Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kubas Adventure Shippuuden 3 i Przeklęte Dziecko

Opowiadanie dostępne również na blogu powieści:

https://kubasadventure.blogspot.com/

lub dla ułatwienia pod linkiem:

https://drive.google.com/file/d/1EBBCemBYkIUQRoOqNxDhsOJntDjldrr9/view?usp=sharing

=================================================

Obsraniec

=================================================

Witajcie.

Jeżeli myśleliście, że Kubas wykitował w poprzedniej części, to niestety byliście w błędzie (zresztą ja też). Jakimś cudem przeżył skubaniec. Niestety będę musiał opowiadać i komentować kolejną część tej powieści, przez którą musiałem iść na terapię. A raczej poszedłbym gdybym miał pieniądze, których nie zarabiam za to zlecenie, bo nie czytałem umowy gdy ją podpisywałem. Jestem chujowym agentem i zwolniłbym się gdyby nie to, że jestem agentem samego siebie, bo na innego mnie nie stać. No ale dobra, warto wspomnieć, co działo się w poprzedniej części Kubasa. Może nie tyle warto co po prostu muszę, ponieważ zarówno pierwsza jak i druga część serii Kubas Shippuuden są ze sobą powiązane. No dobra to do pracy, trzeba przecież zarobić na chleb.

A no tak... przecież nie zarabiam.

Ostatnimi czasy naszym bohaterom nie było łatwo. Magda, ukochana Kubasa została porwana przez organizację terrorystyczną Wrzask i Kubas wraz z towarzyszami, musiał ją uratować. W tym celu stworzyli grupę, nazwali się Zakonem Feniksa i wyruszyli do Las Nachos, czyli wymiaru, w którym główną bazę miał wróg. No i to tyle jeżeli chodzi o fajne wiadomości, ponieważ jeśli mnie pamięć nie myli, to wszyscy dostali wpierdol albo przytrafiło się im coś złego. A jednak Kubas dotarł do siedziby przeciwnika i spotkał się z Magdą. Dzięki grupie ratunkowej udało się ewakuować na ziemie razem z uratowaną dziewczyną, jednak Kubas na sam koniec oberwał najmocniej. Wyssano z niego całą energię, żeby stworzyć Runę Elementarną, czyli najpotężniejszą z run. Dla tych, co zapomnieli, runy to kamyki, w których zapieczętowana jest specjalna moc. Przechodzi ona na człowieka, gdy zrani się takim kamykiem i pozostanie po ranie specjalna blizna. Kubas też jest runinem i ma moc szału. Zazwyczaj po takim wyssaniu całej energii z organizmu człowiek umiera i dlatego do końca nie było wiadomo, co będzie z Kubasem (pomijając to, że powstaje ta opowieść i będzie też następna więc to wiadomo, że frajer jeszcze nie zdechł). Skoro o nim mowa to przenieśmy się tam, gdzie odpoczywa, czyli w kopalni węgla na podwójnej zmianie.

A nie to ulotka z moją alternatywną ścieżką kariery, sorry.

***

„Moja dupa.” Wypowiedział główny bohater pierwsze swe słowa w tej części. Jaki bohater, takie później jego cytaty na Wikipedii. „Co się stało?” Kubas powoli otworzył oczy i zobaczył, że wszystko wokół niego jest rozmazane. Ręką wyczuł, że obok niego leżą jego wielkie okulary na pół twarzy, więc założył je na nos. Dopiero teraz ogarnął, że znajduje się w mieszkaniu w Warszawie, w którym dorastał z Włodkiem. Jego najlepszy przyjaciel również był obecny w pokoju, ale zajęty był oglądaniem filmików na komputerze o zaletach zatwardzenia. W całym pokoju było czuć lekko unoszącą się woń gazów z jelita grubego Włodzimierza. Kuł on lekko Kubasa w nosek, co z jednej strony powodowało u niego odruch wymiotny, a z drugiej budziło w nim melancholię i poczucie bezpieczeństwa. Okno oczywiście było zamknięte.

Ja się już dawno przygotowałem na takie pola bitwy, więc zawsze chodzę z maską przeciwgazową. Jeżeli gorzej mnie słychać to sorry a tak naprawdę mam was gdzieś. Włodek odwrócił się gdy usłyszał głos przyjaciela i podszedł do łóżka.

„Kubas! Nareszcie!” Włodek złapał za rękę okularnika. „Martwiłem się, że nigdy się nie obudzisz.”

„Nie czuje nóg przyjacielu.” Kubas poczuł dotyk prostokątnoryjengo kolegi, ale nogi miał jak z waty. Włodek go jednak uspokoił.

„Spokojnie, to dlatego, że nie wymieniałem Ci pościeli i sraka zmieszała się z moczem, tworząc istną skorupę na twoich nogach. Przydatna technika swoją drogą, muszę zapamiętać.”

„Aha... Zaraz, to ile ja tak leżałem?” Kubas podparł się łokciem i zmienił pozycję na siedzącą. „Ostatnie co pamiętam to jak zobaczyłem się z Magdą w Las Nachos. Włodku co się działo, jak odleciałem? Magda jest sejf?”

„Nie wiem, o jaki sejf Ci chodzi, ale z Magdą wszystko okej. A odpowiadając na twoje pierwsze pytanie, spałeś tydzień.” Kubas przejął się tym, co usłyszał i szybko chciał wyskoczyć z łóżka, ale twardy kał zablokował jego nogi. „A co z innymi?”

„Spokojnie. Wszystko jest dobrze Kubas.” Włodek naprawdę poczuł ulgę gdy Kubas się ocknął. Był na siebie zły na to, że nie przydał się za bardzo w poprzedniej części. „Posłuchaj. Cieszę się, że udało się uratować Magdę, ale strasznie mi źle, z tym że nie byłem za bardzo pomocny podczas walki z Wrzaskiem.” Spuścił głowę i zdjął okulary, by przetrzeć oczy, ponieważ uronił kilka łez. Kubasa to rozczuliło i zaczął pocieszać przyjaciela.

„Spokojnie Włodek, nic się nie stało. Od początku wiedziałem, że jesteś bezużyteczny. Zresztą inni też się jakoś specjalnie nie popisali.” Kubas postanowił obszczać się ponownie by zmiękczyć gówniany pancerz, co pozwoliło mu wygrzebać nogi i wstać. „Poza tym, kiedy wpadłem w szał... to tylko dzięki tobie odzyskałem zmysły. Dziękuje Ci.”

„Czyli nie jesteś na mnie zły?” Włodek również wstał.

„Nie Włodku.”

„Nawet jak skasowałem ci sejva z simsów kiedy spałeś?”

„O ty chuju, zabije.”

Nagle przed chłopakami pojawiła się mała, lewitująca dziewczyna o prostych czarnych włosach, spiczastej czapce z gwiazdką i różdżką w ręce. Była to Wróżka Wali Gruszka.

„Witaj Kubas. W końcu się obudz.......o kurwa, ale tu jebie!” Wróżka porzygała się na podłogę po sekundzie lub dwóch bycia w śmierdzącym pokoju. „Wy chore pojeby. Zabieram cię Kubas do lordów bez wyjaśnień, bo bym tu zdechła.”

Wróżka i Kubas zniknęli, a Włodek ucieszył się, że przyjaciel nie ma mu za złe jego nieprzydatności. Z ulgi puścił bąka o takiej mocy, że nagromadzone gazy rozsadziły okno. Pierwszy raz od bardzo dawna do pokoju dostało się świeże powietrze

***

Kubas pojawił się przed wielkim, szarym pałacem, który stał na twardych chmurach. Znajdował się w górach Rolling Stone, do których zwyczajni śmiertelnicy nie mieli wstępu. Chciał dowiedzieć się, co się stało w Las Nachos, co z resztą jego przyjaciół, co się działo przez tydzień kiedy sobie smacznie spał we własnych odchodach oraz co z Magdą. Ucieszył się gdy ostatnie z wymienionych trosk, właśnie się rozwiązało.

„Kubasku!” Ukochana dziewczyna Kubasa — Magda, czekała na niego przed wielkimi drewnianymi drzwiami do pałacu. Gdy dostrzegła go swoimi zmrużonymi oczami, rzuciła się mu na szyje. Kubas odwzajemnił uścisk, a jego twarz musnęły włosy o wdzięcznym kolorze sraki jego wybranki serca. Uścisk jednak trwał tylko sekundę, bo Magda zobaczyła, że Kubas ma obsrane spodnie, więc cofnęła się szybko o krok, by się nie ubrudzić. „Tak się cieszę, że już się obudziłeś.”

„Ja też się cieszę, że cię widzę. Cudownie, że jesteś już bezpieczna.” Teraz to Kubasowi popłynęły łzy.

„Wybacz, że nie mogłam czuwać przy tobie, ale lordowie uznali, że policzą mi porwanie jako L4 i mam teraz zapierdalać przy Ołtarzu Złych Dusz.” Widać było, że dziewczyna naprawdę ucieszyła się na widok Kubasa i szczerze się o niego troszczyła. Mimo to okularnik cieszył się, że nie widziała go srającego pod siebie przez sen.

„Nie szkodzi, Włodek się mną dobrze zajął. Magduś, co się działo kiedy spałem?”

„Właściwie to nie zbyt dużo. Po powrocie wszyscy dochodzili do siebie, a gdy zostali uzdrowieni, to poszli w pizdu. Myślę, że lordowie powiedzą Ci więcej. Chodźmy.”

Kubas otworzył wielkie wrota i razem poszli długimi korytarzami pałacu. W końcu doszli do głównej komnaty, w której odbywało się większość spotkań. Okularnik wszedł pewny siebie a Magda trochę za nim, starając się nie wejść w niespodzianki, które wypadały ze spodni Kubasa. Przed wielkim podestem, za którym zazwyczaj znajdowali się powiększeni trzej lordowie, znajdował się tylko jeden z nich.

„To coś nowego.” Kubas powiedział sam do siebie. Lordem, który powitał wybrańca, był Lord P.Ter, ten o czarnej fryzurze, z opadającą grzywką na jedno oko i mocą runy złota. „A gdzie reszta? Zginęli w Las Nachos? Jaka szkoda.”

„Morda.” Odpowiedział lord. Dopiero teraz Kubas zauważył, że w sali obecne są jeszcze inne postacie, chociaż nie zdziwiła go ich obecność, bo byli stałymi bywalcami pałacu. Znajdowali się tu młody papież Cracvs I, Anielica Żywica czy wafel lordów Kupizzz.

„Jak się czujesz?” Zapytał Cracvs [czyt. Krakus]

„Ogólnie dobrze, chociaż jakbym w ogóle nie spał. Wyczerpany w pizdu innymi słowy.”

„W sensie pytam, bo z nogawki leci ci gówno.”

„A... nie przejmujcie się tym.” Powiedział Kubas, ale zebrani nie zgodzili się z przebywaniem z obsrańcem w jednej komnacie więc lord wezwał Wróżkę by wysłała go do domu, żeby zmienił spodnie. Bohater wykonał swoją pierwszą misję w tej powieści, a przy okazji ubrał swoją zieloną, kratkowaną koszulę z długim rękawem i czarny T-shirt, po czym powrócił przed oblicze lorda.

„Od razu lepiej, chociaż może trzeba było poprosić go, żeby się od razu umył.” Skomentowała Anielica.

„Nie ma na to czasu.” Odpowiedział lord. „Jest parę spraw do obgadania.”

„Na to liczyłem.” Kubas już totalnie się rozbudził i wyostrzył zmysły. „Mam wiele pytań.”

„Niech Ci będzie. Zasłużyłeś na odpowiedzi, ale i też na raka żołądka.”

Kubas dalej przejęty zapytał o to co stało się z nim w Las Nachos i dlaczego stracił przytomność aż na tydzień. Co działo się przez ten czas, co z jego towarzyszami oraz czy Wrzask coś odwalił gdy ten sobie słodko spał. Obecni wszystko mu wyjaśnili. Zaczęła Anielica Żywica.

„Kubas, jeśli chodzi o naszych przyjaciół, to wszyscy są zdrowi. Ja i młody papież zajęliśmy się ich ranami gdy przybyliście na ziemię. W najgorszym stanie byli BoB i pułkownik, ale teraz już jest okej.”

„To gdzie są wszyscy?” Zapytał Kubas, czując ulgę, a Anielica kontynuowała.

„Misja w Las Nachos zakończyła się sukcesem. Uratowaliście Magdę i nikt nie stracił życia. A jednak... wszyscy byli bardzo przygnębieni tym jak im poszło. Pułkownik James odszedł bez słowa, tak samo BoB. Trini i lord Ski-O też gdzieś zniknęli, zapewne by wznowić treningi.”

„A co z Rumunem? I co z Rusto, przecież też była w opłakanym stanie.” Kubas w poprzedniej części podczas szału obił ryj córce Diablicy Martwicy (swojego starego wroga), ale potem poprosił, żeby ją odratowano.

„Oczywiście uzdrowiliśmy ją, ale jak tylko odzyskała przytomność, zniknęła. A jeśli chodzi o Rumuna, zapomniałam o nim. Co się z nim dzieje?”

„Wrócił do roboty i aktualnie zamiata drugie piętro.” Zdradził lord.

„Czyli u niego po staremu.” Skomentowal Kubas. „A co z Wrzaskiem?” Tym razem odpowiedział mu młody papież.

„Od waszego powrotu nic nie odwalili. Ździraja został w Las Nachos, czekamy na jego raport, może się dowie, co dalej planują. Szczególnie że....” Cracvs spojrzał na lorda, by ten dokończył.

„Szczególnie że Wrzask stworzył Runę Elementarną.” Tak też zrobił.

„Nani?” Kubas nie krył zdziwienia.

***

Dla tych ciekawskich i dla tych zapominalskich, opowiem, czym jest Runa Elementarna i czym wyróżnia się na tle dwudziestu zwykłych run. Nie istnieje ona na świecie jak reszta, ale może zostać stworzona gdy zostanie nagromadzone w jednym miejscu bardzo dużo worywoku (mocy produkowanej przez runinów) z przynajmniej połowy lub więcej run. Według legendy ktoś, kto zdobędzie moc takiej runy, zdobędzie połowę mocy samego Boga Ronalda McDonalda. Jednak samo zebranie dziesięciu runinów to za mało. Potrzebna jest olbrzymia ilość energii.

„I właśnie tę olbrzymie ilości energii wyssano z Ciebie Kubas.” Wytłumacz lord P.Ter, który jak reszta przysłuchiwał się moim słowom. „Jako wybraniec posiadasz olbrzymie pokłady worywoku, większe nawet niż my. Bez Ciebie mieliby problem, żeby zrobić runę Elementarną. Po to sprowadzili Cię do swojego zamku, by wyssać z Ciebie całą energię. Słusznie podejrzewaliśmy, że to była pułapka.”

„Pułapka czy nie, nie żałuje. Najważniejsze jest dla mnie to, że Magda została uratowana.” Przyznał Kubas, spoglądając na dziewczynę, która ucieszyła się z jego słów, chociaż trochę było jej głupio, że przez nią organizacja terrorystyczna wpadła w posiadanie broni o boskiej mocy. „Pozatym, jaka by nie była, to tylko runa. Nakopie runinowi, który się pojawi i będzie po problemie.”

„Co do tego Kubas.” Odezwał się młody papiez Cracvs I. „Nie byłbym taki pewny.”

„Co masz na myśli?”

„Zapomniałeś? W Las Nachos twoja pieczęć Emo ponownie się uaktywniła. Wessie każde worywoku, jakiego będziesz chciał użyć.” Kubas złapał się za kark. Nie zapomniał tego, co stało się ostatnio za jej sprawą. O tym, że zamienił się w emo potwora, czyli emo lv.2.

„Nie zapomniałem, ale po prostu zapieczętuj ją tak jak kilka lat temu i będzie wszystko znowu git nie?” Faktycznie papież zrobił takie czary-mary w poprzednich częściach. Od tamtej pory pieczęć emo nie sprawiała Kubasowi problemów.

„Niestety. Wessała tyle energii, że nie jestem w stanie nic na to poradzić. Za każdym razem gdy próbowałem to zrobić jak spałeś, od razu przełamywała moje zaklęcia.” Zasmucił się papież.

„Czekaj co? Czyli chcecie mi powiedzieć, że zostanę już emo do końca życia, a w dodatku nie mogę używać swojej mocy?” Teraz Kubas porządnie się przejął.

„W sumie tak.” Skomentował Cracvs. „Jeśli coś wymyślę, na pewno dam Ci znać. Uwierz mi, że nikt z nas nie chce, żeby głównym bohaterem było emo.”

„No kurwa! Jebany Emochimaru i jebana pieczęć emo!” Kubas złapał się za głowę. Nie sądził, że problem pieczęci powróci po tylu latach.

„Fakt, przykra sprawa, ale szczęście w nieszczęściu, przeżyłeś proces wyssania worywoku tylko dzięki niej.” Wytłumaczyła Anielica Żywica, to co wcześniej usłyszała od papieża. „Taki proces uśmierca runina i tak powinno być też w twoim wypadku, ale dzięki temu, że pieczęć wessała wcześniej worywoku, pozwoliło ci to na zachowanie życia.”

„No zajekurwabiście. Wiwat smutne dzieci.” Kubas skrzyżował ręce i obraził się na świat. „Jakim cudem w ogóle wyssali ze mnie energie? Myślałem, że do tego potrzebny jest wysysacz.”

Czyli małe urządzonko na kształt odkurzacza przenośnego. Pojawiało się już wcześniej na łamach powieści.

„Lord Tom`Ash siedzi teraz w naszej bibliotece i szuka odpowiedzi na kilka pytań, które przyszły mu na myśl po wizycie w zamku Wrzasku. Jednak, żebyś się nie nudził, mam przygotowane dla ciebie dwa zadania.”

„Ehh... o co chodzi? Nie pomogę sprzątać Rumunowi waszego pałacu.” Od razu zastrzegł Kubas.

„No dobra to jedno. Musisz udać się do wymiaru zwanego Królestwem Serc i spotkać z tamtejszym wybrańcem.”

„I co? Mam go poprosić o pomoc czy co?” Zapytał niezadowolony okularnik

„Nie” Zaprzeczył zleceniodawca i dodał „Masz go zajebać.”

=================================================

Kingdom Hearts

=================================================

Kubas musiał przyznać. Był zaskoczony swoim nowym zadaniem. Nie dość, że nie było skomplikowane, to nawet mu się spodobało. Już dawno chciał komuś najnormalniej przypierdolić po ryju, a pułkownika nie było akurat pod ręką. Trochę martwił się o brak swoich mocy runina, ale w gruncie rzeczy wierzył w swoje techniki do napierdalanki, które przekazał mu Ździraja. Teraz nasz bohater stał przed pałacem lordów, przy portalu, który miał przenieść go do niejakiego Królestwa Serc. Tam wybrańcem był chłopak o imieniu Sora i to jego miał załatwić Kubas. Gdy zapytał lorda, czemu chłoptasiowi należy się wpierdol, ten wyjaśnił krótko.

„Potrzebujesz jego broni, by walczyć z Wrzaskiem.”

„To nie wystarczy go poprosić, żeby pożyczył albo coś?” dopytywał kilka minut wcześniej Kubas.

„To nie takie łatwe. Potrzebujesz tej broni, ponieważ zgubiłeś debilu najpotężniejszy miecz, a przyda Ci się broń, skoro masz zablokowaną Runę Szału. Poza tym broń ta ma jeszcze jedną właściwość, która według lorda Tom`Asha będzie nam potrzebna, by mierzyć się z Organizacją Wrzask.”

„Jaką?” Dopytywał zaciekawiony okularnik

„Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz. Ale wracając do sprawy. Żeby zdobyć tę broń, musisz pokonać tamtejszego wybrańca. Wtedy dopiero będziesz godzien ją posiąść.” Skomplikował sprawę lord.

„W sensie mam go pokonać czy zajebać?” Wolał dopytać Kubas, żeby zapisać dokładnie informację w dzienniku misji, a raczej zrobiłby to gdyby potrafił pisać.

„Szczerze to nie mamy pojęcia. Trochę chujowo byłoby pozbawić innego wymiaru swojego wybrańca ale jeśli nasz przeciwnik posiada Runę Elementarną, to każdy wymiar jest zagrożony i po prostu nie mamy wyjścia. Najlepiej jakbyś go nie wiem, doprowadził kurwa do śpiączki czy czegoś. Jak się rozprawimy z Wrzaskiem do grzecznie oddamy co zabraliśmy.” Kubas słuchał już jednym uchem, bo napalił się na nowe zadanie.

„Spoko, postaram się zostawić go w jednym kawałku. Co to za broń?” Nie krył ciekawości nasz bohater

„Keyblade” [tłum. Kluczostrze]

***

No więc stał sobie tak Kubas przed tym portalem i czekał.

A czemu czekał?

Ponieważ poprosił Wróżkę Wali Gruszkę, by ściągnęła jego żałosną paczkę przyjaciół, bo jak zawsze brakowało mu towarzystwa. Chciał się dowartościować, dlatego postanowił zabrać tylko słabych szmaciarzy, czyli żydka Konrada, Wietnamczyka Dereka no i oczywiście Włodka. Niechętnie, ale Wróżka spełniła jego prośbę. Trójka kolegów dołączyła do okularnika. Zanim zapytali, co się stało i jaki jest cel ich przygody, Kubas wytłumaczył im dokładnie ich zadanie. Mieli stać i podziwiać jego osobę, ewentualnie czasami komentować walki dla czytelników. Zgodzili się na drugi warunek i Kubasowi musiało to wystarczyć.

„Chodźmy więc na kolejną przygodę!” Krzyknął Kubas, po czym czwórka chłopaków weszła do portalu, który przeteleportował ich w próżnię kosmiczną gdzie umarli po jednej sekundzie.

***

Nie no tak naprawdę to przeniósł ich tam, gdzie miał przenieść, czyli do wymiaru zwanego Królestwem Serc. Pojawili się na dużym białym placu, na którego końcu stała bardzo zadbana rezydencja. Była noc, a jednak księżyc oświecał wszystko jasnym blaskiem. Włodek pomyślał, że szykuje się powtórka z Las Nachos, ale przynajmniej nie było wokół szarej pustyni a wyblakły las.

„Co to za rezydencja?” Zapytał Konrad.

„A skąd mam wiedzieć.” Odpowiedział Kubas. „Skoro to jedyna lokacja w zasięgu wzroku to tam pójdziemy a autor zrobi resztę.” Koledzy zgodzili się z ich przywódcą i ruszyli za nim w stronę budynku. Gdy byli na środku placu okularnika przeszły ciarki i zatrzymał drużynę. „Czekajcie! Coś się zbliża!”

Nagle wokół chłopaków pojawiły się cienie. Najpierw przylepione były do kamiennej podłogi, ale po chwili oderwały się od ziemi i uformowały w malutkie bestie o żółtych ślepiach. Miały pokraczne kończyny, ale były na nich ostre pazury. Kubasowi przypominały Cieniasów, czyli tworzonych za pomocą Runy Zła przydupasów Diablicy Martwicy-swojego dawnego arcywroga. Od tych stworzeń też czuł zło, ale również i rozpacz.

„Co to kurwa jest?” Rozejrzał się dookoła okularnik i wszyscy przyjęli pozycję bojową. Mówiąc wszyscy, mam na myśli Kubasa, bo reszta nie potrafiła walczyć. Potwory powoli zbliżały się do bohaterów, zawężając krąg.

„Te stwory to tak zwane Heartless! [tłum. Sercobraki]” Usłyszeli chłopięcy głos, ale nie wiedzieli skąd. Głos odezwał się ponownie. „Nie powstrzymujcie się w walce z nimi, bo inaczej przepadniecie! Walczcie!” Tajemniczy krzyk nawoływał do walki, a do tego Kubasa nie trzeba było namawiać dwa razy. Podwinął rękawy i rzucił się na stworki. Jeden cios wystarczał, żeby pozbyć się przeciwnika. Szło mu to całkiem sprawnie, chociaż Sercobraki raniły go pazurami. Normalnie dzięki kontroli i przenoszeniu worywoku na ciało, Kubas nie otrzymywałby żadnych obrażeń, ale nie mógł używać teraz swoich mocy. Rozpierdalał więc przeciwników, nie bacząc na rany. Mimo przewagi liczebnej nasz bohater rozprawił się ze wszystkimi w kilka minut, dzięki czemu jego kolegom nie spadł włos z głowy. No może Konradowi spadło kilka, ponieważ dawno ich nie mył, bo na podwórku żydków, na którym mieszkał, kolejki do łazienki były dłuższe niż do Synagogi.

„Nieźle Kubas.” Pochwalił go Włodek.

„Tak, dzięki tobie nie musieliśmy walczyć i zachowaliśmy siły.” Dodał Konrad gdy Kubas łapał oddech po wysiłku i ścierał krew z policzka.

„Dobra chuj z wami, kto wcześniej darł japę?” Kubas wyprostował się i rozglądał. Jednak to Derek ze swoimi zmrużonymi wiecznie oczami dostrzegł jakąś postać. Szła do nich powoli od strony rezydencji. Gdy się zbliżyła, to zobaczyli, że był to młody chłopak w blond, spiczastych włosach i dużo za dużych butach. „To ty do nas krzyczałeś?”

„Tak. Niestety te potwory pojawiają się coraz częściej w naszym świecie, ale poradziliście sobie bez problemu. Gratuluje.”

„Dzięki.” Odpowiedział Derek.

„Kim jesteś?” Zapytał Konrad, który od razu zobaczył srebrny naszyjnik na nieznajomym chłopaku. Widocznie znowu budziły się w nim żydowskie instynkty.

„Ja o to samo chciałem was zapytać. Ale chodźmy do środka, bo Sercobraki nas tam nie dorwą.” Chłopak machnął ręką i podążył szybkim krokiem z powrotem do budynku. Reszta poszła za nim. Gdy już byli przy drzwiach Kubas zadał pytanie.

„Ta rezydencja jest jakoś chroniona, że w środku jest bezpiecznie? Jakaś magia?”

„Nie po prostu na drzwiach jest zakaz Sercobraków.” Chłopak wskazał na drzwi i faktycznie była tam przekreślona ikonka przypominającego stworka, z którymi mieli do czynienia przed chwilą. Widocznie takie nalepki są potężniejsze niż niejedno zaklęcie.

Wszyscy weszli do środka i chyba byli bezpieczni.

„Odpowiesz w końcu, kim jesteś?” Kubas znowu zadał pytanie.

„No tak, wybaczcie. Ja jestem Roxas i pilnuje tu porządku.”

„Czyli, że jesteś woźnym?” Dopytywał Derek.

„Nikt mnie tak jeszcze nie nazwał, ale w sumie chyba tak. A wy kim jesteście?”

„Ja jestem Kubas, a ich imiona nie mają znaczenia. Przybywamy z innego wymiaru, by spotkać się z wybrańcem tego świata.” Chłopak o imieniu Roxas popatrzył się na nich smutnym wzrokiem i po chwili stwierdził.

„W takim razie przybyliście za późno.”

***

„Jak to kurwa za późno? Wiesz, gdzie on jest?” Dopytywał zirytowany Kubas, który nie lubił komplikacji.

„Wiem. Jest tutaj, w tym budynku.”

„To prowadź do niego.”

„Ale...”

„Żadnych, ale... tylko idziem.” Pospieszał Kubas nie dając dojść do słowa Roxasowi. Ten wzruszył ramionami i ruszył korytarzem. Bohaterowie poszli za nim, mijając kilka ładnie wystrojonych pokoi, a gdy zaczęli wchodzić schodami na górę to i klatek schodowych. Rezydencja była większa niż przypuszczali, ale w końcu zatrzymali się przed pewnymi drzwiami.

„Jest tutaj, za tymi drzwiami.” Powiedział Roxas, który złapał za klamkę. Chciał już otworzyć drzwi, ale Kubas jebnął je wcześniej z kopa i wszedł jak do siebie.

„Elo, przybył wpierdol.” Kubas od dawna chciał użyć tekstu, którym witały go kiedyś drechy na boisku. Nie musiał się rozglądać, bo od razu zobaczył chłopaka, którego szukał. Jednak nie spodziewał się go ujrzeć nieprzytomnego, wsadzonego do wielkiej białej, szklanej tuby. „Co do chuja? Czy to solarium?”

Za nim weszła reszta oraz Roxas, który zbliżył się do przeszklonej maszyny. A jednak to nie on się odezwał a Konrad.

„Nie Kubas, to nie jest solarium. Rozejrzyj się. To szpital.” Kubas dopiero teraz zobaczył, że w pokoju są zaawansowane przyrządy medyczne a wybraniec, którego szukali, był położony w jednej z nich.

„Co tu się odwala? Robicie mu kolonoskopie?” Kubas jeszcze nie wiedział, czy współczuć Sorze, czy nie.

„Niestety jest dużo gorzej.” Roxas położył rękę na szklanym sarkofagu, a na jego twarzy ponownie pojawił się smutek. „Opowiem wam, dlaczego wybraniec tego świata tak skończył.”

***

„Jak sama nazwa Królestwo Serc wskazuje, nasz wymiar jest ściśle powiązany ze stanem naszych serc. Im silniejsze i dobre serce, tym potężniejsza osoba. Wybraniec miał najczystsze serce z nas wszystkich, dzięki czemu miał moc pokonywania zła. Niestety to działa w dwie strony, jeśli ktoś ma zło w sercu, smutek, rozpacz to jego serce jest słabe. Z tych emocji tworzą się wtedy Sercobraki, złe potwory. Zadaniem wybrańca jest je niszczyć. Sora świetnie wywiązywał się ze swoich obowiązków i na świece zapanował spokój.”

„No chyba nie bardzo skoro przez minutę pobytu tutaj, zaatakowały nas te stwory.” Zauważył Konrad

„No tak, ponieważ pokój trwał, ale do czasu. Widzicie, okazało się, że nasz wybraniec cierpi na schizofrenię. Według naszych lekarzy to efekt spędzania za dużo czasu wśród negatywnych emocji. Czyste serce i złe serca tworzyły dysonans, który rzucił mu się na mózg.”

„Ale jak to schizofrenię? Odjebało mu?” Dopytywał Kubas.

„Tak. Na przykład ogarnijcie to, Sora od małego lubił oglądać bajki i wmówił sobie, że podróżują z nim postacie z tych bajek, wiecie Kaczor Donald, Myszka Miki i inne takie. Kiedy lekarze uświadomili mu, że oni tak naprawdę nie istnieją, Sora załamał się, a jego serce pogrążyło się w rozpaczy i smutku. Nic nie poprawiało mu humoru, a świat pogrążał się w ciemności. W końcu padł kontrowersyjny pomysł. Skoro serce wybrańca się zjebało, trzeba zrobić przeszczep na nowe, silne.”

„No tak, to najlepszy sposób leczenia depresji, wiadomo.” Wykazał się wiedzą lub sarkazmem Kubas.

„Niestety gdy tylko lekarze wycieli serce, Sora zamienił się natychmiast w istotę bez serca, czyli Sercobraka. To, co widzicie w tubie to jednocześnie wybraniec, ale i jego mroczna forma.”

„A co stało się z sercem?” Zapytał Derek.

„Lekarz uznali, ze już się nie przyda, więc wystawili na tutejszym OLX, by zbić trochę hajsu, za co wyremontowali ten szpital.” Odpowiedział Roxas. „Kontynuując, mamy popsutego wybrańca, który zamienił się w to, co sam zwalczał, nie ma serca naprawdę i w przenośni oraz ma schizofrenię. Tylko medyczne przyrządy trzymają go w śpiączce, żeby nie szalał i nie robił rozpierdolu.”

„No dobrze.” Kubas złapał się za czoło. „To w sumie mam inne pytanie. Gdzie jest jego broń?”

„Broń? Masz na myśli Kluczostrze? Kim jesteście, że wiecie o tej broni?” Roxas wyglądał na zdziwionego

„Przybyliśmy z innego wymiaru zwanego Ziemią i muszę zajebać tzn. pożyczyć tę broń.” Wyjaśnił okularnik. Chłopak o spiczastych włosach popatrzył na niego, wystawił rękę do przodu i nagle pojawiła się w niej broń, o której rozmawiali. Był to wielkości miecza, szary klucz o żółtej rękojeści.

„Kluczostrze jest tutaj.”

Tym razem to nasi bohaterowie nie kryli zdziwienia. Pierwszy odezwał się Konrad.

„Rozumiem, czyli podjebałeś tę broń, jak wybrańca przykuli do łóżka. Nieźle, muszę zapamiętać, żeby zajebać wszystko Kubasowi, jak ten już zdechnie.” Kubas, zamiast skomentować, tylko westchnął, po czym przyjebał Roxasowi pięścią w twarz, że aż go odwaliło w ścianę. Następnie zabrał Kluczostrze, które upadło na podłogę.

„Taka kara za kradziejstwo.” Usprawiedliwił swój czyn.

„Przecież chcesz zrobić to samo.” Zauważył Włodek.

„Dobra morda, mamy to, po co przyszliśmy wiec zabierajmy się stąd.” Powiedział Kubas, już odwracając się w stronę drzwi, ale nagle jego nowa broń znikła w sekundę i pojawiła się znowu w ręku Roxasa, który wstawał z podłogi. „Ło de fak?”

„Nie jestem złodziejem w przeciwieństwie do was.” Roxas wyglądał na wkurzonego. „Kluczostrze należy tak samo do wybrańca jak i do mnie.”

„Jak to?” Zapytał Włodek.

„Jestem Nikim.” Wyjaśnił Roxas

„No to tak jak oni.” Wskazał na kumpli Kubas „Ale jakoś się tym nie chwalą.”

„Nie rozumiesz. Widzisz, nie wspomniałem o jednym. Gdy tworzy się Sercobrak, czyli istota zrodzona z mroków serca, tworzy się tez pusta skorupa, czyli tak zwany Nobodies [tłum. Nikt]. Alter ego osoby, której serce pogrążyło się w złu i rozpaczy. Sora to ja a ja to Sora.”

„No to problem z głowy nie? Możesz być wybrańcem za niego czy cos?” Zasugerował Konrad.

„Nie słuchałeś debilu? Mocą wybrańca jest jego serce, a ja jestem pusty. Nie mam serca, jedynie wspomnienia. Tak naprawdę jestem tak samo bezużyteczny jak on.” Znowu położył rękę na szklanej tubie, w której leżał wybraniec. „Mówiłem... jestem Nikim.”

„Może i jesteś nikim, ale dzięki tobie zdobędę to czego potrzebuje.” Kubas znowu podwinął rękaw, by zadać drugi cios. „Dawaj kluczyk, bo bez niego nie uratuje swojego wymiaru i skończy jak ten albo gorzej.”

„Niestety, broń ta jest przeznaczona tylko dla wybrańców. Nie mogę Ci pomóc nawet jeśli bym chciał.” Roxas zakończył zdanie i ponownie dostał po ryju i tym razem wylądował i rozwalił respirator, który stał w rogu. Kubas ponownie podniósł Kluczostrze.

„To dobrze się składa kolego, bo ja również jestem wybrańcem.”

***

okularnik milczał. W głębi serca bardzo mu było żal tamtego wybrańca oraz jego zepsutego świata. Rozmyślał też o tym jak jego świat może skończyć jeśli zawiedzie i nie powstrzyma Wrzasku. Zdał sobie sprawę, że tak naprawdę dalej nie wie, do czego chcą użyć Runy Elementarnej. Ale nie tylko to nie dawało mu spokoju.

„Kubas co jest? Hemoroidy?” Zapytał zmartwiony Włodek.

„Nie, dziś nie. Po prostu zastanawiają mnie ostatnie słowa tego Roxasa.” Przyznał się wybraniec. Zanim bowiem opuścili Królestwo Serc, został przed czymś ostrzeżony. Jescze gdy byli w pokoju ze śpiącym Sorą, a Kubas drugi raz przywalił jego alter ego w mordę i drugi raz zabrał broń, to usłyszał od niego:

„Rozumiem. Jeżeli jesteś wybrańcem to faktycznie możesz dzierżyć Kluczostrze. Oddam Ci je, żebyś ocalił swój świat, skoro ja nie mogę ocalić swojego. Ale to coś więcej niż broń. Jest potężna, bo jej moc pochodzi z mocy serca. Będą więc dotyczyły Cię te same zasady co mieszkańców Królestwa Serc. Uważaj więc i nie pozwól, by w sercu twym pojawiły się zło lub wątpliwości. Ruszajcie i powodzenia.”

„Słyszeliście chłopaki. Mamy Kluczostrze więc spadamy stąd. Obiecuje, że je zwrócę, chyba że je zgubię albo zapomnę. Nara.” Po tych słowach Kubas i jego drużyna udali się do portalu gdzie, jak zdradziłem chwilę temu, udało im się dotrzeć.

„Serio tym się przejąłeś Kubas? Myślałem, że on tak tylko mówił, żeby było bardziej dramatycznie a autor pewnie i tak zapomni o tym wątku.” Stwierdził Konrad żydek, po czym razem z Derekiem przestraszył się, że autor zapomni i o nich, bo są tak mało ważni.

Bohaterowie nie zdążyli nawet wejść do pałacu gdy zaczepiła ich Magda. Rzuciła się Kubasowi na szyję, czyli mamy bliźniaczą sytuację co na początku tylko bez obsranych spodni Kubasa. Bardzo go to uszczęśliwiło ale zanim coś powiedział, to zobaczył na jej twarzy smutek. Upewnił się, że na pewno nie zesrał się w spodnie, po czym zadał jej pytanie. Gdy zapytał ją, co się stało, to ta nie potrafiła mu odpowiedzieć. Wzięła go za rękę i zaprowadziła do głównej sali w pałacu.

=================================================

Smutek

=================================================

Kubas zmartwił się trochę zachowaniem Magdy, ale przed oblicze lordów wchodził z podniesioną głową, bo wypełnił powierzone mu zadanie. W głównej komnacie znajdywały sdię te same osoby, które były obecne podczas jego ostatniej wizyty, ale tym razem do lorda P.Tera dołączył jeszcze lord Tom`Ash. Nie jego obecność zziwiła Kubasa a obecność Russela Crowa, czyli humanoidalnego kruka rozmiarach człowieka. Był to lider Ptasiej Góry, czyli pół-wymiaru, w którym Kubas kiedyś trenował oraz mistrz jego mistrza.

„Mistrz Russel? A co ty tutaj robisz?” Zapytał od razu, zapominając o złożeniu raportu z misji. Kruk spuścił głowę zakłopotany, o ile można wyczytać taką emocję z mordy ptaka. Dopiero teraz Kubas spostrzegł (a nie było to łatwe z jego wadą wzroku), że wszyscy byli zasmuceni i nie w sosie. „Wyglądacie jak ochujani akwizytorzy, co się dzieje?”

W końcu do Kubasa podeszła Anielica Żywica i powstrzymując łzy, rzekła.

„Mamy dla ciebie złe wieści Kubas. Chodzi o Ździraję.”

„Co z nim? Znowu pierdolnęło mu w krzyżu i trzeba z nim jechać na sor?” Przez Kubasa widocznie przemawiało doświadczenie.

„Ździraja zginął.” Anielica w końcu wykrztusiła to z siebie, a nie było jej łatwo. Znała Ździraję prawie od zawsze i byli sobie bardzo bliscy. Wiedziała jednak, że dla Kubasa to również będzie silny cios dlatego starannie dobierała delikatne słowa. „Podobno sczezł chuj w męczarniach i teraz płonie w piekle.”

„Co kurwa?” Kubas myślał, że się przesłyszał. „Jak to zginął? Jak wtedy co opierdolił sam zepsutą lasagne z biedronki i nie ruszał się kilka dni?”

„Nie Kubas.” Tym razem podszedł do niego Russel Crow „Zginął tak na serio podczas walki z liderem Wrzasku Niechci....Paintem.”

Dla naszych czytelników nie jest to szok, ponieważ tak zakończyła się poprzednia część a dla tych, co jej nie czytali to i tak nie ma sensu opowiadać, co się działo, bo ich to pewnie nie interesuje, skoro czytają nie po kolei.

„Gdy wycofywaliście się z Las Nachos, on został, by z nim zawalczyć. Niestety poległ.”

„Co ty pierdolisz, nawet Włodek przeżył wizytę w Las Nachos a Ździraja był za silny, by tak zdechnąć.”

„Przykro mi Kubas. Moc Painta go zaskoczyła i była zbyt silna. Postanowił podczas walki znaleźć sposób na jego pokonanie i udało mu się to. Kazał przekazać Kubasowi to, co odkrył podczas walki, by dać nam szansę.” Wytłumaczył Russel

„Tak. Pokonanie Painta i jego organizacji to dalej jest nasz priorytet. Poza tym potwierdziłem pewne niepokojące informacje, ale być może dzięki podpowiedzią, które zostawił Ździraja pojawi się światełko w tunelu.” Zaczął mówić lord Tom`Ash. „Przede wszystkim musimy przygotować się...”

„Co wy kurwa pierdolicie!” Lordowi bezczelnie przerwał Kubas. „Myślicie, że tak po prostu uwierzę, że miszcz wziął i zdechnął? Mylicie się kurwa! Sami zobaczycie!” Magda chciała położyć mu wspierająco dłoń na ramieniu, ale ten odwrócił się i wkurwiony wyszedł z komnaty.

„Kubas poczekaj!” Zawołali koledzy w tym Włodek.

„Poczekajcie. Dajcie mu czas, żeby się z tym pogodził.” Poprosiła Anielica Żywica zarówno kolegów Kubasa jak i Magdę, która również chciała za nim podążyć.

„Nie jestem pewien czy mamy na to czas.” Dodał Lord Tom`Ash.

„A Kubas w takim stanie się wam na coś przyda?” Zapytała Anielica, sama przeżywając karuzelę emocji.

„Hmm.. może i racja. Wróżko, zabierz stąd Kubasa i nie zapomnij o jego zjebanych przyjaciołach.”

***

Przez najbliższe parę dni Kubas nie wychodził ze swojego pokoju. Na początku był wkurwiony, potem przygnębiony a na końcu zrezygnowany. Włodek na prośbę Wróżki Wali Gruszki postanowił dać mu spokój i zdecydował się, że będzie spał pod drzwiami, chociaż nie spodziewał się, że potrwa to kilka dni. W końcu jednak nie wytrzymał i z troski oraz ciekawości zdecydował się zajrzeć do środka.

„Kubas żyjesz?” Zapytał gdy otwierał drzwi. Na początku nie zauważył go i pomyślał, że jego przyjaciela tutaj nie ma i że spierdzielił już parę dni temu, a on spał na podłodze bez powodu, przez co przeziębił sobie pęcherz, ale gdy poprawił okulary, to zobaczył, że ktoś siedzi skulony w rogu pokoju. Był to Kubas, ale inny, ponieważ był w przemianie emo, którą wywołała pieczęć emo. Miał czarne łzy pod oczami, blizny na nadgarstkach, żyłach i na szyi a jego grzywka opadła na oko. „No tak, pieczęć emo reaguje przecież na emocje.” O dziwo stwierdził coś prawidłowego Włodek. Podszedł do przyjaciela i poklepał go po ramieniu. Nie wiedział jednak jak pocieszać.

„Tak wiem kurwa, jestem jebanym emo.” Wytarł nos o rękaw główny bohater i ponownie ukrył głowę w ramionach. „To trwa już kilka dni, nie mogę tego cofnąć. Jest mi tak źle.” Wyżalił się Kubas. Relacja Kubasa i Ździraji była czymś więcej niż relacją mistrza i ucznia i nie chodzi mi tutaj o to, że go ruchał w dupę a o to, że przez ostatnie lata zastępował mu przyjaciół. Był też jedynym od śmierci ojca, dorosłym facetem, któremu Kubas ufał. Powiedzieć, że traktował go jak ojca nie będzie przesadą, chociaż nie dostawał od niego kieszonkowych.

„Wszystko będzie dobrze Kubas, jakoś się ułoży.” Włodek dawał z siebie wszystko.

„Nie, nie będzie już dobrze!” Wykrzyczał Kubas i zerwał się na nogi. Odepchnął Włodka i ze łzami w oczach wybiegł z domu.

***

Kubas chodził bez celu po ulicach Warszawy. Ludzie patrzyli się na niego jak na zjeba, ponieważ nastolatkowie emo już byli rzadko widywani, a jego głupi ryj tylko dolewał oliwy do ognia. Gdy się zmęczył, posadził dupę na jakiejś ławce i siedział tak bez celu. Zapomniał o tym, że kupił kebaba i ten rozlatywał mu się teraz w dłoniach, upadając w większości na ziemie. Minęła godzina, a Kubas nie poruszył się prawie w ogóle, nawet gdy gołębie wyżerały mu resztki jedzenia z rąk oraz nasrały mu na odchodne na koszulę, bo kebson był z ostrym sosem.

„Co ty odpierdalasz?” Zapytał go któryś z przechodniów. Na początku Kubas go nie rozpoznał, ale okazało się, że to znajoma mordeczka.

Był to Gers, który zaczepiał już Kubasa w pierwszej części tej powieści oraz pojawiał się też w poprzedniej serii. Miał długie, kręcone i warto dodać, że brudne loki, śniadą skórę, jedną brew, rzadką nieogoloną brodę, owłosione ręce i długie pazury. Chodził w pomarańczowej bluzie z czarnymi elementami. Trudno było rozpoznać czy to ważna postać, czy żul.

„Pierdol się narrator.” Powitał mnie czułym słowem.

„Czego tu szukasz? Wiem, że mnie nie lubisz.” Kubasowi napłynęły kolejne łzy do oczu, ale nie spadały na ziemie tylko na wielkie okulary.

„Nie jestem tutaj, bo chce. Znowu mnie wysłali, żeby Cię zgarnąć. Słyszałem, że nie wszystko poszło po waszej myśli w ostatniej części.”

„A skąd ty kurwa to wiesz Gers?” Zaciekawił się Kubas.

„Powiedzmy, że ktoś nam to opowiedział, ale to nieważne. Kubas, nic mi do tego, że zmieniłeś styl, bo i tak ani ja, ani czytelnicy nie zmienią o tobie zdania na lepsze, ale dołącz do nas.” Ponownie zaproponował Gers. Już wcześniej dostał za zadanie przyłączyć Kubasa do grupy, w której teraz działał.

Nazywała się Drużyną 45 i założona była przez niejakiego Profesora Smalucha. Ten zainteresował się Kubasem dlatego ponownie wysłał Gersa by zrekrutował głównego bohatera.

„Spierdalaj, nie należę i nie będę należał do żadnej grupy, bo nie mam przyjaciół.” Odpowiedział obsmarkany.

„O rany, ale z ciebie emo. Weź się w garść.” Gers podszedł bliżej i szturchnął zaczepialsko Kubasa w ramie. Pech chciał, że akurat tam, gdzie nasrał gołąb. „Fak.” Kubasowi nie spodobała się zaczepka starego znajomego i odepchnął go.

„Nie dotykaj mnie. Bliskość nie jest dla takich jak ja.” Zdenerwował się okularnik po tym jak w końcu ruszył dupę i wstał z ławki.

„I to rozumiem.” Gers często pchał się do walki, bo miał konfliktowy charakter i starał się wykorzystywać każdy moment, w którym pojawiał się na kartach powieści, bo miał parcie na szkło równie wielkie jak Włodek na zwieracze. „Ostatnio przyfarciło Ci się, bo miałeś miecz, ale teraz musisz walczyć jak mężczyzna.” Powiedział, po czym przetransformował się w wilkołaka, czyli Gersołaka zaprzeczając swoim ostatnim słowom, bo przestał być mężczyzną a został jebanym furasem.

„Naprawdę jestem nie w sosie. Nagrabiłeś sobie.” Kubas podwinął rękawy i przyjął gardę. Pomyślał, że w końcu, po tylu dniach smutasowania nadszedł czas wyładować stres a najlepiej robić to na ryju, który Cię wkurza. Gersołak również był gotów. Chwilę na siebie popatrzyli w napięciu, aż w końcu na podłogę nasrał gołąb, bo po kebabie dostał rozwolnienia. To był znak, by rozpocząć walkę.

Oboje zniknęli.

A tak naprawdę nie zniknęli, ale wystartowali tak szybko, że nie nadążyłem za nimi swoimi oczami. Siłą przemiany Gersa w wilkołaka zawsze była szybkość a dla tych, co zapomnieli, to przypomnę, że Kubas w przemianie emo poziomu 1 również stawał się bardzo szybki. Szybszy niż normalny Kubas.

JEB

Zderzyli się gdzieś pośrodku, przywalając sobie nawzajem po mordzie. Powiedziałbym, że był remis, ale cios Kubasa był o wiele potężniejszy. Emo lv. 1 oprócz szybkości wzmacniało też siłę. W związku, z czym Gersołak nie tylko stracił parę zębów, ale i odleciał do tyłu i wbił się w jakiś blok. Pracownik żabki, która była obok zadzwonił do rzecznika praw zwierząt, myśląc, że ktoś znęca się nad brzydkim psem. Po chwili Gers odkleił się od ściany i stanął na kulasach, trzymając się za pysk.

„Co jest? To nie był cios z worywoku, a i tak był mega potężny.” Futrzak stracił pewność siebie już prawie na początku.

„Co? Już tak ochoczo nie szczekasz?” Rzucił tekstem Kubas, ale dopiero teraz zobaczył, że na policzku pojawiła mu się rana cięta. Pazury Gersołaka były bardzo twarde i zrobił z nich użytek przy walnięciu. Po chwili jednak rana zniknęła i została czarna blizna, jeszcze bardziej robiąc emo z ... no emo.

„Ta szybkość, siła oraz błyskawiczna regeneracja? Czyli to już ten poziom.” Skomentował Gersołak jakby to nie była dla niego nowość po czym ponownie przyjął pozycję do walki.

„Czekaj, jak to ten poziom? Co ty możesz o tym wiedzieć?” Zaciekawił się Kubas.

„Jak chcesz odpowiedzi, to musisz mnie pokonać.” Odwarknął kundel.

„Zły pies.” Kubas był gotowy do następnego ataku.

***

„Dość!”

Kubas i Gersołak zatrzymali się w ostatniej chwili. Nie licząc NPC`tów, czyli mieszkańców Warszawy, którzy przypatrywali się walce i zastanawiali, dlaczego jakiś emo walczy z psem, walkę obserwował ktoś jeszcze. Był to normalnego wzrostu nastolatek, dość chudy o naprawdę krótkich włosach, który na nosie miał okulary przeciwsłoneczne a na czarnej koszulce biały naukowy kitel chociaż rozpięty, żeby wyglądał bardziej cool. To właśnie on przerwał walkę.

„Kim jesteś? Też chcesz wpierdol?” Zapytał uprzejmie Kubas.

„Nie wtrącaj się. Mam go na widelcu.” Zaprotestował Gersołak.

„Widelcem to Ciebie dźgali jak byłeś mały Gers. Dobrze wiesz, że nie masz z nim szans. Pieczęć Emo nie tylko wchłonęła dużo mocy, ale wzmacnia się gdy targają tobą negatywne emocje. Pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy, ale Kubas jest w tej chwili bardzo potężny. Dalsza walka sprawi, że zginiesz Gers.” Wytłumaczył tajemniczy chłopak a, mimo że Gersowi się to nie podobało, to uspokoił się i powrócił do ludzkiej postaci. Kubas jednak dalej trzymał gardę i powtórzył pytanie.

„Kim jesteś? Jeśli myślisz, że pochwały sprawią, że ciebie polubię, to się mylisz, bo jestem emo.”

Jednak to Gers odpowiedział mu na pytanie, a nie nowo poznany chłopak.

„To Kubas jest właśnie Profesor Smaluch, założyciel Drużyny 45.” Przedstawił swojego lidera.

„Już to mówiłem Gersowi, ale nie zamierzam nigdzie dołączać. W dupie mam ten wasz klub a skoro Gers do niego należy to nie może być nic fajnego.” Kubas ponownie usiadł na ławce i pogrążył się w smutku. Forma emo była istną huśtawką emocji.

„To prawda, myślimy na tym, żeby go wyjebać z drużyny.”

„Co kurwa?” Zaniepokoił się Gers a Smaluch podszedł do Kubasa i usiadł obok niego.

„Chciałem, żebyś do nas dołączył, ponieważ jesteśmy grupą, która stoi po stronie dobra i walczy ze złem. Zawsze chciałem zebrać ludzi czy jak w przypadku Gersa — psa, o specjalnych talentach i pomagać ludziom. Tak powstała Drużyna 45.”

„Fajnie, ale mam to w dupie. Nie wiem, czy wiesz, ale jestem głównym bohaterem własnej powieści i nie zamierzam dzielić się sławą.” Wyjaśnił Kubas

„Ta, już to widzę. Kolejna część to będzie Emo Adventure: Totalna Załamka.” Skomentował Gers, ale nikt się nie zaśmiał.

„Gers ma rację. Myślisz, że czytelnicy będą chcieli czytać o jakimś emo? Już teraz ledwo przyciągasz może jednego czy dwóch czytelników.”

„Spierdalaj.” Odpowiedział chamsko Smaluchowi Kubas, lecz ten mimo wszystko dodał.

„A co jeśli bym powiedział, że mogę Ci pomóc się pozbyć pieczęci Emo?”

„Co? Niby jak?” Kubas nagle zainteresował się rozmową. Wpatrzył się wielkimi, smutnymi oczami w Smalucha i nadstawił uszy.

„Wiem dużo o tej pieczęci, Gers zresztą też, ponieważ w mojej drużynie jest osoba, która również ją posiada. W przeciwieństwie do Ciebie używa jej do walki i nie chce się jej pozbyć. Może i ty powinieneś zastanowić się, czy....”

„Nie!” Zaprotestował Kubas. „Nie chce być jebanym emo do końca życia! Sam mówiłeś, że taki główny bohater jest do niczego, plus ja już mam swoje moce, a przez tę pieczęć nie mogę ich używać! Zrobię wszystko, żeby pozbyć się tego gówna!”

„No dobrze. Jest pewien sposób, ale będzie to trudny proceder i dość niebezpieczny. No i będziesz musiał do nas dołączyć, tak jak chciałem.” Postawił warunek Smaluch.

„Dobra już chuj, niech będzie, byle tylko rozwiązać sprawę pieczęci. Co mam zrobić?” Poddał się Kubas, ale jednocześnie w końcu pojawiło się mu w sercu światełko nadziei. Nie żartował gdy mówił, że zrobi wszystko by pozbyć się wersji emo, zanim zacznie chodzić na koncerty Green Day`a.

„No dobrze. W takim razie zaprowadzę Cię do naszej kryjówki i przedstawie resztę grupy. Będziemy ich potrzebować, żeby Cię wyleczyć.” Smaluch wstał a za nim Kubas. Wszyscy troje wyruszyli wgłąb Warszawy.

***

W pałacu lordów odbyła się narada, ponieważ coś trzeba było postanowić w sprawie Kubasa i Wrzasku a kilka dni spełzły na niczym. Nie podobało się to szczególnie lordom.

„Minęło kilka dni, a my dalej stoimy w miejscu. Mieliśmy dać czas Kubasowi na pozbieranie się, ale z tego co doniosła nam Wróżka Wali Gruszka, jest jeszcze gorzej.” Rozpoczął lord Tom`Ash

„Tak, stał się totalnym emo.” Dodała obecna Wróżka.

„Wybaczcie, że nic nie mogę z tym zrobić.” Zasmucił się Młody Papież Cracvs. „Pieczęć wchłonęła zbyt dużo mocy a wieść o śmierci Ździraji to był nieoczekiwany cios. Nie wiem, jak można mu pomóc.”

„Mamy dużo do roboty, trzeba przygotować się na nadejście Wrzasku.” Powiedział któryś z lordów, ale nie lord Ski-O, ponieważ był dalej nieobecny.

„Ale czy Kubas emo będzie w stanie zrobić cokolwiek pożytecznego?” Zastanawiała się Anielica. „Może trzeba wykorzystać innych obrońców dobra.”

„Ciekawa propozycja, ale zarówno Trini jak i BoB gdzieś zniknęli a dawać Rumunowi tak ważne zadanie jest równoznaczne z zagładą świata.” Odpowiedział lord Tom`Ash.

„A co z pułkownikiem James`em?” Zapytał papież. „Mimo że jest pyszałkiem to chyba jako jedyny ma głowę na karku.”

„W ostateczności poprosimy go o pomoc, chociaż nie po to zbieramy swoich obrońców dobra, żeby teraz polegać na Turksach.” Jak widać, lordowie poczuli się urażeni. „Spróbujmy jeszcze raz z Kubasem, może się opamięta podczas zadania. Ściągnij go Wróżko.”

„Tak jest.” Wróżka zniknęła i pojawiła się sekundę później. „Mamy problem.”

„Co? Kubas się pociął na amen?” Zapytał Kupizzz.

„Nie, ale nie mogę go znaleźć. Nie wiem, gdzie jest. Dziwne” Stwierdziła Wróżka ku zaskoczeniu wszystkich.

=================================================

Trening

=================================================

„Co wy na chatę mnie prowadzicie?” Nie krył zdziwienia Kubas gdy wraz ze Smaluchem oraz Gersem podeszli pod jego blok w którym mieszkał z Włodkiem i przyszywanymi rodzicami a raczej pomieszkiwał bo rzadko tam bywał. „O co tutaj chodzi?”

„Czysty przypadek albo możesz to nazwać przeznaczeniem, że mamy kryjówkę blisko Twojego domu. Ciesz się, bo będziesz mógł w przerwach biegać do swojego kibla.” Powiedział Profesor ale szedł dalej omijając wejście do klatki schodowej Kubasa. Dosłownie parę minut później chłopaki znaleźli się przed budynkiem jakiejś szkoły, dokładniej mówiąc gimnazujm jeśli dobrze widzę.

„Mordy ja nawet podstawówki nie skończyłem, nie mam takiego levela by tutaj wejść.” Zmartwił się Kubas gdy ruszyli do drzwi budynku.

„Spokojnie. Co prawda kryjówka znajduje się w gimnazjum ale nie musimy chodzić na zajęcia chociaż czasami prosimy Gersa by skorzystał z prysznica w szkolnej przebieralni.” Po tych wyjaśnieniach znajdowali się już w środku szkoły ale nie zwiedzali jej tylko od razu udali się schodami na górę na jeden z korytarzy. Mijali drzwi do klas o numerach 43, 44, 46.

„Chwila, chyba brakuje klasy 45 albo autor się pierdolnął.” Zauważył Kubas. Nikt mu jednak nie odpowiedział a dwójka chłopaków, która z nim była odwróciła się do ściany na której nie znajdowało się totalnie nic. „Ej zawiesiliście się czy po prostu kurwa drzwi się nie wczytały.”

„Zamknij mordę i patrzaj.” Uciszył go Gers i tuż po tych słowach na pustej ścianie zaczęły formować się zaginione drzwi z numerem 45.

„Niezła sztuczka. Ale jeśli powiesz, że nazwałes swoją drużynę przez numer na drzwiach to muszę przyznać, że wyobraźni to ty kurwa nie masz. Ale o chuj chodzi z tą ukrytą klasą?”

„Wyjaśnię ci w środku.” Smaluch zignorował uwagę na temat nazwy jego grupy ponieważ niestety była trafna po czym złapał za klamkę i bohaterowie dostali się do tajemniczego pokoju. Gdy przeszli przez drzwi, stało się coś, czego Kubas się nie spodziewał. Wyobrażał sobie, że skończą po prostu w klasie albo jakimś składziku ale gdy tylko przekroczył drzwi to znalazł się w wielkiej sali przypominającej hangar. Był on pomalowany na niebiesko a na podłodze znajdywały się brązowe kamienie. W kilku miejscach były skały i głazy różnej wielkości tego samego koloru.

„Gdzie my są?” Kubas rozglądał się na wszystkie strony. „Dalej w gimnazjum?”

„I tak, i nie. To Pokój Życzeń. Miejsce, które odnalazłem gdy uczyłem się tutaj w latach szkolnych a jakiś czas później stworzyłem tutaj swoją kryjówkę. Jest to teraz baza Drużyny 45.” Wytłumaczył Smaluch. „Gdy byłem dzieckiem to mój intelekt w porównaniu z rówieśnikami był wyjebany w kosmos. Gdy inni ślęczyli nad książkami to ja budowałem już różne wynalazki ale nauczyciele opierdalali mnie, że robię bałagan i syf. Nikt z nich nie docenił mojego geniusza i gdy tak spacerowałem szkolnymi korytarzami z myślami o miejscu gdzie mógłbym pracować, pojawiła się tajemnicza klasa 45. Nikt tam nie wchodził więc zrobiłem sobie z niej moją pracownię. Dopiero potem zauważyłem, że drzwi pojawiają się tylko przedemną a nikt inny nie może tutaj wejść a przynajmniej nie bez mojego towarzystwa. Pozatym miejsce to można zmieniać za pomocą różnych ustawień na konsolecie, która stoi w rogu. Jak widzisz teraz jet to wielki hangar, który wykorzystujemy do ćwiczeń a nie klasa.”

„Ale przecież ten hangar jest większy niż cała szkoła. W dodatku był na piętrze prawda?” Kubas dalej zaskoczony był tajemniczym miejscem szczególnie, że leżało niedaleko jego domu.

„Na początku też tego nie rozumiałem ale odkryłem naturę tego pokoju i wszystko stało się jasne. Pokój Życzeń to tak narpawdę nieużywany pokój administratora. Można tutaj wykreować co się chce i oszukiwać. Innymi słowy...”

„To jest inny wymiar.” Dokończyl Kubas. „Nie znajdujemy się już w szkole ani nawet na ziemi. W gimnazjum są jedynie drzwi do tego wymiaru.” Smaluch przyznał Kubasowi rację i trochę wkurzyło go, że sam nie mógł mu tego wyjaśnić. Lubił się wymądrzać.

„Zgadza się. Dziwie się, że sam na to wpadłeś bo Gers mówił, że raczej jesteś idiotą.”

„Powiedzmy, że spędziłem w podobnym miejscu już trochę czasu.” Kubas miał na myśli Komnatę Ducha i Czasu, która znajdowała się w Pałacu Lordów. Ćwiczył tam kiedyś z Ździrają a wspomnienia o nim ponownie wpłynęły na jego stan przez co chciał się rozpłakać. Pojawienie się reszty drużyny 45 zatrzymało jego łzy, przynajmniej na jakiś czas. Przed Kubasem stanęło dokładnie 7 postaci, które postaram się po krótce przedstawić chociaż zakładam, że i tak szybko o nich zapomnimy.

„O ty chuju.” Powiedziała ruda dziewczyna w czerwonej samurajskiej zbroi. „Nie mówiłam do narratora tylko do Kubasa. Ale w sumie on pewnie też jest chujem.” Ta wredna szmata to była Samuraj, poznaliśmy już ją wcześniej. Dziewczyna, która pochodziła z japońskiej wsi i świetnie walczyła kataną, która nazywała się Niemojakuta. A jednak została pokonana przez Kubasa w części pierwszej. „Bo miał szczęście a ja akurat miałam zły dzień.”

„Ty masz kurwa zawsze zły dzień.” Powiedział pod nosem Gers, który nie zbyt się z nią lubił ale usłyszała jego słowa.

„Przynajmniej zły dzień a nie złe życie jak ty.” Odpowiedziała.

Obok niej stał wysoki chłopak, który był czarny a nazywał się Pha Bien. Jego również poznaliśmy już przedtem bo razem z Gersem I Samuraj przyszli werbować Kubasa jeszcze przed wyruszeniem do Las Nachos. Pochodził z Francji, miał białą żonobijkę, luźne spodnie i był krótko ostrzeżony. Z charakteru był dość spokojny więc nie odezwał się ani słowem, kto wie, może miał czarne myśli.

„Spierdalaj.” A jednak się odezwał.

To tyle jeśli chodzi o znane postacie. Przedstawie teraz nowe ryje, które pojawią się w tej epopei narodowej. Pierwszą z nich był wysoki, najwyższy z grupy i dość umięśniony mężczyzna, który miał czarną koszulkę bez rękawów. Miał szare włosy o bujnej czuprynie pochylonej do przodu i dość spiczasty nos oraz bliznę na prawym policzku. Miał też rękawiczki ale takie bez palców jak noszą menele, wiecie - śmieciogrzebki.

„Kurwa sam jesteś menel.” Skomentował a zwali go Action Man.

Obok niego stała niska dziewczyna, która ubrana była w mundur i hełm AK (Armii Krajowej). Z pod hełmu wystawawły czarne włosy a na nosie nosiła okulary ale takie małe, urocze a nie wielkie jak Kubas. Na barku oparła karabin M16, swój ulubiony aczkolwiek podjebany pewnie z Ameryki albo ciała jakiegoś tamtejszego żołnierza.

„Podjebać to Ci mogę kilka zębów.” Zaproponowała narratorowi dziewczyna na którą wołali Kowalski.

Kolejna osoba, mały chłopak o fabrowanych blond włosach, kolczyku w uchu, spizganym wyrazie twarzy, zielonej bluzie i deskorolce w ręku. Z tego co widze zwijał skręta ale tak, żeby nikt nie widział.

„No chuju i po co o tym mówisz!” Smaluch podszedł i zabrał mu narkotyk po czym pogroził palcem.

„Mówiłem Ci, że to tutaj zakazane Mbobek. Narkotyki to gówno.” Poznaliśmy imię nowego bohatera i jego stosunek do mnie.

Lecimy dalej.

Kolejną osobą a raczej... pokemonem jest Snorlax.

Tak.

Po prostu Snorlax czyli wielki pokemon grubas.

„Snoooooorlax” (tłum. Sam jesteś grubas frajerze)

„To Snorlax, mój pokemon. Też jest częścią grupy.” Powiedział Profesor Smaluch. Chcieli go uśpić bo oprócz roślin zjadał też ludzi ale postanowiłem go przygarnąć i zamienić jego wadę w jego zaletę. Teraz pożera naszych wrogów i ma dużo HP bo ładowałem w niego dużo gainerów.

Ostatnia osoba, która podeszła do Kubasa i reszty to była śliczna. szczupła blondynka o długich włosach z grzywką i zmrużonymi oczami. Przypominała Kubasowi trochę Magdę ale jego serce (mimo, że emo) nawet przez chwilę nie zachwiało się w swojej miłości do ukochanej. Blondynka chodziła w stroju typowym dla hipisów, wiecie luźne ciuchy i kwiaty we włosach. Wyglądała jakby bujała myślami w obłokach ale rozstaczała pozytywny vibe. Jako jedyna była też na tyle uprzejma, żeby nie wkurzać się na narratora.

„Narrator chuj jesteś, że obraziłeś moich drogich przyjaciół.”

A jednak. Po tych słowach dziewczyna rzuciła się Kubasowi na szyję co go zdziwiło bo dziewczyny zazwyczaj omijały go szerokim łukiem.

„Kubas tak? Jestem Hipis. Słyszałam, że masz pieczęć emo ale nie mogłam uwierzyć. Teraz widze to na własne oczy!” Kubas delikatnie ale odepchnął nową koleżankę, która chyba nie słyszała o czymś takim jak przestrzeń osobista.

„O co ci chodzi?” Zapytał ale odpowiedź uzyskał od Smalucha a nie dziewczyny.

„Mówiłem, że jedna osoba z naszej grupy też ma pieczęć Emo prawda? To właśnie ona czyli Hipis.”

„Super, że nie jestem jedyna.” Ucieszyła się dziewczyna i nachyliła się do przodu. Odsunęła włosy i pokazała Kubasowi swój kark. Znajdowała się tam pieczęć emo, taka sama jaką miał Kubas.

„Czyli, że po przemianie jesteś Hipisem-Emo?” Zapytał Kubas, który głęboko w duszy ucieszył się, że nie tylko on jest zarażony tym ścierwem.

„Na to wygląda. Autor ma dziwne pomysły.”

„To wszyscy? I tak jest was za dużo, żebym was spamiętał.” Powiedział uczciwie Kubas ale Smaluch zaprowadził jeszcze Kubasa wgłąb hangaru. Okazało się, że to jeszcze nie wszyscy tylko nie każdy z drużyny pofatygował się by przywitać nowego kolegę. Wśród głazów i kamieni Kubas dostrzegł dziwną osobę. Był to chłopak, który miał trochę za dużą głowę i dłonie w stosunku do reszty ciała. Miał napęczniałe policzki jakby trzymał tam powietrze albo jedzenie niczym chomik i obrażony wyraz twarzy. W dodatku miał dwie lewe ręce. Gdy zobaczył Kubasa to miał go w dupię.

„Wybacz mu, nie lubi poznawać nowych osób bo nie lubi gdy ktoś komentuje jego wygląd.”

„Nie dziwie się bo wygląda jak kurwa człowiek grucha.” Powiedział Kubas co oczywiście usłyszał czuły na komentarze dziwny typ.

„O ty śmieciu, sam wyglądasz jak jebany miks emo, nerda i hipstera!”

Wymienili uczciwe komentarze omijając na szczęście narratora.

„A ty narrator nie lepszy.” Dodał oczywiście Levy, bo tak się ta postać nazywała.

„Co mu się stało w ryj i ręce? Wpadł pod kombajn?” Zapytał Kubas Smalucha ale ten powiedział, że opowie o nim innym razem. Gdy Kubas miał mieć już komitet powitalny za sobą, dojrzał jeszcze jedną postać. Postać, której się nie spodziewał i przeżył nie małe zdziwienie gdy ją zobaczył.

Pamietacie jak napisałem, że to tyle jeśli chodzi o znane postacie?

Kłamałem.

Kubas szybkim krokiem podszedł do kogoś kogo dobrze znał a był to Jezus Chrystus.

Nie no żartuje.

Był to BoB.

***

„Słyszałem, że Cię gdzieś wcięło po powrocie z Las Nachos. O ty gnoju,to z nimi nas zdradzasz?” Poczuł się urażony Kubas bo myślał o BoBie jak o cennym towarzyszu a nawidoczniej znalazł sobie innych kolegów.

„Spokojnie Kubas, to nie tak.” BoB był widocznie zakłopotany sytuacją a tak naprawdę to chyba bo po jego twarzy trudno było to okreslić. Pewnie dlatego, że nie miał twarzy tylko na czerwonej głowie miał znak zapytania. Trudno było więc wyczytać coś z jego mimiki.

„A niby jak? Przez chwilę staje się emo i wszyscy się odemnie odwracają. Czy taki jest mój los?” Posmutniał Kubas już któryś raz w tej części.

„Po prostu poprosiłem ich czy mogę z nimi potrenować. Nie zamierzam dołączać do Drużyny 45.” Wytłumaczył się BoB.

„Ja też nie. Chce tylko by zdjęli ze mnie pieczęć emo a potem powiem, że wychodze po mleko i spierdole na amen.” Zdradził swój plan Kubas.

„Wiesz, że stoje obok i wszystko słyszę.” Oznajmił Profesor Smaluch ale Kubas udawał, że go nie było bo był zajęty rozmową z BoB`em.

„Nie wiedziałem, że znasz tych dziwaków.” Wskazał Kubas na resztę.

„To nie tak. Po powrocie z Las Nachos...” BoB`owi zabrakło słów więc musiał zebrać myśli. „Powiedzmy, że byłem tak pewny siebie swoich umiejętności, że moja porażka i to, że prawie kropnąłem sprawiło, że się trochę podłamałem. Myślałem, że wspiąłem się na wyżyny swoich możliwości i żaden przeciwnik nie jest mi straszny. Uświadomiono mi jak bardzo się myliłem i to w brutalny sposób.”

„Właściwie to który z Wrzasku Cię tak załatwił?” Dopytywał Kubas i BoB`em aż wstrząsneło. Nie chciał, przynajmniej na razie, opowiadać o tym jak własny brat posłał go prawie do piachu.

„To nie jest ważne. Gdy profesor Duczman zobaczył, że się podłamałem i zaniedbałem trening to zaproponował mi, żebym poćwiczył z Drużyną 45 bo podobno są tam potężni wojownicy.” Kontynuował BoB a pałeczkę przejął Smaluch.

„Znam się z profesorem Duczmanem ze starych czasów. Poznaliśmy się na degustacji mocnych alkoholi. Zapytał mnie czy przyjmiemy BoB`a pod swoje skrzydła a nie miałem powodu odmówić chociaż myślałem, że jak spędzi z nami trochę czasu to zasili nasze szeregi. W twoim przypadku myśle tak samo.”

„Nic z tego.” Odpowiedzieli razem Kubas i BoB ale kontynuował ten pierwszy. „Jeśli chciałeś potrenować z kimś silnym to trzeba było zgłosić się do mnie mordo.”

„Ale słyszałem o Ździraji i wiem, że masz własne zmartwienia. Pozatym nie obraź się Kubas ale stałeś się emo.” Wyjaśnił. „Pozatym Duczman nie kłamał.” BoB spojrzał w stronę wcześniej przedstawionej gromadki. „Mamy tu kilka ciekawych osób do sparingu, szczególnie jego.” Wskazał na Levego. „Może nie wygląda ale jest potężny i przez to, że ma dwie lewe ręce to może zadać dwa lewe sierpowe w jednej turze.”

„Czyli dają Ci tutaj w kość?” Niedowierzał Kubas. Prawdę mówiąc nie do końca był przekonany o sile grupy w której skład wchodzili pokemon, hipis, zjarany skejt czy Gers.

„Tak. Myślałem, że osiągnąłem już wszystko ale teraz wiem, że stać mnie na więcej.” BoB zacisnął pięść. Widocznie uporał się z negatywnymi myślami i porażką na off screenie.

„Hmm. Może więc i mi pomogą.” Złapał się Kubas za kark i spojrzał na Smalucha pierwszy raz od momentu rozmowy z BoB`em. Profesor uśmiechnął się i rzekł.

„Przykro mi, że wątpisz w naszą siłę ale niedługo przekonasz się na co stać Druzynę 45. Pozatym myślę, że możecie sobie pomóc nawzajem podczas treningu chociaż szykuje się ciężka przeprawa.”

„Co masz na myśli?” Zapytał BoB ale Kubas też chciał.

„BoB, ty potrzebujesz potężnego oponenta by szlifować swoje skille ale Ty Kubas będziesz potrzebować kogoś kto stawi Ci czoła.”

„Czyli, że mamy walczyć jeden na jednego? Jak mi to ma pomóc pozbyć się tego szajsu z szyi.”

„Nie Kubas. Co prawda będziesz walczył z BoB`em ale dodatkowo z nami wszystkimi naraz”

***

Po tych słowach cała drużyna ponownie zebrała się w jednym miejscu.

„Przyznajcie się, po prostu chcecie zajebać emo z tego świata.” Kubas nie uwierzył gdy Smaluch wytłumaczył mu jego przyszłą przeprawę.

„On nie żartuje Kubas.” Dodał Gers, którego już od dawna korciło, by coś powiedzieć, żeby czytelniczy o nim nie zapomnieli.

„Ja rozumiem, że jestem zajebisty, nawet jako emo, ale... raz, dwa, pięć, siedem...” przeliczył na szybko Kubas „dziesięciu a z BoB`em jedenastu na jednego to trochę kurwa nie fair.”

„Strach cię obleciał frajerze?” Uśmiechnęła się Samuraj.

„Rozumiem, że każdemu pasuje taka nierówna walka, nie no zajebistych masz kumpli Gers. Ciągnie swego do swoich.” Kubas wyczuł wpierdol w powietrzu. „Wiecie co, zapomniałem wyłączyć kosza na śmieci, muszę lecieć.”

„Poczekaj Kubas, daj wyjaśnić.” Odezwał się Smaluch. „Wszyscy zostali powiadomieni o tym co ci dolega i wiedzą, jak Ci pomóc. To jedyny sposób.”

„Właśnie, już wcześniej mnie to zastanawiało. Dziwiłem się, że tyle o mnie wiesz i naszej wyprawie do Las Nachos. Niech zgadnę, BoB wam wszystko naopowiadał.”

„Może.” Przyznał się Smaluch a BoB wzruszył ramionami i powiedział.

„Dużo o Ciebie pytał, myślałem, że jest twoim fanem czy coś. Teraz jak o tym myślę, to faktycznie coś mi tu nie pasowało.” BoB nie wiedział, że Smaluch pozwalając mu trenować ze swoimi ludźmi miał też w głowie, że wypyta go przy okazji o Kubasa.

„Wracając do sprawy. Wy chyba nie rozumiecie, że może i jestem silny, ale nie, żeby najebać całej grupie, szczególnie, że BoB mówi, że coś tam potraficie.” Kubasowi już nie w smak było walczyć na poważnie z samym BoB`em a co dopiero dodatkowo z dziesiątką ludzi o nieznanych mu mocach (oprócz Gersa)

„To chyba ty nie rozumiesz.” Odezwał się najwyższy z grupy, czyli Action Man. „Miejmy nadzieję, że nasza paczka da radę Cię pokonać, bo jak nie to może się to dla nas źle skończyć.” Po tych słowach Kubas czuł się zdezorientowany. Albo naprawdę uważali go za jakiegoś boga, albo za tymi słowami szło coś więcej. Spojrzał więc na Smalucha by ten w końcu wyjaśnił mu wszystko, co zaplanował.

„Chcesz pozbyć się pieczęci emo? Definitywnie?” Zapytał Hubert Urbański to znaczy kurwa profesor Smaluch.

„Po raz setny tak!” Kubasa zaczynało wkurzać już to gadanie zresztą czytelników też. Chciałby komuś jebnąć w mordę a Gers był na wyciągnięcie pięści.

„W takim razie zdradzę Ci jedyny sposób, w jaki można to zrobić. Chociaż może to ty powinnaś mu o tym opowiedzieć.” Zwrócił się do Hipisa, która uśmiechnęła się i podeszła bliżej Kubasa. Zanim jednak coś powiedziała, jej włosy pokryły się czernią, grzywka wydłużyła się i opadła na jedno oko. Na rękach i szyi pojawiły się czarne blizny, a na twarzy pojawił się mroczny makijaż. W jedną chwilę przestała przypominać siebie.

„Widzisz Kubas, to jest emo level 1. Ty również jesteś teraz w takiej formie prawda?”

„Tak.” Kubasa zaskoczyło, jak bezproblemowo dziewczyna uaktywniła pieczęć i jak trzymała negatywne emocje w rydzach. Był pewien, że potrafi ona równie szybko odmienić się z powrotem w oryginalną postać.

„Pieczęć Emo powstała po to, by wysysać życie z użytkownika. Wysysa ona energię życiową a przy okazji pozytywną energię. To dlatego, gdy ją uaktywniamy, pozostają nam głównie negatywne emocje i dlatego im więcej dotyka nas takich emocji, tym przemiana jest silniejsza. Zamienia ona energię w moc, szybkość, siłę, regenerację i odporność.”

„Ale ja nie mogę używać worywoku przez to gówno.” Przerwał jej Kubas. „Za każdym razem gdy chce użyć swojej mocy, pieczęć ją wsysa zadając okropny ból.”

„Nie wiem dokładnie, ale wydaje mi się, że pieczęć emo wsysa każdy rodzaj energii, nieważne czy to energia życiowa, czy inna.”

„No dobra, ale to jak mogę się jej pozbyć. Sam jebany Emochimaru mówił, że się nie da.” Wspomniany typ to ten, który ugryzł Kubasa w szyję i zostawił mu tam pieczęć w części szóstej.

„Ty nie potrafisz cofnąć przemiany prawda?” Zapytał Smaluch, chociaż znał odpowiedź. „Jak więc wracałeś do swojej postaci?”

Kubas wytężył pamięć i odpowiedział po krótkiej chwili.

„Dostawałem wpierdol i wtedy odzyskiwałem przytomność już jako normalny ja.”

„Dokładnie!” Uśmiechnął się Smaluch i poprawił okulary przeciwsłoneczne. „Moja teoria, ale i testy z Hipisem uświadomiły mi, że pieczęć może zniknąć właśnie w ten sposób. Musisz dostać wpierdol gdy jest aktywna i wykorzysta całą swoją moc. Widzisz, ona wsysa energie, ale przeradza ją w bonusy, o których mówiła Hipis. Jeśli zużyjesz je w walce na maxa, po prostu zniknie. Rozumiesz? Musisz zużyć więcej profitów od pieczęci niż zdoła Ci wessać energii.”

„To tyle? Czyli trochę pobiegam, obijecie mi ryj kilka razy jako emo i wyzdrowieje?” Kubas trochę się ucieszył, ale nie chciał uwierzyć, że to takie łatwe.

„To nie takie łatwe” Powiedziała Hipis.

„Kurwa wiedziałem.”

„Żeby pieczęć znikła, trzeba sprawić by zużyła całą zgromadzoną moc.” Wyjaśniła.

„To kiepsko, bo zeżarło mi podobno w chuj energii.” Kubas usiadł zrezygnowany na jednym z głazów. Ostry kamień ukuł go w dupę, ale Kubas nie zareagował, by wyglądać cool. Chwilę później ogarnął, że u niego to niemożliwe więc złapał się i pomasował pośladek.

„A to nie wszystko.” Wrócił do wykładu profesor. „Ta pieczęć to strasznie skomplikowana sprawa. Nie możesz jej zmusić, by oddała ci wszystko, co ma. Nie jesteś w stanie tego zrobić w formie, w której jesteś.”

„To, co mam zrobić? Powiesić się?”

„Brzmi dobrze.” Dodał Gers.

Nikt z drużyny mu nie odpowiedział, ale wszyscy spojrzeli na Hipisa, chociaż dziwnie tak mówić gdy jest emo. Przyjęła ona skupioną pozycję, zacisnęła mocno dłonie i wystrzeliła czarną energią. Reszta (nawet BoB) efekciarsko odskoczyli, każdy w inną stronę ustawiając się to na ziemi, to na skałach, to na większych głazach w różnych miejscach w hangarze. Kubas jako jedyny nie odskoczył, więc wybuch odepchnął go do tyłu. Zrobił kilka fikołków, ale w końcu złapał równowagę. Na miejscu Hipisa stało coś dziwnego.

Humanoidalna postać, która zamiast skóry i ubrań miała czarną skórę albo poświatę, trudno stwierdzić. Na kończynach miała białe blizny, na szyi zresztą też. Ostatnim białym elementem były białe oczy, bez źrenic, zarysowane w taki sposób, że wyglądały, jakby cierpiały.

„To przecież?” Kubasa uderzyły nie tylko fale energii po ryju, ale i wspomnienia z poprzedniej części.

„Przyjrzyj się Kubas.” Usłyszał głos Smalucha, który stał na jednym z kamieni. „To jest Emo lv.2 i tym właśnie musisz się stać.”

***

W pałacu lordów trwała dyskusja o tym co dalej zrobić. Wróżka Wali Gruszka kilka razy próbowała odszukać Kubasa, ale totalnie straciła go z radaru. Nie mogła wiedzieć, że znajduje się w innym wymiarze i dlatego nie może go znaleźć. Lord P.Ter oraz Lord Tom`Ash długo namyślali się co dalej i doszli do wniosku, że gnojek pokroju Kubasa nie może blokować ich działań na rzecz ochrony ziemi. Gdy zwołali bywalców pałacu, oznajmili swoją decyzję.

„Długo myśleliśmy o tym i zdecydowaliśmy, że zmieniamy usługodawcę telewizji i internetu na UPC.”

„Ale co zdecydowaliście w sprawie Kubasa?” Dopytywała Anielica Żywica.

„A no tak.” Lord Tom`Ash odchrząknął, więc zapowiadało się na dłuższą przemowę. „Nic.”

A jednak nie.

„Jak to nic?” Tym razem zapytał Młody Papież Cracvs.

„No nic. Skoro gdzieś wsiąkł to albo ma lepsze rzeczy do roboty, albo już leży martwy gdzieś w jakimś rowie. Trzeba go olać i działać dalej.”

„W sumie nie zdziwiłbym się gdyby w tym stanie się pociął.” Powiedział Kupizzz, ale papież od razu wyprowadził go z błędu.

„Spokojnie, co prawda pewnie nie raz groził, że to zrobi, ale emo to osobniki, które tylko mówią, że to zrobią, ale nic z tego nie wynika.”

„Dość o tym okularniku.” Przerwał Lord P.Ter. „Skoro nie możemy liczyć na jego służbę, znaczy pomoc, to trzeba będzie poprosić pułkownika Jamesa o pomoc. Ściągnij go tutaj Wróżko.”

„No dobrze. Tak przeczuwałam, że to się tak skończy i już wcześniej sprawdziłam, gdzie przebywa. Ściągnę go tak szybko jak ściąga się majtki młodym białasom w więzieniu.”

***

Kubas stał w pozycji bojowej na środku hali. Zrozumiał, że jego sparing partnerzy nie dadzą mu fory ani czasu na skorzystanie z łazienki. Wcześniejszy wybuch mocy sprawił, że odskoczyli i rozstawili się w różnych miejscach na głazach. Był otoczony, a wiedział, że zanosi się na wpierdol.

„No to kurwa dawajcie, jak tacy mocni jesteście!” Podniósł ręce do gardy, by osłonić twarz, co było słusznym wyborem, bo został zaatakowany właśnie po mordzie. Pierwszym napastnikiem okazał się Action Man. Zaatakował on szybkim ciosem, ale Kubas zablokował jego pięść. Na tym jednak atak się nie skończył. Przeciwnik Kubasa zaczął obracać się i atakować pięściami i nogami jak na mistrza sztuk walki przystało. Kubas jednak też był dobry w te klocki, więc rozpoczęła się wymiana ciosów niczym w filmie z Jackiem Chanem. Na początku Kubas ucieszył się, że zrobił dobre wrażenie, ale chwilkę potem pomyślał, że zwykły człowiek walczy z nim na równi z równym, w jego emo przemianie a w dodatku nie pozwala mu wyprowadzić żadnej kontry.

Nie minęło nawet dwadzieścia sekund tej walki jak za Kubasem pojawił się Pha Bien. Kubas dostrzegł go kątem oka, więc zareagował na jego atak z zaskoczenia i obronił się.

Pewnie gdyby zaatakował w ten sposób w czarną noc, to Kubas by oberwał, bo jak wszyscy wiemy, murzyni mają bonusy do skradania w ciemności.

„Wal się narrator.” Skomentował Pha Bien i zaczął okładać ciosami Kubasa. Nasz bohater musiał teraz odpierać ataki dwóch wysportowanych i uzdolnionych facetów. Ledwo nadążał z obroną, mimo że pieczęć emo zwiększała jego szybkość. Gdy do walki dołączył jeszcze Gers ze swoimi pazurami, Kubas poczuł się jak postać z Dragon Balla odpierając ataki z każdej ze stron. W końcu jednak nie wytrzymał i zanim adwersarze przełamali jego obronę, postanowił wyskoczyć do góry, by przynajmniej na chwilę się od nich uwolnić.

Oczywiście był to błąd, na który niektórzy czekali.

Tuż po skoku w górę, w Kubasa poleciała seria z automatu.

TRA TA TA TA TA TA

Gdyby nie to, że wyskoczył z dużym impetem i szybkością, to kule trafiłyby w jego ciało. Na szczęście był trudnym celem i Kowalski nie trafiła, mimo że wyczekiwała na tę chwilę. Gdy Kubas doleciał do sufitu, chciał odbić się od niego i z wielką siłą zaatakować chłopów na dole, ale gdy tylko zbliżył się do niego, zobaczył, że dosłownie po suficie popierdala na deskorolce Mbobek. Jechał sobie do góry nogami jak gdyby nigdy nic i poturbował go gdy obok niego przejeżdżał. Kubasa nie zabolało to, ale stracił równowagę i jego plan spalił na panewce. Spadał, ale przygotował nogę, by przynajmniej jebnąć z kopa. Jednak zanim doleciał do Gersa (bo w jego ryj chciał wpakować buta) nagle usłyszał klaśnięcie i uderzyło go powietrze pod ciśnieniem na tyle duże, by uderzyć nim o ścianę. Okazało się, że to Levy, samym klaśnięciem dwoma lewymi dłońmi stworzył taki podmuch. Nasz bohater nie miał jednak czasu ani żeby podziwiać innych, ani nawet, żeby rzucać śmiesznymi komentarzami, bo już przed nim pojawiła się Hipis. To znaczy emo. W sensie Hipis w postaci emo, ale poziomu 1. Wcześniej zamieniła się w emo poziomu drugiego, ale tylko na chwilę, na pokaz. Teraz była w poprzedniej formie. Kubasa nie zdziwiła, że była bardzo szybka, bo znał moc pieczęci emo. Wiedział też, że nie zdąży uniknąć gdy jest oparty o ścianę, więc zablokował jej atak. Cios był na tyle mocny, że znowu przygniótł go do powierzchni ściennej. Okularnik od razu wyprowadził kopnięcie, by Hipis się odsunęła i mógł odejść wgłąb pomieszczenia.

Udało mu się to.

Tam czekali na niego wcześniejsi przeciwnicy a na ich czele stała Samuraj z mieczem w dłoni.

„Pokazał, jak walczy wręcz, ale bez swojego miecza nie ma szans w walce z mistrzem broni!” Dziewczyna zaatakowała kataną i Kubas musiał unikać. Pamiętał, by nie blokować rękami, bo ostatnio skończył z bliznami na nadgarstkach. Jej mieczem był Niemojakuta wykuty przez kowala Emosuke. Jego specjalnością było podcinanie żył a, mimo że miał na rękach czarne blizny to tak jak przystało na emo, nie miał zamiaru się ciąć (papież miał rację).

„Ja też mam broń!” Krzyknął Gers i włączył się do walki. Nie chodziło jednak o jego pazury a o szpadę. Przemienił się w coś, co wyglądało jak szczur-humanoid przebrany za muszkietera. W encyklopedii zruchanego DNA Gersa ta przemiana ma nazwę Dzielny Despero.

Gdy Kubas myślał, że w końcu nadąża za atakami, do walki dołączyli znowu Action Man i Pha Bien. Tym razem pierwszy miał sporawy wojskowy sztylet a drugi bambusowy miecz, ciekawe dlaczego. Kubas dwoił się i troił w wysiłkach, by unikać czterech broni, aż w końcu pomyślał, po chuj unika bambusowej pałki. Przyjął jej cios na ryj, po czym dał susa do przodu i przyjebał z kolana w brzuch Pha Biena. Ten skulił się i dostał potem pięścią w twarz, że aż go odrzuciło.

„Czarny padł jako pierwszy!” W końcu pozwolił sobie na tekst nasz bohater, ale okazało się, że nie trafiony. Pha Bien bowiem odbił się od grubego brzucha Snorlaxa i powrócił jeszcze szybciej do Kubasa z przygotowanym kopem. Ten chciał uniknąć, ale Samuraj i Action Man złapali go za ręce.

Kubas dostał kilkoma kopniakami w klatę atakiem, który przypominał technikę Liu Kanga z mortal kombat, chociaż ci bardziej spostrzegawczy widzieli w tym technikę chodzenia po polu bawełny. Gdy Pha Bien chciał wkurwić się na mnie za rasistowskie teksty, Kubas ledwo ale złapał trochę tchu. Zaparł się i obkręcił podnosząc trzymających go przeciwników. Rzucił nimi w Pha Biena i, mimo że nie zrobił im za dużo krzywdy, to na chwilę przewrócił. Został przy nim tylko Gers, czyli Dzielny Szczur.

„No pokaż, jaki jesteś dzielny jak zostałeś sam.” Kubas przejął inicjatywę i zaatakował przeciwnika. Ten jednak uśmiechnął szczurzy pysk i upadł na ziemie. Tuż za nim stał skulony BoB, który wyprostował się i również zaatakował.

Pięści się zderzyły

JEB

Aż zatrzęsło i odrzuciło dwójkę do tyłu. Nawet emoska przemiana Kubasa nie dała rady zamortyzować tak potężnego ciosu. Runin złapał się za bolącą rękę.

„To bez sensu! Nie mam nawet czasu na kontratak.” Wykrzyczał, chociaż trudno było rzec czy był zrezygnowany, czy po prostu wkurwiony.

„Lepiej się przygotuj Kubas.” Krzyknął profesor Smaluch, który jako jedyny tylko się przyglądał. „Tak będą wyglądały twoje najbliższe dni.”

Wszyscy ponownie zaatakowali głównego bohatera.

***

Pułkownik James nie był zdziwiony tym, że został wezwany przed oblicze lordów. Nie był aż tak związany z obrońcami dobra, którzy walczyli bezpośrednio pod ich rozkazami, ale już dawno przyswoił wiedzę o tym, że to oni są filarami dobra planety ziemi.

„No w końcu zrozumieliście, że wybór Kubasa na waszego bohatera to był wielki błąd i postanowiliście poprosić kogoś zajebistego o pomoc. Długo wam to zajęło, ale nie kryje urazy bowiem prawdziwi bohaterowie wkraczają z czasem.” Były to pierwsze zdania, jakimi przywitał się pułkownik. Jego nienaganna czarna czupryna była zadbana jak zawsze. Ubrany był w oczojebny, żółty uniform żołnierzy Turksów z metalowym naramiennikiem ze znakami wskazującymi na rangę pułkownika. Jedynym dodatkiem, którego wcześniej nie widzieliśmy u tej postaci to przypięte do pasa wyniki z diagnozą marskości wątroby.

„Popsułeś moje piękne wejście w tej części narrator. Zrób to jeszcze raz, a pożałujesz... chuju.”

Rany wszyscy mnie nienawidzą w tej części! Przecież żartowałem tylko rany. Chciałem zapytać, czy nie znają się na żartach, ale potem przypomniałem sobie jaki poziom humoru reprezentuje ta powieść, więc zrezygnowałem.

No ale tak, oczywiście żartowałem z tymi wynikami badań (chciałem mu podrzucić swoje), ale nie żartowałem z tym, że na tym bohaterze pojawiło się coś nowego, a mianowicie coś, co wyglądało jak spory, obszerny szal, który nosił na szyi i zakrywał nim twarz aż do czubka nosa.

„Zmieniłeś styl? Chcesz być bardziej mroczny?” Zapytał Kupizzz, ale James nie odpowiedział, bo nie lubił rozmawiać ze służbą.

„Nie interesuje nas twój nowy outfit, który w końcu zmienił się, odkąd poznaliśmy cię w tej powieści, a to, czy jesteś w stanie podjąć się misji, być może niebezpiecznej.” Skomentował i od razu zadał pytanie lord Tom`Ash. „Po powrocie z Las Nachos szybko się ewakuowałeś, nawet nie dałeś się uzdrowić do końca.”

„To przeszłość. Jestem gotowy i potężniejszy niż kiedykolwiek a ten szalik to moja sprawa. Co to za misja? Jak zajebać Kubasa to się zgadzam.” Poprawił szalik, zakrywając bardziej swoją twarz.

„Chcielibyśmy, żebyś zdobył dla nas pewien przedmiot, jednak znajduje się on w dość niebezpiecznym miejscu. Myślimy jednak, że spokojnie dasz radę podołać tej misji.” Wyjaśnił Lord P.Ter.

„Czyli gdzie?” Zainteresował się James.

„Znajduje się on w starej kryjówce Diablicy Martwicy w Sosnowcu.”

„Nani?” Tego pułkownik oraz reszta słuchających się nie spodziewali. „Tam, gdzie Kubas z nią walczył?”

„Dokładnie tak. Samo miejsce jest już opuszczone, ale znajduje się tam coś, co może pomóc nam w walce z Wrzaskiem.” Wyjaśnili lordowie.

„Sorki, że przerywam.” Wtrącił się Kupizzz i wyjątkowo wszyscy zwrócili na niego uwagę. „Jeśli jest opuszczone a w dodatku w Sosnowcu to już wszystko tam jest rozkradzione co było cenne.”

Uwaga była słuszna, więc wszyscy znowu spojrzeli na lordów, czekając na jakąś odpowiedź albo chociaż zbesztanie sługusa za odzywanie się bez podnoszenia ręki.

„Tak jak wspomnieliśmy wcześniej, miejsce to jest dość niebezpieczne. Nie ma tam już Diablicy Martwicy, ale pozostało tam mnóstwo jej mrocznego worywoku co stworzyło kilka potworów nawet bez jej interwencji. Zwykli rabusie nie mają tam czego szukać.”

„Czyli ja mam być niezwykłym rabusiem. Nie podoba mi się to ale jeżeli faktycznie znajdują się tam złe potwory to Turksi i tam musieliby się tym zająć.” Pułkownik James od powrotu z Las Nachos tylko czekał na okazję, by przetestować swoje nowe możliwości. Ostatnie dni spędził na treningu i był zachwycony swoimi postępami. Zawdzięczał to jednemu z członków organizacji Wrzask — Subone`owi, który niegdyś był jego druhem z Turksów. Podczas walki z nim w poprzedniej części dowiedział się o nowych możliwościach związanych z runą ognia. Wiele razy czuł się pewny siebie po treningu, ale nigdy aż tak. „A czemu właściwie nie poprosiliście o to Kubasa?”

„Powiedzmy, że jest niedysponowany.” Wytłumaczył papież Cracvs. James przeczuł, że coś jest z nim nie tak, ale, że zazwyczaj miał go w dupie to i teraz nie było inaczej.

„Dobra zrobię to. Co to za przedmiot?”

„Najprawdopodobniej jest gdzieś schowany, bo był dość cenny dla Diablicy. Pewnie znajduje się w jakimś ukrytym sejfie czy skarpecie.” Lordowie nie zdradzili zbyt wielu informacji. „Co jest w środku, niech na razie zostanie tajemnicą. Dowiecie się w swoim czasie.”

„Skoro jest ukryty, to znalezienie go może zająć milion lat. Pisałem się na napierdalankę, a nie zwiedzanie lochów.” Pułkownikowi przestało podobać się to zadanie, ale lordowie szybko załagodzili jego wkurw.

„Spokojnie. Damy Ci przewodnika, który zna to miejsce jak własną kieszeń. Być może nawet wie, gdzie Diablica trzymała cenne rzeczy.”

„Niby kogo?”

„Rusto, córkę Diablicy.” Powiedział Lord Tom`Ash i wskazał kosturem w róg komnaty. Tam pojawiła się wcześniej wspomniana dziewczyna i nie kryła zdziwienia, że nagle wszyscy ją widza.

„Co jest kurwa?” Zapytała pod nosem.

***

Słowa profesora Smalucha okazały się prawdą. Trening Kubasa był intensywny w chuj. Minęły dwa dni a jedyne przerwy w dostawaniu po mordzie, jakie miał to na kibel (który dzielił z uczniami w gimnazjum, więc nie było mowy o dłuższej przerwie) oraz na sen, który najczęściej wynikał z utraty przytomności po ciosie w głowę. Nasz bohater dawał z siebie wszystko, ale w końcu uległ przewadze liczebnej przeciwnika, i większość jego starań polegała na zbieraniu wpierdolu. Kolejną torturą było to, że nie miał nic w ustach, odkąd tutaj przybył, a jego przeciwnicy odpalili sobie w rogu hali grilla i Ci, co akurat nie walczyli, to sobie pałaszowali i plotkowali. Widział i czuł zapach pyszności, które się grillowały, ale nie słyszał rozmów przy jedzeniu.

Nie to, co ja, bo też sobie wziąłem karkóweczkę i przysłuchiwałem się rozmowie Smalucha i kilku jego kolegów. Pogawędkę zaczęła Kowalski.

Wiem, że mówiłem o kolegach, ale przez to, że w grupie są trzy dziewczyny: Kowalski, Hipis i Samuraj i nie odmieniają tego na żeński, to mi się pierdoli.

„I co myślicie o tym okularniku?”

„Nieźle daje sobie radę, to muszę przyznać.” Odpowiedział Action-Man wcinając kiełbachę. „Teraz już nie ma sił, ale chłop wie co to napierdalanka. A ty co myślisz BoB?”

BoB stał obok, ale nie mógł jeść, bo nie miał jadaczki. Nie skomentował tego, bo jako jedyny obserwował wygibasy Kubasa i jego walkę z Hipisem i Gersem.

„Dzięki za wyczerpującą odpowiedź.” Dokończył jeść Action-Man. „A ty jak go oceniasz?” Tym razem zwrócił się do profesora Smalucha.

„Cóż, to prawda, że jest mocny, ale to wszystko nie idzie tak jak powinno.”

Po tych słowach wszyscy na niego spojrzeli, nawet BoB. Profesor zrozumiał, że czekali na jego wyjaśnienia.

„W sensie ten trening na pewno nie pójdzie w las, ale myślałem, że już dawno przemieni się w Emo lv.2”

„Czy to znaczy, że jego pieczęć zeżarła tak dużo energii?” zapytała Kowalski, nalewając sobie ketchupu na talerz.

„Może i tak, ale raczej brak bodźca. Myślałem, że jak będziemy go obrażać i go wkurwiać to się przebudzi, jak w przypadku Hipisa, ale on chyba jest za bardzo przyzwyczajony do tego, że ludzie po nim jadą. Tego nie przewidziałem.” Tłumaczył i zajadał grilowane skrzydełka Smaluch.

„To jaki masz plan?” Dopytywali

„Dobre pytanie. Na razie musimy pozostać przy walce i przekleństwach. Popróbujcie żartów o jego matce a ja pomyślę nad nową strategią.”

***

Przenosimy się do pałacu lordów. Tam strażniczka ołtarzu Magda, przekradała się korytarzami zamku. Została jednak przyłapana przez Anielice Żywice.

„Magda? Co się dzieje, że się tak wykradasz?” Zapytała

„Tak szczerze to chce sama poszukać Kubasa. Wiem, że lordowie by mi zabronili i zakazali mi opuszczać miejsca pracy, ale poprosiłam Kupizzza, żeby mnie zastąpił. Kiedy ja zniknęłam, Kubas mnie szukał więc teraz moja kolej.

„Rozumiem. A masz jakieś pomysły gdzie może być, skoro nawet Wróżka Wali Gruszka go nie znalazła?”

„Nie mam, ale nie chce tylko siedzieć i się zamartwiać.”

„No dobrze. Nie powiem lordom, że się opierdalasz w pracy.”

„Dziękuje Anielico.” Magda udała się do wyjścia. „Swoją drogą, dzisiaj rozpoczyna się misja pułkownika. Ciekawe jak poradzi sobie z tą niesforną córką Diablicy.”

***

Skoro Anielica Żywica wspomniała o pułkowniku i Rusto, przenieśmy się do Sosnowca a dokładniej przed wejście do starej kryjówki Diablicy Martwicy. Przekonywanie tej drugiej, organizowanie oddziału Turksów i cała papierologia sprawiła, że od zlecenia tej misji Jamesowi minęły dwa dni.

Okazało się, że od powrotu z Las Nachos, Rusto ukrywała się w pałacu lordów za pomocą niewidzialności. Nigdy nie powiedziała, dlaczego, ale najpewniej, żeby dorwać Kubasa czy coś w tym stylu. Lordowie byli jednak świadomi jej obecności, ale słusznie stwierdzili, że będą mogli ją wykorzystać w dogodnym czasie.

Ten czas właśnie nastał.

„Nie wierzę, że wracam tutaj z parszywymi Turksami.” Stwierdziła córka Diablicy, a była zapięta w kajdany i trzymana na łańcuchu.

„A ja nie wierzę, że zgodziłaś się na współpracę.” Stwierdził pułkownik James. „Ciekawe czym przekonali Cię lordowie.”

„To nie twoja sprawa gnoju. Miejmy to za sobą. A ty kurwa nie ciągnij za ten łańcuch mały chuju!” Nakrzyczała na nikogo innego jak Olusia, który był odpowiedzialny za trzymanie dziewczyny. Nie wiem, kto dał komuś takiemu tak odpowiedzialne zadanie, ale trzeba go zwolnić.

„Widzę, że się świetnie dogadujecie.”

„Może powinniśmy zostawić was samych?”

Nie były to słowa Olusia a kogoś innego, a mianowicie dwóch osób, których jeszcze nie widzieliśmy w tej powieści. A jednak pułkownik James, zdawał się ich znać.

„No proszę, czyli was też dołączyli do mojej grupy. Hampera to bym się nawet spodziewał, ale ciebie Milkinson to nigdy.” Spojrzał na nich pułkownik.

Oboje byli żołnierzami Turksów i tak jak Oluś czy James nosili oczojebne, bananowe uniformy z dużymi guzikami. A jednak na ich srebrnym naramienniku widniała inna liczna bananów. Z tego co się orientuje w rangach tej grupy, to oboje byli porucznikami. Ten pierwszy, czyli Hamper był opalonym, dużym rudzielcem, któremu grzywka opadała na czoło. Na plecach nosił coś, co wyglądało jak wielki metalowy koszyk. Natomiast Milkinson był jego przeciwieństwem. Co prawda też był wysoki, ale blady, chudy, krótko ostrzyżony i miał czarne włosy. Był też okularnikiem, o czym trudno było zapomnieć nie tylko patrząc na jego japę ale przez to, że ciągle złowieszczo poprawiał okulary.

„A więc to jest nasz więzień, o którym wspomniałeś w raporcie.” Milkinson podszedł do Rusto i zaczął jej się przyglądać. Jego spojrzenie było zimne jak lód, co chyba spodobało się dziewczynie, bo aż się zarumieniła. Czyżby w jej sercu zawitały uczucia nastoletniej dziewczyny? Czy to już ten okres?

„Zajebie Cię narrator!” Wykrzyczała prosto do mnie, nie okazując mi szacunku jak chyba już każda z postaci w tej części.

„Który z pułkowników was przysłał? Czyżby Bowman?” Dopytywał James. „Macie patrzeć mi na ręce?”

„Nie rób z siebie ofiary.” Tym razem Milkinson spojrzał na Jamesa. „Albo znikasz na kilka dni i wracasz w okropnym stanie, albo nagle dostajesz cynk o bazie wroga, albo przewidujesz, że na miasto zaatakuje armia złoli, a raportów jak nie było tak, nie ma. Inni pułkownicy zastanawiają się skąd masz takie informacje.”

„Widać, że za długo pracowałeś przed biurkiem. Może ty masz czas na takie pierdoły, ale ja mam ważniejsze rzeczy do roboty.” Stwierdził z uśmiechem James.

„Dobrze gada.” Klepnął okularnika rudy Turks. „Za dużo spędziłeś czasu w dowództwie. Ale jeśli chcesz awansować, musisz popracować trochę w terenie jak ja czy James.”

„Zamknij się Hamper, nikt Cię nie pytał o zdanie.” Odpowiedział nieuprzejmie chudy. „Możemy zaczynać czy jeszcze na coś czekamy? Nasi ludzie odkopali zagruzowane wejście i są już gotowi.”

„Ja również. Oluś, nie pozwól jej uciec.” James poprawił włosy i szalik po czym ruszył w stronę bazy wroga.

„Tak jest!” Powiedział i ruszył razem z resztą Turksów za pułkownikiem.

***

Tymczasem Magda rozpoczęła poszukiwania Kubasa na własną rękę. Zaczęła oczywiście od Warszawy i mieszkania głównego bohatera. Zadzwoniła domofonem i zapytała Włodka, czy może zaginiony nie wrócił już do domu. Włodziu pofatygował się na dół, by porozmawiać z dziewczyną.

„Niestety nie wrócił.” Powiedział Włodek, jednak nie wyglądał na zbyt przejętego.

„Pewnie nie wiesz, gdzie może być?” Zapytała strażniczka ołtarza.

„Nie mam pojęcia, niestety.”

„Nie wyglądasz na zbyt przejętego.” Powtórzyła słowa narratora.

„Byłem, ale jakieś dwa dni temu widziałem Kubasa w towarzystwie Gersa i jakiegoś typa tutaj pod domem. Pewnie nic mu nie jest, tylko zmienił kolegów. Gnój.”

„Widziałeś gdzie poszli?” Włodek pokazał palcem na gimnazjum niedaleko.

„Chyba w stronę szkoły, ale potem pomyślałem, że przecież Kubas ma tyle wspólnego z nauką, ile jak z dobrym wyglądem.”

„Mimo to, warto sprawdzić.” Magda ruszyła z nadzieją w stronę gimnazjum, a Włodek wrócił do domu opierniczyć banany z biedronki.

***

Kubas ledwo trzymał się na nogach. Gdy już myślał, że to koniec i miał stracić przytomność, to regeneracja emo przywracała mu trochę sił. Trening sprawił, że nie raz i nie dwa pomyślał o potężnych zaletach tej formy, ale tęsknił za mocą szału. Cały posiniaczony trzymał gardę a przed nim stali Hipis, zamieniona w emo lv.1 oraz Gers zamieniony w psa, a raczej wilkołaka. Reszta opierdalała kurczaka yakitori z grilla.

„Nieźle się trzymasz Kubas.” Pochwaliła go emo dziewczyna. „Sam widzisz ile mocy daje taka pieczęć.”

„Nie zmieniłem zdania. Moc Sourei Ishi potrafi być dużo większa niż ta forma.” Kubas wiernie pozostawał przy swoim. „Poza tym już mówiłem, że nie chce wyglądać jak emo.”

„Normalnie też wyglądasz chujowo.” Stwierdził prawdę Gers.

„Już wcześniej chciałam Cię zapytać, jak Emochimaru Cię dorwał?” Zastanawiała się głośno Hipis.

„Podczas walki. Przyparłem go do muru i chuj mnie ugryzł i zaraził tym syfem.” Wróciły naszemu bohaterowi złe wspomnienia. „A Ciebie jak dorwał?”

„To były chyba czasy kiedy dopiero testował tę pieczęć. Jak to emo, nienawidził hipisów, a my zaczęliśmy grać przed jego domem na trawniku. Wkurwił się i ugryzł mnie i moich towarzyszy, ale tylko ja przeżyłam.” Gers, który wcześniej nie słyszał tej historii, pomyślał, że akurat nie dziwił się typowi, któremu banda bezdomnych napierdalała o kwiatach na podwórku i też by chciał się ich pozbyć.

„I serio nigdy nie pomyślałaś, żeby się pozbyć pieczęci?”

„Na początku tak, ale kiedy weszłam w okres buntu, to uznałam, że nie mam nic przeciwko, żeby czasami wyglądać jak alternatywka. Poza tym dało mi to siłę. Gdy Profesor Smaluch zaproponował mi dołączenie do Drużyny 45, bardzo się ucieszyłam. Może jednak do nas dołączysz?”

„Wykluczone, mam swoich znajomych.” Kubas pomyślał ciepło o Włodku i reszcie kolegów, a raczej pomyślałby gdyby nie był smutnym emo.

„Znam jego znajomych i nie ma czego zazdrościć.” Skomentował Gers.

„Stałeś się bardzo wyszczekany odkąd znalazłeś kolegów.” Zripostował Kubas, po czym na jego plecach pojawiła się wielka rana cięta. „Aghhhh!” Kubas aż krzyknął i upadł na kolana. Okazało się, że to Samuraj ciachnęła go mieczem.

„Odsłoniłeś się debilu.” Przyjęła pozę do walki. „Twój trening jeszcze się nie skończył!” Zaatakowała ponownie.

***

Pułkownik James oraz Turksi pod jego komendą powoli przesuwali się do przodu. Na razie trasa była prosta, ponieważ kryjówka Diablicy składała się przede wszystkim z głównego korytarza i komnat po bokach (oświetlanych pochodniami). James bez problemu zapałał je pstryknięciem za pomocą swojej runy ognia.

„Jakoś tutaj za spokojnie.” Zauważył Hamper, który był typem od napierdalanki i szedł w pierwszym szeregu.

„To prawda.” Przyznał rację Milkinson. Powiedział ten od nie napierdalanki a pracy za biurkiem. „Jesteś pewien, że informację o tych potworach są ze sprawdzonego źródła pułkowniku?”

„To dopiero korytarz główny. Jeżeli będą jakieś potwory to w sali tronowej.” Wtrąciła się Rusto. „To właśnie tam, matka przesiadywała najwięcej.”

„Oho. Chyba się zbliżamy.” James podniósł rękę i wszyscy zatrzymali się w miejscu. Na końcu korytarza zobaczyli czarne, humanoidalne stwory z ostrymi pazurami i jednym okiem.

„Budzi wspomnienia.” Powiedział Oluś, który wcześniej miał często przyjemność widywania Cieniasów Diablicy.

„Ognia!” Wydał komendę pułkownik, po czym żołnierze ustawili się w szeregu i zaczęli ostrzał.

TRA TA TA TA TA

Dosłownie chwilę trwało ostrzelanie przeciwników. Wejście do głównej komnaty stanęło otworem.

„Naprzód!” James był w swoim żywiole.

Wszyscy wpełzli do sali w pełnej gotowości. Tak jak stwierdziła Rusto, to tutaj zebrały się resztki Cieniasów. Rozpoczęła się strzelanina jednak tym razem trwała dłużej. Zorganizowane działania i przeszkolenie żołnierzy pokazało, że Turksi mają klasę i doświadczenie w takich akcjach. Po pięciu minutach komnata była pusta (w sensie bez przeciwników)

A jednak tak tylko się wydawało.

Zza jednej z kolumn wyszły trzy wielkie wersje Cieniasów. Umięśnione i z większą ilością pazurów. Żołnierze nie czekali na rozkaz, tylko odpalili gnaty. Okazało się jednak, że na takich przeciwników zwykła amunicja to za mało.

„Wszyscy odwrót!” Zarządził pułkownik a Turksi wybiegli z komnaty. Zadowolony James stanął sam naprzeciwko trzech złych koksów. A raczej myślał, że sam, bo zostali z nim porucznicy Hamper i Milkinson. „A wy co? Nie rozumiecie podstawowych rozkazów?”

„Proszę się nie denerwować na nas pułkowniku. Nie chcieliśmy zostawiać wszystkiego na twojej głowie. Poza tym nas jest trzech i ich jest trzech więc starczy dla każdego.” Hamper zadowolony, że w końcu będzie mógł się wykazać, zdjął z pleców olbrzymi metalowy koszyk i trzymał go mocno oburącz. Milkinson najwidoczniej nie miał już nic do dodania i tylko poprawił okulary.

„Eh. Nie potrzebuje pomocy, ale rozumiem, że to wasza jedyna okazja wykazać się na stronach powieści, zanim czytelnicy o was zapomną. Niech wam będzie, pokażcie co potraficie.” James wzruszył ramionami, bo nie chciał awanturować się przed swoimi ludźmi, ale też był trochę ciekaw umiejętności tej dwójki. Nie miał okazji z nimi jeszcze współpracować.

Porucznik Hamper wyskoczył do góry dość wysoko i zamachnął się koszykiem. James widział już ten styl walki u swojego starego przełożonego — pułkownika Basketa Grande. Hamper był jego synem. Nie zdziwiło więc go to, że kosz połamał ręce potwora i rozpierdolił głowę za pierwszym razem. Widać porucznik odziedziczył siłę po ojcu. Jeśli chodzi o bladego okularnika, to w tym przypadku James nic o nim nie wiedział, ale słyszał plotki. Podobno używał magii nie z tego świata. W końcu miał okazję ją zobaczyć.

Milkinson stworzył w ręku coś, co wyglądało jak biały łuk, który napiął, a w międzyczasie utworzyła się biała strzała.

„Co to jest?” Zapytał pułkownik a Hamper, który już skończył swoją walkę, postanowił oświecić jego i czytelników.

„To jest mleczna magia.”

„Co kurwa?” Tego James się nie spodziewał.

„Łuk i strzała zrobiona jest z mleka. Nie mam pojęcia, jak to działa, więc mnie nie pytaj. Ale...”

Milkinson oddał strzał, wykrzykując niczym postacie z anime.

„Vanilla Arrow!”

Strzała przebiła głowę jednego z dużych Cieniasów, rozwalając go w ten sposób.

„...ważne, że działa.” Dokończył rudy.

„Aha.” James nie wiedział, co myśleć o tak poważnej osobie, która zaczęła strzelać z nabiału, ale przypomniał sobie, że sam ma przeciwnika do pokonania. Jakby od niechcenia zamachnął się wyprostowaną ręką w jego stronę, na której pojawił się ogień.

„Oho. Czyżby słynne Fire Knifes ognistego pułkownika?” Podjarał się Hamper. On i jego kolega z drużyny również byli ciekaw jak to wygląda na żywo.

„Tamta technika ewoluowała w coś dużo lepszego.” Mówiąc to, ogień zaczął formować coś, co wyglądało jak ostrze, ale było gładkie i niebieskie. Wyglądało jak niebieski płomień skoncentrowany w formie ostrza. „Teraz to Blue Blade.” Po tych słowach James wyprowadził cios w stronę potwora, mimo że nawet się do niego nie zbliżył. Jednak ostrze wydłużyło się w jednej chwili i przebiło głowę potwora. Rozpadł się jak reszta, a ognisty miecz wrócił do poprzedniego rozmiaru, po czym zniknął. James wiedział, że zrobił wrażenie na kolegach z pracy i pewnie niektórych czytelnikach, ale to nie była nawet część jego nowych mocy. Widocznie będzie musiał przetestować je innym razem. Mężczyźni postanowili nie komplementować się nawzajem, mimo że każdy w serduszku chciał usłyszeć pochwały. Stali więc kilka sekund w milczeniu, po czym w końcu pułkownik wydał rozkaz, by ponownie reszta wróciła i przyprowadziła Rusto.

„Rozpocznijcie przeszukiwanie tego miejsca.” Padł rozkaz i żołnierze rozeszli się po komnacie. „No dobrze. A teraz gadaj Rusto czy jak ci tam było. Gdzie jest ten tajemniczy przedmiot, o którym mówili lordowie?”

***

„Dobra mordeczki może jednak przerwa?” Prosił Kubas gdy Action-Man i Pha Bien kopali go gdy ten leżał.

„Wykorzystałeś już przerwę na kibel.” Odparł ten pierwszy.

„Co ty gadasz! Obsrałem gacie podczas tej walki!” Zaprotestował Kubas.

„No to mówię, że wykorzystałeś. Nie moja sprawa gdzie srasz.”

Gdy trening zamienił się w znęcanie nad Kubasem, członkowie drużyny, którzy byli akurat przy grillu z Smaluchem na czele rozkminiali dalsze scenariusze.

„Uważam, że powinniśmy zmienić nazwę drużyny, bo nikt nie rozumie jej znaczenia.” Stwierdziła Kowalski.

„Już się do niej przyzwyczaiłem, ale może masz racje.” Przemyślał profesor.

„Myślałem, że narratorowi chodziło o scenariusze związane z treningiem Kubasa.” Zwrócił im uwagę BoB, doglądając od czasu do czasu, jak jego towarzysz cierpi i tarza się po ziemi.

”A no tak. Zapomniałem.” Smaluch dokończył szaszłyka ale zanim coś powiedział, to zauważył, że miga lampka na konsolecie administratora w rogu pokoju. „Chyba mamy gościa.” Razem z Kowalskim i BoB`em podeszli bliżej i zobaczyli na ekranach z kamer, które nagrywały to co się dzieje w gimnazjum, nie tylko jak dzieciaki palą papierosy w kiblu, ale, że pewna dziewczyna krąży po korytarzach, jakby czegoś szukała.

„To przecież Magda.” Powiedział BoB.

„Magda? Ta ukochana Kubasa?” Dopytał Smaluch. BoB potwierdził, a profesorowi zapaliła się lampka, tym razem nad głową, a nie na konsolecie, ponieważ wpadł na pomysł. „Kowalski przyprowadź ją. Wiem co zrobimy.”

***

„Matka najcenniejsze rzeczy trzymała w sejfie.” Odpowiedziała uwięziona Rusto. Sejf jest w komnacie tronowej, dokładniej mówiąc za tronem. Trzeba przejść wgłąb kryjówki, przez korytarz z kolumnami, żeby do niego dotrzeć.”

„To nie ma co zwlekać.” Stwierdził pułkownik i cały oddział ruszył. James czuł się niekomfortowo w towarzystwie Rusto, ale nie dlatego, że była ich wrogiem tylko dlatego, że za bardzo z nimi współpracowała. Zastanawiał się, jaki deal ubiła z lordami, że jest potulna jak baranek. Jego rozmyślania przypadły na przemarsz przez wspomniany wcześniej korytarz z kolumnami. Był tutaj też wielki, popsuty telewizor, który wisiał na ścianie. James o tym nie wiedział, ale to właśnie w tym korytarzu odbyła się walka Kubasa i Diablicy Martwicy podczas Bitwy Warszawskiej. Gdy żołnierze przeszukali teren i stwierdzili, że telewizor nie nada się na odsprzedaż, ruszyli już do ostatniego pokoju. Była to właśnie komnata tronowa.

„Jest tron, trzeba poszukać sejfu.” Stwierdził Haber i obszedł dookoła odpicowany fotel. Szybko odnalazł sejf i postawił go na tronie. Nie trzeba było mieć specjalnej mocy, by wyczuwać bijące od niego zło.

„Cofnijcie się.” Rozkazał Milkinson i żołnierze postanowili opuścić pokój. Ponownie zostali jedynie James, Haber i Milkinson.

„Czekaj Oluś, zostaw tę dziewuchę na chwilę i idź otwórz sejf.” Wydał polecenie pułkownik James.

„Co? Czemu akurat ja?” Przeraził się chłopak.

„Spokojnie. Po prostu jakby to była pułapka, to ty zginiesz, a nie my, więc nie będzie dużej straty, nie przejmuj się.” Wytłumaczył spokojnie jego zwierzchnik.

„Tym właśnie się przejmuje.” Oluś wiedział, że nie ma się co kłócić poza tym jako Turks, musiał spełniać rozkazy. W momencie dołączenia do grupy podpisał regulamin z niekorzystnymi dla niego podpunktami. Chłopak powoli podszedł do sejfu i zobaczył, że jest na nim kłódka, na której trzeba ustawić 3 liczby, żeby się otworzyła.

„Jaki jest kod?” Zapytał Oluś.

„Tego nie wiem nawet ja. Jak jesteście tacy mądrzy, to proszę bardzo, powodzenia w otwieraniu.” Uśmiechnęła się Rusto, ale szybko ten uśmieszek zszedł jej z twarzy gdy odezwał się Milkinson.

„Skoro to sejf Diablicy to pewnie 666. Spróbuj młody.”

KLIK

Oluś otworzył kłódkę za pierwszym razem a Rusto zrobiło się głupio.

„Heh, udało się.” Były to ostatnie słowa dumnego z siebie Olusia, które wypowiedział, zanim stracił przytomność. A czemu ją stracił? Bo tylko jak kłódka została zdjęta, sejf się otworzył z taką siłą, że wyjebało go do tyłu i uderzył w ścianę. Stracił przytomność na miejscu z dalej zadowoloną miną na ryju.

W jednej chwili z sejfu wydobyła się czarna energia, która owiła pokój. James od razu rozpoznał to jako worywoku runy mroku. Energia przyjęła inną formę, bo rozprzestrzeniła się po całej komnacie. Przywarła do ścian, sufitu i podłogi, przez co oddzieliła bohaterów od reszty żołnierzy. Trójka mężczyzn przyjęła postawę bojową i czekała co stanie się dalej. Nie musieli długo czekać, bo przed tronem pojawiły się dwa nastolatki, które wyglądały, jakby wyznawały szatana. Innymi słowy, nastoletni metale. Jeden z irokezem i kolczykami a drugi z długimi, brudnymi włosami, które zakrywały mu twarz.

„A to, co za dzieciaki?” Zastanawiał się Haber. „Wyznawcy Diablicy?”

„Hehe.” Odezwał się ten z irokezem. „Nie wyznawcy a dzieci. Ja jestem Wrathomas, a to mój brat bliźniak Slothomek. Jesteśmy synami Diablicy Martwicy!”

„I zamknęła was w sejfie za złe zachowanie?” Podjął rozmowę Haber, ale gówniaki mu nie odpowiedziały.

„Znasz ich?” Zapytał pułkownik Rusto.

„To pewnie moje rodzeństwo. Nie widziałam ich nigdy na oczy, ale wiedziałam, że byłam najmłodszym, siódmym dzieckiem Diablicy. Mówiła, że reszta wyszła zjebana, więc paru z nich zamknęła w sejfie. Pewnie mieli bronić tego, co jest w środku.” Odpowiedziała Rusto, ale bez emocji, mając totalnie w dupie swoich starszych braci.

„Faktycznie wyglądają na zjebów.” Stwierdził Haber.

„Coś jest nie tak.” Powiedział pułkownik, obserwując nastolatków. „Najlepiej będzie to szybko skończyć. Fire Ball!” James stworzył kulę ognia i rzucił nią w bliźniaków. Zanim jednak doleciała, kulę pożarła ciemność, która wydobyła się z podłogi.

Atak zawiódł.

„Znają niezłe sztuczki.” Stwierdził Milkinson, po czym przywołał swój łuk z mleka.

„Nie, to nie oni.” Wstrzymał towarzysza od pochopnych działań James. „Ta czarna energia wokół to oddzielny byt.” James pokazywał, że z części na część jest coraz lepszy w wyczuwaniu worywoku.

„Doookkłaaaddniiieee.” Usłyszeli niski głos, który przedłużał wyrazy. Wydobywał się zewsząd.

„Kim jesteś? Pokaż się!” James przygotował kulę ognia w ręku na wszelki wypadek.

„Haha, nasz brat nie ma postaci. Jest wszystkim, co nas otacza, ciemną aurą, energią, cieniem. Wypełnił cały pokój.” Wytłumaczył Wrathomas a Slothomek ziewnął już po raz któryś.

„Jaaam, jeest Ooopttimuuss Prrriddee. Pieeerwszy ssynn naszzeej matki Diaaablicy ii najpoootężnieejszy! Tyyy ruuninee będziesz walczył zzeee mną!” W jednej chwili James został odseparowany od reszty za pomocą ściany cienia, która wyrosła z podłogi i połączyła się z sufitem.

„Przeciwnik bez fizycznej postaci? To może być kłopotliwe.” Gdy James upewnił się, że nikt go nie widzi, poluzował trochę szal, by łatwiej mu było oddychać, chociaż głęboko pod ziemią to pewnie gówno dało. Był jednak podekscytowany, bo pomyślał, że trafił na przeciwnika, na którym uda mu się przetestować efekty treningu. Ale przejdźmy za ścianę, by zobaczyć walkę między bliźniakami i niżej postawionymi oficerami.

„Nie dostaniecie skarbu naszej matki!” Brat z irokezem ruszył z miejsca i zbliżał się szybko do Milkinsona. Ten miał już przyszykowany łuk więc pozostało mu tylko strzelić z mlecznej strzały.

„Vanilla Arrow!” Gdy pocisk dosięgnął celu, Wrathomas rozbił go swoją prawą ręką. Dopiero teraz zauważyłem, że zarówno on jak i brat, zamiast dłoni mieli czarne pazury, tak jak ich siostra Rusto, chociaż może nie tak długie. Tipsy widocznie to dalej domena dziewcząt, chociaż zważywszy, w jakich czasach żyjemy, to chuj wie. Milkinson udawał niewzruszonego, ale trochę się przejął.

„To był przeszywający pocisk, nie mógł go ot, tak rozwalić.”

„Haha! To dzięki mojej Prawej Ręce Destrukcji! Im bardziej jestem wkurwiony, tym potężniejsza się staje!” Roześmiał się nastolatek i wydłużył pazury na ręce, o której mówił. Zamachnął się z góry na dół gdy już dostał się do porucznika i zaatakował. Milkinson zareagował w porę i odskoczył do tyłu. Pazury uderzyły w podłogę, rozwalając jej kawałek w drobny mak.

„Nie żartował z tą ręką.” Stwierdził okularnik i wypuścił jeszcze kilka mlecznych strzał. Wszystkie zostały zniszczone jak ta poprzednia. Rusto, która z boku oglądała tę walkę, również zdziwiła się, że pazury jej brata okazały się potężniejsze niż te jej. Wkurwiło ją to.

Walka wyglądała więc podobnie jak wyżej opisany pierwszy atak. Porucznik próbował przebić się przez obronę wroga a ten atakował z bliska. Milkinson jednak nie był słabeuszem i udawało mu się unikać ataków.

Natomiast zgoła inna sytuacja odbywała się obok, czyli w walce porucznika Habera i Slothomka. Haber od razu zaatakował dzieciaka wielkim metalowym koszem i przypierdolił mu tak, że go zgniótł. Długowłosy nastolatek leżał wbity w ziemie.

„Prościzna.” Założył kosz na ramie i zaczął oglądać walkę kolegi. Gdy zobaczył, że mu nie idzie, to chciał walnąć jakimś ośmieszającym go tekstem, ale zauważył, że kosz zaczął się rozlatywać na kawałeczki. Haber odruchowo odrzucił swoją broń, z której nic nie zostało. „Mój ulubiony kosz? Co tu się stało?”

„To Lewa Ręka Ciemności, moja technika.” Odpowiedział pokonany Slothomek. „Działa powoli, ale jest skuteczna, bo wyniszcza po cichutku. Gdybym dotknął swoją ręką ciebie, za jakiś czas zwijałbyś się z bólu. Masz szczęście, że dotknąłem tylko tego metalowego kloca.” Powiedział, po czym zemdlał albo zasnął, kto wie. Haber wkurzył się, że jego broń poszła w drzazgi, bo trudno jest znaleźć koszyk wielkości małego samochodu w dodatku z metalu. Dodatkowo nie miał jak teraz pomóc swojemu przyjacielowi, bo nie nosił innej broni.

„O co chodzi z tymi ich ręcoma?” zapytał Oluś, który odzyskał przytomność i podszedł pilnować Rusto. Nie sądził, że dziewczyna mu odpowie, a jednak zrobiła to.

„Żeby stworzyć istotę z mroku, moja matka musiała zużyć dużo swojego worywoku i zapieczętować je w czymś fizycznym. Każde z dzieci otrzymało kawałek jej ubrania. W przypadku bliźniaków musiała być to para rękawiczek.”

„To by wyjaśniało, czemu są bliźniakami i każde walczy inną ręką.”

„Ta wiedza wcale mi nie pomoże.” Stwierdził zirytowany i trochę przytłoczony walką Milkinson. „Gdybym miał więcej mleka przy sobie, skończyłbym tę walkę w jedną chwilę.” Ponownie uniknął ciosy Wrathomasa, ale ledwo, ledwo.

„Rany żałosne, nie mogę na to patrzeć. Ty, gnojku, rozwiąż mnie to zakończę te parodie walki.” Rozkazała Rusto Olusiowi.

„Ale miałem pilnować, żebyś nie uciekła, a nie ci pomagać.” Odpowiedział chłopak, trzymając się za ranę na brzuchu.

„Jak chcesz, ale to ty będziesz odpowiadał za śmierć przełożonego.”

„Ja pierdziele, nie sądziłem, że będę miał na łamach tej opowieści jakąś ważną decyzję do podjęcia, nie pisałem się na to.” Marudził Oluś, ale gdy zobaczył, że Milkinson traci siły, to postanowił uwolnić dziewczynę. Gdy tylko była wolna, uderzyła Olusia po mordzie i ruszyła do ataku.

Pytanie kogo zaatakowała?

***

Kubas ledwo się ruszał. Leżał na ziemi przytomny, ale był tak wyczerpany, że nie wiedział, czy tak naprawdę śni, czy nie. Jedynie kopniaki po nerkach, które sprzedawał mu Gers uświadamiały mu, że żyje.

„Kubas.”

Słyszał swoje imię.

„Kubas!”

Ponownie. Był to głos Magdy. Okularnik uświadomił sobie, że najprawdopodobniej słyszy to co chce usłyszeć przed śmiercią. Cieszył się, że przed wykitowaniem usłyszał głos swojej ukochanej. Poprawiło mu to humor, bo przez ostanie kilkanaście minut rozpaczał nad tym, że zdechnie jako emo.

„Kubas ratuj!”

Tym razem głos Magdy zamienił się w krzyk. Kubasowi się to nie spodobało i odwrócił głowę w stronę, z której wydobywał się dźwięk. Obraz był niewyraźny a każdy kopniak Gersa sprawiał, że jego duże okulary podskakiwały mu na nosie. Zmrużył oczy, by dojrzeć, co się dzieje. Nie spodziewał się ujrzeć tutaj Magdy, a jednak widział ją a co gorsza była ona uniesiona za szyję przez Levego. Ściskał jej gardło i dusił ją swoją wielgachną dłonią. Wyglądało to okropnie.

„Kubas pomocy!” Krzyczała, ale już ledwo. Levy trzymał ją swoją lewą ręką (czyli w sumie nie wiadomo, którą dokładnie). Serce Kubasa zabiło głośniej i nawet nie wiedział kiedy zerwał się z podłogi. Odruchowo przyjebał Gersowi tak, że ten wyrzygał boczek, który chwile temu pałaszował przy grillu, a przy okazji puściły mu zwieracze. Wybraniec dzięki sile woli, pomimo obrażeń ruszył, by ocalić ukochaną. Wszystko było takie rozmazane, ale wiedział, że musi dać radę. Kilka kroków dalej zatrzymali go Pha Bien i Action-Man. Oboje złapali go pod ręce i zablokowali jego ruchy. Kubas szarpał się i rzucał, ale mężczyźni byli silni a on poobijany. Gdyby miał swoją runę szału, teraz dałaby mu przewagę. A jednak mógł tylko patrzeć, jak brzydal o pulchnym ryju krzywdzi jego ukochaną. Chwilę później Magdzie opadły ręce i przestała się bronić. Być może stało się najgorsze. Gdy Kubas sobie to uświadomił, pękły wszelki hamulce.

Nastąpił wybuch negatywnej energii.

SRUUUU

Acition-Man oraz Pha Bien odlecieli do tyłu z rozerwanym w kilku miejscach ciałem. Ranny Gers również się przewrócił i wytarzał mordę w ziemi. Na miejscu Kubasa stał czarny potwór, czyli emo lv. 2. Jego całe ciało pokryte było czarną powłoką. Jedynie okulary przyjęły kształt białych, wielkich źrenic o zrozpaczonym kształcie. Wokół niego worywoku mieszało się z mroczną aurą.

„W końcu udało się.” Rzekł Smaluch. „Możesz już ją puścić Levy.”

Okazało się, że Levy tylko udawał, że robił krzywdę dziewczynie, a Magda zgodziła się odgrywać damę w potrzebie. Na początku nie podobał się jej plan profesora ani to jak traktują Kubasa od paru dni, ale szybko wytłumaczyli jej, że to jedyna droga, by pomóc mu odzyskać jego dawne moce. Zrozumiała, że Kubas zgodził się na ten ciężki trening, więc postanowiła mu w ten sposób pomóc. Teraz miała jedynie nadzieję, że uda się powstrzymać jego emoskie apogeum.

„Teraz przechodzimy do prawdziwej części treningu. Skupcie się, bo jeżeli nie potraktujecie go poważnie, zginiecie na miejscu.” Przestrzegł towarzyszy Smaluch. „Musimy go pokonać! Jeśli uda się go zajebać, pieczęć powinna zniknąć na zawsze!”

Kubas ruszył.

W jednej chwili znalazł się przy grillu, gdzie wszyscy się zebrali i gdzie Levy dusił Magdę. Oczywiście to on się stał pierwszym celem emosa. A jednak ktoś obronił go przed uderzeniem.

Był to BoB.

Zablokował on cios swoją ręką. Siła uderzenia wyjebała stół i grilla. Tyle zmarnowanego jedzenia. Gdy BoB trzymał Kubasa w zwarciu, Levy zamachnął się i zrobił swój atak specjalny, czyli Podwójny Lewy Sierpowy. Pizdnął go tam mocno, że Kubas odleciał na drugą stronę sali i wbił się w któryś z głazów.

„To może się udać.” Zauważyła Kowalski. „BoB i Levy razem mogą dać mu radę, ale my jesteśmy bezsilni.”

„To prawda. Nie sądziłem, że będzie aż tak potężny. Mbobek, zabierz Actiona, Pha Biena oraz Gersa w bezpieczne miejsce. Kowalski chroń Magdę. BoB, Levy i ty Hipis postarajcie się go dopierdolić. W was cała nadzieja.”

Levy i BoB rzucili się na Kubasa. Hipis również tylko najpierw sama przemieniła się w emo lv.2. Cała trójka uderzyła na potwora, ale ten był tak szybki, że ominął wszystkie ciosy i rzucił się w stronę Magdy. Kowalski wyciągnęła granat i rzuciła w przeciwnika, ale nic mu to nie zrobiło.

„Cholera nie zdążymy!” Krzyknął BoB a Kowalski szykowała się na śmierć. Odruchowo zasłoniła twarz, ale atak Kubasa jej nie dosięgnął, bo osłonił ją pokemon Snorlax, którego Smaluch przyzwał w ostatnim momencie. HP pokemona od razu spadło do 0 i stracił przytomność po tym uderzeniu, ale emos odbił się od sprężystego brzucha i poleciał z powrotem w stronę silniejszych przeciwników. Tym razem BoB wykorzystał tę sytuację i uderzył go w taki sposób, że przygniótł go do ziemi. Levy i Hipis chcieli przywalić Kubasowi gdy ten leżał, ale ten był szybszy i zwlókł się na nogi. Uderzył BoBa w tors, że aż się wszystko zatrzęsło, a do góry poleciał pył z głazów. Czerwony wojownik poczuł to, ale nie cofnął się nawet o krok. Była to zasługa jego skóry, czyli Skamienirdzy, która absorbowała 50% obrażeń. Gdy Kubas nie położył go jednym strzałem, ryknął niczym potwór i zasypał go równie potężnymi jak ten poprzedni ciosami. Wyglądało to jakby maltretował BoB`a a jednak ten nie dawał za wygraną i przyjmował uderzenia. Jego ubranie zostało rozwalone a ciało rozszarpane. Dalej jednak dzielnie się bronił. Levy i Hipis postanowili ratować sojusznika ale usłyszeli głos Smalucha.

„Nie! Zostawcie ich! Jesli BoB chce skorzystać na tym treningu, to też musi dotrzeć do swoich limitów!”

„On go zabije!” Zwróciła uwagę przerażona Magda.

„Poczekajcie jeszcze tylko przez chwilę!” Stanowczo krzyknął profesor, a jego ludzie posłuchali go i nie mieszali się do walki, chociaż lepiej byłoby to określić jako jednostronne napierdzielanie.

Kilka sekund później, pojawiła się krew BoB`a. Rozprysła na ziemi i zmieszała się z pyłem. W końcu BoB cofnął się o krok pod naporem ataków.

„Teraz!” Krzyknął Smaluch a Levy i Hipis tylko na to czekali. Oboje użyli najpotężniejszych ataków. Ten pierwszy ponownie Podwójnego Lewego Sierpowego (zadaje podwójne obrażenia) a druga po prostu włożyła w kopniaka całą swoją energię. Uderzenia padły z dwóch różnych stron gdy Kubas był jeszcze zajęty okładaniem BoB`a. Nie zrobił więc uniku, a potężne ciosy wykrzywiły go w nieludzki kształt. Levy złapał od razu Kubasa za ramiona i wykonał na nim uścisk niedźwiedzia. Miażdżył go swoimi potężnymi rękami i ramionami. W tym czasie Smaluch podbiegł do rannego BoB`a.

„Żyjesz?”

„Tak, jakoś.” Odpowiedział gdy mógł w końcu złapać oddech.

„Świetnie! Kubas nie może się wydostać z uścisku Levego, wygrana jest już nasza!” Ucieszyła się Hipis.

„Nie sądziłem, że Levy jest aż tak potężny.” Stwierdził BoB gdy patrzył jak czarny emos wije się i drze japę byle tylko oswobodzić się z uścisku.

„To dlatego, że gdy był młody to zjadł sztuczny święty owoc.” Wytłumaczył profesor.

„Taki GMO?” Dopytał BoB.

„Nie. Może o tym nie wiesz, ale na tym świecie istniały dwa boskie owoce: banan i pomarańcza. Zjedzenie ich dawało potęgę i moc. To właśnie dzięki takiemu owocowi bohater Super Banan miał potężną moc.”

„Aha, coś o tym wiem.” Stwierdził BoB, który walczył z wersją zombie Super Banana w poprzedniej części. „Ale mówiłeś coś o sztucznym owocu.”

„Tak. Pewien profesor chcący odtworzyć potęgę boskich owoców stworzył własny owoc a dokładniej świętą gruszkę. Jednak jej działanie okazało się wadliwe. Fakt, zwiększyło potęgę Levego, ale zobacz jak nienaturalnie urosły mu dłonie i twarz. Nie da się tego cofnąć. Levy został uwięziony w formie zwanej Super Grucha.”

„Czy ta nic nieznacząca historia tej postaci miała coś wnieść do fabuły?” zapytał BoB.

„Nie, ale chciałem powiedzieć, że nawet pomimo takiej potęgi, Kubas w końcu się wydostanie. Żeby go pokonać, trzeba go rozjebać. I to jest twoje zadanie BoB. Masz teraz chwilę, więc zbierz cała swoją siłę na jeden atak. Gdy Kubas się wydostanie, będziesz miał jedną szansę.”

„Robi się.” BoB, mimo że obolały to podniósł się i zacisnął pięść. Przed oczami pojawił mu się jego zdradziecki brat, członek organizacji Wrzask, którego przysiągł zabić, by pomścić swojego brata. Wiedział, że jak nie da rady Kubasowi, to nie pokona i jego.

W międzyczasie Levy poluzował ręce i Kubas wydostał się z uścisku. Od razu sprzedał kopa w brzuch, po którym nawet Super Grucha skulił się jak małe dziecko i opadł na ziemię. Emo lv.2 odwrócił się i atakował na oślep. Trafiłby Smalucha gdyby ciosu nie zablokowała Hipis. Dwa emosy zaczęły ze sobą walczyć i, mimo że to dziewczyna miała przewagę w technice i opanowaniu to niezmierzona potęga i berserk Kubasa triumfował. Padła w końcu gdy jego cios dosięgnął jej twarzy. Poczuła, jaka różnica w mocy jest między nimi.

Jednak ta chwila dała BoB`owi tego czego potrzebował.

„Likwidejszyn!”

JEB!!!!

Cios trafił prosto w głowę emosa. Był tak potężny, że oderwał go od ziemi i wysłał w głazy w głąb sali. Przebił ich kilka (jak w Dragon Ballu) i dopiero zatrzymał się wbity głęboko w ścianę. Na każdym z głazów oraz na ścianie wyryły się znaki zapytania, czyli charakterystyczny znak po technice BoB`a. Gdy opadł gruz, zrobiło się cicho.

„Udało się?” Zapytała Magda, robiąc krok do przodu, by lepiej widzieć, co wyjdzie z dziury w ścianie.

„Ałć.” Ręka BoB`a, którą uderzał opadła bez siły. Była rozerwana i cała we krwi. „Chyba przesadziłem tym uderzeniem. Zraniłem nawet sam siebie. Kurde nie wiedziałem, że to nawet możliwe heh.” Spojrzał na swoją rękę, a potem na dziurę, w której zobaczył wyczołgującego się, ledwo żywego Kubasa w swojej zwykłej, niefajnej formie. Zdrowszą ręką dał kciuka do góry, a Kubas ledwo ale zrobił to samo. Oboje padli na ryj, tracąc przytomność, ale z uśmiechami na mordzie.

A przynajmniej Kubas bo z BoB`em to akurat chuj wie.

***

Porucznik Milkinson ledwo dawał radę unikać i w końcu podwinęła mu się noga. Naraził się na atak Wrathomasa i jego Prawej Ręki Zniszczenia. A jednak pazury nie dosięgnęły celu.

„Co jest?” Zapytali zarówno Milkinson jak i Wrathomas.

Okazało się, że ten drugi został przebity pazurami od tyłu. Tak go załatwiła własna siostra, czyli Rusto.

„Zdrajczyni.” Wrathomas obrócił głowę, ledwo żyjąc, by na nią spojrzeć.

„Skoro matka zamknęła was w pudełku, to znaczy, że byliście dla niej gówno warci.

Wrathomas powoli tracił swoją formę, ponieważ zamienił się w mroczną energię. Nie rozwiała się jednak w powietrzu, a owinęła się wokół pazurów dziewczyny, które po czasie ją wchłonęły.

„Coś ty zrobiła?” Milkinson odzyskał zimną krew i poprawił okulary. Rusto nie wiedziała, co się stało, ale patrzyła na swoją rękę czy tam pazury.

„Wygląda na to, że wchłonęłam jego moc. W końcu zostaliśmy stworzeni z jednej energii. Co za korzystny dla mnie obrót spraw.” Uśmiechnęła się dziewczyna, po czym zamachnęła się ręką w stronę Habera. Wydłużyła pazury w jego kierunku jednak nie zaatakowały porucznika a przebiły leżącego nieopodal niego Slothomka. Bezlitośnie dobiła drugiego bliźniaka po to by i jego energie wchłonąć i dokładnie stało się tak, jak sobie to obmyśliła. „Dziękuje za prezent matko.” Powiedziała pod nosem alternatywka, ciesząc się z nowej mocy. Oluś podszedł do poruczników i zadał pytanie.

„Co z pułkownikiem?”

Wszyscy spojrzeli w stronę cienistej ściany, która odgradzała ich od przełożonego.

***

„Fire Ball!”

Kula ognia przebyła kawałek komnaty, by zostać pożarta przez ciemność. Optimus Pride, najstarszy syn Diablicy nie miał fizycznej postaci, a przynajmniej nie takiej jak reszta jego rodzeństwa. Jego matka stworzyła go z samej energii (bez kawałka garderoby), przez co przyjmował on formę cienia bądź czarnej aury. Otoczyła Jamesa z każdej ze stron.

„Niiiiicccc miii nieee możżesz zrobićććć. Hhaaahaaa”

„Wygląda na to, że moi koledzy obok już skończyli. W takim razie i czas na mnie.” Powiedział pewny siebie James, chociaż jedyne co zrobił, to rzucił kilkoma kulami ognia, które chuja dały.

„Taaak.. Czaaas na ciebieee, żebyś wyyyjebał z teego świaataa!” Nagle cała ciemność wokół poruszyła się i stworzyła mnóstwo cienistych kolców. W jedną chwilę dosłownie wszystkie wydłużyły się, by zrobić z Jamesa szaszłyk. Zanim jednak dosięgnęły celu, pułkownik pstryknął i całe pole walki zapłonęło ogniem. Blask płomieni sprawił, że cień rozwiał się, a co za tym idzie cieniste kolce również. Płomienie tańczyły na ścianach i suficie sprawiając, że cień pozostał jedynie na ziemi. James jednym ruchem ręki zwiększał objętość płomieni, by cień znalazł się już tylko w centrum pomieszczenia. „Ożżż tyyyy śmieeeciu.”

„Skoro wchłonąłeś już tyle moich kul ognia i moje worywoku wymieszało się z twoim, to pozostaje mi już tylko jedno. Pożegnać się z tobą.” James zacisnął pięść.

BUM

W jednej chwili resztka cienia została wysadzona od środka a skrawki, które pozostały nie uciekły przed wszędobylskim ogniem. Gdy pułkownik był pewien, że pokonał Optimusa Pride`a, zgasił swoje płomienie i odsłonił przejście do reszty pokoju. Spojrzał na towarzyszy, którzy już na niego czekali. Zamiast jednak pochwalić ich za to, że pokonali swoich przeciwników, to zwrócił się bezpośrednio do Olusia.

„Gnojku kto ci pozwolił ją uwolnić.” Poprawił szal, by zasłonić twarz. Zanim jednak Oluś zaczął się tłumaczyć, pułkownik podszedł do sejfu i zajrzał do środka. Wszyscy czekali na jakiś komentarz albo, żeby pokazał im, co znalazł, ale James milczał. Pozostali Turski podeszli do niego z ciekawości.

„Co znalazłeś?” Pierwszy zapytałem Haber, chociaż każdego kusiło.

„Sejf jest pusty.” Stwierdził z irytacją James. „Co za strata czasu. Już ja sobie pogadam z tymi lordami.”

„Niemożliwe, serio?” Nawet Rusto była zawiedziona i podeszła bliżej. Faktycznie sejf był pusty.

„Może ma drugie dno albo coś w tym stylu.” Porucznik Milkinson dał pomysł i rozkazał, skinięciem głowy Olusiowi by wymacał porządnie sejf. Biedak miał już dość przygód, ale praca to praca więc wykonał polecenie. Gdy wszyscy tracili nadzieję, Oluś włożył ręce do sejfu, pogmerał chwilę i zastygł przerażony.

„Co jest?” Zapytał pułkownik.

„Odjebało mi ręce!” Krzyknął Oluś, którego dłonie zniknęły. Nie poczuł bólu, ale szok sprawił, że go sparaliżowało. Wszyscy zbiegli się z powrotem do sejfu i zajrzeli do środka. Faktycznie Olusiowi brakowało dłoni. Tajemniczo zniknęły, ale po krwi nie było ani śladu. „Boże jak ja teraz będę sobie walił, to znaczy grał na fortepianie?!” Olusiowi popłynęły łzy „Boże w jedną chwilę stałem się kaleką, to okropne! Dalej czuje, jakbym mógł nimi ruszać!”

„Kaleką nie jesteś, ale debilem na pewno.” Powiedziała Rusto, która sięgnęła do sejfu i szarpnęła za coś ręką. Podrzuciła nie wiadomo co w powietrze i nagle Oluś zniknął całkowicie. Zanim ktokolwiek zapytał, czemu wyjebała ich podopiecznego do innego wymiaru, zdążyła wyjaśnić, co się stało.

„To Peleryna Niewidka. Moja matka użyła skrawka tej peleryny, by mnie stworzyć. Sprawia, że gdy się nią okrywasz to znikasz.”

Nagle Oluś zdjął z siebie kawałek materiału i faktycznie została mu lewitująca głowa. Reszta była niewidoczna pod magicznym kocem.

„Zajebiste.” Stwierdził Oluś gdy już ogarnął, z czym ma do czynienia.

=================================================

Przeklęte dziecko

=================================================

„No kurwa w końcu.” Powiedział Lord Tom`Ash gdy stanęła przed nim Magda. Wyjaśniła, gdzie był i co robił Kubas. Gdy Drużynie 45 udało się pozbyć pieczęci emo okularnika, to od razu wyrzucili go przed drzwi, nie udzielając mu nawet pierwszej pomocy. Magda poprosiła Wróżkę o przeniesienie jej i ledwo żywego Kubasa do pałacu lordów. W tej chwili na korytarzu Anielica Żywica i Papież Cracvs doprowadzali go do ładu za pomocą zaklęć leczniczych, ponieważ Pudrowe Fasolki Wszystkich Smaków Barneya Buta (czyli sensu) zdolne uleczyć każdą ranę utknęły gdzieś na granicy z dojebanym cłem i lordom nie chciało się płacić za takie ździerstwo.

Prawie w tej samej chwili do pałacu powróciła druga grupa w składzie pułkownika James`a, Olusia i Rusto.

„Zadanie wykonane.” Powiedział dumny z siebie James, rzucając pelerynę przed lordów. Miał dobry humor, ponieważ jego nowe moce działały jak trzeba, wykonał powierzone mu zadanie, a także dał z kopa nieprzytomnemu Kubasowi gdy szedł korytarzem. Niefortunnie jednak peleryna ułożyła się niewidzialną stroną na wierzchu, więc wyglądało to, jakby pułkownik zamachnął się ręką, nie wiadomo, po jaki chuj. Lordowie jednak dobrze wiedzieli, po co wysłali Turksów do kryjówki Diablicy. Peleryna została przez nich schowana. Chociaż w sumie trudno powiedzieć, może leży tam, gdzie ją pierdolnął James, w końcu jej nie widać. Nie wiem, po co w ogóle ją chować skoro jest niewidzialna.

„Pomogłam tym jełopom. Lepiej, żebyście dotrzymali swojej obietnicy.” Powiedziała Rusto ewidentnie w stronę lordów.

„Zluzuj majtki, jak tylko Kubas odzyska przytomność, dotrzymamy słowa.” Odpowiedział Lord P.Ter. Pułkownik dalej zastanawiał się, jaki mają układ, ale ciekawiła go też inna rzecz, więc postanowił zapytać.

„Jak chcecie wykorzystać ten zaczarowany koc do walki z Wrzaskiem?”

„Właściwie to chcieliśmy go po to, żeby ukryć raz na zawsze mordę Kubasa.” Odpowiedział któryś z nich.

„W sumie gratuluje pomysłu, podoba mi się.” Przyznał James.

„Może zakryjmy twoją skoro i tak nosisz szalik na japie.” Do komnaty wparował Kubas. Chciałbym powiedzieć, że wyglądał jak nowo narodzony, ale nie mogę. Co prawda rany znikły, ale podarte, zakrwawione i całe w fekaliach ubranie przypominały, przez co jeszcze chwile temu przechodził nasz bohater.

A jednak tryskał humorem i energią.

„Wróciłem mordeczki. To wszystko dzięki tobie Magduś.” Kubas zrobił maślane oczka do swej ukochanej, ale lordowie przerwali flirt.

„Widzimy, że z twarzy nie, ale rozumiemy, że masz lepszy humor, bo chociaż z szyi pozbyłeś się tego gówna?” Kubasa nawet nie zabolała przykra uwaga, tylko zadowolony pochylił się i pokazał kark. Pieczęć Emo zniknęła. „Świetnie. W takim razie w końcu możemy przejść do planu stawienia czoła organizacji Wrzask.” Na to wszyscy czekali więc Anielica, Cracvs, Kupizzz, a nawet profesor Duczman weszli z powrotem do komnaty. Ten ostatni zdążył zapytać Kubasa gdy ten leżał w korytarzu co z BoB`em i okazało się, że postanowił zostać jeszcze jakiś czas na treningu u Drużyny 45.

„Świetnie. Czas pomścić mistrza. Jestem zdeterminowany, a po pozbyciu się tej pieczęci mam świetny humor i nawet nie chce mi się pytać, dlaczego ta szmata Rusto jest tutaj z nami.”

„Zdychaj szmato.” Rusto zamachnęła się pazurami, ale złapał ją za rękę James. To wystarczyło, by zażegnać krótki konflikt.

„Żeby przejść do rzeczy, potrzebujemy obecności Russela Crowa. Przywołasz go?” Zapytali lordowie Kubasa. Ten napluł sobie na rękę i przyłożył ją do ziemi.

„Wzywam ptaka!”

PUF

Zadymiło się i pojawił się humanoidalny kruk.

„Kubas, jak się czujesz? Już ci lepiej?” Zamartwiał się Russel. Pamiętał, że Kubas był zżyty ze swoim mistrzem, więc nie zdziwiła go jego wcześniejsza reakcja o jego śmierci.

„Tak. Miałem słabszy okres, ale teraz jest już lepiej. Uhonoruje tego dziada gdy poślę do piachu tego całego Painta.” Russel spojrzał na obecnych dwóch lordów i ci kiwnęli głową. Pozwolili mu mówić.

„Kubas musisz coś wiedzieć. Chodzi o prawdziwą tożsamość Painta.”

„Co? Jest świadkiem jehowy?”

„Nie. A przynajmniej nic o tym nie wiem. Paint to pierwszy uczeń Ździraji.”

„Co!?” Mina Kubasa zrzedła i nie starał się ukryć zdziwienia. „To ile ten dziad miał uczniów? A ten z Zakonu Feniksa co mi go pokazywał na zdjęciu?”

„To ten sam.”

„Czyli zdradził zakon i stał się członkiem Wrzasku? O co tu chodzi?” Kubas zrozumiał, że cała ta historia nie będzie taka łatwa, więc postanowił się uspokoić. Nienawidził Painta za to, że odebrał mu mistrza, ale tak jak wcześniej oglądając zdjęcie zakonu tak i teraz odczuł ciekawość co do jego osoby. Jaki był poprzedni uczeń Ździraji i czy również byli ze sobą tak zżyci? I czemu zdradził? Inni przyglądali się temu, jakby oglądali odcinek Trudnych Spraw. „Opowiesz mi o nim mistrzu Russelu?”

„Tak.”

***

„Było sobie pewne dziecko. Dziecko, które zabijało każdego, kogo dotknie.” Zaczął Russel, a Kubas skomentował.

„Czyli takie przeklęte dziecko.”

„Zgadza się.” Kontynuował ptak. „Nie wiemy, kim byli jego rodzice, ale zginęli gdy śmiertelna moc objawiła się w chłopcu gdy miał kilka lat.”

„Ta moc to była runa śmierci prawda?” Zgadywał Kubas. Wiedział o tym, że Paint ma tę runę, ponieważ zdradził mu to inny członek Wrzasku w poprzedniej części — Alba.

„Tak. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej sądzę, że otrzymał moc runa przez przypadek. Pewnie uderzył się o kamyk z runą gdy bawił się w ogrodzie albo robił babki z piasku. Wiele osób próbowało zająć się dzieckiem, jednak każdy kończył tak samo — martwy. W końcu nikt go nie chciał i trafił do sierocińca w Bułgarii zwanego Durmstrang. Okazało się, że był zagrożeniem dla innych dzieci i nauczycieli więc tamtejszy dyrektor wysłał go do naszego półwymiaru, czyli Ptasiej Góry.”

„Czemu akurat tam? Handlowaliście dziećmi?” Dopytał Kupizzz.

„Nie no co ty. W tamtych czasach było u nas cienko z kasą i mieliśmy taką usługę, że podrzucaliśmy bocianami dzieciaki do małżeństw, które nie mogły mieć dzieci.”

„Czyli w sumie handlowaliście dziećmi.” Podsumował James.

„Dobra to nie jest teraz ważne.” Szybko urwał temat ptasi mistrz. „Chodzi o to, że ile razy staraliśmy się wysłać gdzieś tego dzieciaka, to ciągle wracał przez to, że robił gdzieś masakrę. W końcu ogarneliśmy, że nikt normalny go nie weźmie, więc kręcił się tu i tam na Ptasiej Górze a my go dokarmialiśmy jak dzikiego psa. Baliśmy się jego mocy i uznaliśmy, że trzeba go podrzucić Wężowej Grocie, by pozbył się tamtych skurwieli, których nie lubimy (czyli węży). Siłą rzeczy opowiedziałem na jednym z treningów Ździraji o tym chłopcu. Od razu skumał, że przeklęta moc dziecka to może być runa. Odnalazł go i gdy się upewnił, oznajmił, że dzieciak ma runę śmierci i że będzie go uczył jak opanować jej moc. Ździraja wtedy sam jeszcze był runinem i miał moc szału, czyli twoją Kubas. Dość szybko potrafił mu wyjaśnić jak opanować worywoku.”

„Nie pomyślał, że dziecko z taką mocą to niebezpieczny pomysł?” zapytał James.

„Ostrzegałem go, ale był zapatrzony w swego ucznia.”

„A co, chciał mu się dobrać do dupy?” Tym razem zapytał Kupizzz

„Nie. Chodziło o przepowiednie, którą dostał od wyroczni.” Zdradził Russel i spojrzał na Kubasa, który się zasmucił, ale powiedział.

„Tak właśnie sądziłem.”

„Jak brzmiała?” Zapytał Oluś. Odpowiedział mu ptak nie Kubas.

„Że będzie miał ucznia, który odmieni losy świata.”

Nastała cisza, nikt nie skomentował tych słów, więc po chwili Russel kontynuował historię antagonisty tej serii.

„Trening szedł gładko. Dzieciak dorastał, opanował swoją moc i stawał się coraz bardziej potężny i zżyty z Ździrają, zresztą z nami ptakami również. Już wcześniej razem z Ździrają postanowiliśmy, że nadamy mu jakieś imię, żeby poczuł przynależność i zapomniał o tym, że nikt go wcześniej nie chciał. Zwaliśmy go Niechcianosławem.”

„Nie no kurwa świetna robota.” Skomentował James, załamując się na te słowa.

„Chwila. Niechcianosław? Już gdzieś widziałem to imię.” Kubas zamyślił się na chwilę, co było dziwne, bo na myśliciela nie wyglądał. „Było na tym zwoju, kontrakcie z Ptasią Górą. Ździraja opowiadał mi historię Ptasiej Góry i poprzednich przywoływaczy ptaków, ale oczywiście nie słuchałem. Imię Niechcianosław zapamiętałem, bo było pojebane.”

„A, mówisz o Zwoju Krogulca.” Russel wyjął zwój i rozłożył go na podłodze. Były tam różne imiona w tym Ździrai, Kubasa czy właśnie Krogulca, czyli pierwszego maga, który podpisał pakt z ptakami w zamierzchłych czasach. Był tam nawet Alfred Hitchkook, który to zrobił, by nakręcić film „ptaki. Wszyscy nachylili się i wypatrzyli w końcu imię „Niechcianosław”.

„A więc i jemu mistrz przekazał tę technikę.” Kubas przypomniał sobie moment, w którym Ździraja uczył go przyzywać ptaki i aż się wzruszył.

„Kontynuując.” Odkaszlnął ptak (na tyle ile ptaki potrafią kasłać) i schował zwój. „Ździraja zrobił ze swojego ucznia obrońcę dobra, razem zwalczali zło i gdy tylko dowiedzieli się, gdzie znajduje się siedziba Wrzasku, to razem z przyjaciółmi, których Ździraja poznał w poprawczaku, czyli Emochimaru i Tsunami założyli Zakon Feniksa. Wyruszyli do Las Nachos. Resztę historii zakonu znasz.

„Ździraja mówił, że jego uczeń tam zginął.” Odrzekł Kubas. „Nie sądzę, żeby kłamał. Pewnie nie wiedział, że przeszedł na stronę wroga.”

„Ale czemu to zrobił, skoro był obrońcą dobra?” Zapytał młody papież Cracvs.

„Dano mu wybór. Potężne moce i możliwość stworzenia Runy Elementarnej albo śmierć.” Russel powiedział te słowa i każdy w sercu odpowiedział sobie, co by zrobił na jego miejscu. Ja również. Oczywiście zdradziłbym wszystkich, żeby tylko uratować dupę a po minach zebranych w sali lordów domyśliłem się, że nie tylko ja tak pomyślałem. „Niechciajek zawsze chciał być tym za kogo brał go Ździraja, czyli kimś, kto zmieni losy świata. Przestało go wtedy obchodzić czy zmieni je na lepsze, czy gorsze.”

„Znowu te pieprzone przepowiednie.” Kubas lekko się zdenerwował.

„Dobra, ale jak ta cała historia ma nam pomóc pokonać tego Niech... Painta?” Trochę zniecierpliwił się James.

„Pewnie nijak.” Wtrącił się Lord Tom`Ash. „Ale jak zamknijcie ryje, to dowiecie się, co odkryłem w Zamku Las Nachos. To odpowiedzi na to skąd Paint ma nowe, lodowe moce oraz na to czy to on będzie naszym największym zmartwieniem.” Po tych słowach lord zdobył zainteresowanie dosłownie wszystkich w komnacie.

***

„Kiedy wy dostawaliście wpierdol w poprzedniej części, to ja (gdy ratowałem dupę Nigo), odkryłem tajną komnatę w zamku wroga. Znalazłem tam posąg czegoś, czego się nie spodziewałem.”

„To znaczy?” James naprawdę miał już dość tego wprowadzenia, zresztą nie tylko on.

„Posąg Grimace`a.”

Zapadła złowieszcza cisza.

„Kogo kurwa?” Przerwał ją Kupizzz. Spojrzał po innych, ale każdy odwracał głowę, bo nie potrafił udzielić mu odpowiedzi. Dopiero młody papież Cracvs wyjaśnił, o kogo chodzi.

„Grimace to jeden z pięciu mrocznych lordów zwany Lodowym Lordem Ciemności.” Jeżeli chodzi o sprawy religii czy historii świata to nic dziwnego, że papież miał je w małym palcu. Lordowie milczeli więc Cracvs uznał, że może wytłumaczyć dokładniej kim była postać przedstawiona na posągu. „Tak jak nasz miłosierny Bóg Colonel przekazał swoją moc ludziom tworząc Trzech Wielkich Lordów tak zły Bóg Ronald McDonald przekazał swoją moc pięciu istotom gdy zdychał. Tak powstało pięciu Mrocznych Lordów a Grimace jest jednym z nich. Wszyscy zostali w jakiś sposób pokonani dawno, dawno temu przez lordów i ówczesnych obrońców dobra.”

„To znaczy, że ten posąg stał tam przez przypadek?” Zapytał Duczman.

„Nie.” Odpowiedział Kubas. „Ten futrzak Dalay też coś pierdolił o jakimś Grimejscie, ale nie widziałem o chuj mu chodziło. Myślałem, że otruł się pedigree czy co on tam wpierdalał i mu się rzuciło na mózg."

„Kubas ma (o dziwo) rację.” Pałeczkę przejął lord Tom`Ash, który chciał przekazać wyniki swojego śledztwa. „Widzicie tak jak my jesteśmy praktycznie nieśmiertelni tak samo mroczni lordowie. Poszperałem trochę w kronikach oraz w Dark Webie i znalazłem trochę informacji o wymiarze Las Nachos. To nie przypadek, że właśnie tam organizacja Wrzask zorganizowała swoją siedzibę. Las Nachos był przeklętym wymiarem, w którym zapieczętowano pradawne zło. Ród rodziny Doritosów miał stać na straży by to zło się nie przebudziło.”

„Chcesz powiedzieć, że tym złem był mroczny lord Grimace? Czy to ma sens?” Zastanawiał się papież, ale swoje trzy grosze dorzucił Russel Crow.

„Jak najbardziej! Paint używał czarnego lodu, który nazywał Grim Ice! To były jego moce! Ale jak to możliwe?”

„Mam pewną teorię, która łączy wszystkie puzzle w jeden obraz. Wrzask, Grimace`a, Painta, Krzykaczy oraz Runę Elementarną.” Lord Tom`Ash był dzisiaj w doskonałej formie, więc mówił dalej. „Wydaje mi się, że Paint ma w sobie cząstkę duszy Grimace`a i dlatego używa jego mocy. Pytanie, czy został opętany, czy przyjął ją dobrowolnie, ale w sumie to dla nas nieważne. Ważne jest to dlaczego zależało im na Runie Elementarnej.”

„Przypominam, że ta Runa potrafi łączyć wymiary, czyli scalać ze sobą światy.” Wtrącił się na chwilę lord P.Ter, ale drugi lord kontynuował.

„Myślę, że Grimace chce połączyć Las Nachos z innym światem, by uwolnić się ze swojego więzienia. Teraz jest tam zapieczętowany. Innymi słowy, Mroczny Lord powróci, a to znaczy, że nie tylko nasz, ale i inne światy i wymiary mają kłopoty.” Wszyscy dopiero teraz wyczuli powagę sytuacji, bo nawet lordowie byli przejęci.

„No kiepsko byłoby walczyć z mrocznym bogiem.” Podrapał się po głowie przejęty Kubas.

„To dlatego Wrzask korzysta z pomocy Krzykaczy? I to dlatego wykorzystywali Smutnego Klauna jako wcielenie Ronalda McDonalda? Wszystko po to by Grimace powrócił?”

„Prawdopodobnie tak.” Stwierdził Lord Tom`Ash.

„Ale zastanawia mnie jedno.” Wtrącił się Cracvs. „Skoro celem Wrzasku jest ożywienie Grimace`a to dlaczego dopiero teraz, a nie za czasów gdy Diablica była ich liderką?” Wszyscy spojrzeli na Rusto.

„A skąd ja mam kurwa wiedzieć? Powstałam dużo później, a zresztą nie zwierzała mi się ze wszystkiego.

„Myślę.” W końcu odezwała się zamyślona Anielica Żywica. „Że to dlatego, że miała w sobie już zapieczętowanego Boga Zła Schab Ra Nigdy. Pewnie potrafiła się oprzeć temu całemu Grimace`owi.”

„To dlatego Dalay Lama ją zdradził.” Poukładała sobie Rusto wszystko w głowie. „Bo nie chciała stać się jego marionetką.”

„Nie ma co się tak przejmować.” James wyszedł na środek komnaty. „Skoro Paint oraz ten jego bożek ma lodową moc to mam zwycięstwo w kieszeni.” Pokrzepił siebie i innych pułkownik, ale Russel Crow spojrzał na niego z politowaniem.

„Jego mroczny lód to nie zwykła zamarźnięta woda. Nie mogliśmy go przebić normalnymi sposobami. Założę się, że twój ogień też nie zadziała.”

„Nie znasz kurczaku mojej mocy.” Temperament pułkownika się odezwał. Już chciał coś dodatkowo odpysknąć, ale kruk był szybszy.

„Ale...” Spojrzał na Kubasa. „Nie wiem, jak poradzimy sobie z tym całym bogiem, ale Ździraja odkrył jak pokonać Painta. Słaby punkt jego techniki, który pozwoli pokonać jego potężną lodową obronę. Coś, co jest możliwe dla ciebie Kubas.”

„Wykrztuś to z siebie.” Pospieszał wybraniec.

„Musisz zginąć, żeby on był podatny na zranienie. Wtedy reszta zrobi robotę.”

„Co kurwa?” Załamał się okularnik

„To poświęcenie, na które jesteśmy gotowi Kubas.” Poklepał go po ramieniu James.

„Żartowałem, spokojnie.” Uspokoił go Russel

„Szkoda.” Dodał pułkownik

„No to jaki to sposób?” Ponownie zapytał Kubas.

„Żeby przebić się przez jego demoniczny lód, trzeba użyć energii spiralnej.”

„Co to znaczy?” Zaciekawił się James, ale słuchała cała grupa. O dziwo to Kubas odpowiedział pułkownikowi.

„To sposób, w jaki kierujesz swoje worywoku. Jak nazwa wskazuje, musisz ją zmusić, by tworzyła spirale, a następnie utrzymać w ryzach.”

„Wydaje się proste.” Skomentował runin ognia, który wystawił rękę. Pojawiła się na nim mała spirala z ognia. Przeszła elegancko między palcami, po czym zgasła.

„Tak się tylko wydaje. Uczyłem się tego prawie cały rok podczas treningu na Ptasiej Górze.” Tym razem to Kubas wyciągnął dłoń i w jedną chwilę stworzył błękitną kulę z energii. Na pierwszy rzut oka nie było tego widać, ale gdy się przyjrzało, to można było dostrzec, że sfera cały czas się obraca. Gdy James zobaczył tę technikę, zrozumiał, co Kubas miał na myśli. W środku kuli było mnóstwo energii. Wiedział, że żeby osiągnąć taki poziom musiałby poświęcić mnóstwo pracy. Każde z nich ćwiczyło na swój sposób. „Worywoku to energia, która szuka ujścia w ten czy inny sposób. Ale wprawienie jej w wir pozwala na kumulowanie jej w miejscu i wzmacnianie jej potęgi. To właśnie energia spiralna. Moja technika Russelgun działa na tej zasadzie.” Kubas spojrzał na swą dłoń. Poczuł, jak dobrze w końcu jest odzyskać swoje moce i mimo tego, że z jakiegoś powodu był przybity, to ten fakt sprawił, że uśmiech zagościł na jego krzywej mordzie.

„Ale czemu akurat ta technika pozwoli go pokonać?” Zapytał Kupizzz.

„Ździraja zauważył to podczas walki z Paintem. Jego pancerz z lodu tworzył się błyskawicznie, ale na podobnej zasadzie.”

„To ma sens.” Powiedział Lord P.Ter. „Grimace to Lodowy Lord Ciemności, był znany z tworzenia shakeów a je również tworzy się takim spiralnym sposobem jak się nalewa do kubka.”

„Dokładnie tak. Jeżeli Kubas uderzy go spiralną techniką, to odwróci proces i lód się rozkruszy.”

„A więc zemsta jest mi pisana.” Kubas wyłączył Russelguna i zacisnął pięść. „Zostawcie Painta mi, ale co zrobimy z tym całym bogiem?”

„I tutaj właśnie odpowiedzią jest artefakt, który zdobyłeś pułkowniku.” Wyjaśnił Lord Tom`Ash.

„Jak ta szmata ma pokonać boga?” Nie dawał wiary przywódca Turksów.

„Jaka szmata?” Zapytał Kubas, ale Oluś po cichu mu opowiedział ich przygodę w kryjówce Diablicy Martwicy i o tym jak znaleźli Pelerynę Niewidkę. „Poważnie? Myślałem, że tylko ja mam przygody w tej powieści.”

„Chciałbyś okularniku. Dla twojej wiadomości załatwiłem nawet najpotężniejszego dzieciaka Diablicy.” Popisywał się pułkownik jak to miał w zwyczaju.

„Chuj mnie to obchodzi.” Kubas nie wiedział, ale podczas swojego trzyletniego treningu on również zajebał syna Diablicy, który kiedyś ich zaatakował (niejakiego Tony`ego Gluta) „Ale też nie wiem, jak Peleryna ma nam pomóc.”

„Już tłumaczę.” Rzekł Lord. „Peleryna Niewidka to dopiero pierwszy artefakt z trzech potrzebnych. Potrzebujemy bowiem wszystkich trzech Śmiertelnych Relikwii.”

=================================================

Diabelskie konfrontacje

=================================================

Podczas gdy Kubas i reszta rozmawiali o dalszych planach dotyczących bezpieczeństwa ziemi i innych takich głupotach, Rumun dotarł do pewnego budynku, który stał na odludziu, ale nie wiadomo, w jakim państwie, bo autorowi nie chciało się wymyślać. Budynek ten przypominał bar z neonami przy wejściu, ale taki trochę bogatszy, wiecie, ekstrawagancki. Nad drzwiami migała nazwa „Hell Lombard”. Czego tu szukał sługus lordów?

Może szczęścia, chuj wie.

Rumun otworzył drzwi. Zdziwiło go trochę, że nie były zamknięte, oraz że nie było tutaj żadnych ochroniarzy. Z drugiej strony był na totalnym wypizdowie to może niepotrzebnie na to zwracał uwagę. Chłopak wszedł, trzymając się kurczowo swojej wiernej szczotki do zamiatania. Bał się, ale kiedy lordowie odprawiali go do tej misji, to wyrazili się jasno:

„Wykonaj zadanie albo hieny będą gwałcić twoje zwłoki.”

Także nie było miejsca na dyskusje i złożenie wypowiedzenia.

Ruszył ciemnym korytarzem przed siebie. Minął drzwi do łazienki i na końcu korytarza ujrzał światło. Podszedł tam i otworzył uchylone już trochę drzwi. Myślał, że zobaczy ladę, bar i babeczki tańczące na rurze (trochę na to liczył), ale okazało się, że trafił do dość eleganckiej prowadzonej w starym stylu biblioteki lub magazynu. Za wielkim drewnianym biurkiem siedział pewien mężczyzna o czerwonej skórze, ostrych zębach, krótkich włosach zaczesanych do tyłu oraz małych, okrągłych okularach. Wyglądał jak diabeł, tylko że taki bardziej diabeł-akwizytor, a nie diabeł-lord piekła.

„W czym Ci mogę służyć?” Zapytał, ale nawet nie spojrzał na rudzielca, tylko przeglądał dokumenty.

„Zazwyczaj to ja służę.” Przyznał Rumun. Dopiero po tych słowach diabeł zainteresował się gościem.

„A to ty. Czego chcą lordowie od uczciwego przedsiębiorcy.”

„Czekaj, skąd wiesz o lordach?” Zdziwił się Rumun. Ich istnienie było tajemnicą dla większości świata, a wiedzieli o nich tylko wybrani.

„Proszę cię. Gdybyś miał kolekcję takich artefaktów jak ja, jak np. ta oto kula Palant, która pozwala zajrzeć, do dowolnego miejsca na ziemi to wiedziałbyś o tym, kto sobie rano podciera dupę. Nie to, że jakoś specjalnie mnie to interesuje, to był przykład, nie chodzi o to, że specjalnie podglądam ludzi w kiblu czy coś no rozumiesz?”

„Nie i nie moja sprawa co cię jara. Może to i lepiej, że wiesz kto mnie przysyła to pójdzie szybciej.”

„Ty jesteś Kupizzz.”

„Rumun.”

„Dobra tam, jeden chuj. Ja jestem Griidi i jak widzisz, skupuje i kolekcjonuje artefakty. Skoro lordowie cię tu wysłali, to muszą coś ode mnie chcieć. Jestem otwarty na wymianę lub barter i przyznam, że bardzo interesuje mnie to co lordowie mają do zaoferowania takiemu koneserowi jak ja. Czego więc pragniesz?”

„Hmm.. a masz może jakiś artefakt, który może zabić lordów i zniknąć po tym bez przypału?”

„Raczej nie.”

„No trudno.” Zasmucił się Rumun. „Podobno masz w swojej kolekcji jedną ze Śmiertelnych Relikwii, czyli Czarną Różdżkę.”

***

„Co!?” Przejął się pułkownik James i zrobił gniewną minę. „Peleryna to Śmiertelna Relikwia? Tak jak Czarna Różdżka?” James okazał się bardzo czuły na ten temat. Miał już styczność z jedną z relikwii, właśnie tej, o której wspomniał, a było to wiele lat temu w Wietnamie. Za jej pomocą zniszczono Hanoi w jedną chwilę i bardzo wielu nie tylko cywilów, ale i Turksów zginęło. „Chcecie użyć Różdżki prawda? To zły pomysł!” Zaprotestował od razu.

„Tak. Jej moc powinna pokonać nawet mrocznego lorda.” Zgodził się lord P.Ter. „Żeby skutecznie z niej skorzystać, potrzebujemy wszystkich trzech artefaktów.”

„Nie podoba mi się to.” James obrócił się z zamiarem wyjścia z pałacu, ale zatrzymał go profesor Duczman.

„A nie lepiej, żeby taka potężna broń była w rękach dobra? W tym wypadku u lordów?”

James spojrzał na lordów i pomyślał, że moje jest w tym trochę racji, ale i tak dodał. „Najlepiej byłoby ją zniszczyć. Wiecie gdzie ona jest?” Lordowie skinęli głową na „tak”. „W takim razie i tę relikwię zdobędę. Wolę to zrobić sam, żeby nie wpadła w niepowołane ręce.”

„Wolnego, jak już to ja powinienem to zrobić, bo w tej części i tak byłem zbyt bezużyteczny.” Odpalił się Kubas.

„Żadne z was nie pójdzie.” Upomnieli ich lordowie, od razu zażegnując kłótnie. „Już kogoś wysłaliśmy.”

„Niby kogo?” Zapytali oboje.

„Rumuna.” Rzekł Lord Tom`Ash.

„No to po nas” Odpowiedzieli oboje. Lord Tom`Ash mówił dalej.

„Pułkowniku, wypełniłeś swoje zadanie, dziękujemy. A co do ciebie Kubas, to pójdziesz po relikwie, ale inną. Kamień Nieśmiertelności. Pamiętaj, że potrzebujemy wszystkich trzech.”

„Świetnie. Gdzie go znajdę.”

„To nie takie łatwe Kubas. Kamienia nie ma w tej chwili w naszym świecie. Poza tym ma go ktoś, kto niechętnie go odda.”

„To mu obije ryj czy coś.” Kubas chciałby w końcu komuś przyjebać, bo ostatnio to jego ciągle oklepywali.

„Stop!” Krzyknęła w końcu Rusto, której pękła żyłka. „W dupie mam wasze plany ratowania świata i w dupie mam co się z wami stanie. Obiecaliście mi, że jeśli wam pomogę, to pozwolicie mi spotkać się z moją matką!” Wykrzyczała zdenerwowana.

A więc to taki deal ubiła z lordami.

„Właśnie do tego zmierzamy.” Uciszył ją lord samym podniesieniem ręki. „Kamień Nieśmiertelności posiada właśnie ona, czyli Diablica Martwica.”

„Co!?” Krzyknęli nie tylko Kubas i Rusto, ale i reszta obecnych w sali. Ten pierwszy dodał.

„Czyli miała go cały czas? Nie mówicie, że to dzięki niemu była nieśmiertelna!”

„Zgadza się.” Potwierdzili jego starzy pracodawcy.

„No ja pierdole a ja myślałem, że to jej jakieś czary-mary.” Załamał się Kubas.

„Czy Diablica nie jest przypadkiem zapieczętowana w Trójkącie Bermudzkim? Czy da się tam dostać?” Zastanawiała się na głos Anielica Żywica nad losem swojej ździrowatej siostry. Rusto nasłuchiwała odpowiedzi lordów.

„Nie da się.”

„No kurwa! Oszukaliście mnie?” Rusto wydłużyła swoje pazury.

„Nie da się normalnymi sposobami. Trójkąt Bermudzki to potężny artefakt, który zamyka wszystko w innym wymiarze. Da się go otworzyć tylko w jeden sposób.”

„Jaki!?” Odzyskała nadzieję mroczna dziewczyna.

„Za pomocą Keyblade`a (Kluczostrza)” W końcu zdradzili sposób.

„Ahaaaaa.” Kubas doznał olśnienia. „To po to kazaliście mi go zdobyć.”

„Mówiłeś, że go zdobyłeś Kubas. Mam nadzieję, że nas nie robiłeś w chuja.” Dopytał Lord P.Ter.

„Zdobyłem, zdobyłem, ale przyznam, że już o nim zapomniałem, zresztą czytelnicy pewnie też.” Kubas wystawił rękę i w jednej chwili w jego dłoni pojawił się miecz, a raczej długi i duży klucz wielkości miecza z żółtą rękojeścią. Wszyscy z zaciekawieniem patrzyli na nową broń głównego bohatera. „Czyli jeśli dobrze rozumiem. Dzięki niemu otworze Trójkąt i wypuszczę tę szmatę? Muszę ją znowu pokonać i zabrać jej kamień?”

„Nie zamierzamy jej wypuszczać. To ciebie wrzucimy do niej, na wypadek jakbyś zdechł. Wtedy nie ucieknie.”

„Hej! Miałam się z nią spotkać!” Dalej domagała się Rusto.

„Możesz iść z Kubasem. Nie obiecywaliśmy ci, że ją uwolnimy.”

„Do dupy z takim układem.” Rusto pomyślała jednak, że we dwie na pewno zajebią okularnika i zemsta się dokona. Potem zabiorą mu jego klucz i uciekną razem. „Niech będzie.”

„Odzyskałem swoje moce i jestem o wiele silniejszy niż 3 lata temu. To będzie łatwizna.” Kubas nie krył ekscytacji. Nie sądził, że będzie mógł ponownie zawalczyć i przyjebać swojemu arcywrogowi, szczególnie że nie był specjalnie zadowolony z przebiegu ich ostatecznej walki 3 lata temu. Wiele razy myślał o tym, że mogło mu pójść lepiej.

„Sczeźniesz w piekle.” Powiedziała pod nosem Rusto.

„Mówiłaś coś?” Zapytał Kubas.

„Nie”

„Skoro nic tu po mnie, to spadam. Nie chce mi się was oglądać.” James zarzucił szal na bark, po czym udał się do wyjścia. Na odchodne usłyszał od lordów.

„Bądź gotowy pułkowniku, bo nie znamy dnia ani godziny, w której Wrzask zaatakuje. Ten moment nadejdzie gdy opanują moc Runy Elementarnej. Co prawda mogą wtedy połączyć Las Nachos z dowolnym wymiarem, ale nie oszukujmy się... to jasne jak słońce, że padnie na nasz świat.”

„Myślicie, że Paint będzie się kierował swoimi emocjami i przeszłością?” Zadał pytanie Russel Crow

„Nie, ale autor pewnie nie ma innego pomysłu na kolejną część, więc zakładam, że skończy się na napierdalance na ziemi.” Przyznał Lord Tom`Ash

„Nie musicie mi tego mówić, zawsze jestem gotów.” James machnął ręką na odchodne, po czym z pomocą Wróżki Wali Gruszki został odesłany na ziemię.

***

„Nie powinienem być w szoku” Poprawił okulary Griidi. „To najpotężniejszy artefakt w mojej kolekcji. Nawet jestem trochę zdziwiony, że chcą go dopiero teraz.”

Rumun rozejrzał się, bo gablotach i regałach trochę z ciekawości a trochę z nudów.

„Dobra to jak masz tę różdżkę to dawaj.” Rumun chciał jak najszybciej mieć z głowy ten quest.

„Hola, hola kolego. Nie sądzisz, chyba że oddam jedną z najpotężniejszych zabawek na świecie za darmo? Lordowie na pewno wymyślili i powierzyli ci jakiś plan albo układ.” Diabeł zacierał rączki gdy tylko pomyślał o nowym interesie.

„No w sumie to masz rację. Jeśli chodzi o wymianę to dali mi ten oto magiczny kamień.” Rumun wyjął z kieszeni zwykły kamyk, który podniósł, zanim wszedł do budynku. „Od zawsze był w posiadaniu lordów, a jego moc nie została do końca zbadana. Lordowie stwierdzili, że nie tylko może uzupełnić twoją kolekcję, ale może to właśnie ty odkryjesz jego właściwości. Jesteś największym specjalistą w tej kwestii.”

„Czy to kamyk z mojego podwórka?”

„...”

„...”

„...nie.” Odpowiedział Rumun, ale zjebał test na perswazję, bo Griidi nie uwierzył w jego słowa.

„Typie wiesz, że poznaje, że to kamień ze żwiru, który sam zamawiałem i rozsypywałem przed sklepem?”

„Dobra chuj, prawda jest taka, że jak zawsze lordowie powiedzieli, że sam mam sobie radzić więc zrobimy to po mojemu. Ty mi dasz Czarną Różdżkę, a ja ci nie obije ryja, co ty na to?”

„Ehh, gdybym dostawał dolca za każdego rabusia, który mnie tutaj odwiedza...” Załamał się sklepikarz, ale nie wyglądał na przerażonego. „Naprawdę myślisz, że taka cenna kolekcja zostawiona jest bez opieki?”

„Nie widziałem ochroniarzy przy wejściu.” Rumun zamachnął się szczotą, pokazując, że nie żartował z tym obijaniem ryja. Natomiast Griidi podniósł swój kubek i zajrzał do środka.

„Skończyła mi się herbatka. Akurat zrobię nową gdy tobą będą wycierać podłogę.” Griidi podniósł się i ruszył w stronę drzwi, do najprawdopodobniej kuchni albo pokoju socjalnego z czajnikiem. Rumun już chciał pójść za nim ale zrozumiał, że do wielkiego pokoju weszły kolejne 4 osoby.

Rozpoznał każdą z nich.

„To wy?” Rumun cofnął się dwa kroki i teraz zrozumiał, czemu właściciel tego miejsca nie bał się pogróżek i ewentualnej napaści. Okazało się, że na ochroniarzy wynajął Gogoshi - grupę najemników, z którymi nasi bohaterowie walczyli podczas Bitwy Warszawskiej 3 lata temu.

„Znowu się spotykamy.” Powiedział jeden z nich, wysoki, szczupły o łysej głowie. Miał na imię Lucas i przewodził paczce najemników. Za nim stali mały, owłosiony grubasek - Gruubool oraz truciciel w zielonej masce przeciwgazowej - Miazman.

A jednak to czwartej postaci nie spodziewał się Rumun. Normalnie na jego miejscu byłby wielki siłacz zwany Koksem, a jednak do pokoju wraz z resztą wszedł niejaki Totemiarz, czyli czarnuch, którego Kubas i paczka poznali już jakiś czas temu. W poprzedniej części razem ze Smutnym Klaunem spierdolili z Las Nachos a jeszcze wcześniej, z Azkabanu.

„A ty co tutaj robisz?” Aż zapytał z ciekawości rudy.

„Szukałem pracy i dołączyłem do tych panów. Akurat zwolniło im się miejsce, bo Koks dostał urlop tacierzyński i zajmuje się jakimś szczylem. Zostałem jego uczniem, sam zobacz, jak przypakowałem, szczególnie moja trzecia ręka.” Totemiarz napiął muskuły na wszystkich rękach, nawet tej trzeciej, która wystawała mu z pleców.”

„Dobra nowy, nie popisuj się.” Zgasił go Lucas. „Pan Griidi wezwał nas tajnym przyciskiem pod biurkiem, ponieważ ktoś tutaj chce mu zaszkodzić.”

„A to skurczybyk, myślałem, że przyszliście w porę tak akurat, żeby było cool.” Skomentował Rumun.

„Zasada jest prosta. Dostajemy kasę za dawanie nauczki, takim jak ty.” Kontynuował Lucas. Reszta grupy raczej się nie odzywała, nawet Totemiarz, którego uciszyli przed chwilą. Chudy łysol zrobił krok do przodu i wyjął swoją broń, którą było paopei - Pióroszabla czyli wielki miecz, który wyglądał jak białe pióro. „Mam nadzieję, że jesteś gotowy na wpierdol.”

„No to pięknie.” Załamał się Rumun tym, co przyniesie mu niedaleka przyszłość.

***

„Jesteś gotowy Kubas?” Zapytali lordowie

„Tak. Lecimy z tym koksem.” Kubas podwinął rękawy swojej zielonej, kratkowanej koszuli, która zespawniła się nie wiadomo skąd.

„Kupizzz, przynieś Trójkąt Bermudzki.” Rozkazał lord P.Ter. Wafel lordów nie odszedł daleko, bo do jednego z rogów komnaty. Była tam pufa. Otworzył ją i wyjął ze środka potężny artefakt. Gdy zobaczyła to Rusto to wkurwiła się, bo nie raz zakradała się do tej sali, w swojej niewidzialnej formie szukając Trójkąta, ale nigdy nie pomyślała, że lordowie trzymają coś tak ważnego w pieprzonej pufie.

„Dlaczego nie użyjemy Trójkątu, by zapieczętować Painta i innych z Wrzasku tak jak Diablice?” Zapytał Kupizz gdy podchodził z powrotem do reszty.

„Nie słuchałeś? Runa Elementarna rządzi wymiarami. Jej moc pozwoliłaby wydostać się z niego i to bez problemów.” Wyjaśnił mu Profesor Duczman a lordowie zgodzili się z nim poprzez kiwnięcie głowy.

„Zaczynaj.” Rozkazał Lord P.Ter. „Czas nie gra na naszą korzyść.”

„Spróbujmy.” Kubas wycelował wielki klucz w stronę Złotego Trójkąta, który cały czas był w rękach Kupizzza. „Gdzie to się wkłada?” Po tych słowach z Kluczostrza wystrzelił biały promień, który przeszył artefakt jak i Kupizzza. Okazało się, że nie tylko odblokował Trójkąt a także zwieracze sługusa więc od razu zesrał się w spodnie. Gdy biedak zaczął klnąć, lordowie przywołali go do porządku i rozkazali.

„Ogarnij się i wyceluj w Kubasa. Trójkąt jest aktywny, odpalaj go.” Kupizzz aktywował artefakt gdy czekoladowy klops ześlizgiwał mu się po nodze. Przed Kubasa wskoczyła jednak Rusto.

„Ja pierwsza!” W jednej chwili Trójkąt wessał dziewczynę w taki sam sposób jak jej matkę 3 lata temu.

„Kubas zaczekaj chwilę.” Złapała wybrańca za ramię Anielica. „Chciałabym ci coś wytłumaczyć, zanim pójdziesz.”

„Pospieszcie się, bo trudno kontrolować ten Trójkąt, nie mówiąc już o kolejnym klocu.” Narzekał Kupizzz.

„O co chodzi?” Spojrzał na nią Kubas.

„Paint był faktycznie pierwszym uczniem Ździraji i miał co do niego wielkie nadzieje. Ale stracił go. Natomiast później spotkał ciebie. Opowiadał mi, że nie przepadasz za ideą tego, że coś kieruje naszym życiem, ale naprawdę wiele razy mówił mi, że tak naprawdę to ty jesteś uczniem z jego przepowiedni. Wiem kiedy kłamał, a kiedy nie więc uwierz mi, że naprawdę tak sądził. Wiedział, że będziesz tym, którymi zmieni losy świata i przecież nie raz okazało się, że miał rację.”

Kubas przeanalizował te słowa i uśmiechnął się. Zrozumiał, że to właśnie przez to był trochę przybity, ale takie słowa otuchy trafiły w czuły punkt.

„Dzięki, właśnie to potrzebowałem usłyszeć.”

„Odpalam mordo!” Zadecydował Kupizzz, któremu gówno wyleciało przez nogawkę.

„Zaraz wracam!” Kubas również został pochłonięty do małego Trójkąta.

***

Gdy Kubas i Rusto odzyskali świadomość, zauważyli, że są w wymiarze, w którym niebo jest ciemnoczerwone a ziemia to płaska powierzchnia, która ciągnęła się aż po horyzont. Na niebie od czasu do czasu znajdowały się zamrożone w czasie samoloty oraz wielkie statki. Całe to miejsce było bardzo mroczne. Kubas wiedział, że to zasługa ostatniego bywalca.

„Proszę, proszę, proszę. Zastanawiałam się, kto mnie w końcu odwiedzi, ale nie obstawiałam swojego największego wroga.”

Kubas odwrócił się i zobaczył ją.

Diablice Martwicę.

Miała mord w oczach i złowieszczy uśmiech na twarzy.

Czy Kubas ponownie pokona Diablicę Martwicę? Czy Wrzask zaatakuje świat naszych bohaterów? Czy Rumun wykaraska się z opresji? Czy dojdzie do konfrontacji dwóch uczniów: Kubasa i Painta? Z kim będą walczyć członkowie Wrzasku? Czy mroczny lord Grimace powstanie? I co ze Śmiertelnymi Relikwiami?

To wszystko w ostatniej części tej serii, czyli: Kubas Adventure Shippuuden 4 i Śmiertelne Relikwie.

O panie..

..to ty na mnie spojrzaaaaałeś.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania