ten gorąc, żar ze wszystkich stron.
Nie wiem kiedy straciłem przytomność, ale musiało to być tuż przed tym jak spotkałem tamtą
kobietę. Leżałem przed parkanem kościoła, zlany potem, i oby tylko potem. Nie
sprawdzałem dokładnie. Ludzie zebrali się wokoło, coś gadali jak to ludzie. Podniosłem się o
własnych siłach i zapytałem, co się stało?
– Jak to co? Wyrżnął pan w glebę tak mocno, że cały chodnik się zatrząsnął.
– Ach tak. W takim razie chyba już pójdę, co tu będę tak sam siedział?
– No raczej, i weź pan wytrzeźwiej. Pijaków to się zamyka na cztery osiem, ale tym razem nie
będę donosił.
Kiedy odchodziłem od tłumu, słyszałem jeszcze głos jakiejś kobiety:
– Zenonie, jak mogłeś? A może on tylko chory?
Tamten odrzekł:
– Chory, na pijaństwo, psia go mać!
Od razu odeszła mi ochota na spacer i samotnie matki, w ogóle na kobiety. Postanowiłem, że
zacznę szydełkować.
Komentarze (14)
Poczekam na innych strzelców, może zostawią jakieś tropy ?
No, no, ktoś tu kosmate myśli ma ?
I sanatorium O!
(Ależ tak! Aleksander Turron! Przez dwa „t” - chyba r)
Pozdrawiam autora, bo myślę że to męskie spojrzenie na aspekt integracyjny. Ale nie mam zielonego pojęcia kto?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania