Poprzednie częściOtwórz karczmę, mówili... [1]

Otwórz karczmę, mówili... [3]

Było już południe kiedy Oślik wytrzeźwiał na tyle, by wmusić w siebie śniadanie. Nieumiejętnie wyczyszczona z ości ryba suszona otoczona niedogotowanymi ziemniakami na geometrycznie nachalne sześciany obranymi. Tragedia ta była tworem Fonnaia, bowiem Pleszka z samego rana oznajmiła iż ma plan i dała w długą na miasto.

 

Chłopaki więc obijali się przy ladzie ramię w ramię. Kiepski posiłek karczmarzowi umilał Fonnai wyjaśniając co to odczyniało się wczoraj.

 

- Zemdlał od razu, całe spodnie miał sfajczone. Kurna, niezłe to panaceum na lelekiuki było. Szkodnikowi też się dostało, ino że tak trochę i bydle uciekło do piwnicy. A ten znachor to anioł nie człowiek, przybieżył jak najprędzej. Powiedział tylko że dopisze do twojego rachunku...

 

Fonnai przerwał wywód widząc jak Oślik upuścił łyżkę w strawę i zachwiał się na taborecie wciskając dłonie w oczodoły. Zajęczał wypluwając przeżutą rybę najeżoną ościami na własną tunikę.

 

- Jestem zrujnowany! Na nice mnie wywrócą! Po co mi to było? Karczmę otwórz, mówili... lepiej mi było zostać na wsi, krowy pasać... świnie strzyc!

 

Fonnai może i chciałby pocieszać swego druha, lecz zagapił się na grupkę lelekiuków czyniącą procesję po sali.

 

W forpoczcie szły cztery pary szkodników owinięte pętem kiełbasy, zawodziły tryumfalną pieśń swego ludu. Jazgot okropny, gwałt na uszach czyniący gorszy niż trytonów koncerty z najantyczniejszych rowów morskich. Tylcem kordonu dreptali dworacy co łupy nieśli nie tylko w łapkach ale i pyszczkach. Zrabowane z pokoików mieszkalnych podarte koszule, bielizna a grzebyki, pogryzione sandały czy wymemłane w mordkach spinki do włosów.

 

Garbem a wierchem pośrodku żmija marszowego, był taszczony na wyrwanej klepce podłogowej, rozwalony na połci wędzonej baraniny lelekiukowy cesarz, imperator, bożek li herszt. Puchaty stworek z aż dwoma widelcami wbitymi w głowę, zapychał swój wygięty pysk krążkiem sera, elegancko włochatego od pędzlowej pleśni.

 

Elfowi dozorcy szczęka opadła dopiero wtedy, kiedy zorientował się, że sztućce nie były jedynymi ozdobami szkodnikowego monarchy. Otóż paszczurzowy majestat władyki z wyraźnym trudem wchłonąwszy ser, uczynił widocznym brelok krzywo przebijający królewską jego kichawę.

 

Zgrabny kolczyk, taki z maluczką perełką otuloną prostym kółkiem z barwionej na jesiennozłocisty miedzi. Żyłka jakowa strzeliła Fonnaiowi, targanym ruchem przeczesał grzywkę, zawiązał sznurek koszuliny aż pod szyję i waląc półbosymi nogami o podłogę, powstał na baczność.

 

- Kurna! Wy paskudy zawszone! Wara od moich rzeczy! - wzniósł krzyk bojowy i łapiąc za taboret, ruszył w tany.

 

Procesja rozsypała się w mig, porwały się węzły kiełbasiane a lektyka z deski została tchórzliwie upuszczona. Każdy lelekiuk uciekał w inną stronę, parę wlazło centralnie pod stopy Fonnaia. Elf krzyknął zabujawszy się na fioletowych li pomarańczowych baryłkach a taboret wypadł mu z garści.

 

Przejechał na walcowatych ohydztwach z pół metra zanim runął w dół zwyczajem podciętego bobrowymi ogonami jesionu. Kudłate chochliki zaryczały chichrając się jak opętane papugi i ostatecznie rozbiegły się podskakując niby przez kupalne ognie.

 

Jeden z czmychających lelekiuków zdążył nawet napluć w twarz kolejnemu pokonanemu elfowi. Fonnai zajęczał jak ustrzelony z łuku.

 

Zgramolił się na równe nogi iście geriatrycznymi ruchami. Doczłapał się baru sztywno trzymając za obite plecy. Kiedy z powrotem usiadł przy Ośliku, człek ozwał się:

 

- Dobrze że tym razem nic się nie rozwaliło.

 

Jak za sprawą uroku z odciętej a ususzonej w alchemicznych przekleństwach łapy nieumarłego guślarza, frontowe drzwi z hukiem otworzyły się na oścież. Poszedł do licha górny zawias a futryna przy dolnym spękała się drzazgami jak jaszczur wylinką.

 

Do środka głośno stawiając kroki, weszła potworzyca.

 

Psie pazury u szerokich stóp wystukujące narwany rytm po deskach. Siwe cętki w szczeciniastym futrze brązowym bijące od kostek kawalkadą. Uda szerokie z sierścią napuszoną sterczącą wokół jak ostrzami regiment pikinierów. Klepsydrowy tors z pełną piersią również napuszoną kudłami li dopełniony zacętkowanymi ramionami.

 

Bestia dwunoga niemal sięgała niskiego stropu swoją potarganą grzywą. Jakby mogła to ogniem błękitnych ślepi rozniosła by całą powałę.

 

Chłopaki zaniemówili, Oślik ponownie wypluł rybę.

 

Kolejny szok nastąpił kiedy zza potworzycy wyskoczyła Pleszka, i choć Pleszka to cała w skowronkach. Rozrzuciła ramiona jak ten handlarz prezentujący zupełnie nie kradzioną li na pewno posiadającą komplet zębów kobyłę i zatrajkotała:

 

- A oto przed państwem, dwukrotna mistrzyni Pankrationu Gereskiego, zdobywczyni Złotej Laury na Zawodach Bokserskich w osiemdziesiątymdziewiątym, srebrna medalistka Gereskich Konkurów Zapaśniczych! Ulgaria zwana Włochatą!

 

Rzeczona mistrzyni uniosła rękę na wiwat a obwiedziona rzemieniami pięść wybiła w jednej z krokwi odcisk. Potworzyca wyszczerzyła zaskakująco zwyczajne zęby i drugą ręką wydrapała ze szczeciny na licu wsze jakowąś. Robaczek rozprysnął się na miriadę drobnic między pazurami Ulgarii.

 

- To się zgadza! - krzyknęła.

 

- Ta ta... bardzo włochata. Masz ty kobieto na sobie jakieś ubranie? - wydukał Oślik po dłuższej pauzie potrzebnej by w pełni przyjąć do wiadomości co tym razem się odczynia w jego skromnym przybytku.

 

- Rzemienie mam na dłoniach, ślepyś? Moje ulubione, przekładaniec ze skóry wołu i pępowiny utopca, autentycznej! - zapewniła Ulgaria.

 

- A czym pani jest? - zapytał nieśmiało Fonnai.

 

- Kryptydą. Ot co. Jedyną i niepowtarzalną. Gryfy mnie wychowały na turniach Gór Karlich karmiąc wątrobami zbłąkanych podróżnych, jeśli wierzyć tym czartopłoch, ludziom co mnie nie lubią bo na przykład przerżnęli przeze mnie zakłady.

 

- Ulgaria to najlepsza zawodniczka we wszystkich trzech stolicach imperium! Rozwaliła Gryzigłaza, Głazołapa i Głaza Uttum! A Spiżowego Głaza położyła jednym ciosem! - oznajmiła niemal na jednym oddechu Pleszka.

 

- Ano, wszystkich Braci Głazów ostatnio rozparcelowałam, a tego tumana Uttuma to nawet namówiłam na wieczorek w kasynie. Myślał że będziemy się chędożyć! Wolne żarty. Z orkiem to może jeszcze, po pijaku. Ale półork? Tfu, czartopłoch! Mam standardy! - dopowiedziała Włochata.

 

- Ta ta... albo wóz albo przewóz, czaję. Gratuluję kariery zapaśniczej... - wymamrotał karczmarz wydłubując ość z dziąsła.

 

- Pięściarskiej.

 

- Ta ta... do siego roku. Ale co ty chcesz zrobić, zajebać każdego lelekiuka z osobna?

 

Ulgaria parsknęła śmiechem, szybkim ruchem przejechała kciukiem po nosie i zderzyła ze sobą pięści. Aż rzemienne kastety zachrobotały niby tłukące się brzuchami warany. Oblizała z lekka ino zarośnięte wargi oraz naprężyła muskuły.

 

- Tymi oto ręcami człowieczku.

 

- Tymi..?

 

- Ręcami.

 

- Ah... wyśmienicie.

 

- Dłońmi tak właściwie. Mam na za tydzień ustawioną walkę z paroma goblinami. Dosłownie, jest ustawiona tak że mam im ino ręce połamać... ale ćwiczyć trzeba! Takie pokurcze lelekiuki to niezła rozgrzewka będzie.

 

- Przynajmniej... chyba wiesz jak wygląda lelekiuk?

 

- Małe to i irytujące jak świerzb. Jednemu znajomkowi w noc całą piwiarnie obrobiły. Nie ostała się jedna klamka w drzwiach. Raz dwa i czartopłoch, ino smród po nich zostanie.

 

Ewidentnie rozsadzana emocjami Pleszka nie wytrzymała i zapierając się ciżmami spróbowała popchnąć Ulgarię w kierunku kuchni.

 

- Dobra już! Nie ma co czasu marnować! Lelekiuki są w piwniczce!

 

- Tajest pani kapral! - odparła Włochata i zasalutowała prześmiewczo.

 

Kryptyda ruszyła ciężkim krokiem w napiętej zwyczajem skrzypcowej struny posturze. Pleszka zaś w tej parze pasująca jak byle muchołówka na miedzy dzielonej z sekwoją, w tanecznych susach podążyła za nią.

 

Kiedy panie zniknęły w kuchni a raban tłuczonych ostatnich przetrwałych dzbanów zadźwięczał, elf dozorca nachylił się ku karczmarzowi.

 

- Kurna Oślik... chciałbym żeby mnie przydeptała - wyszeptał na gorącym oddechu Fonnai.

 

Druh elfa ino obrzucił go zmordowanym spojrzeniem skazańca trzeci stopień na szafot pokonującego. Westchnął, przetarł opuchłą od picia a popłakiwania nocnego twarz i przygarbił się w stronę dozorcy tak że ich czoła prawie zetknęły się, rasowo konspiracyjnie.

 

- Ja też Fonnai, ja też. Ale byle po pijaku. Mam standardy.

 

***

 

Ulgaria zabrawszy się do eksterminacji lelekiuków, rozpętała prawdziwą lawinę burzową w kuchni.

 

Szkodniki omotane paniką nieskładnie latały po izbie. Podrywane w górę przez Włochatą, piszczały a wiły się udając piskorze. Jeden rzucony został w wieszak na chochle, nabił się nań średnio prosto. Drugi jak w grze szklanymi kulkami rozprysnął zastawę lądując w środku kredensu. Inny zaś spróbował salwować się gryząc Ulgarię w kciuk. Nie spodobało się to pankrationistce...

 

Z przyłożenia łupnęła odważnym szkodnikiem o ziemię i rozpędzając nogę wygiętą niemal na sztorc, rozkwasiła lelekiuka. Fioletowy a pomarańczowy antałek zachrapał soczyście, oczka wylazły mu z łebka a z tylnego otworu poleciały mu smużki czerwonawe wraz z poplątanymi jak włóczka wątpiami. Żarty się skończyły.

 

- Pleszka... a ty w ogóle skąd znasz tą mutantkę? To nie do końca znajoma o którą bym cię posądzał - zagadnął Oślik.

 

- A tam... nieciekawa historia. Postawiłam na nią kilka razy, wygrałam cięższy mieszek. Później poszłyśmy na kolację do Bazyliszkowej Beczki, czy tam dwie... parę kolacji... - odpowiedziała z lekka speszona Pleszka.

 

- Co!? Hazardowałaś... i wygrywałaś siostra, a się nie podzieliłaś!? Niech to harpia świśnie, centaur stratuje. Masz coś odłożone? - zasyczał zaaferowany karczmarz.

 

- No... hehe... wiesz braciszku, jak się człowiek stołuje w drogich lokalach to monety jakby wyparowują... - wymruczała mrużąc oczy dziewczyna.

 

- Kucharka nam do konkurencji chodziła jeść - podsumował przygnębionym tonem Fonnai.

 

Ulgaria na całego wzięła się za demontaż mebli. Kopniak w skrzynię na kapustę, posypały się warzywne główki a pozbawione owych lelekiukowe korpusiki. Zaciśnięte pięści niby armatnie kule wbiły się w szafkę wiszącą. Rozniosło to pudło w szczapy na opał a zatrzaśnięte w garści lelekiucze paszczury zwiotczały.

 

Ruszając się niemal jak oszołomiony swędem krwi wilkołak, Ulgaria dopadła głównego stołu gdzie Pleszka odczyniała całą gastronomiczną magię. Pod strop poleciały deska do krojenia, półmisków gro, moździerz sypiący pieprzem a kryjące się za poprzegryzanymi baryłkami miodu pstrokate antałki lelekiukowe.

 

Łup łup i jest trup. Chrup chrup i do wiadra na pomyje chlup chlup.

 

Zrobił się bałagan, niby parę lelekiuków Ulgaria zamęczyła a wnętrzności z nich wylatywało jak z obżartego smoczyska po rejzie na owczarnię.

 

Jednym machnięciem odrzuciwszy kwartet szkodników pogrzebaczem chcących atakować, skierowała się na palenisko. Chwyciła za ruszt nad podmurówką i poderwała go wraz ze stojącym na nim lelekiukiem. Przez ułamek sekundy wyglądało to jakoby z baśni starej scena. Oto nieustraszony druid na skarpie spoziera w ślepiska górskiego olbrzyma co w przerwach od walenia gór, podpłomyki ze szpiku pastuchów piekł.

 

Szkodnik poleciał w piruetach na ostrokoły stłuczonych naczyń a rozpędzona Ulgaria cisnęła kratownicą przez całą długość pomieszczenia. Trójka wspólników w ostatniej chwili uniknęła dekapitacji i padła na ziemię. Ruszt wybijając dziurę w ścianie, roztłukł się na pojedyncze pręty.

 

- Wiedziałem że za to przepłaciłem, kowal mnie w konia zrobił. Strach pomyśleć co by było jakby gar gulaszu na to wstawić... - wymamrotał Oślik.

 

- Można powiedzieć że Ulgaria dokonuje nam tu inspekcji budowlanej. Jak widać Ośliku, szczędziłeś na jakości materiałów. Dobrze ze lelekiuki nas opadły nie korniki - wyrwał się Fonnai.

 

- Karaczany za to były, ale lelekiuki je zjadły - dodała Pleszka.

 

Karczmarz nic w obronie swej inwestycji nie powiedział, za bardzo był wniebowzięty skutecznością z jaką Ulgaria rachowała lelekiuki. A czyniła to dokładnie, jak ten lichwiarz wąpierz wyrywający ostatni grosz wdowie.

 

- To się może udać! Duchu Stwórco Glifie, ona jest jak taran... - wykrztusił wreszcie karczmarz.

 

- Bogini Matko, nie jak taran a kawaleria zaciężna! - zachwycił się Fonnai.

 

- Widzicie chłopaki? Czasem potrzeba kobieciej ręki żeby rozwiązać problem - oznajmiła z zadowoleniem dziewczyna.

 

- Dajcie mi kurwa przeciwnika!!! - zaryczała Ulgaria.

 

Nagle coś zachrobotało u powały, wstęgi kurzu a pyłu uleciały spomiędzy klepek. Łupnęło, trzasnęło, huknęło. Ulgaria niepewna co też odczynia się na strychu karczmy, zadarła czerep na sufit.

 

- Co za licho..?

 

Wtem hałas przebił się przez powałę wraz z kowadełkiem, zarąbanym chyba z leprykonowego warsztaciku krawieckiego. Jak kamień w wodę, żelastwo przydzwoniło w głowę Ulgarii a ta złożyła się na ziemię harmonijkowo.

 

Szybkie spojrzenie po sobie szóstki wyłupiastych od zaskoczenia oczu i charta zryw do położonej pokotem włochatej pankrationistce.

 

Fonnai już ochoczo jął się brać do podtrzymywania oddechu u omdlałej kobiety, Pleszka jednak pacnęła elfa po karku. Zaraz potem zaczęła młyńce dłonią czynić po licu Ulgarii.

 

- Pleszka powiedz że ona nie miała żadnych wierzycieli, jak nie żyje to przyjdą jeszcze po mnie! - wyjęczał Oślik.

 

- Nie no, co ty! Ulgarii raz w potylice troll zarąbał, wyliże się - zapewniła jasnowłosa.

 

Kryptyda rzeczywiście mimo ogromnego guza deformującego czoło, rozwarła ślepia jak zakryte mgłą bielma.

 

- Pleszka... światło widzę. Czartopłoch... - wybełkotała ledwo trzymając się na granicy przytomności.

 

- Widzicie? Nic jej nie jest! - oznajmiła rozpromieniona Pleszka.

 

I tedy z góry spadła spora mosiężna klamka, idealnie wycelowana w łepetynę potworzycy. Przytomność opuściła ją iście zwinnie.

 

Ludzie i elf z przerażeniem spojrzeli na dziurę u sufitu, wprost na nich gapił się z demoniczną wręcz odrazą nie kto inny jak lelekiuk. Taki z przekrzywioną główką a futerkiem z przodu na bebzonku wypalonym alchemicznym szlamem.

 

Gapił się celując w ich dusze, zapewne głodny by je pożreć. Otrok z czarnoksięskich wód owodniowych, skaza a zakała łożysk chimerycznych, szkodnik nad szkodniki. Zawszony li zapluty, lelekiuk. Nie mylić z lelekiem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania