Upadłe Królestwo - Rozdział 1 - Nieszczęście

Panowanie bezdzietnego króla Richarda von Longerforda skończyło się, gdy monarcha umarł w wieku dziewięćdziesięciu lat. Tamtego dnia rodzina królewska poczęła wszelkich starań, by uroczystość pogrzebowa przebiegła tak dobrze, jak tylko się da. Za kilka złotych monet udało im się wyprawić defiladę gwardii zamkowej oraz przeniesienie ciała dawnego władcy do starego grobowca Osaam, będącego na obrzeżach bujnej tajgi oraz szerokiego pasma górskiego Ven. Opłakiwanie straty zajęło rodzinie dwa tygodnie, a dworni zarządcy we współpracy ze znachorami postanowili za drobną opłatą dbać o królestwo pod nieobecną żoną zmarłego, która miała za kilka miesięcy umrzeć, również ze starości. Walkę o tron objęli więc dalecy krewni, którzy to mieli wybijać siebie na wzajem, by zasiąść na kamiennym zamkowym tronie. Walki te trwały dziesiątki lat, jednak Emberlem nigdy więcej nie władał żaden monarcha... i tak królestwo upadło.

 

- Ile razy ci mówiłem, że po obrobieniu stali, powinieneś ją włożyć do tego smaru?! - głośny i srogi głos starca rozległ się po kuźni niczym grzmot, wybijając młodego czeladnika z rytmu pracy.

Chłopak pośpiesznie chwycił długimi szczypcami za upadły na ziemię pręt, a następnie poprawił wolną dłonią włosy, które przez dwa dni bez mycia były całe tłuste. Dłonie mu się trzęsły od godzin ciężkiej pracy i chwilę po włożeniu krętego pręta do objęć rozgrzanego węglem pieca, pozwolił by jego ręce jak i całe ciało odpoczęły choć przez sekundę. Spoglądając przez przeszyte kratą okno budynku, zobaczył niebo pokryte czerwienią, która zdawała się zabijać ostałe promienie słońca. Ten widok dał mu do zrozumienia, że jego praca dobiega końca i za chwilę uda się do pobliskiej stodoły by odpocząć, zanim jednak to zrobi, przyjdzie mu wdać się w rozmowę ze swoim mistrzem kowalstwa.

- Jeśli będziesz robił takie błędy, to uwierz mi, Aramie, sporo czasu minie nim staniesz się mistrzem! - wypomniał mu rosły kowal, drapiąc się palcami w spiętą cienkim sznurkiem brodę, którą rzucała na wszystkie strony bryza wieczornego wiatru. Ucznia zastanawiało zawsze jakim cudem jeszcze nigdy się nie podpaliła, biorąc pod uwagę miejsce ich pracy, jednak nie miał odwagi o to pytać.

- Minął zaledwie miesiąc odkąd zacząłem tu pracować... Nie oczekuj, że sprostam tak szybko twym oczekiwaniom.

Adresat jedynie się uśmiechną, ukazując tym samym swe zżółkłe od piwa policzki oraz oczywisty brak w uzębieniu. Stary Bjorn - bo tak nazywał się ten kowal - z trudem się przechylił i chwycił zza kilku beczułek wina jakiś obiekt, a następnie go wyciągnął by pokazać chłopakowi. W dłoniach trzymał ogromny stalowy miecz, nie jakiś zwykły treningowy, ale prawdziwy miecz rycerski z rękojeścią o kolorze stłumionej czerwieni i srebrzystym ostrzu, którego piękno ustępowało jedynie głowicy o zakrzywionym kształcie małego kolibra. Aramowi poszerzyły się źrenice na sam widok oręża, co bez trudu wyłapał jego rozmówca, popijający kufel własnego bimbru.

- Widzisz ten miecz? - zapytał retorycznie - Zrobiłem go w drugim tygodniu nauki na królewskim dworze.

Ostatnie zdanie wystarczyło, aby czeladnikowi zaschło w gardle. O losach dawnego królestwa słyszał jedynie z opowieści przejezdnych podróżników, czy ballad podróżnych bardów z krain daleko zapomnianych. Arama zawsze zastanawiało jak wygląda ten pogrążony w chaosie świat i zdobycie doświadczenia było jednym z wielu kroków niezbędnych do wyruszenia w nieznane. Nawet tak prosty głupiec jak on wiedział, że to pieniąc włada teraz światem.

- Pracowałeś na królewskim dworze?! - spytał jakby był w transie.

- Słuchaj no, młody kurwiu! Zanim żeś postawił pierwsze kroki, ja pracowałem dla wojska samego króla, ale co ty tam możesz wiedzieć...

Rzeczywiście, pojęcia "król", czy "królewski dwór" były dla niego równie odległe i nieznane co księżyc w pełni, choć było w tej niewiadomej coś pięknego...

- A miecz?

- Miecz? Stworzyłem go by wręczyć synowi ostatniego króla, ale los był suką i potomstwa nie dostał, kiepska sprawa - ucichł i spojrzał w żarzące się ognie - Dobra, starczy, wyciągaj! - ponaglił.

Aram posłusznie wstał i wyciągnął szczypcami pręt, umieścił go na asymetrycznym stojaku i unieruchomił. Chwycił za leżący obok młotek kowalski i zaczął nakładać krętą masę, aż ta się spłaszczyła, potem włożył całość do smaru.

- To nada ostrzu trwałości - zarzucił Bjorn po cichu, kiwając nieznacznie głową - Twa robota dobiegła końca na dziś, młody, idź lepiej się przespać - pauza - Jutro zaczynamy od początku! - dolał gorzały i po raz kolejny zdobył się na duży łyk.

Aram udał się więc do stodoły małych rozmiarów i rzucił się w objęcia zmagazynowanych ilości słomy i zamknął oczy. Liczył, że zmęczenie przyniesie sen, ale tak się nie stało. Jego myśli toczyły batalię z wyimaginowanymi wzorcami rycerzy, władcami i doradcami. Wyobraził siebie w roli rycerza w czarnym niczym noc płytowym pancerzu, trzymającego w jednej dłoni tarczę, a w drugiej prawdziwy miecz, czy topór bitewny. Potem pozwolił sobie puścić wodzę fantazji dalej i zawitał w mieście, gdzie witały go tłumy pospólstwa i bogaczy, a księża odprawiali mszę za jego wspaniałe dokonania. Na sam koniec zwieńczył wszystko obrazem prawdziwego króla, odznaczającego go za dokonania na polach bitwy oraz za pomoc biednym ludziom. Nawet nie zdał sobie sprawy, że zasnął.

 

Ze snu zbudził go namiętny, ale duszący zarazem zapach gęstego dymu, który zabrał mu klarowność spojrzenia. Chłopak wybiegł za próg drewnianej konstrukcji i w jego oczach zaczęły tańczyć ogniki wzniesionego ognia, był pożar, cała kuźnia poszła z dymem. Zza budynku wybiegł zasapany Bjorn, trzymając w dłoniach resztki niedojedzonego udźca kurczaka. Tak stali razem jeszcze przez wiele godzin, zastanawiając się ile może owy pożar trwać. Potem zasnęli.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Shogun 27.04.2020
    Nowa seria? :D Dobrze się zapowiada, ale ta końcówka tak trochę dziwna, jakby nie pasuje do całości. Nie wiem, czy tak miało być.
    Ale ogólnie rozdział dobry. Muszę powiedzieć, że wyrobiłeś się w pisaniu tych serii. Są coraz lepsze :D
  • DEMONul1234 27.04.2020
    Seria od razu powiem, że MA być taka dziwna, co pokaże koniec rozdziału 2. Bohatera staram się napisać jako takiego nierozumnego głupka. Seria będzie na jakieś 5 rozdziałów? Mam zakończenie, które idzie przewidzieć o ile potrafi się dostrzec pewną rzecz, która jest cechą wspólną każdego rozdziału. Na koniec będzie wrażenie "Serio? No nie mogło być to takie oczywiste". Ale historia też ma w sobie pewien morał.
  • Shogun 27.04.2020
    DEMONul1234 O proszę, to ciekawe. No nic, w takim razie lecę do drugiego rozdziału :D
  • DEMONul1234 27.04.2020
    Shogun Postaram się dziś o 22 wstawić prequel do "Piekła skazańców", jeśli coś z tego wyjdzie ma się rozumieć.
  • Shogun 27.04.2020
    DEMONul1234 prequel? No proszę. W takim razie mam nadzieję, że wyjdzie. W sumie nie ma co, tylko wstawiać :D
  • Lincoln 27.04.2020
    Takie zimne, nieprzyjemne klimaty to coś co lubię :D
  • Zaciekawiony 05.05.2020
    "Tamtego dnia rodzina królewska poczęła" - ...zbiorowego potomka.
    Jeśli chodzi o starania, to zwykle mówi się o "dokładaniu wszystkich starań" w sensie "zrobienia wszystkiego starannie".

    "starego grobowca Osaam, [będącego] na obrzeżach" - stojącego? położonego?

    "dbać o królestwo pod nieobecną żoną zmarłego" - dbali tylko o ten kawałek królestwa pod żoną, zresztą nieobecną? A może dbali o nie pod jej nieobecność? Ewentualnie za nią.

    "Spoglądając przez przeszyte kratą" - przeszyte na wylot, ściegiem krzyżykowym... Okno zasłonięte kratą? Albo po prostu "zakratowane".

    "drapiąc się palcami w spiętą cienkim sznurkiem brodę" - drapać to się można w podbródek, bo włosy nie swędzą

    "którą rzucała na wszystkie strony bryza wieczornego wiatru" - bryza to jedna z odmian wiatru, zresztą nadmorskiego. Czyli brodę trącał mu "wiatr wiatru", w dodatku wiejący z różnych stron wewnątrz budynku.

    " jedynie się uśmiechną[ł]"

    "ukazując tym samym swe zżółkłe od piwa policzki" - zastanawia mnie jaka musiała być jego fizjonomia, skoro policzki na twarzy było widać dopiero przy uśmiechu...

    "wiedział, że to pieniąc włada teraz światem." - toteż ćwiczył wieczorami pieniactwo i toczenie piany z pyska... Pieniądz.

    Nie bardzo to widzę. Wsadzili do pieca "kręty pręt", na gorący nakładali "krętą masę" przy pomocy młotka, aż masa się spłaszczyła... O co właściwie chodzi? Używasz takich określeń, że nie da się tego poprawnie wyobrazić. Masa, którą da się na coś nałożyć, to nie przedmiot, a przedmiotem był ten pręt. Tylko że na co był w takim razie nakładany pręt, bo chyba nie sam na siebie.

    Miał zmącone spojrzenie od namiętnego zapachu dymu?
  • DEMONul1234 05.05.2020
    Dzięki za wytknięcie błędów. Jestem amatorem i piszę hobbystycznie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania