Z tobą, życie ma sens - Rozdział 15

Stoję nadal w przedpokoju i nie wiem co mam robić. Czy czekać, aż zdołam usłyszeć coś więcej, czy po prostu wejść i zapytać o co chodzi? Łzy zaczynają powoli napływać do moich powiek i chociaż wciąż nie wiem o czym mówią rodzice, czuję, że to nie wróży nic dobrego. Wystarczy zrobić jeden krok do przodu i dowiem się, co przede mną ukrywali, ale jestem tchórzem. Nie potrafię, bo boję się dowiedzieć się prawdy. Mój strach przeradza się w przerażenie po tym, kiedy słyszę jeszcze głośniejszy szloch mamy.

- Ciii – uspokaja ją tata – damy radę. Wyjdziesz z tego i wszystko będzie jak dawniej – następne słowa już do mnie nie docierają. Czuję jakby wytworzyła się wokół mnie niewidzialna bariera, która nie pozwala, aby ich rozmowa i impulsy do mnie docierały. Ale przynajmniej to pozwoliło na podjęcie decyzji. Weszłam chwiejnym krokiem do salonu i zdołałam wydusić z siebie tylko jedno słowo.

- Mamo? – powiedziałam i tym samym zwróciłam na siebie ich uwagę. Dwie pary zapłakanych oczu spojrzały prosto w moje załzawione oczy. Ten widok był nie do zniesienia. Ta niepewność też była nie do zniesienia – co się stało? – dodałam po chwili milczenia.

- Skarbie… musimy porozmawiać – powiedziała ciężko.

- Siadaj – rzekł tata i wskazał miejsce obok siebie. Otarłam łzy spływające po policzkach i usadowiłam się obok nich.

- Słucham. Chcę wiedzieć wszystko od początku. – rodzice wymienili między sobą spojrzenia, a potem znów spojrzeli na mnie.

- Gabi – zaczęła mama - byłam miesiąc temu u lekarza. Pojawiały się u mnie bóle w piersi – kontynuowała, zaciągając nosem – to był lekarz pierwszego kontaktu. Nie powiedział mi zbyt wiele tylko skierował mnie na dalsze badania. Termin był na dwa tygodnie od wizyty. Wykonałam USG, mammografie, potem dostałam termin wizyty u ginekologa – mama mówiła co chwilę przerywając. Widać było, że każde kolejne wypowiedziane słowo, przyprawia jej więcej trudności. Po chwili oparła głowę na zagłówku i wpatrując się otępiało w sufit kontynuowała – minęły od tych badań dwa miesiące. Przyszły wyniki… - moja głowa znowu nie chciała tego słuchać, zaczęła boleć jeszcze gorzej niż po dzisiejszym, porannym kacu. Po raz kolejny łzy masowo napływały do moich oczu – Skonsultowałam je z lekarzem, a on postawił diagnozę – to było dla mamy za wiele. Po chwilowym uspokojeniu znów wybuchła płaczem. Poderwałam się natychmiast z miejsca i momentalnie znalazłam się przy niej. Objęłam ją mocno i przytuliłam, tata zrobił to samo tylko, że objął nas obie.

- Mamo proszę cię, nie płacz – wydukałam.

- Stwierdzono u mnie raka piersi – powiedziała jednym tchem, jakby chciała mieć to już za sobą.

***

Co teraz będzie? Mama umrze? Co potem będzie z nami? Co jeśli przed śmiercią będzie cierpiała? Co czuje teraz tata? Jak sobie radzi z tym, że jego najukochańsza może od niego odejść? Jak sobie radzi mama? Co ona teraz czuje? Jak mogę im pomóc? Co będzie dalej? Miliony pytań kłębiących się w mojej głowie. Rozbrzmiewają się jak echo i kiedy tylko na chwilę ucichną, potem wracają ze zdwojoną głośnością.

- Gabi, zrobiłem kolację. Zjesz z nami? – tata wszedł do mojego pokoju i usiadł na krańcu łóżka. Leżałam odwrócona do niego plecami.

- Nie jestem głodna więc dzięki – powiedziałam obojętnie. Teraz żadne podstawowe czynności życiowe nie miały dla mnie znaczenia. Co z tego, że byłam głodna? Przecież i tak nic by mi nie smakowało.

- Wiesz, my z mamą jesteśmy na dole, więc jak będziesz mieć ochotę to zejdź do nas – pogłaskał mnie po głowie i wyszedł, a kiedy tylko wyszedł i miałam pewność, że mnie nie ogląda, pozwoliłam aby kolejne stróżki łez spływały na kołdrę. Jestem beznadziejna. Powinnam teraz zejść i spędzać z mamą jak najwięcej czasu. Powinnam ją wspierać i jej pomagać tylko ja sama czuję, że potrzebuje pomocy.

Postanawiam wziąć prysznic. Może to pomoże mi trochę ochłonąć. Kiedy jestem już czysta wychodzę z kabiny i przebieram się w piżamę. Nawet nie rozczesuję włosów po umyciu tylko rzucam się na łóżko. Szkoda, że to nie jest tak jak na filmach. Bierzesz zimny prysznic i od razu czujesz się lepiej. Gówno prawda. Wcale nie czuję ulgi, nawet głupia głowa nie przestaje mnie boleć.

Tabletki. To jedyne co zamierzam zjeść na kolację. Schodzę na dół, rodzice oglądają wydarzenia w telewizji, a ja udaję się do kuchni. Nie mogę patrzeć na to, jak nieudolnie próbują udawać, że nic złego się nie dzieje. Wyjmuję z opakowania trzy tabletki na ból głowy i popijam małą ilością wody. Nie obchodzi mnie to, że to może być zbyt duża dawka, chcę po prostu, żeby mi ulżyło. Wychodzę z powrotem na górę i znowu rzucam się na łóżko. Jaka szkoda, że te tabletki nie działają jak machnięcie czarodziejskiej różdżki. Czary mary i po sprawie.

Dwie godziny później. Rodzice chyba położyli się już spać. Ja też lezę już od godziny pod kołdrą i staram się zasnąć. Chociaż głowa mnie już nie boli nadal nie mogę, bo ciągle wracają do mnie te cholerne pytania.

***

Dzisiaj niedziela. Szósta rana. W nocy udało mi się zasnąć na jakieś dwie godziny. Ciekawe jak spała mama. Ciekawe jak spała mama przez cały ten miesiąc oczekiwania na wyniki. Postanawiam iść do kościoła na mszę o godzinie siódmej. Chociaż dzisiaj nie mam ochoty w ogóle wychodzić z domu, a już w ogóle iść do kościoła to nie zamierzam z tego rezygnować. Mama zawsze uczyła mnie, że w niedzielę jeśli ktoś się dobrze czuje to nie powinien opuszczać mszy świętej. Ciekawe tylko jak postrzegać mój stan zdrowia. Myślę, że można byłoby powiedzieć, że fizycznie jestem zdrowa jak ryba, ale psychicznie, czuję, że można by było mnie zamknąć u psychiatry. Zakładam na siebie pierwsze lepsze ciuchy, tym razem już rozczesuję włosy i zostawiam rodzicom wiadomość na lodówce, że poszłam do kościoła i nie wiem kiedy wrócę.

Msza trwała około godzinę. Ksiądz powiedział dzisiaj jak zwykle nudne, bezsensowne i długie kazanie. Chociaż jakby na to spojrzeć inaczej, to nie wiem czy było nudne, bo w ogóle go nie słuchałam. Nie wiem co mam teraz ze sobą zrobić. Nie mam ochoty wracać do domu, chociaż wiem, że powinnam. Najlepsze co mi teraz przychodzi do głowy to iść do lasu. W moje, nasze ulubione miejsce z Mateuszem.

Idąc rozmyślam właśnie o nim i o Paulinie. Ona być może spała w nocy u Michała, więc pewnie nadal u niego jest. Chciałabym się jej wygadać, ale nie teraz. Nie będę psuła jej chwil spędzonych z nim, przed jej wyjazdem. Kiedy jestem już na miejscu usadawiam się wygodnie na jednej ze skał. Postanawiam zadzwonić do Patryka. Nie chcę siedzieć tu sama. Chyba powinnam mu powiedzieć co teraz dzieje się w moim życiu. W końcu jesteśmy razem i potrzebuję jego obecności. Wyciągam telefon i włączam połączenie:

- Cześć Gabi – słyszę po drugiej stronie, kiedy mam zamiar się odezwać on robi to za mnie – wiesz, to trochę zły moment na rozmowę jestem bardzo zajęty.

- Rozumiem, ale bardzo zależy mi, żebyśmy się spotkali. Musimy pogadać – mówię, mając nadzieje, że przyjedzie.

- Bardzo mi przykro, ale teraz naprawdę nie mogę. Zdzwonimy się, pa. – słyszę już tylko piknięcia, oznaczające przerwane połączenie. Mam go powoli dość. Nigdy nie ma go przy mnie wtedy gdy go potrzebuje, ale co mogę zrobić? Nie chcę go stracić.

Negatywne uczucia kłębiące się we mnie od rana postanawiają dać sobie upust. Znowu zaczynam płakać. Cały czas rośnie we mnie chęć wygadania się. Postanawiam pogadać z Mateuszem. Na pewno mnie wysłucha. Wykręcam jego numer.

- Mateusz? – odzywam się pierwsza.

- Cześć Gabi – słyszę jego głos, ale po chwili słyszę też damski głos, pytający kto dzwoni. Znowu wybrałam zły moment.

- Jesteś u Zuzki? – pytam.

- Tak, Gabi coś się stało? – chyba musiał wyczuć, że płaczę, najwyraźniej kiepsko wyszło mi maskowanie tego – gdzie jesteś? – dodaje po chwili.

- Nie, Mateusz nic się nie dzieje. Jestem w domu, myślałam, że może wpadniesz, ale skoro jesteś z Zuzą to może innym razem – mówię jak najszybciej i najzwyczajniej jak tylko potrafię. Nie chcę, żeby się martwił – Pa, muszę kończyć – rzucam krótko i rozłączam się. Postanawiam wyłączyć telefon na wypadek gdyby dzwonił. Nie chcę żeby przychodził i ją zostawiał.

Każdy jest teraz zajęty, więc nie będę im się narzucać. Czuję się trochę senna, ale i tak bym tu nie zasnęła. Zastanawiam się tylko nad tą pogodą, zbiera się chyba na deszcz, ale to nie mój problem. Nie obchodzi mnie czy będzie padać, czy będzie burza. Chcę tylko tutaj posiedzieć i znowu analizować pytania, które ciągle powracają.

***

Niebo staje się coraz bardziej zachmurzone. Siedzę dalej w tym samym miejscu, w tej samej pozycji, ciągle myśląc o tym samym. No bo jak można o tym zapomnieć ? Jak można zapomnieć o czymś co samo pcha ci się do mózgu? Jak można zapomnieć o czymś z czym będzie się musiało zmierzyć? To chyba jest w tym wszystkim najgorsze. Świadomość, że przez następne dni, miesiące, lata będę musiała o tym słuchać, patrzeć na to wszystko i znosić tą atmosferę. Nie mam pojęcia ile to może trwać. Tak naprawdę nie wiem co czeka teraz moją rodzinę. Moją mamę.

- Wiedziałem, że cię tutaj znajdę – słyszę za plecami.

- Co ty tutaj robisz? – pytam, a Mateusz podchodzi i siada obok mnie.

- Wiedziałem, że coś jest nie tak. Teraz chcę się tylko dowiedzieć co się dzieje Gabi? – mówi, patrząc mi w oczy.

- Mówiłam ci, że nic się nie dzieje – powtarzam cichym głosem – nie powinieneś jej zostawiać i tu przychodzić. A w ogóle jak wpadłeś na to, że tutaj jestem?

- Dlaczego nie odbierasz telefonów? – pyta mnie, w ogóle nie zwracając uwagi na to co do niego mówię.

- Rozładował mi się – kłamię. Nie wiem dlaczego to robię, przecież chciałam się mu wygadać. Chyba dlatego, że nie powinien być teraz ze mną, tylko z nią.

Mateusz wyrywa mi telefon z ręki po czym uruchamia go. Nie protestuję, bo wiem, że to i tak nic nie da. Sama się wkopałam. Kiedy telefon się włącza, on coś klika i oddaje mi go. Na wyświetlaczu mam jedenaście nieodebranych połączeń od niego i siedem od mamy. Nie sądziłam, że uzbierało się tego aż tyle.

- Widzisz ile razy dzwoniłem? – mówi z irytacją w głosie – Gabryśka martwiłem się o ciebie do cholery! – krzyczy, zirytowany moją obojętnością.

- Przepraszam – mówię ledwie słyszalnie. Czuję, że już dłużej nie wytrzymuję, samotna łza swobodnie spływa po moim policzku. Za nią ciekną kolejne.

- Nie przepraszaj, nie masz za co. Przesadziłem – mówi i gwałtownie i przyciąga mnie do siebie. Ciepło od niego bijące trochę mnie uspokaja. Jego obecność sprawia, że czuję się bezpieczniej. Jestem wdzięczna, że przyszedł – Wyczułem, że coś jest nie tak. Nie odbierałaś, więc pojechałam do twojego domu. Ela powiedziała mi, że nie wie gdzie poszłaś. Na szczęście przypomniałem sobie o tym miejscu. I oto jestem.

- Dziękuje – mówię, zaciągając nosem – dziękuje, że jesteś.

- Gabi, musisz mi powiedzieć co się dzieje. Muszę to wiedzieć. – patrzy mi w oczy, lecz ja postanawiam zmienić pozycję. On opiera się o pień drzewa, a ja o jego tors. Wtulam się w niego i zaczynam opowiadać. Mówię mu wszystko począwszy od incydentu u Michała, a kończąc na tym jak tutaj wylądowałam. Łzy wciąż swobodnie wydostają się z moich powiek. Mateusz nie przerywa mi, cały czas wsłuchuje się w brzmienie mojego głosu. Kiedy kończę opowiadać nieśmiało zerkam na niego. Obydwoje patrzymy sobie w oczy, widzę, że jego też są całe załzawione. Jednak cały czas próbuje powstrzymać się przed płakaniem przy mnie. Postanawiam milczeć. Nic nie mówię i znów się w niego wtulam.

- Nie wiem co mam powiedzieć – słyszę po chwili.

- Chyba nikt nie wie – odpowiadam. Czuję jak pierwsze krople deszczu rozbijają się o podłoże.

- Gabi spójrz na mnie – prosi. Powoli się odwracam i napotykam jego wzrok – posłuchaj mnie uważnie. Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale to jeszcze o niczym nie przesądza. – znów nie wytrzymuje, odwracam wzrok i widzę jak obraz jest coraz bardziej zamazany od napływających łez. Chłopak ujmuje moją twarz w swoje dłonie, zmuszając mnie tym samym do patrzenia na niego – Posłuchaj mnie. Twoja mam to silna kobieta, wyjdzie z tego – mówi spokojnym i opanowanym głosem, jednak po chwili dodaje coś, czego ja nigdy nie odważyłabym się powiedzieć. Nigdy nie dałabym radę wziąć na siebie aż tak dużej odpowiedzialności – Obiecuję. Obiecuję, że twoja mama z tego wyjdzie – mówi i przytula mnie do siebie, pozwalają aby stróżki moich łez moczyły mu koszulkę

Czuję w pewnym rodzaju ulgę. Jego obecność działa na mnie uspokajająco. Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć. Teraz, w tej chwili, czuję się dzięki niemu lepiej.

Jego telefon zaczyna wibrować. Wyjmuje go z kieszeni i odbiera.

- Halo – słyszę – Zuza przecież wiesz, że dzisiaj nie mogę. Może jutro. – dodaje. Słyszę, że Zuza coś mówi, ale zbyt cicho, żebym mogła domyślić się co – Przyjadę do ciebie jutro, jak się uspokoisz – mówi i rozłącza się.

- Zuza? – pytam.

- Tak. Przepraszam, ale musiałem odebrać.

- Rozumiem, nie mam o to pretensji. Pokłóciliście się? – próbuję coś od niego wyciągnąć. Nie chcę, żebym się stała powodem ich kłótni.

- W pewnym sensie. Gabi to nieważne – mówi, ewidentnie unikając tematu.

- Powiedz mi co chciała – nalegam. Chłopak wzdycha ciężko.

- Chciała się spotkać.

- A ty dlaczego nie chciałeś? Przecież nie będziesz ze mną cały czas siedzieć – mówię, chociaż nie chcę tego. Nie chcę, żeby dzisiaj mnie zostawiał.

- Posłuchaj mnie – obejmuje dłońmi moją twarz – jesteśmy przyjaciółmi, tak? Nie zostawię cie kiedy ty jesteś w potrzebie. Paulina musi zrozumieć, że nie jest pępkiem świata. Musi zrozumieć, że kiedy ty mnie potrzebujesz to nie polecę do niej jak piesek, ze względu na jej widzi mi się – mówi, patrząc mi w oczy. W końcu wyjawił o co poszło.

- I zrozumiała to? – pytam.

- Niestety nie – puszcza moją twarz.

Nie rozumiem tej dziewczyny. Nie rozumiem jej i nie trawię. Nie wiem, czy jest o niego tak zazdrosna, czy ona po prostu też mnie nie lubi. Ale jakie to ma znaczenie? Powinna zrozumieć, że potrzebuję teraz jego obecności, a ona zachowuje się jak małe dziecko. Jakby uważała, że Mati to jej własność i ona będzie decydować o jego losach.

Przytulam się do niego.

- Co teraz będzie? – mówię piskliwym głosem, a łzy znów napływają do spuchniętych już oczu.

Chłopak nic nie mówi tylko jeszcze mocniej mnie przytula. Słowa nie są receptą na wszystko. Czasami trzeba milczeć.

Z nieba coraz częściej spadają krople deszczu, a po chwili przeradza się to w ulewę. Nie wzbudza to we mnie potrzeby przeniesienia się w inne miejsce. Mateusz chyba mnie rozumie i też się nie rusza. Siedzimy ciągle razem, pozwalając aby deszcz swobodnie po nas spływał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Neli 05.03.2016
    Znalazłam kilka błędów, ale zanim doszłam do końca, to już zdążyłam o nich zapomnieć. Przeczytaj sobie jeszcze raz. Pamiętam, że brakowało przecinków przed np.: ,,Cześć, Gabi." Gdy się do kogoś zwracamy, to należy postawić przecinek. Gdzieś tam było niepotrzebnie napisane ,,się". Albo coś tam, coś tam, do cholery. Przed do cholery też należy postawić przecinek. Gdzieś tam zamiast ,,tę" było napisane ,,tą".
    Widzę, że jednak Mateusza ciągnie do Gabryśki i odwrotnie. Jej chłopak to idiota, nie lubię go. Nie jestem przywiązana do żadnego bohatera, a zwykle mam swoich ulubieńców. Mam nadzieję, że wydarzenia, które się wydarzą nie będą oczywiste, łatwe do zgadnięcia, czymś zaskoczysz. Mam wrażenie, że rozwlekasz akcję, nic konkretnego się nie dzieje, długo zajmujesz się opisywaniem jednego wydarzenia. Nie jestem tego pewna, bo rozdziały są rzadko dodawane i też nie wszystko pamiętam. Za chorobę mamy masz u mnie plusa, bo jest to zaskoczenie. Przyznam, że opowiadanie chwilami było nudne, ale najnowsze kilka rozdziały mi się podobają, coś się dzieje. Za ten rozdział 5, podobał mi się.
  • Judy 05.03.2016
    Hmmm, błędy na pewno postaram się powyłapywać. Fajnie, że udało mi się Ciebie zaskoczyć :D Zobaczymy, jak Ci się spodoba zakończenie historii, bo nie jestem w stanie domyślić się co masz na myśli, pisząc zaskoczenie :D Z tym, że długo zajmuję się opisywaniem jednego wydarzenia mogę się zgodzić, ale z tym, że nic konkretnego się nie dzieje, to się nie zgodzę. Przecież sama choroba to już coś konkretnego :D
  • Neli 05.03.2016
    Judy, tak te konkrety właśnie zaczęły się pojawiać, akcja się rozkręciła, to bardzo dobrze :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania