Płonące Królestwo / The Kingdom Ablaze, cz. 1 (rozdział 6)
...osobników, jak się zdaje, łudząco podobnych do niego samego, niezależnie od gdzieniegdzie WYRAŹNYCH dychotomii anatomicznych u co po niektórych;
no i zdecydowanego skarłowacenia w stosunku do pierwowzoru.
Zanim jednak potencjalny czytelnik zdąży się chwilę pogłowić i wyobrazić sobie naręcze Dohdewjanów w wersji mini, dobrze nam już znany nie-czas postanowił był spłatać psikusa, wysmykając się gładko z ciasnego splotu temporalnego, i przeskoczyć o jedno oczko dalej w wielkim buciorze wszechświata.
W efekcie wizja zaciera się, zanika. Mleczna poświata przysłania bystrość oka w tegoż oka mgnieniu... by zaraz się rozjaśnić i wyostrzyć.
I skupić ponownie na Dohdewjanie, który właśnie wtedy niezgrabnie konwersował sobie w najlepsze z owym tajemniczym ludem polnym. Właściwie "konwersował" nie jest najlepszym określeniem, bo wskazywałoby na użycie faktycznych słów czy chociaż ust, a tak naprawdę porozumiewał się z nimi jedynie na poziomie zmysłowym, z nutką telepatii. Tak trochę jakby poszczególne feromony układały się w proste słowa i pół-zdania, typu: „kto ty?” lub „co tu robisz?”, ewentualnie: „co mi możesz powiedzieć o różowych jagodach?”.
Kiedy czas przestaje płynąć linearnie, zaczyna skręcać, tworzyć meandry, pozostawiać starorzecza, a czasami nawet zawracać, zamykać się w pętli i wiązać na supeł. Taka sytuacja dzieje się właśnie w przypadku Dohdewjana; tak jakby Nadbogowie nadali mu tak wielkie przyciąganie, że nawet czas wykoleja się i orbituje wokół niego, tylko po to, żeby mogli nacieszyć się nim ciut dłużej.
Z tej właśnie prostej przyczyny, podczas gdy echa ekscytacji Żabò —płynąc leniwie w rozlewiskach sekund— nie zdążyły jeszcze do końca ucichnąć zarówno w lesie, jak i w głowach bohaterów; rzeczywistość Dohdewjana rwie do przodu, kaskadami wydarzeń uderzając w fabułę, bryzgając pianą i krusząc falami rachityczne brzegi historii.
Post scriptum auctoris
Utworzeni na ścisłe podobieństwo Dohdewjana "proto-ludzie" —jak zwykli ich nazywać dawnolodzy bardzo teoretyczni (w odróżnieniu od zupełnie przeciętnie teoretycznych dawnologów klasycznych)— szybko nauczyli się dogadywać z otaczającą ich rzeczywistością i kontrolować ją na swoją modłę. O ile jednak w przypadku Pierwszego kontrola była jedynie wypadkową dążeń do ogólnej Harmonii, o tyle ci drudzy dostrzegli w niej już cel sam w sobie; a im bardziej jej posmakowali, tym więcej konfliktów między nimi powodowała.
I w końcu, pomimo takich samych ciągot do władzy i jedności krwi, rozdzielili się na liczne grupy, dalej podgrupy i pojedyncze jednostki, które widząc potencjał w rozległości świata, udały się jak najdalej od siebie, by dać upust swojej wielkiej władczej i pra-magicznej chuci; i dając tym samym początek każdej religii, sekcie i teorii spiskowej wiele nie-wieków później.
PPS
Niektórzy, nie tak bardzo popularni z kolei dawnolodzy uparcie zaś sądzą, że —jak przy każdym wielkim konflikcie i rozłamie— sprawa była dużo bardziej błaha, i że powodem ich kłótni było upodobanie co poniektórych do pieczonego na wolnym ogniu zająca, podczas gdy reszta wolała je jeść al dente. Tłumaczyłoby to również, czemu Dohdewjan nie zabrał się z żadnym z nich.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania