Poprzednie częściŻycie z Końmi - Rozdział III.

Życie z Końmi - Rozdział IV

Nadal byłam w terenie z Pauliną. Rozmawiałyśmy dość mało. Byłam załamana sprawą mojej siostry. Liczyłam, że kiedy wrócę do domu zastane tam rodziców i dowiem się bardziej co z Roksaną. Paula starała się mnie jakoś pocieszać, ale smutny humor mi nie przechodził. Kłusowałyśmy trochę. Paulina dopiero uczyła się galopu, ale była w stanie kawałek zagalopować. Poskakałam trochę na Siwej. Jak nigdy nie przeszkadzało mi, to że Drachma robiła zapas i wybijała się za wysoko. Skakałam trzymając się jedną dłonią. Paulina bała się skakać więc nie ryzykowała. Pojechałyśmy nad zalew i postanowiłyśmy, że konie pójdą brzegiem po wodzie. Tam gdzie była trzcina wchodziłyśmy za nią. Drachma spokojnie stąpała dotykając ziemi. Mi jednynie nalało się trochę do butów. Polka- Polinezja- Niestety była zanurzona po grzbiet, że widać było jej tylko szyję. Paulina się wykąpała do połowy. Wracałyśmy powoli do domu. Pod górkę za kłusowałyśmy. Niespodziewanie oby dwie klaczki ruszyły nam galopem. Nie mogłyśmy ich zatrzymać. Galopowałyśmy do końca drogi. Siwa podrywała się do cwału i nawet kawałek cwałowała, ale ją wyhamowałam. Na samym końcu było ogromne drzewo leżące na drodze. Drachma przeskoczyła przez to idealnie. Bardzo poprawił mi się humor. Czułam, że klaczka robi coraz większe postępy i bardzo się z tego cieszyłam. Polinezja również podrywała się do cwału, ale Paulina starała się cała drogę ją hamować. Polka tuż przed drzewem bardzo gwałtownie wyhamowała, że Paula nie była w stajnie się na niej utrzymać. Spadła gwałtownie tuż obok drzewa. Bardzo pobladłam i automatycznie zsiadłam z Drachmy. Paulina na szczęście leżała przytomna. Pomogłam jej wstać. Pytałam się czy wszystko w porządku itd.Na szczęście Paulina była jeszcze na siłach aby wsiąść na Polkę. Oprowadziłyśmy ją za drzewem aby nie przeskoczyła. Pomogłam Paulinie wsiąść na nią a zaraz potem wsiadłam ja na Drachmę. Dziewczynę strasznie bolała głowa i plecy. Całą drogę do domu pojechałyśmy stępem. Musiałam odprowadzić Paulinę aż do domu. Kiedy dojechałyśmy natychmiastowo opowiedziałam jej mamie co się stało. Pauliny stan się pogarszał. Jej mama poszła z nią do domu. Paula przebrała się umyła i wsiadła z mamą do auta. Najprawdopodobniej jechały do lekarza aby ją przebadał. Zaopiekowałam się Polinezją. Odstawiłam ją do boksu i dorzuciłam trochę siana. Z Drachmą wracałam już galopem do domu.

Byłam już w stajni. Rozsiodłałam ją, obmyłam z mułu, sprawdziłam kopyta, i wprowadziłam do boksu. Dorzuciłam jej siano, ponieważ zawsze po terenach Siwa jest bardzo głodna. Przypomniało mi się o Roksanie. Odłożyłam sprzęt na miejsce i pobiegłam do domu. Wpadłam jak szalona. W wiatrołapie zdjęłam buty i trzasnęłam drzwiami po czym popędziłam do kuchni. Rodzice siedzieli przy kuchennym stole. Najwyraźniej na mnie czekali.

-I co?! - zapytałam.

- Roksana leży w szpitalu. - odpowiedział ze smutkiem tata, bo najwyraźniej mama nie była w stanie nic o tym powiedzieć.

-Jak to?!- nie dowierzałam - Kiedy z tego wyjdzie?

-Nie wiemy. - odpowiedział smętnie tata. - Teraz Igor będzie pod twoją opieką.

-Jak mam się nim zaopiekować to się zaopiekuję. - odpowiedziałam. - A wy?

-My będziemy pracować i będziemy resztę dnia u Roksany. Co noc w domu ktoś z nas będzie. Dyżury przy Roksanie w nocy muszą być. Nie jest ona w tak ciężkim stanie, ale ktoś dorosły musi przy niej być.

-Będę, kiedyś mogła ją odwiedzić?- zapytałam.

-Jak będzie już dużo lepiej to oczywiście. - odpowiedział tata.- będziesz musiała dopilnować aby Igora rano wstał, zjadł śniadanie, umył się iaktywnie spędzał cały dzień tym bardziej, że macie wakacje. Ok. 13 godziny codziennie będziesz robić obiady. Igor może jeździć na koniach, ale ma nie spędzać połowy dnia przed telewizorem lub komputerem. Teraz nie możesz tak często wyjeżdżać z koleżankami na jazdy, ponieważ on nie może sam zostawać w domu.

-Dobrze. - odpowiedziałam pokornie.

-Aha! I jeszcze jedno.- powiedział tata.- Jedyny dzień, w którym najdłużej będziemy z wami w domu to niedziela. Rozważyliśmy decyzję koni.

-Tak? - zapytałam niepewnie.

-Wiemy, że konie bardzo rozluźniają. I wraz z mamą chcemy zaadoptować jeszcze dwa.

-No dobrze .Ale jak ja sobie sama poradzę z piątką koni?! - tu już mi się nie spodobało.

-Spokojnie na pewno koleżanki ci pomogą. - odpowiedział tata.

-Nie chodzi mi o boksy, ale o to jak ja jem mam wyprowadzać na te dalsze pastwiska! - oburzyłam się.

-No mówię. Koleżanki Ci pomogą.

-No OK. A, kiedy zamierzacie pojechać po te konie? - zapytałam.

-W tą niedzielę. -odpowiedział tata.

-OK. Idę na chwilę do stajni. - powiedziałam i ze spokojem poszłam do stajni.

Dałam koniom już wieczorne siano, ponieważ była już godzina 19.00. Wygłaskałam wszystkie konie i usłyszałam jakieś dziwne dźwięki. Pukał jakiś metal, coś się ocierało jakby o stajnie. Dźwięki dochodziły z tyłu stajni. Nie mogłam wytrzymać. Poszłam za stajnię. Nagle stanęłam jak wryta. Za stajnią stał piękny, gniady, wysoki ogier. Pobiegłam jak najszybciej po tatę i pokazałam mu ślicznego gniadosza. Był to jeden z koni ze schroniska, które jest o wieś dalej. Tata zadzwonił do nich i zapytał się czy możemy go zaadoptować skora już u nas jest. Bez żadnego problemu schronisko się zgodziło. Przekazało nam niezbędne informacje i powiedziano, że paszport dostarczą w poniedziałek. Akurat dzień przed mieliśmy jechać po konia dla mamy. Tacie bardzo spodobał się ogier i powiedział Że to jest już jego koń.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • NataliaO 01.05.2015
    trochę ten początek wydawał mi się ciężki w opisie, potem już bardziej się płynęło. 4:)
  • Neli 05.06.2015
    Zdarzyły się powtórzenia, jednak ładne to opowiadanie :)
  • Pisarka ^.^ 06.06.2015
    Dzięki wam wielkie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania