Ciemna Strona Miasta Wichrów: Lilly Marleen cz.7

Umbra.

 

Artur odruchowo zamknął oczy wpadając do wody; buty i mokre ubranie od razu pociągnęły go w dół. W panice zaczął się miotać tylko po to, by boleśnie uderzyć kolanem o coś twardego. Działając instynktownie podkurczył nogi i odbił się od dna, by jak korek wystrzelić na powierzchnię. Po kilku sekundach zorientował się, że woda sięgała mu zaledwie do piersi, a na dodatek znajduje się może z pół metra od brzegu. Odgarniając mokre włosy z twarzy usłyszał perlisty, kobiecy śmiech:

-Hahaha! Wybacz, ale… Hahaha! Wyglądasz jak szczeniak, które wpadł do miski z wodą!

Chłopak spojrzał w kierunku brzegu. Zamiast wiekowej Maoryski siedziała tam młoda, ciemnoskóra dziewczyna: jej długie, czarne włosy splecione w misterny warkocz opadały na plecy, dekolt prostej, skórzanej sukni pokazywał ledwo przykryte jędrne piersi koloru jasnych orzechów, podczas gdy bose nogi wesoło pluskały się w tafli wody. Jednakże, gdy spojrzał w jej oczy, od razu zrozumiał, że dalej rozmawia z tą samą kobietą: tak głębokiego spojrzenia, pełnego mądrości zdobytej w długim życiu pełnym zarówno bólu jak i szczęścia nie mógł mieć nikt w wieku, na który obecnie wyglądała.

-Jest pani… znaczy jak… Co się stało? – Zdołał wreszcie wyjąkać.

-I jak, podobam ci się? – Odparła kobieta uśmiechając się zalotnie. – Chyba jest nieźle, jak na kogoś pamiętającego bitwę pod Gallipoli?

Artur, unikając jej wzroku ślamazarnie wyszedł na brzeg. Od razu poczuł dokuczliwe zimno. Mimo tego, że jeszcze przed chwilą była ciepła, jesienna noc, teraz miał wrażenie jakby wszedł do chłodni.

- Zdejmij to mokre ubranie. Co prawda przeziębienie ci nie grozi, ale przyjemne to na pewno nie jest. Rozwieś je przy ognisku – dodała pokazując zgrabnie ustawiony mały, płonący stosik, który poza księżycem był też jedynym źródłem światła.

Ściągnąwszy koszulkę i spodnie istotnie poczuł się ciut lepiej, ale po chwili zdał sobie sprawę, że siedzi praktycznie nagi przed obcą kobietą.

-Chyba nie się mnie nie wstydzisz? –Zaśmiała się dziewczyna. – Uwierz mi, mogłabym być twoją prababką!

-Jak na prababkę wygląda pani dość młodo – powiedział czerwieniąc się Artur.

-Tak wyglądałam, gdy zjawiłam się tutaj po raz pierwszy, w roku pańskim 1912, mając wtedy szesnaście lat. Mój ojciec nakrył mnie na spotkaniu z ukochanym, wpadł w szał, padły ciosy…Jak próbowałam chronić mojego lubego, sama zostałam uderzona, długo tłumiony szał dał wtedy nagły upust w postaci mojej pierwszej Przemiany. Gdy doszłam do siebie uciekłam, znalazłam jezioro… chciałam się utopić, mając ciągle przed oczyma te dwa ciała i swoje zakrwawione ręce. Jednakże zamiast tego trafiłam tutaj, gdzie duchy mi wszystko wyjaśniły. – Kobieta patrzyła krótką chwilę przed siebie niewidzącymi oczami, po czym dodała – Tutaj zawsze wyglądasz tak, jak gdy trafiłeś po raz pierwszy. Niemal zawsze…-dodała po chwili.

-Duchy? Gdzie my właściwie jesteśmy? Czy to jakaś kraina umarłych? – Zapytał zdziwiony Artur

-Duchy świata i, idei; duchowe odbicia roślin i zwierząt. Duchy myśli i uczuć, nawet duchy przedmiotów i skał… ale nie ludzi, nie w takim sensie jak myślisz. Niektóre z nich są mądre i potężnie niczym bogowie z ludzkich mitologii, inne proste i ledwo świadome.

- Weź ubranie i chodź za mną! – Rozkazała wstając raptownie. Jej skóra błyskawicznie pokryła się długą, brązową sierścią, delikatność dziewczęcego ciała została zastąpiona brutalną grą mięśni; piękna twarz stała się długim, wilczym pyskiem pełnym ostrych kłów. Jednym skokiem znalazła się na stromej ścianie jaskini, jej pazury wbiły się głęboko w skałę, po czym niby alpinista zaczęła się bez większego wysiłku wspinać na kilkumetrowe urwisko.

Artur nerwowo przełknął ślinę, chwycił w jedną rękę wciąż wilgotne ubranie i zarzuciwszy je na ramię podszedł do ściany – była śliska, wilgotna i niesamowicie stroma. Eksperymentalnie spróbował znaleźć jakieś oparcie dla dłoni, lecz nie potrafił się niczego uchwycić. Zrezygnowany popatrzył na swoje ręce i spróbował świadomie zmienić ich wygląd. Bezskutecznie – nieważne jak długo na nie patrzył, wciąż miał przed sobą te same dłonie osiemnastolatka, zakończone obgryzionymi paznokciami zamiast pazurami.

-Ja nie wiem jak… - zaczął.

-Nie myśl, nie próbuj tego kontrolować – usłyszał w odpowiedzi. Jego przewodniczka klęczała nad krawędzią patrząc z góry na Artura. – Czy potrafisz kontrolować bicie serca? Pracę wątroby? Pierwsze przemiany są zawsze trudne, to trochę tak jakbyś uczył się chodzić albo jeździć na rowerze: początkowo za dużo o tym myślisz, próbujesz wszystko kontrolować tracąc równowagę, dopiero potem zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę twoje ciało potrafi się utrzymać samo w pionie. Po prostu musisz chcieć się zmienić.

„No dobra, chcę się zmienić” – pomyślał Artur. Zamknął oczy i wyobraził sobie, że ponownie wygląda jak podczas jego walki w barze O’Tolleya. Bez efektu. Sfrustrowany uderzył pięścią w ścianę i natychmiast tego pożałował, gdy ból eksplodował w jego dłoni.

-Ja pierrrrrrrrr... Grrrrr!!- Niedokończone przekleństwo zamieniło się w warkot, gdy bolesny skurcz targnął jego ciałem. Skóra napięła się, robiąc miejsce dla gwałtownie rozrastających się mięśni i kości, by po chwili pokryć się gęstym włosiem koloru piasku, boląca dłoń zmieniła się w potężną łapę zdolną łamać kości. Zamglonymi bólem oczami Artur patrzył jak świeże rozcięcie na skórze goi się nie pozostawiając śladu.

Ból minął równie szybko jak się pojawił, jednakże chłopak miał wciąż problem z koncentracją: czuł niepochamowany gniew, miał ochotę rzucić się na kogoś, na cokolwiek i rozerwać to na strzępy, zatopić zęby i czuć na języku ciepłą krew…

-Nie daj się ponieść szałowi! – Usłyszał dobiegające gdzieś z góry. – To ty masz go kontrolować a nie on ciebie!

Z olbrzymią trudnością Artur skoncentrował się nad swoim celem – „Mam się wspinać…nie… walczyć…”. Ponownie podskoczył usiłując złapać oparcie dla palców: Jego ostre pazury bez problemu przebiły twardą skałę a silne mięśnie uniosły nowe ciało. Ciut niezgrabnie, wciąż ucząc się z każdym ruchem zdołał wydostać się na powierzchnię. Stanąwszy ponownie na ziemi uniósł wysoko pysk, a z jego gardła wydobył się tryumfalny skowyt.

-No, nie podniecaj się tak, pierwsza świadoma przemiana może wydawać ci się nie lada osiągnięciem, ale dopiero początek długiej nauki. – Powiedziała dziewczyna patrząc na stojącego przed nią dwuipółmetrowego potwora.

-Ubranie. Całe. Czemu? – Artur wycharczał wskazując najpierw na swoją odzież a potem na suknię swojej nauczycielki. W obecnej postaci miał problemy z wymową, co więcej wciąż musiał walczyć z rządzą mordu.

-Bo to to jest MOJA p?eru – odparła dziewczyna używając maoryskiej nazwy ubioru. – Jest ze mną zawsze, w każdej postaci. Ty masz tylko rzeczy, które nosisz, ubranie które kupiłeś i pewnego dnia wyrzucisz. Oznacz je, jako prawdziwie twoje, a będzie ci służyć dużo dłużej i nie rozerwie się na strzępy, gdy zmienisz postać. Ale to dyskusja na inny czas. Teraz rozejrzyj się.

Artur spojrzał wokoło: zamiast budynków sklepów z przedmieść Wellington zewsząd otaczała go łąka. Pośród wysokich traw dostojnie przechadzały się olbrzymie ptaki. „Moa!”- Pomyślał –„Ale przecież one wyginęły ponad 100 lat temu!”. Ptaki rozpierzchły się nagle, gdy pomiędzy nie, niczym grom z jasnego nieba wpadł olbrzymi orzeł.

Ponad nim, olbrzymi księżyc zdawał się wypełniać cały nieboskłon, jego blask był tak silny, iż Artur nie mógł dostrzec żadnych gwiazd… prawie żadnych: Jeden czerwony punkt na niebie niczym źrenica jakiegoś gada zdawał się patrzeć w dół, niczym wąż na swoją ofiarę. Chłopak poczuł, że sierść na karku zjeżyła mu się a uniesione wargi odsłoniły kły, czuł nagle całym sobą, jak bardzo groźne, jak złe jest to coś.

-Uspokój się chłopcze, nie bądź psem, który szczeka na gwiazdy.-Powiedziała z dziwnym smutkiem dziewczyna. –Instynkt cię nie zawodzi, gwiazda Anthelios jest złym znakiem… i z każdym rokiem jest bardziej widoczna. Mędrcy twierdzą, że to znak końca, że nadchodzi apokalipsa, Ragnarok, czas ostatecznej bitwy. Ale nim do tego przejdziemy, zrób wpierw coś innego: zamknij oczy i spróbuj poczuć ten świat całym sobą.

Artur oderwał wzrok od swego obiektu nienawiści i zamknąwszy oczy usiłował się wyciszyć. Pod bosymi stopami czuł miękką trawę, jej zapach dobiegał do niego dużo silniej niż w ludzkiej postaci. Dokuczliwe zimno, które doznał, gdy pojawił się w tym dziwnym świecie było jedynie lekkim dotknięciem chłodu, o dziwo czuł też na sobie padające promienie księżyca. Gdzieś z oddali dobiegł go zwierzęcy krzyk, lekki szum wiatru, szelest traw… Już miał tworzyć oczy, gdy poczuł coś jeszcze: każde źdźbło trawy, każdy kamyk zdawał się emanować czymś… dziwnym. Chłopak uklęknął i dotknął twarzą ziemi: gdzieś, na krańcach świadomości zdawał sobie sprawę, że ponownie jego ciało się zmienia, lecz sam skupił się na czymś innym, gdyż całym sobą, każdym kawałkiem swojej duszy odczuwał, że ziemia, trawy i wszystko co w nich żyło go kocha, niczym matka kochająca swoje dziecko. Miał ochotę wtulić się w nią, zasnąć i być szczęśliwym do końca życia, niczym niemowlę przytulone do matczynej piersi. Jednakże po chwili zdał sobie sprawę, że coś nie jest w porządku – pomiędzy matczyne ciepło wdzierał się ból i smutek, jaki odczuwa ciężko chora osoba, która wie, że wkrótce pozostawi swoich bliskich. Oczy Artura wypełniły się łzami, ponownie tej nocy uniósł pysk ku niebu by zawyć, lecz tym razem w smutku i rozpaczy.

Otwarłszy oczy zobaczył nad sobą twarz swojej nauczycielki, o dziwo wydawała się teraz nad nim górować. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, iż to on zmienił rozmiar – spojrzawszy w dół, zamiast rąk – czy to ludzkich czy wilkołaczych – jego ramiona kończyły się wilczymi łapami.

-W zwierzęcej postaci łatwiej ją poczuć – powiedziała smutno dziewczyna. – Gaja, nasza matka, duch wszystkiego, co żyje. To ona przed wiekami stworzyła nas, byśmy strzegli równowagi, dała nam siłę byśmy mogli ją chronić… lecz ją zawiedliśmy. Widzisz, oprócz niej istnieją inne siły na tym świecie, trzy największe z tych, które współistnieją z nią to Tkaczka, Żmij i Wyld, zwany również Dzikunem. Ta trójca od zawsze tworzyła duchowy materiał wszechświata: Dzikun jest czystym chaosem tworzenia, potencjałem tkwiącym w każdym nasieniu, które ma szansę stać się potężnym drzewem, zwierzęciem czy człowiekiem. Tkaczka używa ten potencjał tworząc swoje wzory, bacząc by wszystko biegło zgodnie z jej planem, by orzeł miał skrzydła a dąb potężne gałęzie. Wreszcie Żmij jest nieuchronnym końcem wszystkiego: śmiercią, zgnilizną, pożarem czy powodzią… Jednakże z tej śmierci rodzi się nowe życie, dając szansę Dzikunowi by zaszczepić mu nowy potencjał możliwości. Ten cykl trwał niezmierzone tysiąclecia, lecz Tkaczka była niezadowolona ze swej roli, bo gdy tylko coś kończyła Dzikun podsuwał jej nowe zadanie a Żmij niszczył skończone dzieło. Próbowała więc ich powstrzymać: Wyld był zbyt nieuchwytny by go złapać, lecz Żmij nie miał tyle szczęścia, został pochwycony i uwięziony wewnątrz jej olbrzymiej pajęczyny. Nieważne jak mocno się wyrywał, sieci trzymały go twardo; nie mogąc się wyrwać oszalał. W swym szaleństwie zrozumiał, że jego jedyną szansą na ucieczkę jest zniszczenie całego stworzenia, wymazanie całego świata duchów. Zaczął więc powoli zatruwać dzieła Tkaczki swoją esencją i odtąd wszystko co tworzyła, niosło w sobie jego śmiertelny jad. Ponieważ ludzie, ze swoimi zdolnościami do tworzenia byli zawsze ulubieńcami Tej-Która-Tka odczuli ten jad najsilniej: walka o pokarm przerodziła się w zabójcze, wyniszczające wojny, ich serca wypełniła żądza, nienawiść i chęć posiadania. Najgorsza chyba jest apatia, która ukazuje pustkę ich dusz i powolną śmierć ducha.

 

-Chodź, pójdziemy w kierunku miasta, pokażę ci jak wygląda jego duchowe odbicie.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Mirmil 01.02.2015
    Hmm, teraz widzę że kodowanie strony zjadło znak diaktryczny nad "e" w słowie "peru" (sukienka, ubranie).
  • Prue 01.02.2015
    Bardzo jestem zadowolona, że nadal masz świetny poziom w opowiadaniu, zdarzają się małe potknięcia. Jednak opowiadanie ma ciekawą treść, fabuła interesująca. Czyta się z ciekawością. Dam 5
  • wolfie 01.02.2015
    Bardzo dobrze prowadzisz dialogi i świetnie opisujesz. Każdy kolejny rozdział jest tak samo dobry, jak poprzedni. Czekam na kolejną część :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania