Imperium Czterech Rodzin - Rozdział 2
Wróćmy jednak do instytutu militarno-magicznego. To właśnie tu rozpoczęła się tragedia jednej osoby, która pociągnęła za sobą Cztery Rodziny na samo dno rozpaczy i niemocy.
Gdy spadł pierwszy śnieg tego roku, tysiące czternastolatków niepewnie i z obawą przed nieznanym ruszyło ku Instytutowi by rozpocząć swą naukę. To właśnie dziś rozpoczyna się nowy nabór adeptów magii. Przy ogromnej kamiennej bramie stało dwóch mężczyzn ubranych w ocieplane płaszcze mające wyszyte magiczne inskrypcje dodatkowo chroniące przed mrozem.
Każdy z nich był na ostatnim roku nauki, dziewiętnastolatkowie spoglądali na nowych i zdezorientowanych uczniów z uwagą i kamienną twarzą, nic nie mówiąc. Za bramą również stały dwie osoby, lecz tym razem byli to nauczyciele. Każdy z tej czwórki pilnował żeby bramę przekroczyli tylko Ci, którzy mają magiczne zdolności.
Rodziny, które zapisywały swe spuścizny do tej elitarnej i jedynej szkoły musiały zapłacić nie małą sumę pieniędzy by nazwisko ich pociech pojawiło się w księdze szkoły, jednak było drugie kryterium by wejść na teren Instytutu. Trzeba było posiadać jakiekolwiek magiczne zdolności, w tym celu każdy, kto przechodził przez bramę był skanowany przez postawioną tam barierę. Więc nawet, gdy nazwisko ucznia było zapisane i opłacone, nie mógł przejść dalej, gdy brama z nałożoną barierą go zatrzymała jak niewidzialna ściana.
Wszystko po to, by nie marnować czasu i zasobów na jednostki niemające żadnych szans by zostać chociażby Klerykiem.
Tysiące uczniów przechodziło swobodnie przez bramę kłaniając się lekko obu nauczycielom, gdy odbierali od nich odznakę z symbolem szkoły. Dopiero, gdy srebrna plakietka zabłyszczała w ich drobnych dłoniach poczuli ulgę i jak spada im kamień z serca.
Zdecydowana większość przyszłych uczniów ubrana była stosownie do dzisiejszego dnia i tak by jednocześnie reprezentować swą rodzinę, która zdecydowała się wyłożyć część majątku na ich naukę.
Tylko nieliczni pochodzący z ubogich rodzin wyróżniali się na tle tłumu. Ubrani w proste lniane płaszcze z kozim podszyciem znali swe miejsce i nawet nie myśleli, żeby spojrzeć komukolwiek w oczy. Wiele z nich było zatrzymywanych przez barierę i dopiero wtedy zaczynali swój bunt, nikt nie chciał wrócić do domu z nowiną, że ich rodzice wyrzucili złoto w błoto.
Jednak nikt, absolutnie nikt nie miał odwagi by przejść przez bramę bez wcześniejszej opłaty nazwiska. Choć taka możliwość istniała to nikt nie śmiał oszukać w ten sposób Czterech Rodzin, które to poświęcały większą część swej uwagi na sprawach Instytutu.
Gdy pod wieczór brama została zamknięta a uczniowie znaleźli się na terenie szkoły, szybko zostali podzieleni na mniejsze grupy i rozlokowani w ogromnych placach treningowych. Stojąc pod gołym niebem, z którego nieustannie sypał się śnieg, czekali aż ich nazwisko zostanie wyczytane i przypisane do klasy.
Oczywiście ci, którzy mieli hojne rodziny z dobrymi stosunkami z Instytutem już z góry wiedzieli, do jakiej klasy będą przypisani, które pokoje w akademikach ją ich oraz kto będzie ich nauczycielem.
Nagle na sześciu placach treningowych zapanowała absolutna cisza, w której to każdy mógł usłyszeć swoje bicie serca i szum krwi w uszach. Na każdym placu pojawił się ten sam człowiek. Każdy, kto interesował się magią mógł przeczytać o nim w księgach lub usłyszeć od rodziców.
Był nim najsilniejszy i najbardziej uzdolniony Kleryk w całym Imperium. Hye Hoji, syn założyciela Instytutu Militarno-Magicznego. Był po czterdziestce, miał lekko siwe włosy i gęsty zarost. Sześć jego iluzji omiotło wszystkich uczniów poważnym wzrokiem. Każdy czternastolatek chcący w przyszłości zostać Klerykiem wstrzymał na chwilę oddech. Sześciu Hye Hoji zrobiło krok naprzód. Ubrany w czarną szatę ze złotym symbolem szkoły prezentował się jak niewzruszony niczym posąg, emanując spokojem i pewnością siebie wzbudzał u każdego nieopisany respekt.
(Ok, zaopatrzyłem się w lepszy edytor tekstu poprawiający więcej błędów. Mam nadzieję także, że takie rozmieszczenie tekstu ułatwi wam czytanie :3 )
Komentarze (3)
"Rodziny, które zapisywały swe spuścizny" - spuścizna: 1. to co zostaje w spadku po kimś. 2. przenośnie dorobek artystyczny po śmierci autora.
http://sjp.pwn.pl/slownik/2523545/spu%C5%9Bcizna
Spuścizna to nie dzieci żyjących rodzin.
"musiały zapłacić nie małą sumę pieniędzy by nazwisko ich pociech pojawiło się w księdze szkoły" - tylko za wpis do księgi? Nie przypadkiem za zapisanie?
" jednak było drugie kryterium by wejść na teren Instytutu. Trzeba było posiadać jakiekolwiek magiczne zdolności," - o czym poinformowano nas już raz w pierwszym rozdziale i drugi raz na początku tego.
"Ubrani w proste lniane płaszcze z kozim podszyciem" - lniany płaszcz podszyty kozią skórą? Powinno być odwrotnie - proste płaszcze z koziej skory podczyte lnem. To co nieprzemakalne to na wierzchu.
Jak rozumiem nikt w państwie nie wpadł na pomysł sprawdzania umiejętności chętnych przez wpłaceniem zaliczki?
2. Tu popełniłem błąd.
3. Tak, tylko za wpis do księgi. W dalszych rozdziałach jest to wyjaśnione bardziej szczegółowo by "pewne" osoby nie narzekały na natłok informacji :)
4. Trzeci raz nie zaszkodzi, szczególnie dla osób, które zapominają że wspomniany był wcześniej instytut.
Po co się męczyć ze sprawdzaniem umiejętności przed wpłatą zaliczki? Hajsu więcej i mnie problemów dla Czterech Rodzin.
Proszę bardziej się postarać jeśli naprawdę chcesz hejtować moje opowiadanie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania