W poszukiwaniu spokoju. Historia Ar - część II
- Głupcy... Słyszysz? Modlą się – zaśmiała się kobieta w białej sukni. – I do kogo? Swoich wyimaginowanych bogów! Lepiej niech się modlą do nas, wtedy może damy ich zjeść dodatkowo kolację świni!
- Tak...
- Ty mnie w ogóle słuchasz? - oburzona odwróciła się w stronę towarzyszki – nad czym tak myślisz?
- Niczym... - westchnęła i dodała po chwili, aby nie wzbudzić podejrzeń Morth i zakończyć temat. – Po prostu martwię się zaręczynami.
- Wiem, wiem. Ach, jaki on przystojny! Sama chciałabym za niego wyjść, jaką ty jesteś szczęściarą!
- Ta...
Resztę drogi po ciemnych korytarzach spędziły w milczeniu. Przyjaciółka Leyan uwierzywszy w wymówkę, jaką jej zaserwowała. Postanowiła więc zostawić temat w spokoju.
Niech to wszystko do niej dotrze. Pewnie sama nie wierzy w własne szczęście – pomyślała.
***
- Chodźmy, Beatry – mężczyzna potrząsnął młodą kobietą wybudzając ją z snu.
- Co? - szepnęła zdezorientowana.
- Dziś się stąd wydostaniemy! Miałem kolejną wizję, tym razem sam bóg przyszedł mi z pomocą, no już chodźmy – pociągnął ją tak gwałtownie, że oboje wylądowali na ziemi, robiąc przy tym niezły hałas.
- Zgłupiałeś? - lekko przestraszona zachowaniem Jana. Robił się coraz bardziej nieobliczalny... - Wracajmy spać, potem porozmawiamy.
- Posłuchaj, dzisiaj nam się uda, zobaczysz! To jedyna taka szansa, musimy przetrwać – i się zemścić, pomyślał.
- To kompletna głupota, przecież wiesz, co z nami zrobią, jeśli nas przyłapią...
- No właśnie, nie przyłapią nas!
Wstał i podbiegł do wyjścia. Lekko otworzył drzwi i postawił kilka kroków wzdłuż korytarza.
- Idziesz?
Beatry czuła się zagubiona, nie wiedziała, jak powinna postąpić. Nic ich tu nie trzymało, ale groźba tortur, albo wyssania życia któremuś z nich, była dość groźna. Wiedziała, że nie da rady go powstrzymać, nie chciała również tu zostać sama... Z dudniącym sercem ruszyła za jego śladem.
Ciemne korytarze zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Szli na oślep, więc wywrotki co chwile, były czymś normalnym.
Nie odzywali się do siebie. Kobieta zastanawiała się, dokąd właściwie idą i czy jej towarzysz zna w ogóle drogę, a jeśli tak, to skąd?
Nie zadała mu jednak żadnego pytania, być może dlatego, że sama bała się odpowiedzi. Wolała łudzić się myślą, że może jest nadzieja. Wyjdą bezpiecznie z z podziemi, nikt przez następne kilka godzin nie zauważy ich zniknięcia, a oni spokojnie zdążą oddalić się na tyle, by nie byli w stanie ich znaleźć.
Nagle głośny krzyk wyrwał ją z zamyślenia.
- Jan? - powiedziała z wahaniem.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania