Pisane przy kawie: Pseudofilozoficzny bełkot o sensie życia...? – felieton

„Umrzeć – tego się nie robi kotu” – napisała Wisława Szymborska, parafrazując ten cytat: „umrzeć – tego się nie robi bliskim”, a co jeśli się ich nie ma (przynajmniej w praktyce)? Jeśli jest się samotnym. Pojedyncza jednostka, której odejście nikogo by nie obeszło. To ten moment, kiedy człowiek czuje, że zmarnował większość swojego niedługiego jeszcze życia. Kiedy czuje się nic nie wart, kiedy wie, że niczego nie osiągnął i tak naprawdę nic nie ma. Kiedy każdy następny dzień pogłębia depresję. Kiedy wstajesz rano i wiesz, że musisz wstać, musisz coś zrobić i mimo że to coś jest jedyną rzeczą, jaka sprawia ci przyjemność, pozostaje fatalne samopoczucie. Kiedy wiesz, że wszystko, co robisz, nie ma większego znaczenia, kiedy [...] Nicość. Nicość i marność własnego istnienia.

Możliwe, że pogoda działa na nas depresyjnie, a jeśli do tego jesteśmy meteopatami mamy ciężkie dni. Dzień krótki, wieczory długie. Może to powód moich wynurzeń? Może po prostu padło mi na łeb?

Czy normalne jest, że człowiek samotny obserwując relacje rodzinne innych ludzi, czuje zazdrość? Nie taką chorobliwą zazdrość oczywiście mam na myśli; ale takie poczucie, że „fajnie mają, są razem, wspierają się”. A ty możesz tylko patrzeć i myśleć o tym, czego nie masz. Bo co z tego, że masz rodzinę, kiedy ta ma cię po prostu w dupie? Mógłbyś zdychać w rowie, a gdy już zdechniesz, oni może kiedyś by się o tym dowiedzieli, ale czy przejęli? Na pewno nie. Ot, jednego zbędnego balastu mniej. „Show must go on”! W końcu jesteś „wypadkiem przy pracy”, o czym byłeś swego czasu regularnie informowanym. Czy okres przedświąteczny i same święta muszą być udręką? Pasmem przykrości i niekończącej się depresji? Może rzeczywiście odejście z ziemskiego padołu jest najprostszym rozwiązaniem? W jednej chwili kończą się wszystkie problemy, wszystkie te przykre uczucia; a może wtedy będzie jeszcze gorzej? Może już nie będzie nic? Wieczna ciemność i zawieszenie w nic nieznaczącej nicości (masło maślane, ale co tam). Ilekroć o tym myślę, a może raczej przechodzi mi przez myśl (chyba nigdy, tak na serio o tym nie myślałem), dochodzę do wniosku, że nie jest to najlepszy sposób. Pomijając fakt, że człowiek (przeważnie) nie ma na tyle odwagi, a umówmy się, że żeby skoczyć np. pod pociąg trzeba mieć nie lada odwagę, a może wystarczy mieć stalowe nerwy i wtedy ten wyczyn nie jest aż tak straszny? Z drugiej jednak strony, jeśli nic nie trzyma cię na tym świecie, to co stoi na przeszkodzie, aby ten świat opuścić? A może upić się i na chwilę zapomnieć o tym wszystkim? Pomysł jak pomysł, ale następnego dnia powróci szara, dobijająca rzeczywistość.

Kończąc ten mocno chaotyczny wywód zdołowanego pseudo autora, któremu wychodzą tylko [...] (i żeby nie było, nie użalam się nad sobą!) Jakby to powiedziała moja Ś.P. znajoma „Pierdolnij tym swoim pustym łbem o ścianę albo przytrzaśnij sobie przyrodzenie (złagodzone) drzwiami to ci przejdzie.” Nie zamierzam robić żadnej z tych rzeczy. Zamierzam [...] Cóż... Najlepszego!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Nuncjusz 11.12.2016
    Chyba każdy ma takie myśli, bo ja na pewno, tyle że ja mam deko gorzej - ja jestem na zejściu, Ty na wejściu
  • Violet 11.12.2016
    Chciałoby się powiedzieć, że życie jest jak dziwka, zawsze się pierdoli..., ale, Panowie Teodor i Nuncjusz, może trzeba popatrzeć na wszystko z innej strony, może jednak jest coś dobrego i ktoś, komu na Was zależy. Może trzeba tylko trochę wiary w siebie? W końcu nic się nie dzieje bez przyczyny i wiele jeszcze może się zdarzyć. Pozdrawiam. Nie oceniam z pewnych przyczyn.
  • Nuncjusz 11.12.2016
    tzn. u mnie to się nie przedstawia jakoś bardzo dramatycznie
    po prostu, czasami, miewam podobne myśli

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania