Kukułcza dusza - Rozdział I

„Wstań”, dźwięczał w głowie cichy, delikatny głos. „Już pora, panienko”, dało się usłyszeć kobiecy ton. „Już pora…”

Pustka. Dziewczynka nic nie pamiętała. Jedynie te słowa, te niewyraźne wspomnienie pozbawione twarzy, przedmiotów, kolorów wciąż wypełniało jej umysł. Niewiele minęło i ono też zniknęło. Głowa ją bolała, położyła dłoń na czole, przy okazji zahaczając o szpiczaste, długie uszy. Nic. Ni zimna, ni ciepła. Oddychała jednak, czuła że serce powoli bije, wyraźnie zaspane po długim letargu.

Otworzyła oczy i ujrzała kamienny sufit naznaczony wieloma dziurami, z których wpadało miękkie, białe światło. Pokój, w którym się znajdowała był pogrążony w półmroku. Cienie skrywały stare, spróchniałe meble, pajęczyny, ledwie słyszalny szelest liści, które przez lata wpadały do środka oraz sporadyczne piśnięcia mysz lub podobnych stworzeń. Leżała na wygodnym łóżku przykrytym kurzem, pyłem i piaskiem. Spojrzała na swoje ręce i bladą, prawdopodobnie białą sukienkę – podobnie jak całe pomieszczenie przykryte były kurzem, lecz gdy tylko wstała szybko opadł i zniknął bez śladu, zupełnie jakby istniał tylko pozornie.

Przeszła parę kroków, odnalazła zniszczone biurko, pozbawione dwóch nóg krzesło leżące na podłodze i wypłowiałe, ledwie trzymające się zawiasów drzwi. Ledwie je pchnęła i upadły z hukiem, wzbijając wielką, szarą chmurę. Dziewczynka instynktownie zasłoniła usta i nos, lecz pył był niegroźny – minęła chwila i zniknął. Ujrzała ciemny, wyłożony kamieniem korytarz. Jej bose stopy zostawiały ślady w kilkucentymetrowej warstwie kurzu, a prawa dłoń, którą dotykała ściany, orientując się w mroku szybko pokryła się brudem. Doszła do kolejnych drzwi, lecz te były dużo solidniejsze. Otworzyły się z przeszywającym ciszę skrzypnięciem, ukazując kolejne pomieszczenie, bliźniaczo podobne do poprzedniego.

Układ mebli się zgadzał, więc podeszła do biurka w nadziei, że być może znajdzie tam coś, co pomoże zorientować się w sytuacji. Otworzyła szeroką, ciągnącą się pod blatem szufladę. Wypełniały ją liczne pergaminy i księgi. Próbowała coś przeczytać, lecz nie była w stanie zidentyfikować pisma. W kącie pokoju, zaraz przy rozpadającym się łóżku, zobaczyła kolejne drzwi.

Przeszła przez nie i znalazła się w niewielkim holu, z którego wychodziły skąpane w świetle schody. Ostrożnie się po nich wspięła, powoli przyzwyczajając oczy do oślepiającego blasku. Znalazła się na powierzchni. Otaczały ją wysokie, marmurowe ściany wyraźnie nadgryzione przez czas, lecz nad nią nie rozciągał się sufit, a bezkresny błękit – piękne, bezchmurne niebo. Przeszła przez otwór po drzwiach, stąpając po popękanej, poprzetykanej kępami trawy podłodze.

Wokół stało wiele samotnych, białych ścian, pojedyncze łuki i dwie, wznoszące się ku niebu wieże umieszczone po przeciwnych końcach ruin. Kiedyś, jak się domyślała, musiała to być piękna, ogromna budowla albo kompleks budowli. Przechodziła od ściany do ściany, od jednych pozostałości pomieszczeń do kolejnych, aż w końcu trafiła na wielki, pokryty trawą i pojedynczymi drzewami plac, który mógł być kiedyś dziedzińcem. Tam, idealnie na środku, wznosiła się kilkumetrowa figura kobiety o szpiczastych, podobnych do dziewczynki uszach i rękach wzniesionych ku górze, z których zostały tylko kikuty. Dziewczynka zbliżyła się, przechodząc obok rozrzuconych wokół fragmentów marmuru. Twarz rzeźby, cudownie nienaruszona przez czas, emanowała tajemniczym, sięgającym duszy pięknem. To uczucie wydało się dziewczynce znajome, lecz nie potrafiła zrozumieć czym jest ani skąd się wzięło. Szybko wybudziła się z transu, zauważając, że naprzeciw pomnika, paręnaście metrów dalej wyjście, za którym dostrzegła las i łąkę. Poszła tam i znalazła na zewnątrz ruin. Dalej rozciągała się tylko natura – dzika, nienaruszona, nieprzystępna.

Oparła się o ścianę i spojrzała w głąb lasu. Poczuła pragnienie, dotknęła zapadniętego brzucha, zdając sobie sprawę, że chętnie by coś zjadła. Zamknęła oczy, próbowała sobie cokolwiek przypomnieć. Nazwy, miejsca, rodzinę – nic, zupełna nicość. Nie mogła nawet znaleźć własnego imienia. Do jej głowy napływało wiele słów, lecz ich źródło było znacznie głębiej – nie w pamięci, a w ciele, w duszy. Opisywały one to, co widziała – kamienie, marmur, las, niebo, trawę… Dla próby spojrzała na dłonie – skóra, kobieta, palce, elf. Nic z tego nie brzmiało dla niej jak imię. Nie mogła jednak rozpaczać. Musiała przeżyć. Jej umysł był zamglony, lecz ciało wiedziało, co robić. Dała się ponieść instynktowi. Weszła do lasu, wędrowała wśród drzew, idąc w stronę ledwie słyszalnego szumu. Mech pieścił jej stopy, a słońce – zawieszone wysoko, ledwie przebijające się przez rozłożyste korony drzew, dawało energię.

Dotarła nad leniwie płynący, osłonięty drzewami strumień. Był płytki i chudy – wił się między pniami niczym wąż. Dziewczynka podeszła, zaczerpnęła wody. Obmyła twarz i ręce, napiła się. Płyn schłodził jej zaschnięte gardło. Poczuła się lepiej, żywiej – zupełnie jakby dopiero teraz w pełni się przebudziła. Schylając się, ujrzała swoje odbicie. Patrzyła ostrożnie, jakby obawiając się, że zaraz coś na nią wyskoczy, lecz nic takiego się nie stało. Czarne włosy, opadające na barki i wzdłuż pleców, szare, jakby nieobecne oczy i cera tak blada, jakby nigdy nie miała kontaktu ze słońcem. Wyglądała jak zjawa – gdyby nie głód i pragnienie byłaby skłonna uwierzyć, że być może powstała z martwych.

Wędrowała dalej wzdłuż strumienia, uważnie przyglądając się mijanym krzewom i roślinom. Rozpoznawała ich nazwy, wiedziała również jakie mają właściwości i które nadawały się do jedzenia, a które nie. Ta wiedza musiała pochodzić z jej pamięci, lecz i tak nie mogła zidentyfikować, gdzie i kto ją tego nauczył. Zebrała nieco ziół, które leczyły choroby i mogły służyć za opatrunki. Zatrzymała się również przy krzaku pełnym dorodnych, pomarańczowych owoców o soczystym miąższu i cienkiej, cierpkiej skórce. Najadła się do syta i poszła w stronę, która wydawała jej się prowadzić do ruin. Nie straciła jednak strumienia z oczu i okazało się, że przepływa wzdłuż bocznej ściany jednej z bliźniaczych wież. Dziewczynka uznała, że to dobre miejsce na odpoczynek. Usiadła na ziemi, segregując zioła na szerokim, płaskim kamieniu.

Czas mijał i czuła, że prędzej czy później nadejdzie wieczór, a następnie noc. Nie chciała spać pod gołym niebem, domyślając się, że może to być niebezpieczne. W pobliżu co prawda nie dostrzegła żadnych stworzeń poza skrytymi wśród drzew ptakami i parą lisów przechodzących przez strumień, lecz nie wiedziała, czy w nocy będzie podobnie.

Zwróciła wzrok ku wieży, która górowała nad nią, rzucając długi cień. Po drzwiach nie było nawet śladu – w frontowej ścianie ział wielki, ciemny otwór. Weszła do środka. Sufit był dziurawy, podobnie jak reszta konstrukcji. Od solidnej, kamiennej podłogi bił przyjemny chłód, a w powietrzu dało się wyczuć zastój i delikatną woń wilgoci. Nie dostrzegła żadnych mebli, a schody na górę zasypane były gruzem. Budynek wydał jej się solidny, a dach szczelny, więc postanowiła, że spędzi tu noc. Wydało jej się, że to lepsza opcja niż spanie w podziemiu, w ponurym pokoju, w którym kto wie jak długo spała.

Przez resztę dnia zbierała chrust, układając go w centrum pokoju w wieży. Przy okazji wróciła do „swojego” pokoju i wzięła koc, na którym spoczywała. Czuła, że jest nadnaturalnie lekki i cienki, a przy tym sprawiał wrażenie niezwykle ciepłego i przytulnego. Rozłożyła go nieopodal sterty gałęzi i usiadła na nim. Wpatrując się w półmrok zaczęła się zastanawiać, jak właściwie rozpali ogień. Wiedziała, że daje ciepło, że pozwoli komfortowo przespać noc i odstraszy zwierzęta. Ta myśl nią kierowała, gdy zbierała materiał na opał, lecz zupełnie umknęła jej myśl o tym skąd właściwie weźmie bądź stworzy ogień. Zaczęła przeczesywać umysł w poszukiwaniu słów, rozwiązań, wspomnień. Zajęło to dużo dłużej niż myślała, lecz w końcu coś znalazła.

– Niiryo – wyszeptała półgłosem i w momencie sterta chrustu zapłonęła intensywnym ogniem, który pomarańczowo-czerwonym blaskiem rozświetlił ciemne pomieszczenie.

Ostrożnie zbliżyła ręce. Poczuła żar, przyjemne ciepło ogrzewające jej ręce, twarz, całe ciało. Wpatrywała się w tańczący płomień, malutkie iskry i wznoszący się w górę dym, który ulatywał ku górze i znikał w dziurach w suficie.

Stworzyła to słowem i zastanawiała się jak to właściwie możliwe. Cały dzień nazywała rzeczy, a jednak nic się nie działo. Może chodziło o to, że tym razem powiedziała to na głos? A może to słowo było wyjątkowe, różniło się czymś od nich? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi i była pewna, że nawet jakby myślała całą noc, to i tak niczego by nie wymyśliła.

Położyła się na kocu z głową zwróconą ku ognisku. Powoli przymykała oczy, próbując zasnąć. Zdała sobie sprawę, że jest dużo bardziej zmęczona niż jej się dotychczas wydawało. Cały dzień ani przez chwilę tego nie poczuła, ale teraz, gdy zapadł zmrok… Nim całkiem zasnęła pomyślała jeszcze z nadzieją o kolejnym dniu – o tym, co ją czeka, co odnajdzie i co zrobi, gdzie się uda w poszukiwaniu prawdy o sobie…

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Grafomanka 8 miesięcy temu
    Ciekawe opowiadanie. Czyta się lekko, fabuła wciąga. 5
  • zsrrknight 8 miesięcy temu
    Dzięki
  • Vespera 8 miesięcy temu
    Coś jakby mała elfia czarodziejka po hibernacji... Ciekawe!
  • zsrrknight 8 miesięcy temu
    coś w tym stylu. Dobrze, że ciekawe. Dzięki za komentarz
  • Vespera 8 miesięcy temu
    zsrrknight Czy w tym stylu, czy to jakaś zmyła, to się zobaczy później :)
  • Joan Tiger 8 miesięcy temu
    No cóż mogę powiedzieć poza tym, że naprawdę dobre. Szybko się czyta i wciąga już od początku. :)
  • zsrrknight 8 miesięcy temu
    Dzięki za komentarz.
  • MKP 8 miesięcy temu
    "podłodze i wypłowiałe, ledwie trzymające się zawiasów drzwi. Ledwie je pchnęła i upadły z" - pomyśl jak jedno ledwie zastapić😉

    "Ostrożnie zbliżyła ręce. Poczuła żar, przyjemne ciepło ogrzewające jej ręce, twarz, całe ciało." - jedno ręce na dłonie bym sugerował wymienić

    Ciekawy wstęp muszę przyznać 🧐🧐 Lubię takie tajemnicze historie
  • zsrrknight 8 miesięcy temu
    dzięki za komentarz
  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    Bardzo ładne opisy, ciekawość rozbudzona. Podoba mi się.
  • zsrrknight 8 miesięcy temu
    dzięki. Opisy to danie główne. Dialogi będą później.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania