Świat z perspektywy kota - wielkanoc

Wielki Czwartek - okropny, hałaśliwy, zły dzień. I nie chodzi mi o to, że Kamila do tej pory nie posprzątała niedzielnej bibuły, wykałaczek i brokatu. Ani o to, że Andrzej w roztargnieniu nie kupił Wiskasa. Ani nawet o to, że nie wolno mi wytarzać się w rzerzu... rzuże... tym zielonym czymś posadzonym w wacie. Problemem było to, że na święta przyjechali Malinowscy. Zwykle najeżdżali nasz dom tylko z okazji Bożego Narodzenia, ale w tym roku postanowili przenieść apokalipsę na czas wiosenny. Kalendarzowo wiosenny, bo gdyby nie przytłaczająca ilość sztucznych królików i baranków uznałbym że należy zapaść w hibernację. W akompaniamencie deszczu ze śniegiem rydwan zła z demonami w środku (srebrny mercedes z "ciotunią" Marlenką, jej zadzierającą nos pod sufit córeczką Martą i niosącym zagładę synkiem Maciusiem) zaparkował przed naszym domem. Nadziany frajer Marlenki odjechał, żeby spędzić Święto Komercyjnych Jaj z inną częścią rodziny. Farciarz. W każdym razie, było jeszcze gorzej niż można by się spodziewać. Ciotunia zaczęła wizytę od krytykowania wszystkiego, a nie, jak miała w zwyczaju, tylko fryzury i ocen Adama. Oto kilka jej uwag: "Kochana, byłaś u fryzjera? Jesteś pewna, że on był po szkoleniu?", albo "Och, naprawdę nie czytałeś jeszcze 'Krzyrzaków'? Spokojnie, Martunia mogłaby wyjaśnić ci parę pojęć jeśli czegoś nie zrozumiesz", albo "Ten kot... jest szczepiony? Możecie go nie wpuszczać do pokoju w którym będzie spał Maciuś?"

Po jednym koszmarnym, męczącym dniu spędzonym na wysłuchiwaniu dobrych rad Marlenki nadszedł dzień w którym złośliwość Ciotuni sięgnęła zenitu. Był to dzień malowania jajek. Oprócz złośliwości i rywalizacji na tle mazania nienarodzonych kurczątek farbą był to również dzień wielkich dylematów dla mnie. Zaryzykować umazanie farbą i zebrać materiał na kolejne strony mojej fascynującej biografii, czy siedzieć bezczynnie w pod szafą i nie widzieć niczego. W końcu zdecydowałem się na rozwiązanie kompromisowe, czyli bezpieczną kryjówkę na szafce w kuchni, z której jednocześnie było wszystko słychać. Oczywiście, tak jak można się było spodziewać Kamila i Maciuś wyrywali sobie farbki brudząc całą kuchnię, Monika i Marlenka kłóciły się o to czyje dziecko ładniej maluje, Andrzej ukrył się w pokoju pod pretekstem pracy, a Adam i Marta, przymuszeni do siedzenia razem z innymi, ukrywali się za podręcznikami. Nie wiem co się działo przez resztę dnia, bo byłem zmuszony ukrywać się przed resztkami farby.

Wielkanoc minęła zaskakująco spokojnie. Wszyscy przez większość dnia siedzieli w kościele, więc było cicho, a podczas śniadania zwędziłem kiełbaskę ze stołu. Dopiero po południu, gdy dzieciaki zaczęły szukać wielkanocnych jajek, zrobiła się draka bo Maciuś wywalił sobie na głowę zawartość mojej kuwety. Wykorzystując okazję, w zastępstwie kuwety postanowiłem wykorzystać buty Ciotuni. Mam nadzieję, że było to wystarczające, by subtelnie dać jej do zrozumienia, żeby więcej nie przyjeżdżała.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • NataliaO 31.03.2015
    Lovciam, było lekkie i chyba nawet zabawne. 5:)
  • KarolaKorman 31.03.2015
    Tosia, wyszło super 5 :)
  • Neli 03.04.2015
    Bardzo fajnie się czyta. Czekam na nastepny rozdział!
  • Ktokolwiek 11.04.2015
    Super :) bardzo lubię te opowiadania. 5
  • WerXcia 12.04.2016
    Fajne te opowiadania są super 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania