Poprzednie częściTwoja na zawsze.

Twoja na zawsze. 22

Rozdział dwudziesty drugi

 

Siedzieliśmy w moim samochodzie i nareszcie jechaliśmy w kierunku miasta. Wracaliśmy do domu i z każdym kilometrem odczuwałem coraz większą ulgę. Chciałem trzymać Jagodę jak najdalej od mojej matki i jej zwariowanych pomysłów. Naprawione relacje nie oznaczały, że ponownie zamieszkam z nią pod jednym dachem.

-Wszystko w porządku? - siedząca obok na siedzeniu pasażera dziewczyna, położyła mi dłoń na udzie – jesteś dziwnie milczący.

Na moment oderwałem wzrok od drogi i posłałem jej czuły uśmiech.

- Po prostu cieszę się, że wracamy do domu – wymruczałem – a dlaczego pytasz?

Wzruszyła ramionami i odwróciła głowę w stronę okna.

- Myślałam, że zastanawiasz się nad propozycją Reginy.

Propozycją? Więc jednak temat zamieszkania z nią, nawet teraz nie chciał mi odpuścić.

- Widzę, że już cię przekabaciła na swoją stronę – warknąłem, zaciskając szczękę.

Smukła kobieca dłoń, pogładziła mnie po policzku z czułością.

- Głuptasie – szepnęła – każda dziewczynka marzy o białej sukni i długim welonie. Chociaż raz chciałaby poczuć się jak księżniczka z tych pięknych bajek oglądanych w telewizji. Ty nie marzysz o tym, by móc nazywać mnie swoją żoną?

Powoli wypuściłem powietrze z płuc. Jak mam jej powiedzieć, że tylko raz w życiu klęczałem przed kobietą i drugi raz nie chcę tego robić? Jakich mam użyć słów, by nie odebrała tego źle? Niech to szlag! Dlaczego moja matka musiała wpaść na tak popieprzony pomysł? On był jeszcze gorszy niż mieszkanie z nią pod jednym dachem.

- Jagoda – starałem się być spokojny, chociaż wszystko we mnie krzyczało – ja nie brałem ślubu pod uwagę. Jest mi dobrze, tak jak jest. Nie psujmy tego.

W głębi duszy cieszyłem się, że prowadzę i nie mogę spojrzeć na swoją kobietę. Czułem na sobie świdrujący wzrok i chyba byłem nawet w tym momencie mordowany spojrzeniem. Trudno. Albo się z tym pogodzi i odpuści, albo rzeczywiście każde pójdzie w swoją stronę. Oczywiście, kochałem ją bardziej, niż mogłaby sobie to wyobrazić i bez wahania oddałbym za nią własne życie. Chciałem jej szczęścia i byłbym skłonny zaprzedać duszę diabłu, byle tylko uśmiech nie schodził z tej ślicznej buzi.

- Mi też jest dobrze – jej odpowiedź była dla mnie zaskoczeniem – ale czy nie pięknie byłoby nosić to samo nazwisko? Moim marzeniem jest obudzić się kiedyś przy tobie jak twoja żona.

Szansa na to, że odpuściła, gdzieś zniknęła. Dłońmi prawie zgniatałem kierownicę.

-Nie bierz mnie pod włos – warknąłem – posłuchaj. Kocham cię, jesteś dla mnie najważniejsza i zrobię dla ciebie wszystko. Jeśli chcesz, mogę nawet skoczyć z dachu wieżowca, tylko proszę, nie każ mi robić z siebie kolejny raz idioty i padać na kolana.

W odpowiedzi zachichotała. To nie była odpowiedź, której się spodziewałem, ale lepsze to, niż jakby miała się wściec. Kłótnia z tak błahego powodu była mi zupełnie niepotrzebna.

- Jeśli to cię uspokoi, to nie potrzebuję pierścionka – odparła, gdy w końcu przestała się śmiać – sama deklaracja uczuć wystarczy.

A czy przypadkiem przed chwilą tego nie zrobiłem? Przecież powiedziałem jej, że mogę nawet popełnić samobójstwo, jeśli tylko to ją uszczęśliwi. Regina wpakowała mnie w niezłe bagno.

- Dobra – warknąłem – powiem to tylko raz i więcej nie powtórzę. Nie zgadzam się na ślub. Nie będę robił ku uciesze mojej matki i twojej z siebie pajaca i ślubował przed jakimś przebierańcem miłości i wierności.

Teraz na pewno była wściekła. Wsadziłem kij w mrowisko.

- A jej chciałeś – burknęła pod nosem – w czym jestem gorsza od niej?

- Nie będę rozmawiał z tobą w ten sposób. To cholernie słabe, że chcesz w taki sposób coś wymusić. Nic z tego skarbie.

W odpowiedzi prychnęła i założyła ramiona na piersi. Super. Przez tę całą ciążę stała się jeszcze bardziej drażliwa.

 

Reszta drogi minęła nam w milczeniu. Byłem przekonany, że będzie chciała wrócić do swojego mieszkania, ale gdy tylko zatrzymałem auto przed swoim blokiem, wysiadła i bez słowa ruszyła w kierunku klatki schodowej. Mój wzrok mimowolnie powędrował na jej dolne partie ciała. Miała cholernie zgrabny i kuszący tyłek.

- Zaczekaj na mnie – zawołałem, gdy zobaczyłem, jak zaczyna siłować się z drzwiami, które uwielbiały się zacinać – moja pomoc ci się przyda.

- Odwal się – warknęła – idź do Maćka i poskarż mu się, że chcę zostać twoją żoną.

Wiedziałem, do czego pije. Każde nasze spotkanie kończyło się tak, że ledwo stałem później na nogach, a na drugi dzień umierałem. Ta złośnica nie byłaby sobą, gdyby nie zadała ciosu poniżej pasa.

- Dobra – podniosłem obie dłonie do góry, w geście kapitulacji – weźmiemy ten cholerny ślub, ale nie na zasadach Reginy tylko moich.

Kobieta to naprawdę zmienne stworzenie. W jednej chwili wściekła, a w drugiej wiesz się na szyi i zasypuje pocałunkami. Co prawda jeszcze nie wiedziałem, jak podziała na nią słowo „ślub cywilny”, ale na razie nie chciałem tego sprawdzać. Teraz miałem zamiar zabrać ją do łóżka i kochać się z nią do wschodu słońca.

Seks działał kojąco i niwelował wszystkie nieporozumienia pomiędzy nami.

Na każdego był jakiś sposób. Na nią działało właśnie to.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Elorence 21.09.2018
    "ja nie brałem ślubu pod uwagę. Jest mi dobrze, tak jak jest. Nie psujmy tego." - eee, że co? Komuś młotek spadł na głowę? Jemu jest dobrze, więc nie psujmy?
    Boże, Jagoda, uciekaj. Uciekaj gdzie pieprz rośnie. Ten facet to jakiś imbecyl do kwadratu.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania