Poprzednie częściPrzyjdź, krucha miłości – 1.

Przyjdź, krucha miłości – 6.

Wpatrywał się w ciemność i rozmyślał. Z chwilowego letargu wyrwał go nieprzyjemny chłód, którego źródłem były niezamknięte drzwi tarasowego, gdzie kilka chwil temu pomagał wstać Aedlin. Zamknął je, przetarł twarz i zaczął chodzić po salonie tam i z powrotem.

Co właściwie miał zrobić? Naturalnym wydawałoby się po prostu dalsze, zwyczajne życie. Jego żona umrze za kilka miesięcy, ale przecież on jest zdrowy. Oczywiście, powinien przez ten czas wspomagać ją w jak największym stopniu – tak podpowiadała mu zwykła, ludzka moralność. To, że ich małżeństwo istniało wyłącznie na papierze, nie miało w tej chwili żadnego znaczenia. Nawet jeśli darzył Aedlin żywą nienawiścią i niechęcią (o czym właściwie nie był przekonany), musiał się poświęcić.

Problem jednak leżał gdzieś indziej. Jayce bowiem pytał się w myślach, czy tylko tyle wystarczy. Chciałby zrobić coś więcej, zdawał sobie jednak sprawę, jaką niemocą dysponuje.

Pomyślał o czymś przez chwilę. Zwykłe głupstwo, uznał na początku. Myśl ta jednak powróciła, on jednak znowu ją odrzucił. Nie dawała za wygraną i po chwili zdawała się zwyciężać walkę, którą wewnętrznie toczył mężczyzna. Wreszcie westchnął głęboko i spojrzał w kierunku szafy stojącej na prawo od drzwi wejściowych. Z wielkimi wątpliwościami, skierował się w jej kierunku. Poruszał się wolno i cicho, nie chcąc zbudzić Aedlin. Gdy wreszcie znalazł się przy szafie, wziął taboret stojący obok, wszedł na niego i zaczął szukać czegoś na górze. Przesunął kilka zakurzonych kartonów i znalazł to, o czym pomyślał ledwie kilka chwil temu. Sięgnął po przedmiot, podniósł go delikatnie i zszedł na podłogę. Wspomnienia, jakie wzbudziło w nim znalezisko, spowodowały drżenie rąk. Wrócił do kuchni i zwilżoną chusteczką sunął po zakurzonym gryfie. Ponad dziesięć lat temu, nie było takiego ogniska, na którym Jayce nie zabawiałby grą swoich pijanych przyjaciół. Instrument sprawiał mu niegdyś ogromną radość, porzucił jednak grę dawno temu. Gdy chwycił gitarę tak jak powinien, nie był pewny, czy trzyma ją w ogóle w odpowiedni sposób. Zawahał się jeszcze przez moment, po czym powiedział do siebie cicho: „No dobra”.

Wziął instrument do siebie (nie spał w jednym łóżku z Aedlin od dawna), położył go na łóżku i zaczął przeszukiwać kolejne szafki i szuflady. Dopiero teraz dostrzegł jaki nieporządek w nich panuje. Po kilku minutach, pod stertą papierów, odnalazł swoje stare zapisy nutowe: pamiątkę z czasów, kiedy jeszcze stary woźny uczył go grać. Przejrzał je szybko, znalazł pierwsze strony, na których zapisane były podstawy i wrócił na łóżko. Ostrożnie położył rozpadający się papier przed sobą i wziął gitarę. Próbował zagrać dowolny dźwięk, szybko zorientował się jednak, że instrument jest kompletnie rozstrojony. Zdziwił się, że po takim czasie struny są w poprawnym stanie.

Długo męczył się z nastrojeniem gitary. Poszukiwał porad w internecie oraz własnej pamięci, co w rezultacie poskutkowało. Gdy struny były już odpowiednio ustawione, ponownie spojrzał do zeszytu. Po tylu latach, wyrysowane kreski i kółka nie mówiły mu zbyt wiele. Próbował przypomnieć sobie chociaż kilka akordów, jednak nie był w stanie. „To będzie długa noc” pomyślał, po czym udał się do kuchni i zaparzył kawę.

W miarę upływu czasu, przypominał sobie coraz więcej. Powracał pamięcią do starych utworów, rozpoznawał kolejne nuty. Woźny pokazywał mu oczywiście głównie twórczość swoich ulubionych artystów. Potem Jayce samodzielnie uczył się innych piosenek i był z siebie wówczas niesamowicie dumny. Teraz z kolei odczuwał złość na samego siebie, jak mógł tak wiele zapomnieć.

Mijały kolejne godziny, pojawiały się następne kubki kawy. Ale co najważniejsze, z zamkniętego pokoju mężczyzny, wydobywało się coraz więcej dźwięków.

Obudziły go ostre promienie słoneczne, które wdarły się przez odsłonięte okno. Powoli obracał głową i się przeciągał. Zauważył, że leży otoczony dziesiątkami kartek, włączonym laptopem i opartą o poduszkę obok gitarą. Wcale nie czuł się wyspany i dobrze się tego spodziewał. Oprzytomniał jednak dość szybko, przetarł podkrążone oczy i podniósł się z łóżka. Niechlujnie złożył papiery, położył je na biurku i ostrożnie wyszedł z pokoju.

Na początku postanowił przekonać się, czy Aedlin nadal śpi. Delikatnie chwycił za klamkę i z wyczuciem, powoli otworzył drzwi. Jayce przypatrywał się jej chwilę. Oddychała miarowo i powoli. Wydawało mu się, że miała spokojny sen; taką też miał nadzieję. Mężczyzna postanowił przystąpić do „ludzkiego, moralnego planu”, o którym myślał poprzedniej nocy. Zabrał się do przygotowania żonie lekkiego śniadania. Ugotował jajka, pokroił chleb i zrobił herbatę. Zaniósł jedzenie dyskretnie do pokoju i postawił przy łóżku. W momencie gdy miał już opuścić pokój, nagle usłyszał za sobą ciche pomruki. Obejrzał się i zobaczył, że Aedlin powoli się przebudza. Powitała dzień z grymasem bólu na twarzy. Chciała się przeciągnąć, jednak zmuszona była zrobić to jak najdelikatniej. Potrzebowała kilku dłuższych chwil, aby zrozumieć gdzie się znajduje. Wreszcie spojrzała na męża, a następnie na talerz. Jayce uznał wówczas, że „zaskoczenie” to określenie, które nie oddałoby w najmniejszym stopniu tego, co wyczytał wówczas na jej twarzy.

– Hej – powiedział cicho i odchrząknął.

Aedlin przetarła twarz i odparła niepewnie, patrząc to na męża, to na talerz.

– Hej. Zrobiłeś mi…?

– Tak, tak. Pomyślałem, że pewnie nie będziesz na siłach i… tak.

Ponownie nastąpiła cisza. Tym razem jednak Jayce wiedział jak z niej wybrnąć.

– Zaczekaj chwilę – poprosił i poszedł szybko w stronę własnego pokoju. Chwycił gitarę, ostatni raz zastanowił się nad wszystkim i wrócił do Aedlin. – Pomyślałem nad tym, co mówił Roberts. No wiesz, o tej terapii…

– Nie, Jayce, co ty… – usiłowała mu przerwać, czując jednocześnie narastające zaskoczenie.

– Nie, nie, chwila – zatrzymał ją mężczyzna. – Wiem, że ostatni raz robiłem to wieki temu, ale przypominałem sobie całą noc i… chciałbym spróbować.

– Jayce, przecież to bzdury – powiedziała tonem matki, która usiłuje powstrzymać się przed śmiechem gdy jej dziecko zrobi coś niemądrego.

Jayce nie zważał na jej protesty.

– Skoro twierdził, że to może zmniejszyć ból, to co ci szkodzi?

Aedlin wbiła w niego wzrok i zamilkła. Wreszcie oblizała suche usta i założyła kosmyk za ucho.

Jayce usiadł z gitarą na krześle obok i odpowiednio ją chwycił.

Następne częściPrzyjdź, krucha miłości – 7.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania