Odnalazłam Cię - Rozdział 2

W drodze do pracy nawiedzają mnie ponure myśli. Przeszłość staje mi przed oczami i wypełnia wszystkie moje myśli. Otaczając mnie świat znika. Jak potwór, który nie ma zamiaru odejść póki ze mną nie skończy, staje przed moimi oczami mój brat. Mateusz. Jest wściekły, że kobieta, która należała do niego, jest teraz moja. Wiem, że nie spodobałoby mu się to. Wiem, że sposób w jaki ją zdobyłem jest żałosny i godny pogardy.

Myśli kłębią się w mojej głowie i nie potrafię ich od siebie odrzucić. Włączam głośną muzykę, żeby to zagłuszyć. Nic z tego. Obrazy z tamtego dnia stają mi przed oczami. Wypadek. Zakrwawiony Mateusz. I ta głupia myśl w mojej głowie, żeby wykorzystać sytuacje. Usunąć jednego pionka, aby do gry mógł wejść drugi. Telefon do dawnego znajomego...

Dosyć. Nie mogę o tym myśleć, bo oszaleję. Po prostu zwariuję. A przecież jestem potrzebny swojej żonie. Niedługo zaadoptujemy dziecko i będziemy prawdziwą, pełną rodziną.

Moje szalone myśli zostają całkowicie rozbite w momencie gdy dzwoni telefon. Zjeżdżam na pobocze i widząc numer kobiety zajmującej się adopcją dziecka, od razu odbieram.

- Dzień dobry panie Wesołowski – mówi kobieta pogodnym głosem – przepraszam, że dzwonie tak późno, ale od tygodnia jestem na urlopie- kontynuuje, a mnie zżera ciekawość przed tym, co chce mi powiedzieć, choć z drugiej strony czuję lekki strach – ale proszę się nie niepokoić. Przed wyjazdem oddałam całą sprawę mojej asystentce i zajęła się wszystkim. Właśnie dzwoniła i przekazała mi, że wszystkie dokumenty są już gotowe, a dziecko będą mieli państwo lada dzień.

Z ulgą wypuszczam powietrze. Nareszcie się udało.

- Panie Wesołowski? Jest pan tam? - pyta kobieta trochę zaniepokojona.

- Tak, tak – na początku tylko tyle udaje mi się wykrztusić z siebie – po prostu się cieszę – dodaję, gdy odzyskuję mowę.

- Zasłużyli państwo na to dziecko – oznajmia nagle głos po drugiej stronie, a po chwili dodaje – zapomniałabym. Muszą państwo zjawić się dziś w domu dziecka. Najlepiej od razu.

- Tak, będziemy. Dziękuję za telefon.

Kończę rozmowę i natychmiast dzwonię do Kingi. W myślach wyobrażam sobie jej radość i to, jak wybiegnie z pracy oznajmiając wszystkim po drodze, że w końcu adopcja dobiegła końca.

Jednak ona nie odbiera. Próbuję znowu i znowu. Nadal nic. W końcu postanawiam napisać jej smsa. Może teraz jest bardzo zajęta. Dojedzie potem.

Przed odjazdem dzwonię do pracy i informuję, że przyjadę trochę później. Na szczęście nie stanowi to dla nikogo żadnych problemów.

Ruszam przed siebie, a w moich myślach jest maleństwo, które mamy adoptować. No, może nie takie maleństwo, bo dziecko ma już trzy i pół roku. Moje szczęście w tej chwili nie ma granic. Mam ochotę wykrzyczeć całemu światu, ze niedługo będę ojcem, a do tego mam wspaniałą żonę, która będzie matką tego dziecka.

Po upływie dwudziestu minut jestem na miejscu. Budynek, w którym znajduje się moje maleństwo sprawia wrażenie przyjaznego. Tak samo jak ludzie, którzy w nim pracują. Byliśmy tu z Kingą już nie raz i zawsze spotykaliśmy się z dużą uprzejmością.

Wchodzę do środka z uśmiechem na ustach i podążam w stronę dobrze mi znanego gabinetu. Nie jest dla mnie zaskoczeniem, gdy po zapukaniu i dość uprzejmym „Proszę!” otwieram drzwi i widzę wysoką, szczupłą i niezbyt przyjazną kobietę. Domyślam się, że jest ona asystentką, o której mówiła Magda w czasie naszej rozmowy.

Witam się i od razu słyszę:

- A gdzie żona? - głos kobiety nie jest zbyt miły tak samo jak ona cała.

Nie zrażam się tym jednak i tłumaczę, ze Kinga zapewne robi coś ważnego, ponieważ nie odbiera telefonu.

- Czy jest coś ważniejszego od dziecka? - pyta pani asystentka, a ja czuję jak moje ciało się napręża. Gdyby okoliczności były inne z pewnością nie pozostawiłbym tego bez komentarza. Jednak puszczam tą uwagę mimo uszu, a ona kontynuuje – dobrze, w takim razie dam panu dokumenty dla żony, podpisze je w domu.

Przerywa i wyciąga plik kartek z białej teczki, na której dostrzegam swoje nazwisko. Przyjmuję je od niej. Za chwilę dostaję kolejny plik, tym razem dla mnie. Podpisuję wszystko trzęsącymi się rękami. Chcę już zobaczyć swoje przyszłe dziecko.

Po kilku minutach oddaję dokumenty w ręce kobiety i pytam, czy mógłbym zobaczyć dziecko.

- Teraz jest na lekcjach – odpowiada obojętnym tonem.

Patrzę na nią unosząc brwi. Trzylatka na lekcjach?

- A czego się uczy? Chodzenia? - pytam z lekką ironią.

- Czternastolatka chyba nie musi uczyć się już chodzenia, ma ważniejsze rzeczy, nie uważa pan? - pyta lodowatym tonem i spogląda na mnie jakbym był niespełna rozumu.

Nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Podnoszę się z krzesła i pytam z niedowierzaniem:

- Jak to czternastolatka?

Teraz to kobieta patrzy na mnie z niedowierzaniem.

- Czy pan się nazywa Oktawian Wesołowski?

- Zgadza się.

- Razem z żoną ubiegacie się państwo o adopcję dziecka?

- Tak – odpowiadam, zastanawiając się do czego prowadzi ta rozmowa.

- Paulina. Czternastolatka, która od trzech i pół roku znajduje się w naszym domu dziecka. Dziecko, które państwo chcą adoptować, zgadza się?

Wytrzeszczam na nią oczy i zastanawiam się czy to nie sen. Tak to na pewno sen. Przecież to niemożliwe, żeby doszło do takiej pomyłki!

- Nie, nie zgadza się. To znaczy.. - przerywam, łapiąc się za głowę. Zbieram myśli i zaczynam tłumaczyć spokojnie, choć ciśnienie mam mocno podniesione – Zgadza się to, że chcemy adoptować dziecko i ma na imię Paulina. Ale dziewczynka miała mieć trzy i pół roku, a nie czternaście!

Kobieta patrzy na mnie surowo i wypuszcza powietrze. Widać, że ona również zaczyna się denerwować.

- Proszę pana – zaczyna i stara się panować nad głosem – w papierach mam informacje o czternastoletniej Paulinie, która ma trafić lada dzień do państwa domu. Wszystkie dokumenty są gotowe. Brakuje tylko podpisu pana żony i dyrektora. Nie wiem jakim cudem zaszła taka pomyłka, ale ja tylko wykonuję swoją pracę. Mogą państwo przerwać proces adopcyjny na ostatnim kroku, ale ostrzegam, że wtedy ponowna adopcja może ciągnąć się jeszcze dłużej niż ta – przerywa na moment po czym dodaje jeszcze – nie wspomnę już o uczuciach dziecka, które dowie się, że jednak nie będzie miało normalnej rodziny.

Patrzę na kobietę siedzącą przede mną i nie mogę uwierzyć w jej słowa. Czternastolatka? Dziewczyna, która lada dzień będzie zbuntowaną nastolatką z tymi wszystkimi kobiecymi problemami, w moim domu...?

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • NataliaO 04.08.2015
    Fajnie móc Cie znowu poczytać, 5:)
  • Rebley 04.08.2015
    Genialne 5
  • Angela 04.08.2015
    No to im się troszkę pokomplikowało : ) 5
  • BreezyLove 05.08.2015
    Dziękuję dziewczyny ;)
  • Ichigo-chan 05.08.2015
    Świetne, podoba mi się :D Będę czekał na kolejne rozdziały :D 5
  • DuŚka ^.^ 13.08.2015
    Mogłabym Cie czytać godzinami:) Świetnie piszesz, masz taki lekki sposób pisania, że nie można się oderwac, jest ciekawie, bardzo! 5 ;)
  • KarolaKorman 14.07.2016
    No faktycznie nieporozumienie, które zdziwiło i mnie, 5 :)
  • KarolaKorman 14.07.2016
    A i jeszcze jedno :) Jak zmieniasz narrację, to pisz na początku części, kto nim jest, bo doznałam szoku czytając pierwsze zdania :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania