Poprzednie częściWymiar Snów I

Wymiar snów III

Przed snem: 3

 

Z racji tego że mój umysł po wybudzeniu zaprzątały niedające mi spokoju myśli przygotowałem sobie najprostszy posiłek na świecie. Czyli płatki kukurydziane i pięć kanapek z dżemem. Umiem gotować i nie chodzi mi oto że umiem usmażyć jajecznice ale ja naprawdę umiem gotować. Spaghetti, pizza, rosół, ogórkowa i wiele innych. Moja kochana matka zadbała bardzo dobrze o moją edukacje pod tym względem twierdząc za każdy prawdziwy mężczyzna powinien potrafić sobie posprzątać, poprać, ugotować i zszyć. Dlatego od chwili kiedy byłem w stanie się mobilnie poruszać uczyła mnie wszystkiego co sama potrafiła. Ojciec też zadbał o moją edukacje ale jego lekcje nie wpłynęły na mnie w żaden sposób. Sport mnie ani trochę nie interesuje, zapach piwa (tego tutaj a nie tam) wywołuje u mnie odruch wymiotny. Ale nauczył mnie dużego szacunku do pieniądza i kto wie czy nie większego.

Przy przyrządzonym posiłku zasiadłem w swoim pokoju do lekcji. Nauka mi nie szła i nie dlatego że jestem kiepskim uczniem tylko dlatego że wciąż mam przed oczami twarz tej dziewczyny. Wciąż ją widziałem jakby przede mną stała, słyszałem jej słodki głosik jakby dalej do mnie mówiła. Pierwszy raz tak miałem a przynajmniej pierwszy raz od dawna. Strasznie to irytowało że przez nią nie mogłem się skupić choćbym bardzo się starał.

–Jasna cholera! –Krzyknąłem z tego wszystkiego czołem waląc o blat biurka.

To strasznie wkurzające. Jak tak można człowiekowi robić. Trzeba być strasznym potworem by robić taki mętlik człowiekowi w głowie. Niech ja dorwę tylko tę babę! Niech mi wpadnie w moje rance to ja jej pokaże! Mam nadzieje że mnie nie posłuchała i wpadła w rance tych koszmarów. Oni jej pokarzą… „Wypluj te słowa!” Jego mi tylko brakowało „nie możesz jej tak źle życzyć to straszne”. Weź się udław.

Wstałem od biurka i rzuciłem bezwładnie na łózko. Nie chciałem usnąć ale jakoś się wyciszyć. Takiego harmideru w głowie nie miałem od bardzo dawna i odzwyczaiłem się od tego. Już zapomniałem co to znaczy burza myśli.

–Artur!? –O moja mama Sylwia wróciła z pracy.

Chcąc nie chcąc uniosłem się z strasznym ociąganiem z łózka. Jak ja do niej nie zajdę to ona wejdzie tutaj.

Włócząc za sobą nogami wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół po schodach prowadzących z piętra na dół. Oparłem się o ręcznie rzeźbioną w drewnie balustradę schodów i niczym skazaniec idący na wykonanie wyroku śmierci poszedłem do kuchni.

Mama czekała na środku białej do obrzydzenia przestronnej kuchni której podłoga pokryta była wypolerowanymi na błysk białymi kafelkami. Umeblowanie kuchni było nowoczesne i stosowne do panujących tam kolorów. Idealnie gładki blat, duża lodówka o metalicznym połysku, białe szafki zawieszone na ścianach, piecyk z piekarnikiem oraz zlew i zmywarka. Nic zbędnego tylko potrzebne rzeczy.

O mojej matce mogę powiedzieć że jest blada tak samo jak ja dzięki domieszce albinoskiej krwi po babci i bardzo ładna. Długie lekko falowane włosy koloru mlecznej czekolady opadały jej do połowy pasa. Oczy miała koloru metalu tak jak ja, wargi pomalowane delikatna czerwona szminka co zawsze starczyło jej za cały makijaż. Nosiła się zawsze skromnie ale ładnie. Jako iż już prawie lato i pogoda według wszystkich dopisuje miała na sobie laką zwiewną sukienkę o prostym kroju w kolorze ciepłego brązu.

Patrzyła na mnie jakoś dziwnie. To było coś pomiędzy spojrzeniu jakim obdarowuje się mało dziecko które coś zbiło i spojrzeniem typu „Coś ty na Boga zrobił”. Jedno było dla mnie pewne ona ma do mnie o coś pretensje a ja nie mam bladego pojęcia o co bo nie pamiętam bym coś przeskrobał.

–Słucham mamo? –Zapytałem się nie dając poznać że mam złe przeczucia.

Mama prychnęła a jej bosa stopa zaczęła wybijać nerwowy rytm.

–Spałeś po powrocie za szkoły? –Nie powiem to pytanie mnie zaskoczyło ale ja jak na dobrego kłamcę przystało nie dałem tego po sobie poznać.

–Tak, a co?. –Odpowiedziałem jej po jakiejś chwili kiedy po szybkiej analizie nie doszukałem się w tym niczego złego.

Rytm wybijane przez jej stopę przyspieszyło.

–Wiec możesz mi powiedzieć co na Boga robiłeś z córka mojego szefa?

Z kim?

–Nie rozumiem. –Nic nie rozumiałem ale starałem się nie dać niczego po sobie poznać. –Możesz mi wyjaśnić?

Moja matka splątała rance na piersiach nie przestając wybijać nerwowo rytmu.

–Córka mojego szefa przyszła do niego do pracy i wyglądała na strasznie podekscytowaną. Chciała się z nim spotkać a ja poprosiłam ją by poczekała. Byłą strasznie podenerwowana i wyglądała jakby miała zaraz eksplodować z podekscytowania. W pewnym momencie zauważyła twoje zdjęcie które trzymałam u siebie na biurku i naskoczyła na mnie z pytaniami. Pytała kim jesteś? Pytała się czy jestem twoją matką . Zadawała wiele pytań aż poprosiła o spotkanie z tobą.

–Za mną? –Zapytałem się nie mogąc wytrzymać. A ona jaki mogła mieć interes do mnie.

–Tak z tobą! Powiedziała ze spotkała się z tobą niedawno kiedy oboje spaliście i chce strasznie z tobą porozmawiać. Kiedy jej ojciec powiedział ze mogę ją wpuścić do jego biura ta niemal tam wbiegła. Po jakiejś półgodzinie wyszła za swoim ojcem z gabinetu i zaprosili nas do siebie na kolacje.

Dobra ja nic nie kapuje. Ja nigdy nie spotkałem się z nikim w trakcie snów a na dodatek to ja nawet nie wiedziałem jak wygląda ta całą córka szefa mojej matki. Ba ja nawet nie wiedziałem że jej szef ma w ogóle córkę. Co ja mam zrobić? Mam już plany i chciałem jak najszybciej pójść spać. Nie! Musze znaleźć jakiejś sposób by się z tego jakoś wymigać.

–Ale ja nie wiem o co może chodzić. –Podjąłem taktykę na szczerego która z reguły skutkowała sukcesem. –Ja dopiero teraz się dowiedziałem że twój szef ma córkę a co dopiero się z nią spotkać w śnie.

Najwidoczniej mi uwierzyła bo jej stopa przestałą wybijać ten nerwowy rytm.

–Może o tym nie wiedziałeś?

–Nie sadze. Ja mam innych znajomych i niema w tym gronie dziewczyny.

Matka mi wierzyła ale co się dziwić ja nigdy jej nie okłamałem i nie sprawiałem problemów.

–Ja już wiec nic nie rozumiem. –Twarz mamy przybrała łagodnego wyrazu a ona sama oparła się o blat stołu. –O co może chodzić.

–Nie mam pojęcia i nie mam najmniejszej ochoty na kolacje u nich.

Chciałem już się odwrócić i pójść do pokoju gdy moja mama mnie zawołała:

–Pojedziesz tam za mną i dowiemy się o co chodzi.

To był rozkaz a nie żadne pytanie czy prośba. Cześć mnie chciała się sprzeciwić ale szybko je uciszyłem wiedząc że to nic nie da bo mama nie znosiła sprzeciwu a kłótnie z nią nigdy dobrze się nie kończyły. Dlatego chcąc sobie oszczędzić nerwów postanowiłem że tam pojadę i dowiem się czego chcą.

–Kiedy jedziemy? –Zapytałem się nie udając że mnie to cieszy.

–Za godzinę. Ma po nas przyjechać limuzyna więc ubierz się ładnie.

Pięknie tego mi tylko było trzeba. Wszedłem po schodach na piętro klnąc siarczyście pod nosem. Byłem w kurzony że będę musiał pojechać na kolacje do szefa mojej matki. Gdybym chciał spędzić nudnie wieczór poszedłbym do Henry'ego ale mówi się trudno. Musze się zmusić i to jakoś przeżyć. A zresztą cześć mnie była ciekawa o co może chodzić.

Po przebraniu się w białą koszule od świetną i spodnie od garnituru nie miałem nic do roboty przez godzinę więc musiałem coś wymyślić. Szybko doszedłem do wniosku że nie zaszkodzi jeżeli sobie pogram na komputerze dla zabicia czasu.

Mój komputer był nowy ale zdążył się już pokryć cienką warstwą kurzu z powodu że od dawna z niego nie korzystałem. Czasami zachodziłem w głowę po co mi w ogóle jest skoro służy mi jedynie do tego by zabić czas kiedy nie mam niczego lepszego do roboty. Zaliczam się do grona ludzi którzy wola innego rodzaje rozrywki od bez myślnego i nie konstruktywnego siedzenia przed komputerem. Książki, komiksy ( w szczególności manga), muzyka i oczywiście sen. A komputer to tylko w ostateczności. Włączyłem jakąś durna strzelaninę i bezmyślnie wziąłem się za granie.

Godzina minęła dosyć szybko i mama zawołała mnie na dół do przedpokoju. Moja mama była ubrana w swoją na specjalne okazje białą sukienkę o prostym kroju. Na ramiona miała narzucony jedwabny szal.

Nie starałem się udawać że mnie to wszystko cieszy a wyraz mojej twarzy zdradzał wszystko co miałem ochotę wykrzyczeć. Mama widział co mam na myśli i chcąc mnie podnieść do mnie pocieszająco. Nie powiem nawet mi to pomogło.

–Mamo –Zacząłem swój lament nie do końca popadając na duchu. –zlituj się i daruj mi to wszystko. Wiesz za ja nie lubię takich sytuacji. Czuje się jak głupek.

–To mój szef zrozum to.

Chciałbym ale to dla mnie za trudne. Odstawianie się nie było w moim stylu.

Nic nie mówiąc razem wyszliśmy z domu i stanęliśmy na podwórzu. Na podjeździe domu stała czarna wypolerowana limuzyna. Obok niej stał ubrany cały na czarno młody mężczyzna o blond włosach i piwnych oczach. Kiedy podeszliśmy do limuzyny ten szybko otworzył nam drzwi od strony miejsca dla pasażerów i zamknął je za nami kiedy sobie usiedliśmy.

Nie zwracałem uwagi na luksusowe wnętrze samochodu tylko zagłębiłem w moich przemyśleniach. Może to nawet dobrze że tam jadę. Przynajmniej nie będę musiał tak szybko pójść i bawić się z zwierzakami Kruka. Tak niema niczego gorszego od pupilków Kruka wiec co ja się przejmuje. Zjemy moja mama pogada z swoim szefem a ja jakoś to przeżyje. Przecież nie będą gadać w nieskończoność. Prawda?

Z moich myśli wyrwała mnie mama szturchając mnie lekko w ramie. Zmartwiło ja to że nie narzekam a ja jej odpowiedziałem że choćby nie wiem co robił to i tak nie sprawie za tam nie pojedziemy dlatego czemu się stawiać. Wyjrzałem po naszej krótkiej rozmowie za przyciemniane okno i zauważyłem że już jedziemy. Strasznie musiałem się zagłębić w własne rozmyślania skoro nie zauważyłem że ruszył.

Gdy dojechaliśmy na miejsce naszym oczom okazała się ogromna willa jak z tych Angielskich filmów o arystokracji. Wolałem nie zwracać na to uwagi bo coraz bardziej czułem się nieswojo. Limuzyna nie zatrzymała się ani na chwile ale musiała przejechać przez bramę by móc wjechać na teren posesji. Widocznie już na nas czekali. Limuzyna zajechała pod same długie schody domu.

U szczytów schodu stał wysoki siwiejący mężczyzna z wąsami i okularami ubrany w czarny garnitur. U jego boku po prawej stronie stałą blond kobieta o jasnych niemal białych włosach w ładnej niebieskiej sukience. Oboje byli tego samego wzrostu i na moje oko tego samego wieku. To pewnie szef matki i jego zona. Ob. Kobiety stałą ona dziewczyna którą dwa razy uratowałem.

Wyglądała inaczej niż wtedy teraz była jaszcze piękniejsza. Włosy miała uczesane w jakąś prostą ładną fryzurę. W jej pięknych oczach płonęło podekscytowanie połączone z podnieceniem. Była ubrana w piękną czarna jak noc sukienkę o prostym kroju która idealnie pasowała na jej idealne ciało.

Wbiło mnie dosłownie w siedzenie na jej widok i tu nie chodzi oto ze była tak piękna ale o to że miałem nadzieje jej już nigdy nie spotkać. Myślałem że mam ją z głowy a tu takie coś? Ja to nie mam szczęścia w życiu. Nieważne przeżyje ten wieczór! Będę ją ignorował i udawał że jej niema.

Szofer niczym duch zjawił się przy dziwach i je nam otworzył. Mama wyszła pierwsza a ja za nią. Wspięliśmy się pochodach i zatrzymaliśmy przy gospodarzach.

–Jak się cieszę że pani przyjęła moje zaproszenie. –Szef moje mamy mówił ciepłym donośnym głosem. – Obawiałem się że moje zaproszenie mogło być dla pani wielkim zaskoczeniem ale cisze się że pani przyszła będziemy mogli porozmawiać na temat tej transakcji którą planuje.

–Rzeczywiście to bardzo dobra do tego okazja. –Moja mama sprawiała wrażenie spokojnej. –Proszę poznać mojego syna Artura . –Mama odwróciła się do mnie i wskazała mnie rękę a ja jak kultura wymaga wyciągnąłem w stronę szefa matki rankę.

Pan się uśmiechną i uścisną delikatnie moją rankę.

–Miło mi poznać. –Mężczyzna puścił moją rankę i skazał na stojące obok niego panie. –To moja zona Jasmina i moja kochana córka Rozalia.

Obie uścisnęła moja rankę.

Po wymianie grzeczności Szef mojej mamy zaprosił nas do środka. Moja mama szła koło szefa i jego żony a mnie zostawiła na kilka kroków na końcu z wpatrującą się we mnie Rozalią.

Nie patrzyłem jej w twarz ba nawet w ogóle się nie rozglądałem. Po prostu patrzyłem pod nogi starając nie zwracać na nic uwagi i muszę przyznać że podziałało. Nie patrzyłem na bogato zdobiony olbrzymi hol ani też na obrazy zdobiące korytarze. Było by świetnie gdyby nie Ross której spojrzenie ciągle czułem na sobie.

Kolacja mijała spokojnie. Mama rozmawiała o czymś z swoim szefem i jego żona a ja musiałem siedzieć obok tej dziewczyny i starać się ja ignorować ale nie dałem rady i na nią zerknąłem. Wpatrywała się we mnie i sprawiała wrażenie że czeka na okazje do pogadania. No cóż czeka na okazie to jej ją dam.

–Przepraszam gdzie jest toaleta? –Przerwałem im rozmowę.

–Ross mogłabyś zaprowadzić Artura. –Poprosiła ją matka.

Dziewczyna energicznie pokiwała głowa i wstała od stołu.

Ruszyłem za nią czekając aż się odezwie. Niestety ani razu się nie odezwała choć wiedziałem że bardzo chce. Pewnie tak samo jak ja nie wiedziała jak zacząć. No cóż ktoś musi.

Dziewczyna stanęła nagle przed czerwonymi drzwiami.

– Tu jest łazienka. –dziewczyna odwróciła się w moją stronę.

Chyba to ja musze zacząć.

–Czego chcesz? –Może to nie zabrzmiało uprzejmie ale śpieszyło mi się by poznać powód tego zaproszenia.

Dziewczyna drgnęła.

–Chciałam cię prosić o pomoc. –Odezwała się w końcu po dwóch sekundach milczenia. –potrafisz przemieszczać się bezpiecznie po krainie snów i przyjaźnisz się z koszmarem…

–przyjaźnią bym tego nie nazwał. –Przerwałem jej wiedząc że chodzi jej o Kruka. –Powiedzmy że mamy wspólne priorytety i tyle.

–Jakie? –Spytała Ros a jej wyraz twarzy zdradzał ze jest bardzo ciekawa.

–Nie twoja sprawa . –Ona jest zbyt ciekawska. –A teraz powiedz mi w czym potrzebna ci moja pomoc. –Postarałem się uśmiechnąć przyjaźnie i być trochę uprzejmiejszy bo pomyślałem że musi czuć się głupio.

Podziałało dziewczyna zaczęła wyglądać na pewniejszą siebie.

–Chodzi o moje brata…

–O tego rudzielca? –Zapytałem przerywając jej.

Ross pokręciła przecząco głową a jej twarz posmutniała.

–Jasper to mój przyjaciel – Jej ton głosu też sprawiał wrażenie smutnego. –On mi tylko pomaga ale jak wiesz ciągle wpadamy w tarapaty.

Wiedziałem o co jej chodzi gdy ja pierwszy raz wyszedłem z pokoju też mnie zaatakowały zmory.

–Z Jasperem staraliśmy się znaleźć mojego brata Edwarda. On wyszedł ze swojego pokoju choć mu mówiłam by tego nie robił. –Jej głos zaczął drżeć. – Ale on nie słuchał i wyszedł. –Po jej policzkach powoli zaczęły spływać łzy. –Od tamtej pory się nie obudził. Chciałam go tam znaleźć i sprowadzić z powrotem do pokoju ale nie mogłam. Boje się o niego kiedy myślę o tym co mogli mu zrobić…

Dziewczyna zamilkła a jej uczucia wzięły nad nią górę. Płakała i to dużo a jej przepiękną anielską twarz wykrzywiała wyraz dojmującej rozpaczy. Ona cierpiała.

Nie dałem rady coś we mnie pękło. Pękł mój pancerz którym otoczyłem swoje serce by nigdy uczucia nie przejęły nade mną kontroli . Dawno temu zakułem swoje serce bym nigdy już nie czuł się słaby i bym mógł stać silny ale teraz moja zbroja pękła. Pękła z powodu rozpaczy która od niej biła pękła dlatego bo jej rozpacz wyciągnęła z odmętów pamięci wspomnienia których chciałem się wyzbyć lub uodpornić by nigdy mnie nie osłabiały.

Przysunąłem się do niej i objąłem czule rękoma przyciskając ją delikatnie do siebie. Ross drgnęła zaskoczona moim gestem ale nieprzestała szlochać a ja pozwoliłem by jej łzy wchłonęła moja biała koszula. Smutek który we mnie wezbrał może nie był tak silny jak jej rozpacz ale i tak sprawiał ból a ja znałem sposób by się go pozbyć.

–Pomogę ci. –Wyszeptałem. –Obiecuje ze ci pomogę znaleźć brata. Masz moje słowo.

Poczuł że przestała szlochać ale mimo tego nie wyrwała się z mych objęć. Cześć mnie to zdziwiło ale nic nie mówiła. Staliśmy tak przez jeszcze długą chwile aż nie puściłem ją z objęć a ta automatycznie się ode mnie trochę odsunęła.

Wpatrywała się we mnie swymi pięknymi roziskrzonymi oczami wywołującymi szybsze bicie serca.

–Dziękuje…

Zaczęła ale ja ją uciszyłem przystawiając jej do ust palec. Przeszedł mnie lekki dreszcz ale starałem się przybrać normalny wyraz twarzy.

–Dziękować będziesz jak go znajdziemy. –Mój głos jeszcze drżał od tych wszystkich emocji. –Spodkami się we śnie. Połóż się spać pół godziny po naszym wyjściu i nigdzie nie wychodź zrozumiano ja cię zaproszę do mojego pokoju a tam pogadamy.

Ross tylko kiwnęła głowa. Zabrałem szybko palec czując że czerwienie się na twarzy. Ross się uśmiechnęła i otarła ranką łzy.

–Twoja koszula. –Ross zesztywniała kiedy zobaczyła mokrą plamę powstałą na mojej koszuli tam gdzie przycisnąłem jej głowę.

Wzruszyłem ramionami.

–Powiem że oblałem się niechcący woda kiedy myłem rance. – Uśmiechnąłem się do niej przyjaźnie.

Ross odwzajemniła mój uśmiech. Była taka piękna –pomyślałem widząc jak się uśmiecha.

Po tym incydencie wróciliśmy do stołu gdzie wciąż rozmawiali dorośli. Wieczór miną mi szybko po tamtej rozmowie. Ross zaczęła zemną rozmawiać na inny temat niż jej brat. Bardzo ciekawiło ją jak to możliwe że mogę sobie chodzić po krainie snów (oczywiście rozmawialiśmy tak cicho by nikt nas nie słyszał dlatego po powiedziałem jej wcześniej że to mój sekret) ja jej powiedziałem ze mam tam złą reputacje i nikt nie chce za mną walczyć. Pytała też o rzeczy o których nie mogłem jej odpowiedzieć. Na szczęście nie jest ona wścibską osobą i szybko w tedy dawała sobie spokój.

Po skończonej kolacji limuzyna odwiozła nas do domu.

–I jak wyjaśniłeś wszystko? –Zapytała się mama kiedy byliśmy już w domu.

–Tak.

Po powiedzeniu tego szybko wbiegłem po schodach do pokoju życząc mamie dobrych snów. W pokoju błyskawicznie przebrałem się w swoje czarne spodnie od dresów i szarą koszulkę bez rękawów potem na nic nie czekając położyłem się na łóżku czekając na sen.

Następne częściWymiar snów IIII Wymiar snów V cz.1

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Grz 09.08.2014
    małe potknięcia interpunkcyjne (głównie przecinków brak), ale ogólnie bardzo fajne
  • Sorry ale się śpieszyłem. Następny już poprawie.:)
  • Grz 09.08.2014
    no problem. ważny jest postęp :)
  • Prue 30.12.2014
    Lubię u Ciebie staranne opisy. Dam 4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania