Z tobą, życie ma sens - Rozdział 16

Nie poszłam dzisiaj do szkoły. Nie miałam najmniejszej ochoty na siedzenie i niesłuchanie nauczycieli. Jadę z rodzicami do lekarza. Ma on przejąć kartotekę mamy i prowadzić jej leczenie. Dowiemy się nieco więcej jak to wszystko będzie wyglądało.

Mateusz zaproponował, że przyjdzie do mnie i też nie pójdzie do szkoły, ale mu odmówiłam. Dzisiaj będę raczej cały czas poza domem.

Poprosiłam go, żeby powiedział Paulinie co się dzieje. Nie wiem, czy ja miałabym ochotę po raz kolejny to komuś opowiadać.

Umówiłam się też dzisiaj z Patrykiem. Ma przyjść do mnie, kiedy ja wrócę z rodzicami.

Schodzę na dół. Rodzice są już gotowi i czekają na mnie w salonie.

Ubieram buty i wychodzimy. Szpital jest w centrum Krakowa. Jakieś czterdzieści minut drogi od nas. Mama na pewno się stresuje, chociaż w ogóle nie daje tego po sobie poznać. Nawet zawsze spokojny tata, dzisiaj zachowuje się inaczej. Jest nieobecny i cały czas milczy. Nie wiem jak mama to robi, ale mam wrażenie, że ona czuje się lepiej ode mnie. Podczas gdy ja siedzę, rozmyślam i płaczę w swoim pokoju godzinami, to ona zachowuje się jak gdyby nigdy nic.

- Gabi, powinnaś iść jutro do szkoły. Narobisz sobie tylko zaległości – mówi i odwraca się do mnie.

- Zobaczymy – odpowiadam beznamiętnym tonem.

- Uważam, że powinnaś iść – nie daje za wygraną.

- Mamo, a jaki to ma sens? – odpowiadam prawie płacząc. Każda nasza rozmowa przypomina mi o obecnej sytuacji. O tym, że jest chora.

- Gabi to ma sens. Nie będziesz tyle o tym myśleć. Siedzenie w domu nic ci nie da – w jej oczach widać troskę. Troskę i żal. Po raz kolejny zastanawiam się jak ona to robi? Przejmuje się mną, zamiast sobą.

- Zobaczymy – powtarzam, chcąc tym samym zakończyć ten temat. Kieruje swój wzrok na okno i udaje mi się powstrzymać przed płaczem. Jedno sobie obiecałam. Nie chcę przy niej płakać. Skoro ona tego przy mnie nie robi, to ja też nie będę.

Podjeżdżamy pod szpital. Do gabinetu wchodzimy idealnie na czas. Na szczęście nie ma żadnego opóźnienia i nie musimy czekać na swoją kolej. Przy biurku siedzi dosyć młody lekarz. Po chwili wstaje i wita nas swoim uśmiechem.

- Dzień dobry, Pani Elżbieta Moroz?

- Tak to ja – mama podaje mu dłoń i uśmiecha się.

- Proszę usiąść. Państwo jak rozumiem rodzina? – pyta.

- Tak, to mój mąż i moja córka – mama wskazuje na mnie, uśmiechając się. Ja nie widzę tutaj powodu do szczęścia.

- Córka tak samo piękna jak Pani – mówi i uśmiecha się jeszcze szerzej. Słysząc ten komplement niewiele się zmienia w moim nastroju, lecz wysilam się na mały uśmiech. Tata robi to samo. Ciekawe, czy nie przeszkadza mu, że młody, przystojny lekarz prawi komplementy jego żonie.

- Szkoda tylko, że taka smutna – dodaje i puszcza mi oczko. Zastanawiam się czy mnie podrywa, czy tylko stara się być miły, ale raczej to drugie. Dostrzegam obrączkę na jego palcu, a na komodzie zdjęcie małej, uśmiechniętej dziewczynki, która pewnie jest jego córką. Wydaje się być po prostu miłym, porządnym facetem.

- Dobrze, zatem przejdźmy do konkretów. – mówi i automatycznie uśmiech z mamy twarzy znika – Badania wykazały raka w prawej piersi. Niestety nie został on wykryty zbyt wcześnie, co nie poprawia Pani sytuacji… Ale to jeszcze nic nie oznacza – moje serce bije jak oszalałe. Zastanawiam się czy mówi nam całą prawdę, czy po prostu blefuje, chcąc dać nam nadzieję.

- Z opisu wynika, że rak rozwija się u Pani od jakiegoś roku – kontynuuje, widząc, że o nic nie pytamy. – Dużo łatwiej by było, gdyby został on wykryty wcześniej, ale nie jest to najgorsza sytuacja. Mam rozumieć, że dopiero niedawno pojawiły się u Pani jakieś bóle, tak?

- Tak Panie doktorze. Od jakiegoś miesiąca – mówi mama. My z tatą tylko się przysłuchujemy.

- Dobrze, przejdźmy zatem do najważniejszej kwestii. Jak Państwo się domyślacie trzeba działać szybko. Im szybciej zaczniemy leczenie, tym lepiej – mężczyzna mówi szybko, zwięźle i na temat. Jest pewny siebie. Cieszy mnie to, bo przynajmniej wydaje mi się, że mama jest w dobrych rękach.

- Jedno jest na pewno oczywiste. Będzie trzeba wykonać operację i wyciąć guz. Niestety rak jest już w takim stadium, że nie można wykonać operacji oszczędzającej piersi.

Mama westchnęła ciężko. Wciąż nie dawała po sobie poznać tego, że którakolwiek informacja nią wstrząsnęła.

- Domyślałam się tego – odparła po chwili. Tata chwycił ją za rękę.

- Pozostają jeszcze dwie kwestie. Pierwsza z nich dotyczy również operacji. Oczywiście będą nam potrzebne jeszcze badania, ale na podstawie tych, które mamy mogę stwierdzić, że nie ma żadnych przerzutów. Jednak zdarzały się takie przypadki, że objawy tego typu były widoczne dopiero po operacji usunięcia piersi. Najczęściej w takich przypadkach pojawiają się przerzuty do drugiej piersi. Dam Pani możliwość wyboru. Musi Pani podjąć decyzję, czy usuwamy jedną pierś, czy obydwie?

- Jakie jest prawdopodobieństwo przerzutu? – wtrącił się tata.

- Trudno jest mi to określić. Będę mógł powiedzieć coś więcej kiedy będzie wykonany komplet badać. Powiem tak, skoro po tych zaledwie kilku badaniach już wiemy na sto procent, że mamy do czynienia z rakiem, to oznacza, że nie należy on do łagodniejszych. Aczkolwiek, jak już mówiłem nie należy do najtrudniejszych przypadków. Po wykonaniu USG obydwu piersi, będę wiedział czy na dzień dzisiejszy są przerzuty. Jeśli nich nie będzie, to jest większe prawdopodobieństwo, że nie wystąpią również po operacji. Jeśli będą, to wtedy od razu decydujemy się na usunięcie dwóch piersi.

- A Pan co by doradził? – odezwała się mama.

- Eghh, wie Pani, są dwa rodzaje kobiet. Jedne za wszelką cenę chcą ocalić obie piersi lub chociażby jedną, a drugie boją się ryzyka i chcą usuwać obie. Nie wiem do jakich Pani należy, ale moje zdanie jest takie, że jeśli już usuwamy jedną to lepiej usunąć też drugą, aby automatycznie zmniejszyć ryzyko przerzutu.

Mama na chwilę zamyśliła się. Nie wiem, czy podejmie decyzję już dzisiaj, ale ja na pewno jej nie pomogę w jej podjęciu. Nie jestem w stanie wziąć na siebie tak dużej odpowiedzialności i jej doradzić. Co jeśli moja decyzja byłaby zła i źle by się to skończyło?

- Chcę… usunąć obie – powiedziała, jakby wciąż nie była tego pewna. Lekarz kręci głową potakująco i zapisuje coś na kartce.

- Szczerze mówiąc, cieszę się, że podjęła Pani taką decyzję. To na pewno trudna, ale odpowiedzialna decyzja.

- Mówił Pan o jeszcze jakiejś kwestii.

- Tak. Pozostaje sprawa leczenia pooperacyjnego. W zasadzie to nie ma tu większego wyboru. Nasz szpital stosuje dwie metody. Radioterapia lub chemioterapia, z tym, że radioterapię stosuje się zazwyczaj przy operacji oszczędzającej pierś. Więc w Pani przypadku pozostaje chemioterapia. Muszę Panią uświadomić, że chemioterapia jest dosyć niebezpieczna i na pewno nieprzyjemna.

- Wiem o tym Panie doktorze.

- A wie Pani jakie są objawy? – pyta.

- Tylko pokrótce.

- Więc, żeby nie było niedomówień. Chemioterapia jest skuteczna przy leczeniu raka i zmniejsza ryzyko wznowy, ale niestety wyniszcza organizm. Jest stu procentowa pewność, że po jakimś czasie zaczną Pani wypadać włosy. Istnieje także prawdopodobieństwo, że osłabi to lub wyniszczy jakiś narząd, który z kolei też będzie musiał być leczony.

- Czy to już wszystko? – zapytał tata.

- Jeszcze nie – odpowiedział lekarz i znów zapisał coś w dokumentach – jak córka ma na imię? – zapytał i spojrzał na mnie. Dlaczego o to pyta?

- Gabriela – szepnęłam ledwie słyszalnie.

- A więc Gabi, jeśli pozwolisz, że będę się do ciebie tak zwracał, ty też będziesz musiała przejść badania.

- Dlaczego? – poderwała się mama. Dopiero teraz dała po sobie poznać, że coś nią wstrząsnęło.

- Proszę mi powiedzieć, czy Pani matka żyje?

- Nie, zmarła kilka lat temu w wypadku samochodowym – odpowiedziała.

- W takim razie te badania będą konieczne. Chodzi o to, że czasami komórki nowotworowe są przenoszone w genach. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, dlaczego rak rozwinął się u Pani, więc profilaktycznie Gabi będzie musiała co jakiś czas przechodzić badania.

- Rozumiem – odpowiedziałam beznamiętnym tonem. Jakoś nie zrobiło to na mnie większego wrażenia niż cokolwiek do tej pory.

- Dobrze, więc pozostaje nam tylko umówić się na dalsze badania.

- Jak długo będziemy musieli czekać? – zapytał tata.

- Jak już mówiłem trzeba działać szybko, więc termin na USG wystawiam Pani już na piątek, przy okazji pobierzemy krew i wykonamy inne krótkie badania. Później poczekamy na wyniki i ustalimy termin operacji.

- Kiedy jest termin badania dla córki? – odezwała się mama.

- Myślę, że będzie to możliwe dopiero po Pani operacji. Szczegóły tego obgadamy w piątek, jak będę wiedział coś więcej. Na dzisiaj to wszystko – wypowiedział zapragnione przeze mnie słowa i wstał.

- Proszę stawić się w piątek o jedenastej – podał nam dłoń – i proszę być dobrej myśli.

- Dziękujemy, do widzenia – powiedział tata.

Droga powrotna do domu minęła nam w milczeniu. Mama odezwała się dopiero gdy wchodziliśmy do domu:

- Gabi pomożesz mi z obiadem? – zapytała.

- Okej – odpowiedziałam i poszłam umyć ręce. Trochę zeszło nas w szpitalu. Myślałam, że potrwa to krócej, a nie było nas w domu przez pięć godzin.

- To co przyrządzimy?- zapytała.

- A na co masz ochotę?

- Dziewczyny ja muszę jechać do mechanika – wtrącił się tata. – Niestety wam nie pomogę.

- Jasne, jasne specjalnie się wykręcasz- żartuje. Tata uśmiechnął, pocałował mnie w czoło i wyszedł.

- To może zróbmy coś szalonego, co? – śmieje się mama. – Poszukam czegoś w książce z przepisami – wyszła do salonu, a ja parzę dla nas herbatę.

- Wiem! – krzyczy – Zrobimy polędwice wieprzową nadziewaną łososiem w otoczce z farszu z cielęciny z dodatkiem wątróbki i szparag, zawinięta w szynkę parmeńską i kapustę włoską w sosie z groszku cukrowego! – kiedy kończy, wchodzę do salonu i czytam przepis.

- Mamo to jest trudniejsze do wymówienia niż do zrobienia – śmieję się.

- No to proszę bardzo do roboty – mówi i mnie ponagla.

***

Przy przyrządzaniu tego dania miałyśmy niezły ubaw i nieco kłopotów, ale warto było. Wszyscy po zjedzeniu stwierdziliśmy, że było pyszne. Jestem z siebie zadowolona, bo pomimo że zbierało mi się kilka razy na płacz to nie zrobiłam tego. Nie płakałam ani raz przy mamie. Cieszę się bo chyba nam obu udało się o tym wszystkim chwilami zapomnieć.

Kiedy skończyliśmy jeść i posprzątałam po objedzie, zadzwoniłam do Patryka i ustaliliśmy, że to ja do niego przyjdę. Opowiedziałam mu co się stało. Był nieco zaskoczony i chyba nie bardzo wiedział co ma mówić. Choć było miło, to nie spędziłam z nim dużo czasu, bo znów musiał gdzieś wyjść. Po raz kolejny się na nim zawiodłam. Myślałam, że będzie przy mnie i będzie mnie wspierał, a on znów mnie wystawił. Nie poprawiło to mojego humoru, a tylko go pogorszyło.

Paulina zaproponowała, że przyjdzie do mnie, ale się nie zgodziłam. Było już późno, a poza tym miałam ochotę pobyć sama. Poczytać trochę o tym w Internecie i dowiedzieć się czegoś więcej. A potem znów płakać i analizować pytania, które wróciły.

 

***

Siódma rano. Za pół godziny autobus do szkoły. Mama jednak nakłoniła mnie, żebym poszła. Chociaż ciężko to sobie wyobrażam, to zgodziłam się. Humor od rana mi nie dopisuje i znowu płakałam, więc chyba nie będzie lekko.

Dopijam kawę, ubieram buty i wychodzę. Autobus przyjeżdża punktualnie i na szczęście nie jest przepełniony. Po pięciu minutach zatrzymujemy się na przystanku i wchodzi Mateusz.

- Cześć – mówi i mocno mnie przytula.

- Hejo – odpowiadam i odwzajemniam uścisk.

- Jak się dzisiaj czujesz?

- Nie najlepiej.

- Ej, musisz się więcej uśmiechać. Uwielbiam widzieć cie wesołą – żali się. Nie wiem jak on to robi, ale uśmiecham się. Nie jest to wymuszony uśmiech, tylko szczery.

- Lepiej? – pytam i zaczynam się śmiać.

- Dużo lepiej – podsumowuje i całuje mnie w czoło. – Przyjdę do ciebie po szkole. Albo nie, ty przyjdź do mnie.

- Nie wiem czy mam ochotę gdzieś wychodzić – odpowiadam zgodnie z prawdą.

- Ale to nie było pytanie – uśmiecha się.

- Chcesz mi powiedzieć, że nie mam innego wyjścia?

- Tak, oznajmiam ci, że dzisiaj po szkole jedziemy do mnie – mówi i wyciąga mi telefon z kieszeni. – Właśnie napisałem twojej mamie, że idziesz dzisiaj do mnie – oddaje mi urządzenie.

- No dobra, niech ci będzie – przytulam się do niego i czuję słodki zapach perfum.

Pod szkołę dojeżdżamy po piętnastu minutach. Mateusz poszedł spotkać się z Zuzką, a ja z Pauliną. Widzę ją pod salą, w której mamy mieć lekcje.

- Hej, jak się czujesz? – pyta i przytulamy się.

- Paulina – kręcę głową – nie musisz o to pytać. To nie ja jestem chora.

- Wiem, przepraszam, ale w ogóle nie mam pojęcia co mam mówić – siadamy na ławce.

- Mówiliście nauczycielom? – pytam.

- Nie, a chcesz, żebyśmy powiedzieli?

- Chyba nie. Wystarczy mi już dwójka pocieszycieli – uśmiecham się. – A ty, kiedy wyjeżdżasz? – pytam niepewnie. Widzę, że na jej twarzy pojawia się grymas.

- We czwartek – oznajmia.

- To… szybko – odpowiadam zaskoczona. Mówiła, że to będzie po maturze, ale nie spodziewałam się, że tak od razu.

Rozmawiamy jeszcze chwilę i przerywa nam dzwonek na lekcje. Sprawdzian z Żyletką, na którego się nie nauczyłam, nie wróżył nic dobrego. Na szczęście Paulina mi pomogła i napisałam choć trochę.

Patryka znów nie było w szkole. Napisałam mu SMS-a, ale nie odpisał. Jego zachowanie zaczyna być powoli irytujące. Kiedy jeszcze nie dawno mogło by się wydawać, że moje uczucia były silne, tak teraz z każdym dniem słabną. A to tylko ze względu na brak kontaktu z nim. Albo ja nie mogę się z nim spotkać, albo on ciągle się wymiguje. Nawet nie ma dla mnie czasu, żeby porozmawiać.

Kolejne lekcje mijają mi tak, jak przypuszczałam. Nudziłam się, nie słuchałam i myślałam o mamie. Plus w tym taki, że przynajmniej nie muszę przepisywać lekcji.

Razem z Matim zdecydowaliśmy, że idziemy zjeść najpierw jakieś ciacho. Wybraliśmy się tradycyjnie do Prymusa. Ja zamówiłam kremówkę i kakao, a on wuzetkę i kawę.

- Ja to wiem, co kobiecie może poprawić humor – żartuję.

- Tak, wiesz też jak sprawić, żebym przytyła – mówię i uśmiecham się. Uśmiecham się. Po raz kolejny ten chłopak sprawia, że na mojej twarzy gości uśmiech.

- Oj tam, oj tam – śmieszy mnie, kiedy niezdarnie je swoje ciastko. Brodę ma całą w bitej śmietanie, ale stwierdzam, że szkoda by było, gdyby się zorientował.

Przychodzi do niego SMS.

- Zuza? – pytam, kiedy widzę, że na jego twarzy pojawia się grymas.

- Tak, robi mi wyrzuty – wyznaje.

- Może ma rację? – mówię, chociaż wcale tak nie uważam. Chcę tylko, żeby sam zadecydował czy to co robimy to coś złego.

- Chyba nie ma – mówi i uśmiecha się do mnie. W końcu orientuje się, że jest cały w bitej śmietanie.

Śmiało mogę stwierdzić, że ja też uwielbiam patrzeć, jak on się śmieje. Bije wtedy od niego takim ciepłem i spokojem, który sprawia, że ja też mam ochotę to robić.

- Gabi, Gabi – pstryka mi palcami przed twarzą – czemu nie jesz?

- Przepraszam, zamyśliłam się.

Dopijamy i dojadamy to co nam zostało i wychodzimy. Kierujemy się do jego domu. Po drodze wypożyczamy jakiś film i kupujemy chipsy. Okazuje się, że jego rodziców nie ma. Mateusz włącza film i siadamy na jego łóżku. Znowu czuję słodki zapach jego perfum. Ten rodzaj stanie się chyba moim ulubionym.

- Komedia romantyczna. To co najbardziej wolą dziewczyny, a nienawidzą chłopaki – narzeka.

- W sumie, obojętne mi co oglądamy – odpowiadam zgodnie z prawdą. Nawet nie słucham co mówią aktorzy. Lecz z grzeczności patrzę na telewizor. Śmieję się kiedy on to robi i potakuję kiedy mnie o coś pyta.

Jestem zaskoczona, kiedy mniej więcej w połowie filmu, kładzie się na łóżku i kładzie głowę na moich kolanach. Przez niego nawet nie udaje mi się patrzeć na telewizor. Przyglądam mu się. Patrzę jak w równomiernych odstępach czasu jego klatka piersiowa podnosi się i opada. Patrzę kiedy zabawnie marszczy czoło w momencie, gdy czegoś niedosłyszał. Patrzę na jego usta, których nie mam ochoty pocałować.

Oczywiście, że mam ochotę je pocałować.

Jednak nie robię tego. Nie chcę jeszcze bardziej komplikować sytuacji, która już i tak nie jest prosta. Próbowałam się powstrzymać i mieć ręce przy sobie, ale po chwili nie wytrzymuje i wplątuje je w jego włosy. Kiedy je przeczesuję i bawię się nimi, stanowi to dla mnie większą atrakcje od filmu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Neli 05.03.2016
    Tym razem wypiszę kilka błędów, które znalazłam:
    ,,Nawet zawsze spokojny tata, dzisiaj zachowuje się inaczej" - wydaje mi się, że przecinek jest zbędny.
    ,,- Gabi (przecinek) to ma sens."
    ,, Siedzenie w domu nic ci nie da (kropka) – (z wielkiej litery) w jej oczach widać troskę.
    ,,- Tak, to mój mąż i moja córka (kropka) – (z wielkiej litery) mama wskazuje na mnie, uśmiechając się"
    ,,- Córka tak samo piękna jak Pani" - w tym i wielu innych przypadkach nie rozumiem dlaczego ,,Pan", ,,Pani" piszesz z wielkich liter?
    ,,będzie wykonany komplet badać." - badań
    ,,- Jasne, jasne specjalnie się wykręcasz- żartuje." - żartuję
    ,,Tata uśmiechnął, pocałował mnie w czoło i wyszedł." - brakuje ,,się"
    ,,Cieszę się bo chyba nam obu udało się o tym wszystkim chwilami zapomnieć." - przed ,,bo" stawiamy przecinek
    ,,Uwielbiam widzieć cie wesołą" - cię
    ,,- Ja to wiem, co kobiecie może poprawić humor – żartuję" - żartuje.
    ,,Próbowałam się powstrzymać i mieć ręce przy sobie, ale po chwili nie wytrzymuje i wplątuje je w jego włosy." - nie wytrzymuję, wplątuję
  • Judy 05.03.2016
    Dzięki za komentarz i ocenę :D
  • Judy 05.03.2016
    A jeśli chodzi o "Pan" i "Pani" z wielkiej litery, to w sumie sama nie wiem hehe po prostu wydawało mi się, że tak powinno być napisane, bo przecież lekarz się do niej zwraca. Nie wiem, może się mylę.
  • Robert. M 12.03.2017
    To prawda. że gdy wszystko się układa, to kakao czy wuzetka nie może stanowić o problemie, najważniejsze kwestie podsuwa życie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania