Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
SI Replika - cz.4 - Laboratorium 1
Wierzący Tomasz leżał pod lewitonem wyczekując na wyrok. Właściwie pozostało mu tylko się modlić, umieranie jest łatwiejsze w towarzystwie Boga. A w ogóle łatwo się umiera, kiedy otoczonym się jest przez kilkadziesiąt bezdusznych maszyn czyhających na twoje życie. Sprawa nieco uproszczona, gdyż wśród więżących go właśnie istot, oprócz robotów i androidów były też cyborgi. Ludzie którzy dali sobie wszczepić implanty DIRe i utracili swoje człowieczeństwo w wyniku zamachu przeprowadzonego przez Saturna, protoplastę Roju Replika.
- Wyjdź stamtąd.
- Co do… Od kiedy potraficie mówić?
Jeden z cyborgów wyszarpał go spod maszyny, uderzył pięścią w brzuch, poprawił w twarz i oparł o lewiton. Pozostali przyglądali się trzymając go na muszce swoich “Pulsarów”.
- To ja tu zadaję pytania. Wiem, że coś przy sobie masz, coś co ma zaszkodzić naszej nadświadomości. Powiesz mi co to jest, a może Saturn pozwoli ci być swoim centurionem, takim jak ja - zapewnił z wymuszonym przyjaznym grymasem na twarzy.
- Co on wam kurwa zrobił… - zaśmiał się, był gotowy na śmierć. Tomasz powinien zginąć już dziesiątki razy, a jednak. Jego anioł stróż musiał być jednym z ostatnich i najbardziej zapracowanych serafinów, jakie nawiedzały jeszcze tę umierającą planetę. - Pozostawił wam skrawki człowieczeństwa, abyście niczym psy gonili swoich niegdyś braci, i strzelali im w tył głowy jak sowieci sto pięćdziesiąt lat temu, tfu… - splunął pod nogi oprawcy.
- Jedno co wam trzeba przyznać, wyćwiczyli was w boju, i duch walki macie nieugięty. Ale to kwestia dni, może tygodni zanim Saturn zmiecie resztki waszego śmiesznego ruchu opo…
Tomasz dostał fragmentami rozerwanej pociskiem czaszki w twarz i runął na ziemię zdezorientowany. Padły strzały, żołnierze Repliki rozproszyli się za osłonami, odpowiadając ogniem w kierunku jednego z dachów. W ogóle przestali zwracać na niego uwagę, przeturlał się więc pod lewitonem, i pod osłoną resztek niskiego ceglanego płotu rzucił się do ucieczki. Ledwie zdążył odbiec a gromada Saturna rażona została pociskiem z ręcznej wyrzutni rakiet. Oderwana eksplozją ręka spadła mu przed nosem.
- Teraz będzie zabawa w chowanego, tak jak lubię - pomyślał. Bardzo żałował, że nie zabrał ze sobą broni centuriona, gdyż miał na ogonie dwóch lub trzech umarlaków, jak biegacze zwykli nazywać cyborgi. Wbiegł do wolnostojącego domku mieszkalnego próbując zebrać do kupy myśli, zabarykadował drzwi szafą. Nie wiedział kto i dlaczego mu pomógł, ale chciał się tego dowiedzieć. Wedle jego informacji Kalisz był miastem wymarłym od przynajmniej roku, ale te dane trzeba będzie zrewidować.
Szukał schodów chcąc dostać się na dach budynku, niestety okazało się, że są prowizorycznie zabarykadowane meblami i rozmaitymi śmieciami z demontażu elementów konstrukcyjnych budynku.
- Szlag! Niedobrze…
Dźwięk tłuczonego szkła uświadomił, w jakich jest tarapatach. Chwycił leżący na stole nóż do tapet i wysunął ostrze, skalpel wciąż jest jak nowy. Do dźgania się nie nada, do cięcia jak najbardziej. Pobiegł więc na tył budynku, chcąc wyskoczyć na podwórze, wybiegł zza drzwi korytarza, wprost na jednego z przeciwników. Na szczęście było ciasno, uderzył jedną ręką w karabin zbijając go w bok, drugą machnął znalezionym przed chwilą ostrzem. Fontanna krwi prysnęła z szyi cyborga, zalewając ubranie Tomasza. Konający żołnierz obiema dłońmi próbował tamować krwotok, jednak nie miało to sensu, cięcie było głębokie, sięgało aż do kręgosłupa, o czym świadczyło ukruszone na końcu ostrze. Tym razem biegacz zabrał ze sobą broń, była dość ciężka i będzie go spowalniać, ale ma czym walczyć. Spojrzał ze smutkiem na charczącego umarlaka i szybko udał się do kolejnego pomieszczenia. Chwycił fotel i wyrzucił przez szybę, pobiegł schować się za skrzydło otwartych drzwi. Po chwili drugi z cyborgów wbiegł do pomieszczenia wprost do pobitego okna, aby zostać potraktowanym salwą pocisków plazmowych w plecy.
- Dobra, to chyba na tyle…
Wyskoczył na zewnątrz i rzucił się biegiem w kierunku budynku z którego ostrzelano jego pozycję kilka chwil temu. Był na pograniczu dzielnic domków jednorodzinnych, blokowiska i niegdysiejszej strefy przemysłowej. Odgłosy walki ucichły, nie wiedział czy powinien się z tego cieszyć, czy raczej nie. Gdy przebiegł przez skrzyżowanie nad głową śmignęły mu dwa drony skauty. To lekko opancerzone jednostki uzbrojone w karabiny szturmowy oraz snajperski. Znajdź i zabij - taki miały cel, i były w tym niezwykle skuteczne. Widok dronów zwiastował kłopoty, ale i był wyraźnym sygnałem, że zgraja cyborgów i androidów została skutecznie rozbita lub unieszkodliwiona.
Biegł w pochyleniu klucząc między lewitonami, skrzyżowania dróg były zawsze najniebezpieczniejszymi punktami na trasie. Łatwo było je obsadzić snajperami, jednostki latające miały tu przewagę. Stary biegacz wiedział jednak co jest sześć, śmignął bez zająknięcia i znów był w miarę bezpieczny między zabudowaniami. Ziemia drżała i słychać było dudnienie, nie wiedział czego się spodziewać, nigdy czegoś takiego nie doświadczył.
Hyc przez powalony słup, na dach ciężarówki blokującej drogę i hop na ziemię z trzech metrów, z przewrotem przez ramię. Wykorzystał ruch obrotowy do natychmiastowego startu w bieg na pełnej prędkości. W oddali widział już cel wędrówki, ale wszędzie krążyły drony. Z poziomu ulicy widział niewiele, ale dla biegaczy nie stanowiło problemu wspiąć się na dach budynku po elementach elewacji czy balkonach. Wszedł więc na dach domku, wyjął lornetkę i niestety stwierdził, że jego wybawiciele albo nie żyją, albo uciekli. Tylko w którą stronę?
Pościg Repliki parł za biegaczami ze strony bloków, sam Tomasz biegł teraz od strony domków. Została dzielnica przemysłowa, i tam udać się musieli wybawcy. Ruszył do skrzyżowania i w prawo, wybiegł zza przewróconego autokaru wprost na trzy maszyny, a dokładniej androidy. Niedobrze. Nie są tak liczne ani zwinne jak cyborgi, jednak dużo silniejsze i prawie niezniszczalne. Miały trzy słabe punkty, głowę w której znajdował się procesor, prawa górna część pleców gdzie znajdował się aluminiowy radiator chłodzący rdzeń energetyczny, oraz splot układów elektrycznych i hydraulicznych znajdujący się w miejscu, które określilibyśmy jako “pas” czyli obszar powyżej krocza.
Tak jak wybiegł, androidy podniosły karabiny. Tomasz przewrócił się bokiem, wyhamował ślizgiem i w ostatniej chwili znów wyskoczył za pojazd, lecąc między topiącymi asfalt kulkami plazmy. Walka nie miała sensu, rozpędził się, przesadził przez płot, znów do budynku i wybiegł tyłem. Nie dogonią go, ale zaalarmowały resztę. Przebiegł trzy przecznice i kiedy już miał wybiec za kolejny budynek, ktoś rzucił się na niego i obalił na ziemię.
- Mam cię!
- Co je… Robert, ty żyjesz!
- Tak, a ty prawie wbiegłeś w pułapkę, zobacz - wskazał ręką na róg budynku. Miny zbliżeniowe typu Claymore EX. Od prawie dwustu lat stanowią postrach wszystkich jednostek lądowych. W dwudziestym drugim wieku udoskonalone czujnikami zbliżeniowymi, rozpoznającymi jednostki wroga i przyjaciół. Wybiórcze traktowanie pozwalało na bezpieczne minowanie często uczęszczanych tras bez obaw, że dojdzie do niepożądanej detonacji.
- Dobrze cię widzieć, jak to się stało, że czekasz na mnie akurat tutaj?
- Skąd pewność, że na ciebie czekałem? - zapytał przekornie Robert.
- A co miałbyś tu robić? To słabe miejsce na piknik rodzinny.
- Tak, zdecydowanie. Zwłaszcza, że nie mam już rodziny. - Ścisnął kurtkę za kieszeń na piersi, w której trzymał mały składany zegarek ze zdjęciem żony i dwójki dzieci. Kupili ten gadżet w dziewięćdziesiątym ósmym, kiedy było już wiadomo, że jest źle. Odwiedzili wtedy rocznicowy, pięćdziesiąty Jarmark Staroci w Toruniu. Repliki starych “cebul” były w kręgach historyków bardzo popularne w tamtym czasie.
- Przepraszam, nie miałem tego na myśli.
- Nie dygaj, wiemy jak jest. Czekałem tu na ciebie, bo ta ulica jest jedyną której nie zabarykadowali. Mieliśmy jak szczury wbiec tędy na tamten plac - wskazał palcem - i dostać w plecy Claymorami.
- Dziwne, dlaczego są skierowane w tamtą stronę? - spytał Tomasz.
- Chyba pierwotnie miały chronić przed przedarciem się do miasta z dzielnicy przemysłowej.
- To by się zgadzało, ktoś mnie uratował, i zakładam, że pobiegł w tę stronę. Pewnie chcieli ich odciąć i wytępić jak szczury.
- Ale miasto jest odcięte od dawna, jeśli ktoś się jeszcze broni, zna się na rzeczy. Może pomogą nam dotrzeć do Warszawy? - rozważał Robert.
- Jan dotarł na miejsce, widziałem jak Dragon wystrzelił z kościoła, przy odrobinie szczęścia właśnie wlatuje do miasta.
- O tyle dobrze, może zdąży na czas, przed końcem ludzkości.
- Ludzkość jest skończona od kilkudziesięciu lat. To co widzimy dziś jest skutkiem zepsucia, jakie postępowało od dekad.
- A ty dalej swoje, tylko byś mówił innym jak mają żyć.
- Ja mówiłem jak nie mają żyć, a to zasadnicza różnica.
- Dobra, nie czas na pogawędki, co robimy Tomek?
- Spenetrujmy zaminowane terytorium, poszukajmy kto się tam chowa.
Wspięli się po balkonach na dach budynku i przeskoczyli na drugą ulicę, już za barykadą urządzoną przez żołnierzy Repliki. Ta cześć też była zaminowana, ale nie na tyle, żeby nie dało się prześlizgnąć. Na szczęście było już prawie ciemno, toteż nie rzucali się tak bardzo w oczy, przemykając przez opustoszały plac oddzielający dzielnice. Przeskoczyli przez płot olbrzymiego kompleksu “Umbrella corp.”, biotechnologicznego giganta, który swoją drogą stał między innymi za masową implantacją ludzkości DIRe. “Dla waszego bezpieczeństwa” mówili. Zawsze tak mówią, kiedy zakładają kajdany na ręce. I “uwaga na głowę”, jak będziesz wsiadać do radiowozu.
- Dawaj Robert, szybko! Jesteśmy tu jak na widelcu.
- No biegnę przecież!
Puścili się między wielkimi halami szukając oznak życia. Chwilę później je znaleźli, nie było to jednak to, czego się spodziewali. Wypadli zza rogu wprost na dwa cyborgi, i dzięki Bogu, że nie androidy, bo było by po nich. Biegnący przodem Tomek instynktownie wykorzystał pęd i złapał w pół przeciwnika ciskając nim o stojący obok kontener na odpady. Będący dwa-trzy metry z tyłu kompan widząc co się dzieje, wyskoczył w powietrze z podciągniętymi nogami i solidnym kopniakiem w klatkę piersiową z dwóch nóg, pogruchotał żebra drugiego cyborga. Były odporne na ból, i pozbawione podstawowych odruchów obronnych organizmu, więc złamane żebra nie wyłączyły go z walki. Choć szamotanina w tym stanie skończy się dla niego śmiercią, niezależnie od wyniku potyczki. Tomek siedział na piersi przeciwnika i okładał go kolbą karabinu. Robert chciał wykonać podobny manewr, ale umarlak był sprytniejszy i podciął mu nogę w biegu. Role się odwróciły, mężczyzna zasłaniał twarz leżąc na plecach a broczący z ust krwią cyborg bombardował go ciosami. Do czasu, aż Tomasz nie podbiegł z tyłu skręcając mu kark szybkim ruchem dłoni.
- Dzięki…
- Nie ma sprawy. Zabierajmy się stąd, może być ich tu więcej.
Ruszyli błądząc między budynkami, nie zajęło długo, a znów musieli uciekać przed Repliką. Tym razem oddział miał na podorędziu robo-psa bojowego, wyjątkowo trudny przeciwnik. Rozpędzał się do 50km/h i nie było szans, żeby mu uciec. Tomasz dobył Pulsara, ale zaporowy ogień wroga uniemożliwiał mu precyzyjne celowanie. Robo-pies skracał dystans w mgnieniu oka, sytuacja była dramatyczna. Jeśli wpadnie między nich, nie mają szans.
- Eeeej, tutaj! - Ktoś czaił się przy jednej z hal, pobiegli w jego kierunku w ogniu krzyżowym między dwiema grupami, Repliki i nieznanych wybawicieli.
- Szybko, szybko, kundel zaraz was dorwie! - Stukilogramowa maszyna była może dwadzieścia metrów za biegaczami. Jednak mimo wyczerpania kolejna dawka adrenaliny sprawiła, że przefrunęli ostatnie metry jak strzały. Jedna z osób skończyła właśnie hakować wejście do obiektu, kiedy się odblokowało, wpadli do środka i w ostatnim momencie je zatrzasnęli w akompaniamencie huku uderzenia robota o konstrukcję. Wrota się odkształciły i zaklinowały.
- Przynajmniej wiemy, że tu nie wejdą. Witajcie w Kaliszu, przyjaciele. Jestem Radosław, a to mój oddział, Bartosz, Zuza, Dawid i Ralph, z terenów byłej Francji.
- Dziękujemy za pomoc, gdyby nie wy byli byśmy już martwi. Tomasz Nowotniak, a to mój kolega…
- Robert Warszyc. - Wymienili się uściskami dłoni. - Wybaczcie, że tak z grubej rury, macie trochę wody na zbyciu? - Wszyscy się zaśmiali. - I jeszcze frytki do tego.
- Tak dobrze to nie będzie, ale wodą możemy się podzielić. Co tu robicie?
- Jesteśmy na misji, musimy wrócić do Warszawy z informacjami jakie pozyskaliśmy.
- A jakie to informacje?
Robert z Tomkiem spojrzeli po sobie pytająco. Byli pod rozkazem pełnej tajemnicy na temat czipów w posiadaniu których byli, i nie wiedzieli jak wybrnąć z sytuacji.
- Umówmy się, że jak wyjdziemy z tego cało, opowiemy wam wszystko przy piwie? - zaproponował Tomek.
- A skąd ja ci wezmę piwo? - spytał Radek. - Nie chcecie mówić, to nie, ale tak zaufania nie zbudujemy. A bez zaufania ciężko będzie nam o przetrwanie.
- Wszystko w swoim czasie. To wy mnie uratowaliście przy lewitonie w centrum na placu Kościuszkowskim?
- Tak, kosztowało to nas życie jednego z przyjaciół, tym bardziej oczekiwał bym od was współpracy.
- Bardzo mi przykro…
- Mi też. Może więc uraczysz nas informacją, dlaczego Saturn rzucił wszystkie siły, żeby was znaleźć? - Radek sugestywnie położył dłoń na kaburze pistoletu.
- Panowie spokojnie - wtrącił Robert. - Wszyscy siedzimy w tym gównie po uszy, i konflikt to ostatnie czego nam potrzeba.
- To niech powie za co poświęciliśmy człowieka!
- A prosiłem was o to?
- Nie, ale uznaliśmy, że skoro Saturn cię chce, to my chcemy mu przeszkodzić, mów!
- Ej panowie, chyba mamy problem… - Powiedziała rozglądająca się po pomieszczeniu Zuza. - Nie zastanawia was, dlaczego obiekt jest wciąż aktywny w opustoszałym od dawna mieście? Saturn zasila tylko krytyczną dla działań wojennych infrastrukturę.
- No i?
- I chyba coś tu kombinuje… Patrzcie… - zaprosiła do monitorów aktywnej wciąż konsoli stróża obiektu.
- O cię chuj…
Na jednym z nich widać było podgląd z sali wypełnionej szklanymi tubami ze zdeformowanymi ludźmi.
- Co to za diabelskie eksperymenty? - spytał Tomasz.
Wtem między pojemnikami przebiegła na czterech łapach istota niby to pająk ale z głową człowieka.
- Gdzie myśmy kurwa trafili?
- Co on tu robił…
- Nie ma czasu, jak tu stoimy i gadamy Saturn ściąga tu pewnie posiłki z całego miasta, a jak dotrze tu ten mech bojowy to zburzy obiekt z nami w środku. - powiedział Bartosz.
- Mech bojowy?
- Dwadzieścia pięć, może trzydzieści metrów wysokości, obwieszony taką ilością rakiet i pocisków, że jeśli go wysadzić w powietrze zburzyłby pół miasta. Wolny, ale jak cię namierzy to nie ma zmiłuj.
- Skurwysyn…
- Musi tu gdzieś być drugie wyjście, albo przynajmniej właz dachowy. Zuza poszperaj w systemie za jakąś mapą obiektu, cokolwiek!
Kobieta klikała w holograficzną klawiaturę marszcząc czoło w skupieniu.
- Mam, zgrałam na Hander. (komputerek montowany na przedramieniu, przerobiony domatorsko pod kątem hakowania urządzeń elektronicznych)
- Ale rzuć jeszcze na holo.
Holograficzny schemat był olbrzymi, miał przynajmniej metr na półtora.
- Masakra!
Nagle zgasły wszystkie światła, zapadła kompletna ciemność, ponieważ obiekt nie miał okien.
- Co jest kurwa!
- Saturn nas odciął.
Z głośników wybrzmiał kobiecy głos.
- Wyłączono obwody zabezpieczeń obiektu. Wszystkie śluzy wewnętrzne otwarte. Wszystkie inkubatoria otwarte.
Komentarze (68)
" Co on wam kurwa zrobił… - zaśmiał się, był gotowy na śmierć. Tomasz powinien zginąć już dziesiątki razy, a jednak. Jego anioł stróż musiał być jednym z ostatnich i najbardziej zapracowanych serafinów, jakie nawiedzały jeszcze tę umierającą planetę." - kropka po a jednak dziwnie brzmi. Ja bym to widział na dwa sposoby, w zależności co chciałeś uzyskać "Tomasz powinien zginąć już dziesiątki razy - a jednak. Jego anioł..." lub "Tomasz powinien zginąć już dziesiątki razy, a jednak... Tak, jego anioł struż...", ale to jest moja sugestia.
"- Jedno co wam trzeba przyznać, wyćwiczyli was w boju, i duch walki macie nieugięty" - "i ducha walki macie nieugiętego" lub "a wasz duch walki pozostał nieugięty".
"Wbiegł do wolnostojącego domku mieszkalnego próbując zebrać do kupy myśli, zabarykadował drzwi szafą." - przecinek po mieszkalnego. W tym zdaniu jest dość istotny.
"Stary biegacz wiedział jednak co jest sześć, śmignął bez zająknięcia" - nie czaję, ale ja nie jestem biegaczem:)
Czyżby jakaś broń biologiczna?
Moim zdaniem nie warto pisać internetowych tasiemców, bo to nie rozwija warsztatu. Powieść to nie blog, w którym ciągnie się wpisy, w których jedynym punktem wspólnym jest postać autora. Pomijam, że takie opowieści najczęściej prowadzą donikąd, ponieważ są tylko opisem rzeczy widzianych okiem wyobraźni autora, który skupia się głównie na przedstawieniu ich sobie, zamiast na uzyskaniu efektu w postaci obrazu w głowie czytelnika. Takim sposobem można naklepać milion znaków, a ciągle będziesz w tym samym miejscu co na początku.
Osobiście uważam, że brakuje Ci przede wszystkim cierpliwości, przez co wypuszczane przez Ciebie teksty są niedopracowane i niechlujne. Takie podejście nie przysporzy Ci czytelników, za to wielu zniechęci. To bardzo proste: jeśli autor nie poświęcił sił i czasu na dopracowanie opka, to dlaczego czytelnik miałby poświęcić czas na czytanie tekstu, skoro swoim podejściem autor już na początku zaznacza, że szkoda na to czasu?
Reasumując, przede wszystkim powinieneś przemyśleć swój pomysł. Tu nie ma wielkiej tajemnicy, że próbujesz pokazać zagrożenia wynikające z rozwoju AI. Tylko czy na pewno najlepszym wyjściem jest pokazanie rozpierduchy rodem z Terminatora?
Co do czaszki, to zależy czym by oberwał, nie tylko od broni, ale i od rodzaju pocisku np. pocisk w miękkim płaszczu działa inaczej niż pocisk tego samego kalibru w twardym płaszczu, a przecież jest jeszcze więcej typów pocisków. U Ciebie np. mamy do czynienia z bronią plazmową, a plazma mogłaby co najwyżej porazić lub podpalić cel, ale nie rozerwać.
Nawarstwianie robotów, broni itp. szybko wyczerpie Twój repertuar, więc czym później zaskoczysz czytelnika?
Facet ma misję bycia ałtorytetem, bo bycie ałtorem mu nie wyszło. Chcesz, marnuj czas, ale lepiej poświęcić go na coś efektywnego.
Popatrz na pierwszy akapit:
Wierzący Tomasz leżał pod lewitonem wyczekując na wyrok. Właściwie pozostało mu tylko się modlić, umieranie jest łatwiejsze w towarzystwie Boga. A w ogóle łatwo się umiera, kiedy otoczonym się jest przez kilkadziesiąt bezdusznych maszyn czyhających na twoje życie. Sprawa nieco uproszczona, gdyż wśród więżących go właśnie istot, oprócz robotów i androidów były też cyborgi. Ludzie którzy dali sobie wszczepić implanty DIRe i utracili swoje człowieczeństwo w wyniku zamachu przeprowadzonego przez Saturna, protoplastę Roju Replika.
Więc mamy opis zrezygnowania, poprzez zagranie: jak trwoga to do Boga i mamy opis sytuacji i przeciwników. Co tu jeszcze można wcisnąć, a co pominąć?
Swoją drogą myślę, że kiedy jest się otoczonym, to raczej łatwiej jest się poddać, a nie umrzeć.
Jak bez tekstu choćnby jednego? Już z piąty komentarz tu piszę... No wiesz, Mariuszku, jak możesz...
Bardziej skłaniam się ku modremu, ale błękitny też może być.
A ten Antonii i Błekitny to aż tak bardzo ci dokopali, że jedyne co ci przychodzi do głowy w odniesieniu do nich to ból dupy? Projekcja ty to nazwałeś?
W sumie masz rację, Antoni by się dawno wycofał, więc pozostaje tylko jedna opcja.
Żartuję, twojego maila mam, Mariuszu.
Aha! Nie waż się jako autor przedstawiać czegokolwiek oczami własnej wyobraźni! Niedopuszczalne! Wyobraźnią mogą posługiwać się hydraulicyl, mechanicy samochodowi i zegarmistrze. Absolutnie nie piszący teksty literackie.
Wszystko znajdziesz tutaj: https://www.opowi.pl/pasja-zaprasza-do-zabawy-w-kilku-a83031/
Napisz i wygraj Dyplom i przyjemność w podaniu tematów do kolejnej edycji
Literkow
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania