Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Metro 2038: ostatnia odyseja (fragment 3) poprawa

Rozdział 3

 

Szczury

 

Ostatnie dwa tygodnie minęły spokojnie, chodziarz wszyscy chcą się pozbyć ciała. Śmierdzi nie możliwie. Dlatego teraz chcą spalić ciało i przewieść prochy. Moskwę już dawno zostawiliśmy w tyle. Według mapy najbliższe miasto jest trzy dni drogi. Według notatek mieszkańcy są neutralni wobec wszystkich. Jeśli nam zaufają, to nam pomogą, jeśli to nas zabiją. Niestety przedtem będziemy musieli się minąć bandytów. Artem pisał o kanibalach strzelających z broni, żyjących według zasady „jeść albo ginąć”.

Aktualnie mamy problem ze szczurami, które zadomowiły się w pociągu. Teraz każdy ufa Romanowi. Ostrzegał przed nimi, ale nikt go nie słuchał. Nie trzymał z nikim większej znajomości. Cichy i spokojny. Małomówny zwiadowca tyle o nim wiem.

Minęło jakieś trzydzieści godzin, zabiłem z dwadzieścia gryzoni, reszta po tyle samo albo i więcej, mimo tego ich ilość się nie zmniejszyła. Teraz czekamy na Romana, który miał załatwić trutkę. Na razie pozostało siekanie i palenie zwierzyny. Ich napromieniowane jest tak wysokie, że nawet licznik Geigera wskazuje poza skale. Aleksiej zaczął się, źle czuć mówił, że nie jadł szczurów i żaden go nie ugryzł. Ma taką gorączkę, że mógłby zastąpić piec.

 

Potrzebne leki, natychmiast! - powiedział medyk.

Nie daleko był szpital. Maksimow, pójdziesz po nie. Danił ci powie jakie - powiedział Fiodor - Dmitrij pójdziesz z nim.

Maksimow w autach poszukaj apteczek, na razie musisz, wystarczy jedna - powiedział medyk - później udacie się do szpitala i tam poszukacie paracetamol, tabletki lub w formie szczepionki. Poszukajcie też bandaży, sklapera i czystego alkoholu.

 

Wybiegliśmy z Aurory, do drogi prowadził bagnisty las. Ziemia była na tyle miękka, by nie pozwolić nam biec. Miałem wrażenie, że w środku coś pływa. W momencie, kiedy na horyzoncie widzieliśmy drogę. Zaczęliśmy, próbować biec z każdym krokiem, oddalaliśmy się od niej. Pojawiła się mgła i ta sama melodia co w tunelu.

 

- Spokojnie Maksimow, to nic takiego na pewno przeżyjemy - mówił Dmitrij próbując uspokoić, nie mnie, lecz siebie. Piękny paradoks, najlepszy żołnierz zaczyna się bać zwykłej mgły.

- Hej a słyszysz ten dźwięk?

- Co... jaki dźwięk, nic niesły...

 

Głos się urwał, spojrzałem w jego kierunku. Nie było go. Myślałem, że myśliwy wyszedł na łowy. Teraz moim jedynym celem było stąd uciec. Po jakiś pięćdziesięciu metrach mgły wyszedłem na drogę, gdzie była masa praktycznie nowych aut. Próbowałem otworzyć bagażnik w pierwszym aucie, udało się za jakimś piątym razem. W bagażniku znajdował się przywiązany szkielet człowieka, nie było żadnej apteczki. Podbiegłem do kolejnego samochodu w tym momencie, poczułem uderzenie w głowę.

Ocknąłem się w jakimś, pokoju był dość duży jednak cały pusty, drzwi jak się spodziewałem, były zamknięte. Nie miałem noża, który był w plecaku, którego też nie było. Postanowiłem je wyważyć, w tej jednak chwili ktoś je otworzył. Cofnąłem się pod ścianę. Do pokoju wszedł gruby mężczyzna ze zdobioną w smoki dwururką. W drugiej ręce miał podziurawiony karton opleciony sznury służący jedynie jako sposób noszenia. Postawił go na ziemi, przewrócił na bok i otworzył klapę. Ze środka wyszło kilkadziesiąt szczurów, piszczały niemiłosiernie. Wtedy się odsunął i strzelił mi, w prawe kolana runąłem na ziemię. Wyszedł i zamknął drzwi, które jakby same z siebie zakluczyły się. Ból był straszny, czułem się coraz słabiej, krew wylewała się litrami. Noga w miejscu postrzału wisiała jedynie na kawałku skóry. Przy ogromnym bólu wyrwałem niepotrzebny kawałem ciała. Szybko zdjąłem kurtkę i owinąłem, tak by zatamować krwawienie i jak najmocniej zacisnąć udo. Szczury poczuły krew i jak jeden organizm pobiegły w moim kierunku. Niektóre te, które były pierwsze zaczęły mnie gryźć a raczej trafiać swymi zębami w tkaninę. Nie zmieniało to faktu, że te kilka ugryzień powodowało jeszcze większy ból. Resztkami sił odganiałem je rękoma jednak jedyne o czym marzyłem to się położyć i zamknąć oczy. Marzyłem tylko o tym, by zasnąć. Próbowałem się doczołgać do drzwi. Kiedy to traciłem nadzieje, na przeżycie szczury zdechły. Tak po prostu. Starałem doczołgać się do drzwi, kiedy zacząłem się dusić. Najpierw był to nasilający się z każdą chwilą kaszel by po chwili, zaczynało mi brakować powietrza. Obraz był coraz bardziej nie widoczny, wtedy zobaczyłem Artema z dziurą w głowie.

 

- To twoja wina! To ty mnie zabiłeś! - wskazał na mnie palce. Za jego plecami pojawił się czarny.

- To twoja ostatnia szansa – powiedział czarny – włóż palec do dziurki od klucza.

 

Oboje zniknęli a powietrze wróciło do płuc. Za ścianą przeciwna do drzwi słyszałem dźwięk odbezpieczonego kałacha. Szybko zrobiłem, to co powiedział czarny. Nawet jeśli to były halucynacje to była moja ostatnia nadzieja. Przekręciłem palec i nic, nic się nie wydarzyło, nie było żadnego dźwięku ani nic nie poczułem. Chwyciłem za klamkę, gdy z klapy ukrytej w ścianie, sześciu mężczyzn wycelowało do mnie z broni.

 

- Hannibalu on żyje – powiedział jeden ze strzelców – zabić?

- Nie.

 

Wtedy rozległ się dźwięk karabinów i strzelb były daleko, ale nie na tyle by było to zbiegiem okoliczności. Przyszli po mnie. Pomyślałem w głowie i tym razem się nie myliłem, po jakiś piętnastu sekundach, strzelcy padli a jeszcze chwilę później drzwi się otworzyły. Uznałem, że to najlepszy moment, by zamknąć oczy już mi było wszystko jedno.

Obudziłem się w łóżku szpitalnym obok mnie był Roman. Ten, gdy tylko zobaczył, że się obudziłem wybiegł z sali. Ja miałem okazje zobaczyć i przebywać w najprawdopodobniej najlepszym szpitalu naszego świata. Wszystko było jak dawniej nawet nie było kurzu a co tu dopiero mówić o odpadającej farbie czy rdzy na szkielecie łóżka. Odsłoniłem pościel i spojrzałem na nogi, ta, którą rozwaliłem, była metalowa. Podwinąłem nogawkę spodni. Protezę z pozostałością nogi, łączył metal zaśrubowany do ciała. Nowa noga to gruba rura z kawałkiem metalu imitującym stopę. Na wysokości kostki był mały, skomplikowany mechanizm. Podobny był na wysokości kolana. Najważniejszy był fakt, że w ogóle nic mnie nie bolało. Wtedy do sali wszedł Aleksiej, Fiodor, Dmitrij i jakaś kobieta w białym fartuchu, w ręku trzymała coś w rodzaju małej tablicy kredowej. Był w skórzanym etui, podobnym do tego, jaki mieli dowódcy barykad, na każdej ze stacji.

 

- Co się stało? - spytałem zakłopotany.

- Złapali cię kanibale – powiedział Dmitrij – masz szczęście, że udało mi się wezwać pomoc.

- Dziwne, wtedy w tej mgle. Zniknąłeś.

- Nie to ty zniknąłeś. Bałeś się, mówiłeś, że kogoś lub czegoś ci brakuje.

- Wygląda na to, że ta mgła, działa jak tunele.

- Dobra dziewczynki, później sobie poplotkujecie – powiedział Fiodor – Tatiano co z nim?

- Będzie żyć, ale nie długo. Ja wiem... daje mu trzynaście miesięcy.

- To i tak długo.

- No dobra a jaki jest powód. W końcu umieram tak?! - byłem przestraszony i zakłopotany.

- Szczury, które cię pogryzły przenosiły szczurzy nowotwór dodatkowo były napromieniowane.

- Szczurzy nowotwór? Co to? - spytał Aleksiej.

- Ty, może ciebie też to trafiło? – powiedział Dmitrij patrząc na Aleksieja.

- Nie, ten się wyleczył to była zwykła gorączka – wyprzedziła wszystkich Tatiana – wracając do twojego pytania Aleksiej. To coś teoretycznie nowego. Szczury przenoszą śmiertelną choroby ale promieniowanie mocno je spowalnia.

- A co z nogą? - spytałem.

- Zwykła proteza w wzmocnionej konstrukcji.

- Może już chodzić? - zapytał Fiodor.

- Tak, ewentualnie potrzebna jakaś laska, coś do oparcia.

- No, czyli Tatiana idziesz z nami nie? - powiedział to Dmitrij myśląc, że trochę rozbawi towarzystwo.

- Masz rację. To, że pacjent umrze za trzynaście miesięcy nie oznacz, że w międzyczasie nie będzie powikłań.

- Pogadali? Pogadali. Idziemy do Aurory mamy kilka dni opóźnienia – powiedział Fiodor.

Odwracając machnął ręką pokazując gest by iść za nim.

 

Wyszliśmy z sali, udawało mi się iść, ale nie było to na takim poziomie jak przy zwykłym chodzeniu. Na korytarzu stał Roman zresztą, podbiegł do mnie i bez słowa chwycił, mnie z boku pomagając iść, to samo zrobił inny żołnierz. Fiodor rozmawiał o czymś z Tatianą. Wszyscy weszli do pociągu. Dowódca podszedł do Romana i poszli na mostek. Po chwili Roman poszedł w kierunku miasteczka z którego, dopiero co wyszliśmy. Po czym generał zawołał mnie. Myślałem, że mnie też wyrzuci.

 

- Chcesz pożegnać Artema? - zaczął.

- Tak – powiedziałem.

 

Podszedł do dość dużego sejfu. Wpisał kod i ciężko otworzył drzwi. W środku była urna. Wyglądało jak wazon. Miał biały kolor z niebieskimi ciapkami. Po lewej stronie był naszyjnik z nabojem od Huntera. Podobny do tego, który ja dostałem od dziewczynki. Po prawej był nieśmiertelnik stalkerów.

- Kiedy ty bawiłeś się z kanibalami. My paliliśmy ciało.

- O co chodzi z Romanem?

Postanowił tu zostać. Nie chciał nawet, mówić powodu. Mówił, że tak będzie dobrze.

 

- Generale, za nim Artem zginął. Powiedział, że na miejscu znajdziemy notatki, które wszystko wyjaśnią.

- Warto to zapamiętać. Zostawił coś tutaj. Nie wiem w plecaku, w kajucie?

- Tak. Wstępną notatkę i list do Anny.

- Idź po nią.

 

Fiodor zamknął sejf, w międzyczasie, w mieście rozległ się strzał. Pobiegł w jego kierunku, Roman leżał na ziemi. Chwyciłem go za ramię. Po drugiej stronie stał Michał. Strzelał do wszystkich. Do była masakra.

 

- To on – szepnąłem do ucha – To on zabił Artema.

- Rozumiem.

 

Poszedł do wagonu, wszedł do środkowego pomieszczenia, po stronie miasteczka. Wziął broń i wycelował w jego kierunku. Strzelił w głowę. Nabój odbił się od maski. Zamaskowany odwrócił się w kierunku, strzelca i zrobił to samo, ale ten trafił. Jak on to robi, gdy tylko celuje każdy zamiera, przestaję się ruszać. Za każdym, razem ma czysty strzał. Danił odciągnął ciało. Odruchowo wziąłem karabin i strzeliłem w klatkę. Przeładowałem i strzeliłem w nogę, i znowu w klatkę tym razem zużyłem cały magazynek. Potem Danił, padł na ziemie. W międzyczasie mieszkańcy, zaczęli go ostrzeliwać, ale i to nie pomogło. Chwyciłem za amunicje zapalającą. Strzeliłem samopowtarzalnym w jego kierunku, ale nabój się odbił i nie zapalił, byłem pewien, że to zapalający. Zapalił się paru sekundach z dala od celu. Ciągły ostrzał, nie pozwalał mu przy celować. Strzelał gdzie popadnie, jednak i to nie pozwalało mu chybić. Jeden z żołnierzy, zaczął dłubać nożem w podłodze. Odchylił drewnianą deskę i wyciągnął granatnik, owinięty poszarpaną plandeką z jakiejś ciężarówki.

 

- Prezent od Artema – podał mi go do rąk.

- Dmitrij, startuj maszynę – krzyknąłem.

 

Pobiegł na mostek. Wziął ze sobą Grigorija i tak o to odjechaliśmy. W międzyczasie pozostali starali się uratować Daniła. Fiodor od razu został uznany za martwego. Ja do ostatniego momentu obserwowałem Michała. Wystrzeliłem cały magazynek. Nerwy przejęły nade mną kontrolę. Żadna z kul nawet nie dosięgła Michała a co dopiero, żeby go drasnęła. Odjechaliśmy. Nagle w miasteczku rozległ się dźwięk wybuchu. Jeśli wybuch był w jego kierunku, to już po nim. Mam ogromną nadzieję, że tak właśnie się stało. Wstałem i oparłem broń, poszedłem naprzód by porozmawiać z Dmitrijem.

 

- Co teraz? Jaki jest plan? - zdesperowany zacząłem pytać.

- Nie wiem, na razie pojedziemy do bazy – podszedł do mapy i zaczął chodzi po niej palcem - podejdź tu. Zostało nam z jakieś dziesięć miesięcy drogi, przy dobrych wiatrach może osiem.

- Dmitrij, nie zapędzaj się co? Przypominam, że od początku podróży jedziemy o włos od wybuchu – powiedział Grigorij.

- Wiem i to mnie martwi.

- Czekajcie! Poznaję te okolice. Tutaj rodzice mieli działkę – zacząłem – jeśli dobrze pamiętam, gdzieś tu był magazyn lokomotyw czy coś takiego.

- To było prawie, czterdzieści lat temu – westchnął Dmitrij – ale nie mamy innego wyjścia.

- Oby nam się po szczęściło, ale kto teraz będzie, dowodzi? - pytał Grigorij.

- Teoretycznie powinienem ja, ale będzie lepiej, jeśli zrobimy to razem – ciągnął dalej Dmitrij – i jeszcze te szczury. Będzie trzeba się ich pozbyć.

- Zatrujmy jedzenie. Wysypiemy proch na jedzenie – mówił Grigorij.

- To nie jest głupi pomysł, ale jaka jest szansa, że my znajdziemy inne?

- Nie możemy ryzykować. Z drugiej strony nie chcemy kolejny zakażeń.

 

Wtedy wbiegł Aleksiej. Powiedział, że Daniła i Fiodor w coś się zmienili. Po chwili w wagonie poszła seria z automatu.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Hej. Chciałbym Ci przedstawić, jak wyglądał mój odbiór tej części. Przede wszystkim duża ilość błędów utrudnia czytanie. Zwykle pojedyncze błędy da się pominąć, ale czasem znajdzie się parę z rzędu. Wybijają czytelnika z rytmu, ale co ważniejsze, bardzo spłycasz większość scen, a sceny akcji są opisane z pominięciem... no, właściwie to wszystkiego, wliczając przymiotniki. San nie wiedziałem ani kto do kogo strzela, gdzie znajdują się te postacie, a po chwili zorientowałem się, że nawet nie do końca wiem, dlaczego walczą.

    W efekcie złapałem się na tym, że niewiele zapamiętałem z tego, co się tak naprawdę wydarzyło.

    Nie piszę tego wszystkiego, żeby Cię zniechęcić, ale zanim zaczniesz pisać kolejne części, może popracujesz nad poprawą obecnych?

    Pewnie wolałbyś pisać dalej, żeby kontynuować opowieść. To zrozumiałe, ja poprawiam swoje opowiadania zwykle, dopiero gdy skończę całość (albo bardzo chcę popracować nad tym opowiadaniem, ale nie mam weny), ale forma publikacji opowiadania fragmentami tutaj, gdzie wszyscy mogą je przeczytać, zmienia sposób, w jaki powinieneś pracować nad tekstem. Jeśli nie poprawisz swojego stylu i błędów, zniechęcisz do siebie czytelników i nic nie przyjdzie ci z tego, że skończysz opowiadanie, bo pod koniec może pozostać przy Tobie już niewielu czytelników.

    Niezależnie od Twojej decyzji, życzę powodzenia.
  • Maksimow 11.05.2021
    Dzięki
    Za sceny akcji przepraszam, zaś o powody co, czemu no oto chodzi. Wszystko się wyjaśni.
    Zobaczymy co życie przyniesie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania