Pozwól,że nauczę Cię kochać cz.1

- Proszę pozwól mi bym nauczył Cię kochać - wypowiadasz te słowa ze łzami w oczach.

 

 

Stoimy w naszym ulubionym miejscu i już wiemy, że dziś nadeszło nasze pożegnanie. Chociaż nie chcę od Ciebie odchodzić to wiem, że muszę.

 

 

Ty jeszcze łapiesz mnie za rękę, próbujesz zatrzymać, błagasz, bym nie podejmowała tak trudnej dla nas decyzji, starasz się mnie zatrzymać, ale oboje wiemy, że jest za późno. Pożegnanie jest tylko kwestią czasu, a my staramy się jeszcze przeciągnąć nasze pożegnanie o jeden dzień, o jedną minutę. Biorę głęboki wdech i delikatnie wyswobadzam się z twoich ramion. Patrzymy sobie w oczy, ale nikt z nas nie umie powiedzieć nawet słowa. Wielka kula staje nam w gardle, a łzy wylewają strumienie po naszej twarzy. Tak bardzo pragniemy zatrzymać czas, tak bardzo chcemy zmienić nasz los, nadaremnie. Robię krok w tył, , ale nie potrafię spuścić wzroku z twojej zapłakanej twarzy. Kolejny krok w tył i biorę następny głęboki wdech. Upadam na kolana i wybucham nie pohamowanym płaczem. Odwracam się w tył i widzę jego zadowolone spojrzenie. Zdajemy sobie sprawę, że wygrał, ale nie mamy odwagi z tym walczyć. Znów patrzymy sobie w oczy, ale tym razem twoje spojrzenie jest zimne, zaczynasz mnie nienawidzić i nagle uświadamiam sobie jak bardzo Cię zraniłam. Jeszcze chcę złapać Cię za rękę, chcę Cię przeprosić, ale nie potrafię. Te cholerne słowa nadal nie przychodzą mi przez gardło.

 

 

On podchodzi do nas, Jego wzrok jest łagodny, jakby chciał powiedzieć, wiem co czujecie. Ty jesteś mu wdzięczny, bo przecież dał nam te ostatnie kilka minut. Pozwolił nam się pożegnać.

 

 

Patrzymy na siebie, nie zwracając uwagi na to, że on stoi obok. Tuż za moim mężem stoi nasz syn i patrzy wystraszonym wzrokiem na naszą twarz. We mnie widzi kogoś kogo nienawidzi a w Ciebie widzi kogoś, kto chciał rozwalić mu rodzinę. Tylko Rafał zna prawdę i wie, że chłopiec za nim to twój biologiczny syn. Nawet Ty o tym nie wiesz. Chociaż na zawsze pozostaniesz miłością mojego życia, nie potrafiłam zrujnować dziecku życia, nie chciałam wywracać go do góry nogami. Znów patrzymy sobie w oczy, chcemy jeszcze coś powiedzieć, jeszcze chcemy ze sobą porozmawiać, ale nie wiemy co sobie powiedzieć.

 

- Esme - słyszę twój cichy, czuły głos. Twoja doń, delikatnie dotyka mojego policzka, a ja zamykam oczy. Chcę na zawsze zapamiętać każdy twój dotyk, każdy gest, każde słowo. - Moja ukochana Esme - wypowiadasz te słowa głosem pełnym bólu. Rozpacz w twoich oczach jest nie do zniesienia. Odwracam wzrok. Nie mogę znieść twojego cierpienia, nie mogę znieść twojego bólu. - Kocham Cię - wypowiadasz tak cichutko, że tylko ja jestem w stanie usłyszeć te słowa. Nie odpowiadam. Parze na Ciebie tak, jak tylko ja potrafię patrzeć a ty już wiesz. Wiesz, że mimo wszystko nigdy nie przestałam Cię kochać. Nie wiem, czy rozumiesz moje powody, czy będziesz potrafił wybaczyć mi to, że od Ciebie odchodzę, ale nie obchodzi mnie to. - Zostań - próbujesz ponownie mnie przekonać. Nie patrze na twoją twarz, bo boję się widoku twego cierpiącego wzroku. Czuje na plecach dłoń męża i zamykam oczy.

 

- Pora wracać - uświadamia mnie, że jego cierpliwość jest na granicy wytrzymałości, a ja słabo się do niego uśmiecham. Całuje Cię na pożegnanie, przez chwile zapominając, że tuż za mną jest mój mąż i odchodzę. Nie próbujesz mnie zatrzymać. Nie próbujesz za mną biec. Łapię męża za rękę i odchodzimy, ale moje myśli wciąż krążą wokół Ciebie.

 

- I Ja Ciebie kocham Omar - powtarzam w myślach i wtulając się w ramiona męża, wybucham płaczem.

 

***

 

 

Omar :

 

Patrzę jak odchodzisz, ale nie zatrzymuję Cię. Podobno jeżeli kogoś kochasz, musisz pozwolić mu odejść. Ja właśnie taką miłością Cię pokochałem i nie zamierzam zatrzymywać Cię na siłę. Nie wiem czego od Ciebie oczekiwałem. Masz rodzinę, dziecko, męża i byłbym głupi, gdybym kazał Ci z tego wszystkiego dla mnie zrezygnować. Nie wyszło nam kiedyś i nie wyszło teraz. Nie zamierzałem próbować trzeci raz. Nie miało to najmniejszego sensu. Ty znikłaś mi już z oczu, ale nie jestem w stanie się ruszyć. Wciąż stoję wpatrzony w dal i czekam, bo jeszcze wierze, że wrócisz. Mijają minuty, a po Tobie nie widać śladu. Z nieba lecą krople deszczu, zupełnie jakby płakało niebo. Idealna pora na pożegnanie nie ma co - rozmyślam. Nie wiem, czy to za sprawą jesieni, czy ponurego krajobrazu dookoła, czy twojego odejścia z mojego życia, ale z moich oczów zaczynają pomalutku płynąć strumienie łez. Chociaż jestem starym facetem, chociaż stoję w parku i mam świadomość tego, że nie powinienem płakać, że nie wypada, mimo wszystko nie potrafię powstrzymać łez. Ta świadomość, że jesteś z moim bratem, ta świadomość, że jesteś i będziesz szczęśliwa dodaje mi sił. Wyciągam telefon z kieszeni i wykręcam znajomy numer.

 

- Witaj. I co wróciliście do siebie? - pyta damski głos, po drugiej stronie słuchawki.

 

- Nie. Dziś pożegnaliśmy się na zawsze - odpowiadam a w słuchawce słyszę ciężkie westchnienie.

 

- Przez cały ten czas miałam nadzieje, że jednak zmieni zdanie. Miałam nadzieje, że odważy się od niego odejść. - usłyszałem.

 

- Daj spokój Magdo! To jej decyzja. Twoja propozycja jest aktualna? - pytam nadal na pół przytomny, po tym co się dziś wydarzyło.

 

 

Wciąż przed oczami widzę jej twarz i jestem jednego pewny, kochała mnie, kochała i chyba nadal kocha.

 

 

- Tak aktualna. Możesz zacząć nawet od teraz - szepcze kobieta.

 

- Przylecę do Ciebie juro - rzucam i bez słowa odkładam słuchawkę. Tak jestem tego już pewien. Do tej pory trzymała mnie tylko ona, ale teraz nie widzę sensu w tym, by tu zostać. Nie potrafię o niej nie myśleć.

 

 

Chociaż nie obwiniam o to mojego brata, bo nie zrobił nic złego, po prostu zakochał się w tej samej kobiecie co ja. Czy to wtedy popełniliśmy błąd? czy tamtego lata, na tamtej imprezie straciłem jej serce? a może tego wieczoru, gdy powiedziałem jej krótkie coś się wypaliło? czy gdybym wtedy z nią nie zerwał, czy gdybym nie posłuchał zazdrosnego przyjaciela, czy gdybym nie dał się otoczeniu teraz to ja byłbym jej mężem?

 

 

Byłem dla niej tym złym. Tym cholernym idiotą, który tak nie słusznie ją potraktował. Złamałem jej serce, a pocieszenie znalazła w ramionach mojego brata. Później zaszła w ciążę i pobrali się, a ja stałem się jej szwagrem. Szwagrem, który nigdy nie przestał jej kochać. Wciągam zimne powietrze w płuca i biorę głęboki wdech. Odwracam się jeszcze raz, jakbym nadal wierzył, że za moment się tu pojawi. Jeszcze chwilka, tylko chwilka przekonuje sam siebie. Dość!! Kurwa ona nie wróci! Nie pojawi się! Nie nadejdzie! podpowiada mój rozum. Kucam przy drzewie, opierając głowę o korę i spuszczam wzrok. Po raz kolejny dzisiejszego wieczora wybucham płaczem. Wstaje, przekonany, że tak jest dla nas lepiej i wracam do pustego domu. Jeszcze dziś postanawiam napisać jej pożegnalnego sms i spakować rzeczy. Wyjeżdżam, bo wierze, że tylko tak zdołam o niej zapomnieć.

 

***

 

Esme:

 

Chociaż nie jest mi zimno, opatulam się płaszczem, jakbym chciała by płaszcz ochronił mnie od bólu. Syn siedział w samochodzie ze słuchawkami w uszach i jak zawsze zaszył się w swoim małym świecie. Tak bardzo przypominał tym ojca. Tak bardzo był do niego podobny. Zamknęłam oczy, by zapomnieć o bólu na twarzy Omara. Poczułam na sobie dłoń męża i spojrzałam na niego zapłakanym wzrokiem. Chociaż bardzo starałam się, nie potrafiłam ukryć swoich łez.

 

 

- Proszę pozwól mi, bym nauczył Cię kochać - przypomniały mi się słowa Omara.

 

 

Spojrzałam na jego brata, zastanawiając się jak to możliwe, że są tak od siebie różni. Od zawsze byli jak ogień i woda. Jak lato i zima. Omar był rozrywkowy, szalony, nie przewidywalny. Kochał kłopoty i chyba dlatego zwróciłam kiedyś na niego uwagę, zakochałam się w nim, bo był typem podrywacza, coś w rodzaju niegrzecznego chłopaka, którego należałoby omijać szerokim łukiem. Rafał, mój mąż natomiast przeciwnie. Poukładany, cichy, nieśmiały, spokojny. I co najważniejsze odpowiedzialny. To on był przy mnie, gdy Omar krok po kroku łamał mi serce, to on był przy mnie, gdy świat walił mi się na głowę. Lata przyjaźni zbliżyły nas do siebie i dlatego postanowiłam za niego wyjść. Nie chciałam zdradzić Omarowi, że zaszłam z nim w ciążę, przecież był nieodpowiedzialnym gówniarzem i wolał imprezki, podrywanie dziewczyn niż poważny i trwały związek. Dla mojego i dziecka bezpieczeństwa poślubiłam Rafała i nawet z czasem zaczęłam coś do niego czuć. Dawał mi to, czego nigdy nie dostałam od Omara - poczucie bezpieczeństwa, stabilizację. Obiecałam mężowi, że nigdy nie powiem Omarowi o naszym synku. A mój synek nigdy nie mógł dowiedzieć się kto jest jego biologicznym ojcem. Dla niego jedynym i najważniejszym mężczyzną w jego życiu był mój mąż, a ja nie miałam serca ranić ukochanego syna. Dlatego też postanowiłam, że zostanę mężem. Nie chciałam rozbijać naszej rodziny, nie chciałam nikogo z nich ranić.

 

 

Droga do domu dłużyła się niemiłosiernie. Chciałabym już wyjść z samochodu i zaszyć się w pokoju, móc w spokoju wypłakać cały ból, jaki towarzyszył mi od kilkunastu minut. Przy synku, nie mogłam pozwolić sobie na słabość, nie chciałam. Po kilku minutach dojechaliśmy do domu. Nasz syn bez słowa wybiegł z samochodu i nawet nie zamierzał ze mną rozmawiać. Wbiegł do domu i zatrzasnął drzwi tuż przed moim nosem.

 

- Filip! - krzyknęłam załamana jego zachowaniem.

 

- Daj spokój. Esme nie warto - usłyszałam czuły głos Rafała.

 

- On mnie nienawidzi. Muszę z nim porozmawiać. Muszę mu to wytłumaczyć - rozpłakałam się. Mąż podszedł i mocno złapał mnie w ramiona. Wtuliłam się w niego i znów dałam upust emocjom. Płakałam jak mała, zraniona dziewczynka.

 

 

Tej nocy nie mogłam spać. Leżałam bezwładnie przy Rafale i przypominałam sobie wszystkie chwile u boku jego brata. Nie rozumiałam dlaczego los nas znów pokarał. Dużo ryzykowaliśmy próbować jeszcze raz, dawać sobie kolejną szansę, ale i teraz też nam nie wyszło. Czasami po prostu, ktoś nie jest stworzony do bycia razem. Powoli zaczynałam wierzyć, że i z nami tak jest. Robiliśmy krok w przód i dwa kroki w tył. I gdy już byliśmy pewni, przekonani, że tym razem się uda, że chcemy ze sobą być, stało się coś, co krzyżowało nasze plany.

 

 

Wstałam z łóżka i założyłam na siebie bluzę. Postanowiłam iść na spacer, przewietrzyć się, przemyśleć to, co postanowiłam. Nie chciałam wcale się z nim rozstawać. Nie chciałam od niego odchodzić i byłam już gotowa porzucić męża, porzucić wszystko, to do czego doszłam by z nim być. Zastanawiałam się nawet nad wyjawieniem Filipowi prawdy, gdyby tylko o mnie walczył. Jednak on nie zrobił niczego, prócz kilku słów wypowiedzianych w tym parku. Nie napisał żadnego sms, żadnej wiadomości, nie zadzwonił, nie przyjechał tu. Widocznie nie kochał mnie tak, jak mówił, tak jak przyrzekał. Usiadłam na ławce, przed blokiem i zamknęłam oczy. Chciałam powstrzymać łzy, które z minuty na minutę leciały ciurkiem z moich oczów.

 

- Esme - usłyszałam tak bardzo znajomy głos. Gwałtownie odwróciłam się w stronę mężczyzny i spojrzałam mu głęboko w oczy.

 

- Co ty tu robisz? - wydusiłam z siebie i zamknęłam oczy. Spojrzałam w kierunku bloku, by upewnić się, że nikt nas nie widzi.

 

- Błąkałem się po mieście, snułem się jak cień i bez przerwy rozmyślałem o nas. Kocham Cię Esme - usłyszałam jego cichy głos.

 

- I ja Ciebie Omarze kocham. Też Cię do cholery tak bardzo mocno kocham - rozpłakałam się. Drzwi od bloku otworzyły się, a ja podskoczyłam do góry. Spojrzałam na blok, ale z niego wyszła tylko młoda dziewczyna, objęta przez jakiegoś mężczyznę. - Nie możemy tu zostać - rzekłam cichym głosem. Pociągnęłam go za rękę i oddalaliśmy się od bloku, w którym spał mój mąż. - Dzwoniła do mnie Magda. czy to prawda? wyjeżdżasz? - zapytałam upewniając się, czy słowa mojej przyjaciółki są prawdziwe. Nie odpowiedział. Kiwnął potwierdzająco głową, a ja spuściłam wzrok. Powiedz mu! Powiedz mu do cholery! podpowiadało moje serce. - Ah tak - wyznałam rozczarowana. Nie walczy o nas, nie stara się. Chociaż jego zapłakany wzrok patrzył wprost na moją twarz, nie potrafiłam niczego mu powiedzieć. Znów pojawiło się to cholerne zawieszenie, ta cholerna pustka, gdy uświadamiasz sobie, że twoje marzenie stało się nierealne. Jednak My, nasza historia, nasza miłość miała szansę się spełnić, miała szansę być realna, ale nie zrobiłam niczego, co mogło by zbliżyć nas do siebie.

 

- Właśnie dlatego tutaj jestem. Nie chciałem wyjeżdżać bez pożegnania Esme. Nie chciałem postąpić tak jak - zawahał się i spojrzał mi głęboko w oczy.

 

- Tak jak wtedy prawda? - zakończyłam za niego, a on tylko spuścił wzrok. Tak, to chyba dlatego postanowiłam poślubić jego brata. On bez słowa wyjechał za granice z swoją nową dziewczyną, a ja poczułam się podwójnie dotknięta. Zabolało mnie to, że wyjechał bez słowa pożegnania i to, że związał się z kimś innym. Teraz natomiast nie chciałam do tego wracać, nie chciałam znów poczuć się jak tamta zraniona, zakochana dziewczyna. - No to już się pożegnaliśmy - rzuciłam starając się, by moje emocje stały się dla niego nie zauważalne. Jednak nikt nie znał mnie tak jak on. Chociaż patrzyłam na niego zimnym, wręcz lodowatym wzrokiem, on potrafił w moich oczach ujrzeć miłość i ból.

 

- Nie bądź taka - wyszeptał, a ja poczułam jak cała skorupa, pod którą starałam się ukryć roztrzaskane, poranione serce, rozleciała się na drobny mak.

 

- A co mam błagać Cię byś tu został? byś nie uciekał? - wydusiłam siebie, nie mając pojęcia, że z moich oczów spływają strumienie łez.

 

- To od Ciebie zależy. Zostań ze mną. Nie odchodź ode mnie. Odejdź od niego błagam Cię - usłyszałam. Zamknęłam oczy, by uspokoić roztrzaskane serce. Chciałam by łzy przestały płynąć, chciałam zapanować nad emocjami, chciałam powstrzymać kolejne jego słowa, nie potrafiłam.

 

- To nie możliwe przecież wiesz. Nie mogę od niego odejść, nie chcę go zranić - wyznałam to, czego sama przed sobą nie potrafiłam przyznać. Wmawiałam sobie, że zaczynam coś do niego czuć, przekonywałam wszystkich, że kocham mężczyznę z którym żyję, ale tak naprawdę okłamywałam się. Nie potrafiłam oddać mu serca, które całością należało do innego mężczyzny.

 

- Nie potrafię być przy Tobie i patrzyć jak jesteś z moim bratem. Rozumiesz mnie? nie mogę, nie potrafię - rozpłakał się - Nie miej do mnie żalu, że po prostu nadal Cię kocham. Nie miej żalu, że nie chcę się z Tobą dzielić, że nie potrafię być twoim przyjacielem, nie potrafię być przy Tobie, a nie móc Cię dotknąć, przytulić. To zbyt okrutne - wyjaśnił, zapłakanym głosem.

 

- A wiec to naprawdę jest nasze pożegnanie? - zapytałam upewniając się, że widzimy się ostatni raz. Podszedł do mnie i przywarł swoim ciałem do mojego, a na moich ustach złożył delikatny pocałunek. Żegnaliśmy się tym razem naprawdę. Widziałam to w jego oczach, czułam to w jego dotyku, czułam w jego pocałunku.

 

- Ty tak zdecydowałaś - rzucił i nie dopuszczając mnie do słowa odszedł, zostawiając mnie samą wśród jesiennych liści.

 

Esme:

 

Szłam przyspieszając kroku. Wracałam właśnie z imprezy na której miałam nie być. Po tym, czego dowiedziałam się dzisiejszego ranka, impreza wydawała mi się kiepskim pomysłem, tym bardziej, że musiałam na siebie od teraz uważać. Z moich oczów leciały kolejne porcję łez. Chociaż chciałam pohamować łzy, chociaż chciałam zatrzymać czas, nie potrafiłam. Widok Omara całującego się z jakąś dziewczyną, była niemal nie do zniesienia.

 

- Esme zaczekaj! - usłyszałam głos tego cholernego zdrajcy. Jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku.Moje kroki bardziej przypominały bieg niż szybki marsz. - Esme! Do cholery! To nie tak! krzyknął zrozpaczonym głosem. Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę i rzuciłam na niego pięściami!

 

- Nie tak! krzyknęłam nie panując nad emocjami! Wybuchłam przy nim płaczem, ale pod żadnym pozorem nie pozwoliłam by mnie dotknął. - Nie tak mówisz? to co to twoim zdaniem było? co do jasnej cholery widziałam? całowałeś się z nią na moich oczach bydlaku a ty mi mówisz, że to nie tak? jesteś taki jak mi mówiono! Jesteś pieprzonym egoistą, kłamcą i bydlakiem! nienawidzę Cię! - wydarłam się ze wszystkich sił. Cieszyło mnie, że cała ta akcja nie toczy się pod klubem.bo już mogłabym nie pokazywać się w szkole. Widziałam rozbawione spojrzenia przechodniów. Musiałam wyglądać żałośnie zapłakana, okładająca najbardziej popularnego chłopaka ze szkoły. Żeby tylko nie było tu nikogo znajomego! tylko nie znajomego!

 

- Esme to nie tak! - widziałam bezsilność w jego oczach.

 

- Zacięła Ci się płyta czy jak? twoim jedynym wytłumaczeniem ma być, to nie tak? a to dobre! - warknęłam pełna jadu. Odwróciłam się do niego plecami, bo nie mogłam znieść jego spojrzenia. Było takie fałszywe, jak wszystkie jego obietnice, każde zapewnienie. Spojrzałam na chłopaka i zastanawiałam się, co ja w nim widziałam. Owszem był ładny, podobał się każdej dziewczynie ze szkoły, był popularny, ale każdy znał go z tego, że łamał serca dziewczyną. Zaliczał je a potem rzucał, po dniu, dwóch. Ze mną tak nie było. Owszem niedawno wreszcie oddałam mu się, ale dlatego, że zawładnął moim sercem. zakochałam się w nim, a on powtarzał mi, że nigdy do nikogo nie czuł tego, co do mnie. Kłamca! cholerny kłamca!

 

- Esme - w jego oczach znajdowały się łzy. Pokiwałam tylko przecząco głową i bez słowa odeszłam. Szłam szybkim i pewnym krokiem. Modliłam się, by nie wybuchnąć przy nim płaczem, bo nie chciałam dać mu takiej satysfakcji. Pobiegłam do domu i dopiero na drugiej ulicy, gdy upewniłam się, że nie ma go za mną, pozwoliłam sobie na łzy. Złapałam się za brzuch i poczułam się podwójnie dotknięta. Poszłam na tą imprezę, bo od jego kumpla dowiedziałam się, że tam jest. Chciałam z nim porozmawiać, chciałam powiedzieć mu o naszym dziecku, chciałam powiedzieć mu, że jestem z nim w ciąży. Teraz natomiast nie miałam takiego zamiaru. obiecałam obie, że nigdy nie powiem mu o tym, że jestem z nim w ciąży. Obiecałam sobie, że nigdy nie dowie się, że noszę w sobie jego dziecko. Zapłakana wróciłam do domu. rodzice spali już, więc nie musiałam się im tłumaczyć. Nikt nie wiedział o mojej ciąży i nie miałam zamiaru nikomu na razie o tym mówić. Nie byłam pewna nawet tego, czy urodzę, czy usunę to dziecko. nie chciałam o tym teraz myśleć.

 

 

***

 

Omar:

 

Parzyłem jak odchodzi, ale nie miałem odwagi jej zatrzymywać. Widziałem jej spojrzenie pełne bólu i jadu. Widziałem ból w jej oczach. Wszystko było nie tak. Nic nie czułem do kobiety, z którą się całowałem, gdyby tylko pozwoliła mi to wszystko wytłumaczyć, gdyby tylko dała mi szanse, powiedziałby jej, że nic dla mnie tamta nie znaczyła. Nie wiem dlaczego dałem namówić się chłopakom na ten zakład. Nie wiem kto z nas wpadł na tak durny pomysł. Przecież miało jej tu nie być, miała nie przyjść na tą imprezę. Bóg mi świadkiem, że gdybym wiedział, jak zakończy się finał tej imprezy, to nigdy bym tu nie przyszedł, nigdy nie pocałował bym jej. Stałem jak kretyn na środku chodnika i nie wiedziałem co mam zrobić. Ona nie pozwoliła nawet bym ją dotknął, nie pozwoliła sobie nic wytłumaczyć. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wykręciłem jej numer. jeden, drugi, trzeci, czwarty raz, ale za każdym razem nie odebrała.

 

- Omar!- usłyszałem za sobą głos o rok starszego brata.

 

- Wytłumaczyłeś jej? głupio wyszło - rzekł i poklepał mnie po ramieniu. - Nie, Nie chciała mnie nawet słuchać. Nie chciała ze mną rozmawiać.

 

- Porozmawiam z nią. ostrzegałem Cię, że ten zakład to jeden z najgłupszych pomysłów chłopaków. Przecież mogłeś przewidzieć, że się

 

o tym dowie - usłyszałem głos brata.

 

- Daj już na luz. Nie chcę o tym gadać - rzuciłem i skierowałem się w stronę lokalu. Nie miałem ochoty wracać na imprezę, ale jeszcze bardziej nie miałem ochoty wracać do mieszkania i myśleć o reakcji Esmeraldy. Bałem się, że nie uda mi się jej tego wytłumaczyć.

 

- Nie pij więcej. Wracajmy już! - usłyszałem głos brata. Zignorowałem Rafała. Nie chciałem stąd wychodzić. Chciałem zalać się, by nie myśleć o tym, co narobiłem.

 

- Szukałam Cię - rzekła dziewczyna, z którą jeszcze nie tak dawno się całowałem. Miałem świadomość, że powinienem powiedzieć jej o zakładzie, olać ją, zignorować, ale nie miałem na to siły. Nie zareagowałem, gdy przysiadła się do mnie do baru. Powiedziałem barmanowi by nalał nam to samo i siedziałem smętny nad kieliszkiem. - Omar wracamy! - głos mojego brata zaczął działać mi na nerwy.

 

- Nie mam po co wracać. Ona nie chce mnie znać - rzekłem upity już trunkami, wypitymi kilka minut wcześniej.

 

- Omar! - rzekł zdenerwowanym głosem mój brat.

 

- Spierdalaj! - rzuciłem i całkowicie zignorowałem brata.

 

 

***

 

Esme:

 

Zbudziło mnie pukanie w okno. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek, dochodziła czwarta nad ranem. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Kamienie uderzały w okno, a ja bałam się, że zaraz zbudzą się moi dość surowi rodzice. Otworzyłam okno i spojrzałam w dół. Na dole zobaczyłam kompletnie zalanego w trupa Omara, który ledwo stał na nogach.

 

- Kurwa odbija ci?! - Warknęłam wściekła na chłopaka.

 

- Kochanie porozmawiajmy!- belkotał coś pod nosem. Wściekła jak osa założyłam na siebie bluzę i wyszłam z pokoju. Zbiegłam z bloku i po chwili byłam już na przeciwko pijanego chłopaka.

 

- Alkohol odebrał Ci rozum? - rzuciłam zdenerwowana.

 

- Ja, ja musiałem Cię zobaczyć - wybelkotał pod nosem, a ja prychnęłam mając gdzieś jego musiałem. Nie wierzyłam ani jedno jego zakłamane słowo i najchętniej odesłałabym go gdzie pieprz rośnie, ale był pijany i bałam się, że sobie narobi biedy. Znałam skłonność Omara po pijanemu od awantur, a dzielnica w której mieszkał w nocy była dość niebezpieczna. Z jego kieszeni wyjęłam telefon i wykręciłam numer Rafała.

 

- Po co do mnie dzwonisz? przecież kazałeś mi wypierdalać - rzekł zaspanym głosem jego brat.

 

- To ja Rafii. Całkowicie nalany przylazł pod mój blok i walił w okno kamieniami. Mógłbyś po niego przyjść? nie chcę samego go w tym stanie puścić - wyjaśniłam. Dotąd miałam ograniczony kontakt z jego bratem. Czasami wydawało mi się, że on zwyczajnie za mną nie przepadał. Sama nie wiem. Po prostu nie nadawaliśmy na tych samych falach, nie potrafiliśmy się dogadać.

 

- Okej zaraz tam będę - zapewnił, a ja rozłączyłam się. Spojrzałam na zapłakaną twarz Omara i poczułam żal.Złość, którą czułam parę godzin wcześniej znikła gdzieś, a moim sercem zawładnęło ponownie uczucie. - Jesteś naprawdę kretynem - podsumowałam jego dzisiejsze zachowanie i spojrzałam na jego twarz.

 

- To był głupi zakład, ona nic dla mnie nie znaczyła, przyrzekam - zapewnił, a ja tak bardzo chciałam mu uwierzyć. - Miało cię tam nie być - bronił się.

 

- Ach tak, to na każdej imprezie, na której mnie nie ma całujesz się z dziewczynami? - wkurzyłam się, za to, co powiedział.

 

- Nie. Dobrze wiesz, że nie - wyznał.

 

- Problem w tym, że nie wiem. Chyba nawet cię nie znam - szepnęłam zmęczonym głosem. Byłam senna, wkurzona i tak bardzo chciałam by przyszedł już jego brat.

 

- Jestem z Tobą w ciąży - wypaliłam nagle, sama nie wiedząc dlaczego mu to mówię.Chłopak spojrzał na mnie, a po chwili obok nas pojawił się Rafał. Patrzyłam na Omara, a on nie spuszczał ze mnie wzroku. Widziałam strach i niepewność w jego oczach.

 

- Ty skończony idioto! - napadł na niego brat. Uśmiechnęłam się do Rafała, wdzięczna za to, że przerwał ten moment.

 

- Chyba nie narobił Ci kłopotu? - upewnił się chłopak, a ja szybko zapewniłam, że nic głupiego nie zrobił. - Oprócz tego, że pojawił się o tej godzinie pod moim blokiem - zaśmiałam się, a Rafał odwzajemnił mój uśmiech.

 

- Dzięki i przepraszam - rzucił i po chwili powoli zniknęli mi z oczu. Miałam co raz więcej wątpliwości, czy postąpiłam słusznie wyznając mu prawdę. Chciałam by wiedział, ale też nie potrafiłam wyobrazić sobie go w roli ojca mojego dziecka. Nie byłam pewna, czy podoła. Pełna nowych wątpliwości, udałam się prosto do domu.

 

Omar :

 

Znów ich widziałem. Rafał patrzył na nią takim wzrokiem, że poczułem zazdrość. Nie rozumiałem, dlaczego to z nim spotyka się, a mnie unika. Od tamtej imprezy minęły dwa tygodnie. Od tego czasu mieliśmy okazję porozmawiać tylko raz i nasza rozmowa nie przebiegła po mojej myśli. Tak jak przepuszczałem nie dała się namówić, nie dała sobie nic powiedzieć, nie pozwoliła bym jej wytłumaczył. Teraz nie byłem już pewny o co jej chodziło. Czy nadal gniewała się o tamtą imprezę i pocałunek, który przecież dla mnie nic nie znaczył, czy może chodziło jej o coś innego. Za każdym razem, gdy chciałem porozmawiać z nią w szkolę, zbywała mnie. Jej koleżanki, dość wyraźnie chroniły ją przede mną, jakbym chciał co najmniej zrobić jej jakąś krzywdę. Na moje wiadomości, telefony też nie reagowała. Ze szkoły wracała z jakimiś kolegami lub koleżankami, które skutecznie zabraniały nam kontaktu. Nie rozumiałem jej postawy. Nie wiedziałem, nie miałem pojęcia dlaczego tak się zachowuje. Skutecznie paliła za sobą wszystkie mosty, robiąc wszystko, by nie dawać nam jakiejkolwiek szansy. Moi przyjaciele rozmawiali ze mną na ten temat, rozmawiali też z nią, ale unikała ich tak samo jak mnie. Słyszałem dobre rady znajomych, bym odpuścił, bo tylko robię z siebie idiotę. Jednak mi to nie przeszkadzało. Mogłem robić z siebie idiotę, mogłem się kompromitować, mogłem zrobić wszystko, byle tylko osiągnąć swój cel. Kochałem ją. Ile razy chciałem z nią na spokojnie porozmawiać, ile razy chciałem zrobić coś, udowodnić jej, że naprawdę jestem w niej zakochany, ale moje próby, starania spełzały na niczym. Odpuściłem. Teraz natomiast ona stała z grupką dziewczyn ze szkoły i w najlepsze rozmawiała z Rafałem. Widziała moje spojrzenie, trudno było nie zauważyć, skoro stałem na środku korytarza i patrzyłem wprost na nią. Chciałem tam iść, chciałem obić mu mordę, ale koledzy chyba domyślili się moich zamiarów, bo odciągnęli mnie jak najdalej od mojego brata. Na resztę zajęć nie poszedłem, postanowiłem przejść się po mieście i przemyśleć. Nie mogłem znieść jej braku, nie mogłem znieść jej obojętności.

 

- Stary daj spokój. Sprawa jest stracona. Słyszałem - zawahał się Konrad, bo nie był pewny, czy mi o czymś powiedzieć. - Słyszałem, jak się umawiali na wieczór. Twój brat zabiera ją do Kina - powiedział delikatnym głosem. Krew w moich żyłach zagotowała się i już miałem naprawdę obić mu mordę, gdy ze szkoły niemal siłą wyprowadzili mnie kumple.

 

- Daj spokój! ośmieszasz się! - rzekł jeden z kumpli

 

- Mam pomysł! powiedział kolejny z nich i posłał mi tajemniczy uśmiech. - Musisz zbudzić w niej zazdrość. No wiesz, umówić się z kimś, tak, by ona to zobaczyła. Tak, by widziała to. - rzekł, ale nie bardzo podobał mi się ten pomysł. Cała grupka moich ziomków przyjęła ten pomysł bardzo optymistycznie, ale ja wciąż się wahałem.

 

- Pojebało was? nie chce jej ranić - wyznałem, przywołując u nich zdrowy rozsądek. Jednak chłopaki nie słuchali. Przeszukiwali swoje telefony, w poszukiwaniu idealnej kandydatki dla mnie. Jednak ja nie chciałem ich pomocy. Miałem na oku już jedną i zamierzałem wkroczyć w ich plan tylko z nią.

 

- Marta - wydusiłem, patrząc jak piękna, nowa dziewczyna maszeruje po parku, obok szkoły.

 

- Ta Marta? - widziałem zaskoczenie na ich twarzy.

 

- Tak ta Marta - wyznałem i zamierzałem dokonać swój plan. Poszedłem prosto do niej.

 

***

 

Esme:

 

Moja znajomość z Rafałem rozkwitała. Spotykaliśmy się niemal codziennie, a z każdym kolejnym dniem dowiadywałam się o nim, co raz to ciekawszych faktów. Od dwóch tygodni skutecznie unikałam jego kontaktu i olewałam jego wiadomości i połączenia. Teraz natomiast próbowałam zbyć zaproszenie Rafała do kina, ale było to trudniejsze niż sądziłam.

 

- To chociaż spacer, jak nie lubisz kina - przekonywał. Koleżanki twierdziły, że jestem głupia, skoro olewam tak fajnego chłopaka, ale nie rozumiały, że ten fajny chłopak, to brat mojego ukochanego. Nie miałam pojęcia dlaczego, od początku tak trudno było dogadać mi się z Rafałem, teraz wiem, że chłopak jest porządnym, mądrym i odpowiedzialnym chłopakiem, zupełnym przeciwieństwem jego brata. Przylazł do mnie dzień po incydencie brata z bukietem kwiatów i przeprosił za wybryk Omara. Jednak nie o to mi tak naprawdę chodziło. Pocałunek z tą dziewczyną, już dawno mu wybaczyłam. Rafał wytłumaczył mi, że to był kolejny durny pomysł jego kumpli, z którymi już dawno mówiłam, by się nie zadawał, bo mieli na niego zły wpływ. Teraz chodziło o coś innego, o coś znacznie poważniejszego i ważniejszego, niż incydent na tamtej imprezie. Od dwóch tygodni przeprosił mnie niemal za wszystko. Za imprezę, za incydent pod moim domem, za to, za tamto. Jednak ani razu, nie zapytał o dziecko, nie zapytał jak się czuję. Powiedziałam mu prawdę, powiedziałam a raczej wyznałam to, że jestem z nim w ciąży, wyznałam najważniejszy sekret, a on nie przejmował się tym. To tylko przekonało mnie w postanowieniu, że on nie jest dla mnie odpowiednim mężczyzną. Ja rozumiałam, że siedemnastolatek to jeszcze młody, dość nie rozumny wiek, ale myślałam, że zareaguje inaczej. Spodziewałam się jakieś innej reakcji, spodziewałam się, że ucieszy się, skoro miał to być owoc naszej miłości. Jednak zachowywał się odwrotnie. Zachowywał się zupełnie tak, jakby miał gdzieś, jakby nie obchodziło go to, że nosze pod sercem jego dziecko. I dobrze. Postanowiłam, że wychowam to dziecko sama. Postanowiłam i zamierzałam zrobić wszytko, by nie złamać postanowienia.

 

- Esme! musisz to zobaczyć! Chodź! - zawołała jakaś dziewczyna z równoległej klasy. Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę boiska. Wszyscy na boisku patrzyli w jedna stronę, a mój wzrok powędrował za nimi. W parku w najlepsze Omar flirtował z jakąś dziewczyną.Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Czułam złość i rozgoryczenie jednocześnie.

 

- Zna ją ktoś? - zapytała jakaś dziewczyna.

 

- Ma chyba na imię Marta. Jest nowa w tej szkolę. Podobno przyjechała z innego miasta. Tak przynajmniej słyszałam - wyznała jedna z dziewczyn. Czułam na ramieniu męski dotyk, nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, kto to był. Za mną stał tego debila brat.

 

- Esme! - usłyszałam jego głos. Chciał mnie zatrzymać, ale mu się wyrwałam. Moje rozgoryczenie sięgnęło zenitu i postanowiłam zrobić to, co podpowiadało mi zranione serce. Biegiem ruszyłam w ich stronę. - Ty draniu! ty bydlaku! - wrzasnęłam i spojrzałam mu prosto w oczy. Zamachnęłam się i dałam mu w twarz z otwartej.

 

- Esme! CDN

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania