Poprzednie częściPo drugiej stronie - PROLOG

Po drugiej stronie -4-

Wyświetlacz czytnika personalnego GRWM wskazywał szereg cyfr: 12.34.12375;16:84. System przyjęty do obliczeń czasu mógł być niezrozumiały dla cudzoziemców, przyjmijmy więc, że doba na Konarak, tak samo jak na ziemi była podzielona na 24 godziny, ale nie będziemy się nad tym dalej rozwodzić.

 

Pulsujący banner migał kolorami tęczy śpiewając mu nonagońską wersję „Happy Birthday", a potem "Trzydzieści lat minęło, jak jeden dzień". Kolejna reklama informowała o Świątecznym Jarmarku z okazji Koniunkcji Planet, a drobnym drukiem, zwykłą czarną czcionką wpisano urzędowy komunikat: „JUTRO RANO ZGŁOSIĆ SIĘ DO KOMISJI STANU CYWILNEGO, ŚLUB 08:15".

 

— Kur*a! — GRWM bardzo rzadko przeklinał, ale przypomnienia o ślubie wyprowadzały go z równowagi.

 

— Co roku to samo. Jaki normalny człowiek lubi Jarmarki? — zastanawiał się GRWM, mijając budki ze słodyczami, ręcznie plecionymi dywanikami i słomkowymi kapeluszami. Tłum ludzi snujących się wokół kramów jakby przeczył jego teorii. Musiał koło nich przejść tak czy siak, w drodze do pracy, ponieważ jak zwykle ustawiano je na brukowanym centralnym placu wokół budynku Fortecy.

 

Eluwina i OOTD wyglądali, jakby poprzednią noc i cały dzień spędzili w Obserwatorium, spali tam i jedli. Opuszczone żaluzje nie wpuszczały światła, niechlujnie porozstawiane kubki z niedopitą kawą w holokabinie groziły zalaniem wrażliwego na wilgoć sprzętu. Mózgi elektronowe rozświetlały pomieszczenie zielonkawym światłem, a rzędy znaków przemykających przez monitory w poziomie i spływające pionowo w dół, świadczyły o zainicjowanych wcześniej procesach.

 

GRWM zajrzał w okienko obiektywu teleskopu skierowanego we właściwe miejsce na planecie Ziemia i ujrzał tłum ludzi, oraz leżącego bezwładnie na noszach mężczyznę, transportowanego przez sanitariuszy do pojazdu medycznego. Pokiwał głową niezadowolony. Glitter, w przeciwieństwie do swoich współpracowników, znał już co nieco zwyczaje ziemian. W kilka minut namierzył swój obiekt zainteresowania. Jasnowłosa dziewczyna wysiadała właśnie z czarnego dyliżansu z ciemnowłosym młodym chłopakiem. Zacisnął mocniej zęby. Spojrzał na swoje biurko, wszystkie jego dokumenty ktoś włożył do segregatorów, a przenośne pamięci poukładał w pudełkach po herbacie i schował w szufladzie.

 

— Ku*wa! — zaklął ponownie, ale zreflektował się kiedy zobaczył Profesorową stojącą nieopodal, trzymającą w dłoniach dziurkacz i kartkę, wyraźnie zachwyconą nowym zajęciem. — Przepraszam. Mam bardzo zły dzień.

 

— To nie jest wytłumaczenie! — upomniał go OOTD, który najwyraźniej przed żoną zgrywał elegancika "ąę przez bibułkę" i pilnował, aby nie rzucić jakiegoś świńskiego żartu.

 

— Prawie zabiliście mój OBIEKT. Gdybym wiedział, nigdy bym wam nie wskazał, gdzie jest teczka z jego współrzędnymi.

 

GRWM trzymając niewielki złoty czytnik w dłoni, trzęsącym się głosem zapytał:

 

— Gdzie ona jest, gdzie jest Święta Wyszukiwarka. Muszę ją znowu posiąść! To znaczy wziąć ją w swoje ręce! Co ja dzisiaj gadam — otarł spocone czoło.

 

— Za dużo wrażeń jak na jeden dzień? — zapytała troskliwie Eluwina. — Nie mieliśmy żadnej instrukcji. Nadaliśmy sygnał i z powodzeniem trafił do tego mężczyzny, dopiero po chwili upadł. Będzie wiedział, co ma robić kiedy się obudzi.

 

— JEŚLI się obudzi — załamał ręce GRWM. — Sprzężenie zwrotne rozsadzi mu mózg. Uruchomiliście wzmacniacz odwracający, czy po prostu wyłączyliście nadajnik? — Glitter nerwowo rozglądał się po plątaninie kabli, która opasała obserwatorium jak kłębek włóczki. — Nie podłączyliście wtórnika, to chociaż jeden plus.

 

— Nie rozsadzi — powiedział OOTD. — Masz mnie za idiotę? — Nadałem mu tylko obraz, bez dźwięku, kiedy drzemał, to łatwiejsze do zrozumienia. Zobaczył nocne niebo, mknącą kometę i odłamki meteorytu, które zostają wystrzelone w jej kierunku. Nie będzie meteorytu, nie będzie problemu.

 

— Może był na coś chory, skoro tak źle zareagował na sygnał? — spytała Eluwina.

 

— W zeszłym miesiącu nie był, a teraz tego nie sprawdzę. Nie mam jak zrobić skanu aktywności mózgu — powiedział Glitter. Za oknem odbywał się pokaz sztucznych ogni. — Możemy spróbować później. Dziękuję, że mi pomogliście, jestem wam ogromnie wdzięczny.

 

Eluwina była już trochę zmęczona pracą asystentki. — Zejdziemy na dół? Papa rozstawiał stoły dla urzędników na wspólną świąteczną kolację z Burmistrzem, znajdzie się i dla nas miejsce — zaproponowała.

 

— O tak, przyda nam się chwila przerwy — przytaknął OOTD. — A skoro wszyscy są na kolacji, to zajrzymy do gabinetu Burmistrza, może zostawił dla nas akurat na wierzchu wyszukiwarkę.

 

— Ale ja jestem głodna — jęknęła Profesorowa. — Może sama pójdę i zajmę Wam miejsce.

 

— Jeśli pokażesz się bez nas, od razu wzbudzisz podejrzenia — ostrzegł ją OOTD. — Musimy iść razem. — Rozmawiali i entuzjastycznie układali plan, zjeżdżając windą na parter.

 

***

 

Tradycyjnie kolacja rozpoczynała się o zachodzie słońca, aby goście mieli możliwość podziwiać nocne niebo i planety, ustawiające się w jedną linię. Odgłosy z zewnątrz odbijały się echem w długich korytarzach budynku. Drzwi do Sali Tronowej były otwarte na oścież, a lampy zgaszone, nie paliły się nawet elektryczne pochodnie. Gabinet Burmistrza był z tyłu, za kolejnymi drzwiami. Cała trójka weszła na paluszkach, starając się stąpać jak najciszej po ozdobnej posadzce. Eluwina przewróciła oczami, gdy GRWM potknął się o opartą o ścianę halabardę.

 

— Gdzie się tak skradacie? Hałasujecie jak stado gęsi! — powitał ich donośnym głosem Sekretarz, otwierając drzwi od gabinetu. — Chodźcie dzieci, chodź Eluś — zaprosił ich do środka gestem ręki i zamykając drzwi, upewnił się, że nikt ich nie śledzi. Mimochodem, niby przez nieuwagę, przechodząc, strącił kilka papirusów z wielkiego biurka, by odsłonić złote, miękkie etui, z którego wystawało urządzenie.

 

Eluwina przysiadła na wielkim fotelu i zaczęła majtać nogami, przypominając sobie stare dobre czasy. Papa dość często zabierał ją ze sobą do pracy i choć nie była już ani drobna, ani niziutka, to jednak nadal nie sięgała nogami do ziemi.

 

— Szlachetni mędrcy, napijecie się? — zaproponował. — Chyba wam się dzisiaj przyda coś mocniejszego. — Sekretarz wyjął pękatą butelkę z przeszklonego barku i nalał złotawy płyn do trzech pucharów.

 

— Glitter, tobie chyba lekarz zabronił pić alkohol, ale zaraz znajdę ci jakieś ciekawsze zajęcie — powiedział tajemniczo, widać często miał do czynienia z nudzącymi się dziećmi. GRWM poczuł ostry zapach, przypominający trochę lakier do drewna, więc było mu to nawet na rękę. Z ciekawością spoglądał na złote etui.

 

— To nie jest to, o czym myślisz — Sekretarz do wszystkich zwracał się z ojcowską troską. — To konsola do gier, kiedyś HWDP, to znaczy Burmistrz znalazł ją w magazynie i od czasu do czasu się nią bawi. Wyszukiwarkę schowaliśmy gdzie indziej. Byłoby bardzo nieodpowiedzialne z naszej strony trzymać ją tak na wierzchu, a nie w sejfie za obrazem, prawda? — powiedział, po czym spojrzał się na wielgachny portret Burmistrza na ścianie.

 

— Konsola? — GRWM kilka razy powtórzył to nowe słowo, bardzo wpadło mu w ucho. Urządzenie było nieduże, wielkością i kształtem, podobne do przezroczystego czytnika personalnego. Złota obudowa w geometryczne wzory również przypominała coś, co wcześniej już widział.

 

— Tym czerwonym przyciskiem uruchamiasz, pojawi się obraz, a po bokach są przyciski do sterowania. Eluś bawiła się tym w dzieciństwie. Wiem, że masz dziś urodziny i myślę, że nie zaszkodzi jeśli Ci ją wypożyczę.

 

— Trzydzieste — powiedział melancholijnie GRWM, myśląc o tym, że jako dziecko bawił się w piaskownicy, a w młodości pomagał rodzicom w ogrodzie.

 

— Jakie jest Twoje najstarsze wspomnienie? — spytała Eluwina, widząc smutek na twarzy przyjaciela. Przyjaciela męża, oczywiście.

 

— Pamiętam, jak Matka wiązała żółte wstążki na płocie, żeby zwabić owady i łapaliśmy biedronki, gdy mszyce zaatakowały róże — opowiedział GRWM.

 

— A dla ciebie Oleksieju też mam prezent — stwierdził Sekretarz, po czym wyjął z kieszeni błyszczący chronometr i podał zawstydzonemu zięciowi. — Jeśli kiedyś jeszcze będziecie chcieli polansować się w mieście, to najpierw zgłoście się do mnie.

 

***

 

Wspólny stół zestawiono z kilkunastu biurek i nakryto kuponem płótna. Porcelanę i sztućce każdy przyniósł z domu, podobnie jak potrawy i napoje. Nawet jeśli ktoś postawił tylko drobną przekąskę, stół i tak uginał się pod ciężarem zgromadzonych smakołyków. Tak nakazywała tradycja.

 

— Glitter, weź przestań grać, zdejmij nogi z ławy i zachowuj się jak kulturalny człowiek, którym przecież jesteś — upominał go OOTD. — Gierka tak cię pochłonęła, że mógłbym ci podłożyć przysłowiowego „zgniłego śledzia" i tak byś nie zauważył.

 

— Śledzi nie ma od kilku tysięcy lat. Podobnie jak morza — zauważyła Eluwina, popychając sałatkę warzywną kawałkiem sernika z tofu. — Ale bym sobie zjadła takiego śledzia, na pewno były dobre.

 

GRWM schował konsolę do kieszeni bluzy, przejechał wzrokiem po stole w lewo, potem w prawo i wypuścił ciężko powietrze. Do jedzenia nadawała się w zasadzie tylko sałata i gotowany kalafior z zasmażką z bułki tartej. Kiedy przestały mu smakować kotlety z buraka, kaszanka ze słonecznika i fasoli? Czy zaczynał się zmieniać w drapieżnika, którym kierują barbarzyńskie instynkty? Przecież był światłym naukowcem. Wszystko, czego się dowiedział w ciągu ostatnich dni, wywróciło jego uporządkowane życie do góry nogami i zaostrzyło apetyt.

 

— Kiedy już jedzenie zaczyna smakować jak papier toaletowy, to sygnał do zmian. Niektóre osoby potrzebują doznań, jakich Nonagon nie jest w stanie im zapewnić! — roześmiał się Sekretarz.

 

— A może budyń na mleku sojowym z borówkami? — Eluwina podała mu mały słoiczek deseru pachnącego wanilią.

 

— No właśnie, jeśli chodzi o papier toaletowy, to pozwólcie, że was opuszczę na chwilę — powiedział GRWM i szybciutko się oddalił, bardzo z siebie zadowolony, bo właśnie znalazł miejsce, gdzie nikt mu nie przeszkodzi w grze.

 

Niestety, nawet w tak ustronnymi miejscu nie było mu dane zaznać spokoju. „Puk, puk? Zajęte?", „Ej, weź już wyjdź!", „Kolejka się robi!" słyszał co chwilę zza zamkniętych drzwi. W końcu wyszedł.

 

— No co. Brzuch mnie rozbolał. Nie toleruję laktozy — powiedział GRWM, chociaż akurat nie pił mleka, ale i tak był już trochę zły. Wrócił do obserwatorium, usiadł przy biurku i nawet myśl w jego głowie nie zdążyła się porządnie uformować, a już wkładał przenośną pamięć w gniazdo konsoli do gier. Dobrze, że siedział, bo wyświetlił się przed nim wirtualny ekran wielkości okna. Obraz trochę falował, ale po chwili dostroił się do jego wzroku i kusił, by go koniecznie dotknąć.

 

— To chyba symulator jazdy, o którym wspominał mi OOTD — powiedział do siebie i instynktownie dotykając przezroczystych przycisków, nawigował w nierealnej, wymyślonej rzeczywistości gry. Nie zauważył, nawet kiedy panel sterowania zaczął się zmieniać, przekształcać, a tor wyścigów samochodowych stał się bezkresną czernią kosmosu. Mijał planety, gwiazdy, czarne dziury, z niesamowitą prędkością omijał mgławice gwiezdnego pyłu i gwałtowne kosmiczne burze.

 

Na zewnątrz, w realnym świecie, uroczyste kolacje się kończyły, milknął gwar i strzały fajerwerków. Sekretarz, opierając się o balustradę, na swoim prywatnym czytniku napisał wiadomość: „Jest gotowy".

 

Glitter skończył zabawę dopiero gdy usłyszał grzmot. Błysk nie odwrócił jego uwagi od lawirowania pomiędzy odłamkami kosmicznego gruzu, ale przerażający dźwięk, który spowodował wibrację podłogi już tak. Zdążył zakończyć symulację i schować konsolę do kieszeni, kiedy rozdzwonił się w całym budynku alarm. Nad Nonagonem rozpętała się burza. GRWM sam, ręcznie zaciągnął stalowe osłony i skierował się do wyjścia ewakuacyjnego. Tej nocy żadnego sygnału nie uda mu się już wysłać. Szkoda.

 

Mieszkańcy Nonagonu nie byli przyzwyczajeni do deszczu. Może powinni się cieszyć, ale wiatr, który się zerwał, skutecznie schłodził ich emocje. W popłochu wnosili naczynia, stoły i furczące serwety do domów i garaży. Korzystając z zamieszania Eluwina i OOTD zakradli się do tajnego gabinetu za salą tronową i zdjęli ze ściany portret Burmistrza. Otwarcie sejfu nie stanowiło większego problemu, skoro sentymentalny Sekretarz THX wszędzie używał tego samego hasła, którym była data urodzin córeczki. Zatarli po sobie ślady i dyskretnie opuścili budynek Fortecy, z wyszukiwarką ukrytą w torebce Eluwiny.

 

***

 

Noc upłynęła na wpatrywaniu się w strugi deszczu spływające po szybach okien, chyba że ktoś mieszkał na podziemnym poziomie, to wtedy nie. Poranek powitał wszystkich kolejną burzą, dla odmiany piaskową, a GRWM napisał do pracy krótką wiadomość: „Spóźnię się".

 

Zrezygnowany wszedł do całodobowego sklepu z odzieżą męską, ze smętną miną, szurając nogami. Przeciąg mu dokuczał i wiało po ogolonej potylicy, więc głowę miał nadal przewiązaną czarno-białą bandaną. Cały ranek zmarnował, uciekając myślami od zwykłej, szarej i przez to zbyt brutalnej rzeczywistości.

 

— Kogo moje oczy widzą! Pan Naukowiec! — ucieszył się Sprzedawca na jego widok, ale jemu wcale nie było do śmiechu. — Co Pana do nas tym razem sprowadza? Poprzednia imprezka się udała?

 

— Trochę tak, a trochę nie — odpowiedział. — Nie dość, że się spóźniłem, to musiałem ją szybko opuścić. „Zjadłem warzywną zapiekankę, zapiłem jabłkowym winem, a potem rzygałem." — dodał już w myślach.

 

— Pozwoli pan, że zaproponuję bieliznę na jesienne dni i noce. Mądry wybór za rozsądną cenę — powiedział służalczo Sprzedawca.

 

— Z tą jesienią, to jakieś hasło marketingowe, prawda? U nas przecież nie ma pór roku. Jest ciągle upał i susza. No, może kiedyś były — stwierdził, ale i tak nie miał humoru. — Poproszę kompletny strój ślubny męski.

 

— Wow! Gratuluję! — wyszczerzył się Sprzedawca. — Na kiedy?

 

— Na... w tej chwili — odpowiedział GRWM, wpychając ręce do kieszeni elastycznych spodni dresowych. Nie wyglądał na zadowolonego.

 

— Nie wygląda Pan na zadowolonego. Ciąża? Małżeństwo z przymusu? — spytał Sprzedawca.

 

— Z urzędu. Nie znam przyszłej żony — Glitter skrzywił się, jakby zjadł cytrynę i przełknął ciężko, jakby była w całości.

 

— Ach! Wieczny kawaler! Ma Pan jakieś pomysły na ten szczególny dzień?

 

— „Wisimito" — pomyślał. — Liczę na Pana doskonały gust — powiedział, a twarz Sprzedawcy pojaśniała, choć wiedział, że z budżetem szeregowego naukowca nie poszaleje. Półmatowy garnitur, w kolorze ciepłej bieli, mieniący się drobinkami złota, śnieżnobiała koszula, czarny krawat i biała róża w klapie marynarki. Glitter wyglądał perfekcyjnie. Spodnie i buty oczywiście też.

 

—Zapakować? — kontynuował sprzedawca, gdy GRWM przeglądał się w ogromnym lustrze.

 

— Nie (poturlam), zostanę w tym — powiedział, nie zważając na oszałamiającą kwotę rachunku.

 

— A ta blondynka z wizualizacji zrobionej przez nanosfery? Co z nią?

 

GRWM wzruszył ramionami. Rozsądek podpowiadał mu, żeby jak najszybciej o niej zapomnieć, a głupie serce wcale nie chciało. Trzeba iść dalej, powtarzał sobie, jakoś to będzie.

 

— Wie Pan, co jest dziwne? Koledzy z salonu mówili mi, gdy Pan wyszedł, że śnili o tej samej dziewczynie. Jednej nocy! Widzieli ją tak samo wyraźnie, jak teraz widzimy Pana! Czy to w ogóle możliwe?

 

— W zasadzie tak, to możliwe. Jeśli odbiornik jest zbyt dużej mocy, to sygnał przeznaczony dla jednej osoby, może rozejść się praktycznie po całym mieście. Trafić bezpośrednio do Waszych głów, we śnie w postaci wizji, albo można przeprogramować nanosfery......

 

GRWM nie dokończył i wybiegł z salonu w pośpiechu, nie zabierając torby z ubraniem, w którym przyszedł. Zawsze, gdy jakiś pomysł przychodził mu do głowy, musiał go natychmiast zmienić w czyn i wprowadzić w życie.

 

W jego głowie rzadko gościł rozsądek i chłodna kalkulacja. Dawał się ponieść chwili i zwykle, bardziej cieszył go sam proces tworzenia, niż efekt końcowy, który był zazwyczaj tylko kolejnym etapem. Zaraz pojawiał się nowy plan: lepszy, większy i bardziej wydajny. GRWM nie był etatowym wynalazcą, bo kto wie, do czego by to go doprowadziło. Pracował w Obserwatorium Astronomicznym i przyglądał się obiektom, niby z oddali, a jednak czasem czuł, że są na wyciągnięcie ręki. Co by było, gdyby ... ? No właśnie... Poczuł, że to, co go otacza, już mu nie wystarcza. Gdzieś w środku zapalił się ogień, którego nie mógł ugasić.

 

Codziennie wjeżdżał na ostatnie piętro najwyższego budynku w mieście i patrzył w górę. Gwiazdy wcale nie były przez to bliżej, ale za to Nonagon stawał się mniejszy i bardziej odległy. Eluwina zapewniła mu szerszą perspektywę, szarpiąc go w spiżarni za poły nowej kurtki. Czy powinien spojrzeć kiedyś w dół? To byłoby zbyt proste. Powinien wznieść się jeszcze wyżej, dotknąć chmur, żeby móc znowu spaść z hukiem i obić sobie porządnie tyłek.

 

***

 

Państwo Davisowie wspólnie szarpali powyginane przez wiatr osłony, a przez pobite szyby kapała im prosto na głowy woda. Już na pierwszy rzut oka widać było kilka uszkodzonych anten i przekrzywionych masztów. W części biurowej panował za to idealny porządek, co prawdopodobnie było zasługą Eluwiny.

 

— OODT, nadamy sygnał! Mam naprawdę świetny pomysł! — od wejścia GRWM nie krył entuzjazmu.

 

— Nic się już nie da zrobić — odpowiedział OOTD i przetarł czoło rękawem. — Nadajnik jest zniszczony. Przewrócił się maszt i przygniótł kopułę, musimy zająć się naprawą radioteleskopu, a nie możemy na razie jej nawet otworzyć. Czego nie połamał wiatr i deszcz, poprawiło piachem. Rolety się zakleszczyły, trzeba je będzie rozcinać.

 

— Zrobimy inaczej — GRWM zawsze potrafił wyciągnąć asa z rękawa. — Skorzystamy z transmisji naziemnej, wykorzystując sieć rozgłośni. Wyślemy sygnał do Nonagonu, a nie w kosmos!

 

— Ty chyba całkiem postradałeś zmysły?! Co chcesz nadać? Jaką wiadomość? Zlituj się!

 

W ostatniej chwili Glitter zdążył mu przekazać swój czytnik personalny, zanim do Obserwatorium wkroczył Sekretarz, z obstawą. Może gdyby byli trochę mniej ... uzbrojeni, ktokolwiek śmiałby się im przeciwstawić. Oleksiej schował szybko czytnik do wewnętrznej kieszeni fartucha.

 

— Straże! Brać go! — Sekretarz wskazał młodego naukowca. — Doktorze West Michaels! Jest pan aresztowany.

 

— Papo, co się dzieje! Co Wy robicie?! Nigdzie się beze mnie nie ruszycie — krzyknęła Eluwina, kurczowo ściskając Sekretarza za ramię. Na błyszczącą, fioletową marynarkę kapały krople wody z przeciekającej kopuły dachu.

 

— Jego też brać — rozkazał Sekretarz, wskazując na zięcia. — Oleksiej, tylko bez żadnych numerów. Jedziecie ze mną.

 

***

 

Cała szóstka: Sekretarz, Eluwina i Oleksiej, Glitter i dwóch bezimiennych, zakapturzonych strażników, przemieszczali się opancerzonym dyliżansem bojowym. Wszyscy zachowali kamienne twarze, z wyjątkiem Eluwiny, która na zmianę szlochała, błagała ojca o łaskę i znowu łkała. Gdy pojazd się zatrzymał, a drzwi otworzyły, ich oczom nieprzyzwyczajonym do ostrego światła ukazał się pusty plac, otoczony ze wszystkich stron, dwupiętrową galerią.

 

Na drewnianym podeście stał Burmistrz, a za nim skąpany słońcem pysznił się lustrzany dziób ogromnego statku kosmicznego, reszta cylindrycznego kształtu skryta była w podziemiach.

 

— Dopuściłeś się chyba najgorszego z możliwych przestępstw i nie stawiłeś się w urzędzie na ceremonii zaślubin — wrzeszczał Burmistrz. — Przewidywaną kara zgodnie ze Świętym Kodeksem jest wysłanie w kosmos na pędzącym meteorycie.

 

— Ale jak to. Wcześniej nie było tego w Kodeksie! — oburzyła się Profesorowa.

 

— Ale jest, właśnie od teraz — zasępił się Burmistrz. — Ja tu rządzę! To znaczy, chciałem powiedzieć... Ja tu ustanawiam prawo — zwrócił się do zdziwionego GRWM. — Niestety karę tę odbędziesz samotnie, bo nie ma chętnych strażników na wspólną tułaczkę z tobą. Wiąże się to z zesłaniem na całą wieczność i brakiem możliwości powrotu do domu.

 

— Eluwino, torebka. Teraz mu ją daj! — wyszeptał do żony OOTD. — Szybko!

 

Kobieta rzuciła się na szyję skazańcowi, przyciskając się do niego całym ciałem. Zakryta wielkim fartuchem dała radę niepostrzeżenie wyjąć wyszukiwarkę z torebki i schować ją w przedniej kieszeni bluzy. Chciała pocałować go jeszcze w policzek, ale wiedziała, że nawet w tej sytuacji Oleksiej by jej nie wybaczył tego jednego gestu. Płakała jak bóbr. Glitter był dla niej jak bohater ksiażki, o którym codziennie słyszała opowieści od męża. "GRWM to, GRWM tamto, GRWM powiedział....". Bliski jak brat, którego nie miała, jak przyjaciel, którego mieć nie mogła, nie wypadało. Chciała, żeby został i wiedziała, że z pewnością nie będzie tu, w Nonagonie, dalej szczęśliwy. Szarpały nią sprzeczne emocje.

 

—- Do zobaczenia Oleksieju. Do widzenia Eluwino. Uda wam się! — powiedział GRWM, choć w sumie nie bardzo wiedział, co się dalej będzie działo.

 

— Powiedz raczej, żegnam! Stamtąd się nie wraca. To niemożliwe — śmiał się Burmistrz.

 

— Niemożliwe zawsze było dla niego zachętą! — krzyknął OOTD, pomachał przyjacielowi jedną ręką i puścił do niego oko. — Tylko się od razu nie oświadczaj, dziewczyna się przestraszy i ucieknie!

 

GRWM wzruszył ramionami, bo ręce miał związane i odwzajemnił gest pożegnania mrugnięciem i tajemniczym uśmiechem. Burmistrz HWDP osobiście, przy użyciu białego kapcia, pomógł mu przejść przez wodnistą taflę drzwi statku kosmicznego, kopniakiem.

 

Uruchomił starożytną procedurę, przekręcił kluczyk, po czym nacisnął na zewnętrznym panelu operacyjnym czerwony przycisk START. W końcu pozbył się najgorszego, bo najbardziej nieprzewidywalnego ze swoich problemów. Otrzepał dłonie i z gestem triumfu udał się do Strażnicy, a potem do dyliżansu, który odwiózł do go Fortecy.

 

Statek wzniósł się ze świstem, podnosząc tumany piachu i kurzu, jego błyszcząca powierzchnia zaczęła przypominać sinozielony kamień, a za nim ciągnął się ogon bladoróżowej poświaty, doskonale widocznej na poszarzałym niebie. Glitter był wniebowzięty. Dosłownie.

 

— Co on będzie tam jadł w tym kosmosie? A jak mu będzie zimno? A jak mu się skończy tlen? A jak będzie tęsknił za nami? — Eluwina ocierała łzy. — Papo, jak mogłeś do tego dopuścić!

 

OOTD stał obok ze smutnym wyrazem twarzy. Mięśnie szczęki mu drgały, pięści zacisnęły się jak do ciosu, ale nie powiedział ani słowa.

 

Wtedy odezwał się Sekretarz.

 

— Poradzi sobie. Zapakowałem mu odżywki białkowe i zapas wody na rok. Ma wyszukiwarkę, konsolę, pamięć, czyli wszystko, co jest potrzebne do sterowania statkiem. Znając go, domyślam się, że nauczy się, w jaki sposób korzystać z komory hibernacyjnej. Ustawiłem mu kurs na ziemię i oby tam go godnie przyjęli.

 

***

 

Tego samego dnia, we wszystkich miejskich rozgłośniach, zamiast wieczornego nabożeństwa pokutnego rozległ się głos młodego mężczyzny, a w chwilę potem nanosfery w setkach miejsc w mieście utworzyły idealny obraz na podobieństwo nagrania na małym personalnym Czytniku GRWM.

 

"Nazywam się Glitter Richard West Michaels, urodziłem się w Nonagonie. Glitter, jak ten srebrny pył, który tworzą nanosfery. Jestem naukowcem i pracuję w Obserwatorium Astronomicznym. Teraz to chyba jednak Profesor Davis mnie zwolni. Jakiś czas temu wielu z was śniło o tej dziewczynie. Rozmawiałem z nią. Jej planeta, jest na drugim krańcu Galaktyki i czeka ich walka z wirusem. Nie jesteśmy sami w naszej Galaktyce. Jeśli widzicie to nagranie, to znaczy, że udało mi się i wyruszyłem w nieznane, uratować tę planetę. To pewnie głupie, ale musicie wiedzieć, że naszym obowiązkiem jest pomagać. Nonagon tego nie zrobił, gdy powinien, gdy musiał, gdy umierały miasta Trinity, Czandigarh, Naardeen i nasz siostrzany Octagon. Ci szlachetni Święci Strażnicy, do których modliliśmy się w litaniach, rozgrzebywali ruiny i zgliszcza, rozkradali dobytek zmarłych. Przywłaszczali sobie technologie i wynalazki, z jakich korzystamy. Mogliśmy im pomóc, mieliśmy Statki Starożytnych, Komory i naszych inżynierów. Teraz patrzymy nieświadomi, modląc się, nie zdajemy sobie sprawy, co się dzieje wokół nas. Nasze Święte Miasto też niedługo zginie. Ale dość już o mnie. Teraz przedstawię wam osoby, dzięki którym zdobyłem się na odwagę, by zaryzykować...

 

Coś wam jeszcze puszczę. Przepraszam cię Eluwino, mam nadzieję, że mi wybaczysz zdradę

 

Za chwilę z głośników rozległ się głos Pani Profesorowej...

 

— Tak jak podejrzewałem. Bezmyślny i naiwny szczeniak — zabulgotał gardłowo OOTD, kiedy wysłuchali całego komunikatu. — Będę musiał szukać nowego asystenta — spojrzał na Żonę.

 

— Chyba że ty byś chciała zrobić Doktorat, co? Eluwino? Myślę, że masz wszelkie predyspozycje do pracy naukowej w Obserwatorium. Będziesz musiała tylko trochę przypakować, bo sprzęt jest cholernie ciężki — powiedział, naprężył pokazowo muskuły i objął Profesorową Eluwinę Davis szerokim ramieniem.

 

— A ten drugi Wybraniec z Ziemi? — spytała po chwil Eluwina. — Ten, z którym się połączyliśmy? Musimy sprawdzić co z nim.

 

— O właśnie, ten drugi. Może my spróbujemy się skontaktować i przygotujemy ich na godne powitanie przybysza z kosmosu.

 

***

 

Mieszkańcy Nonagonu przez wiele dni nie mogli dojść do siebie, a GRWM w końcu miał czas przejrzeć te wszystkie informacje zgromadzone w pamięci wyszukiwarki i dysku. Miał też nadzieję, że uda mu się dolecieć na czas, nawiązać kontakt i wylądować na Ziemi.

 

— Co zrobisz z kobietami? Od dwóch dni strajkują. Wyszły na ulicy i cały czas coś krzyczą. Nie możesz ich przecież wszystkich wtrącić do Lochów! — powiedział Sekretarz, wchodząc do Sali Tronowej z dwiema filiżankami herbaty na złotej tacy.

 

— Złamały, prawo, ale trzeba zamknąć im usta jakoś inaczej. Może wystarczy im bezpłatna opieka zdrowotna i dostęp do szkół? — rozmyślał Burmistrz. — A jakieś wieści z Pentagramu? — spytał, popijając parujący napój. — THX, mam nadzieję, że oni się tam jakoś trzymają.

 

— THX? Dawno już tak na mnie nie mówiłeś. To miłe — powiedział Sekretarz. — Nie mam od nich wieści. Będziemy musieli wysłać tam kogoś w delegację.

 

— Może OOTD? Za dużo wie i tu na miejscu będzie nam tylko przeszkadzał. A to bardzo daleko.

 

— Takich jak on lepiej mieć na oku, może niech zajmie się tym ASAP — zaproponował Sekretarz, zdejmując kolorową marynarkę w kwiatowy wzór. Powiesił ją na oparciu tronu i usiadł na chwile.

 

— Nogi mi zdrętwiały. Już nie te lata, HWDP.

 

— ASAP? O nie, tylko nie on — skrzywił się Burmistrz, ale złapał za czytnik i wysłał wiadomość głosową, poleconą, z pilnym nakazem stawienia się w Sali Tronowej. — Na mnie też Naświetlania w Komorze Solarnej nie działają już tak dobrze jak kiedyś.

 

— Na Pentagramczyków nie działają wcale. HWDP, masz 560 lat, powinieneś być już tak stary i pomarszczony jak ja.

 

— Jak ten czas szybko leci, THX — westchnął Burmistrz, spoglądając na wschód słońca nad Nanogonem kończył delektować się herbatą. — Piękny widok.

 

Wtedy niespodziewanie coś świsnęło mu koło ucha, wleciało przez otwarte okno i spadło na dywan. Burmistrz podniósł dziwny przedmiot i białym pantoflem roztarł ślad na podłodze.

 

— Cholipka, będą rysy.

 

Do cegły przywiązano sznurkiem konopnym kawałek pergaminu.

 

— Co to takiego? Jakaś lista? — spytał Burmistrz, odwiązał zwitek i nałożył okulary. — Żądania strajkujących: legalizacja pobytu cudzoziemców, zakaz handlu kobietami, wynagrodzenie w kredytach za pracę dla wszystkich kobiet, darmowa opieka lekarska..... No chyba im odwaliło — powiedział.

 

— Sekretarzu THX, proszę rozkazać Straży, aby rozpędziła strajkujących. Wszelkim kosztem.

 

— Aha, przenosimy mój gabinet na ostatnie piętro. W Sali tronowej możecie otworzyć Biuro Obsługi Klienta.

 

***

 

Sekretarz wyszedł z Sali Tronowej, a Burmistrz ślęczał nadal nad zwojami papirusów, skanował je czytnikiem, a głos wirtualnego asystenta tłumaczył i czytał zapisy Starożytnych.

 

Dziennik Burmistrza Porfiriona Belizariusza Trzeciego.

 

„Jedynym sposobem na obronę miasta przed działaniem Wirusa, było całkowite zamknięcie granic. Nic nie działało. Artefakty były bezużyteczne. Byliśmy równie bezbronni co reszta. Komory nie poprawiały parametrów życiowych, mieszanki ziół przygotowane przez znachorów nie przynosiły żadnego efektu. Ustanowiliśmy i całkowitą kwarantannę. Mieszkańcy długie miesiące nie opuszczali domów. Ogrodziliśmy miasto kordonem bezpieczeństwa i czekaliśmy. Jedyne co mogło zwalczyć Wirusa, to naturalna odporność organizmów Nonagończyków."

 

„Po kilkunastu miesiącach naszym inżynierom udało się wygenerować szczepionkę. Niestety, nie mamy się nią z kim podzielić. Nasze miasto siostrzane Oktagon, całkowicie wymarło. W Nardeen wirus za bardzo zmutował. Połączone siły miast i wymiana informacji mogła zapobiec katastrofie, albo pociągnąć nas wszystkich na dno. Przynajmniej my przetrwamy. Choć to bardzo samolubne, muszę dbać o moich ludzi i nasz piękny, idealny Nonagon."

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania