Poprzednie częściPrzyjaciele

Przyjaciele 8

Bob wrócił do kolegów. Od razu zauważyli jego zmartwienie.

- Co ci jest? - spytał zaniepokojony Apolinary.

Bob, a właściwie Hilary, opowiedział im o wszystkim. Słuchali w skupieniu, a gdy skończył, zaczęli go pocieszać.

- Dziękuję wam, ale to nie zmieni faktu, że teraz nie wiem, kim jestem.

- Mam pomysł - uśmiechnął się Paskal. - Powinieneś zacząć grać na jakimś instrumencie. To bardzo pomaga.

- Ale ja nie mam żadnego instrumentu - posmutniał Hilary.

- Mamy na to sposób - Alfons wstał i złożył karty. - Chodź, coś ci pokażemy.

Paskal i Apolinary wzięli kolegę pod ramię i wyprowadzili go z sali.

- Gdzie idziemy? - zaciekawił się Hilary.

- Jest tu coś fajnego. Wszyscy, prawie wszyscy, z tego korzystają i każdemu się podoba - tajemniczo odpowiedział Paskal.

Poszli na koniec długiego oddziału. Apolinary wskazał na fioletowe drzwi z drewna.

- To tutaj. Spodoba ci się!

Hilary oniemiał.

W sali pełni było przeróżnych instrumentów muzycznych. Mężczyzna domyślił się, że ma to na celu poprawę stanu zdrowia pacjentów. W końcu, komu nie pomaga muzyka? Zwłaszcza, jeśli chodzi o ludzi chorych umysłowo.

- Proszę bardzo! - cieszył się Paskal. - Weź, co chcesz. Na życzenie. Flet? Skrzypce? Fortepian?

- Eee... Właściwie to nie potrafię grać na żadnym instrumencie - przyznał Hilary.

- A pamiętasz, na czym grałeś w szkole? - ostrożnie spytał Alfons.

- Nie bardzo...

Hilary zatopił się na chwilę we wspomnieniach. Było ich mnóstwo, tylko że mężczyzna nie wiedział, które są prawdziwe, a które wymyślił. Ciężko było je odróżnić, każde wydawało się realne. W końcu Hilary odgrzebał z pamięci wydarzenia z dzieciństwa.

Przypomniał sobie swojego wymyślonego brata, Hieronima. Nie, to trochę późniejsze... Jego ojciec.

Coś zaświtało w głowie Hilarego. Uważnie przyglądał się tacie, poczuł, jak różne obrazy uderzają go w twarz. Nagle zobaczył niezwykłą scenę.

 

Wszystko było jak prawdziwe. Hilary znajdował się w dużym, bogato i pięknie umeblowanym pokoju. Każdy szczegół był dla niego doskonale widoczny. Ściany były biało-beżowe, z fioletowymi pasami pokrytymi jakimś brokatem albo czymś takim. Na suficie wisiał wspaniały, ogromny żyrandol, cały srebrny i błyszczący. Po prawej stronie Hilary widział duże, lśniące okna, teraz przykryte beżowymi zasłonami. Potem zaczynał się prawdziwy gąszcz mebli i różnych, pięknych ozdób, takich jak zabytkowe wazy albo bardzo drogie kieliszki do alkoholu. Było tego mnóstwo. Pomiędzy fotelami, sofami i rzeźbionymi krzesłami chodziło się jak po torze z przeszkodami, slalomem. Trzeba było w dodatku uważać, żeby czegoś nie zniszczyć. Na podłodze nie było dywanu, ale parkiet wyglądał fantastycznie. Ciemne drewno chyba niedawno umyto, bo po pomieszczeniu roznosił się lekki zapach starego płynu do mycia drewnianych podłóg.

Hilary wypatrzył też sporo innych szczegółów. Zobaczył na przykład, że na jednej z szafek stoi szklany wazon w nietypowym kształcie łabędzia. Znajdował się w nim pokaźny bukiet ciemnoczerwonych róż. To były jedne z ulubionych kwiatów jego ojca...

Hilary dostrzegł też cholernie drogą, małą pozytywkę, stojącą na innej szafce. Była otwarta, teraz nie grała. Trzeba ją było włączyć, uruchomić specjalny mechanizm, pociągając za srebrny sznureczek. Tata przywiózł te zabawkę z Moskwy. Nie traktował jej jednak jak zabawkowego pudełeczka z tańczącą figurką. To była dla niego ważna pamiątka. Nie tylko przypominała mu podróż do stolicy Rosji, ale też coś, o czym nigdy swojemu synowi nie powiedział. Pozytywka grała całe jezioro łabędzie. W środku, co ciekawe, nie było porcelanowej tancerki. Znajdowały się tam dwa piękne, kryształowe łabędzie, które jakby pływały po jeziorze. Pozytywka była naprawdę pięknym przedmiotem. Hilary kiedyś spytał tatę, jak droga była ta zabawka. Ojciec opowiedział mu, jak dostał ją od jakiejś ważnej osobistości w prezencie.

Następnie Hilary zobaczył wielki, złoty kandelabr, przywieziony z Rzymu. Pamiątka, według jego ojca, miała przypominać o jakimś Liberace. Ponoć był to pianista, polskiego pochodzenia. Kandelabr tata również od kogoś dostał.

Kolejną pamiątką była srebrna figurka Mozarta, pochodząca z Berlina. Tata ja uwielbiał, raz nawet pozwolił synowi się nią pobawić. Bardzo go jednak pilnował, aby figurka nie została zniszczona. Tą tata również od kogoś dostał. Hilary nie wiedział, od kogo ojciec dostawał te piękne prezenty.

Wzrok mężczyzny padł na wielką, kryształową różę, pamiątkę z Paryża. Również prezent. Od nieznanej osoby.

Hilary wypatrywał następnej pamiątki, ale nagle do pokoju wszedł jego tata.

Niski, mający zaledwie 164 cm wzrostu mężczyzna jak zawsze wyglądał doskonale. Był właścicielem gęstych, puszystych włosów, bardzo przypominających loki Mozarta, którego zresztą uwielbiał. Miały ciekawy, ale bardzo ładny kolor. To był taki szary blond.

Ojciec ubrany był w elegancki, biały garnitur z satyny. Spodnie miał nieco przykrótkie, bardzo lubił taki styl. Oczywiście nosił również białe pończochy. Wydawało się to bardzo dziwne i kompletnie niemęskie, ale ojciec cieszył się z tego powodu ogromnym szacunkiem wśród znanych osób. Każda wielka osobistość pragnęła zobaczyć tego niezwykłego artystę, który nie boi się eksperymentować. A robił to ze wszystkim, jeśli miał okazję.

Ojciec łączył style angielski i francuski. Hilary oglądał kiedyś w teatrze jakąś sztukę, nie pamiętał jej nazwy. Była tam postać zwana Damazym. Tata ubierał się bardzo podobnie, jak on. Każda ważna osobistość chciała go zobaczyć. Co ciekawe, zwłaszcza mężczyźni byli zainteresowani tym artystą.

Ojciec miał białe buty na niewysokim obcasie i kwadratową klamrą o srebrnej barwie. Lekko stukały, gdy ich właściciel powoli szedł do stojącego w pokoju fortepianu. Hilary nagle zobaczył samego siebie. Szedł za tatą, stukając po podłodze butami prawie takimi samymi, jak ojca.

- Tato, co zagrasz?

- A co chciałbyś usłyszeć? - łagodnie spytał tata.

- Łabędzie!

Ojciec się roześmiał, a potem usiadł przy fortepianie.

- Dobrze. Zagramy łabędzie.

W pokoju rozległa się piękna, słodka muzyka. Mały Hilary radośnie się śmiał, patrząc na grającego tatę.

- Ja też chcę!

- Nauczę cię. Chodź, mój mały Mozarcie.

Posadził synka na kolanach i pokazał mu, jak zagrać początek jeziora łabędziego.

- Pięknie, kochanie! - uśmiechnął się ojciec. - Kiedyś będziesz tak dobrym pianistą, jak ja, zobaczysz. Może nawet okażesz się lepszy ode mnie! Będziesz wielkim pianistą!

 

Będziesz wielkim pianistą...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Dekaos Dondi 09.04.2020
    Beatko→Jestem pozytywnie zaskoczony. A rzekłaś, że nie będzie niespodzianek. Bardzo ciekawie opisane.
    "Nagle zobaczył wielką scenę"→itd... I znowu zakończenie, urwane w odpowiednim miejscu:))
    Na pewno będę czytać dalszy ciąg:)→Pozdrawiam:)
  • Beatka 09.04.2020
    Dziękuję :)
    Ale powiedziałam, że to nie koniec niespodzianek, dalej będą
  • Bajkopisarz 09.04.2020
    „W sali pełni było przeróżnych”
    Pełno
    „widoczny. Ściany były biało-beżowe, z fioletowymi”
    Aby niknąć powtórki był, sugeruję: widoczny, biało-beżowe ściany z fioletowymi
    „Hilary wypatrzy też sporo innych”
    Wypatrzył
    „przywiózł te zabawkę”

    „zaledwie 164 cm wzrostu”
    Liczba raczej słownie
    „Miał gęste, puszyste włosy, bardzo przypominające loki Mozarta, którego zresztą uwielbiał. Miały”
    Dwa kolejne zdania rozpoczęte od miał
    „wielka osobistość pragnęła zobaczyć tego niezwykłego, wielkiego”
    Wielka – wielkiego

    I tylko pytanie, czy to prawdziwe wspomnienie, czy znów "sen wariata" :)
  • Beatka 09.04.2020
    O, dobre uwagi, dziękuję
    Zdradzę tylko, że to wspomnienie było prawdziwe

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania