Poprzednie częściWybrana - WH40K - Prolog

Wybrana - WH40K - 2

Katherina, ostatni lojalny rój na Nouralisie III. Wspaniałe miasto w każdym calu. Wznoszące się na dziewięć kilometrów w górę, rzucało cień dorównywający górom. Rój stał dumnie niczym tytan z pieśni sprzed milionów lat. Wysokie mury, punkty obronne najeżone dziesiątkami, jeśli nie setkami dział wszelkiej maści, kominy fabryk, bloki mieszkalne, wieże katedr i świątyń powoli wiły się w górę, przechodząc z typowego szarego koloru, do pięknego czystego metalu, srebra i złota. Tak, jak beton i stal królowały niższymi częściami roju, w wyższych dominowały marmur, złoto i srebro. Wiszące ogrody, piękne pałace, wille, baseny, teatry i katedry dziesięciokrotnie wspanialsze od tych z niższego miasta. Tutaj, na szczycie, gdzie się znajdował, powietrze było czyste. Adeptus Arbaites, strażnicy imperialnego prawa z lekkością chodzili pięknie ułożonymi chodnikami. Tutaj ich praca była prosta, w wyższym roju brakowało mutantów i wygłodniałych robotników, których uspokoić mogły dopiero kule. Tęty przechadzała się szlachta, liderzy gild kupieckich, oficerowie wyższych rang i właściciele fabryk poniżej, największym zagrożeniem była energiczna młodzież, a ci z zasady chowali się na widok uzbrojonego strażnika prawa. Mężczyzna przeniósł wzrok z ulic wyższego roju, na które tereny otaczały Katherinę. Patrząc na południe, było widać było szeroką zatokę, w której stał gigantyczny port i liczne stocznie. Mrówki, standardowych statków morskich stały tłumnie w zatoce. Ich „kapitanowie” jakże żałosną parodią, jego własnego tytułu. Na północy, szeroka płyta kosmoportu, drugiego co do wielkości na planecie. Tutaj też, było tłumnie. Liczne statki wznosiły się i lądowały, wyładowując swój ładunek w postaci tysięcy ton zapasów, uzbrojenia i ludzi. Nawet z tej wysokości mógł dojrzeć linie maszerujących żołnierzy gwardii i kwadratowe kształty czołgów… niektóre były większe od innych.

– Baneblades… – wyszeptał pod nosem rozpoznając gigantyczne superciężkie czołgi gwardii. – Naprawdę sprowadził najcięższe działa.

Uniósł wzrok, patrząc dal. Tutaj obraz przyjął klasyczny wygląd okolic miasta roju. Dookoła miasta, od kilkunastu, po kilkadziesiąt kilometrów ciągnęło się toksyczne pustkowie. Miasto kilkudziesięciu milionów istnień, nie było czyste, a ścieki z niezliczonych fabryk skaziły ziemię wokół miasta, do stopnia gdzie lepsze warunki znajdzie się na księżycu bez atmosfery. Mimo to Litian wiedział, aż zbyt dobrze, że to i tak niezły wynik, jak na planetę rój. Na horyzoncie nadal było widać cień zieleni. Na Mouralis III drzewa nadal rosły, rzadki luksus dla planet tego typu.

– Jesteście pogrążeni w myślach Lordzie Kapitanie – stary damski głos odezwał się za jego plecami. – Czyżby strach zainfekował twój umysł, przed wizją kolejnego konfliktu?

Litian westchnął poirytowany i spojrzał na liderkę przykazania* sióstr bitwy, jakie wiózł na swoim okręcie. Kanoniczkę Perceptorkę Ivranę Holsblade. Nie lubił jej. W najmniejszym stopniu. Nie dość, że była stara i brzydka. Jej twarz pokryta zmarszczkami i to tych zrodzonych z nienawiści, a nie uśmiechów wywoływała u niego dreszcze. Nie mówiąc nawet o bliznach, jakie dumnie nosiła na twarzy. Jej oczy, niebieskie, płonęły fanatycznym ogniem wiary, który nawet ktoś tak wierny Imperatorowi, jak on, nie mógł zdzierżyć. Jej ubiór niewiele pomagał. Przez całe pięć dekad widział ją w dwóch typach ubrań: biało-czerwonych szatach zakonu Płonącej Róży albo czerwonym jak krew wspomaganym pancerzu. Ponad wszystko jednak irytował go jej charakter. Była agresywna, wścibska, nad wymagająca i zbyt pewna siebie, czy protekcji, jaką otoczył ją Bóg Imperator. Kiedy pół wieku temu powiedziano mu, że będzie pracował z Adpeta Sororitas, Siostrami Bitwy, córkami Imperatora, był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Szybko się to jednak zmieniło po tym, jak ta sama kobieta, która stała przed nim, zamordowała jego podkomendnego, za zasugerowanie odwrotu zamiast walki z przeważającą flotą orków. Irvana Holblade nie była złą liderką ani dowódczynią. W ostatnich kampaniach na własne oczy ujrzał jej umiejętności i talent w łamaniu oporu wroga. Jej życie składało się tylko z walki, modlitw i dowodzenia siostrami. Jednakże w swojej pewności siebie, myślała, że ma jakikolwiek autorytet nad Lordem Kapitanem Floty Imperialnej. Niedoczekanie! Wiek Apostazji* zrodził się właśnie z takich aroganckich działań. Przeszył ją swoimi mechanicznymi oczami na wskroś. Odezwał się pewnie i ostro, może nawet ostrzej niż powinien.

– W mym sercu nie ma strachu, jako że Bóg Imperator strzeże swoje sługi – odpowiedział. – Jedyne co czuję to radość, mając świadomość, że z Inkwizytorem jako naszym dowódcą, nie masz żadnej władzy nad ruchami mojej floty.

Była to pół-prawda. Inkwizytor równie dobrze mógł okazać się bardziej agresywny od tej kobiety, ale jako że skutecznie prowadził wojnę defensywną przez ponad rok, miał wobec niego duże oczekiwania. Kanoniczka drgnęła, lekko zbita z tropu. Zmarszczyła czoło i odezwała się cicho.

– Czy twa wiara w mój autorytet jest tak słaba, że wolisz służyć agentowi Inkwizycji?

Lord Kapitan prychnął, widząc, że zranił jej dumę.

– Jaki autorytet? – Zapytał, jakby dźgając nożem. – Z całym szacunkiem Kanoniczko Holsblade, całe lata naszej wspólnej służby nauczyły mnie, żeby nie ufać pani w żadnych sprawach związanych z dowodzeniem floty. Szybciej porzuciłbym tytuł lorda kapitana i został Handlarzem Łajdakiem**, niż pozwolił pani podjąć choćby jedną decyzję na mostku „Śpiewu Wiernych”.

Widocznie oszołomiona, tak bezczelnym stwierdzeniem, ale i bez władzy, by wykonać jakikolwiek ruch przeciwko uznanemu oficerowi floty, kanoniczka odwróciła się i ruszyła dalej korytarzem, zmierzając do miejsca, gdzie za niedługo miała rozpocząć się narada wojenna. Nie mógł skłamać, wykonanie choćby najmniejszego uderzenia w stronę kanoniczki było niebezpieczne. Ogłoszenie kogoś heretykiem nie zawsze kończyło się sądem, ale Lord Kapitan wierzył, że wraz z obecnością Inkwizytora, swoim tytułem oraz wsparciem starych znajomych, szczęśliwie obecnych na miejscu, mógł sobie na więcej pozwolić. Już miał ruszyć za kanoniczką, by poczekać przed wejściem do pomieszczenia narady wojenne, kiedy usłyszał znajomy głos.

– Proszę, proszę, proszę – delikatny chichot doszedł jego uszu. – Lord Kapitan Litian, we własnej osobie. Widzę, że się nie zmieniłeś, przez te wszystkie lata.

Mężczyzna odwrócił się i uśmiechnął się szeroko, widząc znajomą twarz.

– Admirał Yalca – skłonił się przed starą znajomą. – Słowa nie mogą wyrazić mojej radości, że raz jeszcze widzimy się twarzą w twarz.

Admirał Jena Yalca była wielkim autorytetem w sektorze. Weteranka setek bitew i potyczek przeciwko zdrajcom, heretykom, kosmitom, a nawet Wielkiemu Pożeraczowi***. Z tego, co wiedział, miała już prawie pół tysiąca lat na karku, częściowo dzięki technologii, częściowo dzięki podróży przez Osnowę. Różniła się od kanoniczki Holsblade w każdym calu. Jej twarz nie miała zmarszczek, Wyglądała, jakby miała mniej niż czterdzieści lat. Jej oczy, równie niebieskie co ocean, biły spokojem, stoicyzmem i pewnością siebie. Fakt, z ładnie ułożonych włosów wychodziły kable, ale i tak, w mechanicznych oczach Litiana była równie piękna, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, ponad wiek temu, kiedy służył w jej flocie, jako początkujący kapitan. Jej ubiór był elegancki i bogato zdobiony. Kiedy sam Litian miał czarny mundur ozdobiony głównie srebrem, jej był wściekle błękitny i poprzeszywany złotymi nićmi. Yalca kiwnęła głową, nie kryjąc uśmiechu. Odezwała się przepięknym głosem anielicy, z pewnością wspomagany jakąś modyfikacją w jej ciele, jednakże mimo to, przepięknym.

– Również cieszę się z naszego ponownego spotkania – odwróciła się do dwóch towarzyszących jej postaci. – Panowie, pozwólcie, że przedstawię, starego znajomego. Lord Kapitan Litian, weteran bitwy o Axion. Lordzie Kapitanie, przed tobą, komodor Rudo, pod moją komendą i magos Esarius, floty Mechanicus.

Komodor, w bliźniaczo niebieskim mundurze kiwnął głową i podał mu dłoń na przywitanie. Był całkowicie siwy i posiadał metalową szczękę. Mimo to uśmiechnął się krzywo i odezwał czystym głosem.

– Miło poznać, lordzie kapitanie.

– Zaszczyt jest po mojej stronie, komodorze – Litian skłonił się nisko przed wyższym oficerem.

Następnie przeniósł wzrok na magos Adeptus Mechanicus. Ten niewiele różnił się od innych tech-kapłanów. Czerwone jak krew szaty, typowa symbolika Omnissaiah i liczne mechaniczne protezy. Ten był jednak wyższy od większości i mimo że szaty zakrywały większość jego ciała, Litian z łatwością stwierdził, że nadal porusza się na dwóch nogach oraz że nie ma dodatkowych rąk… co było dość rzadkie. Pomyliłby go z prostym tech-kapłanem, gdyby nie widocznie powiększona głowa, w której metalowej twarzy błyszczało trzynaście mechanicznych oczu licznych barw i odcieni, przez które wizjery, wydawał się widzieć ciągi liczb i cyfr, których sens był znany tylko magos. Kapłan drgnął i z trzech głośników na wysokości ust wydobył się głos.

– Algorytm przywitania. Aktywowany – wyciągnął dłoń w stronę Litiana. – To zaszczyt cię poznać. Lordzie Kapitanie Litianie.

Jego głos był mechaniczny. Nawet bardziej niż się spodziewał. W taki sposób mówili głównie serwitorzy i skitarii. Nie miał jednak krytykować kogoś z Mechanicus. Jeśli miałby być szczery, ich gniewu, obawiał się bardziej niż gniewu kanoniczki. Kapitan po krótkiej chwili uścisnął wyciągniętą dłoń i uśmiechnął się uprzejmie.

– Miło cię poznać magos, Esarius.

Tech-kapłan drgnął i odezwał się mechanicznie.

– Spostrzeżenie: nad Nourais III zebrała się bardzo silna flota. Pytanie: czemu Inkwizytor domagał się tak wielkich sił? Analizowanie… analizowanie. Prawdopodobna odpowiedź: Inkwizytor wie coś, czego my nie wiemy. Prawdopodobny poziom zagrożenia: za mało danych.

Ciarki przeszły po plecach Litiana po słowach magos. Z pewnością nie był w błędzie, ale i nie przedstawił tego spostrzeżenia zbyt delikatnie. Komodor przytaknął.

– Trudno mi się nie zgodzić – pokiwał głową. – Nasze połączone siły mogłyby zatrzymać wiele zagrożeń. Flota na orbicie ma razem dwanaście krążowników, w tym jeden ciężki.

– Doprecyzowanie: – magos odezwał się ponownie. – Siły pod naszym dowództwem, zarówno na miejscu, jak i na patrolach to: Jeden ciężki krążownik. Siedem krążowników. Pięć lekkich krążowników. Dwadzieścia dwie fregaty. Trzydzieści niszczycieli. Oceniana siła ogniowa. Obliczanie… Obliczanie w toku… analizowanie. Odpowiedź: Razem nasze połączone floty to odpowiednik jednej czwartej aktywnej floty Imperialnej całego sektora. Analizowanie. Powód nieznany: niewystarczające dane. Prawdopodobne zagrożenie: wysokie. Za mało danych.

Nawet w bezdusznym głosie magos, dało się wyczuć niepokój. Litian zdziwił się, jak bardzo mocno podziela podejście tech-kapłana. Admirał pokiwała głową, nie mogąc zaprzeczyć tym spostrzeżeniom. Miała tego bardzo dobrą świadomość. Taka flota ma wystarczającą siłę ogniową, by zdewastować sporą flotę wrogą, a nawet wystarczająca, by przeprowadzić niewielkiej skali krucjatę. Nie pozwoliła jednak by niepokój magos ją zaraził swoim strachem.

– Proszę nie obawiać się na zapas magos – odezwała się łagodnie. – Zebranie się tutaj tak dużych sił to głównie zbieg okoliczności. Po ostatniej z bitew z jedną z macek Lewiatana – wypowiedziała nazwę jednej z armad Tyranidów. – Moja flota odniosła pewne uszkodzenia. System Mouralis był świetnym miejscem, by przeprowadzić konieczne naprawy i uzupełnić braki w załodze. Inkwizytor zwyczajnie wykorzystał okazję i poprosił o wsparcie stojącej tuż obok floty.

Litian zainteresował się, na wieść bitwy z tyranidami. Informacje poruszały się z różnym tempem przez galaktykę, więc sam dopiero co usłyszał o tym zwycięstwie.

– Czy udało ci się ją zniszczyć?

– Całkowicie, co do ostatniego statku – Admirał odpowiedziała z uśmiechem. – Pomoc kilku okrętów Kosmicznych Marines, była nieoceniona, a zwycięstwo słodkie – nie ukrywała swojej dumy. – Straty były minimalne, a wszystkie uzupełnienia już przybyły. Powstanie zaskoczyło mnie, kiedy byłam jeszcze w trakcie głównych napraw i za rozkazem Inkwizytora, rozesłałam patrole po całym pod sektorze, szukając potencjalnych zagrożeń. Na razie, jest cicho. Z tego, co mi wiadomo, ta sama macka, którą zniszczyłam, pożarła większość pirackich flot w regionie.

Magos odezwał się ponownie, tym razem patrząc na panią admirał.

– Prawdopodobieństwo, że ma Pani rację: 67%. Jednakże. Omisaiah nie sprawiłby, na spotkanie tak wielkich sił w tym miejscu, gdyby nie były potrzebne. Skuteczność patroli i stacji nasłuchowych: 77%. Nadal istnieje 23%, że potencjalnie wrogie siły, zbliżą się niebezpiecznie blisko, niezauważone. Niepełna analiza. Za mało danych.

Komodor uśmiechnął się rozbawiony postawą magos i klepnął go po plecach.

– Proszę się uspokoić magos. Właśnie po to tu jesteśmy, by dowiedzieć się od Inkwizytora, tego, co powinniśmy wiedzieć – tu uśmiechnął się krwiożerczo. – A nawet jeśli coś zdoła się przemknąć, tak jak sami powiedzieliście: nasze połączone floty są potężne. Zniszczymy każdego, kto odważy się rzucić wyzwanie Flocie w służbie Boga Imperatora!

Magos przyglądał się komodorowi przez dłuższą chwilę, po czym łagodnie kiwnął głową. Litian mógłby przysiąc, że mechanicus się uśmiecha, a przynajmniej, że znacząco się rozluźnił. Następne słowa, jakie usłyszał, mimo że tak samo bezduszne w tonie, wydawały się spokojniejsze.

– Algorytm podziękowania: Aktywowany. Dziękuję za te słowa komodorze. Wasza pewność siebie daje mi siłę. Analizowanie: prawdopodobieństwo porażki, kiedy nasze siły działają razem. Obliczam… obliczam… odpowiedź: nieznaczące.

Trójka oficerów floty uśmiechnęła się rozbawiona, wypełniona nową energią. Magos czy nie, był kapitanem i był człowiekiem. Każdy, który pływał przez pustkę kosmosu, tak długo, jak był wiernym sługom Imperium, był jego siostrą i bratem. Magos odezwał się ponownie.

– Spostrzeżenie: Już prawie czas na radę wojenną. Powinniśmy dołączyć do reszty.

Oficerowie przytaknęli i ruszyli do głównego pomieszczenia. Litian momentalnie zauważył dość tłumne zgromadzenie dowódców i liderów wszystkich możliwych jednostek. Od Kanoniczki Holsblade i podlegającej jej dowódców. Dowódców gwardii i spora część planetarnego sztabu. Dowódcy skrzydeł lotniczych, szlachetnie urodzeni piloci Rycerzy Imperialnych, archmagos dowodzący wszystkimi siłami Mechanicus i stojący pod nim tech-kapłani. Była tu ich pewnie setka. Większość ze stojących obok siebie albo przeciwko organizacji, ale wszystkie wierne Imperatorowi… i niżej w hierarchii niż Inkwizycja i jej agenci. Samo pomieszczenie było bardzo przestrzenne. Lord Kapitan rozpoznał w niej dawną salę balową, przerobioną na centrum komunikacyjne i strategiczne. Piękne kafelki i panele, z szeroką salą, w której centrum stała błogosławiona maszyneria mechanicus. Konkretnie hologram, aktualnie wyświetlający mapę planety. Wysokie, marmurowe kolumny, teraz częściowo owinięte kablami i najróżniejszą aparaturą komunikacyjną i analityczną. Niczym statuy, serwitorzy, stali uwięzieni w metalowych ścianach, gotowi przyjąć i wykonać wszelkie rozkazy, zgodnie z wolą ich zniewolonego umysłu. Po drugiej stronie bankietu półpiętro na które prowadziły schody, a kawałek dalej wielkie drzwi. Litian nie zdążył zastanowić się nad tym, co może się za nimi znajdować, kiedy drzwi się otworzyły i Inkwizytor Eric Traugut stanął nad zgromadzonymi. Patrzył na nich z góry. Złote oczy wydawały się przeszywać wszystkich na wskroś. Litian aż przełknął ślinę. To drugi raz, kiedy spotkał w swoim życiu Inkwizytora i na chwałę Boga Imperatora, ich wzrok niczym się nie różnił. Miał wrażenie, jakby mężczyzna zaglądał w głąb jego duszy i rozpoznawał jego najczarniejsze myśli i sekrety. Wrażenie było tak duże, że prawie nie zauważył stojącego zaraz za Inkwizytorem mężczyzny w długich szarych szatach, z kapturem zasłaniającym większość twarzy, jednak trzymającego w dłoniach dobrze znany mu kostur. Kostur używany przez Psioników. Zimny pot popłynął mu po plecach. Sankcjonowany psionik u boku Inkwizytora! Nie oznaczało to nic dobrego. Z pewnością był bardzo potężny, z pewnością nie był tu bez powodu.

Inkwizytor poczekał, aż nawet najmniejszy szmer umilknie, po czym uśmiechnął się delikatnie i odezwał mocnym głosem.

– Witam was, szanowni reprezentacji armii Boga Imperatora, na pierwszej radzie wojennej kampanii odbicia Mouralis III. Przeklęci zdrajcy, przez rok, próbowali obalić ostatni bastion lojalnych dusz. Nieskutecznie. Dzisiaj, rozpoczyna się nowa faza konfliktu. Błogosławiona kontrofensywa! – Mapa zmieniła się, ukazując tereny zaznaczone kołami, jako cele, strzałki jako kierunki ataków, oraz nazwy: Alfa, Beta, Gamma, Delta i Epsilon, jako nazwy grup uderzeniowych. – Przedstawię teraz mój plan operacji „Uderzenie Głębin”, która złamie kręgosłup heretyckiej armii. Oczekuję waszej współpracy oraz konstruktywnych uwag. Plan będzie musiał zostać bezbłędnie wykonany, by zapewnić nam szybkie zwycięstwo – pozwolił, by ostatnie słowa zawisły na chwilę w powietrzu, by następnie odezwać się raz jeszcze w pełni mocy. – Plan opierać się będzie na zmasowanym desancie lotniczym ze wsparciem okrętów floty Imperialnej!

Na te słowa Litian pobladł i zaklął w myślach.

„Ach! Na pośladki Imperatora!” – jęknął bezgłośnie, wsłuchując się w niesamowicie ambitny plan Inkwizytora.

 

***

 

Aurelia uśmiechnęła się słysząc słowa swojej dowódczyni. Tłum liderek z 3 jednostki, liczącej razem dwieście sióstr, nie ukrywał swojej ekscytacji. Wiara płonęła w ich sercach i nienawiść do heretyków, rozgrzewała ją jeszcze bardziej. Jako że to poprzez ogień, zdrajcy i heretycy są oczyszczeni ze swojego grzechu istnienia. Ponad trzydzieści liderek oddziałów, stało razem z nią w przestrzennej kaplicy krążownika, kiedy Beatralis informowała je o planie kontrataku Inkwizytora. Aurelia nie znała się na strategii, walczyła na ziemi, zajmowała się taktyką, bezpośrednią walką, nie, planowaniem na większą skalę, ale nawet ona widziała mądrość w planie. Pięć wielkich grup uderzeniowych, każda mająca siłę regimentu i podczepionych elitarnych jednostek. Ona i jej część jednostki należała do grupy Gamma, mającej uderzyć na twierdzę „Lojalnego Serca” stojącej na wyspie na południe od wrogiego miasta-roju: Karmir. Była to zaledwie jedna z pięciu grup, które równocześnie miały uderzyć na wyznaczone cele, wprowadzając chaos w szeregach wroga. Wszystkie wymierzone w twierdze i fortece, znajdujące się na wyspach, na których stała mega-autostrada, łącząca wszystkie roje. Beatralis odezwała się mocnym głosem, wskazując na hologram.

– Będziemy walczyć ramie w ramię wraz z 234 regimentem Beldarskiej ciężkiej piechoty, piątą jednostką naszego zakonu, dwoma kohortami Skitarii z 8 legionu, trzema Imperialnymi Rycerzami oraz Inkwizycyjnymi Tempestus Scions – Aurelia drgnęła na wieść walki ramie w ramię z cyborgami mechanicus, ale przełknęła swoją dumę i słuchała dalej. – Głównodowodzącym będzie oficer Gwardii: pułkownik Fabius Nather. Kanoniczka Perceponka uznała jego kompetencję, więc jeśli dostaniecie od niego rozkaz, oczekuję, że go wykonacie – jej dowódczyni odezwała się mocniejszym głosem, przeszywając wszystkie wzrokiem, a kiedy zadowoliła się pauzą w powietrzu, kontynuowała. – My, uderzymy na bastion i miasto znajdujące się na zachód od głównej twierdzy. Będziemy bezpośrednim wsparciem dla 2 kompanii, 234 regimentu. Według wywiadu nie powinniśmy napotkać zbyt ciężkiego oporu i kiedy cel zostanie zabezpieczony, dowództwo wykorzysta nas, by wesprzeć któryś z ataków, pozwalając drugiej kompanii okopać zdobyty teren.

Aurelia nie była zadowolona. Przypadł im drugorzędny cel. Sororitas powinny iść w głównym natarciu na główną twierdzę wroga! Paląc heretyków, w boskim ogniu. Ten jednak zaszczyt przypadł jednej z kohort Skitarii, Tempestus Scions i Rycerzom Imperialnym. Jeśli te mechy są tak potężne, jak słyszała, nie tylko główne natarcie nie będzie potrzebowało ich wsparcia, ale i zdobędą główny cel, zanim ona zakończy zabezpieczenia swojego. Myśli te przerwała zaskakująca informacja ze strony Beatralis.

– Desant zostanie wykonany z powietrza, a będziemy startować z tego krążownika, który zawiśnie w wysokiej atmosferze, poza zasięgiem wrogich dział. Według wywiadu rój-miasto Karmir, ma do dyspozycji jeden z super ciężkich pociągów pancernych. Mówię tutaj nie tylko o setkach dział, w tym wystarczająco potężnych, by zestrzelić mały okręt w niskiej atmosferze – Beatralis mówiła ostrym głosem. – Mówię tu też o polu siłowym, którego moc dorównuje tylko z Tytanom Collegia Titanica. Właśnie dlatego zajęcie bastionów na mega-autostradzie jest tak istotne. Posiadają one wrota i zabezpieczenia, które są w stanie zatrzymać nawet tak potężny pojazd – oznajmiła. – Musimy więc uderzyć szybko i zabezpieczyć cały kompleks. Jeśli ten pociąg się przebije, nawet obecność Rycerzy Imperialnych, może nie zapewnić nam zwycięstwa.

Tak jak jej wiara nie przestała płonąć, tak jej umysł zgubił się w czarnej mgle niepewności. Nawet Sororitas, nie są na tyle szalone, by rzucić się na Tytany, bez odpowiedniego wsparcia. Jednakże tutaj, właśnie to miały zrobić. Nawet ze wsparciem lotniczym, zagrożenie było bardzo duże. Jakiego asa ma Inkwizytor w rękawie, że przeprowadza tak ryzykowny atak? Aurelia próbowała odgadnąć, choć szybko okazało się, że nie musiała, kiedy Beatralis podała odpowiedź.

– Właśnie z tego powodu, Inkwizytor Traugut przekazał Grupie Gamma kogoś ze swojego własnego dworu – kanoniczkę na chwilę zamilkła, widocznie zdegustowana świadomością, o czym musi teraz wszystkie swoje siostry poinformować. – Primarus Psionika, Halara.

Szum przeszedł przez całą salę. Aurelia zacisnęła zęby z furią. Psionik?! Przeklęty mutant miał stać u jej boku w walce z heretykami?! Ten przeklęty człowiek, zrodzony w grzechu, miał walczyć u boku jej i jej sióstr. Chciała wyrazić swoje zdegustowanie, ale twarz kanoniczki pokazała jej, że czuje się tak samo.

– Inkwizytor domagał się jego obecności w czasie ataku. Ma zapewnić wsparcie w zdobyciu głównego celu i… – tutaj zadrżała. – Pomoc w zlikwidowaniu pociągu, jeśli się pokaże.

Aurelia zamrugała zszokowana. Jeśli Inkwizytor był pewny tego, że ten psionik może zniszczyć pociąg, który może rzucić wyzwanie błogosławionym Rycerzom Imperialnym, oznaczało to, że był to psionik najwyższej klasy. Jednakże moc ta była przeklęta, a ludzkość była skazana na używanie mocy niektórych psioników, ale nie bojowych, jakim był Halar. Aurelia nie była w stanie milczeć.

– Jak możemy walczyć ramię w ramię z mutantem? – Zapytała na głos. – Stanowi on większe zagrożenie dla całej operacji niż ten przeklęty pociąg.

Jej pierś urosła, kiedy szumne głosy poparcia, wypełniły kaplicę. Żadna z sióstr nie chciała walczyć u boku psionika i Beatralis dobrze to rozumiała.

– W pełni rozumiem wasze zdegustowanie, drogie siostry, osobiście zgłosiłam podobną uwagę do Kanoniczcki Perceptorki, jednakże nie mamy wpływu na decyzję Inkwizytora. Inkwizytor Traugut poinformował nas, że jego psionik będzie brał udział w operacji, oraz że swego zdania nie zmieni. Tak więc skupcie się na swej wierze i świetle Boga Imperatora. Uznajcie to za kolejny test, waszej wiary.

Choć niechętnie, siostry przytaknęły, posłuszne woli swojej seniorki. Ta uśmiechnęła się delikatnie.

– Spokojnie siostry, Bóg Imperator pozwoli, a nie zobaczymy go w czasie całej bitwy – odetchnęła i spojrzała po wszystkich. – Szykujcie się, uderzamy za siedem dni. Idźcie do swoich oddziałów, przekażcie rozkazy. Przygotujcie się, jako że czas sądu nad heretykami się zbliża. Rozejść się.

Aurelia wstała ze swojego miejsca i godnie ruszyła znanymi sobie ścieżkami krążownika, do sali, w którym miała spotkać się z siostrami swojego oddziału. Musiała się przygotować. Przed nią nowa wojna. Nowa bitwa.

 

***

 

Jego pismo było koślawe, ledwo czytelne, nawet dla niego samego, jednak pisał dalej. Brak serdecznego palca prawej ręki, której używał, z pewnością nie pomagał, ale i bardzo nie przeszkadzał. Przyzwyczaił się już. Minęło pięć lat, odkąd go stracił. To, że udało mu się dorwać pergamin, pióro i atrament było cudem samo w sobie. Pisał jednak dalej, skupiony na każdym słowie, które zapisywał. Wspominania z dzieciństwa, kiedy wbrew wszelkim normom, jego brat uczył go czytać i pisać w wysokim gotyku*****, zaraz, zanim…

– Sierżancie! – Doszedł go głos zza pancernych drzwi.

– Moment – mężczyzna schował swój dziennik w niewielkiej skrytce i poprawił mundur. – Wejść!

Młoda dziewczyna w czarnym mundurze jego planety strzeliła obcasami i zasalutowała. Nowa w jego oddziale, ładniutka, ale i zadziorna. Bóg Imperator pozwoli, przeżyje to i kilka następnych starć. Sięgnął w głąb pamięcią, szukając jej imienia, kryjącego się pomiędzy setkami imion towarzyszy broni… w większości już martwych.

– Szeregowa Neria – odezwał się w końcu. – Spocznijcie. Jakie wieści przynosicie?

Dziewczyna rozluźniła się i z lekkim uśmiechem odpowiedziała.

– Mamy nowe rozkazy, sir – oznajmiła optymistycznie. – Z tego, co wiem, za siedem dni, wielka operacja – podała mu kopertę. – Tu macie rozkazy.

Żołnierz odebrał kopertę i otworzył ją bojowym nożem. Ignorując czekającą szeregową, rozwinął pergamin i spojrzał na pięknie wykaligrafowane imię. Jego imię.

 

„Johannes Volaille, 234 regiment ciężkiej piechoty z Beldar, 1 kompania, 3 batalion, 3 pluton, 10 oddział.

 

Bierzecie udział w operacji „Uderzenie Głębin”. Przygotować oddział do: desantu z powietrza, zajęcia fortecy wroga, zabezpieczenia zdobytych celów, utrzymania się do przybycia posiłków.

 

Po szczegóły udać się do wyznaczonego punktu dowódczego, 234.1.3.3.S

 

Uzbrojenie odebrać u kwatermistrza w punkcie 234.1.3.3.L

 

Na chwałę Boga Imperatora, zdrajcy upadną!”

 

Johan jęknął poirytowany. Coś przeczuwał, że jego odpoczynek się zbliża ku końcowi. Będzie musiał iść do kwatermistrza i zapewnić swoim ludziom jak najlepszy sprzęt. Skoro fortyfikacje i przejęcie ich, oznacza to walkę w ciasnych korytarzach. Granaty burzące, miotacz ognia, jeśli się uda… może nawet wyrzutnia rakiet? Mężczyzna podrapał się po nosie, ale zamiast ulgi, poczuł znajomy chłód metalu. Przypomnienie niefortunnego odmrożenia w jednej ze starych kampanii. Podniósł się ze swojego miejsca, chowając dokument w kieszonce na piersi i uśmiechnął się lekko do czekającej dziewczyny.

– Wasza pierwsza bitwa?

Dziewczyna pokręciła głową.

– Nie, kiedy byłam w…

– Czy twoja pierwsza bitwa w Gwardii? – Johan uciął, ostro, dobrze wiedząc, że dziewczyna pewnie przelała już trochę krwi, służąc w Siłach Obrony Planetarnej. – Czy walczyłaś już w prawdziwej bitwie, mając na sobie mundur gwardzisty?

Po krótkiej chwili dziewczyna pokręciła głową.

– Nie sierżancie, to będzie pierwszy raz.

Johan kiwnął głową.

– Trzymaj głowę nisko, nie szarżuj bez potrzeby, zapewniaj ostrzał osłaniający kolegom i za żadne skarby, nie marnuj granatów – oznajmił, przechodząc obok niej. – A teraz za mną! Czeka nas wielka bitwa.

Dziewczyna, podekscytowana ruszyła za nim.

– Nie zawiodę waszych oczekiwań sierżancie! – Zakrzyknęła radośnie.

Johan pokręcił głową, nie mogąc zdobyć się na jej optymizm.

– Oczekuję, że przeżyjecie – zerknął na nią przez ramię. – Więc się postaraj.

Dziewczyna, naiwnie pokiwała głową.

– Oczywiście!

Johan ponownie pokręcił głową. Już w tamtej chwili wiedział, że dziewczyna nie przeżyje. Nie ważne jak będzie się starał, jej optymizm zabije ją w następnym starciu. Zaklął cicho pod nosem, przeklinając tych, którzy wysyłają tak ładne i młode dziewczyny na wojnę. Jego przekleństwo przeszło jednak bez echa… jak zawsze zresztą.

 

*Wiek Apostazji – druga co do wielkości wojna domowa Imperium Ludzkości, po Herezji Horusa. Trwała w 36 milenium. Kiedy arcybskub Goge Vandire przejął kontrolę nad głównymi siedzeniami władzy w Imperium i rozpoczął „czystkę” wszystkich swoich oponentów politycznych, których uznał za heretyków. Konflikt doprowadził do jeszcze głębszego podziału władzy w Imperium i uniemożliwienie Kościołowi Boga Imperatora – Eklezjarchatowi – na kontrolowanie sił militarnych Imperium (z kilkoma wyjątkami).

**Rogue trader — prostym tłumaczeniu: Handlarz Łajdak. W Warhammerze 40k – niezależni handlarze/ zwiadowcy. Ich tradycja sięga dziesięć tysięcy lat wstecz, kiedy jako pierwsi zawierali kontakt z enklawami i koloniami ludzkości, w czasie Wielkiej Krucjaty, Imperatora.

***Wielki Pożeracz – nazwa własna dla rasy Tyranidów. Roju kosmitów, których jedynym celem jest wchłonięcie wszelkiej biomasy w galaktyce.

****Astronomican – psioniczna „latarnia” stworzona przez Boga Imperatora Ludzkości. Swoistego typu „Gwiazda Północna” w osnowie. Jedyny stały punkt odniesienia, który pozwala specjalnym mutantom – Nawigatorom, poprowadzić statki przez osnowę.

*****Język administracji Imperium. Z zasady odróżnia się 2 języki w Imperium. Wysoki Gotycki i Niski Gotycki. Wysoki język używany jest przez szlachtę, oficerów, administrację i inkwizycję. Niski gotycki to taka, nowo-mowa, wykreowana wedle dialektu danej planety, zapewniająca małą ilość pojęć i tym samym, inteligencji typowego mieszkańca Imperium Ludzkości.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Kapelusznik 31.10.2020
    Fajnie by było wiedzieć kto i za co wrzucił 1
    Ale zakładam że troll - jak zawsze zresztą
  • Pontàrú 08.11.2020
    "1 kompania, 3 batalion, 3 pluton, 10 oddział.". Taka uwqga, lepiej w tym wypadku zapisać liczny słownie a nie symbolami a jeżeli już chcesz to robić w ten sposób to po liczebnikach porządkowych stawia się kropkę. "1. kompania, 3. batalion, 3. pluton, 10. oddział."

    Powoli się zaczynam odnajdywać w tym świecie. Przypisy na koniec tekstu mocno pomagają więc dobrze że je dodajesz. Tekst jest dość długi a w zasadzie zdołałeś zbudować jedynie obraz wydarzeń zaraz przed główną bitwą. Moim zdaniem to dobrze. Lubię jak w tekście znajdują się rozbudowane opisy bo zdecydowanje ułatwiają wyobrażenie sobie całej sytuacji. Szczególnie podobał mi się opis miasta na początku.

    Za ten fragment 5
  • Kapelusznik 08.11.2020
    Cieszę się że ci przypadło do gustu.
    Pisanie w tym uniwersum jest większym wyzwaniem niż sądziłem
  • Nefer 07.12.2020
    Dobrze napisana miltarna SF, osadzona w oryginalnie pomyślanym świecie. Świat, co prawda, zapożyczony, ale reszta fabuły wielce wciągająca. czytam dalej.
    PS. Jak zwykle korekta, zdarzają się błędy językowe.
    Pozdrwiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania