Poprzednie częściNieobecna PROLOG

Nieobecna ROZDZIAŁ IV

Rozłączyłam się bez słowa. Z głową pełną myśli i nadziei, że od Klary dowiem się czegoś więcej, wybiegłam z pokoju, potykając się o próg drzwi. Z bólu skakałam jak oszalała, trzymając się za palce stóp.

-Niech to szlag.-krzyknęłam, z bólu zaciskając zęby na wargach ust, aby się nie rozpłakać.

Mój entuzjazm diametralnie zmienił się w zgorzkniałą złość. Jedyne czego chciałam w tym momencie, to niepostrzeżenie wyrwać się z domu, bez tłumaczenia się rodzicom dokąd zmierzam o tak późnej godzinie. Tak jak się spodziewałam, to również wyszło nie po mojej myśli. Natrafiłam na matkę, w chwili, gdy kończyłam wkładać buty.

-Hola hola, gdzie ty się wybierasz?- usłyszałam niezadowolony głos matki.

Rodzice mieli dzisiaj jeden dzień wolnego i wybitnie bardzo grali mi na nerwach. Czy tylko ja nie potrafię zrozumieć osób, które w przeszłości wręcz marzyli o założeniu rodziny, a po ślubie i urodzeniu dzieci zupełnie zapomnieli, że trzeba o tę rodzinę dbać? Tacy są właśnie moi rodzice, całymi dniami siedzieli w pracy, jednak gdy kompletnie nie miałam ochoty na ich towarzystwo, oni udawali troskliwe małżeństwo, które wszystkim się przejmuje. Był tylko jeden problem, nie jestem już małą dziewczynką, która prosi się o uwagę rodziców, o ich miłość, o chwilę uwagi. Dorosłam i potrafiłam poradzić sobie sama.

-Idę do koleżanki, chętnie podałabym ci jej imię, jednak jest to zbędne, nie znasz moich znajomych. Nie wolno mi iść?- mój głos miał w sobie nutkę ironii.

-Jesteś bezczelna. Oczywiście, że wolno. Ale nie sądzisz, że jest zbyt późna godzina na odwiedziny? Poza tym nie uważasz, że powinnaś powiadomić nas o swoich planach, a nie po kryjomu wymykać się z domu?

Jej podirytowany głos był dla mnie satysfakcją.

-Nie sądzę, nagle zaczęliście się mną interesować? Nie zgrywajcie troskliwych rodziców.-krzyknęłam, wychodząc z domu.

Słyszałam za sobą głośne wrzaski matki, mówiła coś o moim zachowaniu, o tym, że mnie nie poznaje. Groziła, że w tej chwili mam wracać do środka, inaczej dostanę szlaban. Późniejszych słów nie słyszałam, a może nie dopuszczałam ich do siebie. Lekki zimny wiatr rozdmuchiwał kosmyki moich włosów, które zawsze wypuszczam spod czapki. Mieliśmy wiosnę, ale zimna pogoda w ostatnich czasach dawała nam się we znaki. Klara mieszkała dość daleko, dobre kilka kilometrów. Szłam w stronę przystanku, podjechanie autobusem było jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Nie miałam ochoty na spacer, szczególnie tak długi. Można by powiedzieć, że jestem typem domownika, osoby, która nie często wychodziła z domu z własnej woli. W dodatku moje przewrażliwienia, wraz z moim charakterem nie pomagały mi w tym. Wszędzie widziałam, zło i niebezpieczeństwo, które czyha na moje życie. Nawet w nocy idąc spać, włączałam lampkę przy łóżku, a powód tej czynności był komiczny, bałam się duchów. W mojej głowie widniały jedne myśli, że otworzę oczy, a nade mną stać będzie jakaś straszna postać. Moje wyobrażenia o świecie wydawały się absurdalne, ale często nachodziły mnie refleksje, dotyczące mojego życia. Teraz idę środkiem opuszczonego miasta i nie czuje nic, tak jakbym na moment wyzbyła się lęku. Dlaczego uważam, że to miasto jest opuszczone? Otóż w godzinach wieczornych, na ulicy nie ma żywej duszy. Spojrzałam pod nogi i odskoczyłam z piskiem, po zobaczeniu przy mnie trzech cieni. Wpadam w totalną paranoję, ale czy każdy człowiek nie powinien mieć tylko jednego odbicia? W dawnej rozmowie z kolegą dowiedziałam się, że mając więcej niż jeden cień, mogą towarzyszyć nam duchy. Poczułam ciarki na całym ciele, na myśl, że stroi przy mnie jakaś zmarła osoba. Chociaż zdawałam sobie sprawę, że plotę głupoty, które w rzeczywistości nie mają najmniejszego sensu, zaczynałam czuć się nieswojo. Podeszłam do rozkładu autobusów, na moje nieszczęście, ktoś powiesił go tak wysoko, że nie mogłam rozszyfrować małych, rozmazanych godzin. Ustałam na ławkę, której spróchniałe deski ledwo się trzymały. Największy problem niskich osób, mając metr pięćdziesiąt trzy, wszystko, co znajdowało się wyżej niż w zasięgu mojego wzroku, było dla mnie nieosiągalne.

-Kolejny autobus za godzinę? To jakiś żart? Mam tutaj siedzieć i marznąć?- burczałam do siebie, widząc, że nikogo przy mnie nie ma. W innym przypadku ktoś mógłby uznać mnie za niezłą wariatkę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania