Zapisy z Edenu Upodlonego – część druga z kilku zaledwie
Pisał mi wiersze, ale ja nie bardzo się znałam. Owszem, mnie się podobały, choć ciężko mi ocenić czy były faktycznie dobre. Mądrzejsze głowy by to zrobiły, ale nie ja.
Mój Literat był studentem, a ja nigdy nie spytałam co tak właściwie studiował. A on się wcale za to nie zezłościł. Pytał mnie czy lubię zachody a ja na to, że i owszem, ale wolę widok deszczu na szybie albo kranówy w szklance.
Uśmiechał się i wiedziałam, że mu się taka odpowiedź podoba. Żyliśmy w dziwnych czasach, to i rozmawiać trzeba było dziwnie.
Pisał mi te wiersze, ale nie wiem czy to faktycznie był dowód sympatii, czy nie miał ich komu pokazać. W każdym razie nie wnikałam i chowałam je u siebie.
Raz jak było tak naprawdę mrocznie, złapał mnie za rękę. A ja poczułam, że każdy najdrobniejszy lęk odchodzi, ucieka daleko, w nieznane. I właśnie ja też chciałam tak uciec.
Literat mówił, że nasz Eden jest wyjątkowo upodlony. Zbrukany, rozdarty, opluty i stłamszony. Ale różnice się na tym nie kończyły, bo przecież nas z Edenu nikt nie chciał wygnać. Nas tu trzymali na siłę, więzili jak psy na łańcuchach. Gdy wypuszczał dym, to zawsze patrzył w górę i chyba czekał.
Słońce zachodziło coraz częściej. I faktycznie te zachody…
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania