Poprzednie częściW poszukiwaniu spokoju. Prolog.

W poszukiwaniu spokoju. Historia Ar - część III

- Jan? - W głosie Beatry zabrzmiała nutka strachu. Błądzili w tych ciemnościach dobry kawał czasu, kto mógł wiedzieć, co oprócz nich się tam znajdowało. Nie wychodzili zbyt często na wycieczki, w ogóle nie wychodzili. Ich niedoświadczone umysły mogły jedynie domyślać się, co gdzie się znajduje.

Kobieta dotykała rękami ścian, starając się zachować orientacje i jednocześnie wybadać, gdzie znajduje się Jan. Wiedziała, że głupotą byłoby rzucenie się do ucieczki, dlatego cierpliwie wyczekiwała rozwoju wydarzeń.

- Tu jestem. - Mężczyzna dotknął jej ramienia. Pod wpływem zimnej dłoni i nieoczekiwanego dotyku, kobietę przeszedł dreszcz. - Jakaś jaszczurka przeszła mi po nodze.

- Nie strasz mnie tak - powiedziała. - Podaj mi rękę, jeszcze się zgubimy.

Ona zawsze musiała o wszystkim myśleć, bo jak inaczej. Jan, chociaż był już dorosłym mężczyzną, często zachowywał się jak zwykłe dziecko. Działał pod wpływem impulsów wtedy, gdy najważniejsze było zachowanie spokoju. A Beatry podążała za nim, bo cóż innego jej pozostało? Była sama, straciła wszystko, a jedynym łącznikiem z jej poprzednim życiem był właśnie on. Nie chciała zatracić siebie, więc opiekowała się i trwała przy nim. Kolejnym powodem, dla którego nie chciała pozostawić go samego, była jej siostra, a jego żona. Musieli trzymać się razem, po prostu musieli.

- Na pewno znasz drogę? - Odważyła się w końcu zadać to pytanie. Wstrzymała oddech w oczekiwaniu.

Krople wody kapiące gdzieś w oddali stanowiły jedyne tło dla tej ciszy. Jan nie odpowiadał długo, a to milczenie z każdą kolejną sekundą stawało się coraz bardziej denerwujące. Kobieta ścisnęła jego dłoń, jakby tym samym starała się go namówić do odpowiedzi. Skoro pokonała już strach przed zadaniem pytania, nie mogła się już cofnąć przed odpowiedzią.

- Znam, Bet. Przecież nie prowadziłbym cię w te ciemności, pod groźbą kary ze strony tych potworów, gdybym nie znał drogi, no nie?

- Uważaj na słowa - ściszyła swój głos, jakby w obawie, że ktoś mógłby podsłuchiwać ich rozmowę. - Ściany mają uszy.

- Teraz to ty przesadzasz. - Jan starał się ją uspokoić, ale z marnym skutkiem. Nie dość, że denerwowała się samą ucieczką, która była w pewnym stopniu niedorzecznością, to jeszcze mówił, że przesadza, kiedy ona starała się zachować jak największe środki ostrożności.

- Milcz już - nakazała.

 

Po kilku godzinach błądzenia, powietrze otaczające dwoje ludzi zaczęło się zmieniać. Z stęchłego, stawało się coraz bardziej ożywcze, rześkie. Obydwoje czuli, że to dobry znak. Musieli znajdować się coraz bliżej wyjścia. Słuchając dźwięku swoich kroków poruszali się naprzód.

- Już niedaleko - powiedział z pewnością w głosie mężczyzna.

Bet potwierdziła jego słowa jedynie kiwnięciem głowy, choć przez panujący mrok, nie był w stanie tego dostrzec. To jednak nie stanowiło dla niego problemu, gdyż wiedział, co jego towarzyszka musi czuć, zresztą tak samo, jak on. Mają szansę na wolność, jedyną i niepowtarzalną, a to wszystko dzięki aniołowi, który nawiedził go w nocy.

- Stój - szepnął i pociągnął kobietę w lewą stronę. - Jeszcze tylko jeden zakręt i będziemy wolni.

Istotnie, gdy pokonali wspomnianą drogę, stanęli przed niewiele większymi od nich, drewnianymi drzwiami. Jan podszedł krok bliżej, puszczając rękę kobiety. Chwilę nasłuchiwał, po czym zapukał w drzwi trzy razy.

Gdy palce mężczyzny trzeci raz uderzyły w drewno, wejście zaczęło się otwierać, a do ich oczu napływać światło. Pomimo że pochodziło ono tylko od księżyca, w zetknięciu z nieprzyzwyczajonymi do jakiegokolwiek światła , zaczęło ich razić w takim stopniu, że od razu musieli zamknąć oczy.

- Już jesteście - odezwał się melodyjny głos gdzieś na zewnątrz. - Pośpieszcie się, mamy bardzo mało czasu.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania