Projektant 135 OPOZYCYJNY
Jestem również tym typem łańcucha
Tnę połączenia
Nawiązuję bitwy i kłótnie
A na publiczności wrażenie wywieram
Moje sploty pachną nienawiścią czasem
Gdy z dwóch stron ciągną razem
Krytycy piękni zadbani wraz
z poetami wyrażającymi swoje myśli
Kolor mojego splotu czerwone maki
z opozycyjną falą nacisku
Niebieski chłodny zimny, gdy mnie zostawią
Na niezdobytej ziemi plemion
dwóch zwaśnionych myśli
Spuścić mnie można w otchłań także
I całkowicie zapomnieć
Nie zapomnisz tak łatwo
O spadających włóknach wrzących
do twych stóp przywiązanych
Zabierających cię na wojnę czasem
z twym najbliższym przyjacielem
Twoim krytykiem kochającym
teksty pisane w opinii
Informacje przechodzą przeze mnie szybko
Głośno je słychać i najjaśniejsze one
Takim impulsem, którym się żywię
Nadaję nową formę kształtu perspektywy
Rzucą mną niektórzy nietwardzi
Niewytrzymujący więzi z kompanem
Krótki mogę być i ciężki
Plączą się we mnie istoty
a rozwiązaniem na nie nożyce
Ja tylko wyrażam swoje myśli bracie
To co tworzy się w mojej głowie
przelewam na papier dający mi obfitość
Twoje podejście mnie przekonuje
do napraw i wzniosłości
Dajesz mi skrzydła, które podcinasz
abym spaść mógł i powrócić
Pisząc do ciebie informacje
opozycyjnej wzajemnej myśli
O nas i jacy my jesteśmy
Jesteś moim nieodłącznym kompanem
przepraw przez słowa i zdania
I szczegółowo to relacjonujesz
Na mym statku pełnym marzeń
Płyniesz własną łodzią obok
Strzelasz armatą czasem pachnącą trwogą
Masz swoje miejsce obok mnie
zagwarantowane jak miejsce w niebie
Czekające na ciebie po wystrzeleniu
w moją łódź pomysłów
Na wybranie własnego kursu
gdzie twoja kula nie sięgnie
Chcę na mojej drodze róż więdnących
by je zebrać w bukiet
I uratować sercem wbitym w papier
Jestem przepełniony swoim przekonaniem
Rozwiązuje problem pisząc twórcom
Jestem krytyk nie sam ci spać
Zbieraj się nic po tobie nie ma poeto
Chcę zobaczyć ile wytrzymasz
I ile kul jeszcze mogę w ciebie wystrzelać
Powtarzam jestem krytykiem
Obróć się i patrz teraz na mnie
Oczaruję cię moją perfekcyjnością
Właśnie uderzyłem w stół
Wiedząc o swoim przekonaniu
Kolejną obelgę w rytm zatrąbię
Po tobie nie ma już co zbierać
Możesz zakładać swoje malutkie klapeczki,
na których podążasz i tak do dna
Dam ci znać kiedy masz czas na pisanie
swoich bzdur wspaniałych
Zdobyłem najwyższy szczyt góry
Ponad chmury
Zabieram twoje paploty
Tworzę z nich latawiec
lecący do nożyc
Niepotrzebnie przecinam węzły
ciągnących kłopotów
Ludzi z ludźmi
Nie podobają mi się wasze
kwaśne twarze przepełnione bólem
Gdy ktoś z jednej strony
ciągnie mną na drugiego
z całą swoją siłą
Zastanawiam się po co istnieje?
Zrywają po kolei kolejne łączenia
Elementu z elementem
Aby mieć ze mnie pożytek
Chciałbym zobaczyć przyjaźń i miłość
przepełnioną czystą watą
słodkich słów do siebie mówionych
Zamiast słyszeć znów o kimś
Co zrobił?
Jak tworzy?
Bardzo mnie to obchodzi
Wasze dwie strony ciemnoty
Czemu nie mogę być mostem
tylko nożycami tnącymi
ścieżki między wami?
Kiedy ostatnio przepuszczono
przeze mnie dobre słowo?
Jestem bogaty i ubrany
Za opozycję duszącą
gardła poety i artysty
Bo chcieli swoje zdania i poglądy
przedstawić światu gdzie krytycy
polują o każdej porze
Jeden z nich umiera
Powraca w tłumie
wielkich słów wyznaczających brzmienie
Nie podam częstotliwości
Tak widzę jak wyje i płacze
Na zewnątrz i w środku
Jestem i kręcę
Popatrzcie na mój stan
Wchodzę z pełną amunicją
Robie co mi każecie
Zdejmijcie z siebie kamizelki
Potrzebuje tego
Możecie zatrzymać między sobą
waszą imprezę ostrych noży
Widziałem jeszcze nadzieję
w waszych celach mnie motywujących
Kto zobaczy białego kruka?
Lecącego z wiadomością o pokoju
Rozejmie przez Boga błogsosłowianego
Stawiam zakład, że zobaczę
trójkąt z kołem pogodzonego
elektryka z fabryką prądu
Zobaczę białego kruka i popatrzę
na niego nim sięgniecie po łańcuch
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania