Poprzednie częściWybrana - WH40K - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Wybrana - WH40K - 3

Litian zacisnął zęby, spoglądając na systematycznie rosnący kształt planety. Zamrugał swoimi mechanicznymi oczami i wypuścił powietrze przez nos. Załoga spojrzała na niego wyczekująco. Czas już się zbliżał. Lord Kapitan Litian brał udział w wielu inwazjach. Nie był to też pierwszy raz, kiedy wchodził w atmosferę swoim ukochanym krążownikiem, by siać zniszczenie wśród znienawidzonego wroga. Za każdym razem czuł jednak niepokój. „Śpiew Wiernych” był antycznym okrętem. Dumne cztery tysięcy lat służby pozostawiły wiele blizn na antycznym kadłubie, część skrywała źle zagojone rany. Jego duch był silny i pełny pogardy, dla tych którzy stoją przeciwko woli Imperatora. Jednakże im starszy duch maszyny, tym bardziej kapryśny, tym łatwiejszy do zdenerwowania. Statek miał liczne awarie, żadne w czasie walki, ale to zawsze mogło się zmienić. Mogło, o ile wiara jego i jego załogi, nie była wystarczająco silna. Kapitan uniósł dłoń i chwycił za dwa medaliki wiszące na jego szyi: imperialnego dwugłowego orła oraz zamknięty w zębatce symbol Deus Machina. Otworzył oczy i odezwał się spokojnym, pełnym mocy głosie.

– Boże Imperatorze, strzeż nas w godzinie próby. Niech twe światło poprowadzi nas do zwycięstwa – rozpoczął. – Omnissaiah, okaż litość tym maszynom z mięsa i krwi, którzy prowadzą twych wojowników z oleju i stali ku zwycięstwu – kontynuował, wsłuchując się w głos swojej załogi, która powtarzała jego słowa, jakby modlitwę. – My, żeglarze Najświętszej Floty Imperialnej, jesteśmy tarczą Boga Imperatora. Jego zaciśniętą pięścią, która łamie pod sobą wrogów ludzkości. Jesteśmy strażnikami gwiazd, a każdy z naszych okrętów jest mieczem destrukcji, który może odciąć łeb zdradzieckiej żmii. Dziś na skrzydłach naszej wiary, niesiemy furię Imperatora, jego młot, Gwardię Imperialną – kątem oka spojrzał na pułkownika gwardii, który stał obok niego w Stratidium. – Dziś zdrajcy i heretycy poznają smak imperialnej stali i poczują ogień prawdziwej wiary. Niech wszystkie czyny, jakie dzisiaj dokonacie, będą w jego imieniu i na chwałę jego Imperium – tutaj kapitan przerwał na moment, wciągając powietrze w płuca, po czym ryknął tak potężnym głosem, że korytarze wszystkich okrętów floty zadrżały, kiedy głośniki w korytarzach z trudnością przekazywały moc jego głosu. – Na chwałę Boga Imperatora, wszystkie ręce na pokład! Pełna gotowość bojowa! Przygotować się do bitwy!

Kapitan zamilkł, pozwalając echu swojego głosu rozejść się po okręcie i z niemałą satysfakcją uśmiechnął się, słysząc odpowiedź załogi i niesionych przez jego okręty żołnierzy, których okrzyki furii, dochodziły nawet na mostek okrętu. Kilkoma kliknięciami przełączył się na kanał między kapitanami floty i oznajmił spokojniejszym głosem.

– Rozpocząć wejście w atmosferę. Formacja: „Młot Ultramaru”. Przygotować eskadry.

Kilka potwierdzeń doszło do jego uszu, choć nie skupił się na nich. Patrzył na powierzchnię planety, na którą spadnie jego furia. Z chwilowego zamyślenia wyrwał go głos pułkownika Fabiusa, głównodowodzącego 234 regimentu i ustanowionego lidera sił lądowych na tę operację. Mężczyzna wyglądał młodo i nie wyglądał, jakby przeszedł wiele odmładzających operacji. Litian był niemalże pewien, że jest równie młody, jak wygląda. Całkowicie ogolony, również na głowie, mężczyzna w szarym mundurze, spojrzał na niego wściekle błękitnymi oczami i kiwnął delikatnie głową z wdzięcznością.

– Jesteście uprzejmi, jak na członka marynarki – stwierdził. – Masz moją wdzięczność, lordzie kapitanie.

Litian westchnął ciężko. Rywalizacja między armią a marynarką była stara jak ludzkość i nie wiele się zmieniło, poprzez te wszystkie lata. Normalnie Litian okazywałby więcej pasywnej agresji, ale sytuacja była wyjątkowa. Operacja zmuszała gwardię i flotę do bardzo bliskiej kooperacji, a Inkwizytor nie wybaczyłby im, gdyby antyczne spory, zakłóciły wykonanie jego planu. Z tego i nie innego powodu, obie strony były nad wyraz uprzejme wobec siebie nawzajem. Lord kapitan z pewnością był wyżej w hierarchii od prostego pułkownika, ale ten miał pod sobą nie tylko 234 regiment, ale i elitarne jednostki Adeptus Mechanicus i Adepta Sororitas, a skoro został personalnie wyznaczony przez Inkwizytora… niewielu mogło wyrazić dezaprobatę dla takiej decyzji. Litian spojrzał na młodszego o kilka stuleci oficera i kiwnął głową.

– Przed wami wielka bitwa i moim zadaniem jest dostarczenie twoich sił na pole bitwy. Macie pod sobą ponad 120 tysięcy gwardzistów pułkowniku. Dwanaście kompani, każda po dziesięć tysięcy dusz. Tylko głupiec nie okazałby wsparcia dla tak wielkich sił, mających uderzyć na znienawidzonego wroga.

Pułkownik przełknął ślinę, widocznie zestresowany.

– Jestem wdzięczny, lordzie kapitanie. Wasze wsparcie jest bardzo cenne… lecz to nie o moje 120 tysięcy się martwię, a o…

– O tysiąc sto dusz należących do elitarnych sił Skitarii, Adepta Sororitas, Tempestus Scions oraz… trzech Imperialnych Rycerzy – Litian pokiwał głową, ze zrozumieniem. – W pełni rozumiem wasz niepokój. Lecz proszę się nie obawiać. Flota zapewni wszelkie wsparcie lotnicze, jakie będzie potrzebne, by osiągnąć sukces w tej operacji – Litia patrzył na smugi ognia, kiedy jego okręty wchodził w atmosferę. – Nasze zwycięstwo jest pewne.

Pułkownik kiwnął głową, choć nie z taką samą determinacją.

– O ile ten przeklęty pociąg pancerny się nie pojawi – odpowiedział, masując skronie. – Tak czy inaczej. W pierwszej fazie operacji wysyłam połowę moich ludzi, sześćdziesiąt tysięcy dusz, mając tylko elitarne jednostki, jako zastępstwo dla artylerii i broni pancernej. Proszę nie brać moich słów jako urazę, mam świadomość i doceniam ile eskadr bombowców i ciężkich myśliwców będzie na moje wezwanie, ale obawiam się, że z bronią przeciw lotniczą wroga i jego własnymi eskadrami, wasze wsparcie może być ograniczone, a wasze okręty nie będą w stanie zapewnić mi wsparcia ogniowego z orbity, ponieważ mogłyby uszkodzić mega-autostradę – pułkownik jęknął poirytowany. – Modlę się do Boga Imperatora, że nasz wywiad nie popełnił błędów i siły wroga faktycznie są niewielkie.

Litian uśmiechnął się kwaśno. Z pewnością mógł zrozumieć pułkownika. Miał pod sobą tylko piechotę. Ciężką piechotę z wyśmienitym uzbrojeniem, w dużej części doświadczoną, ale nadal – piechotę. Celem ich natomiast był układ potężnych fortyfikacji, które mieli za zadanie zdobyć, nie zniszczyć. Sam Litian czułby się nieporównywalnie lepiej, gdyby dostał pozwolenie bezpośredniego ostrzału wrogiej konstrukcji. Patrzył przez zdobione szkła mostka, kiedy ognie zniknęły, a okręt powoli zaczął zwalniać, przygotowując się do wypuszczenia eskadr. Litian westchnął i zobaczywszy, potwierdzające kiwniecie od jednego z operatorów oznajmił.

– Imperator chroni nas wszystkich, pułkowniku – odpowiedział. – I odpowiada na nasze modlitwy… – tutaj uśmiechnął się lekko. – Jednakże zmasowane bombardowanie jeszcze nigdy nie zaszkodziło – nacisnął jeden przycisk, łącząc się z kontrolą eskadr. – Tu ord kapitan Litian. Otworzyć hangary. Rozpoczynamy operację. Imperator chroni!

– Imperator chroni! – doszła go odpowiedź z głośnika.

Stał tak, na mostku swojego dumnego okrętu, który wisiał pośród chmur, wśród bratnich okrętów grupy bojowej. Hangary otworzyły się i wyleciały z nich tony eskadr myśliwców, bombowców i transportowców, szybko ustawiając się w trzy linie. Ponad pół tysiąca pojazdów wypełniły niebiosa. Litan patrzył z dumą, na układające się formacje, które wkrótce, niczym jastrzębie i sokoły, spadną na przeklętych zdrajców.

 

***

 

Aurelia przyglądała się, jak dziesiątki tysięcy żołnierzy, wchodzą do wyznaczonych transportów, które miały zanieść ich na pole bitwy. W hangarach stały nie tylko standardowa Walkirie, ale i potężne Tetrarchy. Pierwsze były standardowym statkiem transportowym i statkiem bezpośredniego wsparcia. Pojemność pojedynczego oddziału, zaledwie tuzina żołnierzy, ale też mocno opancerzona i uzbrojona. Jednak ten uniwersalny transportowiec i tak wyglądał żałośnie przy super ciężkim Tetrarchu. Transportowiec był olbrzymi, mając za zadanie przenieść aż trzystu gwardzistów, albo pluton pancerny, tam, gdzie dowództwo by sobie życzyło. Bardzo ciężko opancerzmy i uzbrojony. Ozdobiony potężnymi wieżyczkami, uzbrojonymi w działa, które można zobaczyć tylko na najcięższych pojazdach pancernych. Aurelia wiedziała, że by przeprowadzić, tę operację wyznaczono 180 walkirii i 60 ciężkich transportowców. O ile wszystkie dotrą do celu, zaledwie pierwsza fala żołnierzy, będzie liczyła ponad dwadzieścia tysięcy żołnierzy.

Zastanawiała się jednak, czy nawet tak wielkie siły, wystarczą.

– Siostro – Elana odezwała się cicho. – Już czas.

Aurelia spojrzała po swoich siostrach. Wszystkie uzbrojone po zęby. Miały na sobie dumne pancerze wspomagana zakonu, czerwone jak krew, z hełmami zasłaniającymi twarz. Aurelia była w stanie jednak rozpoznać je bez żadnych problemów. Nie tylko dzięki pomocy ducha maszyny pancerza, który wyświetlał wszystkie informacje na wizjerach, w która tym z jej sióstr właśnie mówiła, ale i z doświadczenia. Znała swe siostry bardzo dobrze. Ich wzrost, pozy, aurę, jaką roztaczały. Stanęła przed swoim oddziałem i kiwnęła głową.

– Wszystkie gotowe?

– Jakbyś musiała pytać? – Zena odpowiedziała z lekkim chichotem.

Reszta kiwnęła głowami potwierdzająco. Aurelia uśmiechnęła się pod zasłoną hełmu i odezwała głosem pełnym pewności siebie.

– Ruszajmy siostry. Niech Imperator nas strzeże.

Cała szóstka weszła do wyznaczonej dla nich walkirii. Pojazd normalnie pomieściłby dwunastu gwardzistów, ale że siostry były w pancerzach wspomaganych i z cięższym uzbrojeniem, miejsca było tylko dla sześciu. Równym krokiem weszły na pokład przygotowanej dla nich walkirii i zajęły wyznaczone miejsca. Jedną myślą, Aurelia przełączyła się na kanał pilotów.

– Tu starsza siostra Aurelia, dwudziestego drugiego oddziału, trzeciej jednostki. Piloci słyszycie mnie?

Po chwili odezwał się chropowaty głos. Aurelia z zaskoczeniem nie mogła w pierwszej chwili odgadnąć czy mówi z mężczyzną, czy kobietą.

– Głośno i wyraźnie siostro. Pilot Beria Nataserka, do usług. Będę dzisiaj waszym pilotem. To zaszczyt mieć was na pokładzie „Radosnej Śpiewaczki”.

– „Radosnej Śpiewaczki”? – Anna odezwała się lekko zdjęta z tropu. – Czemu radosnej?

Z interkom odezwał się drugi głos, pewnie drugiego pilota. Tym razem męski.

– Ponieważ pięknie śpiewa nasza kochana walkiria – głos odpowiedział radośnie. – Pilot Grzegorz Tyrios. Drugi pilot tego wspaniałego pojazdu. Miło poznać.

Aurelia westchnęła cicho. Nie lubiła latania… i nie do końca lubiła pilotów. Byli dla niej, trochę na innym poziomie postrzegania świata. Wszystko wokół zatrzęsło się, kiedy „Śpiew Wiernych” wszedł w atmosferę. Dźwięk ten zmieszał się z odgłosem uruchamianych silników i aktywowaniu wszystkich systemów. Głos Berii odezwał się w hełmie Aurelii.

– Proponuję trzymać się mocno. Spodziewamy się eskadr wroga i ostrzału przeciwlotniczego. Proponuję też trzymać się mocno, ponieważ podejście do lądowania będziemy wykonywać bardzo nisko.

Medyczka, Gabriela odezwała się z bardzo rzadkim dla niej odgłosie zaniepokojenia. Podobnie jak Aurelia nienawidziła latania.

– Jak nisko?

Z interkomu doszedł ich rechot Tyriosa.

– Jeśli pojawią się wrogowie, spodziewajcie się bardzo szybkiego zejścia z wysokości 5 km, do poniżej 100 metrów nad poziomem morza.

Aurelia i Gabriela spojrzały na siebie przez szkła swoich hełmów. To z pewnością nie była informacja, jaką chciałyby usłyszeć. Zena zachichotała, widząc ich reakcję.

– Nie martwcie się siostry – Aurelia wiedziała, że uśmiecha się złośliwie. – Imperator chroni.

Walkiria zadrżała, wraz z rosnącą mocą silników. Tylne wejście zamknęło się z sykiem, a pojazd powoli uniósł się ku górze. Głos pierwszej pilotki zabrzmiał w hełmie.

– Startujemy. Do celu mamy jakiś kwadrans. Ostrzeżemy was, jeśli zostaniemy zaatakowani. Trzymajcie się mocno.

Aurelia przymknęła oczy i wyszeptała krótką modlitwę, do Boga Imperatora, kiedy jej transport wyleciał z bezpiecznych ścian hangaru i dołączył do chmary pojazdów, ruszając do celu.

 

***

 

Dzień był spokojny. Ciepły jak zawsze o tej porze roku. W powietrzu wisiała dobrze mu znana wilgotność. Był na tym posterunku już dobre pół roku i już nim rzygał. Z jednej strony cieszył się, że jest daleko od frontu, gdzie gubernator wysyłał setki tysięcy żołnierzy na śmierć, by pokonać ostatni rój, który nadal opierał się jego wizji niepodległości, a z drugiej, sześć miesięcy w tym mokrym piekle doprowadzała go do szału. Pół roku strzeżenia tego samego kompleksu fortyfikacji, widząc te same twarze, zajmując się tymi samymi problemami. Na początku służby na wyspie było trochę niebezpiecznej fauny… ale tą wyrżnęli co do ostatniego osobnika już dawno temu. Nie było do czego strzelać, a pieprzony dowódca pilnowałby nie spierdalali ze służby do pobliskiego miasta na panienki. Oczywiście, od czasu do czasu im się udawało, ale od ostatniego razu minął dobry miesiąc. Oczywiście, mógł spróbować szczęścia z kobietami w jego jednostce, ale było to samobójstwo, ponieważ oficerowie już mieli je na własność, spełniając swoje sny o prywatnych haremach. Jęknął głośno.

– Co tak jęczysz Rodrigez?

Uniósł wzrok na kumpla z jednostki. Ulrica.

– Nie ma do czego strzelać ani gdzie zamoczyć – odpowiedział kwaśno. – Naprawdę, jak tak dalej pójdzie, będę walił konia do mojego karabinu.

Z ust Ulrica wydobył się chichot, który szybko przemienił się w jęknięcie.

– Znam ten ból… – rozejrzał się lekko, Rodrigez znał ten ruch. – Ale możliwe, że będziemy mieć szczęście.

– O? A co się dzieje?

– Dowódcę właśnie wezwali do Sztabu. Nie ma go w jednostce, ale nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą… – tu uśmiechnął się szeroko. – To, co powiesz… idziemy do miasta?

Rodrigez momentalnie pokiwał głową, ale zwolnił.

– Zaraz, a wystarczy nam wypłaty?

– A po chuj nam wypłata, skoro mamy broń? – Ulric poklepał swój pistolet laserowy. – Weźmiemy albo po dobroci, albo po złości.

Rodrigez wykrzywił twarz.

– No nie wiem. Możemy mieć potem problemy.

– A chuj, problemy. Nikt się nie dowie. Raportów cywili przecie i tak nikt nie słucha. Poruchamy i wracamy, w dwie godzinki wszystko ogarniemy, nawet nie zauważą, że nas nie ma.

Rodrigez rozejrzał się, po czym kiwnął głową.

– Ok. Jestem z tobą… ale jeśli nas złapią, sprzedaję cię, kurwo. Rozumiesz.

– Jasne, jasne! A teraz chodź!

Unikając innych członków załogi fortu, wymknęli się z kompleksu i ruszyli do pobliskiego miasta. Było niedaleko. Zaledwie pół godzinki drogi piechotą od bastionu, w którym stacjonowali, ale odwiedzali go rzadko. Powodów na to było wiele.

– Słyszałeś nowe wieści z frontu? – Ulric spojrzał na niego kątem oka. – Było dzisiaj w wiadomościach.

– Nie – Rodrigez pokręcił głową. – Byłem zajęty czyszczeniem broni – spojrzał na swój klasyczny karabin automatyczny i jęknął. – Dowództwo nie wysyła nam wystarczająco części zamiennych… a co? Mówili coś o kolejnym przebiciu?

Ulric pokiwał głową.

– No…

– Które to już „przebicie” w tym roku? Piąte?

– Siódme – Ulric poprawił. – Ale mówili, że tym razem będzie inaczej, że mają nowe siły, które złamią tych oszalałych fanatyków – Ulric prychnął. – Wyobraź sobie jak bardzo muszą być szaleni, by tak mocno wierzyć w Boga Imperatora.

– Nie przypominaj – Rodrigez machnął ręką. – Przecież wiadomo, że Imperator to mit. Wysocy Lordowie Terry wymyślili go sobie, by móc zbierać podatki – splunął pod nogi. – Jebane skurwysyny.

Ulric przytaknął, równie mocno zdegustowany, jak on. Chciał coś dodać od siebie, ale kiedy otworzył usta, naraz zmarszczył brwi i spojrzał w górę.

– Hej… słyszysz to?

Rodrigez zmarszczył brwi.

– Słyszę co?

– Taki… szum – Ulric odwrócił się do tyłu w stronę fortu… i naraz skamieniał. – O…

Rodrigez przyglądał się koledze przez krótką chwilę, przyglądając się, jego skamieniałem, sparaliżowanej twarzy. Zaczął obracać się w tym samym kierunku co Ulric.

– Co jest? Zobaczyłeś ducha…

Zamilkł. Całkowity szok przeszył jego ciało na wskroś. Stał równie sparaliżowany, co Ulric, tuż obok. Jako że zobaczył, to co widział on i zrozumiał, czym był cichy szum.

 

Niebo było pełne małych czarnych kształtów. Cała flota powietrzna, niczym odległa chmara owadów, przysłoniła niebo. Kształty były wszędzie i zbliżały się szybko. Rodrigez poczuł strach, jakiego nie poznał jeszcze nigdy wcześniej w swoim życiu. Ponieważ w oddali, przebijając się przez chmury, tuż nad potężnym kształtem bastionu, zobaczył kształt Imperialnego krążownika.

 

Chciał coś powiedzieć. Krzyknąć. Ruszyć biegiem na swoją pozycję albo wbiec w las, szukając schronienia.

 

Słudzy Boga Imperatora nie okazują jednak litości tym, którzy zdradzili jego plan wobec ludzkości. Dokładnie przed Rodrigezem i Ulricem wylądowała jedna z dziesiątek bomb, które bombowce zrzuciły na wyspę, mając za zadanie zaskoczyć wroga, zmiękczyć obronę i stworzyć leje, w których będą mogli skryć się wierni gwardziści Imperium, wykonujący szturm na wrogi bastion.

 

Ani Ulric, ani Rodrigez nie zdążyli krzyknąć. Nie zdążyli mrugnąć, kiedy bomba eksplodowała. Śmierć dosięgnęła ich, zanim odłamki rozerwały ich ciała. Sama fala uderzeniowa sprawiła, że ich oczy pękły niczym baloniki wypełnione wodą. Z uszu trysnęła krew jak z fontann. Mózgi roztrzaskały się o wnętrze czaszki. Kości pękły, a serca stanęły. Śmierć spotkała ich, zanim odłamki zamieniły ich ciała w nic więcej, jak krwawy pył, nie pozostawiając nawet cienia po ich heretyckiej egzystencji.

 

A kiedy ich dusze zostały wyrwane ze zniszczonych ciał, nie odnaleźli spokoju, jakojako że Imperator nie czekał na nich z otwartymi ramionami. Ich dusze zostały wrzucone w niebyt, w Osnowę, prosto w objęcia Mrocznych Bogów, stając się ich pożywieniem, niegodne nawet, by przemienić się nawet w najniższego sługę władców Osnowy.

 

Ich śmierć była lepsza niż wielu, jako że nie byli nawet w pełni świadomi, że zginęli. Wielu z ich kolegów nie miało tyle szczęścia. Nim ostatnia cząstka tego, co dawniej nosiło imię Rodrigeza i Ulrica ostatecznie spoczęło na ziemi, działa przeciwlotnicze bastionów zawyły i białe smugi rakiet prowadziły w górę, z trudem próbując strącić z niebios orły sprawiedliwości. Eksplozje wstrząsnęły wyspą. Serie rakiet i ciężkich ciał obrotowych grzmiały niczym filharmonia nienawiści i pogardy, wiernych sług Imperium, pod którymi łamała się wola zdrajców i heretyków.

 

Bitwa o fortecę „Lojalnego Serca” właśnie się rozpoczęła...

 

****

Stworzyłem mapy byście mogli lepiej zapoznać się z tym gdzie dokładnie dzieje się akcja

Mapa Galaktyki i zaznaczenie gdzie jest sektor: https://drive.google.com/file/d/1Zk6QDW99h30vcC7ir2JLiMXV2Z3iRZc4/view?usp=sharing

Mapa samego systemu gwiezdnego:

https://drive.google.com/file/d/1b27Y63LvARnwYNbFtEWWfUWUsDDa-rNG/view?usp=sharing

Mapa planety z oznaczonymi rojami, ich nazwami i głównymi drogami

https://drive.google.com/file/d/1AmxlN0q4GapuQ1CrAORCpH01LP7cecoP/view?usp=sharing

Mapa odważnej operacji "Uderzenie głębin" Inkwizytora Trauguta (Litian jest w grupie Gamma)

https://drive.google.com/file/d/1AmxlN0q4GapuQ1CrAORCpH01LP7cecoP/view?usp=sharing

Mapa samego pola bitwy i gdzie jakie siły wylądują i ile żołnierzy liczą

https://drive.google.com/file/d/1m_YfyMocpY1fo0AgVFiDHFVlCx_kvwzn/view?usp=sharing

 

Mam nadzieję że to pomoże zwizualizować skalę całej bitwy

Następne częściWybrana - WH40K - 4

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • TheRebelliousOne 02.11.2020
    "Borze Imperatorze" - BoŻe, nie BoRZe, chyba że to zabieg celowy... :P

    OK, kolejny fajny odcinek z kompletnie nieznanego mi uniwersum. Podobała mi się modlitwa Kapitana, bardzo ładnie napisana i w jakiś sposób utrzymuje w... napięciu, że zaraz coś epickiego będzie miało miejsce. Swoją drogą, trochę zabawne, że w dobie dalekiej przyszłości i nowoczesnych technologii religia również jest obecna. Nie wiem dlaczego tak uważam, ale chyba dlatego, że w mojej teorii, ludzkość w przyszłości będzie wierzyła w naukę, nie słowa napisane w księgach. No nie wiem... Wracając do opowiadania, ładnie też są późniejsze przygotowania opisane. Widać to zaangażowanie się w konflikt. No i fajnie, że dodajesz mapy, które pozwalają mi się odnaleźć w tym pokręconym świecie XD Daję 5.

    Pozdrawiam ciepło :)

    PS.: Jak będziesz miał czas, zapraszam na drugi rozdział "Nowego Porządku" ;)
  • Kapelusznik 02.11.2020
    Z tym "Bogiem" faktyczny błąd XD

    Warhammer 40k ma właśnie ten element wiary bardzo mocno podkreślony. Choć tak przedstawione, jest to krytyka fanatyzmu jako takiego.

    Przeczytam nowy odcinek jutro.

    Pozdrawiam
  • Pontàrú 17.11.2020
    " Hangary otworzyły się i wyleciały z nich tony eskadr myśliwców, bombowców i transportowców, szybko ustawiając się w trzy linie. Myśliwców, bombowców i transportowców. Ponad pół tysiąca pojazdów wypełniły niebiosa." nie do końca wiem czy to celowy zabieg czy przypadkowe powtórzenie. Niemniej, osobiście nie pasuje mi to trochę.

    "Rodrigez momentalnie pokiwał głową, ale momentalnie zwolnił." momentalnie - momentalnie

    Ok, fajny rozdział. Muszę przyznać że dobrze oddajesz fanatyzm wiernych. Za każdym razem gdy ktoś choć troszeczkę odbiega od wyznawanych przez Aurelię przekonań ona od razu mniej tej osobie ufa.
    Poza tymi błędami co wyżej wymieniłem to nie znalazłem niczego. Jeszcze trochę gubię się w imionach postaci ale i tak opisy całej sytuacji idą Ci na tyle dobrze, że nie mam jakoś problemu z odnalezieniem się w uniwersum.
    Zostawiam 5 i idę zobaczyć mapy.
  • Kapelusznik 17.11.2020
    Dzięki za uwagi
    Przy okazji zrobię poprawki

    Obok tej strony "wiary" będzie też perspektywa typowego gwardzisty. Więc będzie cikawie.
    Aurelia należy do jednej z najbardziej fanatycznych frakcji Imperium Ludzkości - więc trudno się dziwić, że wszelkie odstępstwa od znanego jej kultu to od razu problem.
  • Nefer 21.12.2020
    Jak zwykle dynamiczne i obrazowe, czyta się bardzo dobrze. To duże plusy. Niestety, popełniasz też stare "grzechy" braku starannej korekty. Pojawiło się dużo powtórzeń, zbyt często używasz też zaimków, w szczególności "jego". Szkoda obniżać w ten sposób odbiór dobrego tekstu.
    Pozdrawiam
  • Kapelusznik 24.12.2020
    Dzięki za przeczytanie
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania