Poprzednie częściPo drugiej stronie - PROLOG

Po drugiej stronie -1-

Nad filigranowymi zabudowaniami miasteczka opadał właśnie kurz po burzy piaskowej, gdy w wątłych promykach wschodzącego słońca zalśniły migotliwym, srebrnym blaskiem mikroskopijne nanosfery. Z imponującego, szklanego wieżowca w samym centrum rozciągał się widok nie tylko na nieduże budynki i wąskie, brukowane drogi, ale również na okalający je pas pól uprawnych, sadów, warzywników i ogrodów. Na osiemnastym i ostatnim piętrze, pod przezroczystą kopułą Obserwatorium, dwóch postawnych mężczyzn ustawiało sprzęt pomiarowy i anteny, prężąc przy tym muskuły.

 

Opalone ramiona i ogorzałe twarze kontrastowały ze śnieżnobiałymi fartuchami i okularami w cieniutkich srebrnych oprawkach. Podwinięte rękawy odsłaniały wytatuowane nadgarstki. Od długiego przebywania na słońcu, pomimo osłon, ich skóra nabrała przyjemnego odcienia oliwkowej zieleni.

 

— Przestało sypać piachem i od razu zrobiło się sympatyczniej — zaburczał OOTD gardłowo, po czym sprawdził najnowsze informacje na czytniku, przezroczystym jak kawałek pleksi. — Będzie dziś piękny dzień. Przeczytam ci prognozę pogody, chcesz? — zwrócił się do kolegi zajmującego sąsiadujące stanowisko. — Zaprogramowali nam dzisiaj glittershow: mgłę, deszcz i holo-tęczę do śniadania, będą przepiękne efekty!

 

— Główna Rada Organizacji Meteorologii miała nas uratować przed klęską suszy, a nie puszczać nam brokatowe jednorożce pierdzące gwiezdnym pyłem — zirytował się GRWM. — Nawet kawę mam z tym gównianym brokatem — wskazał na połyskującą gęstą pianę w filiżance brązowego płynu. — Cholerna lura — powiedział, ale upił łyk i oblizał górną wargę, po czym poderwał się z krzesła. Przechodząc przez podest ze stalowej siatki, dotarł do panelu sterującego wielkim urządzeniem wystającym z podłogi.

 

— Coś ty taki drażliwy, przyjacielu? — spytał zatroskany OOTD. — Mówiłem ci, weź ślub, małżonka zadowoli cię co wieczór, nie będziesz przychodził do pracy taki wściekły. Posłuchaj w końcu mojej rady.

 

— Wal się! — zawarczał młodszy z nich, ściągając z głowy dziwny szary kapelusz i odsłaniając spiczaste uszy. — Starszy się znalazł. Jesteś szowinistyczną świnią i tyle.

 

— Co to takiego ta świnia? Chyba widziałem kiedyś w Teatrze Osobliwości, na świątecznym jarmarku. Dziwne, że o tym wspominasz, przecież od kilku pokoleń nikt nie je mięsa.

 

— Bo jest Post, ciągle jakieś zakazy — powiedział GRWM wciskając przyciski w odpowiedniej kolejności. — Bo nie ma już żadnych zwierząt do zjedzenia na tej planecie — dodał, patrząc w górę, na otwierające się szklane sklepienie, swoim wyglądem przypominające rozchylające się płatki kwiatów.

 

Gdy OOTD uruchomił silniki, z podłogi wysunął się teleskop, właściwie sam jego obiektyw.

 

— Tobie, to ciężko dogodzić. Nic dziwnego, że w całym Nonagonie nie ma dziewczyny, która z własnej woli chciałaby cię za męża — uśmiechnął się wyszczerzając ostre zęby OOTD. — Kup sobie żonę. Prześlę ci namiary na rewelacyjną agencję, mam tu gdzieś wizytówkę. Ustatkujesz się i wszystko będzie dobrze — powiedział, przesuwając palcem po czytniku, gdzie pojawiały się różne kolorowe ikonki i obrazki.

 

GRWM udawał, że się nie interesuje tematem, odstawił porcelanową filiżankę na metalową obudowę i sprawdzał położenie bezpieczników w szafie sterującej teleskopem, lecz zaglądał koledze przez ramię. — Jak to, kupić? To chyba jest nielegalne? Handel kobietami...? Przecież są spotkania zapoznawcze po wieczornych nabożeństwach.

 

— Jesteś wyjątkowo naiwny jak na dojrzałego mężczyznę. Wszystko ma swoją cenę — powiedział OOTD i wskazał palcem tłum zebranych na Rynku ludzi, wiwatujących i tańczących w kolorowej, iskrzącej mgle, którą stworzyły nanosfery.

 

— Farsa. To twoje „wszystko" jest zrobione z gównolitu. Czekam tylko, aż coś pierdolnie i się rozsypie jak piach po porannej wichurze.

 

— Nanosfery są z amelinium, ty niedouczony tłumoku. Pracowałem w GROMie, gdy ty czołgałeś się jeszcze na czworaka w pieluchach. Programowaliśmy je latami, ty niewdzięczniku.

 

— Uhym, bez snu i jedzenia — przytaknął GRWM, bo słyszał ten tekst z milion razy. — Rusz się, musimy wszystko ustawić, żeby już szedł cykl pomiarowy, zanim się zacznie poranna Audycja Pokutna. — powiedział. Zmrużył złote oczy i złożył ręce jak do modlitwy, lecz jego wąskie usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu.

 

— To wszystko przez ciebie i tobie podobnych. Olewacie poranne i wieczorne modły, nie śpiewacie pieśni pochwalnych, nie składacie ofiar. Tylko cyfry, wzory i obliczenia — obruszył się OOTD.

 

— Bo to bez sensu! — wysyczał GRWM.

 

Po tej krótkiej wymianie zdań nastała cisza, jak co dzień, a współpracownicy zabrali się za wykonywanie swoich obowiązków.

 

Nieuzbrojone w lunetę oko mogło dostrzec dziewięć niższych budynków, ustawionych koncentrycznie w stosunku do szklanego wieżowca. Były znacznie mniejsze, bardziej przysadziste, z podobnymi szklanymi kopułami, pokrytymi połyskującą fotochromatyczną folią. Pełniły funkcję strażnic, ale od dawna nie było przed czym się bronić, więc przystosowano je by pełniły rolę ośrodków naukowo-badawczych. Oko, a nawet dwoje oczu uzbrojonych w teleskop, jaki znajdował się w centrum Nonagonu, mogło natomiast zajrzeć w najodleglejsze krańce galaktyki.

 

— Oho, Stary nas wzywa — odezwał się w końcu OOTD, gdy zauważył pulsujące światełko nowej wiadomości na czytniku. Wyszli z obserwatorium, otwierając we dwójkę ciężki właz w podłodze, prowadzący do śluzy. Zostawili tam białe fartuchy, po czym w eleganckich bluzach i spodniach z białego dżerseju, udali się po spiralnych schodach w dół, do windy, a windą zjechali na najniższe piętro budynku. Parter stanowił fragment antycznej budowli z kamiennych bloków, w który wkomponowano nowoczesny, strzelisty budynek zwany Fortecą, w którym mieściło się Obserwatorium Astronomiczne, Urząd Miasta, Ratusz i Lochy.

 

— Panie Profesorze , Panie Doktorze — ukłonił się na ich widok Sekretarz — Burmistrz już na was czeka, o Czcigodni Mędrcy — powiedział pokornie i odprawił gestem dłoni Błazna oraz Mistreli z Sali Tronowej.

 

Z pewnością znalazłby się ktoś, kto opisze zachwyt nad pięknem tego pomieszczenia, gdyby nie fakt, że oglądano zwykle tylko podłogę. Drogocenna mozaika, będąca prawdopodobnie dziełem Starożytnych, była kolorowa żeby nie powiedzieć pstrokata i układała się w geometryczne wzory. Na ścianach ponoć wisiały podobizny wszystkich poprzednich Władców, a obraz przedstawiający aktualnie panującego Burmistrza wisiał najbliżej drzwi, z imienną tabliczką Henryk Won Dark Pilzner.

 

Czcigodni Mędrcy, ukłonili się w pas i tak schyleni, ze spuszczonymi głowami weszli przed oblicze Władcy.

 

— Panowie, darujmy sobie te staromodne formalności — odezwał się Burmistrz. Na oko, miał może ze dwadzieścia lat, ale tembr jego głosu sprawiał piorunujące wrażenie. Wszyscy czuli przed nim respekt, a nie bez znaczenia był też fakt, że jego ulubionym zajęciem było urządzanie krwawych egzekucji. Młodzieniec poprawił kamizelkę z czerwonego jedwabiu niedbałym gestem.

 

— Panowie Mędrcy, nie muszę wam przypominać, że nasze miasto, nasz Idealny i Święty Nonagon istnieje tylko dzięki precyzyjnemu planowaniu. Działa perfekcyjnie jak dobrze naoliwiony mechanizm, przy pomocy swoich oddanych mieszkańców, którzy wierzą w Moc Starożytnych. Dzięki ich wynalazkom i pracy całych pokoleń naukowców byliśmy w stanie przetrwać, mimo że inne miasta umarły. Sam rządzę tu już pięćset lat, lecz darujmy sobie ten przydługi wstęp.

 

GRWM i OOTD, pokłonili się po raz kolejny i przyjęli dogodniejsze pozycje, padając przed Władcą na kolana.

 

— Podnieście głowy, posadzka jest chłodna, jeszcze się przeziębicie, a jesteście mi potrzebni — powiedział Burmistrz i usiadł za biurkiem wielkim i zdobionym niczym ołtarz. Wziął do ręki przezroczysty czytnik, podobny do urządzeń naukowców, lecz dwa razy większy i jakiś taki bardziej ... szlachetny i błyszczący... Wyświetlił na nim dokument, do złudzenia przypominający fakturę.

 

— Moglibyście mi czasami składać raporty, czy muszę ciągle dowiadywać się wszystkiego z Mediów? Wczorajsza Wieczorna Audycja Pokutna zaintonowała suplikację za Budżet Miasta, ponoć znowu go przekroczono! Wiecie coś o tym? Przed końcem roku!

 

— Panie Burmistrzu — powiedział niepewnie OOTD. Jako starszy rangą nie bał się zabierać głosu w obecności władcy. — Nie zajmujemy się finansami, tylko obserwacją nieboskłonu! Wprawdzie kupowaliśmy pewne części do konserwacji teleskopu, ale wszystkie były wyszczególnione w tabelach już na początku roku. Może to ten dwudziesto-karatowy tanzanit?

 

— Profesorze, nie mówię o kryształach, niebieskich granatach i czerwonych diamentach. Mówię o tym! — wrzasnął i pokazał im na czytniku rachunek za energię elektryczną z Fabryki Dymu.

 

— Przecież od stu lat pracujemy tylko na źródłach odnawialnych! Po co nam te wszystkie instalacje słoneczne, wiatraki, ciepłe źródła?! Hymm? Para technologiczna i energia elektryczna? Dwieście tysięcy kubików? Dziennie!

 

GRWM położył po sobie spiczaste uszy, a OOTD wyraźnie zbladł, choć trudno to sobie wyobrazić, ponieważ miał dość ciemną cerę.

 

— Czterysta tysięcy kredytów! — grzmiał Burmistrz, a jego kocie oczy zmieniały powoli kolor ze złotego na czerwony. — Za tę kwotę mógłbym was wysłać na drugi koniec Galaktyki i z powrotem. Mało tego, cały budynek Fortecy mógłbym tam wysłać. Co wy do cholery robicie w tym Obserwatorium? — rzucił czytnik na biurko, aż zatrzeszczało. Wszak czytniki były przezroczyste i wyglądały na lekkie, ale miały swoją masę i naprawdę nie można było nimi rzucać. — Co żre tyle prądu!!!?

 

— Obserwujemy, Panie Burmistrzu. To wymaga trochę ... nakładów energii — ostrożnie dobierał słowa OOTD. — Poza tym ciągle śledzimy Komety, a każda jest w innym kwadrancie galaktyki.

 

— Komety?! Jakie komety! — krzyczał Burmistrz, czy wy do cna poszaleliście?

 

— No te .... Komety-Więzienia, na których wysyłano Osądzonych — powiedział cicho GRWM, a OOTD natychmiast skarcił go wzrokiem.

 

— Co takiego? Panie Doktorze? — spytał Burmistrz wyraźnie zaciekawiony. Przecież pierwszą i ostatnią Kometę wystrzelono trzy tysiące lat temu, za panowania Burmistrza Kwantycjusza!

 

— No nie do końca, o Najjaśniejszy. Potem wysłano jeszcze dziesięć... a musieliśmy nawiązać łączność z nimi wszystkimi.

 

— Kto wydał takie polecenie?

 

— Pan, Panie Burmistrzu, na początku swojej kadencji — przypomniał OOTD, więc Władca szybko zmienił temat.

 

— Mówicie mi, że mamy w przestrzeni kosmicznej jedenaście komet? — Burmistrz, aż otworzył oczy ze zdziwienia.

 

— W sumie to dziesięć, bo jedna, ta z Obcym, uległa awarii. Ale to utajnione informacje, które Pan Burmistrz otrzymuje co miesiąc w aktach — powiedział OOTD, a Władca szybko zaczął sprawdzać folder SPAM w swojej skrzynce wypchanej wiadomościami.

 

— Czyli mamy dziesięć komet i dziesięć uwięzionych, żywych istot? Dobrze mówię? — wpisywał kolejną pozycję na swoją listę „do zrobienia".

 

— Dwadzieścia osób, Panie Burmistrzu — odezwał się znowu, niepytany GRWM. — Każdego Osądzonego pilnuje przecież Strażnik.

 

— To mordercy i oszuści. Same najgorsze szumowiny — tłumaczył OOTD. — Mieli wyrok więzienia na dożywocie, ale za szybko umierali w lochach, więc Burmistrz Kwantycjusz, świećcie Starożytni nad jego duszą, nakazał Magikowi zakląć ich w skałach i wystrzelić w kosmos, by po kres czasów cierpieli męczarnie.

 

— To niedopuszczalne! To niehumanitarne! — krzyczał Burmistrz. — Nie mogę dopuścić, żeby za mojej kadencji w naszej Galaktyce krążyły Komety z Więźniami! Musimy je wszystkie sprowadzić z powrotem do Nonagonu!

 

— Chce Pan tu ich wszystkich ściągać? Przecież to pociągnie za sobą większe koszty!

 

— Tak, ale potem stracimy ich, legalnie i za publiczne pieniądze! — zdecydował Burmistrz. — Kto wie, co by się stało, gdyby jedna z nich się rozbiła! Najwyższa Rada by mnie chyba zlinczowała. Nawet nie chcę o tym myśleć. — westchnął z przerażeniem i wygładził kozią bródkę. — A swoją drogą, to dlaczego dopiero teraz? Wcześniej nie sprawdzaliście łączności z Kometami? — spytał.

 

— Nie było takiej potrzeby. Dopiero teraz jedna z nich trochę się poobijała, w kontakcie z jakąś młodą cywilizacją technologiczną. Ale to drobiazg — usiłował zbagatelizować sprawę OOTD.

 

Burmistrz przełknął nerwowo ślinę, po czym wyprosił uczonych, a sam zabrał się za czytanie zaległych raportów miesięcznych, które przypadkowo trafiały do kosza przez jakieś dwadzieścia lat.

 

Czcigodni Mędrcy wyszli z Sali Tronowej i szli długim korytarzem wyłożonym granitową posadzką.

 

— Stary znowu wygląda jak nastolatek — przyznał zazdrośnie OOTD. — Widać technologia Starożytnych i promieniowanie ultrafioletowe mu służy. My nie mamy takiego szczęścia.

 

— Ani tyle kasy — przytaknął GRWM. — Lampy UVB311 kosztują fortunę.

 

— Ale na żonę by cię było stać — zażartował OOTD, choć zdał sobie sprawę, że był to dowcip mało smaczny i w zasadzie nie na miejscu. — Powinniśmy się cieszyć, że nie trafiliśmy od razu do lochów przez zapadnię w podłodze.

 

Wydostali się z budynku, na zatłoczoną i szarawą ulicę. Usiedli przy stoliku na zewnątrz samoobsługowej kafejki i przyglądali się jak pomiędzy latarniami ulicznymi, wraz z wiatrem unosiły się chmury błyszczącego i mieniącego się wielokolorowo pyłu, tworząc zawiłe kształty.

 

— Dlaczego mnie kryjesz? — spytał GRWM, gdy był już pewny, że nikt za nimi nie idzie. — Wiesz, co zrobiłem. Przecież napisałem Raport. Złożyłeś go Staremu?

 

— Nie, nadal czekam na wyjaśnienia. Twoje wyjaśnienia.

 

GRWM nalał sobie piwo z sokiem i wolno sączył chłodny napój.

 

— Zainstalowałeś na zapleczu agregat o mocy 20 MegaWatów! Nie wiem jak go wtargałeś na osiemnaste piętro.

 

— Windą towarową, w częściach.

 

— Przecież on waży z dziesięć ton. To cud, że się strop nie zarwał.

 

— Sprawdziłem obliczenia, to solidna stalowa konstrukcja.

 

— Samej wody do chłodzenia..... — wyliczał OOTD.

 

— Podłączyłem się bezpośrednio do kanalizacji — GRWM bawił się słomką.

 

— Otrzymaliśmy sygnał alarmowy z Komety niespełna dwa Cykle temu! Zdążyłeś za moimi plecami zbudować cały nadajnik!

 

— Wplotłem go w istniejącą instalację teleskopu. Przeprogramowałem też holo-kabinę i zeptonizowałem nanosfery.

 

— O, Starożytni! — krzyknął OOTD. — Zmniejszyłeś nanosfery? W innych okolicznościach dostałbyś nagrodę Kwantycjusza. Nieźle brzmi.. zeptosfery, albo... wiem! Zeptery.

 

— Jak jakieś garnki... No, nieważne i tak mam jeszcze problem z propagacją fal. Są duże zakłócenia przy samej powierzchni planety.

 

— No tak, refrakcja w troposferze — przytaknął OOTD. — Próbowałeś innej długości fal? Najwyżej cię trochę przysmaży.

 

— I tak będę się smażył w Piekle — zaśmiał się GRWM, założył ręce za głowę i rozparł na krześle, wyraźnie zadowolony.

 

— Kiedy ty zmądrzejesz. Traktuję cię jak przyjaciela. Mogłeś nadać krótki komunikat i się rozłączyć. Stary by nawet nie zauważył — chwycił go za rękę, w przyjacielskim geście porozumienia. — Ale teraz przynajmniej nie kłam.

 

GRWM winił za to całe rozemocjonowanie i choleryczne usposobienie swoje spiczaste uszy. Często się gorączkował i marudził, nie była mu też obca huśtawka nastrojów. Mimo to starał się pracować dokładnie i kierować logiką, tam gdzie tylko się dało.

 

— To nie tak jak myślisz. Mamy tu specyficzną sytuację, bo po pierwsze, połączenia wymagają indywidualnych predyspozycji do percepcji podprogowej. Musiałem namierzyć istotę o szeregu cech i skoordynować działania w momencie, kiedy pracuje tylko jej podświadomość. To wymagało czasu. Oni są tak skonstruowani, że mógłbym zrobić jej krzywdę.

 

— Chciałeś ją zahipnotyzować, brawo GRWM! Tłumaczysz mi podstawy, których dzieci uczą się w przedszkolu! Do rzeczy! — zniecierpliwił się OOTD, po czym spojrzał na swój chronometr. — Śpieszno mi. Muszę jeszcze załatwić sprawunki, a Żona czeka z obiadem.

 

— Musiałem jej to przekazać w możliwie delikatny sposób. Miała przy sobie odłamki meteorytu, więc dzięki nim mogłem jednocześnie koordynować bodźce słuchowe i wzrokowe — powiedział beznamiętnie, ale w jego oczach widać było podniecenie. — Myślałem, że będę miał więcej czasu.

 

— Jej? — opadł z niedowierzaniem OOTD.

 

— Ta Kometa się rozpada! W tym cholernym meteorycie zaklęto Wirusa! Tego, który tysiąc lat temu wywołał epidemię w Nonagonie. Wybił wtedy połowę ludności! Myślałem, że to jakaś Urban Legend, ale nikt nie wie, jak go tam upchnęli. Jeśli się rozprzestrzeni niekontrolowany, zniszczy wszystko na tej planecie, a potem w całej Galaktyce.

 

— Rzeczywiście, kiepsko to wygląda — zasłonił usta OOTD. — Wszyscy umrzemy, a ty się durniu zakochałeś. Po prostu się zakochałeś! I to w kosmitce! Nie było nikogo innego, poza tą całą "Nią"?

 

— Był, ale facet. Zdecydowanie mniej przyjemny. Dla nich to my jesteśmy kosmitami! Ta dziewczyna, ona jest inna, mówię ci OOTD. Tak bardzo chciałbym ją lepiej poznać — westchnął GRWM, dotykając opuszkami palców białego pąka róży, który nanosfery zmaterializowały przed nim całkowicie znienacka. — One czytają w myślach? Odwaliliście kawał dobrej roboty w tym całym GROMie. Muszę przyznać, że zaprogramowane są perfekcyjnie.

 

— Marzyciel z Ciebie! Jakim sposobem zrobiłeś doktorat, to ja nie wiem. Przecież zdajesz sobie sprawę, że to jest niemożliwe. Nie mamy napędu do statków, nie latamy w kosmos. Nie możemy nawiązać stałego łącza radiowego! Poza tym, słyszałeś Starego! Ogłosił amnestię i to my będziemy musieli wszystkich ściągnąć. Niedługo będziemy mieli tu niezły dym.

 

Dla GRWM "niemożliwe" zawsze brzmiało jak zachęta.

 

Mężczyźni nasunęli na głowy kaptury bawełnianych bluz i z rękami w kieszeniach, każdy oddalił się w swoją stronę, na sjestę, by wrócić do obserwatorium dopiero po Audycji Litanii Dziękczynnej, która wyznaczała środek dnia.

 

Nabożeństwa nadawane były przez system rozgłośni na terenie całego Nonagonu. Można było co prawda zaszyć się na ten czas w Bazylice, ale robili to tylko turyści i ci, którzy nie mieli gdzie się schronić przed obezwładniającym żarem lejącym się z nieba.

 

Wydział Sterowania Pogodą działał na tyle wydajnie, aby zapewnić deszcz roślinom w okresie ich wegetacji, wiec ludności Nonagonu nie groziła klęska głodu, lecz w mieście klimat bywał kapryśny. Mieszkańcy przyzwyczaili się do upałów, jak i do burz piaskowych, zamieci śnieżnych i gradobicia. Dotyczyło to oczywiście tylko najzamożniejszych, mieszkańców naziemnej części.

 

OOTD odebrał suknię z pralni oraz dwie siatki zakupów, które zamówiła Żona. Mogła zrobić to sama, ale w tej części miasta kobiety stanowiły rzadki widok. Profesor uznał, że Eluwina po prostu się bała, poza tym, to i tak drobiazg. Święte Prawo Małżeńskie nie pozwalało na pomoc Żonie. Po chwili marszu znikł za drzwiami przytulnej, niedużej willi, otoczonej kwitnącymi hortensjami, przy jednej z głównych arterii miasta.

 

— Coś za coś — pomyślał GRWM i zszedł po schodach do najbliższej stacji Metra, a z niej udał się na podziemny poziom, gdzie w kamiennych budynkach mieszkali tacy jak on. Pracownicy służb publicznych niższego szczebla, przynajmniej ci z mniej majętnych klanów.

 

Zamurowane pustakami okna nadawały kamiennym fasadom budynków przygnębiający wygląd, jednak na wąskich ulicach było tłoczno i gwarno. Mrok rozświetlały sznury lampek zasilanych energią słoneczną z powierzchni. Wokół stoisk z jedzeniem ulicznym kręciły się rozwrzeszczane dzieciaki, zadziwiająco czyste i dobrze odżywione. Gdzieniegdzie dało się spotkać nawet kobiety, bez nadzoru ani Spowiedników, ani nawet Mężów, rozmawiające i śmiejące się w małych grupkach. Ich suknie były kolorowe, włosy gładko zaczesane i splecione w długie warkocze. GRWM znał kilka z nich osobiście, ale nie śmiał zaczepiać ich w publicznym miejscu.

 

Spuścił oczy i wszedł po wąskich, metalowych schodach na drugie piętro budynku. W momencie otwarcia drzwi personalną kartą magnetyczną SELMA puszczała łagodną muzykę i obsługiwała replikator żywności. Resztę lubił robić sam. W chłodziarce czekało na niego ulubione piwo, Ale z Browaru Spółdzielczego Braci Zakonnych. Zdjął śnieżnobiałe ubranie i buty już w przedpokoju, wrzucił do kapsuły czyszczącej, po czym nagi udał się do łazienki. Na czytniku migało powiadomienie z wizytówką Agencji. Od razu po odblokowaniu ekranu, dziewczyna na ruchomym obrazie zaczynała tańczyć, wijąc się wokół rury, rozbierać się i kusząco zagryzała usta. GRWM od lat nie był już napalonym nastolatkiem, lecz fizjologii nie mógł oszukać.

 

— OOTD, och ty sprośny wieprzu — pomyślał.

 

Pod prysznicem ciepła woda przyjemnie spływała po jego skórze, rozluźniając napięte mięśnie. Poranne spotkanie u Burmistrza mogło się nieciekawie skończyć, a tak przynajmniej zyskał odrobinę czasu.

 

Zamknął oczy i zobaczył w wyobraźni tamtą Dziewczynę. Choć była tak odległa, on pamiętał każdy szczegół. Miała blond włosy i jasną skórę, poruszała się z kocią gracją, zielona szata powiewała, odsłaniając zgrabne nogi i uda. Musiał przyznać, że była bardzo atrakcyjna fizycznie, chociaż jej obraz prawdopodobnie nie był w stu procentach autentyczny. Jego ręka powędrowała instynktownie na dół, a drugą oparł się o mokrą ścianę. Należała mu się jakaś odskocznia od rzeczywistości, w tym pieskim życiu. Zaśmiał się w duchu na samą myśl o tym, że większość powiedzonek Starożytnych dotyczyła zwierząt gospodarskich.

 

— Odczytuję zaległe wiadomości — powiedziała mechanicznie SELMA.

 

— Od jutra obowiązują nowe stawki czynszu. Podstawa jest wyższa o dwadzieścia kredytów. Czy potwierdzić?

 

— Tak, potwierdzam. Chyba nie mam wyboru, jeśli nie chcę mieszkać na ulicy.

 

— Przypominam. Profesor Oleksiej Osipovichsson Thrus Davis zaprasza dziś do siebie na kolację charytatywną. Czy potwierdzić?

 

— Tak, potwierdzam odczyt.

 

— Pojutrze kończy się Panu ustawowy czas na znalezienie Żony. Następnie zostanie Panu przydzielona Żona z Urzędu. Czy potwierdzić? — kontynuował głos.

 

— Kurwa, tak — powiedział GRWM, jakkolwiek nakaz ślubu przed trzydziestymi urodzinami wydawał mu się absurdalny. Niektóre przepisy istniały tak długo jak samo miasto i nikt nie śmiał ich kwestionować.

 

— Nie rozumiem. Proszę powtórzyć — nalegała SELMA.

 

— Tak, potwierdzam odczyt. Zamknij się już.

 

— Przyjęłam polecenie. Aplikacja zostaje uśpiona i będzie działała w tle — powiedziała na pożegnanie Wirtualna Asystentka.

 

GRWM zmył z siebie kurz poranka, uspokoił się. Zostały mu jeszcze trzy godziny do następnej zmiany, więc owinięty miękkim szlafrokiem, spożytkował je najlepiej jak umiał – na drzemkę. Spał spokojnie i nic mu się nie śniło.

 

Obudził się zlany potem. — SELMA! — powiedział, nie otwierając oczu. — Uruchom klimatyzację, bo się zaraz uduszę.

 

Wirtualna Asystentka bezgłośnie włączyła zasilanie jednostki oczyszczającej i nawilżającej schłodzone powietrze.

 

— SELMA, włącz trójwymiarowy interface użytkownika — spytał, lecz nie podnosił się z łóżka.

 

— Proszę zainstalować dodatek HOLOGRAM.3, wersja DEMO będzie aktywna przez czternaście dni, a po upływie tego okresu, do twojej miesięcznej faktury zostanie dodana kwota pięciu kredytów.

 

— Potwierdzam. Instaluj! — Podniósł się i przetarł oczy, dopiero gdy usłyszał brzęknięcie powiadomienia.

 

— Hologram został pobrany. Uruchamiam ponownie system.

 

Jego oczom ukazała się randomowa demówka z głosem SELMY. Hologramowa laska była wariancją statystyczną młodej Nonagonki: niska, krągła, o ciemnej skórze i złotych oczach, lśniące czarne włosy zaplecione były w tradycyjny, długi do łopatek warkocz. Zakręciła się, prezentując połyskującą brzoskwiniową sukienkę. Obraz trochę śnieżył i przeskakiwał, dziewczyna mrugała nienaturalnie oczami, ale czego można było się spodziewać po bezpłatnej wersji testowej.

 

— SELMA, wyświetl pozostałe interfejsy — polecił.

 

— Wersja demo ma tylko jeden. Jeśli chcesz zmienić interfejs, wystarczy zainstalować dodatek VISUAL.ASSISTANT, a następnie do twojej miesięcznej faktury zostanie dodana kwota ośmiu kredytów.

 

— SELMA, chciałbym, żebyś wyglądała tak, jak Ona — rozmarzył się GRWM.

 

— Skanowanie postaci ze snu nie jest dostępną opcją. Możesz stworzyć spersonalizowany obraz, korzystając z Biblioteki. Dostęp jest płatny i kosztuje jednorazowo trzy kredyty, a następnie do twojej miesięcznej faktury zostanie dodana kwota dwóch kredytów.

 

— Ale ty jesteś formalistka!! — GRWM wypuścił ze świstem powietrze z ust. — SELMA, odinstaluj dodatek. Jest do kitu.

 

— Dodatek zostaje odinstalowany — potwierdziła Wirtualna Asystentka i dziewczyna rozpłynęła się w mroku sypialni.

 

Przez chwilę leżał, zastanawiając się, jak to będzie, kiedy za trzy dni zmuszą go do małżeństwa i w jego niewielkiej celi pojawi się obca kobieta. Czy będzie musiał z nią dzielić łóżko i szafę, kuchnię i łazienkę? Znał kobiety, miał przecież matkę i siostry, ale mieszkał sam od dziesięciu lat.

 

Bywał już z kobietami sam na sam, legalnie, Święte Prawo pozwalało na spotkania w Kaplicy, po każdym nabożeństwie. Najpierw trzy widzenia pod czujnym okiem Spowiednika, a czwarte samodzielnie, w zamkniętym pokoju. W młodości korzystał z tego przywileju. Kilka razy nawet potwierdził piątą wizytę, ale żadna z dziewcząt lub może jej Klan nie byli zainteresowani nim, w roli męża i zięcia.

 

W jego tatuażach okalających nadgarstki zawarto czytelną informację: skąd pochodzi, czym się zajmuje i ile kasy ma na koncie. Był też jeden dodatkowy pierścień czarnych znaków, świadczący o aktualnym stanie zdrowia i wstydliwej deformacji, z którą się urodził, a żaden Znachor w Instytucie Medycznym nie chciał podjąć się jej usunięcia.

 

GRWM rozczesał palcami jasne, prawie białe, lekko kręcone włosy i ułożył tak, żeby przykrywały spiczaste końcówki jego uszu, których nadal czasami się wstydził. Jako najmłodszy z klanu Michaelsów, odziedziczył nie tylko wysoki iloraz inteligencji i muskularną posturę, lecz również defekt genetyczny, który objawiał się tylko u chłopców i to w każdym pokoleniu. Świadczył o tym, że nie jest czystej krwi Nonagończykiem. Niestety, tak bywa. GRWM musiał wybrać ścieżkę kariery naukowej, dla zabicia czasu.

 

Do Obserwatorium dotarł punktualnie. Podjął z szatni nowy roboczy fartuch i kapelusz, założył na buty nakładki ochronne, po czym skierował się do windy. Dla odmiany, zamiast wybrać przycisk 18 piętra, nacisnął najniższy poziom -10, oznaczony dodatkowo skrótem I.K.E.A. (Instytut Kolekcjonowania Eksponatów i Artefaktów).

 

Położone niżej, nawet niż Lochy, piwnice Fortecy skrywały magazyny i regały z posegregowanym i oznaczonym, sprzętem Starożytnych. GRWM nasunął kapelusz na głowę i zabrał się za przeszukiwanie bazy danych. Na czarnej planszy ekranu pojawiały się białe wiersze liter. Mózg Elektronowy, w którym zawarto Spis Artefaktów, był dziełem Starożytnych i opanowanie samego oprogramowania zajęło mu ponad dwa lata. Teraz posługiwał się nim swobodnie, więc na wyszukiwaniu pożądanej zawartości zeszło mu już tylko pół godziny.

 

— ARTEFAKTY O NIEZNANYM PRZEZNACZENIU — wpisał w końcu zapytanie do systemu. Niestety nic się nie pojawiło, a kursor mrugał, kliknął więc kilka razy klawisz „Enter" i kilka razy „Esc". To zawsze działało.

 

— KATALOG ZABEZPIECZONY HASŁEM. Hymmm ... — przeczytał.

 

— Spróbuj HWDP — podpowiedział mu jakiś dziwny głos do ucha.

 

— MAGAZYN 28, REGAŁ 16, PÓŁKA 2 — pojawiło się na ekranie.

 

— Zadziałało! To blisko! Nie muszę brać sztaplarki — ucieszył się GRWM.

 

— Wózka widłowego — poprawił go głos dochodzący z tyłu, więc spiczastouchy szybko się obrócił.

 

— O, cholera! — zaklął. — Burmistrz!

 

GRWM padł na kolana, wyciągnął ręce w pokłonie i położył czoło na podsadzce.

 

— Bądź pochwalony Najjaśniejszy Panie Burmistrzu — wybełkotał.

 

Wiekowy Burmistrz o pięknej i młodej twarzy, szturchnął go czubkiem białego pantofla i splótł ręce z tyłu, za plecami, jakby bał się wybrudzić.

 

— Wstań normalnie na nogi, o Czcigodny Mędrcze. Znudziły mi się już wasze służalcze pozy.

 

— Nie mogę rozmawiać z Tobą twarzą w twarz, o Najjaśniejszy Panie Burmistrzu — wyszeptał GRWM. — Święte Prawo mi zabrania.

 

— Ja decyduję, jakie jest prawo — wściekł się Burmistrz. — Wstawaj z podłogi, bo każę cię wychłostać.

 

Chcąc nie chcąc, GRWM wstał, poprawił szary płaszcz i zdjął kapelusz, lekko spuszczając głowę. Bujne jasne loki opadły mu na oczy, odsłaniając nienaturalnie wyglądające uszy.

 

— Byłeś rano z Profesorem Oleksiejem na audiencji, poznaję cię. A teraz chodź, razem zobaczymy, co wynalazła nam ta stara kupa złomu.

 

— Jak sobie życzysz, o Najjaśniejszy Burmistrzu — odpowiedział GRWM pokornie.

 

— Burmistrzu wystarczy! — skwitował Burmistrz. — Kiedyś przyjaciele mówili na mnie HWDP. A ty? Jak brzmi twoje pełne imię?

 

— Doktor Glitter Richard West Michaels, o Najjaśniejszy Panie — westchnął GRWM kłaniając się w pas przed Władcą.

 

— Mówiłem ci, że samo „Burmistrzu" wystarczy — odpowiedział zirytowany. — Masz na imię Glitter? O ironio. Od razu wiedziałem, że jesteś z Klanu Michaelsów - wskazał na spiczaste uszy GRWM.

 

— Wasze miejsce jest chyba w Pałacowych Ogrodach, o ile się nie mylę. Czy nie powinieneś uprawiać róż, tak jak twój Ojciec, Dziad i Pradziad? — spytał, ale nie doczekał się odpowiedzi, bo właśnie dotarli wąskim korytarzem do Magazynu numer 28, a Regał 16 był dość blisko drzwi, więc bez trudu go znaleźli.

 

Obydwaj zabrali się za przeszukiwanie półki zastawionej paletami i drewnianymi skrzyniami. GRWM zaczął skrupulatnie otwierać drewniane skrzynie, przeglądać artefakty od najstarszych, niektóre były proste, inne składały się z wielu części, miały nawet papierowe rozpadające się opakowania. Każdy był oczywiście wyposażony w etykietkę z nazwą, jeśli była znana, i numer katalogowy. Burmistrz zaś, zabrał się za najświeższe wykopaliska, przerzucał je niechlujnie, z miną wyrażającą znudzenie.

 

— Już to wszystko widziałem. Nic tu nie znajdziemy — powiedział w końcu. — Czego szukamy? Jeśli byłby tu silnik, bateria, albo jakiś napęd, już dawno byśmy to odnaleźli.

 

— Szukamy informacji — powiedział GRWM nie odwracając wzroku od skrzyni. — Może ja zapalę jednak światło, bo z całym szacunkiem, ale nic nie widzę w tym mroku.

 

Zapalił Latarkę, a Burmistrz aż zmrużył oczy. Źrenice obydwu mężczyzn zwęziły się w cienkie szparki. Na dole skrzyni leżały małe przedmioty o różnych kształtach, zakończone z jednej strony sznureczkiem, a z drugiej płaskim metalowym gniazdem.

 

— Już takie widziałem — mruknął Burmistrz i ziewnął.

 

— Przecież to NOŚNIKI PAMIĘCI! Musiały trafić tu przypadkiem setki lat temu!

 

— Ach, to. Mamy takich kilka u góry. Nikt nie wie, co z nimi zrobić. Używam tego jako breloczków do Kart Magnetycznych.

 

— Burmistrzu! Wiem, jak to odczytać! Chyba widziałem już coś z pasującym otworem. — Oczy GRWM świeciły się z emocji. Odszukał niewielkie czarne pudełko z etykietką CZYTNIK, przyłożył jedno do drugiego i wsunął wystający bolec w jeden z otworów.

 

— Pasuje!

 

— Ale nic się nie dzieje... — Burmistrza nie łatwo było zaskoczyć.

 

— Tu jest jeszcze jakiś kabel. Myślę, że trzeba to podłączyć do Mózgu Elektronowego! — podniósł głos podniecony GRWM i bez zastanowienia pobiegł do pomieszczenia na początku korytarza, zostawiając zbaraniałego Władcę z tyłu.

 

— Zostaw, bo jeszcze zepsujesz! — wrzasnął gdy odzyskał panowanie nad strunami głosowymi, ale było już za późno.

 

Spiczastouchy, w gorącej wodzie kąpany, podłączył niewielkim kabelkiem Czytnik z włożonym Nośnikiem Pamięci i nacisnął Enter.

 

Ekran zamigotał i zgasł. Burmistrz zasłonił usta. GRWM przełknął nerwowo ślinę i już chciał wcisnąć „Escape", gdy zaczęły pojawiać się i otwierać okienka z katalogami, a w nich setki plików.

 

— Już chciałem zrobić dla ciebie wyjątek Michaels i wysłać cię w kosmos na meteorycie, ale jednak udało Ci się. Masz szczęście!

 

— Dziękuję Burmistrzu. To dla mnie zaszczyt — ukłonił się nisko GRWM i skorzystał z okazji, żeby zadać jedno ważne pytanie. — Naprawdę, zrobiłby Pan to, Burmistrzu? Wiadomo, jak wysyłano Komety- Więzienia?

 

— Oczywiście — machnął ręką Burmistrz od niechcenia. — Na każdą ewentualność mam rozpisaną instrukcję w swoim Czytniku. Problem w tym, że potrzebny jest Tłumacz, bo wszystkie procedury są w języku Starożytnych.

 

GRWM strasznie nie lubił, gdy mówiono do niego Michaels, bo pełny człon nazwiska brzmiał West Michaels. Nienawidził też ksywki spiczastouchy, ale stwierdził, że zachowa to dla siebie. Język Starożytnych nie mógł różnić się aż tak bardzo od języka ich oprogramowania. Trzeba było tylko skopiować dane z czytnika Burmistrza. Pożyczyć go tylko na chwilkę.

 

Burmistrz udał się do gabinetu, bo był już bardzo zmęczony. Mimo wyglądu młodzieńca, miał już swoje lata. Przeszukał dokładnie wszystkie szuflady przepastnego biurka i zebrał to co uważał za urocze breloki.

 

— Przekaż to proszę Doktorowi Michaelsowi do rąk własnych — poprosił Sekretarza.

 

Siwiutki, lecz dobrze zakonserwowany, szczupły i żylasty Sekretarz, był jednym z niewielu zaufanych urzędników. Energiczny staruszek pamiętał jeszcze dwóch poprzednich Burmistrzów i pomimo dziwnie bladej skóry, nosił modne garnitury w soczystych kolorach, przez co wyglądał na młodszego. Sekretarz wjechał windą i wspiął się po krętych schodach na najwyższe piętro. Wsunął dłoń do kieszeni rubinowej marynarki i wyjął z niej niewielką złotą sztabkę, zdobioną grawerunkami. Ułożył ją delikatnie na tacy razem z pozostałymi nośnikami pamięci. Właz był otwarty, więc pozwolił sobie wejść do Obserwatorium.

 

— Czcigodny Mędrcze! — zawołał od razu, ponieważ nie zauważył niewielkiego biurka GRWM, skrytego za zwałami grubych kabli i błyszczących rur.

 

— Doktorze West Michaels! Mam przesyłkę od Burmistrza!

 

GRWM odsunął się na ruchomym krześle i westchnął.

 

— Zgrałem wszystko do Chmury przez mój osobisty czytnik. Zmodyfikowałem go trochę, żeby było szybciej. Analiza tego zajmie nam miesiące, a nawet lata. Nie mam tyle czasu.

 

— Gdzieś się wybierasz, Czcigodny Mędrcze?

 

— Oj tak, na śmierć zapomniałem. OOTD zaprosił mnie na kolację. Miałem na myśli, że nie znalazłem tutaj tego, czego szukałem.

 

— Czasami wystarczy zadać trafne pytanie i wyszukiwarka sama znajdzie odpowiedź — powiedział enigmatycznie Sekretarz. — Cierpliwości. Z doświadczenia wiem, że to jedna z bardziej przydatnych cech charakteru w tym mieście.

 

GRWM przytaknął, ale tak naprawdę myślał, skąd wziąć ubranie na wieczorną kolację.

 

— Tutaj czas płynie inaczej — stwierdził Sekretarz, rozglądając się po Obserwatorium i po chwili wyszedł z gracją, pozostawiając za sobą tylko delikatny zapach cytrusów.

 

— Wyszukiwarka? — spytał GRWM, ale jego pytanie trafiło w pustkę.

 

cdn...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • zsrrknight 3 miesiące temu
    bardzo ciekawe.
    sci-fi z perspektywy obcej rasy, choć wygląda na to, że mają dużo wspólnego z ludźmi. Napisane bardzo sprawnie, lekki język i narracji. Jest też trochę humoru i ogólnie całość to raczej lekka, przyjemna lektura
  • izostworek 3 miesiące temu
    @zsrrknight :) starałam się, żeby było lekko i przyjemnie :) i trochę kosmicznie.
    tak, są bardzo podobni do ludzi, to prawda

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania