Drabbelek - Tragiczne skutki nieodpowiedniego z trutką obchodzenia się
Świętojańskimi czasy wylazłem. Stanąłem. Burknąłem: „dobry wieczór”! I co? Nico! Cisza. To ja ponownie… I znowu: pstro. Spokój. Odwieczność. Transcendencja. Monodia świerszczy. Ropuch – w tle. Burdon – nisko. Może sówka? Cykania. Rechoty. Spozieram. Są. Światełeczka. Całe mrowie księżyców, supernowych. Czuję, że… Żyję, bo… Myślę, więc… Nie jestem sam. Jej ścierw spoczął obok mego. Jam jest: zabójca. Z patrzałek spłynęła jej rosy krwawa kropelka. Boże! Szkoda wielka! Zanadto aura baju-baju, by się unicestwiać wzajem. Na pałąku piąstki zacisnąłem. Bolą mniĘ. Ale od chmurnych żałości się powstrzymałem. Z drugiej strony: trzeba było wreszcie deratyzować – odkuniać. Szkoda, że na tym polu poległem też ja.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania