Między mężem a kochankiem - rozdział 5

Jedziemy bocznymi ulicami miasta co chwilę mijając kogoś na ulicy. Domy w tej części wyglądają na normalne - są ładne i zadbane. Mijamy kobietę w zaawansowanej ciąży prowadzącą wózek z na oko 3 letnim dzieckiem, grupkę dzieci jadących na rowerach, starszego pana wyprowadzającego psa. Wszyscy wyglądają jakby żyli tu i teraz, nie zastanawiali się co przyniesie jutro , ani co wydarzyło się wczoraj. Carpie diem - żyj chwilą. Tyle, że nie ja. Jadę właśnie do "domu" z prawie obcym mi facetem, który mnie okłamuje, niedawno zmarła moja córka, a ja nie pamiętam większości mojego życia. Spoglądam kątem oka na męża. Skupiony jest na drodze. Widać, że jest zdenerwowany, gdyż kurczowo trzyma się kierownicy. Czym się tak stresuje? Tym jak zareaguję na dom, czy może tym, że sobie wszystko przypomnę? Odchrząkuję.

- Stresujesz się - mówię do niego

Spogląda na mnie po czym spowrotem wraca wzorkiem na drogę.

- Trochę - mruka nic nie dodając.

- Dlaczego?

Nic nie odpowiada, tylko patrzy wprost przed siebie. Nie pytam ponownie.

Podjeżdżamy pod dom. Michał wysiada z samochodu, okrąża go i otwiera mi drzwi, bym mogła wysiąść. Stajemy na początku dróżki wiodącej do progu rezydencji. Mężczyzna chwyta mnie za rękę.

—Gotowa?

Spoglądam na niego.

—Nawet nie wiesz jak.

Budynek jest niewielkich rozmiarów. Wygląda na parterowy, ale pod dachem widzę dwa małe okienka. Strych? Otwieram drzwi. W środku unosi się zapach świeżych kwiatów. Konwalie? Hiacynty? Przystaję w korytarzu. Michał zamyka drzwi i zwraca się do mnie

—Oprowadzę cię.

Spoglądam na niego i kiwam potakująco głową.

Wchodzimy do salonu. Jest stosunkowo duży. Po prawej stronie widzę skórzaną kanapę. Wygląda na drogą. Przed nią stoi szklany stolik kawowy. Na ścianie wisi zdjęcie - Michała, Łucji i mnie. Wygląda na to, że byliśmy na sesji plenerowej. Siedzę z Michałem na trawie i trzymam go za rękę. Łucja leży oparta na łokciach i patrzy wprost w obiektyw aparatu. "Przepiękne" —pomyślałam.

Po lewej stronie stoi komoda, a nad nią wisi telewizor. Przechodzimy wspólnie przez pokój i znajdujemy się w kuchni. Jest mniejsza niż salon, ale nie jakoś znacząco. Meble są w białym macie. Na środku stoi wyspa, a na niej słoiki z różnymi przyprawami. Pod oknem znajduje się stół z sześcioma krzesłami.

—Boże jaka piękna — udaje mi się wydusić

—Sama ją zaprojektowałaś —mówi Michał — Zawsze sądziłem, że masz niezły gust.

Uśmiecham się nieśmiało do niego. Wychodzimy spowrotem na korytarz. Po drugiej stronie widzę troje drzwi. Otwieram pierwsze i oboje znajdujemy się w pokoju Łucji. Jest malutki, ale niesamowity. Cały jest w szaro-biało-różowych barwach. Na wprost widnieje okno z zasłonami w jednorożce. Po prawej stronie stoi białe łóżko, a na nim pełno poduszek i włochaty koc. Po lewej stronie znajduje się komoda, a na niej mnóstwo lalek. W rogu widzę stolik z dwoma małymi krzesełkami. Leżą na nim kredki i kolorowanki. W drugim rogu zauważam ten różowy rowerek. Łzy napływają mi do oczu i nie potrafię ich powstrzymać. Chwiejnym krokiem podchodzę do łóżka, siadam na nim i zaczynam płakać. Michał niepewnie podchodzi i mnie przytula.

—Miałaby dopiero cztery latka —udaje mi się wydukać

—Wiem kochanie, ale uspokój się. To nie wróci jej życia.

Ma rację, ale nie potrafię się opanować. Spoglądam na jej zabawki. Wspomnienia jakby wracają. Przypominam sobie, że co niedzielę siedziałam z nią tutaj i się bawiłam. To był jedyny dzień, kiedy miałam wolne od pracy. Salon kosmetyczny to nie jest łatwa branża. Tymbardziej jak się ma tylko dwie pracownice, a klientek całe mnóstwo. Żałuję tylko, że wcześniej nie wybrałam rodziny zamiast pracy. Dzięki temu miałabym więcej wspomnień z córką.

Wstaję i podchodzę do szafki. Wyciągam z niej różową sukienkę. Uwielbiałam ją. Zawsze ubierałam w nią Łucję, gdy miałyśmy jechać do mojej mamy. Tak ślicznie w niej wyglądała. Gniew jaki we mnie narasta jest nie do opanowania.W jedenej chwili zaczynam drzeć sukienkę na kawałki i rzucać wgłąb pokoju. Płaczę i wrzeszczę naraz. Czuję jak ktoś mnie obejmuje od tyłu i próbuje powstrzymać, ale ja się nie daję.

—Julio uspokój się! —Michał wrzeszczy mi do ucha

—Nie! Ty niczego nie rozumiesz! To moja wina, nie widzisz tego!? Po cholerę jechałam do mojej matki! Gdybym wtedy została w domu Łucja by żyła! — krzyczę

Nagle pokój wiruje mi przed oczami. Czuję, że osuwam się na podłogę. W następnej chwili widzę tylko ciemność.

 

Zagadkowaniki_

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • dariusz-b dwa lata temu
    Czyżby to był wielki powrót do publikowania? ;)
  • zagadkowaniki_ dwa lata temu
    Tak, mały powrót ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania