Świat z perspektywy kota - nowi sąsiedzi

Przyjechali w nocy, czarną ciężarówką, zachowując ciszę dwudziestoosobowej orkiestry i subtelność młota pnełmatycznego. O godzinie trzeciej stali już na sąsiednim podwurku i wydawali polecenia ludziom noszącym ich meble, starając się przekrzyczeć panią Krysię, która wrzeszczała na nich z trzeciego piętra, wyjącą parę dobermanów ze szczeniakami z kamienicy obok, konwój pogrzebowy który przypadkiem przejeżdżał po naszej ulicy i Andrzeja walącego w ścianę jakimś metalowym przedmiotem i złożeczącego całemu światu, ze szczególnym uwzględnieniem sąsiedztwa. Następnego ranka prawie całe osiedle (w tym moja rodzina) wzięło dzień wolny żeby poprzyglądać się nowym. Tylko Kamili nie udało się wymigać od szkoły, bo rodzice do znudzenia powtarzali jej, że nowi sąsiedzi to nie zwierzęta w zoo i trzeba uszanować ich prywatność. Zaraz po tym kazaniu rozstawili w ogrodzie składany stolik, donieśli krzesła i pod pretekstem kawy na świerzym powietrzu szpiegowali nową rodzinkę. Nawet Adam, który i tak był chory i miał tego dnia zostać w domu i się uczyć (co w praktyce sprowadzało się do grania cały dzień na komputerze) podglądał przez uchylone okno. Ja sam zająłem miejsce na żywopłocie i dołączyłem się do obserwowania nowych sąsiadów. Rodzinka składała się z mężczyzny, przechadzającego się między lśniącym, czarnym samochodem a wielkim, płaskim telewizorem czekającym na wniesienie do domu, dziewczynki na oko trochę starszej od Kamili, która biegała na około wszystkiego starając się nie ubrudzić ubrań (osobiście nie znam się na sprawach związanych z ubiorem, ale na mój gust to w co była ubrana ta dziewczynka było stanowczo zbyt łatwe do zniszczenia i zbyt trudne do kupienia w normalnym sklepie z normalnymi cenami, żeby dawać to dziecku), oraz z kobiety, dyrygującej robotnikami wnoszącymi meble i trzymającej na rękach... coś. To było mniejsze ode mnie i porośnięte długą, wypielęgnowaną sierścią, ale na pewno nie był to chomik. Ani świnka morska. Ani nawet karłowaty królik. Nie był to również kot, to coś było na to za brzydkie i miało za duże uszy. Dopiero po parunastu minutach wpatrywania się i łapania strzępków rozmów zorientowałem się, że nowa rodzina uważa ten byt biologiczny za psa. Z początku nie dowierzałem jak to możliwe, ale najwyraźniej to wychudzone coś, co wyglądało jakby ktoś przykleił włosy do jaszczurki wyciętej z papieru, zaliczało się do psów. Wybaczcie, ale po przeżytym szoku nie jestem w stanie pisać dalej. Następnym razem postaram wam się zrelacjonować wpływ nowych na naszą okolicę, choć uprzedzam, opis ten będzie zawierał absurdy typu "mój samochód jest droższy", "Kamilu, napewno zaprzyjaźnisz się z tą dziewczynką, albo "nasz kotek i wasz piesek szybko się polubią".

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ktokolwiek 19.04.2015
    Niezaprzeczalnie 5. Kocham tą serię, zawsze poprawia mi humor :)
  • KarolaKorman 03.05.2015
    Zdziwiłam się, że pod kolejną częścią napisałaś taki komentarz, bo przecież czytałam tę część, a tu ups, nie ma mojego komentarza, więc go szybko piszę i zostawiam 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania