Poprzednie częściOberża 1

Oberża 7

Wojna, jak wszystkie, zaczęła się z niczego i niespodziewanie. Od lat księstwa wiodły spór o wyspę znajdującą się na granicznej rzece. Traktat pokojowy zawarty za życia ojców obecnych władców spowodował, że na wyspie powstała osada i świątynia. Ale zwaśnione kiedyś strony nie zapomniały o spłachciu ziemi na wodzie. Gdyby postawić tam zamek...

Póki co umowa była przestrzegana. Niestety wracający z wizyty dyplomatycznej i ponoć mocno podchmielony syn księcia spowodował pożar. Według innych źródeł, był tak pijany, że to jego przeciwnicy podpalili osadę. Jaka by jednak nie była prawda – osada spłonęła, a stara waśń zaświeciła nowym ogniem. Grody pospiesznie uzupełniły zapasy i zwiększyły, przy wtórze lamentu kobiet, stany obrońców. Na wszystkie strategiczne miejsca wysłano podjazdy, patrole oraz oddziały z zadaniem umocnienia istniejących lub pobudowania nowych stanic.

I tak oto w listopadowy i dżdżysty poranek, na skrzyżowaniu szlaków pojawił się oddział. Cichy dotychczas las zaczął rozbrzmiewać gwarem, stukotem siekier oraz trzaskiem i łoskotem padających, ściętych drzew. Na polanie, która tyle czasu żywiła i bogaciła gromadkę Gora, powstawała wysoka palisada, a wewnątrz niej budynek z wieżyczką strażniczą. Oczywiście żołnierze nie mieli pojęcia, że nieopodal żyje siedmioro ludzi, zaś Dira, Niedźwiedź, Toana i ich wódz nie zamierzali ich o tym uświadamiać. Mieli już zebrane zapasy na zimę, przysposobioną do mieszkania i zabezpieczoną przed intruzami jaskinię. Nic nie zmuszało ich do opuszczenia doskonałej kryjówki, jaką zapewniła im dolinka.

Wojna tymczasem jak szybko wybuchła, tak szybko zgasła. Nim minął najkrótszy dzień w roku, zakończono działania. Ofiary pochowano, a zbędnych brańców odprawiono do domów, oszczędzając na żołdzie. Co dopiero zbudowana strażnica okazała się równie niepotrzebna, jak jej załoga. Rozkaz o powrocie do grodu nie dotarł, do stacjonujących na polanie, bo goniec zatrzymał się w zamtuzie, a gdy z niego nad ranem wyszedł z chęcią rozwiezienia rozkazów – niemal stracił głowę, a dokładniej jej połówkę odrąbaną porządnym rzeźnickim toporem. Użytkownik topora zdążył już wcześniej przefarbować i sprzedać służbowego konia, a teraz, stojąc okrakiem nad parującym jeszcze zezwłokiem, starannie przetrząsał sakwę posłańca, licząc na złoto. Znalazł tylko pergaminy. Rozczarowany splunął na trupa i kopnął ciało, a pergaminy wrzucił do chlewa, gdzie zajęły się nimi świnie.

Załoga trwała na posterunku, mimo że zapasy żywności coraz bardziej się kurczyły, a nowych transportów nie było widać. Dowódca wysłał więc gońca do grodu, równocześnie zlecając patrolom polowanie. Goniec, jak wielu innych, był brańcem. Obszedł polanę dookoła i ruszył do swojej osady, z której go wcześniej siłą wyrwano. Trzyosobowy patrol, który miał ubić jakąś zwierzynę, poszedł niefortunnie w kierunku, gdzie Gor zapewniał wieczny odpoczynek obrabowanym. Podmarzłe bagno nie sygnalizowało pułapki i tak zasób ciał w błocie wzrósł o kolejne dwa. Trzeci ledwo żywy wrócił do stanicy i przyniósł nie tylko wieść o tragedii, ale i błotną gorączkę, która szybko zabiła kolejne osiem ofiar. W stanicy zostało dziewięciu słabych, wychudzonych ludzi, którzy z dnia na dzień coraz mocniej pragnęli opuścić to przeklęte miejsce.

 

To była druga pełnia po najkrótszej nocy.

– Wymrzemy tu wszytkie dziesiętniku. Źreć ni ma co, zaraza nas ubija – szeptał do dowódcy stojącego na palisadzie nad bramą i sikającego na przedbramie – uchodźmy stąd póki możem – dodał prosząco pełniący nocną wartę.

Od czarnej sylwetki przed nim srebrny łuk moczu spadał w dół i niknął w cieniu z cichym chlupotem.

– Jakbyś to rzekł przy reście, to bym cie ubił, a tak jeno w pysk trzasnę, ale pierwej fiuta schowam, bo zimno – to rzekłszy podciągnął hajdawery i plasnął otwartą dłonią w policzek mówiącego.

– A to ci jeszcze powiem, żem gońca do grodu słał, ale ani widu, ani słychu. Znaczy wojna trwa, a my stoić tu musim. Takoż i brak spyży a i zmiany warty znaczyć musi, że nasi ciężko walczą, więc zawrzyj gębę i nie peplaj po próżnicy. A gdybym posłyszał, żeś innych do wyjścia nakłonić próbował – zabiję.

Wartownik, milcząc, ukłonił się pokornie.

 

Minął kolejny miesiąc, a następny miał się ku końcowi.

Noc przygasiła światła gwiazd i rozjaśniła całun ciemności, gdy pięciu rzuciło się na czterech. Dziesiętnik zginął jako pierwszy, zabierając ze sobą dwu. Jego zastępca przewodzący buntownikom, wbił sztylet w kark przełożonemu. Najmocniejszy z żołnierzy, atakowany z trzech stron, rozpruł brzuch jednemu ze zbuntowanych. Sam, zajęty zdradzieckim zastępcą, nie zauważył, że został zepchnięty w obronach w pobliże wypływających z brzucha jelit. Ranny, zwinięty w kłębek dostrzegł stopę i przyszpilił ją ciężkim nożem. Siłacz przebił mu w rewanżu głowę mieczem. Ta zwłoka wystarczyła zastępcy i ostatniemu z żołnierzy, aby wreszcie dopaść mocarza. Teraz cała trójka stała. Dwu ciężko dysząc i jeden, coraz rzadziej rzężący, przybity do ściany halabardą.

 

Marcowe słońce wstało nad cuchnącą stanicą.

– Trzaby ich pochować, ale ziemia w grudy przez mróz poszła – powiedział mniejszy.

– Trzaby – zgodził się wyższy – alibo wywalić coby ich wilki... – urwał tknięty nową myślą – nale by z grodu przysłali to co rzekniem? – zapytał, jakby dopiero co taką możliwość dostrzegł.

– Rzekniem, że bronilim dziesiętnika – odrzekł z uśmiechem zastępca – a tera trza nam stos ułożyć i trupy spalić.

– Siedem? Dyć to pół lasu nie starczy...

– Trupy ściagniem pod ostrokół, a dziś jeno obaczym ile, na jednego umarlaka, trza czasu i drew. Biermy się do roboty, bo dzień krótki.

Stos zapłonął, gdy słońce było najwyżej, a zgasł, gdy noc w pełni nastała. Smród dotarł do nosa Gora i pozostałych mieszkańców jaskini. Bladym świtem ruda kobieta bezszelestnie dotarła do polany. Nogi owinięte w podwójne skóry i niedźwiedzie podeszwy zostawiały ślad mogący niewprawnego zmylić. Obeszła promieniejące ciepłem pogorzelisko, na skraju którego leżała na wpół spalona głowa. Z zainteresowaniem przyjrzała się śladom świadczącym jak zginął nieboszczyk. Podeszła do ostrokołu i wyczuła smród leżących za nim ciał. Zawróciła i odeszła w las, by wczesnym przedpołudniem wrócić do jaskini.

Następne częściOberża 8 Oberża 9 Oberża 10

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Fanriel 16.07.2018
    Dlaczego tak pusto pod tym tekstem? Przeczytałam, choć nie zapoznałam się z wcześniejszymi częściami. Ta zaciekawiła mnie na tyle, że wkrótce chętnie nadrobię zaległości.
    Przy okazji znalazłam kilka brakujących przecinków (nie przeglądałam tekstu pod tym kątem, więc być może to nie wszystkie).

    "Nic nie zmuszało ich do opuszczenia doskonałej kryjówki jaką zapewniła im dolinka." - przecinek przed "jaką";
    "Rozkaz o powrocie do grodu nie dotarł, do stacjonujących na polanie, bo goniec zatrzymał się w zamtuzie (…)" - niepotrzebny przecinek przed "do";
    "(…) a teraz stojąc okrakiem nad parującym jeszcze zezwłokiem starannie przetrząsał sakwę posłańca, licząc na złoto." - przecinek przed "starannie"; chyba przed "stojąc";
    "Jakbyś to rzekł przy reście to bym cie ubił (…)" - przecinek przed "to";
    "Dziesiętnik zginął jako pierwszy zabierając ze sobą dwu." - przecinek przed "zabierając";
    "Sam, zajęty zdradzieckim zastępcą nie zauważył że został zepchnięty w obronach w pobliże wypływających z brzucha jelit." - przecinek przed i po "nie zauważył";
    "(…) zapytał jakby dopiero co taką możliwość dostrzegł." - przecinek przed "jakby";
    "Stos zapłonął gdy słońce było najwyżej (…)" - przecinek przed "gdy";
    "Zawróciła i odeszła w las by wczesnym przedpołudniem wrócić do jaskini." - przecinek przed "by".

    Zostawiam 5 i pozdrowienia. :)
  • Karawan 17.07.2018
    Wakacje psze Pani, wakacje, urlopy, nie romans, nie kryminał, ot, takie sobie opko - temu i pusto. Dziękuję za korektę i pozdrowienia. ;)
  • Pasja 16.07.2018
    Witamd
    Smutny obraz wojennej pożogi. Jednak wojna nie trwała długo.

    Mieli już zebrane zapasy na zimę, przysposobioną do mieszkania i zabezpieczoną przed intruzami jaskinię. Nic nie zmuszało ich do opuszczenia doskonałej kryjówki jaką zapewniła im dolinka... bardzo sprytnie przetrwali cały ten czas.

    Powtarzam się, ale świetny język i znajomość owych czasów przenosi czytelnika w świat Fantasy.

    Taki drobiazgi
    Jakbyś to rzekł przy reście to bym cie ubił - Jakbyś to rzekł przy reszcie to bym cię ubił

    Pozdrawiam serdecznie
  • Karawan 17.07.2018
    Witaj wolna w raju. Jednak w reście, dyć wicie ze nie mówiom "reszcie" na rowni z pioseńką i panieńką - ot galicyjskie zmiękczenia ;). Dziękuję za uwage i wizytę. Dobrej pogody życzę ;)
  • Keraj 16.07.2018
    Realistyczny opis walki 5
  • Karawan 17.07.2018
    Dziękuję;)
  • Justyska 17.07.2018
    Witaj Karawanie. Wojna, smród palonych ciał. Mroczna część. Podoba się.
    Pozdrawiam
  • Karawan 17.07.2018
    By była jasność - musi być ciemność. Dziękuję za komentarz i wizytę ;)
  • Kim 23.09.2018
    Hej ho, Karawan!

    - "Co dopiero zbudowana strażnica okazała się równie niepotrzebna, jak jej załoga." - zmieniłabym początek na "Dopiero co".
    - "zdążył już wcześniej przefarbować i sprzedać służbowego konia, a teraz ,stojąc okrakiem nad parującym jeszcze zezwłokiem(..)" - drobnostka. Przecinek przed "stojąc" jest w złym miejscu. Przylega do złego słowa ;P
    - "To była druga pełnia po najkrótszej nocy." - To fajne. Zobrazowanie ile czasu minęło, unikając oklepanego "tyle a tyle później".

    Reszta bez zastrzeżeń. Nie przyglądałam ię specjalnie interpunkcji, ale na oko - spoko.
    Żonglujesz akcją. Przeskakujesz w rozdziałach do różnych miejsc i zdarzeń a ja to w książkach lubię. Fajnie, fajnie. Pisz dalej. Pinć leci na Twoje gwiazdkowe konto.
    Pozdrawiam.
  • Karawan 24.09.2018
    Użytkownik topora zdążył już wcześniej przefarbować i sprzedać służbowego konia, a teraz ,stojąc okrakiem nad parującym jeszcze zezwłokiem, starannie przetrząsał sakwę posłańca, licząc na złoto. - Może źle to widzę ale spróbuję sie wytłumaczyć; " Użytkownik topora zdążył już wcześniej przefarbować i sprzedać służbowego konia, a teraz starannie przetrząsał sakwę posłańca, licząc na złoto." I do tego dodaję wtrącenie; " ,stojąc okrakiem nad parującym jeszcze zezwłokiem" . Czekam, że może Adam lub inny duch opiekuńczy (Skoia, Naz, Arysto, Ausek, ... No, sama wiesz ilu tu jest panujących nad przecinkozą). Póki co - zostawię ;)
  • Karawan 24.09.2018
    A przede wszystkim to dzięki za komentarz i odwiedziny w wozowni ;))
  • Kim 25.09.2018
    Karawanciu, chodziło mi tylko o to, że po przecinku nie ma spacji a jest przed ;p
  • Karawan 25.09.2018
    Kim Paluszki widać tańcowały pijaniutkie, ale podziwiać oko bystre Waćpanny ;)) Dzięki baardzo, nie znalazłbym nawet po roku - ot starcza ślepota ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania