Przyjaciel - część 5
Przez kolejne dni maksymalnie ograniczyłem wychodzenie z domu. Nie chciałem dawać mojemu aniołowi stróżowi pretekstów do unicestwiania kolejnych osób. Miałem nadzieję, że to trochę ostudzi jego zabójcze zapędy. Tylko raz na jakiś czas anihilował listonosza albo kuriera, którzy rzekomo mi zagrażali.
W końcu nastąpił pewien przełom. Li się zakochał. Wydawało się to nieprawdopodobne, ale na czacie internetowym poznał dziewczynę o wyglądzie przypominającym ten jego. Szara cera, zielonkawe białka oczu i zęby, lekko wyłupiaste oczy. Pięknością nie była, w każdym razie w czysto ludzkich kategoriach. Li oszalał na jej punkcie, a gdy nie mógł wyciągnąć mnie z domu, w końcu zaprosił ją do nas. Od tamtego czasu spotykali się regularnie pod moim dachem. Widziałem, że przeszkadza jej moja obecność. Podjudzała Li, cicho szeptali między sobą w nieznanym języku. Co chwilę spoglądali w moją stronę, jakbym był przedmiotem owego dialogu. Li już dawno przestał być moim przyjacielem, pamiętał też o zdradzie, której się dopuściłem, a mianowicie o tym, że chciałem go odesłać. Ciągle mi o tym przypominał.
Pewnego dnia powiedział mi prosto z mostu:
- Moja ukochana cię nie lubi. Powiedziała mi o tobie, to samo, co kiedyś Amanda o mnie. Żebym się ciebie pozbył.
Tego właśnie się obawiałem.
- Chyba jej nie posłuchasz.
- Nie dajesz mi wyboru. Nie jesteśmy już przyjaciółmi.
- Ale wciąż obowiązuje nas umowa.
- Ty już dawno ją złamałeś. Przykro mi.
Złapał mnie za rękę. Nie wiedziałem, co się stanie, gdy Li złamie umowę, ale w zasadzie nie powinno mnie to w tamtej chwili interesować. Skoro i tak za chwilę miałem rozpaść się na atomy.
Tymczasem to Li zniknął. Rozpłynął się w powietrzu i już nie powrócił.
Czy była to kara za złamanie umowy? Zwrócił się przeciwko temu, kogo miał chronić. Moja zdrada nie była niczym przy jego.
Po raz pierwszy byłem całkiem sam. Straciłem swojego anioła stróża.
Komentarze (3)
Pozdrawiam!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania