Poprzednie częściWymiar Snów I

Wymiar snów V cz.1

Bogobójca:5

 

Wyszedłem z chaty Gehenny. Kruk jak i reszta stali tam gdzie ich zostawiłem. Jasper sprawiał wrażenie przerażonego ale starał się to ukryć agresywną postawą. Ross natomiast była spokojna i opanowana. Przyglądała się wszystkiemu uważnie. A Kruk? Kruk stał w miejscu i sprawiał wrażenie człowieka który ma wszystko gdzieś. Wszystkie przechodzące Koszmary i Zmory starały się okazywać jak najmniej zainteresowania tej grupce ze względu na Kruka.

–Dam ci jeszcze Haru dobrą radę –powiedziała Gehenna wychodząca zaraz za mną. –Tak za frajer. Nie dąż do otwartej konfrontacji. Nawet z swoim Bogobójcą jesteś za słaby.

Spojrzałem na nią

-Wiem –powiedziałem tylko i poszedłem przed siebie dając reszcie znać ranką że mają iść za mną.

Sprawa przedstawiała się źle. Valentain był jednym z najpotężniejszych koszmarów. Rządził całą północna dzielnicą gdzie znajdowały się najlepsze restauracje i kasyna.

Zaprowadziłem nas do „Smoczej gęby”. Był to skromy bar mieszczący się na skraju targu. Pomieszczenie było prawie puste nie licząc małej grupy Zmor które nawet nie raczył na nas spojrzeć. Usiedliśmy przy stoliku w kącie. Zamówiliśmy po kubku piwa i miałem gdzieś narzekania Ross że jesteśmy niepełnoletni.

–I czego się dowiedziałeś? –zapytał Kruk kiedy kelnerka przyniosła nam piwo.

Spojrzałem mu na chwilę w oczy dając mu jasny sygnał. Nie teraz.

–Wiesz gdzie jest mój brat!? –Ross nachyliła się nad stołem w moją stronę.

Spojrzałem w jej pełne nadziei oczy i nie potrafiłem wydusić z siebie słowa.

–Nie –skłamałem dla jej dobra. –Ale wiem gdzie należy szukać. A to coś –starałem się wlać w mój głos złudzenie nadziei co było trudne. –Powiedz mi proszę Ross czy twój brat mówił ci o jakichś dziwnych rzeczach które się działy podczas snu.

Ross spojrzała na mnie nic nie rozumiejąc.

–Co masz na myśli?

Kątem oka zauważyłem jak dłoń kruka z kuflem piwa zatrzymuje się nagle kilka cali do jego warg.

–Chodzi mi oto czy twój brat nie mówił ci czasem o dziwnym świetle wydobywającym się z niego kiedy zapadał w sen? Czy czasem nie zdarzało mu się w tamtym świecie nagle zasypiać na kilka sekund a potem budzić?

–Skąd wy… –zaczęła ale potem umilkła nie mogąc z siebie wydobyć słowa.

A jednak nie mamy szczęścia.

–Tak zdarzało mu się to często –powiedział za nią Jasper. –Często po obudzeniu z tych kilkusekundowych pauz opowiadał że był na łące pełnej stokrotek a różnokolorowe motyle latały wokół niego.

Kruk w końcu napił się tego piwa i odłożył kubek na stół. Jego twarz była jak zwykle maską bez wyrazu. Ja też starałem się ukryć moje uczucia.

–Wracajcie do swoich pokoi –rozkazałem im nagle. Już widziałem bunt w oczach Ross ale gestem ranki ją poskromiłem. –Ja i kruk się resztą zajmiemy. Wy będziecie tylko przeszkadzać. –Spojrzałem w oczy Ross. –Uwierz mi. Rozumiem cię ale teraz będziecie tylko ciężarem.

–To mój brat! –protestowała dziewczyna.

–Nie możemy się wami zajmować i jednocześnie szukać twojego brata!! – Krzyknąłem dając upust złości jaka się we mnie gromadziło już od pewnego czasu.

Spojrzałem jej głęboko w oczy. Widziałem w nich, determinacje i strach. Wziąłem kilka wdechów dla uspokojenia. Szlag! Dałem się ponieść emocjom jak dziecko z podstawówki. Żałosne.

–Proszę cię byś mi zaufała –zacząłem znacznie łagodniej.

–Zgoda –powiedziała.

Spojrzałem na Jaspera który cały czas milczał. Widziałem po nim że wie iż mam racje.

Ross razem z Jasperem wyciągnęli swoje klucze i po chwili ich nie było. Spojrzałem w oczy Kruka.

–Jej brat był Marzycielem –powiedział spokojnie ale jego palce zacisnęły się mocniej na kubku. –Znowu Valentain?

Skinąłem głową a w następnej chwili aż podskoczyłem kiedy Kruk cisnął z złością kubkiem przed siebie. Szybko rzuciłem na stół kilka monet, chwyciłem Kruka za kaptur jego płaszcza i wyciągnąłem z baru na ulice. Zawlokłem go do ciemnego zaułka gdzie nikogo nie było i rzuciłem go na ścianę.

–Odbiło ci idioto?! –spojrzałem na niego gniewnie. Twarz dalej spowijała mu maska obojętności ale czułem jego gniew bardzo wyraźnie. –Rzucanie kubkami nic nie pomorze.

–Wiem –powiedział najspokojniej na świecie. –Po prostu ja… ja…

–Wiem –oznajmiłem. Sam dźwięk imienia tego skurwiela wywołuje u mnie gniew ale trzeba się kontrolować. –Musimy się z nim spotkać.

–To niemożliwe –oznajmił Kruk kręcąc głową. –Nie zechce się z nami spotkać.

–Zechce –oznajmiłem z przekonaniem. –Musimy tylko zwrócić na siebie jego uwagę.

–Co masz zamiar zrobi? –zapytał Kruk. Widziałem w jego oczach zainteresowanie.

–Zaatakujemy jeden z posterunków jego straży w północnej dzielnicy –pomysł mi się bardzo podobał. Może to nie zabrzmi dobrze ale tak samo jak ja on też nie lubi gdy ktoś podnosi rankę na jego własność.

–Jeżeli to zrobimy to cię zabije –oznajmił Kruk. –Mnie nie tknie ale ciebie zlikwiduje.

–Nie zrobi tego –odparłem pewny siebie. Oparłem się o kamienną ścianę. –On mnie potrzebuje. Wie że jeżeli mnie zabije Anna nie będzie w stanie wytwarzać dla niego Marzeń. Marzyciele są rzadcy i na pewno nie będzie chciał by straciła swoją moc.

Średnia ocena: 3.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania