List do Czytelnika
Drogi Czytelniku,
Często zdarzało się już, że zwracałem się bezpośrednio do Ciebie. Zwykle były to jakieś krótkie notki przed lub po opowiadaniach, czasami zwykłe ,,miłej lektury”. Teraz przyszedł czas na coś większego. Treść tego listu układam w głowie od samego rana. Najpierw robiłem to leżąc w łóżku, później podczas ostatniego w sezonie koszenia trawnika. Robiłem to także przy obiedzie i podczas pracy nad jednym z tekstów. Próbowałem zaczynać na różne sposoby, zastanawiałem się jak mam powiedzieć to, co chcę powiedzieć. Żaden jednak z wymyślonych przeze mnie szablonów koniec końców nie sprawdził się na papierze (czyt. w dokumencie worda).
Na opowi trafiłem dokładnie pierwszego grudnia zeszłego roku. Muszę przyznać, że był to dla mnie wyjątkowo ciężki czas, a publikacje i pisanie kolejnych tekstów potraktowałem jako swego rodzaju terapię, która po ponad pięciu miesiącach przyniosła rzeczywiste efekty w postaci jako takiego powrotu radości z egzystencji. Cóż, czy rzeczywiście jest dobrze? Nie wiem. Na pewno jest lepiej niż było wtedy.
Na pewno zrobiłem też bardzo duży postęp w jakości pisania oraz samoświadomości owego, z czego bardzo się cieszę. Z tego miejsca chciałbym podziękować wszystkim. Tym, którzy czytali mnie okazyjnie i tym, którzy nie przepuścili jednego nawet opowiadania. Tym, którzy krytykowali, pomagali, wytykali błędy i prowadzili mnie na kolejne, coraz wyższe tajniki bycia rzemieślnikiem słowa. Dziękuję Wam wszystkim.
Myślę, że to jest to miejsce listu, w którym powinienem wreszcie powiedzieć to, co pewnie zaczyna Wam już chodzić po głowie. Mój czas na opowi skończył się. Część z Was parsknie zapewne w tym miejscu, czując gdzieś wewnątrz cichą satysfakcję, dla większości będzie to raczej obojętne, a kilka zaledwie osób może poczuje żal. Mam jednak nadzieję, że ci z Was, którzy zdążyli mnie poznać osobiście uśmiechną się lekko pod nosem myśląc sobie, że w końcu musiało to nastąpić. Bo w istocie, musiało. Dlaczego?
Nasze życie składa się z wielu dróg. Każdy kolejny nasz wybór jest nowym rozwidleniem, którym podążamy do jakiegoś celu. I wszystko w życiu ma swój czas, jak śpiewał zespół Perfect. Ja wiem, że to co tutaj mówię to banały, które dawno już straciły jakąkolwiek moc moralizatorską i że nikt już dziś się nimi nie przejmuje, ale tak jest naprawdę.
Zajmuję się ,,pisaniem" od prawie dziesięciu lat. Zawsze wiedziałem, że właśnie to chcę robić w życiu, ale dopiero ostatnio zadałem sobie pytanie ,,po co?”. Pierwszym o czym pomyślałem były pieniądze. Drugim sława. Trzecim, chęć zapisania się na kartach historii i pozostawienia po sobie jakiegoś śladu, kiedy sam będę spoczywał kilka stóp pod ziemią. Problem w tym, że żaden z tych powodów nie był w moim odczuciu odpowiednio istotny, żebym mógł podporządkować pod niego swoje całe przyszłe życie. I nie chcę w tym momencie wywyższać się nad innymi. Nienawidzę się wywyższać i ludzi, którzy to robią. Mniej więcej w trzeciej klasie podstawówki napisałem pierwszy tekst, który mógłby być uznany za próby mojego pisania i od tamtej pory pisałem mniej więcej regularnie. Być może stwierdzenie, że ,,zajmuję się pisaniem od dziesięciu lat" jest dużą hiperbolą, ale chciałem pokazać, że możesz coś robić długo, możesz chcieć coś robić całe życie i nie wiedzieć nawet po co to robisz. Poza tym... jak na dziesięć lat to wciąż słabo mi idzie. :)
Taki pat utrzymywał się przez kilka tygodni i dopiero niedawno wymyśliłem coś, czemu mógłbym bez wstydu i żalu podporządkować swoją przyszłą drogę życiową. Znalazłem cel, który jest godny, żebym za nim podążył i nawet jeśli nie uda mi się go osiągnąć wiem, że na łożu śmierci będę zadowolony, że próbowałem.
Nie ukrywam, że nie mam pojęcia ile zajęłoby mi zbudowanie w swojej świadomości tego celu, gdyby nie wiele czynników zewnętrznych, które na to wpłynęły. Jednym z nich był Włodek Markowicz, który od kiedy skończył z Lekko Stronniczymi, zajął się szukaniem własnej drogi w życiu. I który nie bał się opowiadać o tym, jak długo błądził i jak wiele zaułków musiał przebyć, zanim mu się to udało. I chociaż wiem, że Włodek nie przeczyta tego listu to i tak chciałbym mu bardzo za to podziękować. Tak samo jak chciałbym podziękować swoim znajomym, który doprowadzili mnie do miejsca, w którym teraz się znalazłem. Zarówno tym nowym jak i tym nieco starszym. I Tobie Czytelniku, kto wie, być może najbardziej?
Skończ już dziękować, powiedz ten cel – myśli sobie zapewne część z Was teraz. Cóż, uważam, że świat może być naprawdę mrocznym miejscem. Jest zepsuty i psuje się coraz bardziej, nie ma nawet co się w tej kwestii oszukiwać. Kolejne dni zlewają się w szarą rzeczywistość, a momentów rozczarowań i nieszczęść jest znacznie więcej niż tych radosnych. Wobec tego zdecydowałem, że chcę pisać, aby móc chociaż niewielką zapałką rozświetlić ten mrok rzeczywistości. Że chcę wypalić w Waszych duszach chociaż jeden krótki sztuczny ogień, który chociaż z czasem stanie się tylko wspomnieniem, to mam nadzieję, że chociaż miłym. I wiem, że niektórzy ludzie spojrzą na to ze wzgardą. Powiedzą, że jeśli chcę ratować świat to powinienem zostać lekarzem, dawać pieniądze organizacjom charytatywnym czy coś w ten deseń, ale dla mnie rozpalenie takiego ulotnego płomyka w jednej chociaż duszy będzie porównywalnym sukcesem, co udana operacja. Bo po prostu… cóż, nie zawsze chodzi o wielkie czyny. Czasem wystarczy taki właśnie mały gest. I uważam, że to jest dobry powód, żeby pisać i żeby mieć do czego dążyć przez całe życie.
Wiem, że mógłbym robić to dalej tutaj, na opowi. Że mam wśród Was stałych czytelników, w których być może zapaliłem choćby kiepskiej jakości zapałkę. Problem w tym, że to dla mnie za mało. Że chcę robić coś więcej niż tylko publikować od czasu do czasu teksty na portalu literackim. Proszę, nie zrozumcie mnie źle. To Wy byliście moimi pierwszymi Czytelnikami i nigdy tego nie zapomnę. Macie specjalne miejsce w moim plecaku życia i za nic w świecie Was stamtąd nie chcę wyciągać. Ja chcę po prostu poświęcić się pisaniu bez reszty tak, żeby kiedyś coś wydać. Żeby móc dotrzeć do większej ilości osób i pokazać im moje sztuczne ognie, tak jak mi pokazał Hemingway, Camus czy Mickiewicz.
Od kilku tygodni zajmuję się pisaniem książki i chciałbym skupić się tylko na tym jednym projekcie. Próbowałem zajmować się tym równolegle z działalnością na opowi, ale każdy tekst, który pisałem na tę stronę wybijał mnie z rytmu tworzenia większego projektu. I zabierał czas, który mógłbym na to poświęcić. To jest właśnie jedno z tych rozdroży, o którym wspominałem wcześniej.
Tak więc odchodzę. Czy na zawsze? Cóż, mam nadzieję, że nie. Czy wiem, kiedy wrócę? Do diabła, nie. Gdyby jednak okazało się, że nie będę w stanie znów pojawić się na tym portalu, powiem już teraz – żegnajcie, do widzenia. Jeśli zaś los pozwoli mi tu wrócić, do zobaczenia. Mam nadzieję, że każdy z Was (Nas) będzie już wtedy na znacznie wyższym poziomie pisania. I że Ty, Czytelniku, znajdziesz cel w swoim życiu tak, jak ja znalazłem.
Niezależnie jednak od przyszłości, chciałbym Ci życzyć, żebyś zawsze wiedział co pisać. I żebyś potrafił ubierać swoje marzenia w tak piękne słowa, w jakich odmalowują się w głowie. Niech miłość, namiętność, nienawiść i strach wylewają się z Twoich prac tak prawdziwie, jak w rzeczywistości. A może nawet prawdziwiej?
Pozdrawiam,
Szymon
Żegnam Was. Po prostu,
Bez zbędnego patetyzmu i poruszenia.
Najzwyczajniej w świecie mówię dziś:
Do widzenia.
Znamy się dobrych kilka lat.
Kilku z Was mogę nazywać przyjaciółmi,
Kilku z Was chciałbym tak nazywać,
Reszta mnie nie interesuje.
I tak słuchają, a nie słyszą.
Te słowa kieruję do tych ,,Kilku z Was",
Którzy może wspomną kiedyś mnie:
Szarego pielgrzyma zmierzającego w Dal.
Marnego człowieka, który zwykł
Tracić czas. Na wiele rzeczy.
Zawsze w końcu przychodzi moment na ,,do widzenia",
Chociaż wiem, że się już nie spotkamy.
Że nie miniemy się w przejściu, na ulicy.
Bo nawet jeśli nasze drogi się przetną,
To już nie będziemy to My.
To będą ,,Inni My".
Nie będziemy się już znać.
Zostawiłem po sobie kilka niezamkniętych spraw,
Kilka niedokończonych rozmów,
Które będę jeszcze wiele razy kończył,
Zatopiony w myślach nocy, odbijając piłeczkę umysłu.
Zostawiam po sobie wspomnienia:
Lepsze, gorsze, nijakie.
Zróbcie z nimi, co chcecie. Są Wasze.
Wszyscy jesteśmy samotnymi żaglowcami,
Wyruszającymi w podróż,
Pod nieznaną nikomu banderą.
Wszyscy wypływamy na wzburzone wody
Oceanu Czasu, zwanego Życiowym
(Dla niektórych przez ,,Rz" albo gorzej).
Wszyscy w końcu też zatoniemy,
Walcząc podczas ostatniego sztormu.
Mój bosman skończył zbierać załogę
W tym porcie. Skompletował naprawdę
Niezłych żeglarzy, którzy wypływają ze mną.
Czekamy tylko na pozwolenie i przypływ.
Nie jestem doświadczonym kapitanem, ale czuję,
Że niekorzystny wiatr niedługo się zmieni.
Że poniesie mnie daleko, ku nowym ziemiom.
Albo ku wiecznej zagładzie. Zobaczymy.
Gdzieś poniesie na pewno, bo na tym
Oceanie nigdy nie ma ciszy.
Są tylko dobre i złe wiatry.
Prądy miłości, nienawiści, rozczarowania
I inne, niosące nas w Dal.
Kilka razy mój bryg został uszkodzony.
Wyrwano niektóre deski,
Pocięto kilka lin, zabito oficerów.
Wszystko jednak naprawiłem.
Wszystko jest sprawne przed rejsem.
Może poza kilkoma przeciekami, ale tylko
Czas pokaże czy mogę je naprawić.
Bo on jest najlepszym ze szkutników.
I najbardziej leniwym.
Czas wypłynąć, moi przyjaciele.
Reszta może zostać w porcie -
Nie dbam o to.
Podnieść żagle!
Żegnam Was. Po prostu,
Bez zbędnego patetyzmu i poruszenia.
Najzwyczajniej w świecie mówię dziś:
Do widzenia.
Tym razem - na zawsze.
Komentarze (26)
Jako osobie dorosłej pozostaje mi jedynie życzyć Ci powodzenia i by udało Ci się zrealizować wszystkie plany.
Będę trzymać kciuki.
Dziękuję Ci za teksty, te które są i które jeszcze będą. :)
Lubię twoje teksty i w zasadzie od samego początku (a konkretnie od Głuszca) myślałem o tym, że tylko trochę podszlifować i facet spokojnie może próbować publikacji w jakimś dobrym wydawnictwie/czasopiśmie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania