Poprzednie częściSI Replika - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

SI Replika cz.4 - Umbrella corp.

Latarki zintegrowane z korpusem karabinów rozświetliły pomieszczenie.

- Zuza wyświetl mapę na Handerze - rozkazał Radosław. (Hander - umieszczony na przedramieniu komputer z wyświetlaczem holograficznym)

- Musimy się spieszyć, nie wiemy, ile nam tu zejdzie, a nie mam jak doładować akumulatorka. Głupio by było utknąć w połowie drogi bez mapy - odpowiedziała.

- W razie czego poświęcimy baterię karabinu. Dasz radę to jakoś ogarnąć?

- Powinno się udać. Patrzcie, budynek ma przynajmniej kilka poziomów, ale wygląda na to, że jest tylko jedno główne wejście.

- Kto projektuje budynki w ten sposób? - spytał Dawid.

- Myślę, że wojskowy charakter obiektu wiele tu wyjaśnia. Nikt niepożądany nie miał się dostać do środka ani się stąd wydostać. Okolica zaminowana jest Claymorami, Saturn coś tu kombinował, i próbował się zabezpieczyć. - zauważył Tomasz.

- To by się zgrywało z tym, co widzieliśmy na monitoringu. W każdym razie placówka połączona jest z mieszczącym się w sąsiednim budynku centrum porodowym. Prowadzi tam tunel techniczny i jest szansa, że uda się nim wydostać.

Centra porodowe były obiektami szpitalnymi, w których w specjalnie spreparowanych komorach tworzono ludzi. Sztuczne macice pozwalały każdemu, kogo było na to stać, na stworzenie sobie potomka drogą tradycyjnego połączenia komórek rozrodczych, lub metodą inżynierii genetycznej. Bez inwazyjnego dla ciała kobiety procesu, bez ograniczeń w życiu codziennym. O pewnych komplikacjach rozwojowych dziecka nie mówiono głośno, pieniądze się zgadzały, więc nikt nie widział problemu.

- Patrzcie tutaj. - Zuza wskazała na punkt na mapie holograficznej. - To chyba reaktor awaryjny. Jeśli udałoby się nam go uruchomić, może moglibyśmy przywrócić częściowo zasilanie.

- Sześć latarek to za mało, żeby bezpiecznie się przedrzeć przez cały obiekt. Zwłaszcza że ja jestem bez żadnej broni - powiedział Robert.

Radosław pogładził się po kaburze swojego pistoletu - Glock SV 9mm, wyjął go, obejrzał po raz ostatni i podał stojącemu obok mężczyźnie.

- Trzymaj. I trzy magazynki, razem 68 nabojów. Do tego ręczna latarka, musisz sobie radzić. Dbaj o niego, bo to mój talizman.

Robert zważył go w ręku, przymierzył do oka wyraźnie zaciekawiony reliktem poprzedniej epoki. Od czasu rewolucji energetycznej i stworzenia mini generatorów fuzyjnych, a także ultrawydajnych metod przechowywania energii jak akumulatory grafenowe czy Supra-żel pewnego z japońskich potentatów technologicznych, produkcja tradycyjnej broni balistycznej została zepchnięta na drugi, a nawet trzeci plan, na rzecz rozwiązań laserowych czy plazmowych. Takich jak najpopularniejsze na wszystkich polach europejskich bitew zaprojektowane i produkowane na terenach byłej Polski Pulsary. Oczywiście broń balistyczna wciąż miała pewne zastosowania, jak amunicja burząca czy karabiny snajperskie, natomiast przeciętny wojak znał ją tylko ze szkoleń.

- Dziękuję. Skąd masz ten klasyk? Muszę przyznać, że nigdy nie trzymałem w ręku takiej broni - odparł Robert.

- Znaleźliśmy go w jednym z mieszkań. Gościu, miał bzika na punkcie staroci, czasem tam zaglądamy uzupełnić zapasy. Tu odbezpieczasz, tu odblokowujesz magazynek. Zuza, prowadź do generatora - rozkazał Radosław.

- Robi się. Oczy dookoła głowy, jeśli jakieś diabelstwo tu biega, nie chcę go mieć za sobą - odpowiedziała. - Włączę czujnik ruchu, ale to dodatkowo skróci działanie baterii Handera.

- Trudno, jeśli nie przeżyjemy to bateria i tak się nam nie przyda. Dawid, Bartosz idziecie przodem. Tomek, Robert środek po obu stronach Zuzy. Ja i Ralph będziemy osłaniać tyły.

- Oui Monsieur.

- On tylko po francusku gada? - spytał Robert.

- Nie, ale lubię swój ojczysty język - odpowiedział z uśmiechem na ustach sympatyczny Francuz.

Szli ciemnymi korytarzami laboratorium, widząc tylko tyle, ile pozwalały im na to latarki przecinające ciemność niczym świetlne miecze. Niezbyt ciekawa perspektywa, ale na szczęście byli przyzwyczajeni do ekstremalnych warunków, i ciągłej walki o życie. Korytarze były puste, jeśli nie liczyć porozrzucanych dokumentów i poustawianych z rzadka dystrybutorów wody pitnej czy krzesełek. Część mijanych pomieszczeń była zablokowana masywnymi ryglowanymi wrotami, inne były otwarte, a jeszcze inne zdradzały swoje sekrety przez grube przeszklone szyby. Tych obawiali się najbardziej, ciężko było dostrzec coś w środku, a światła latarek musiały rzucać się w oczy, kiedy próbowali przemknąć niezauważonymi.

- Słyszeliście? - spytał Dawid, energicznie machając latarką broni, próbując zlokalizować źródło dźwięku. Korytarz był jednak pusty.

- Nie, a co mieliśmy słyszeć? - odpowiedział Radosław.

- Właściwie to nie jestem pewien…

- Miejmy nadzieję, że ci się wydawało - skomentował Bartosz.

Przystanęli, prawie wstrzymując oddech, próbowali wyłapać choćby drobny szmer. Światła kroiły ciemność w cieniutkie jak żyletka plasterki w poszukiwaniu oznak intruza, jednak bez skutku. Kontynuowali więc wędrówkę w głąb kompleksu. Po chwili natrafili na barykadę usypaną z mebli biurowych. Za nią zobaczyli rozmazane ślady krwi oraz ciągnięcia ciał, gdzieś za zamknięte obecnie wrota z napisem “Projekt DARWIN EX MACHINA”.

- Darwin Ex Machina? Co tu się wyrabiało przed naszym przybyciem? Miejmy nadzieję, że cokolwiek to zrobiło, już go tu nie ma… - powiedział Dawid.

- Sądząc po tym, że drzwi kompleksu były zablokowane od zewnątrz, nie sądzę, żeby gdzieś sobie poszło. Ewentualnie umarło na niestrawność - odparł Tomasz.

- Cisza!

- Teraz i ja słyszałem - zakomunikował Radosław, a pozostali przytaknęli.

Sytuacja zrobiła się nerwowa, z oddali doszedł do nich dźwięki sapania i zgrzytania zębami, ktoś ich obserwował, ale trzymał się z daleka. W ciemności na chwilę zaszkliły się dwie czerwone kropki, zniknęły na ułamek sekundy i znów się pojawiły, lekko drgając.

- Cholera, nie zatrzymywać się, idziemy dalej… Szybko!

- Spróbujmy tędy, będzie krócej, korytarz prowadzi na około - powiedziała Zuza. - Ale smród…

Weszli do pomniejszej sali wypełnionej przeszklonymi regałami i blatami z rozmaitą aparaturą chemiczną. Z jednego z pojemników wyrastał pokaźny okaz grzyba, w towarzystwie rozmaitych pleśni.

- Co to jest? - spytał Bartosz.

- To prawdopodobnie Szalka Petriego, która się w jakiś sposób rozszczelniła - powiedział Tomasz. - Namnaża się w nich kultury bakterii, komórek lub grzybnię w sterylnych warunkach. Ma nie więcej niż kilka tygodni.

- Skąd to wiesz?

- Byłem biochemikiem.

- No tak. Pytanie, co tu robili naukowcy kilka miesięcy po upadku miasta? - spytał Radosław.

- Obiekt jest dobrze ufortyfikowany, nie ma okien, może jego działalność umknęła uwadze Saturna? - powiedziała Zuza.

- Lub działo się tu coś, co było mu na rękę? - zauważył Robert.

- Patrzcie. - Dawid zaświecił latarką w kąt pomieszczenia. Za przewróconą metalową szafką leżał szkielet mężczyzny. Nad jego głową, na ścianie widniał napisany krwią tekst: “Oszukali nas. Nie daj się złapać, jeśli nie chcesz zostać dawcą. Ja wybieram śmierć na swoich warunkach. Nadeszła cyfrowa apokalipsa.”

- To obrzydliwe. Jakim dawcą? - spytała Zuza, trącając nogą skalpel, który najprawdopodobniej pomógł biedakowi udać się na wieczny spoczynek.

- Pewnie zaraz się przekonamy. Przecież Saturn potrzebował materiału do badań, które tu prowadził. Jeśli można je nazwać badaniami, to raczej eksperymenty - odpowiedział Robert.

- Zgadza się. Namnażanie komórek jest powolne, Saturn wolał korzystać z żywych okazów, które spotkał w laboratorium. To by tłumaczyło, dlaczego nie widać prawie nigdzie zwłok personelu. A w takim obiekcie pracować powinny setki osób - powiedział Tomasz.

Hander kobiety zaczął pikać w specyficzny sposób.

- Coś się porusza, o tam!

Wszystkie latarki skierowały się w kierunku jednego z wejść do pomieszczenia. Ktoś gwałtownym ruchem broni strącił misternie połączony zespół szklanych i metalowych pojemniczków, butelek i rurek, w którym prowadzono jakiś proces chemiczny. Hałas tłuczonego sprzętu poniósł się echem w głąb kompleksu. W oddali odpowiedział wrzask, nieludzki piskliwy wrzask.

- Cholera, biegiem, do reaktora! - zarządził Radosław.

Wycie i odgłosy rozrzucanego wyposażenia sal zbliżały się z wielu kierunków, Hander rozbrzmiewał dziesiątkami sygnałów, i to coraz bliżej. Ciężko biegnie się w kompletnej ciemności, świecąc sobie pod nogi latarką umieszczoną na długiej lufie broni.

- Zuza, to ślepy zaułek, jesteś pewna, że to tutaj!?

- Tak! Tamto wejście! Osłaniajcie mnie, spróbuję je odblokować!

- Kurwa, tu nawet nie ma z czego barykady zrobić, pośpiesz się, bo zaraz będzie gorąco! - zauważył Bartosz.

- Staram się! - odpowiedziała, zakładając drobny pakunek w okolicy zamka metalowych wrót. - Będzie głośno…

- Już jest głośno! Ustawić się w pozycji do ostrzału zaporowego!

W korytarz wbiegły dziesiątki okaleczonych istot, które kiedyś musiały być ludźmi. Po ścianach i suficie sunęły podobne do pająków stworzenia wyglądające jak wyciągnięte żywcem z koszmaru. Zdeformowane, zaostrzone kikuty rąk przystosowane do zadawania ran, puste oczy schowane za rzędem ostrych jak sztylety zębów, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu ludzkich uczuć twarze sprawiły, że całej grupie ludzi zrobiło się tęskno do robo-psa, czy cyborgów, których zostawili za sobą na powierzchni. Spomiędzy roju istot wyłoniła się postać, która nie pasowała do reszty. Mężczyzna, około czterdziestki, spokojnie stał i przyglądał się całej sytuacji, a stado poczwar obiegało go z obu stron, jakby był niewidzialny. Kiedy jeden z wojaków podświetlił go latarką, ten tylko się uśmiechnął i pomachał ręką w geście pożegnania, znikając w gęstwinie nadbiegających zewsząd potworów.

- Skurwysyn… Ognia, ognia, ognia!!! - rozkazał Radosław. Wszyscy zaczęli strzelać do nadciągającej masy mięsa. Pociski karabinów rozświetliły korytarz, ukazując skalę przewagi przeciwnika. Przynajmniej kilkadziesiąt poczwar, około 40-50 metrów od nich. Kolejne fale padały trupem, ale masa zbliżała się coraz bliżej, a pojedyncze jednostki przedzierały się na zaledwie kilka metrów.

- Wysadzam na trzy!

- Dawaj!

Jeden z pajęczaków przedostał się po suficie przez zaporę ogniową za plecy wojaków, spadł na Ralpha, raniąc go w ramię i głowę. Z odsieczą nadszedł Robert, wpakowując w przeciwnika serię ze swojego Glocka.

- Giń skurwielu! - Zepchnął kopem ociekającą krwią kreaturę i przystąpił do pomocy koledze.

Eksplozja ładunku odblokowała mechanizm wrót.

- Dwadzieścia metrów, szybko z tymi drzwiami! - Radosław podał odczyt z celownika swojej broni.

- Pomóżcie mi z nimi! - krzyknęła Zuza.

Z pomocą Bartosza i Dawida powoli odsunęli duże stalowe wrota, Robert pomagał Ralphowi iść w ich kierunku, pozostali cofali się, prowadząc ciągły ostrzał.

- Jestem pusty! - zakomunikował Radosław.

- Ja też! - Odpowiedział Tomek.

- Otwarte, wchodźcie!

Dawid rzucił się z pomocą Robertowi, razem wnieśli rannego kolegę do pomieszczenia, pozostali udali się zaraz za nimi. Trzech mężczyzn zatrzaskiwało wrota, kiedy Bartosz z Dawidem wciąż strzelali przez szczelinę. Jeden z pajęczaków zdążył przedrzeć się do środka, aby paść trupem u stóp towarzyszy broni. Wrota zatrzasnęły się.

- Dajcie tu światła, zajmę się nim! - powiedział Robert. Zrzucił ruchem ręki stos papierów z biurka i wskazał na nie palcem. - Pomóż mi go ułożyć!

- Na trzy…

- Przeczesać teren, sprawdźcie, czy jesteśmy bezpieczni! - rozkazał Radosław. - Zuza zabieraj się za przywrócenie prądu.

- Tak jest! - Kobieta podbiegła do konsoli i zaczęła sprawdzać działanie poszczególnych przycisków i pokręteł.

Pokaźnych rozmiarów pomieszczenie, długie i szerokie na około 20-30 metrów, mieściło w samym środku mały reaktor. Zamknięte w metalowej osłonie urządzenie zasilane izotopem helu-3 miało zapewnić obiektowi energię w wypadku blackoutu infrastruktury miejskiej. System kompaktowy, natomiast bardzo wydajny, osiągający blisko 70% sprawności energetycznej. Saturn nie może nim operować, ponieważ z przyczyn bezpieczeństwa odcięty jest od sieci informacyjnej, posiadając tylko przewody wejścia i wyjścia prądu elektrycznego, da się obsługiwać jedynie z poziomu manualnego panelu sterowania.

- Czysto!

- Tu też!

- Szybko, sprawdzić te szafki! - rozkazał Radosław.

Pod ścianą stał rząd metalowych boksów dla pracowników sektora. Były w większości puste lub wypełnione fartuchami i ubiorem ochronnym, natomiast znaleźli też trochę papierosów, karty do gry, okulary przeciwsłoneczne, gumy do żucia, środek do czyszczenia mechanizmów WD-40, zestaw kluczy nasadowych i kilka innych szpargałów.

- Mam apteczkę! - krzyknął wierzący Tomasz szperający w drugiej części pomieszczenia.

- Dawaj ją tutaj!

- Co z nim? - spytał Bartosz.

- Rana kłuta barku, rozcięcie skóry głowy. Na szczęście szpon, pazur czy cokolwiek to gówno ma na swoich łapach - splunął w kierunku martwego pajęczaka - chyba ześlizgnęło się po czaszce, zamiast ja spenetrować. Jest ogłuszony, ale będzie żył, jeśli uda się zatamować krwawienie. Tomek szukaj czegoś do dezynfekcji, igłę, nici, bandaż i opatrunki. W drugiej kolejności środki przeciwbólowe i antybiotyk.

- Się robi…

W sali padły dźwięki tłuczenia szkła, większość rzuciła się w kierunku Dawida.

- Dawid! Co się dzieje!? - spytał nadbiegający Radosław.

- Trzymaj! - odpowiedział, rzucając w kierunku kolegi puszkę napoju “Gepard”. - Automat z napojami i przekąskami, kiedy ostatnio jadłeś batonik białkowy?

- Osz ty! Ostrzegaj na przyszłość przed taką akcją.

- Spokojnie, przecież jest czysto - powiedział, otwierając puszkę napoju, która charakterystycznie zasyczała.

- Jak stoimy z amunicją?

Bartosz uniósł karabin i wskazał palcem na migający na czerwono wskaźnik baterii.

- Ja to samo, karabin Ralpha ma 37%.

- Ja mam całą - odpowiedziała Zuza.

- Jest kiepsko, jeśli nie przywrócisz zasilania, to miejsce będzie naszym grobowcem.

- Robię co mo…

- Uciskaj mocniej, Tomek do jasnej cholery!

- Jak mam uciskać ranę, w którą zmieściłbym trzy palce lub lepiej?!

- Całą ręką, o tak… Cholera, zrób opatrunek uciskowy, trzeba zatrzymać krwawienie, szukajcie antybiotyku, alkoholu, wody utlenionej, cokolwiek! Jeśli go zaszyję bez przemycia tej rany, równie dobrze można odciąć mu rękę lub zostawić na śmierć!

- Już sprawdzam… Antisept Steril?

- Dawaj! - Mężczyzna spryskał sobie ręce, obszar wokół rany i samą ranę, wytarł nadmiar gazikiem, a następnie przystąpił do szycia. - Daj bliżej to światło! O tak. A ty weź brzytwę i gol głowę na zero.

- Dobra - odpowiedział Bartosz.

- Zuza ile jeszcze?

- Minuta!

Dawid z Radosławem przestawali nerwowo z nogi na nogę, przyglądając się zabiegom.

- Ej, ej, ej, patrzcie go! - Dawid wskazał pajęczaka, który powinien być martwy. Kreatura żyła i właśnie po cichu podczołgiwała się do zamkniętej wciąż sporych rozmiarów kratki wentylacyjnej. - Karabin, szybko!

Radosław podbiegł z bronią należącą do Ralpha i z bezpiecznej odległości oddał trzy celne strzały w głowę przeciwnika. Gdy ten znieruchomiał podeszli z Dawidem bliżej.

- Co za okropieństwo.

- Dostał serię z dwóch stron, takie poparzenia i zwęglone ciało powinny go zabić! Ślady jakby się zabliźniały… On się regeneruje, i to w jakim tempie?!

- Chwyć go za łapy - rozkazał Radosław, wyciągając z pochwy duży wojskowy nóż. - Tylko ostrożnie!

Dawid poprawił kevlarowe rękawiczki i chwycił pajęczaka za służące do ataku kończyny, wykręcił je do tyłu i zaparł się z całej siły. Radosław chwycił za resztki grzywy i zaczął ciąć ciało na wysokości szyi. Po chwili skręcił kark i odrzucił odciętą głowę na bok.

- Teraz się nie zregeneruje. W każdym razie wrzućmy ścierwo do jednego z metalowych boksów i zatrzaśnijmy.

- Tak jest!

Po chwili ciche buczenie wlało nadzieję w serca żołnierzy. Pierwsze zaświeciły czerwone, kręcące się wokół własnej osi lampy alarmowe. Chwilę później dołączyły do nich mleczne światła główne, choć nie działały z pełną mocą.

- Rewelacja!

- Co z nim?

- Właśnie skończyliśmy. Przydałaby się strzykawka, podałbym mu aspirynę, nic innego nie mamy.

- Trudno. Połknie, jak się obudzi.

- Patrzcie, jest woda! - Bartosz obmywał zakrwawione po łokcie ręce w technicznym ujęciu schowanym w kąciku sanitarnym.

- Padam… Dajcie baterie broni, ładujemy, mamy godzinę odpoczynku - powiedziała Zuza, popijając w międzyczasie napój energetyczny.

Zaciekawiony Tomasz podszedł do wielkiego świecącego logo parasola “Umbrella corp.” i czyta wyświetlane pod spodem motto:

 

Umbrella Corporation - wektor rozwoju ludzkości. Prowadzeni starożytnym światłem, dążymy do doskonałości.

2050 pierwszy sklonowany człowiek,

2060 pierwszy android

2070 pierwszy w 100% zaprojektowany człowiek

2080 pierwszy w pełni zsynchronizowany domózgowy czip SI

2090 pierwsza samoświadoma SI

2100 pierwszy człowiek z 200 IQ

2110 pierwszy nieśmiertelny

2120 UTOPIA

Nie bogowie, nie królowie, tylko Kwantowa Re-Ewolucja

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • NataliaO rok temu
    Dobry rozdział. Wciągnął ... Umbrella skojarzyło mi się z pewnym filmem :)
  • Dzięki za wizytę ? Tak, z Resident Evil. Lubię, a ta korpo ma podobny charakter, to mówię co tam, puszczę oczko do fanów serii.
  • MKP rok temu
    Ło, Matko on żyje!!!:)

    Wieczorkiem sobie przeczytam i się wypowiem.
  • Jeśli można to tak nazwać... Będzie mi miło ?
  • MKP rok temu
    Zuza wyświetl mapę na Handerze - rozkazał Radosław. (Hander - umieszczony na przedramieniu komputer z wyświetlaczem holograficznym) - ja bym to z nawiasu poprostu wplótł w narrację i opisał. "Dziewczyna uruchomiła umieszczony na przedramieniu...

    - Musimy się spieszyć, nie wiemy, ile nam tu zejdzie, a nie mam jak doładować akumulatorka. - się zejdzie

    - Radosław pogładził się po kaburze swojego pistoletu - pogladził kaburę swojego pistoletu.

    - Mam apteczkę! - krzyknął wierzący Tomasz - dziwnie to brzmi "wierzący Tomasz" proponuję wywalić imiesłow, i może jakoś opisać. "Krzyknął Tomasz, któremu głeboka wiara pozwalała trzymać strach w ryzach" coś w tym stylu...

    2100 pierwszy człowiek z 200 IQ - to jest wprowadzanie czytelnika w błąd: urodziłem się w 1987?

    2110 pierwszy nieśmiertelny - trzeba zwiększyć ilość warzyw w diecie, bo nie dotrwam ??

    Lubię tę serię ??
    Tu oprócz akcentu RE miałem skojarzenia z Obcym
  • Raczej RE, chociaż Obcy był też futurystyczną serią. Dzięki za wizytę ?
  • MKP rok temu
    Burton The Scribe
    "- Musimy się spieszyć, nie wiemy, ile nam tu zejdzie, a nie mam jak doładować akumulatorka. - się zejdzie" - okazuję się, że "się zejdzie" to mowa potoczna, a ja tak mówię od zawsze:):) zatem przepraszam za wprowadzenie w błąd:)
  • MKP spoko loko?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania