Poprzednie częściKonflikt czerni i bieli cz. 1

Konflikt czerni i bieli cz. 6

//Od autora.

Kontynuacja rozdziału czwartego. Zapraszam do czytania.//

 

****

 

W progu stanął zupełnie inny człowiek. Choć blady jak ściana i nienaturalnie szczupły, był czysty i schludnie ubrany w prostą, czarną szatę. Świeżo umyte włosy miał delikatnie zaczesane na jedną stronę, stopy odziane w skarpetki do pary. Prezentował się dość dobrze, z pewnością o niebo lepiej niż przed paroma chwilami. Kąpiel jakby go otrzeźwiła, a czyste ubrania na pozór pozwalały upodobnić do cienia dawnej tożsamości. Zatrzymał się u wejścia do salonu, rozglądając niepewnie po wnętrzu. Ostatecznie skierował nieśmiało wzrok na syna i stojącą na stoliku herbatę. Wyglądał mizernie w porównaniu z tym, co musiał sobą prezentować niegdyś. Był naprawdę wysoki, głową niemal dotykając nadproża. Teraz jednak, przygarbiony niczym starzec, wahał się czy powinien wchodzić do własnego salonu. Milczał, onieśmielony.

— Dobrze wyglądasz — powiedział Core i uśmiechnął się siadając na kanapie. Chciał go w ten sposób zachęcić do kolejnego kroku. — Zrobiłem ci herbatę.

Mężczyzna wygładził nerwowym ruchem szatę na piersi i nieco drętwym krokiem przemierzył salon. Zasiadł przy stole na jednym z foteli. Odchrząknął cicho, unikając spojrzenia syna, jakby chciał się ukryć przed jego oceniającym wzrokiem. Przysunął do siebie kubek z parującą cieczą i po bardzo długiej chwili milczenia w końcu zebrał się do mówienia.

— Wybacz, że... Musiałeś mnie takiego oglądać — wyburczał. Zawsze przepraszał i zawsze do tego wracał. Do picia i kilkudniowego leżenia w łóżku bez ruchu. Był jak niepełnosprawny, przez połowę życia wegetując niczym roślina i niemal niczego nie pamiętając.

— Nie przepraszaj, bo zaraz ja zacznę przepraszać za to, że musiałeś zmieniać mi pieluchy, gdy byłem mały. Jesteśmy rodziną – odparł Core z bladym uśmiechem na twarzy. Gaster skrzywił się nieco, jakby próbował gest odwzajemnić. Przemilczał słowa syna i po chwili zapytał.

— Jak idzie ci nauka?

— Ostatnio kiepsko, prawdę powiedziawszy.

— Dlaczego? – zdziwił się i spojrzał na syna.

— Jestem jedynym czarnomagiem w Wieży. Nie mam się od kogo uczyć... Ćwiczę codziennie z mnichami, ale odnoszę wrażenie, że w ogóle nie robię postępów — Umilkł na krótko po czym dodał — ale to oczywiście nie ich wina, bardzo się starają i w ogóle.

Gaster przytaknął niemrawo, odpowiadając dopiero po chwili namysłu.

— Ja nie potrafiłbym nauczyć cię niczego ponad czytanie czarnomagicznych zwoi…

— Robisz inne rzeczy, na których ja z kolei kompletnie się nie znam, więc trudno cię o cokolwiek winić.

Core spojrzał przez otwarte na oścież okno. W oddali widział Wieżę, wznoszącą się ponad budynkami ku czystemu niebu na Azarath.

— Tam jest wspaniale, ale brakuje mi kogoś, kogo mógłbym zapytać o radę, gdy nie potrafię zrozumieć jakiejś formuły. Kogoś, kto pokazałby mi, jak użyć danego zaklęcia. Jak manipulować energią, by mnie słuchała i robiła to, czego od niej chcę. Potrzeba mi nauczyciela. Mistrza... – Westchnął, a jego smukłe ramiona uniosły się i opadły. Spojrzał na ojca ciemnymi oczami. — Nie mogę się pojedynkować z mnichami w nieskończoność, ćwicząc wyłącznie walkę przy pomocy tarcz czy pocisków. To nie jest prawdziwa sztuka magiczna. Każdy potrafi stworzyć pocisk.

Gaster milczał długo, zawieszony nad kubkiem herbaty. Jego spojrzenie stało się mgliste, gdy odpłynął myślami do wspomnień z czasów, których Core w ogóle nie pamiętał. Kiedy zdawało się, że nic ze słów chłopaka nie dotarło do uszu ojca, nagle się odezwał.

— Kiedyś w Radzie byli czarnomagowie. Znałem ich. Zdarzyło mi się nawet rozmawiać z nimi o magii, ale obawiam się, że niewiele z tego byłbym ci w stanie przekazać.

— Kogo takiego z Rady znałeś?

— Znałem wszystkich — mruknął cicho, zamyślony. — Przez tyle lat, miałem niejedną okazję.

— Opowiedz mi coś o nich. Mógłbyś?

— Niemal po wszystkich pozostał mi jedynie niesmak... — odparł, nieco się krzywiąc. — Nie wiem, co mam ci opowiedzieć.

— Proszę, ojcze. Czytałem o Starej Radzie w księgach, ale te zapiski są przekoloryzowane i nie mówią całej prawdy. Chciałbym poznać, jacy byli w rzeczywistości — mówił błagalnie. Zżerała go ciekawość i nawet ślepiec by to zauważył. Gaster westchnął ciężko, opadając na oparcie dawno wysłużonego fotela. Po momencie widocznego wahania, w końcu uległ.

— To była najlepiej zgrana i dobrana Rada, jaką pamiętam. Za jej rządów, twoja matka została przyjęta. Później schedę objęła Edeline i wszystko zaczęło się sypać. Owszem, byli wówczas niezwykle silni, ale... bardzo poróżnieni. Z czasem doprowadziło to do tej całej tragedii.

— Poróżnieni? Dlaczego?

— Wydaje mi się, że głównym ogniwem... była Arella. Nie wiem, czy powinienem ci o tym wszystkim mówić. Strażniczce należy się teraz szacunek.

— Więc opowiedz coś o czarnomagach — odparł natychmiast chłopak. Wcześniej spokojny, teraz był wyraźnie zirytowany przeciągającą się zwłoką ojca. Dlaczego nie mógł mu po prostu powiedzieć całej prawdy? Już miał nadzieję, że dowie się czegoś więcej, tymczasem wszyscy boją się rozwiązać języki. Dlaczego? Co tam się stało? – O diablokrwistym.

— O Rosherze...? — zapytał zdziwiony, zerkając na syna. — Skąd wiesz, że był diablokrwistym?

Core o mało co nie zadławił się własną śliną. Odchrząknął, przykładając pięść do ust.

— Napisali tak w księdze, którą przeczytałem w Wieży.

— W księdze? Dziwne. Myślałem, że mnisi starali się tego nie afiszować — przyznał, składając dłonie na brzuchu. Zamyślił się. — Nikt z mieszkańców nie byłby skory pomyśleć, że ktoś z domieszką diabelskiej krwi jest w stanie wiernie służyć Azarath. I ostatecznie mieliby rację. Edeline nie potrafiła okiełznać jego temperamentu. On chyba również przestał nad tym panować, aż w końcu złamał poważnie regulamin i zdradził, uciekając, by uniknąć konsekwencji. Livet bardzo mocno przeżywała ową sprawę… — przyznał, ostatnie zdanie wypowiadając dużo ciszej. Posmutniał. Core pokręcił głową, jakby chciał otrząsnąć się od natłoku informacji, który uderzył go po krótkiej wypowiedzi Gastera. Dziesiątki pytań zrodziło się na raz, jednak chłopak nie mógł zadać wszystkich. Musiał ograniczyć się do tych najbardziej istotnych, powstrzymując tym samym swoją ciekawość.

— W jaki sposób złamał regulamin? Jak zdradził?

Gaster zmarszczył delikatnie ciemne brwi, chcąc odsunąć sprzed oczu obraz zatroskanej twarzy małżonki. Kontynuował.

— Łamał regulamin wielokrotnie, coraz częściej i coraz poważniej. To, co przesądziło o jego wydaleniu, było zamachem na samą Kapłankę. Chciał ją zabić. Nie panował już nad swą mroczniejszą naturą. Walka z tym, co krążyło w jego żyłach od urodzenia okazała się niezwykle ciężka i wyczerpująca. Wymagała stałej dyscypliny i pielęgnacji prawidłowych zachowań. Wcześniej taki nie był. Pamiętam go z czasów, gdy Stara Kapłanka jeszcze żyła. Rozmawiałem z nim wówczas nie raz i bardzo pozytywnie się zaskoczyłem. Był wzorowym mnichem, niejednokrotnie dając tego dowody.

Core, który kilkukrotnie mijał Roshera na korytarzu, nie potrafił wyobrazić go sobie w mniszych szatach. Czy to możliwe, że te straszne, szkarłatne oczy, łypiące na wszystkich z cienia, niegdyś były zgoła inne? Słowa ojca jednoznaczne stwierdzały owy fakt, a to poniekąd przerażało.

— Naprawdę był kiedyś inny?

— Tak. Potrafiłem przegadać z nim całe popołudnie podczas spotkań członków Rady z rodzinami. Służył niezwykle długo. Nie utrzymałby się tam tyle lat, gdyby nie był tego wart. Nie dostałby się, gdyby Kapłanka nie wierzyła w jego dobroć. Mnichem nie zostaje byle kto.

— Ale... On stał się potworem...! — rzekł wstrząśnięty chłopak i dopiero po tych słowach zdołał ugryźć się w język. — Skoro zdradził Radę, jak to możliwe, że zmienił się aż tak bardzo...?

Gaster umilkł. Otulony mgłą wspomnień wlepił niewidzący wzrok przed siebie i zastygł, nawet nie mrugając. Wyglądał w tej pozycji niczym wrak silnego, przystojnego mężczyzny, który zapadł się kilkanaście lat temu i tak już pozostał. Core uświadamiał to sobie w dopiero w chwilach podobnych do tej, gdy mógł mu się dłużej przyglądać.

— Ojcze?

Wyciągnął dłoń i dotknął ramienia Gastera. Ten drgnął lekko i spuszczając wzrok na ziemię.

— Zbagatelizowano problem, którego, prócz Morfiusza i twojej matki, nikt nie widział. A potem było już za późno.

Core zamyślił się, markotniejąc. A więc Arella wpuściła do Wieży zdrajcę, który chciał niegdyś zabić samą Kapłankę Azarath i ten mężczyzna, diablokrwisty, ma rzekomo pomóc w zniszczeniu portali w Sanktuarium. Core miał złe przeczucia już na samym wstępie. Mimo, że Strażniczka stara się zachować wszelkie środki ostrożności, te oczy... one przerażają tak samo, bez względu na to, czy Rosher ma założone kajdany wiążące moc, czy też nie.

Liczył na więcej wyjaśnień, lecz Gaster nic już nie powiedział. Za pomocą mocy przywołał do siebie kubek z herbatą i ujął go w dłonie, nerwowo szorując kciukami po szkliwionej powłoce. Core wiedział, iż nie należy nękać ojca zbyt długo pytaniami o przeszłość. Obaj milczeli więc przez dobrych kilka chwil, nim Gaster znów się odezwał, całkowicie zmieniając temat i wybijając swojego syna z głębokich rozważań o Rosherze w świetle zasłyszanych przed chwilą informacji.

— Tashia nie wraca zbyt długo.

— Zarzekała się, że to będzie jej 'wielka wyprawa', więc wątpię, by wróciła szybko, ojcze. Nie musisz się o nią martwić. Jest samodzielna, odkąd pamiętam — odrzekł po krótkiej chwili, gdy już zebrał myśli i dotarło do niego, o co tak właściwie Gaster zapytał.

— Jest uparta — mruknął, niezadowolony. — A ja... zbyt surowy dla niej.

— Oboje jesteście uparci i niereformowalni, dlatego ciągle się kłócicie. — dodał Core bez entuzjazmu, przyglądając się ojcu z uwagą.

— Jak mam odwieść ją od dalszych poszukiwań? Jak...? — Skrzywił się żałośnie. Chłopak tylko wzruszył ramionami. Podobnie jak ojciec nie popierał wypraw siostry. Uważał je za bezcelowe, skoro Livet zapewne już dawno nie żyje. Ale Tashii, podobnie jak Gasterowi, pewnych rzeczy nie dało się przetłumaczyć, zatem w obu przypadkach Core uznał, że lepiej w ogóle nie próbować. Skutkowałoby to tylko kłótniami i niepotrzebną frustracją.

Mężczyzna na nowo umilkł zawieszając wzrok na swym przyblakłym tatuażu. Gdy przyłapał się znów na wspominaniu, westchnął ciężko i odstawił nietkniętą herbatę z powrotem na blat.

— Pójdę jutro do pracy — wypalił nagle. — Możesz to zameldować swoim mnichom. Niech już się tak nie pieklą o tę skargę.

— To są też twoi mnisi, ojcze — odrzekł, czując, że powinien to sprostować i uśmiechnął się lekko. — Przekażę dobre wieści.

— Powiedz, że nie muszą przychodzić w tym tygodniu. Jest dobrze — uciął krótko, jasno przedstawiając ostatnie zdanie, jakby sam próbował się co do niego upewnić.

— Cieszę się. — Core spojrzał na zegar i wstał. — Będę musiał wracać zaraz do Wieży.

Gaster przytaknął niemrawo.

— Nie będę cię zatrzymywał.

— Cieszę się, że mogliśmy porozmawiać. Postaram się przyjść w odwiedziny jeszcze raz w niedługim czasie. — Podszedł do ojca i wyciągnął dłoń. — Jeśli otrzymam jakieś wieści od siostry, powiadomię cię od razu.

Gaster podniósł się nieznacznie z fotela i mocno uścisnął rękę Core’a.

— Dziękuję, synu.

Skinął głową, posłał ojcu jeszcze jeden uśmiech i szybkim krokiem opuścił mieszkanie, kierując się z powrotem do Świętej Wieży Azarath.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (17)

  • Karawan 03.03.2018
    i bardzo pozytywnie się zaskoczyłem - Czy nie lepiej po polsku;" i... zostałem zaskoczony". Czy można się samemu zaskoczyć? Trochę jak obejrzeć własne plecy bez lustra. Proszę jednak pamiętać, że tekst Twój, a to tylko moja sugestia. Zostawiam to samo co za piątkę - pięć!
  • Kim 03.03.2018
    Dzięki, Karawan! Co do "zaskoczonego", to obadam sprawę bliżej. Nigdy nie myślałam nad tym w ten sposób, bowiem dużo razy stykałam się z pierwszą formą. Dzięki za uwagę!
  • Agnieszka Gu 03.03.2018
    Witam,
    Bardzo ciekawa część. Coraz bardziej się wciągam w ten Twój Magiczny Świat ;)) Normalnie to nie moje klimaty, ale tak ciekawie piszesz, żem ciekawa, cóż wydarzy się dalej :)
    Pozdrowionka :))
  • Kim 03.03.2018
    Dzięki, Aga! To naprawdę wielki komplement, że mimo, iż nie gustujesz w podobnych tekstach, ten Cię wciąga :)) Pozdrawiam :)
  • Pasja 03.03.2018
    Bardzo interesująca część. Rozmowa ojca z synem pewnie była pozytywnym poczuciem. Częściowe odkrycie tajemnicy o Rostcherze i jego zamachu na kapłankę zaspokoiło ciekawość Core'a. Dobra też wiadomość ojca, że pójdzie do pracy. Czy chłopiec będzie dalej drążył temat diablokrwistego?
    Pozdrawiam serdecznie
  • Kim 03.03.2018
    Pasja, czytaj dalej, a znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania! :D Pozdro! Dziękuję za komentarz :)
  • Canulas 10.03.2018
    Helloł.

    Pierwsza część ładna, nienachalna. Nie mam się od czego przyjebać.

    "Przemilczał słowa syna i po chwili zapytał." - się zastanawiam czy na końcu nie powinien być dwukropek.

    "— Jak idzie ci nauka?
    — Ostatnio kiepsko, prawdę powiedziawszy.
    — Dlaczego? – zdziwił się i spojrzał na syna." - to pewnie mój skrzywiony odbiór, ale naturalniej brzmiałoby mi:

    — Jak ci idzie nauka?

    — Prawdę powiedziawszy, ostatnio kiepsko.

    — Dlaczego? – zdziwił si, patrząc na syna.


    "— Jestem jedynym czarnomagiem w Wieży. Nie mam się od kogo uczyć... Ćwiczę codziennie z mnichami, ale odnoszę wrażenie, że w ogóle nie robię postępów — umilkł na krótko po czym dodał — ale to oczywiście nie ich wina, bardzo się starają i w ogóle." - a "umilkł" nie z wielkiej?

    "Jak manipulować energią, by się mnie słuchała i robiła to, czego od niej chcę." - po co Ci tutaj "się?"

    "— Proszę, ojcze. Czytałem o Starej Radzie w księgach, ale te zapiski są przekoloryzowane i nie mówią całej prawdy, a ledwie znikomą jej część." - a ledwie znikomą jej część - bym wywalił. Nadinformacja spowalniająca według mnie.


    " Za jej rządów, twoja matka została przyjęta. Później schedę objęła Edeline i wtedy wszystko zaczęło się sypać. " - masz słowo "później", więc niepotzrebne Ci "wtedy" - kasacja.

    "— W księdze? Dziwne. Myślałem, że mnisi starali się tego nie afiszować. — Przyznał, składając dłonie na brzuchu. Zamyślił się." - przyznał można z małej dać.



    "— Cieszę się. — Core spojrzał na zegar i wstał. — Będę musiał wracać zaraz do Wieży.

    Gaster przytaknął niemrawo.

    — Nie będę cię zatrzymywał. *

    — Cieszę się, że mogliśmy porozmawiać. Postaram się przyjść w odwiedziny jeszcze raz w niedługim czasie. — Podszedł do ojca i wyciągnął dłoń. — Jeśli otrzymam jakieś wieści od siostry, powiadomię cię od razu.

    Gaster podniósł się nieznacznie z fotela i mocno uścisnął rękę Core’a.

    — Dziękuję, synu. *

    Skinął głową, posłał ojcu jeszcze jeden uśmiech i szybkim krokiem opuścił mieszkanie, kierując się z powrotem do Świętej Wieży Azarath." - ten cały fragment bardzo fajny. Dlaczego? Bo nie jest tak gęsty. Masz tutaj dwa razy dialog, wygwiazdkowałem, gdzie nie dodajesz wtrąceń. Uważam, że powinnaś postępować tak częściej. Nie można każdej opcji dialogowej dookreślać. (Moim oczywiście zdaniem)

    Całość, kwestia gustu, osoby lubiące bark będą w niebowzięte. Jest estetycznie, drobiazgowo i z widoczną pracą. Czyta się dobrze, można ściagnąć czapkę nad estetycznym skillem i dopracowaniem, ale od strony zaangażowania emocjonalnego do mnie to (póki co) nie trafia.
    Nie martwi mnie to, że ojciec pije, że syn się martwi.
    Skryba jest bardzo ok. Bo nie jest nachalny (wiem, że nie z tej części). Przemyśl to pod takim kątem, czy... nie starasz się za bardzo. Nie wiem jak to ująć czy zobrazować. Być może - a i w jakimś stopniu na pewno - odczucia płynące są sumą subiektywnego lubię-nie lubię-gust. Nie mniej, z dwóch Twoich serii, chyba wiesz, którą preferuję.

    Tam, potrafiłem analizować Twój tekst przez 7 kółek biegu.

    Ok. Zobaczymy dalej.

    Wszelkie rady jak zwykle powlekam nicją dobrodusznej szczerości.

    Tyle z wrażeń.
  • Kim 23.03.2018
    Kurczę, Can. Dzięki Tobie nauczę się skreślać dużo zbędnych słówek i półsówek, które lubię wszędzie "wpieprzać", jak już się nauczyłam, zupełnie niepotrzebnie.
    Masz też rację co do dookreśleń dialogowych. Za dużo ich i chyba nie pierwszy raz to słyszę. Muszę się pilnować przy kolejnych częściach.
    Co do zarzutu, czy nie za bardzo się staram w Konflikcie... Otóż, możesz mieć rację. Konflikt był dopieszczany i przemyśliwany godzinami. Roztrząsania typu "a czy nie mówię za dużo, ile dodać dialogu, by zaciekawić, a nie zdradzić zbyt wielu szczegółów przedwcześnie" itd. itd. są w tej części normą. O wiele więcej czasu poświęcam obmyślaniu tych rozdziałów w porównaniu z Clarise.

    Szkoda, że ta seria nie wzbudza w Tobie emocji, ale bardzo dziękuję za szczerość. Ona jest najważniejsza!

    Jeszcze raz dziękuję za wyczerpujący komentarz. Dużo mi nim pomogłeś.

    Pozdro!
  • Canulas 23.03.2018
    Kim - nie wzbudza aż takiej, ale idzie ku lepszemu w tej materii. Jednak Clarise to Clarise. Póki co - numero uno u Ciebie.
    Pozdrowienia Kim
  • Ozar 14.03.2018
    Fajnie dawkujesz fabułę, tu coś się dowiemy, tak ktoś coś powie, ale dalej nie dostajemy jasnych odpowiedzi. W tym odcinku niby ojciec lekko uchyla drzwi do wiedzy, ale lekko i dalej pozostaje wyobraźnia... Jest tajemnica i zmusza wręcz do dalszego czytania. 5+
  • Kim 23.03.2018
    Aww, dziękuję Ozar! :)
  • Elorence 19.03.2018
    Niby jakieś tajemnice wyciągnęłaś na światło dzienne, ale wciąż wiele jeszcze zostało do odkrycia. Tak, jak napisał Ozar, dawkujesz informację i bardzo dobrze. Aż chce się czytać dalej.
    Kurczę, zapowiada się baaaardzooo dobrze.
    Pozdro, Kim :)
  • Kim 23.03.2018
    Naprawdę dobrze słyszeć, że wciąga ta otoczka tajemniczości! Nie chciałam grać tu w otwarte karty. Palanowałam pobawić się właśnie stopniowaniem odkrywanych informacji o przeszłości oraz niejasnymi relacjami niektórych postaci.
    Pozdrawiam!
  • Enchanteuse 22.05.2018
    Hej :)
    Ja jak zwykle od wyliczajki, choć nie wiem czy przy tak dawnych częściach to jeszcze się liczy.

    "Był naprawdę wysoki, głową niemal dotykając nadproża."
    - to zdanie nie ma sensu. Tak jakby ta jego wysokość dotykała nadproża. Wystarczy po prostu mała zmiana, no i pozbycie się imiesłowu.

    Był naprawdę wysoki - głową niemal dotykał nadproża.

    "Wybacz, że... Musiałeś mnie takiego oglądać "

    "Musiałeś" z małej. Bo jest to ewidentna kontynuacja zdania.

    "Przez tyle lat, miałem niejedną okazję."

    Przecinek zbędny.

    "Po momencie widocznego wahania, w końcu uległ."

    Jak wyżej.

    "Za jej rządów, twoja matka została przyjęta. "

    Jak wyżej.

    "Livet bardzo mocno przeżywała ową sprawę"

    "ową" to trochę powycierane słowo, a poza tym jest już przeżytkiem. Sugeruję zastąpić słowem "tę", po prostu.

    "Jest samodzielna, odkąd pamiętam"

    Przecinek zbędny.

    No to tyle sugestyj. Jak chcesz zmienisz, nie chcesz, nie zmienisz.
    Część ciekawa, pokazuje zarys dawnego konfliktu. Nasuwają się różne pytania. Pewnie część z nich zostanie niebawem rozkwikłana.

    Pozdrawiam ciepło :)
  • Kim 24.05.2018
    Halo halo, Ench. Witam cię ponownie.
    Błędy poprawię, jak wspomniałam, dziś wieczorem/jutro. wtedy też ustosunkuję się do wszystkich zmian i spowiem się dogłębnie, co wprowadziłam, a czego nie.
    Dzięki, że czuwasz.
    Również cieplutko pozdrawiam :)
  • Enchanteuse 24.05.2018
    Kim fajnie, że odpowiedziałaś. A już myślałam, że się obraziłaś czy coś ;)
  • Kim 24.05.2018
    Enchanteuse - obraziłam? Nieee, ja nie z tych obrażalskich. Po prostu mało u mnie ostatnio czasu. I tak wpadam/wypadam ciągle. Mam zamiar zerknąć i do ciebie na te poprawione aniołki, bo widziałam, że sporo tam zmian zaszło :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania