Rokisiowa Big - Beat Opera - rozdział 8

Spotkanie z profesorem Wiosło zdołało naprawić napiętą atmosferę oraz smutny nastrój, w którym wszyscy się znajdowaliśmy. Zjawił się dokładnie piętnaście minut po tym, jak za Czarownicą zatrzasnęły się drzwi Rolls – Royce'a. Zobaczyliśmy go przez okno – miał na sobie wiśniową koszulę na guziki, czarny podkoszulek i jasne spodnie sztruksowe. Na nogach brązowe półbuty. W lewej ręce niósł plastikową reklamówkę z zakupami, zaś prawą ręką przyciskał do brzucha papierową torbę, z której wystawały dwie długaśne bagietki, Na ten widok Lelumek i Polelumka zaczęli się oblizywać. Profesor otworzył drzwi wejściowe własnymi kluczami.

Rokiś przedstawił mnie i Radka profesorowi i opowiedział mu o tym, jak się poznaliśmy i polubiliśmy a także o naszych wspólnych planach.

- Fanklub muzyki big – beatowej, mówisz? Bardzo dobry pomysł. Myślę, że będę miał dla ciebie parę starych zdjęć i artykułów do gazet, które zasilą was od strony kolekcjonerskiej.

- Świetnie! Bardzo dziękuję! Słyszałeś, Rokisiu?!

Ale Rokiś miał minę tak strasznie strapioną, że aż zrobiło mi się go żal.

- Teraz mam naprawdę mało czasu na dokończenie mojej opery big – beatowej. O jej wystawieniu na scenie nawet nie wspominam, bo nie wiem, czy do tego w ogóle dojdzie.

- A co się takiego stało, - zapytał profesor – że nagle zacząłeś się tak denerwować i spieszyć?

W skrócie opowiedzieliśmy mu o niedawnej wizycie Czarownicy. Profesor podrapał się w głowę, zaś Rokiś oświadczył:

- Znam dobrze tę wariatkę i wiem, że ona nie odpuści. Jeżeli mam dopiąć swego to trzeba szybko znaleźć kogoś, kto zainteresuje się moim dziełem i zechce je gdzieś wystawić. No a do tego jeszcze negocjowanie warunków, tak, żeby każda ze stron była zadowolona. Oj, czarno to widzę, czarno!

- No to nie ma innego wyjścia – klasnęłam w ręce z uciechy – tylko muszę cię przedstawić mojemu tacie. On zna wielu ludzi z teatru, filmu i telewizji, bo sam jest scenarzystą filmowym. A powiedz, dużo ci jeszcze zostało do ukończenia?

- Phi! Tylko dwie krótkie sceny drugiego aktu. Zresztą, zaczekaj... - i Rokiś popędził do pokoju sąsiadującego z salonem. Stamtąd po krótkiej chwili dał się słyszeć straszny huk, jakby ktoś przewracał meble, rzucał garnkami i turlał szklane butelki po podłodze – i to wszystko naraz! Te odgłosy były raz po raz przerywane krzykami Rokisia, który wściekał się na swoich współtowarzyszy doli i niedoli: “Kto to tutaj postawił?! A, hultaje! Tylko was na trochę spuścić z oczu! Wszystko pewnie dlatego, żeby się człowiek... przepraszam, diablik nie mógł dostać do swojej pisaniny, nad która ślęczy dniami i nocami, nad którą już prawie wzrok stracił, osiwiał, wyłysiał!”. W końcu to “ujadanie” się zakończyło i spocony, zziajany ale bardzo zadowolony z siebie Rokiś przyszedł do nas z powrotem, trzymając w rękach kartonową teczkę. Już na pierwszy rzut oka mogłam stwierdzić, że jest ona wypchana sporą ilością papierowych zapisków. Postanowiliśmy jak najszybciej pokazać ją naszemu tacie. Pożegnaliśmy się więc ze wszystkimi i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.

 

Zawsze lubiłam ten moment, kiedy wchodziło się do gabinetu taty. Jest tu tyle kolorów i zapachów, które zostaną ze mną na zawsze. Często całą trójką wpadaliśmy tutaj znienacka a tata nigdy nas nie wyganiał. Zawsze znajdował dla nas czas, choćby nawet akurat pracował nad najważniejszym tekstem. Brał nas na kolana i rozmawiał z nami. Sam gabinet nie był zbyt duży, ot dwie szafy, ciemnobrązowy dywan, masywne biurko z maszyną do pisania pośrodku. A za maszyną, oczywiście, tata.

Kiedy weszliśmy do mieszkania, Radek jako pierwszy popędził do taty i wskoczył mu na kolana. Ja chciałam poczekać na odpowiedni moment, zanim pokarzę Rokisia tacie. Nie chciałam, żeby się przestraszył kudłatego diablika. Należało ich powoli oswajać ze sobą.

- Hej, tato, przyprowadziłam do domu swojego kolegę!

- To przyjdźcie razem do gabinetu. Ja tez go chętnie poznam.

- Tylko się go nie przestrasz, bo wiesz... Zbyt urodziwy to on nie jest.

- No wiesz! - cichutko prychnął Rokiś. - ale jesteś miła!

- Czy ja dobrze słyszę?! - krzyknął tata, ale od razu wyczułam, że nie może się powstrzymać od śmiechu. – Czy to moja Kaśka tak sympatycznie wypowiada się o swoich kolegach?! No dobrze, nie róbcie już takich tajemnic, tylko wejdźcie do gabinetu.

- Dobrze, - odparłam mu na to – zrobimy tak, ale musisz obiecać, że nie będziesz krzyczał z przerażenia.

- Kasiu, dość już tych wygłupów! Jak myślisz, jak teraz się czuje twój kolega?! No więc, zrobicie tak – najpierw staniecie tu przede mną i się ze sobą przywitamy a potem ładnie przeprosisz kolegę.

- Okej, sam tego chciałeś! Idziemy!

Ku mojemu zdziwieniu, tata ani nie wrzasnął z przerażenia ani nie rzucił się, aby ratować mnie i Radka przed lichem piekielnym. Po prostu rozmawiał z nami tak, jakbym rzeczywiście przyprowadziła jakiegoś kolegę z podwórka.

- Jeżeli ktoś całymi dniami siedzi nad białą kartka papieru i wymyśla przedziwne postacie i niestworzone historie przez nie przeżyte to nic na tym świecie nie jest dla niego zbyt dziwne ani zbyt odbiegające od normy. - śmiał się tata.

- O, tak, tak! - Rokiś machał twierdząco głową. - My twórcy rozumiemy się doskonale!

Obaj uścisnęli sobie ręce i w tym momencie do mieszkania weszła mama wraz z Baśką. Przez chwilę obie popatrzyły na nasza trójkę a potem mama powiedziała:

- Poznawać się i wyjaśniać sobie wszystko będziemy po obiedzie. Jestem piekielnie... – tu spojrzała na Rokisia - Och, przepraszam pana! Jestem okropnie głodna. Poza tym, wszelkie kwestie sporne najlepiej rozwiązuje się z pełnym żołądkiem.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania