Poprzednie częściLeyndarmal

Leyndarmal - Rozdział 1 - Tajemniczy wybawca

Maleństwo się boi? - spytał z szyderczym uśmiechem Amerykanin - Spokojnie, jesteś bezpieczny. Ja się tobą zaopiekuję.

Fabrisius cofnął się. Poczuł, jak jego plecy przywierają do zimnego, wilgotnego muru.

- Nie masz jak uciec - mężczyzna wzruszył ramionami - Teraz możesz tylko mi się oddać - dodał z uśmiechem.

Zaczął się zbliżać. Fabrisius przylgnął do muru, z obrzydzeniem wbijając wypielęgnowane paznokcie w mech. Po co on w ogóle tu wchodził? Trzeba było zapytać kogoś o drogę, a nie szukać celu na własną rękę. Tak się kończy ufanie obcym ludziom. Stary człowiek, a głupi!

Na kilometr widać było, że John nie jest Islandczykiem. Wysoki, dość otyły facet z przetłuszczonymi, czarnymi strąkami na głowie i nalaną twarzą, ubrany w opadające dżinsy, za małą koszulkę, sportową bluzę z kapturem i brudne adidasy. Wyglądał okropnie. Kompletnie nie pasował do delikatnych, filigranowych Islandczyków.

Fabrisius chciał tylko zapytać go o drogę. Nic więcej. Po prostu podszedł i zadał pytanie.

Grubas uśmiechnął się, prezentując brudne, zaniedbane uzębienie, kolejną rzecz odróżniającą go od mieszkańców Islandii. Powiedział, że lepiej będzie, jak pokaże mu drogę osobiście. Fabrisius chciał się jakoś wykręcić, ale przerażające, smocze spojrzenie Amerykanina skutecznie go przekonało.

Dalej poszło już szybko. John - tak mu się przedstawił - przeprowadził go na drugą stronę ulicy, opowiadając o sobie. Sprawiał wrażenie bardzo miłego i życzliwego, niestety udało mu się zatrzeć pierwsze złe wrażenie. Fabrisius ufał ludziom, zaufał również jemu. Pozwolił się wprowadzić do ciemnego, zimnego zaułku, sądząc, że to ulica.

,,Jaki ja jestem głupi!", przeklinał siebie w duchu. ,,Jaki naiwny! Idiota! Kretyn!"

Fabrisius był bardzo delikatnym mężczyzną. Niski, drobny Islandczyk nie miał szans w starciu z takim bykiem. John mógł nim rzucić jak szmacianą lalką, i to bez większego problemu. Rzucenie się na niego w samoobronie było jak samobójstwo.

- No co? Wahasz się? - spytał z udawaną troską Amerykanin - Przecież sam chciałeś ze mną iść.

- Nie chciałem - zdenerwował się Fabrisius.

- Dość tego! - ryknął John - Musisz być teraz bardzo grzeczny, jeśli chcesz z tego wyjść cało.

Mężczyzna doskoczył do Islandczyka (z wielkim trudem z powodu tuszy), łapiąc go za drobne dłonie. Mocno je ścisnął, obrzydliwie się śmiejąc.

Fabrisius próbował się uwolnić, ale im bardziej się wyrywał, tym mocniej John wbijał brudne paznokcie w jego skórę.

- Zostaw go.

Obaj znieruchomieli. Islandczyk z dziką nadzieją spojrzał na wejście do zaułka. Z koszmarnym rozczarowaniem zobaczył tam tylko równie drobnego jak on mężczyznę.

Amerykanin wybuchnął śmiechem.

- Boże! Zaraz pęknę! Kim ty jesteś, żeby mi mówić, co mam robić, maleństwo?

- Nie jestem takim maleństwem, jak ci się wydaje.

Głos nieznajomego brzmiał niezwykle pięknie, przypominał dźwięk jakiegoś instrumentu. Fabrisius nie mógł go rozpoznać - to było jak muzyka grana na harfie albo fletni pana. Jedno było pewne - to nie był głos normalnego człowieka.

- Akurat - parsknął John - Chcesz mnie wystraszyć? Wyglądasz jak elf.

Fabrisius poczuł nagły przypływ energii. Nie wiedział, jak to się stało, ale przez chwilę czuł się jak jakiś superbohater. Miał wrażenie, że może wszystko. Wbił wypielęgnowane paznokcie w ręce Johna i rzucił nim jak patykiem.

Amerykanin walnął plecami w ścianę i osunął się na ziemię. Nic mu się nie stało, był tylko mocno otumaniony. Tłuste, czarne strąki opadły mu na nalaną, czerwoną twarz, zasłaniając oczy.

- Chodź!

Fabrisius wybiegł z zaułku. Przy wejściu stali dwaj policjanci.

- Co tu się dzieje? - groźnie spytał wysoki, białowłosy funkcjonariusz, stukając w chodnik policyjną pałką.

- Ten człowiek chciał mnie...

- Proszę już nic nie mówić!

Zdumiony Fabrisius zobaczył, jak twarz policjanta momentalnie zmienia się z groźnej na radosną i szeroko uśmiechniętą.

- To przecież John Hubert Thomson, słynny gwałciciel i morderca. Działa w Islandii od kilku tygodni. Udaje miłego, pomocnego mężczyznę, zdobywa zaufanie ludzi, zabiera ich w takie jak to miejsca, brutalnie gwałci, a potem pozbywa się problemu - wyjaśnił drugi policjant - Nie mogliśmy go w żaden sposób namierzyć, do tej pory był bardzo sprytny.

- Jak się tutaj znaleźliście? - spytał Fabrisius, obserwując podjeżdżające radiowozy.

- Zostaliśmy powiadomieni przez jakiegoś tajemniczego mężczyznę. Nie mam pojęcia, gdzie się podział - policjant ze zdziwieniem rozejrzał się dookoła - Jeszcze przed chwilą tu był!

- Zawdzięcza mu pan życie - uśmiechnął się policjant z pałką - Może pan już iść. Zajmiemy się tym potworem - z obrzydzeniem wskazał na rozwścieczonego Amerykanina, wyprowadzanego z zaułku przez trzech policjantów.

- Bardzo dziękuję!

Fabrisius uściskał zadowolonych funkcjonariuszy i zaczął rozglądać się za swoim wybawcą. To na pewno był ten mężczyzna, który wtedy zaczepił John'ego.

Nigdzie go jednak nie było. Przepadł bez śladu. Zawiedziony Islandczyk zawrócił na plac w centrum Reykiawiku, myśląc o całym zajściu.

Nagle poczuł, że opuszczają go wszystkie siły. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, nogi stały się miękkie jak z waty. Dowlókł się do małej, ładnej uliczki, na której stały piękne, zadbane kamienice. Były ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, nim osunął się na chodnik, tracąc przytomność.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • AlaOlaUla 14.12.2019
    Dobrze, że przeszła ci histeria, czy cokolwiek to było...A było dziwne.

    Prolog mi się podobał. Ogólnie, pomimo obrzydliwego wątku z grubasem, jest intrygująco.
  • Klaudunia 14.12.2019
    O, bardzo ci dziękuję. Mam nadzieję, że następne części też ci się spodobają.
    Przepraszam za tamto, czasami mnie ponosi ?
  • Kapelusznik 16.12.2019
    E.... dziwnie poprowadzona akcja
    Styl i dialogi brzmią dość sztucznie, jak na start
    Zostawiam 3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania